Wspomnienie Marka Jackowskiego w dniu jego urodzin. Wspominkowe Studio 37 – zaprasza Tomasz Wybranowski

„Jeżeli rządzą globalnowioskowa dyskoteka i gwiazdy tabloidu, a społeczeństwo na to się godzi, to trudno widzieć lepszą przyszłość. Lem powiedział krótko i dobitnie: „Lepiej już było”. Marek Jackowski

Marek Jackowski to legenda polskiego rocka. Kompozytor, twórca muzyki filmowej i eksperymentalnej, ale też dziennikarz i tłumacz, znawca literatury. Od 1965 r. nieprzerwanie, do swojej nagłej śmierci w 2013 roku, był obecnyna rynku muzycznym. Najpierw w łódzkiej grupie Impulsy, potem w Piwnicy pod Baranami.

Na cztery lata zagościł w kultowej Anawie, z którą nagrał płyty: „Marek Grechuta & Anawa” oraz „Korowód”. Później grał z zespołem Osjan.  W grudniu 1975 r. założył z Milo Kurtisem zespół Maanam, którego został liderem. Ostatnimi jego muzycznymi projektami, w które był zaangażowany, były The Goodboys i „Projekt Grechuta”.

Oto wspomnienie i wybór z moich wielu rozmów z Markiem Jackowskim.

Tomasz Wybranowski

 

Justyna Piernik u Milo Kurtisa / Na początku był Chaos z 24 grudnia 2018 roku

Szefowa Warszawy Wschodniej prezentowała muzykę kujawską i rosyjską.

Poprzednich audycji Milo Kurtisa można słuchać tutaj

Gdzie można spotkać Milo Kurtisa? Między innymi tego dowiesz się z jego profilu na Facebooku

Specjalne wydanie Na początku był Chaos odbędzie się również w sylwestra (poniedziałek) o godzinie 12:15. Nie zabraknie też audycji noworocznej!

Zobacz także ramówkę na najbliższe dni

Trebunie-Tutki: Łączymy gatunki muzyczne na zasadzie dialogu i duchowości. Jakkolwiek patetycznie to brzmi

Muzyka góralska, ale też tradycyjna polska muzyka, w ślad za „koniem trojańskim” reggae wdarła się na światowe sceny. Mamy satysfakcję, że byliśmy pierwsi z polską „Muzyką Świata” w świecie.

Milo Kurtis
Anita Trebunia-Tutka
Krzysztof Trebunia-Tutka

Zespół Trebunie-Tutki powstał w dziewięćdziesiątym czwartym roku. Trochę lat już gramy, ale czujemy się coraz młodziej. Muzyka daje to nowe otwarcie i tak jest we wspólnym graniu z Gruzinami. Duch Gór to zupełnie nowa droga Trebuniów, nowa fuzja, nowy dialog międzykulturowy, no a nasi przyjaciele z Tbilisi, kwintet Urmuli, to rzeczywiście artyści wyjątkowi, wspaniali śpiewacy, muzycy, instrumentaliści i tancerze. (…)

Trebunie Tutki uważani są za ekspertów i specjalistów w łączeniu. Nie łączymy gatunków muzycznych i kultur tylko po to, żeby powstało coś egzotycznego i spektakularnego w znaczeniu komercyjnym. Zawsze jest w tym bardzo mocny przekaz łączenia kultur na zasadzie dialogu i połączenia duchowego. Jakkolwiek to patetycznie zabrzmi. Najważniejsza jest ta idea, że wszyscy jesteśmy ludźmi.

Niezależnie od szerokości geograficznej tak samo czujemy, tak samo kochamy, i o tym śpiewamy i gramy. Ale, jak mówił Jan Paweł II, każdy jest sobą. Możemy prowadzić dialog, ale nikt nie odgrywa kogoś, kim nie jest. I dzięki temu chyba te muzyczne projekty się tak udają, że dopełniają się, a nie konkurują i niczego nie fałszują. (…)

Przed laty Włodzimierz Kleszcz, dziennikarz polskiego radia, przyjechał do Białego Dunajca i przywiózł ze sobą prawdziwych Jamajczyków, czyli The Twinkle Brothers Normana Granta. Od dwudziestu siedmiu już lat grywamy razem. Ostatnią płytę nagraliśmy razem w dwa tysiące ósmym roku i ciągle gramy na wspólnych koncertach te utwory. Siódmego lipca będziemy na Ostróda Reggae Festiwal wspólnie świętować jubileusz dwudziestu pięciu lat od wydania pierwszy raz tej wspólnej muzyki w Polsce: Higher Heights, czyli jakby „nadwysokości”. Trebunie-Tutki i Twinkle Brothers. (…)

My śpiewamy po polsku, gwarą górali podhalańskich, natomiast Jamajczycy śpiewają po swojemu, w Patois English, czyli swoim angielskim, wtedy czują się sobą. Śpiewają o tym, co dla nich najważniejsze, przeważnie to jest: everything I do, I do it for Jah; i o swoich symbolach. Takim symbolem dla nich jest King Lion – Król Lew. Dla nas ważnym symbolem jest Giewont, na którym górale sto lat temu postawili krzyż – śpiący rycerz, gdzie śpi zaśpione wojsko króla Bolesława Śmiałego, no i ceko, as ich obudzom. I o tym właśnie śpiewamy.

(…) Muzyka góralska, ale też tradycyjna polska muzyka, w ślad za „koniem trojańskim” reggae wdarła się na światowe sceny. Mamy satysfakcję, że byliśmy pierwsi z polską „Muzyką Świata” w świecie. (…) Dzięki fuzji z Twinkle Brothers po raz pierwszy polska muzyka została na tej liście zauważona. A w ślad za tym nasze kolejne nagrania.

Między innymi „Duch gór” z gruzińskim kwintetem Urmuli został bardzo doceniony, w pierwszej dwudziestce na pięć tysięcy czterysta płyt.

Przez to możemy z naszą muzyką wyjść dalej, bo koncertujemy w całej Europie, byliśmy też w Indiach, w Chinach, w Japonii, w Stanach, w Kanadzie… I w Emiratach Arabskich, gdzie furorę zrobiły instrumenty pasterskie.

Cały wywiad Milo Kurtisa z Anitą i Krzysztofem Trebuniami-Tutkami, pt. „»Muzyka Świata« i kontakt ze światem”, znajduje się na s. 17 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Milo Kurtisa z Anitą i Krzysztofem Trebuniami-Tutkami, pt. „»Muzyka Świata« i kontakt ze światem” na stronie 17 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Milo Kurtis: Stoję na początku drogi. Mam sześćdziesiąt siedem lat i dopiero zaczynam. Jakie to piękne uczucie…

Polacy ani nie są ksenofobami, ani rasistami… oczywiście są takie grupki; a antysemityzm w Grecji jest znacznie większy niż w Polsce, ale Polacy są jedynym narodem, który lubi nadawać sam na siebie.

Krzysztof Skowroński
Milo Kurtis

Z Milo Kurtisem, Polakiem narodowości greckiej, współzałożycielem zespołów Osjan i Maanam, prowadzącym na Wolnej Antenie Radia WNET cotygodniową audycję muzyczną pt. „Na początku był Chasos”, rozmawia Krzysztof Skowroński.

Kogo zapraszasz do swoich audycji?

Przeważnie muzyków, krytyków muzycznych. Kiedy jeszcze byliśmy w Europejskim, zapraszałem też polityków, postanowiłem jednak wycofać się z publicznych rozmów o polityce, bo nikomu nie odpowiada moja doktryna polityczna, która zawiera się tylko w dwóch słowach: zapiekłość szkodzi.

Powiedziałeś tak kiedyś w czasie wywiadu telewizyjnego.

I to był mój ostatni wywiad w tej telewizji. Nie podam nazwiska rozmówcy, bo jest zbyt znany… Powiedział do mnie: „Widzę, że jest pan symetrystą”. Ja na to: „Bardzo dziękuję za komplement, choć wiem, że w ustach zwolenników Platformy to jest obelga. Ale ja chodziłem do dwóch szkół podstawowych, polskiej i greckiej. I w siódmej klasie podstawówki greckiej mieliśmy filozofię i logikę. I do tej pory podążam drogą pierwszego symetrysty w filozofii, który żył w piątym wieku przed naszą erą, i który jak dostawał monetę, to oglądał ją zawsze z dwóch stron. Nazywał się Sokrates”. Wtedy mój rozmówca zbladł trochę i sytuację musiał ratować prowadzący. (…)

Gdzie była grecka szkoła?

Na Mokotowskiej, na Ogrodowej… Przenosiła się. Co roku ktoś inny nam wynajmował sale. W każdym razie uczyliśmy się greckiego, historii, patriotyzmu. Bo w greckim języku ‘patriotyzm’ to jedno z najpiękniejszych słów i bardzo się dziwię…

Będę robił dygresje, bo jestem Grekiem. I dziwię się, że w Polsce słowo ‘patriotyzm’ straciło znaczenie. Bo ja jestem patriotą greckim i polskim, nie wstydzę się tego, jestem z tego dumny. Nie jestem dumny z tego, że jestem Grekiem, bo to nie moja zasługa. Mogę być dumny z czegoś, co sam osiągnąłem. A do patriotyzmu doszedłem sam, swoim umysłem i sercem.

(…) Masz dzieci i wnuki.

Siedmioro wnucząt; pierwszego maja urodziło mi się siódme wnuczątko, dziewczynka Beatrix. Mam czterech wnuków i trzy wnuczki. Mam też syna i córkę, wszyscy mieszkają w Anglii, niestety. Żona wywiozła ich do Anglii w osiemdziesiątym roku.

A Ty pojechałeś do Grecji, potem do Nowego Jorku.

Jeździłem już od 1975 roku, z Osjanem. Graliśmy muzykę instrumentalną, w związku z czym mogliśmy łatwo wyjeżdżać za granicę, cenzura nas nie dotyczyła. I my, zespół jazzowy z Polski, jako jedni z pierwszych na świecie nagraliśmy „Muzykę świata”. Dopiero po nas powstał słynny Oregon, ale my pierwsi to robiliśmy i mieliśmy szanse na karierę.

I nadal jest szansa na karierę.

Ja już nie dbam o takie przyziemne rzeczy. Jakieś pół roku temu zdałem sobie sprawę, że jestem szczęśliwy, że wreszcie stanąłem na początku drogi. Mam sześćdziesiąt siedem lat i dopiero zaczynam. Wiesz, jakie to jest piękne uczucie? Jaką daje energię? Od roku robię jedenaście kilometrów dziennie szybkiego chodu, uprawiam ćwiczenia fizyczne. I muzyka… Otworzyłem się naprawdę. Alkohol i marihuana zatykały moje uszy, a bardziej mózg. Zacząłem tworzyć – nowe utwory, nowy zespół, wszystko nowe.

Zacząłem grać i okazuje się, że publiczność przyjmuje genialnie. Jestem na tyle bezczelny, że z muzykami, z którymi grałem, zrobiłem dwie próby, zagrałem koncert na Saskiej Kępie w lutym, nagrałem go i w tym tygodniu wychodzi płyta.

Zespół jest międzynarodowy? Multikulti?

Milo Ensemble. I to multikulti wydaje instytucja bardzo narodowa, jak to teraz mówią – ksenofobiczna, antysemicka i tak dalej: Narodowe Centrum Kultury.

Śmieszy Cię sytuacja polityczna w Polsce?

Śmieszy mnie, bo Polacy ani nie są ksenofobami, ani nie są rasistami… oczywiście są takie grupki, tak samo jak we Francji; a antysemityzm w Grecji jest znacznie większy niż w Polsce, ale Polacy są jedynym narodem, który lubi nadawać sam na siebie, a wiesz, że mieszkałem w wielu krajach.

Narodowe Centrum Kultury wydało płytę, w której grają muzycy z Gambii, Syrii, Jemenu, Grecji i Polski.

I za chwilę będą koncerty. A my rozmawiamy, bo Radio WNET ma dziewięć lat!

To było piękne, jak 9 lat temu wychodziliśmy z ZAIKS-u i Ty do mnie mówisz: „Milo, zakładam radio internetowe, może byś się przyłączył”. Ja na to: „Krzysiu, ale przecież wiesz, że jestem anarchistą”. Miałeś jednak ostatnie słowo, bo mi odpowiedziałeś: „Milo, ale ja też jestem wolnościowcem”. No i tu mnie kupiłeś, nie było wyjścia. Nie miałem żadnego argumentu, żeby Ci odmówić. (…)

A teraz czekamy na koncesję, żeby dalej cieszyć się wolnością.

Do moich audycji, jak mówiłem, zapraszam różnych ludzi, muzyków i naukowców też. I na przykład Adam Strug mi mówi: „W żadnym innym radiu w Polsce nie mam szansy zaprezentować tej muzyki, co w Radiu WNET, ani powiedzieć tego, co tutaj”.

To samo mi powiedział Franciszek Bocheński, kiedy rozmawialiśmy przez dwie godziny o islamie. Udawało mi się przerwać mu tylko, żeby puścić jakąś muzykę. Ułożyłem ją odpowiednio do polityki. Najpierw został zaatakowany Afganistan, później Irak, później zaczęła się Arabska Wiosna od Tunezji i tak dalej. Mieliśmy to samo zdanie, wiedzieliśmy, kto to wszystko wywołał – żaden Facebook, żadne bzdury, w które wierzą neoliberałowie. On opowiadał, aż w końcu zaczął mi śpiewać Koran po arabsku! Ale dziewczyny w drugim pokoju powiedziały mi: „Milo, my bardzo lubimy twoje audycje, ale to była najnudniejsza, jaką słyszałyśmy”.

Był też zaangażowany bardzo politycznie Wojtek Konikiewicz, dzięki któremu powstał Związek Zawodowy Muzyków. Ostatnio grałem z Trebunią-Tutką. Ja grałem na klarnecie po grecku, a on śpiewał po góralsku. Był Irek Dobrowolski, reżyser filmu Sierpniowe niebo. Sześćdziesiąt trzy dni chwały, o powstaniu warszawskim. W jednej gazecie musiano napisać o tym filmie tylko dlatego – ale napisano – że tam podają pierwszą dziesiątkę najczęściej oglądanych filmów, a on miał najwięcej sprzedanych biletów. I jakoś niezauważony przeszedł. Bardzo żałuję, bo ja tam zrobiłem muzykę i zespół rapowy Hemp Gru. Jego lider się nazywa Bilon. W każdym razie wejść na Sześćdziesiąt trzy dni chwały w Internecie jest miliony – ale nikt o nim nie pisał. Dziwne.

Kto jeszcze mnie odwiedzał? Kapela ze wsi Warszawa z liderem. Najpierw zagrałem z liderem Trebuniów-Tutków, a w następnej godzinie z liderem Kapeli ze wsi Warszawa.

Filozofowie mają problem ze zdefiniowaniem słowa wolność. Masz taki problem?

‘Eleftheria’ to jest popularne imię greckie. Kiedy ci wariaci wychodzą i krzyczą, że chcą wolności, to ja im mówię: ja za komuny byłem wolny, w policyjnej Ameryce byłem wolny, w więzieniu się czułem też wolny, dlatego że wolność to dla mnie jest stan umysłu, a nie otoczenie. To jest prawdziwa wolność i ja się czuję wolny bez względu na to, gdzie jestem… (…)

Milo, stawiamy tu trzy kropki.

Czyli kontynuujemy. Zapraszam w czerwcu, mam nadzieję, że to będzie po udanym festiwalu, który honorowym patronatem objął pan minister kultury, bo to ksenofobiczne Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego organizuje festiwal Muzyka Mniejszości Narodowych i Etnicznych Rzeczpospolitej. Będzie – i miałem dzisiaj w audycji – muzyka Tatarów, Greków, Łemków, Ormian, Kaszubów, Mazowszan… Nie wymienię wszystkich, ale trzynaście mniejszości i robimy to z Narodowym Centrum Kultury. Ministerstwo Kultury daje na te mniejszości pieniądze.

Ja też jestem mniejszością i potomkiem uchodźców, w związku z czym na politykę polską patrzę z zupełnie innej perspektywy niż ci, którzy się tak strasznie nami przejmują. Nie przejmujcie się. Najpierw popracujcie nad sobą, a później zacznijcie naprawiać świat.

A do kogo ten apel?

Do wszystkich.

Cały wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Milo Kurtisem pt. „Na początku był Chaos” znajduje się na s. 2 i 4 rocznicowego dodatku do czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z Milo Kurtisem pt. „Na początku był Chaos” na s. 2 rocznicowego dodatku do czerwcowego „Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

 

Poznajmy Islam – rozmowa z Franciszkiem Bocheńskim w „Na początku był chaos” – audycja Milo Kurtisa z 2 stycznia 2018

Franciszek Bocheński – wybitny znawca Islamu i Bliskiego Wschodu. Dowiecie się wielu rzeczy, których nie znacie z mediów głównego nurtu.

Oczywiście będzie dużo muzyki z tego regionu – Afganistanu, Iraku, Syrii, Jemenu, Libii, Tunezji, Turcji i Izraela.

 

Audycji Milo Kurtisa można słuchać w każdy wtorek od godziny 10, a jej retransmisji o godzinie 20.

 

Posłuchaj również innych audycji znanego multiinstrumentalisty (tutaj)

Na początku był chaos – audycja Milo Kurtisa z 19 grudnia 2017 roku o festiwalach etnicznych i działaniach NCK

Tym razem gościem audycji był prof. dr hab Rafał Wiśniewski – dyrektor Narodowego Centrum Kultury. Opowiedział o kilku festiwalach etnicznych zorganizowanych w tym roku przez Narodowe Centrum Kultury.

 

 

Audycji Milo Kurtisa można słuchać w każdy wtorek od godziny 10, a jej retransmisji o godzinie 20.

Posłuchaj również innych audycji znanego multiinstrumentalisty (tutaj)

Na początku był chaos – audycja Milo Kurtisa z 5, a właściwie 1 grudnia 2017 roku

Tym razem wyjątkowo w piątek. Gościem był Piotr Iwicki, a pod koniec audycji relacja z losowania drużyn na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, które odbędą się w Rosji.

Audycji Milo Kurtisa można słuchać w każdy wtorek od godziny 10, a jej retransmisji o godzinie 20.

 

Posłuchaj również innych audycji znanego multiinstrumentalisty (tutaj)

Zaduszkowe wspomnienie Marka Jackowskiego – Maanam i „Nocny Patrol” – diariusz przeżyć i emocji stanu wojennego

Trzeci album zespołu Maanam „Nocny patrol”, wydany jesienią 1983 roku, to jedna z najważniejszych pozycji w klasyce polskiego rocka.

Najwybitniejsze dzieło Kory i Marka Jackowskiego naznaczone jest piętnem stanu wojennego. O nocy wojennej, krokach we mgle i wszechogarniającym strachu, i żądzy słońca, i o normalności opowiada Marek Jackowski.

1 listopada, w Dniu Wszystkich Świętych, w specjalnym programie „Muzyczna Polska Tygodniówka” zabrzmiał Jego głos. To mały wyimek z ponad 50 godzin rozmów, które przeprowadził z Markiem Jackowskim Tomasz Wybranowski.

Programu posłuchasz tutaj:

 

 

Marek Jackowski na tle drzewa pieprzowego. Fot. B. Jackowska

– Lata 80. XX wieku były dla pana i Maanamu złotym okresem. Laury Festiwalu Piosenki w Opolu, szczyty list przebojów, zwycięstwa w rankingach popularności magazynu „Non Stop” i setki koncertów. Debiutancki materiał nagrywaliście w gorącym okresie sierpnia 1980 roku.

– Chwile spędzone w studiu nagraniowym Polskiego Radia Lublin były dla nas wielkim wydarzeniem. Muzycznie spełniały się nasze marzenia. Kora powiedziała nawet po nagraniach, że gdyby teraz miała odejść na drugą stronę, to umierałaby szczęśliwa i spełniona. Ale to był także czas historyczny. Szczególnie zapamiętałem dzień 31 sierpnia 1980 roku, kiedy w Gdańsku podpisywano porozumienia sierpniowe.

Pamiętam, jak redaktor Jerzy Janiszewski, legendarna postać polskiego eteru, wbiegał co kilka minut do studia i wykrzykiwał: „Zaraz podpiszą porozumienie, zaraz to się stanie!”. Mija kilka chwil i znowu pojawia się w studiu, mówiąc z ekscytacją: „Już siedzą przy stole! Już podpisują! Wałęsa z wielkim długopisem z fotografią Jana Pawła II!”. Potem wielki szał radości, łzy szczęścia i padanie sobie w ramiona. To był niesamowity czas…

 

Marek Jackowski. Fot. Archiwum rodziny Jackowskich.

