Liban to nie kraj, lecz przesłanie. Chociaż ma niewielką powierzchnię, jest opowieścią, której końca nie widać

Patriarcha rozmawiał z prezydentami Francji czy Ameryki i uważa, że oni byli naiwnymi głąbami. Tylko nie nasz papież, który wiedział i rozumiał ten region. On czuł Liban, jego unikalność i specyfikę.

Paweł Rakowski

Mkniemy przez siedliska ludzkie, które nijak się mają do Bliskiego Wschodu, który znałem. Miast małych, przyklejonych do siebie, niewykończonych domków, widzę potężne bloki, wielkie przestrzenie, neony, i wszystko jest z górki lub pod górkę. (…)

Po Dahiyi przejeżdżam przez Zachodni, sunnicki Bejrut. O, to już znam, prawdziwy Lewant. Brud, brak harmonii, anarchia przestrzenna. Nim oczy przyzwyczaiłem do widoku, minęliśmy tzw. „zieloną linię”, a więc granicę między miastem muzułmańskim i chrześcijańskim. – Tu jest prawdziwe życie – chwali się Pierre, kiedy wjechaliśmy do Wschodniego Bejrutu, którego bogactwo i blichtr biły po oczach.

– Tutaj masz wszystko – panienki, alkohol, kasyna, narkotyki – chociaż te stały się problemem, przez Syryjczyków – informował kierowca. Bogactwo witryn sklepowych, gmachów, samochodów, banków uświadomiło mi, jakimi pariasami jesteśmy nad Wisłą.

„Co ja tutaj robię, przecież oczywiste tutaj dla każdego jest, że nie przyjeżdża się do Libanu bez pieniędzy? I to, jak dla mnie, bardzo dużych pieniędzy”. (…)

Patriarcha maronicki jest najważniejszą osobą w tym państwie. Jeśli jest jakiś problem, przyjeżdżają tutaj przywódcy religijni oraz polityczni i debatują, jak nie doprowadzić tego kraju do kolejnej wojny domowej.

– Co więcej, Patriarcha jest też największym posiadaczem ziemskim i producentem cementu, a więc Kościół maronicki, jak widzimy, ma bardzo eleganckie świątynie, ponieważ ma dochody z dzierżaw oraz, jak widzisz, w Libanie dużo się buduje i na każdej takiej inwestycji Kościół zarabia.

Kościół tutaj nie unika polityki. Wręcz przeciwnie, na kazaniach wpierw ewangelizują, a później zajmują się sprawami społecznymi – zdradza mi tajniki libańskiego dobrobytu Abuna, po czym dodaje, że dla niego po 30 latach w Libanie Libańczyk czy libańskość to tylko maronici i maronityzm. (…)

Każdego 22 dnia miesiąca w miejscowości Annayja, około 40 km od Bejrutu odbywa się specjalne nabożeństwo w pustelni i przy grobie św. Charbela – eremity maronickiego, cudotwórcy, o którym wieść na szczęście dotarła także nad Wisłę. (…)

Jadę do Annajya z Iwona, Polką mieszkającą w Libanie ponad 20 lat, która ma męża maronitę i jest wciąż zafascynowana krajem, w którym przyszło jej żyć. Życie jak w Bejrucie jest znacznie lepsze niż przysłowiowy Madryt. (…)

Co ciekawe, nad Wisłą uważa się, że jedynie starzy, chorzy i biedni żyją w Kościele. Rozglądając się po towarzyszach procesji widziałem, że tutaj tak nie jest.

Wielki krzyż na szyi, obok torebki bardzo drogiej marki, a w ręku różaniec. Przecież lepiej takie fajne poranki spędzać w kawiarenkach w porcie w Byblos, a nie na procesjach. Jednak jest to obce myślenie dla maronitów, którzy zwalniają się z pracy lub, jak są zbyt bogaci, aby pracować, po prostu przyjeżdżają do Annayji wziąć udział w uroczystościach.

– Dlaczego oni chodzą na bosaka? – pytam Iwonę. – To jest kwestia intencji i wotum – odpowiada i wskazuje mi ludzi, którzy chociaż mają habity, nie są zakonnicami ni zakonnikami – w ten sposób albo proszą o cud albo za niego dziękują.

W tłumie orzeźwiłem się lepiej niż po bliskowschodniej smole, którą nazywają kawą. Pielgrzymi podążali za meleksem, w którym stał ksiądz trzymający złotą monstrancję, a z tyłu siedziała Nouhad Al-Chami, 83-letnia matka dwanaściorga dzieci, która w 1993 roku została „operacyjnie” uzdrowiona w wizji przez Charbela. Współczesna medycyna była niezdolna wyleczyć kobiety i nie potrafi wyjaśnić, w jaki sposób została uzdrowiona. To ona zapoczątkowała charbelowskie miesięcznice, które podbiły chrześcijańskie serca.

Tłum podąża nieśpiesznym krokiem i odmawia różaniec, po arabsku. W sumie, poza językiem, żadnych różnic nie ma – chyba ta, że maronici, ponieważ mieszkają pośród muzułmanów, dodają Boga Jedynego, tak żeby wysławiając Trójcę Świętą w modlitwach, muzułmanin nie uznał, że to modlitwa do 3 bogów.

Zresztą różaniec to jedna z niewielu rzeczy importowanych do życia religijnego maronitów. Chociaż przez wieki nie mieli kontaktu z Rzymem, zawsze modlili się za papieża, którego imienia nawet nie znali. (…)

Szybka kawa pośród ruin fenickich i jedziemy dalej, do kolejnych świętych. Wielki posterunek wojskowy na drodze do Trypolisu. Tam jest ISIS, a na południu kraju czeka na salafitów szyicki Hezbollah. Obok posterunku tabuny mężczyzn. – To są Syryjczycy – informuje mnie Iwona. – Oni tutaj muszą pracować. Liban ich nie chce i nic im nie daje.

Oni tu po prostu przyszli, a jak już tu są, to dużo ich kradnie, ale większość musi pracować i tutaj czekają, aż ktoś ich weźmie na budowę. W mojej okolicy Syryjczycy mają zakaz wstępu od 18 do 6 rano. Najmują ich ludzie do prostych prac, ale jak się pojawili, to pewnej nocy postrącali wszystkie kapliczki, figurki, a nawet zabili orła i go powiesili. Dlatego ich tu nie chcemy.

Nie zapominaj też, że Liban był do 2005 roku okupowany przez Syrię i dlatego mamy do nich taki stosunek, jak Polacy do Rosjan. Państwo im nie da obywatelstwa.

Nawet w przypadku małżeństwa mieszanego, on czy ona z Syrii ani ich dzieci nigdy nie będą Libańczykami. Tutaj chrześcijanie zatrudniają chrześcijan z Syrii, chociaż nie wiadomo, czy oni naprawdę są chrześcijanami, bo jak wiesz, tam mordowano dla dokumentów – wyjaśniała Iwona na dalszej trasie, ponieważ kraj cedrów, chociaż ma niewielką powierzchnię, jest potężną opowieścią, której końca nie widać.

Cały artykuł Pawła Rakowskiego pt. „Liban to nie kraj, lecz przesłanie” można przeczytać na s. 15 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Rakowskiego pt. „Liban to nie kraj, lecz przesłanie” na s. 15 czerwcowego „Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze