Gra na emocjach Polaków? Polemika z Gabrielą Moniką Bartoszewicz, „Ukraina dla początkujących”, „Kurier WNET” 55/2018

Jeśli chodzi o demokratyczne standardy, Ukraina poczyniła duże postępy i stoi obecnie wyżej w rankingu OECD niż Rosja, Białoruś, Armenia i Gruzja, a od Polski dzieli ją różnica jednego punktu.

Beata Trochanowska

Ukraina w tekście przedstawiona jest jako europejskie państwo upadłe (któremu daleko jest do Europy), nie wykorzystujące swojego ogromnego potencjału i otoczone przez „hieny”, które wykorzystują ten kraj do własnych celów.

[related id=68918]Autorka uważa, że „jeśli przyjmiemy kryteria paradygmatu demokracji liberalnej, Ukrainę wypadałoby umieścić gdzieś pomiędzy Burkina Faso a Bangladeszem”. Tyle, że indeks demokracji OECD wskazuje, że Bangladesz i Burkina Faso stoją dużo wyżej niż Rosja, Białoruś czy Armenia. Ukraina jest sklasyfikowana przed tymi krajami, nie wyprzedza ich jedynie pod względem poprawnego funkcjonowania rządu, natomiast jeśli chodzi o takie współczynniki jak wolność obywatelska czy pluralizm, Ukraina została uznana za dużo bardziej demokratyczną od Burkina Faso, Bangladeszu czy od Rosji, którą OECD umieścił w gronie najmniej demokratycznych państw świata! (…)

Autorka tekstu nazywa Ukrainę państwem upadłym. Z tym też nie można się zgodzić. Takie określenie stosuje się do krajów, które nierzadko stanowią zagrożenie dla innych, a Ukraina bynajmniej nie stanowi zagrożenia dla swoich sąsiadów. (…) W naszym regionie jest jedno państwo zagrażające innym – putinowska Rosja, która prowadzi agresywną, rewizjonistyczną politykę zagraniczną. Ukraina jedynie broni się przed agresorem, do czego ma prawo.

Również wewnętrzna sytuacja na Ukrainie nie jest tak tragiczna, jak ją Autorka rysuje. Instytucje państwowe działają, chociaż póki co rzeczywiście jeszcze słabo, ale procesy naprawcze postępują. Wzmocnieniu uległa armia, a policja jest bardziej przyjazna obywatelom. Ustanowiono nową służbę antykorupcyjną i sąd.

W administracji pojawiła się szansa na ograniczenie korupcji. Istotnym problemem jest w dalszym ciągu zbyt duży wpływ państwa na gospodarkę i sądy. Tyle, że i my mamy z wymiarem sprawiedliwości problemy od początku transformacji. (…)

Kolejne przekłamanie dotyczy natury wymiany gospodarczej z Rosją. Ukraiński eksport do Rosji można także interpretować tak, że skorumpowani rosyjscy biznesmeni kupują ukraińskie wyroby mimo sankcji nałożonych przez Kreml i tym samym finansują modernizację ukraińskiej armii walczącej z rosyjskimi oddziałami w Donbasie. Ukraina nie sprzedaje broni Rosji po 2014 r. To kolejna już nie tyle manipulacja, co powielanie fake newsów. (…)

Co do odpowiedzialności samego Bandery za ludobójstwo dokonane na Polakach na Wołyniu, to sprawa jest już jasna: bezpośredniego udziału w procesie podejmowania decyzji nie brał. Przebywał bowiem w obozie koncentracyjnym. Ale nie da się zaprzeczyć, że jego kult bardziej szkodzi Ukrainie, niż pomaga. Jest prawdą, że Stepan Bandera współtworzył OUN, mającą wszelkie cechy organizacji faszystowskiej. Był odpowiedzialny za zabójstwa kierowane politycznie na polskich politykach i urzędnikach państwowych, ale także na działaczach ukraińskich mających inną niż OUN wizję walki o „ukraińskość”; ale to już temat na oddzielny artykuł. (…)

Również podsumowanie artykułu bulwersuje. Dyskwalifikująca politologa jest sugestia, by Polska miała podjąć działania na rzecz zmiany granic, w tym swojej wschodniej granicy.

Cały artykuł Beaty Trochanowskiej pt. „Gra na emocjach Polaków?” znajduje się na s. 4 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Beaty Trochanowskiej pt. „Gra na emocjach Polaków?” na s. 4 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rassija dla początkujących. Na tym państwie wypróbujmy niezawodność i naukowość koncepcji zastosowanej w artykule

To nie będzie polemika, a jedynie dopiski na marginesie tekstu, czyli glossa. Ze wszystkimi tezami się zgadzam. To będzie zatem jedynie dopowiedzenie, sprawdzenie, czy metoda jest prawidłowa.

Jan A. Kowalski

Rassija dla początkujących

Glossa do tekstu Ukraina dla początkujących, Kurier WNET 56, styczeń 2019

Na samym początku, jak mawiają Rosjanie, chciałbym bardzo podziękować dr Monice Gabrieli Bartoszewicz. Nie tylko za fascynujący tekst, ale również za przybliżenie czytelnikom „Kuriera WNET” swej oryginalnej metody badawczej. Dzięki jej zastosowaniu najmniej nawet bystry Jan Kowalski, nie ubliżając samemu sobie, może dokonać stuprocentowo pewnej oceny otaczającego go świata. Bowiem prawdziwie naukowa metoda, a z taką w przypadku dr Bartoszewicz mamy bez wątpliwości do czynienia, sprawdza się nie w jednym przypadku, a w każdym.[related id=68918]

Nie czekając zatem, aż mnie ktoś ubiegnie, podniosłem do góry ołówek, zamknąłem oczy i upuściłem go na znajdującą się na stole mapę. Padło na Rosję. Zatem Rosja – to na niej wypróbujmy niezawodność i naukowość koncepcji Moniki Bartoszewicz. I uprzedzam: to nie będzie polemika, a jedynie dopiski na marginesie tekstu, czyli glossa. Bo przecież ze wszystkimi tezami zawartymi w artykule Ukraina dla początkujących się zgadzam. To będzie zatem jedynie dopowiedzenie, sprawdzenie, czy metoda jest prawidłowa. Dlatego w tekście swoim, żeby niczego nie pokręcić, posłużę się prawie wyłącznie cytatami z Pani Doktor.

Moim oryginalnym wkładem będzie jedynie zamiana pojęć: ‘Ukraina’ i ‘ukraiński’ na: ‘Rosja’ i ‘rosyjski’. A dla łatwiejszego przyswojenia metody przez Czytelników, rzecz całą przedstawię w punktach.

  1. Jeśli przyjmiemy kryteria paradygmatu demokracji liberalnej (Demokracy Index 2017), Rosję wypadałoby umieścić gdzieś pomiędzy Rwandą (134) a Zimbabwe (136) na 167 państw sklasyfikowanych; dla porównania Polska zajmuje miejsce 53, a Ukraina 83.
  2. Jedynym i rzeczywistym organizatorem państwa rosyjskiego jest kompleks cywilno-wojskowy (KGB/GRU), zarządzany przez byłego pułkownika KGB Władimira Putina. Brak jest homeostatu, który powinno stanowić społeczeństwo reprezentowane przez powołane w tym celu instytucje państwowe oraz rząd.
  3. Rosja dysponuje bardzo dużym potencjałem obszarowo i liczebnie. Ten potencjał najlepiej oddaje bieżąca wartość produkcji ropy naftowej i gazu, przewyższająca produkcję nie tylko Norwegii, ale wszystkich państw europejskich łącznie. Potencjał ten wykorzystywany jest przede wszystkim w interesie obcych Rosji graczy. Czyni też Rosję, zwłaszcza południowo-wschodnią, atrakcyjnym łupem dla jej największego wroga. (Domyślności Czytelników pozostawiam kwestię, w interesie których dwóch państw zachodnich pracuje w pocie czoła cała rosyjska gospodarka.)
  4. Politycznym wishful thinking jest oczekiwanie, że Rosja zintegruje się z systemami zachodnimi. Zarazem taka próba rozszerzenia na wschód znacznie osłabiłaby Wspólnotę Europejską. Osłabiłaby jej tożsamość i przybliżyła niebezpiecznie jej granice do światowego mocarstwa, do Chin.
  5. Bez względu na to, czy przyjmiemy założenia teorii cyklicznej Arnolda Toynbee’ego, czy też nieco nowszą teorię wojny hegemonicznej Roberta Gilpina, widać wyraźnie, że w obecnym okresie Stany Zjednoczone traktują Europę jako problem drugiej kategorii. Przy obecnym słabnięciu Rosji widać wyraźnie, że rolę drugiego mocarstwa światowego przejmują Chiny. Skuteczne wyparcie przez nie Rosji (wcześniej Związku Sowieckiego) z całego kontynentu afrykańskiego, większej części Azji Południowo-Wschodniej i Ameryki Łacińskiej (tu do spółki z Amerykanami) jest kolejnym gwoździem do rosyjskiej trumny. Odbudowa dwubiegunowego świata, tym razem w konstelacji USA–Chiny, oznacza ostateczne zepchnięcie Rosji do kategorii państw drugiej, jeśli nie trzeciej kategorii.
  6. Z tego punktu widzenia sprzedaż Chinom nowoczesnego uzbrojenia wojskowego powinna co najmniej dziwić, zwłaszcza znając łakome spojrzenia Chin na tereny prawie połowy państwa rosyjskiego. Jednak, co już zostało przytoczone, w przypadku Rosji rolę homeostatu pełni nie społeczeństwo , a nieidentyfikujący się z nim zewnętrzny organizator – kompleks wojskowo-cywilny KGB/GRU.
  7. Realność, czy raczej nierealność funkcjonowania państwa rosyjskiego, szczególnie w jego wschodniej i południowo-wschodniej części, widać także na gruncie nauki porównawczej o cywilizacjach, której jednym z ojców założycieli był Feliks Koneczny. Cały wschód i południe Rosji zamieszkałe jest niewątpliwie przez lud rosyjski, ale również w dużej mierze przez ludy i narodowości nierosyjskie, w żadnej mierze niezwiązane kulturą, religią, a często nawet językiem z narodem i państwem rosyjskim.
  8. Dla Polski proces obecnego budowania tożsamości narodowej Rosjan pozostaje o tyle problematyczny, że rosyjskie poczucie narodowe budowane jest w oparciu o szowinizm, wyrosły na gruncie antypolskich sentymentów, jednoznacznie i nieodwołalnie wrogich Polsce. Rosyjska Duma państwowa w roku 2015, najwyższe władze państwowe odradzającej się po upadku Związku Sowieckiego Rosji, ustanowiły dzień 4 listopada, rocznicę wygnania wojsk polskich z Kremla w roku 1612, oficjalnym najważniejszym świętem państwowym. Około 200 tys. Polaków wymordowali Rosjanie w bestialski sposób w roku 1938 za to tylko, że byli Polakami – mieszkańcami zabranych kiedyś Rzeczypospolitej ziem. O innych bestialstwach, rzezi Woli – ludobójczym mordowaniu cywilnych mieszkańców, w tym kobiet i dzieci, oraz podobnych aktach niczym nieusprawiedliwionego bestialstwa w trakcie i zaraz po II wojnie światowej nie wspominając.
  9. Niestety polska polityka wschodnia niczym pijany zatacza się od ściany do ściany (spotkanie na sopockim molo Tusk–Putin, a potem rajd samolotowy L. Kaczyńskiego do Gruzji), nie prezentując żadnej spójnej koncepcji nakierowanej na osiągnięcie długofalowych rezultatów zgodnych z polską (nie zaś rosyjską) racją stanu. Aby nieszczęściu stało się zadość, nad wszystkim unosi się duch redaktora Giedroycia, którego sofizmaty na długie lata zdominowały dyskurs polityczny w tym zakresie. Założenie podstawowe jego koncepcji, że Związek Sowiecki jest stałą geopolityki polskiej i światowej, jest absolutnie bezrozumne i przestarzałe. Pośrednio zaowocowało to jedynie kreowaniem wolnej i silnej Ukrainy w roli bufora odgradzającego nas od Rosji, albo koncepcji współpracy z Niemcami. Tymczasem wiemy z historii, że najbardziej korzystne dla Polski jest zdecydowane odsunięcie Rosji na wschód, jeśli nie jej całkowity rozpad.
  10. W związku z tym odpowiednio skalibrowana i długofalowa polska polityka wschodnia powinna być raczej nastawiona na odzyskanie Królewca (najlepiej na drodze informacyjnej) niż na utratę Suwałk. Zaś prawdziwi politycy kierujący się dobrem państwa, nie zaś politykierzy zainteresowani korzyściami partykularnymi i utrzymaniem się u władzy, powinni się zastanowić, jaki przebieg wschodniej granicy najlepiej zapewni osiągnięcie polskich celów strategicznych w zmieniającym się globalnie układzie sił. (Przyłączenie historycznie polskich ziem, z Królewcem jako stolicą regionu, pozwoli zlikwidować największe obecnie zagrożenie militarne ze strony Rosji. Spowoduje, że przesmyk suwalski stanie się pojęciem ze starych podręczników wojskowych, a samą Rosję odsunie daleko na wschód od polskich granic).
  11. Odradzałbym jednocześnie przejmowanie się pozostawioną samej sobie Rosją, zwłaszcza w perspektywie nieuchronnego starcia z rosnącą potęgą Chin. Z perspektywy polityki narodowej, i to nie tylko polskiej, przejmowanie się Rosją ma oczywiście sens, ale tylko wtedy, gdy w miejsce bezinteresownych sojuszy oraz walki za „wolność waszą i naszą” wejdą roztropne interesy.

Dobrnąłem do końca tej niezwykle rozwijającej intelektualnie przygody. Bez pomocy naukowca i jego aparatu pojęciowego nie tylko bym jej nie odbył, ale nawet o niej nie pomyślał. Jeszcze raz, Pani Doktor, serdecznie dziękuję!

Pani oddany uczeń

Jan A. Kowalski

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Rassija dla początkujących” znajduje się na s. 4 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Rassija dla początkujących” na s. 4 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Państwo ukraińskie jest zbyt wielkie, by UE mogła je, kolokwialnie rzecz ujmując, bezproblemowo wchłonąć i strawić

Polska polityka wschodnia zatacza się od ściany do ściany, bez żadnej spójnej koncepcji nakierowanej na osiągnięcie długofalowych rezultatów zgodnych z polską (nie zaś ukraińską) racją stanu.

Monika Gabriela Bartoszewicz

Jest prawdą, że Europa ma wprawę w polityce appeasementu, w udawaniu, że agresor nie jest agresorem, ofiara zaś nie ma się w sumie na co skarżyć; w odwlekaniu nieprzyjemnych decyzji politycznych, patrzeniu w drugą stronę i zasłanianiu się wygodnymi sloganami.

Szczególnie w Polsce paralele z sytuacją znaną z międzywojnia pojawiają się w różnorakich analizach konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i nieodmiennie prowadzą do konstatacji, że w obliczu poważnych problemów Europa w zasadzie pozostaje bezradna.

Towarzyszy im zazwyczaj sugestia, iż Stary Kontynent nie zdaje jakiegoś bardzo ważnego egzaminu, i ton ponaglający do działania w imię wyższych imperatywów moralnych (skądinąd tak wyśmiewany w publikacjach na temat kryzysu migracyjnego ukazujących się w lewicowej prasie na Zachodzie). (…)

Oceniając możliwości przystąpienia Ukrainy do wspólnoty europejskiej, widzi się wyraźnie, że państwo to jest zbyt wielkie, by UE mogła je, kolokwialnie rzecz ujmując, bezproblemowo wchłonąć i strawić. Poszerzanie granic projektu „Europa” stanowi jego conditio sine qua non, ale jednocześnie w przypadku niepowstrzymywanej rozbudowy przybliży jego kres, podobnie jak miało to miejsce w przypadku imperium Aleksandra Wielkiego, imperium mongolskiego, imperium Karola Wielkiego czy bliższych nam imperiów kolonialnych budowanych przez mocarstwa europejskie.

Wikłanie się na Ukrainie byłoby znacznym osłabieniem całej Unii, także ze względu na już piętrzące się problemy wewnętrzne, z którymi Bruksela musi się uporać, jeśli chce przetrwać kolejną dekadę w charakterze europejskiego centrum sterowania, i nasiliłoby tendencje rozkładowe całej wspólnoty.

Jest jeszcze sprawa problematycznej polityki wschodniej Unii Europejskiej, zwłaszcza w odniesieniu do jej ambiwalentnego podejścia do Rosji. Obawy i lęki Ukrainy są być może podzielane w Rydze i Tbilisi, ale już niekoniecznie w Londynie czy Madrycie, co z kolei uniemożliwia jej przystąpienie do europejskiej security community, czyli europejskiego kompleksu bezpieczeństwa, którego czynnikiem konstytuującym są podzielane lęki i obawy.

Ponadto charakter Unii Europejskiej jako mocarstwa niewojskowego (civilian power), oddziałującego na środowisko międzynarodowe przede wszystkim za pomocą instrumentów ekonomicznych, politycznych oraz soft power, jest kolejnym obok polityki wschodniej czynnikiem wiążącym nieco ręce eurokratów. Bowiem gdyby nawet założyć, że są oni zainteresowani działaniami wychodzącymi poza stanowczo brzmiące zapewnienia (nie bez kozery mówi się, że gdy Rosja zajmuje Krym, Bruksela zajmuje stanowisko), brakuje im narzędzi, którymi skutecznie mogliby realizować cele polityki nakierowanej na rzeczywistą konfrontację z Rosją. (…)

Realność, czy raczej nierealność funkcjonowania państwa ukraińskiego szczególnie w jego wschodniej i południowo-wschodniej części widać także na gruncie nauki porównawczej o cywilizacjach, której jednym z ojców założycieli był Feliks Koneczny, a której syntezy z dokonaniami polskiej szkoły socjologicznej, mianowicie psychologiczno-socjologiczną teorią społeczeństwa (a zwłaszcza norm społecznych) Leona Petrażyckiego i jego ucznia Henryka Piętki dokonał Józef Kossecki. Otóż zwraca ona uwagę na związki społeczne różnokrewne, w których łącznik biologiczny, czyli wspólne pochodzenie, nie jest czynnikiem konstytuującym. Jednym z nich jest natomiast ‘narodowość’ oznaczająca wspólnotę etnograficzną (wspólny język, religia, kultura, itp.).

Narodowość nie posiada poczucia państwowego; historia zna mnóstwo przykładów narodowości podlegających różnym władcom i należących do różnych państw, nie dążących jednocześnie do posiadania własnego.

Narodowością, według terminologii przedwojennej, byli na przykład Rusini. Jest to o tyle istotne, że nie należy mylić narodowości z pojęciem ‘narodu’, które oznacza naczelny związek społeczny różnokrewny, obejmujący swoimi funkcjami całość życia społecznego.

Koneczny określił naród jako zrzeszenie cywilizacyjne posiadające ojczyznę i język ojczysty oraz mające cele wychodzące poza materialną walkę o byt. Jednak – co najważniejsze – o ile państwo jest zrzeszeniem przymusowym, opartym na prawie, o tyle naród jest zrzeszeniem dobrowolnym, opierającym się na etyce.

Wspólnota określana przez narodowość staje się narodem, kiedy zaczyna się w niej formułować własne poczucie państwowe. Świadomość narodowa, czyli świadomość własnej identyfikacji narodu, musi się wytworzyć w odpowiednio dużej części populacji.

Z kolei ‘lud’ jest to zespół narodowości stanowiący ludność jednego państwa – ale niekoniecznie się z nim identyfikujący.

Niewątpliwie na terenie państwa ukraińskiego żyje lud ukraiński, ale kto z członków tego ludu należy do narodu ukraińskiego, to się dopiero teraz klaruje (i jest to proces wcale niejednoznaczny i nieukończony). Z trudem działający aparat państwa nie jest i nie będzie w stanie poradzić sobie z tendencjami secesyjnymi, albowiem we wschodniej części Ukrainy ściera się poczucie narodowe rosyjskie z poczuciem narodowym ukraińskim, i jest to fakt, na który władze w Kijowie nie zdołają nic poradzić ani w sferze kulturowej, ani w sferze politycznej.

To, co możemy zaobserwować na Ukrainie, to swoisty sprawdzian z tego, na ile ukraińskie poczucie narodowe (a nie tylko narodowościowe) jest utrwalone w granicach obecnego państwa ukraińskiego. Innymi słowy, ilu z członków ludu Ukrainy, czyli obywateli państwa ukraińskiego, to są Ukraińcy w rozumieniu narodu, a ilu ma tylko narodowość ukraińską bądź też inną.

Cały artykuł Moniki Gabrieli Bartoszewicz pt. „Ukraina dla początkujących” znajduje się na s. 6 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Moniki Gabrieli Bartoszewicz pt. „Ukraina dla początkujących” na s. 6 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Syndrom oblężonej twierdzy w społeczeństwach cywilizacji zachodniej / Monika G. Bartoszewicz, „Kurier WNET” nr 54/2018

Mówi się o europejskiej twierdzy a to jako o niedostępnej dla uchodźców fortecy, a to o oblężonym zamku, którego trzeba bronić, a to jako o zasobnym raju oddzielonym od świata potężnymi murami.

Monika Gabriela Bartoszewicz

Festung Europa

W maju 2014 r. w wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego weszło stu zatwardziałych nacjonalistów i kolejna setka posłów subtelnie eurosceptycznych. Kryzys Eurozony oraz ogromne ludzkie tsunami, które zalało kontynent, pogłębiły przekonanie, że Unia Europejska nie potrafi zaproponować żadnej spójnej i długofalowej odpowiedzi na piętrzące się wyzwania, a raczej  że strategie polityczne proponowane przez rządzące elity są odrzucane przez państwa członkowskie wspólnoty – bądź w ramach bezpośredniej kontestacji, jak w przypadku państw Grupy Wyszehradzkiej, bądź też metodą biernego oporu, jak to robią kraje zachodnie –strategie ekonomiczno-społeczne zaś wzbudzają coraz częstszy sprzeciw społeczeństw.

Społeczeństwa te nie są już usatysfakcjonowane sposobem reprezentowania ich interesów. Co więcej, coraz częściej uważają, że nie są one reprezentowane w najmniejszym stopniu, a rozdźwięk między polityczną elitą kontynentu i zwyczajnymi Europejczykami jest tak duży, że demokracja polegająca na stawianiu co kilka lat krzyżyka na karcie wyborczej przestaje się sprawdzać. Jeżeli nasi reprezentanci już nas nie reprezentują albo podejmują decyzje, kierując się niezrozumiałymi imponderabiliami, których nie jest w stanie wyjaśnić najozdobniejsza nawet retoryka, jeżeli nie słuchają, co mamy do powiedzenia, nie obchodzą ich nasze lęki ani potrzeby – to trzeba poszukać sobie innych reprezentantów. Nie należy się zatem dziwić, że w ostatniej batalii prezydenckiej w Austrii to właśnie Norbert Hofer był czarnym koniem, który nieomal wywrócił do góry nogami nieco ustawiony, a na pewno przewidywalny wyścig po władzę, w jaki zmieniły się wybory w każdej szanującej się, okrzepłej demokracji. Można się jednak zastanowić, dlaczego głównym przeciwnikiem Hofera był wcale nie przedstawiciel formacji będącej u władzy i reprezentującej bezpieczne centrum, ale jego absolutne polityczne przeciwieństwo, czyli przedstawiciel Zielonych.

Jean Monnet powiedział kiedyś, że Europa będzie wykuwana w kryzysach i będzie stanowić sumę rozwiązań przyjętych w ich trakcie. Obecnych kryzysów w Europie jest tyle, że samo to słowo przestało robić wrażenie. O Europie w kontekście targających nią kryzysów pisze się dużo, jednak w większości publikowanych analiz nie znajdziemy odpowiedzi na pytania o przyczyny ani – co ważniejsze – objaśnień, jak poszczególne elementy tego wielowątkowego kryzysu europejskiego mają się do siebie czy na siebie wzajemnie wpływają.

Żeby dotrzeć do korzenia wszelkich problemów Europy, należy zapoznać się ze zjawiskiem, które Barry Buzan i Ole Wæver opisali pod nazwą societal security. Jego osią jest Europejskie społeczeństwo. Podstawowym argumentem tej teorii jest konstatacja, że chociaż wszyscy ludzie mają wielowarstwową tożsamość, przez większość czasu nie rządzi nimi żadna jasna czy stała hierarchia. Tylko wtedy, gdy dochodzi do sytuacji konfliktowej, pojawia się pewna tożsamościowa struktura wraz z odpowiadającą jej gradacją ważności.

W takim przypadku tożsamość narodowa ma tendencję do organizowania innych tożsamości wokół siebie jako najważniejszej formy identyfikacji społecznej i politycznej, jedyną zaś rywalką dla nacjonalizmu jest religia, nie tylko jako równie wszechstronna i solidna forma tożsamości, ale także zdolna do odtworzenia pewnego „my” na przestrzeni czasu – w różnych pokoleniach.

Paul Roe wyjaśnia, że społeczeństwa mogą doświadczyć procesów, w których percepcja „innego” zmienia się we wzajemnie wzmacniający się obraz wroga. W jaki sposób kultura ma się bronić? Kiedy tożsamość jest zagrożona, należy wzmocnić jej ekspresję. Właśnie ten proces możemy obecnie obserwować w całej Europie, i to nie tylko w kategoriach narodowych, ale także religijnych czy ogólnokulturowych. Tożsamości mogą się wzajemnie wykluczać, może też dojść do sytuacji, w której jakaś wpływowa tożsamość zakłóca reprodukcję innej, co wyzwala mechanizm obronny przed importem kulturowej obcości. Tym samym kultura staje się polityką bezpieczeństwa, aż czasem symboliczne i fizyczne granice dzielące społeczności zostają przywrócone lub umocnione na tyle, by mogły się czuć bezpiecznie. Te umocnienia to właśnie mury powstającej twierdzy – Festung Europa.

Luigi Barzini, wielki patriota „jednej Europy”, pisał w prologu do Europejczyków: „Naszą wspólną ojczyznę rozpoznajemy wszędzie – na gwarnych uliczkach miasteczek, w uśmiechniętych twarzach dzieci i starców, schludnych mieszczańskich domach z wyfroterowanymi podłogami i błyszczącymi szybami, tanecznym kroku dziewcząt, majestatycznym nurcie wielkich rzek toczących swe wody mimo porośniętych lasem brzegów. Europa to półcień i pełgające płomyki świec w małych kościółkach, biało-złote sale operowe wszystkich naszych miast, (…) to małe zajazdy i knajpki”. A przecież coraz częściej nie rozpoznajemy Europy wcale. Całe dzielnice naszych miast rozbrzmiewają obcymi językami, a bicie kościelnych dzwonów zastąpiło wezwanie muezina. Jak pisze Giulio Meotti, w samej tylko holenderskiej Fryzji 250 z istniejących 720 kościołów zostało przeobrażonych w coś innego lub zamkniętych.