– Była wtedy w nas nadzieja i wiara, że będzie inaczej. Ale zaraz potem, niespełna pół roku później, ogłoszono stan wojenny. To wszystko, co działo się po 13 grudnia, zmieniło ludzi i charaktery…

– Tak jak wszyscy Polacy wiedzieliśmy, że żyć trzeba dalej. Robić wszystko, co się da, by nie zwariować, by się nie poddać. Nie zawsze to było bezpieczne. ZOMO królowało na ulicach i tak naprawdę wszystko mogło się zdarzyć. Stan wojenny obfitował w wiele tragicznych zdarzeń, sytuacji potwornych. Dlatego nasza trzecia płyta „Nocny patrol” przesiąknięta jest atmosferą tamtych czasów. Tamtych tragicznych dni…

 

 

– Album nagrywaliście w studiu Teatru STU w Krakowie. Teksty Kory są pełne katastrofizmu, wołania o azyl i przestrzeń bez przemocy. „Krakowski spleen” w moich programach radiowych zapowiadam jako hymn do normalności i chęci zwykłego życia. Przejmujące „Polskie ulice”, „Jestem kobietą”, z zaśpiewem Kory „nie wyobrażam sobie, abyś na wojnę szedł”, i tytułowy, otwierający płytę „Nocny patrol”… Do dziś, gdy słucham tej płyty, mam ciarki na całym ciele. 

– „Nocny patrol” to jest płyta prawdziwa, bo płyta życia. Jest w niej emocja i anturaż tamtych czasów. Ta płyta jest niezwykła, bo czasy były niezwykłe, choć straszne i dziwne. Sami przeżywaliśmy, to co się działo. W nocy baliśmy się wychodzić, bo godzina policyjna, bo patrole ZOMO, bo zatrzymania… A trzeba było normalnie życ i funkcjonować.

Bardzo często zatrzymywali nas pijani zomowcy. Pamiętam taką scenę, jak z czarnego snu. Zostajemy zatrzymani. Z samochodu wytacza sie kompletnie pijany dowódca i wymachuje bronią przed naszymi twarzami. Młodsi rangą musieli go uspokajać, aby nie doszło do jakiegoś tragicznego zdarzenia. Boże, jak wtedy baliśmy się. Pamiętam pytanie jednego z tych młodszych zomowców: „Skąd idziecie we mgle?”. Nie wiem dlaczego, ale zapamiętałem to pytanie na całe życie…

– „Skąd idziecie we mgle?”… W normalnym życiu i sytuacji potraktowałbym to jak okruch poezji.

– We mgle było słychać tylko kroki nocnego patrolu i nasze. Słyszeliśmy, jak zbliżamy się do siebie. Oni słyszeli nasze kroki, my słyszeliśmy ich. Wiedzieliśmy jedno, jeśli zaczniemy uciekać, to oni wszczęliby pościg i użyli broni. O Boże Ty mój (z ciężkim westchnieniem w głosie). Piosenka Kory „Jestem kobietą” związana jest z tamtym wydarzeniem. Potem powstał tekst „Nocny patrol” i we mnie zakiełkowała melodia do instrumentalnego utworu „Zadymione ulice” (późniejszy tytuł „Polskie ulice”, przypomina autor).

– Zawsze nie mogłem się nadziwić, że cenzura przepuściła do tłoczenia płytę, a potem większość tych protest songów gościła na antenach radiowych.

– Wspaniałe jest to, że wielka moc i odwaga cechowała ówczesnych ludzi radia. Pamiętam, jakim przeżyciem było dla mnie, jak usłyszałem w Trójce radiowej „Polskie ulice”. Radiowcy, z krwi i kości, o których myślę, to legendarne postaci: Piotr Kaczkowski, wspominany już Jerzy Janiszewski czy Marek Niedźwiecki. Oni się nie bali i dla wielu dzisiejszych dziennikarzy mogą być wzorem.

 

Marek Jackowski w swoim domu. Fot. B. Jackowska.