Według badań zleconych przez Uniwersytet w Münsterze niemal połowa Niemców czuje się obco w swoim własnym kraju. Druga połowa, mówią złośliwi, to Turcy.

Z tychże Turków ogromna większość (90%) twierdzi, że w Niemczech im dobrze, ale ponad połowa uważa, że jedyna prawdziwa religia to ich własna, a co trzeci chciałby powrotu do życia w społeczeństwie czasów Mahometa. Mówi się, że młodzi muzułmanie wychowani lub urodzeni w Europie często przeżywają swoją religijność inaczej niż ich rodzice. Dla nich indywidualny wybór i świadome przekonanie stały się najważniejsze. To przejście z poziomu „oczywistego” na „świadomy” pomogło islamowi w Europie stać się czymś więcej niż punktem etnicznego odniesienia. Z drugiej strony coraz więcej rdzennych Europejczyków to albo identytaryści, albo powracający do kultur narodowych nacjonaliści. A przecież na ten obraz nakłada się jeszcze problem masowych migracji, które coraz częściej nazywa się kolonizacją à rebours. Patrząc na te zjawiska przez soczewki teorii bezpieczeństwa społecznego, zobaczymy, że silny napływ obcej kultury zagraża społeczeństwu europejskiemu osłabieniem wartości, języka, stylu życia i zaburzeniem zdolności reprodukcyjnych tożsamości europejskich.

Ponieważ większość analiz skupia się raczej na objawach niż na przyczynach braku bezpieczeństwa społecznego, dla większości Europejczyków diagnoza współczesnej Europy sprowadza się do stwierdzenia, że rezultatem kryzysu migracyjnego jest zwiększone zagrożenie terrorystyczne. Zgodnie z tą logiką terroryzm stał się głównym symbolem obecnego kryzysu Europy. To dlatego ludzie się boją. Pod wpływem strachu powracają do mentalności plemiennej, do ksenofobii, nacjonalizmu i innych „politycznych egoizmów”. To dlatego, mówiąc krótko, głosują na Marine Le Pen. Przemiany kulturowe wynikające z dogmatów założycielskich Unii Europejskiej, w połączeniu z ogromnymi pływami migracyjnymi, ideologią multikulturalizmu oraz sekularyzacją prowadzą do sekurytyzacji własnej tożsamości zazwyczaj względem konkurencyjnej grupy, która z kolei nas postrzega jako zagrożenie dla siebie. Ta dynamika prowadzi do narastającej wrogości pomiędzy obiema grupami oraz do eskalacji przemocy, której terroryzm nie jest ani najbardziej typowym, ani najczęstszym, a jedynie najbardziej wyrazistym przejawem. Przemoc drobna, codzienna, ukrywana jest w niepozornych statystykach drobnej przestępczości.

Osamotnienie społeczeństw europejskich i ich brak poczucia bezpieczeństwa były katalizatorami procesów zakorzenionych w poszerzającej się przepaści między społeczeństwami a elitami politycznymi oraz wywołujących bądź przyspieszających zmiany polityczne i społeczne.

Coraz więcej ludzi uważa, że kraj niechętny stawianiu potrzeb i interesów swoich społeczeństw na pierwszym miejscu nie jest ich krajem, a politycy nie chcący bronić swoich wyborców, systemu społecznego, prawa, kultury i granic nie są ich politykami.

Społeczeństwa Europy stały się zakładnikami populistycznego dyskursu i ofiarami politycznej poprawności, która nie pozwala o migracji otwarcie dyskutować. Zakaz wypowiedzi stawiających politykę migracyjną władz pod znakiem zapytania bądź też oceniających ją negatywnie nie sprawia, że sceptycyzm i niechęć społeczna zanikają. Wprost przeciwnie, niczym w zakorkowanej butelce napięcie społeczne wzrasta.

W Wielkiej Brytanii wszyscy główni gracze polityczni zjednoczyli siły, by zmarginalizować Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa oraz Nigela Farage’a, który ostrzega Brytyjczyków przed „piątą kolumną” islamu. Takie sojusze można zaobserwować także w innych krajach, na przykład w Szwecji, gdzie układ broniący emigracji zawiązał się zaraz po wyborach i skutecznie wyizolował Szwedzkich Demokratów, partię antyimigrancką, pomimo jej zwycięstwa. We Francji, wśród nawoływań o jedność, odmówiono Frontowi Narodowemu prawa udziału w marszu jedności, do którego zaproszono wszystkie inne partie. A jednak to wszelkie ugrupowania antyestablishmentowe zyskują w Europie na popularności.

Pod względem politycznym procesy zakorzenione w braku bezpieczeństwa społecznego przebiegały od upolitycznienia problemu migracji, któremu można zaradzić w ramach standardowych ustawień politycznych, do sekurytyzacji, czyniącej z migracji zagrożenie wymagające nadzwyczajnych środków. Z drugiej strony, jeśli chodzi o społeczne skutki tych procesów, polaryzacja, czyli pionowy podział na margines i mainstream, dała przestrzeń dla radykalizacji (horyzontalne podziały pomiędzy politycznym establishmentem a społeczeństwem). Oba zjawiska manifestują się, przyjmując formę inicjatyw antysystemowych – radykalnych partii, ruchów społecznych i grup obywatelskich, i nawoływaniami do demokracji bezpośredniej – referendów, manifestacji czy demonstracji.

Aby Europa była bezpieczna, należy przekształcić ją w twierdzę. Zgodnie z tą logiką kontynent jest oblegany przez migrantów z zewnątrz, ale jest również zagrożony przez własną klasę rządzącą od środka.

Sekurytyzacja umożliwia i nadaje radykalnej polityce ramy umożliwiające zaradzenie tej sytuacji. Brak reprezentacji demokratycznej przestał być wyłącznie kwestią polityki i stał się kwestią bezpieczeństwa. Obserwujemy oddolną sekurytyzację, w wyniku której społeczeństwo popycha polityków do nadzwyczajnych działań w celu zapewnienia mu ochrony.

Zgodnie z teorią bezpieczeństwa społecznego, referenda, ruchy społeczne, grupy obywatelskie i wzmożona demokracja uliczna są sposobami komunikacji politycznej, próbą przekazania wiadomości, że nawet jeśli w wyniku zachodzących w Europie zmian państwo nie postrzega swojej suwerenności jako zagrożonej, społeczeństwa mają silne poczucie niepewności. Kiedy ludziom nie podobają się biurokratycznie pomysły forsowane za ich plecami, szukają metod potwierdzających, że politycy nie są jedynymi, którzy mogą wpływać na przyszłość Europy i że społeczeństwa mają sposoby, aby zatrzymać procesy, które postrzegają jako zagrożenie. Rosnący poziom niepewności społecznej w warunkach de-demokratyzacji polityki wymuszanej przez elity polityczne na zwykłych ludziach, którym nie pozwala się na zabranie głosu albo głosuje się daną kwestię tyle razy, aż wynik będzie pasować do założeń liderów, rodzi procesy o daleko idących konsekwencjach. A zatem to kulturowa sekurytyzacja umożliwia i prowadzi procesy radykalizacji w polityce.

Radykalizacja polityki europejskiej nie powinna dziwić szczególnie w sytuacji, kiedy elity dezawuują obawy społeczne jako rasistowskie czy ksenofobiczne. W nielicznych przypadkach negatywne reakcje społeczne wobec muzułmańskiej obecności w Europie przekładają się na kurs polityczny obierany przez władze (np. zdecydowany sprzeciw wobec przyjmowaniu uchodźców ze strony państw Grupy Wyszehradzkiej) oraz uchwalane prawo. „Delegalizacja islamizacji” na Węgrzech czy w Bułgarii jest przykładem sekurytyzacji kultury i działań politycznych w odpowiedzi na zagrożenie bezpieczeństwa nie państwa, ale społeczeństwa zamieszkującego dany kraj.

Radykalizacja polityki nie byłaby sama w sobie taka groźna, gdyby nie towarzyszący jej kryzys demokracji reprezentatywnej. W istocie oba zjawiska często są przedstawiane jako odrębne problemy, podczas gdy są ze sobą powiązane jako próby załagodzenia kryzysu bezpieczeństwa społecznego i powinny być analizowane jako środki przedsięwzięte ku jego zaradzeniu. Zazwyczaj jednak przyjmowane są jak jeźdźcy apokalipsy zwiastujący koniec świata, a na pewno koniec pewnej jego politycznej wizji. Stoją bowiem w całkowitej sprzeczności z postępującym w sercu Europy największym projektem budowania państwa i narodu: wysiłkami zmierzającymi do przekształcenia Unii Europejskiej w państwo federalne. Totalność tej wizji wykracza jednak poza wymiar gospodarczy i polityczny; dotyka kultury i tożsamości. Czy możliwa jest realizacja takiego projektu bez udziału ludzi? A raczej ponad ich głowami i nie do końca z ich przyzwoleniem?

Społeczeństwa konstatują, że unijni urzędnicy przy współpracy polityków krajowych wprowadzają potencjalnie nieodwracalne zmiany społeczne, głosząc przy tym, że są one nieuniknione i że ludzie nie mają innego wyjścia, jak tylko się do nich przystosować.

Ale podczas gdy komisarze i wysocy przedstawiciele nie są wybierani i nie odpowiadają bezpośrednio przed obywatelami, politycy krajowi są jeszcze poddani procedurom demokratycznym. W zasadzie procedury demokratyczne mają na celu łagodzenie wewnętrznych konfliktów danej wspólnoty, dzięki czemu politykę można rozumieć jako zestaw działań mających na celu rozwiązywanie problemów społecznych. Niemniej jednak procedury, przepisy i regulacje same w sobie nie są w stanie przekształcić kolektywu w prawdziwą, choć wyobrażoną wspólnotę (naród, społeczeństwo obywatelskie etc.). Wspólnota taka musi być dodatkowo zdefiniowana jako grupa ludzi gotowych do podejmowania razem wyzwań, współpracujących dla ogólnego dobra i wspólnie podejmujących decyzje w ramach istniejących procedur. Zanim taka decyzja zostanie podjęta, potrzebna jest debata nad wyborem optymalnego rozwiązania. I tu pojawia się problem, ponieważ staje się jasne, że porządek polityczny regulujący to, co wspólnotowe, jest przeniknięty rzeczami, które ze swej istoty są apolityczne lub, według Charlesa Taylora, należą do tego, co prepolityczne. Można w tym miejscu odwołać się do terminologii Samuela Huntingtona, który jako pierwszy przepowiedział, że żelazna kurtyna ideologii zostanie zastąpiona przez aksamitną kurtynę cywilizacji. Te aksamitne mury porządku politycznego, tak samowystarczalnego w swojej totalności przekonań, to także przejaw Fortecy Europa.