 

– Nie zagraliście w Sali Kongresowej z okazji rewolucji i sojuszu ze Związkiem Radzieckim i dostaliście „szlaban” niemal na wszystko. Mimo że nie wolno było grać waszych nagrań, to Marek Niedźwiecki się nie bał i grał je w zestawieniach Listy Przebojów Programu 3. W końcu i tam nie można było grać Maanamu. Ale i na to znalazł się sposób. Gdy padała nazwa Maanam w kolejnym zestawieniu i tytuł piosenki, to odzywały się werble, wstęp do nagrania „To tylko tango”.

– To było niesamowite. W tych charakterystycznych werblach z „Tanga”, w ich złowróżbnym pogłosie w całej Polsce było wiadomo, że coś się dzieje z Maanamem. Zespół jest, ale skazany został na banicję. Rodziły sie pytania: co mogło się stać i dlaczego?  Fani doskonale wiedzieli o tym. Szacunek dla Marka Niedźwieckiego za to co zrobił wtedy.

– „Nocny patrol” to jednak album z gamą światła na końcu tunelu złych czasów i losu.

– Na początku lat 80. Polacy byli przesiąknięci ideą pierwszej, wielkiej „Solidarności”. Była świadomość, że walczy się o wolną Polskę, że wspiera nas papież Jan Paweł II, który w tym czasie pielgrzymował do ojczyzny.

Mój Ty Boże, te miliony ludzi na Błoniach w Krakowie i we wszystkich innych miejscach, gdzie On się pojawiał i zasiewał w nas spokój, niezłomność i wiarę. A dzisiaj czytamy tabloidy, oglądamy gwiazdy we wszystkich możliwych programach i formatach. Ba, wszyscy są gwiazdami, bo nagle okazuje się, że pani, która reklamuje groszek czy marchewkę jest… gwiazdą.

Nagle okazuje się, że w stacjach radiowych nie ma rockowej i ambitnej  muzyki. Na szczęście jest Facebook, gdzie ludzie przekazują sobie piosenki i ważne nagrania. Są polonijne audycje w rozgłośniach zachodnich, które strzegą płomienia żywej i szczerej muzyki. I to cieszy, to jest genialne.

– Wciąż w nas nadzieja, że „jeszcze będzie przepięknie”. Dziękuję za rozmowę.

Tomasz Wybranowski

 

Marek Jackowski – legenda polskiego rocka, jednym z najbardziej charyzmatycznych i intrygujących postaci polskiej muzyki. Muzyk, kompozytor, twórca muzyki filmowej i eksperymentalnej, ale także dziennikarz i tłumacz, filolog angielski, znawca literatury. Od 1965 roku Marek Jackowski wciąż trwa na muzycznym helikonie.

Najpierw, podczas studiów, grał w łódzkiej grupie Impulsy. Potem wyprowadził się do Krakowa, gdzie nawiązał współpracę z Piwnicą pod Baranami. Na cztery lata zagościł w kultowej Anawie, z którą nagrał płyty: Marek Grechuta & Anawa (1970) i Korowód (1971). Później grał z zespołem Osjan (1971-75).

W grudniu 1975 roku w Krakowie wraz z Milo Kurtisem założył zespół Maanam, którego został liderem. Po wielu zmianach personalnych skład tej grupy ustalił się w roku 1979, a zespół udanie zadebiutował jako grupa rockowa. Jackowski stał się głównym kompozytorem materiału płytowego (m.in. albumy „O!”, „Nocny Patrol” czy „Róża”).

Maanam jako pierwsza grupa z Polski zapełniał sale koncertowe w Danii, Holandii, Niemczech i Fracji (pamiętny koncert w Olimpii). Marek Jackowski prowadził również autorski projekt „Złotousty i Anioły”. Nagrał dwa solowe albumy „No1” (1994) i „Fale Dunaju” (1995) oraz jedną składankę z serii Złota Kolekcja Polskiego Radia (2002). Po śmierci ukazała się jego ostatnia płyta, która nie była w pełni gotowa.

Do klasyki polskiej muzyki weszła piosenka w jego wykonaniu (z zespołem Maanam) „Oprócz błękitnego nieba” (1979), którą nagrał później, jako cover, zespół Golden Life.

Odszedł od nas 18 maja 2013 roku…