Jeżeli establishment nadal będzie ignorował upolitycznienie kultury oraz sekurytyzację kwestii migracyjnych, odmawiając prawa do integralności terytorialnej oraz kwestionując prawo kontroli zarówno własnych granic, jak i przyszłego kształtu własnej kultury i społeczeństwa, można się spodziewać, że wynikająca z kryzysu bezpieczeństwa społecznego radykalizacja polityczna i społeczna w Festung Europa będzie się tylko pogłębiać. Zarzuty, że dążenie do utrzymania rodzimego charakteru swojej społeczności i kultury jest przejawem rasizmu, nie zaś istotnym elementem samostanowienia, nie zatrzymają procesów rządzących dynamiką bezpieczeństwa społecznego. Będą jedynie dalej nadwyrężać reprezentacyjność elit względem społeczeństwa, które w coraz większym stopniu będzie się zwracać ku partiom radykalnym, postrzeganym jako prawdziwy głos zwyczajnych Europejczyków.

Dyskredytowanie tych reakcji jako taniego populizmu nie zbliża nas do zrozumienia, co kryje się za pewnymi obserwowalnymi postawami czy działaniami społecznymi en masse lub jakie są główne przyczyny odwrotu od postrzegania Unii Europejskiej jako przyjaznego organizmu gwarantującego pokój, wolność i dobrobyt, w kierunku rosnącego zagrożenia.

Percepcja Unii Europejskiej jako tworu podobnego w swoim totalizmie do Związku Radzieckiego nie wzięła się znikąd, a rosnący eurosceptycyzm potwierdza, że nie jest ona zjawiskiem, które można zbyć wzruszeniem ramion.

Festung Europa – Twierdza Europa – to określenie ambiwalentne. W czasie II wojny światowej był to wojskowy termin propagandowy używany przez obie strony konfliktu. Odnosił się on do obszarów Europy kontynentalnej zajmowanych przez nazistowskie Niemcy. Dla Brytyjczyków ‘Fortress Europe’ to wyróżnienie przyznawane Royal Air Force za operacje dokonywane przeciwko celom w Niemczech, Włoszech i innych częściach Europy okupowanej przez hitlerowców w okresie od upadku Francji do inwazji w Normandii. Jednocześnie termin ‘Festung Europa’, stosowany przez propagandę nazistowską, odnosił się do planów Hitlera mających na celu umocnienie całej okupowanej Europy, aby zapobiec inwazji z Wysp Brytyjskich. To użycie pojęcia ‘Twierdza Europa’ zostało następnie przyjęte przez korespondentów i historyków w języku angielskim w celu opisania wysiłków militarnych państw Osi w obronie kontynentu przed aliantami. Dzisiaj także mówi się o europejskiej twierdzy w rozmaitych kontekstach – a to jako o niedostępnej dla uchodźców fortecy, a to o oblężonym zamku, którego trzeba bronić przed napaścią, a to jako o zasobnym raju oddzielonym od świata potężnymi murami.

Jednak by w pełni zrozumieć złożoność rzeczywistości Festung Europa, nie należy charakteryzować jej poprzez pojedyncze zjawiska, takie jak kryzys ekonomiczny czy ksenofobia. Zjawiska te należy uznać za pośrednie, wynikające ze strachu o zagrożoną tożsamość społeczeństw europejskich. Większość uczestników debaty na temat kryzysów targających Europą myli przyczyny ze skutkami. Innymi słowy, wiele z często wymienianych powodów jest jedynie objawami societal insecurity pogłębianego masową migracją i lękami towarzyszącymi zagrożeniu terrorystycznemu, z których radykalizacja polityczna i połączony z nią kryzys demokracji jest ostatnią, ale nie najmniej istotną emanacją. Ignorując tę prawidłowość, można w pośpiechu przypisać polityczne reakcje społeczeństw pojedynczym zjawiskom (populizm, ksenofobia, „konserwatywny zwrot” etc.), które nie są w stanie zadowalająco wyjaśnić, co zachodzi w skomplikowanym organizmie społeczeństw europejskich – także w Polsce.

Monika Gabriela Bartoszewicz obroniła na University of St Andrews (Szkocja) doktorat w zakresie przeciwdziałania radykalizacji i działalności terrorystycznej konwertytów na islam. Wykładała na uczelniach w Wielkiej Brytanii, Włoszech i Polsce. Obecnie pracuje na Uniwersytecie Masaryka w Brnie (Czechy). O problemach poruszanych w artykule traktuje jej nowa książka pt. Festung Europa, która ukaże się nakładem Ośrodka Myśli Politycznej w grudniu 2018 r. Więcej na www.bartoszewicz.mg.

Od Redakcji: W wersji drukowanej „Kuriera WNET” zabrakło nazwiska Autorki artykułu. Serdecznie przepraszamy za ten błąd.

Artykuł Moniki G. Bartoszewicz pt. „Festung Europa” znajduje się na s. 6 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Moniki G. Bartoszewicz pt. „Festung Europa” na s. 6 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego