Relikwie chrześcijańskie mają znaczenie szczególne. W nich cześć oddawana ciału idzie w parze z tajemnicą Odkupienia

Nie umiem powiedzieć, dlaczego naturze ludzkiej potrzebny jest substrat materialny, aby wejść w kontakt z nieuchwytnym światem idei. Ale istnienie takiej potrzeby potwierdza sam święty Jan Paweł II.

Piotr Witt

Buty księdza Wojtyły

Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku proszę rozdać według uznania (Jan Paweł II, Testament, 6.03.1979 r.)

Po ubiegłorocznym pożarze znaleziono na posadzce katedry Notre Dame mosiężnego koguta. Służył za „kurek na kościele”. Odpadł bez szwanku ze stopionej wieżyczki transeptu. Z jego wnętrza wydobyto trzy relikwie: fragment Korony Cierniowej, relikwię Świętego Dionizego i relikwie Świętej Genowefy – patronki stolicy i kraju.

Obecny rok obchodzimy w Paryżu pod znakiem świętej Genowefy – patronki stolicy i kraju. Urodzona 1600 lat temu święta uratowała Paryż przed najazdem Hunów. Jej cenny relikwiarz przetopili jakobini, a relikwie spalili za karę „że podgrzewała kociołek kanoników”. Relikwiarz wykonany na nowo w XIX wieku zawiera szczątki odkryte w grobie na miejscu obecnego Panteonu, dawnego kościoła pod wezwaniem św. Genowefy. Jest wystawiany kolejno w kościołach Paryża. Patrząc na ten wspaniały mebel wielkości sekretery, ze złota, srebra i drogocennych kamieni, przypominam sobie nauki księdza Wojtyły.

Wielkie dziedzictwo

Po świętym Janie Pawle II pozostał spadek bogaty i różnorodny. Ci, którzy mieli szczęście widzieć Papieża przed zamachem, zachowali w pamięci wizerunek atletycznego mężczyzny, od którego emanuje magiczna siła. Zapoczątkowane przez niego Międzynarodowe Dni Młodzieży przysporzyły Kościołowi zastępów młodych katolików świadomych swej wiary i prawdy. Wierzącym pozostała nauka głoszona podczas spotkań i opublikowana w pismach. W naszej epoce kompromitacji autorytetów i powszechnego zwątpienia zwłaszcza encyklika Fides et ratioRozum i wiara dostarcza cennych wskazówek; pomaga młodym i szukającym prawdy odnaleźć się pośród fałszywych proroctw. Wiedzieliśmy od dawna, że te rozważania są owocem dociekań wybitnego filozofa; dziś wiemy również, że wyszły spod pióra świętego. Podobnie jak arcyciekawe Notatki osobiste wydane przez arcybiskupa Krakowa, księdza kardynała Stanisława Dziwisza.

Na tle bogactwa duchowego zdumiewa ubóstwo materialne dziedzictwa Jana Pawła II.

W Krakowie, u stóp Wawelu, ksiądz Wojtyła mieszkał od 1952 do 1967 roku. Pierwsze lata – kątem u księdza profesora Ignacego Różyckiego. Zajmował niewielki pokój przechodni. Po otrzymaniu sakry biskupiej w 1958 roku przeniósł się do sąsiedniej kamienicy, pod 21. Dziś w pomieszczeniach dwóch połączonych domów zgromadzono pamiątki po polskim papieżu. Najwięcej miejsca zajmują dary mieszkańców miejsc, do których pielgrzymował. Są tutaj prezenty od królów, rad miejskich, prezydentów. Są i inne, od prywatnych osób pragnących w namacalny sposób wyrazić miłość i przywiązanie. Niektóre bardzo cenne, jak siedemnastowieczne krucyfiksy rzeźbione w kości słoniowej i koralu, podarowane przez zakonników z Palermo na Sycylii i przez innych z Korsyki, wielkie, srebrne misy od mieszkańców Edynburga i Londynu. Wszystko to przekazał testamentem muzeom.

Zwykłe przedmioty niezwykłe

Największe wrażenie robią wszakże te nieliczne „przedmioty codziennego użytku”, którymi posługiwał się przyszły papież. Każdemu, kto wychodzi z Wawelu po obejrzeniu cennych dzieł sztuki zgromadzonych w skarbcu Rzeczypospolitej Obojga Narodów, radzę zajrzeć na ulicę Kanoniczą 19/21 i zatrzymać się przez czas jakiś przed tymi skromnymi rzeczami.

Od czasu kanonizacji relikwiami po świętym stało się wąskie łóżko (polowe?), biurko z jakiejś dawnej oficyny, klęcznik, podniszczone buty, niegdyś nowoczesne narty.

Kult relikwii nie jest tylko właściwością chrześcijan. Także wyznawcy fałszywych idoli otaczają czcią swoje świętości. Przed kilku laty skórzaną kurtkę piosenkarza Johna Lennona sprzedała na licytacji londyńska firma Sotheby’s za 350 tysięcy €. W grudniu 2012 roku w Los Angeles odbyła się aukcja garderoby Grety Garbo. Wielbiciele słynnej aktorki wydzierali sobie za grube dziesiątki tysięcy osiemset sukien, których gwiazda nigdy nie założyła. Niemych i bezosobowych.

Nieliczne relikwie po świętym Janie Pawle II opowiadają, przeciwnie, bardzo wiele o ich właścicielu. Na wąskim łóżku sypiał przez kilkanaście lat, przy staroświeckim biurku pisał swe kazania i rozważania teologiczne, zapisywał swe medytacje wygłaszane później podczas rekolekcji w zakopiańskiej Bachledówce. W tych butach chodził po górach, na nartach zjeżdżał z Kasprowego na Halę Gąsienicową i na Jaszczurówkę. Pierwsze narty księdza, z 1954 roku, zaopatrzone w wiązania sprężynowe – kandahary pochodzą z prywatnej wytwórni zakopiańskiej Zubka. Jako kardynał zjeżdżał już na headach z wiązaniami bezpiecznikowymi. Te relikwie nie mają ceny rynkowej. Kanon 1190 Kodeksu Prawa Kanonicznego stanowi, iż „sprzedaż świętych relikwii jest absolutnie zabroniona”.

O pożytku z relikwii

Nie umiem powiedzieć, dlaczego naturze ludzkiej potrzebny jest substrat materialny, aby wejść w kontakt z nieuchwytnym światem idei. Ale istnienie takiej potrzeby potwierdza sam święty Jan Paweł II: „Nieodzownie potrzebny jest człowiekowi ten pierwszy krok poprzez stworzenie widzialne w kierunku niewidzialnego Stwórcy” (notatka 5.VII. 1975).

Dla wiernego relikwia jest ostatnim śladem świętego, jest zarazem obietnicą bliskości Boga.

Do relikwiarzy wystawionych w kościołach wierni adresują modlitwy, prośby, podziękowania. Modlić się przed relikwią nie oznacza mimo to „oddawania czci kawałkowi ciała”. Dla chrześcijan cześć oddawana ciału idzie w parze z tajemnicą Odkupienia. Dotyczy chrześcijanina, który istniał. Nie czcimy symbolu. Co więcej, ten kult świadczy o przywiązaniu Kościoła do jedności osoby ludzkiej, powołanej, aby stać się świątynią Ducha. Co potwierdza Katechizm Kościoła katolickiego w akapicie nr 364. Nie mamy bezpośredniego wglądu w cudzą duszę. Czytamy ze znaków widzialnych. Przeciwnie – doktryna Marcjona z Synopy, głosząca wyłącznie duchową, niecielesną naturę Chrystusa, została potępiona przez Kościół pierwszych wieków jako niebezpieczna herezja.

Nadmiernie podejrzliwi mogli posądzać inżyniera Stefana Ossowieckiego o interesowną szarlatanerię, kiedy słynny przed wojną jasnowidz, proszony o odnalezienie zaginionej osoby, żądał, aby mu dostarczono osobisty przedmiot należący do poszukiwanego: chusteczkę, okulary, pióro, byle rzecz miała z nim bezpośrednią styczność. Ale np. księżna Izabela Czartoryska nie miała ze swojej kolekcji żadnych korzyści materialnych. Same wydatki. Wielka racjonalistka gromadziła w Puławach ułamki starożytnych marmurów, potłuczone kamienie, aby lepiej wczuć się w epokę antyku.

Sienkiewicz, pisząc swe wiekopomne Quo vadis?, także obmacywał starożytne kamienie w rzymskich lapidariach i na arenach, gdzie ginęli męczennicy za wiarę.

Relikwie chrześcijańskie mają znaczenie szczególne. Cześć im oddawana sięga pierwszych wieków chrześcijaństwa wraz z kultem męczenników pochowanych w katakumbach. A zresztą według Ewangelii dotknięcie szat Chrystusa wystarczało do uleczenia z chorób.

Istnieją relikwie poświadczone i niepoświadczone. Do niepoświadczonych zaliczają się te o niejasnym pochodzeniu, pozbawione świadectw autentyczności, jak np. koszula Matki Boskiej, relikwie Świętych Niewiniątek lub niektórych świętych pierwszych wieków. Istnieją również relikwie poświadczone, autentyczne, zazwyczaj bardziej współczesnych świętych, np. Franciszka Salezego, Bernadetty Soubirous, ks. Jerzego Popiełuszki czy właśnie Jana Pawła II.

„Cały jestem w rękach Bożych” – mówił o sobie Jan Paweł II słowami francuskiego świętego Ludwika Marii Grignon de Montfort. Ponieważ oddajemy hołd obecności Bożej w jego osobie, oddajemy również hołd miejscu, gdzie Bóg stał się obecny. Kult relikwii nie jest magiczny, lecz poprzez życie świętego oddajemy cześć obecności Boga w człowieku. Widząc te przedmioty, możemy tym łatwiej wywołać wspomnienie ludzkich warunków życia świętego Jana Pawła II. Te rzeczy są takie wątłe, nieomal bez znaczenia; oto Bogu się spodobało posłużyć się nimi, aby zamanifestować swą Obecność i objawić swą Potęgę i Chwałę, ponieważ to On działa poprzez te znaki.

Artykuł Piotra Witta pt. „Buty księdza Wojtyły” znajduje się na s. 12 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Piotra Witta pt. „Buty księdza Wojtyły” na s. 12 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W przeddzień święta Zesłania wołam: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!

Papież jasno wskazuje na wieczernik jako miejsce, gdzie wszystko się zaczęło, zatem historia zbawienia każdego z nas, jako Polaków, ma swój początek i koniec w Bogu, nie w Gnieźnie czy w Mieszku I.

Wojciech Pokora

Oto Jan Paweł II, Syn Tej Ziemi, stanął jak patriarcha przed swoim narodem i wezwał Boga, by zstąpił na znajdującą się pod panowaniem narzuconego siłą systemu Ziemię i ją uwolnił od ciążącego na niej jarzma. Czyż nie jest to plastyczna wizja rodem ze Starego Testamentu?

Jednak w całym tym wydarzeniu, którym była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny w roku 1979, nie do końca o tak proste znaki chodziło. One były i stały się symbolem tego wydarzenia, jednak zarówno powyższe słowa, jak i cały pobyt Ojca świętego w Polsce możemy spróbować zinterpretować szerzej i rozciągnąć je na cały Kościół i na cały pontyfikat papieża Polaka. Możemy pokusić się o stwierdzenie, że Jan Paweł II dał podwaliny pod pneumatologię narodu, czyli ukazał nam, jak Duch Święty działa w życiu narodowej wspólnoty. A szerzej patrząc – narodowych wspólnot, bo rozpatrując wydarzenia z 1979 roku i następujący po nich wybuch wolności w postaci rodzącej się w Polsce Solidarności, co doprowadziło w konsekwencji do zburzenia tzw. żelaznej kurtyny i wyzwolenie wielu narodów spod wpływów Rosji Radzieckiej, lubimy myśleć o pontyfikacie Jana Pawła II jako okresie danym wyjątkowo nam – Polakom, zapominając o kontekście Kościoła powszechnego. Trudno jednak obronić tezę, że oto w historii świata, ale i historii zbawienia następuje moment, gdy cały Kościół zostaje podporządkowany jednemu narodowi i wydarzeniom temu narodowi towarzyszącym. Ten punkt wyjścia skłania do poszukiwania uniwersalności w przekazie, który traktujemy tak bardzo lokalnie, wsłuchując się w głos papieża podczas jego pierwszej pielgrzymki do ojczyzny. (…)

Każdy, bez wyjątku, został odkupiony przez Chrystusa i z każdym bez wyjątku Chrystus jest zjednoczony, „nawet gdyby człowiek nie zdawał sobie z tego sprawy”.

W jaki sposób? Chrystus może człowiekowi przez swojego Ducha „udzielić światła i sił, aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu”.

W tym kontekście łatwiej zrozumieć, skąd płynie moc wypowiadanych w danym miejscu słów i w jaki sposób działanie Ducha Świętego rozciąga się na cały lud, a nie tylko na skupioną wokół ołtarza grupkę (nawet wielotysięczną) wiernych. Takie rozumienie wspólnoty i przenikającego jej działania Ducha pozwala Kościołowi stawiać pytania, które wydać się mogą dalekie od sfery sacrum, a w powszechnym odbiorze zarezerwowanych raczej do nauk socjologicznych czy politycznych: „Czy wszystkie dotychczasowe i dalsze osiągnięcia techniki idą w parze z postępem etyki i z duchowym postępem człowieka? Czy człowiek w ich kontekście również rozwija się i postępuje naprzód, czy też cofa się i degraduje w swym człowieczeństwie? Czy rośnie w ludziach, w »świecie człowieka«, który jest sam w sobie światem dobra i zła moralnego, przewaga tego pierwszego, czy też tego drugiego?”.

Kościół nie tylko stawia pytania, ale też szuka na nie odpowiedzi. A może należy odwrócić logikę tego zdania i stwierdzić, że Kościół stawia pytania, na które odpowiedzi człowiek powinien szukać właśnie w Kościele?

„W Apostołach, którzy otrzymują Ducha Świętego w dzień Zielonych Świąt, są już niejako duchowo obecni wszyscy ich następcy, wszyscy biskupi, również ci, którym od tysiąca lat wypadło głosić Ewangelię na ziemi polskiej. Również ten Stanisław ze Szczepanowa, który swoje posłannictwo na stolicy krakowskiej okupił krwią przed dziewięcioma wiekami. I są w tych Apostołach i wokół nich – w dniu Zesłania Ducha Świętego – zgromadzeni nie tylko przedstawiciele tych ludów i języków, które wymienia księga Dziejów Apostolskich. Są wokół nich już wówczas zgromadzone różne ludy i narody, które przyjdą do Kościoła poprzez światło Ewangelii i moc Ducha Świętego w różnych epokach, w różnych stuleciach.

Dzień Zielonych Świąt jest dniem narodzin wiary i Kościoła również na naszej polskiej ziemi. Jest to początek przepowiadania wielkich spraw Bożych również w naszym polskim języku.

Jest to początek chrześcijaństwa również w życiu naszego narodu: w jego dziejach, w jego kulturze, w jego doświadczeniach”. (…) Czytając słowa papieża wygłoszone czy to w Warszawie, czy w Krakowie, czy Gnieźnie, stawiamy pytanie – na ile nauczanie Jana Pawła II podczas pielgrzymek do kraju jest uniwersalne? Czy jego nauka dotycząca działania Ducha Świętego w narodzie odnosi się do konkretnej historii każdego narodu? Papież jasno wskazuje na wieczernik jako miejsce, gdzie wszystko się zaczęło, zatem historia zbawienia każdego z nas, jako Polaków, ma swój początek i koniec w Bogu, nie w Gnieźnie czy w Mieszku I. Nie ma innej historii zbawienia. (…)

Słowa papieża Jana Pawła II w przeddzień wejścia Kościoła w III tysiąclecie chrześcijaństwa z perspektywy 40 lat możemy uznać za prorocze. Przede wszystkim kultura polska jest elementem dziedzictwa, a zarazem „wybitną cząstką europejskiej i ogólnoludzkiej kultury”. W tym jednym zdaniu jak w soczewce skupiają się nasze narodowe kompleksy i lata „wchodzenia” na nowo do Europy. Jednak przez 40 lat, które minęły od czasu wypowiedzenia przez Jana Pawła II powyższego apelu, zdajemy się zostawiać chrześcijańskie i narodowe dziedzictwo w przedpokoju współczesnej Europy.

Żeby stać się godnymi miana Europejczyków, wyrzekamy się „godności człowieka na naszej ziemi. Polskiej, słowiańskiej ziemi”. Jednak papież już wtedy to przewidział.

Na tym samym Wzgórzu Lecha, kilka chwil później, w obecności zgromadzonych tam wiernych w modlitwie wołał, by Kościół odradzał się, nie czerpiąc z obcych i zatrutych cystern:

„Oblubienico Ducha Świętego i Stolico Mądrości! Twojemu pośrednictwu zawierzamy wspaniałą wizję i program odnowy Kościoła w naszej epoce, która wyraziła się w nauce II Soboru Watykańskiego. Spraw, abyśmy tę wizję i ten program w całej autentycznej prawdzie – tak jak za naszą nieudolną posługą dał nam ją poznać Duch Święty – w tejże samej prawdzie, prostocie i mocy czynili przedmiotem naszego postępowania, posługiwania, nauczania, pasterzowania, apostolatu. Żeby cały Kościół odradzał się w tym nowym źródle poznania swej własnej istoty i misji, nie czerpiąc z żadnych obcych ani zatrutych cystern”.

W jaki sposób jednak poradzić sobie jako wspólnota z rozpoznaniem obcych i zatrutych źródeł? Tu znów Jan Paweł II przyzywa Ducha Świętego. Robi to w Krakowie, w homilii podczas Mszy św. na Błoniach. Papież przekazuje wiernym Ducha Świętego, jak biskup przekazuje Go podczas bierzmowania, dając wskazówki: Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara!

Cały artykuł Wojciecha Pokory pt. „Działanie Ducha w narodzie” znajduje się na s. 1 i 7 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Działanie Ducha w narodzie” na s. 1 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Koncyliacyjna propozycja zmiany Konstytucji Rzeczpospolitej. Totalna opozycja nie będzie musiała zgłaszać poprawek

Jestem głęboko przekonany, że przyjęcie mojej propozycji Ustawy Zasadniczej zakończy wreszcie wojnę polsko-polską i umożliwi nam w spokoju i zgodzie pokonać zarazę i kryzys popandemiczny.

Zbigniew Kopczyński

Wszyscy mamy już dość zamieszania z konstytucyjnością wyborów i w ogóle problemów rządzących z Konstytucją. Prawo i Sprawiedliwość miota się od ściany do ściany, zmieniając swoje projekty, a mimo tego nie potrafiąc zadowolić opozycji. Ponieważ na rządzących nie ma już co liczyć, pozwalam sobie przedstawić własny projekt zmiany naszej Konstytucji, który powinien spełnić opozycyjne oczekiwania. Nie ma on jeszcze formy projektu ustawy, z przyporządkowaniem zmian do konkretnych artykułów Konstytucji. Na to przyjdzie czas po przyjęciu przez rząd i opozycję głównych jego założeń. A oto one:

1.     Termin i tryb wyboru prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej określa przewodniczący Platformy Obywatelskiej.

2.     Komitet wyborczy ma prawo w każdym momencie procesu wyborczego zmienić swojego kandydata, gdy uzna, że nowy kandydat daje większą szansę wygrania wyborów.

3.     W wyniku wyborów, po pierwszej kadencji Andrzeja Dudy prezydentem zostaje Małgorzata Kidawa-Błońska lub inna osoba wskazana przez przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.

4.     Tworzy się Izbę Wyborczą Sądu Najwyższego, będącą jedynym organem uprawnionym do orzekania o ważności wyborów.

5.     Na pierwszą, dziesięcioletnią kadencję powołuje się w skład Izby Wyborczej sędziów:

  • Małgorzatę Gersdorf,
  • Wojciecha Łączewskiego,
  • Ryszarda Milewskiego,
  • Igora Tuleję,
  • Waldemara Żurka.

6.     Likwidacji ulega Trybunał Konstytucyjny, a w jego miejsce ustanawia się urząd Ostatecznego Interpretatora Konstytucji, którego orzeczenia są ostateczne i niepodważalne.

7.     Na pierwszą, dziesięcioletnią kadencję Ostatecznym Interpretatorem Konstytucji zostaje Borys Budka.

8.     Likwidacji ulega Trybunał Stanu, w którego miejsce ustanawia się Trybunał Ludowy do osądzenia zbrodni rządzących wobec Unii Europejskiej i Konstytucji.

9.     Na pierwszą, dziesięcioletnią kadencję powołuje się w skład Trybunału Ludowego:

  • Romana Giertycha,
  • Ewę Kopacz,
  • Stefana Michnika,
  • Stefana Niesiołowskiego,
  • Sylwię Spurek.

Jestem głęboko przekonany, że przyjęcie mojej propozycji zakończy wreszcie wojnę polsko-polską i umożliwi nam w spokoju i zgodzie pokonać zarazę i kryzys popandemiczny. Moje obawy wzbudza jednak dotychczasowe doświadczenie odrzucania przez opozycję każdego rozsądnego projektu, niezgłoszonego przez nią samą, bez nawet pobieżnego zastanowienia się nad jego treścią. Bo też ze zastanawianiem się ma największy problem.

Felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Moja propozycja zmiany Konstytucji” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Felieton Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Moja propozycja zmiany Konstytucji” na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zadaniem radiowej Tru(ó)jki było kształtowanie pokolenia „michnikowszczyzny”/ Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” 71/2020

Patriotyzm to był straszliwy obciach, a przezwisko „Polak-katolik” obelga. Oddziaływanie tego przesłania odnajdujemy do dziś w kosmopolitycznej żarliwości podstarzałych kodziarzy i socjalliberałów.

Andrzej Jarczewski

Starczy uwiąd „Trujki”

Mam 70 lat. To zaznaczam od razu, by nie być posądzonym o ageizm, niewiedzę czy brak doświadczenia. Słucham Programu III Polskiego Radia od półwiecza z okładem. To było radio mojego pokolenia. Niestety, to nadal jest radio… mojego pokolenia.

„Nigdy nie zmienia się styl w muzyce bez przewrotu w zasadniczych sprawach politycznych”. Tak pisał Platon dobre 24 wieki temu. Troszkę przesadził z kwantyfikatorami, ale zjawisko ocenił poprawnie.

Muzyka i polityka rozwijają się współbieżnie. Nie zawsze wiadomo, co jest przyczyną, ale jeśli coś wielkiego wydarzy się w jednej dziedzinie, mamy sygnał, że i w tej drugiej coś ważnego wkrótce się zmieni albo już się zmieniło.

Tak właśnie było w latach sześćdziesiątych w zachodnim świecie, od którego szczelnie odgrodzono nas barierami murowanymi, paszportowymi i ideologicznymi, ale nie radiofonicznymi. O Beatlesach dowiadywaliśmy się początkowo z Radia Luxemburg i z mocno zagłuszanej „Wolnej Europy” (na fali 11 i 16 m zagłuszanie było nieskuteczne). W Anglii panowała już „beatlemania”, a muzyka ówczesnych zespołów gitarowych trafiała idealnie w oczekiwania i potrzeby nastolatków na całym świecie. Zadecydowała jak zwykle… technologia.

Wzmacniacze gitarowe dawały brzmienie dobrze przenoszone przez głośniki radiowe i – co najważniejsze – zasadniczo odmienne od brzmienia orkiestr symfonicznych i zespołów jazzowych, które traciły już na popularności. Słuchaliśmy Beatlesów, bo zależało nam na odróżnieniu się od naszych starszych braci, którzy wciąż byli wierni Presleyowi, i od naszych kochanych ciotek, które uwielbiały Mieczysława Fogga, Irenę Santor i różnych wykonawców przedwojennych. The Shadows, Animals, Beatles, Rolling Stones… to były zespoły wypracowujące brzmienie pokolenia. Chwilę później pojawił się Czesław Niemen i Niebiesko-Czarni, Czerwone Gitary, Skaldowie i mnóstwo innych.

Brzmienie

„Brzmienie” – jakość muzyczna, której chyba nikt porządnie nie zdefiniował, a każdy wtedy wiedział, o co chodzi. Należałem do pierwszego pokolenia gitarzystów elektrycznych i majsterkowiczów dysponujących już układami tranzystorowymi. Wprawdzie na początku lat sześćdziesiątych półprzewodników nie dało się kupić w żadnym sklepie, ale można było to i owo „załatwić”. Przystawkę do gitary robiło się z trzech słuchawek telefonicznych, a przedwzmacniacze z elementów wymontowanych z radioodbiorników (opisałem to w powieści muzycznej pt. Selma; książka dostępna w internecie). Chodziło zawsze o uzyskanie takiego brzmienia, jakie słyszało się w radiu.

Jednocześnie nastąpiła radykalna poprawa jakości sygnału radiofonicznego dzięki wykorzystaniu pasma fal ultrakrótkich. Tracił na tym Luxemburg, nadawany na falach średnich, słyszalny w Polsce tylko po zachodzie słońca, a i to z różnymi zanikami i zakłóceniami. Owszem, gdy dziś w gronie rówieśników, a zwłaszcza rówieśniczek rozmawiamy o wieczorach z radiem Luxemburg, robi się jakoś dziwnie. Ta średniofalowa jakość wystarczała zakochanym, ale już nie muzykom, którzy pod koniec lat sześćdziesiątych w niemal całej Polsce uzyskali możność odbioru Programu Trzeciego.

To był przewrót jakościowy. Kto raz usłyszał „Trójkę” na UKF, nie chciał wracać na fale średnie, a tym bardziej na długie, które od tego czasu – przynajmniej w moim uchu – zupełnie nie nadają się do transmitowania muzyki. Tu muszę dodać, że tej brzmieniowej jakości ówczesna „Trójka” nie zmarnowała na powielanie tradycyjnych audycji radiowych. Wymyślono zupełnie nowe – dziś powiedzielibyśmy – formaty, wykorzystujące w pełni te możliwości, które się nagle pojawiły.

Na służbie PZPR

Marks nie rozwiązał podstawowego problemu komunizmu. Lenin nie zdążył się nim zająć, a Stalin robił, co mógł, by opóźnić nieuniknione. Otóż ci robotnicy, których oglądał Marks i zatrudniał Engels, wiedli faktycznie życie ciężkie i chyba poprawnie przez nich opisane. Problem w tym, że jedyną (w skali masowej) ucieczką ze stanu upodlenia było kształcenie dzieci, popierane zresztą przez każde państwo, które nie chciało być słabsze i głupsze od innych. Te dzieci robiły wszystko, by nie wrócić do zawodu ojców i dziadków. Już za życia Marksa dorosłe dzieci robotników stawały się wyklętymi „drobnomieszczanami”, a najzdolniejsze czy najbardziej przedsiębiorcze z nich przechodziły w kolejnych pokoleniach do kategorii „burżujów”.

Dostrzeżono to m.in. w PRL czasów Władysława Gomułki. Coraz lepiej wykształcony demograficzny wyż należało jakoś „zagospodarować” z pożytkiem dla partii. Trzeba było „po nowemu” zająć im wolny czas, bo stare, prostackie metody propagandy nie mogły być akceptowane przez światłego człowieka.

Mądrość tamtego etapu polegała na pogodzeniu się starych komunistów z pewnikiem, że z młodością nie da się wygrać. Można ją tylko urobić po swojemu.

Pamiętam głupkowate artykuły autorstwa różnych twardogłowych pismaków z tamtej epoki. Wydawało się im, że większą dyscypliną i „pracą wychowawczą” da się okiełznać młodzież. Na szczęście zwyciężył pogląd, że z Beatlesami nie można walczyć Szpilmanem. Trzeba mieć własnych Beatlesów i pozwolić się im wyśpiewać.

Tego rodzaju argumenty przeważyły, gdy technologiczny rozwój wprowadził telewizor do niemal każdego domu i gdy całą najgrubiej ciosaną propagandę przeniesiono na ekrany. Dzięki temu w niesłuchanym przez Biuro Polityczne PZPR Programie III cenzura mogła nieco zelżeć. Adresowana do młodej inteligencji „Trójka” miała już wtedy codzienny, wielogodzinny program, słyszalny we wszystkich większych miastach.

Do redakcji angażowano ludzi młodych, znających się na rzeczy, dobrze wykształconych i – co najważniejsze – o prawidłowym pochodzeniu.

Oczywiście nie chodzi o pochodzenie robotniczo-chłopskie, ale o ubecko-partyjne, co wstępnie zostało opracowane przez Dorotę Kanię, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza w książce Resortowe dzieci. Media. Tytuł odnośnego rozdziału: Trójka – wentyl bezpieczeństwa poprawnie wskazuje istotę rzeczy i pozwala mi nie zatrzymywać się nad tym tematem.

Zapraszamy do Trujki

Lekturą uzupełniającą może być książka Ewy Winnickiej i Cezarego Łazarewicza Zapraszamy do Trójki, wydana na 50-lecie tego radia w roku 2012. Sporo ciekawostek, zwłaszcza o balangach i życiu alkoholowym redaktorów. Rzecz nie zasługiwałaby na wzmiankę, gdyby nie dość dobrze, choć zapewne niechcący, pokazany proces wytwarzania się pewnego środowiska medialnego, szybko nabierającego przekonania o własnym gwiazdorstwie i wysferzaniu postępowym.

Jako wczesny i późny słuchacz „Trójki” muszę potwierdzić, że było to gwiazdorstwo w dobrym stylu. Po prostu to się ówczesnej młodzieży podobało. Dość luźny styl, wyraźnie wyższy (niż w „Jedynce”) poziom intelektualny, świetne programy rozrywkowe (Rodzina Poszepszyńskich, Matriarchat, Kolega Kierownik) i – przede wszystkim – muzyka pokolenia! Ta muzyka zniewalała. Prezenterzy „Trójki” zdobywali prywatnymi kanałami najnowsze longplaye z Londynu i to wystarczało. Nie trzeba już było słuchać ani Luxemburga, ani nawet Rendez-vous o szóstej dziesięć, nadawanego przez „Wolną Europę”.

Odbieraliśmy to początkowo jako przejaw pewnej liberalizacji. Ja sam odwróciłem się od „Trójki” dopiero w roku 1982, gdy wprowadzono Listę przebojów Programu Trzeciego jako oczywistą dywersję, odciągającą młodzież od sprzeciwu wobec stanu wojennego. Trzeba jednak dopowiedzieć, że nawet zagorzali konspiratorzy ukradkiem słuchali tej listy, głośno potępiając perfidię Urbana i pozostałych ideologów rządu generała Jaruzelskiego.

Wiem coś o tym, bo byłem wtedy szefem Akademickiej Grupy Oporu Politechniki Śląskiej (o działalności AGO więcej w Encyklopedii Solidarności). Co jeszcze więcej… aż wstyd się przyznać… sam też słuchałem tej propagandowej audycji. Bo tam była MOJA MUZYKA! A co najgorsze – nie potępiłem Niedźwiedzkiego nawet wtedy, gdy dowiedziałem się, że on te listy po prostu fabrykował, nie licząc oddanych głosów. Dzięki temu nie wpuścił na listę rapu, hip-hopu, disco polo itd. I ja to biernie akceptowałem. Jakaż hipokryzja! To potwierdza tylko, że strzał z Niedźwiedzkim był niezwykle celny. Jak wiele innych w „Trójce”.

Michnikowszczyzna przed Michnikiem

Najważniejszym zadaniem „Trójki” od samego początku było przenoszenie prymitywnej ideologii komunistycznej na wyższe poziomy intelektualne.

Przekaz był mniej więcej taki: „no owszem, rządzą nami idioci, ale wy – drodzy Słuchacze – jesteście mądrzy, wiecie, że Związek Radziecki jest nam kolegą, a jeśli nawet z tym koleżeństwem trochę przegina, to i tak musimy się go bać, bo żaden Zachód nas nie obroni”. Nikt tego w ten sposób nie wyrażał, ale biło to z programów informacyjnych, które tak skracano, by nie opłacało się wyłączyć na tę chwilę radia. Te programy były naprawdę dobre z punktu widzenia socjotechnicznego.

Dokonywała się zadziwiająca transformacja. Młodzież, szukająca w „Trójce” tylko muzyki, z biegiem lat stawała się młodymi dorosłymi, a dziś dorosłymi starcami, którzy przyjęli wpajaną wtedy ideologię za swoją. Niby pogarda dla komuny sowieckiej, ale uznanie dla – nikt nie wiedział, że o to chodzi – dla ideologii szkoły frankfurckiej. Wyklęte były tylko jakiekolwiek nuty patriotyczne, czy – nie daj Boże – katolickie. Nie, patriotyzm to był straszliwy obciach, a przezwisko „Polak-katolik” obelga. Oddziaływanie tego przesłania odnajdujemy zresztą do dziś w kosmopolitycznej żarliwości podstarzałych kodziarzy i socjalliberałów.

Rafał Ziemkiewicz trafnie opisał zjawisko, nazwane przezeń „michnikowszczyzną”. Nie odnotował tylko, że również Michnik był produktem czegoś wcześniejszego, że sam „michnikowszczyzny” nie wymyślił, że prefiguracja „michnikowszczyzny” była podstawą programową „Trójki” od początku jej istnienia.

Megalothymia

Terminem ‘megalothymia’ Francis Fukuyama nazwał pragnienie, by uznawano nas za lepszych niż inni ludzie. Wcześniej pisał o tym Platon, Hegel i inni. To pragnienie każe początkującym artystom i politykom ciężko pracować przez całe lata, by osiągnąć mistrzostwo i zasłużone uznanie otoczenia. A później, gdy już mistrz staje się celebrytą, stara się głównie o to, by nie spaść ze świecznika. Jedni osiągają to nieustannymi ćwiczeniami i pracą nad sobą, inni – pilnowaniem, by nikt ich ze zdobytej pozycji nie zepchnął.

Po roku 1989 postkomunistyczne elity III RP szczerze popierały demokrację, bo ten ustrój dawał im większy dobrobyt, bezpieczeństwo i uznanie niż poprzedni. Uwili sobie wygodne gniazdko, nazwali je demokracją i nie pragnęli żadnych dalszych zmian. Gdy jednak zaobserwowali sprzeczność między demokracją a własnym dobrobytem, stanęli po stronie dobrobytu, odrzucając wyborcze wyniki demokracji, a nawet posuwając się do zdrady w nadziei, że jakaś „zagranica”, bo już nawet nie zdemokratyzowana „ulica”, przywróci im wygodny, próżniaczy byt.

Przeoczyli tylko jedną okoliczność: że się starzeją, że na swoich emeryturach blokują miejsca młodzieży, że oferowane przez nich wartości kulturowe odchodzą w przeszłość wraz z ich pokoleniem. Oni już swoją przyszłość mają za sobą. Nie wrócą do roli „inżynierów dusz”. Nie dlatego, że są gorsi, ale dlatego, że są starzy.

Lewicowcy oskarżają polityczną prawicę, że oderwała ich od żłobu. Mylą się. Zarówno stara lewica, jak i stara prawica jest podgryzana przez własną młodzież. Tyle tylko, że prawa strona jest bardziej… wielodzietna, a to w ostatecznym rachunku zadecyduje.

Libertyni użyją jeszcze swojej pozycji medialnej do ochrony własnych, starych pozycji zawodowych, ale już tych pozycji nie odzyskają. Znów – nie dlatego że nie wesprze ich Bruksela ani Targowica, ale dlatego, że ich epoka „se ne vrati”. To jest duża grupa aktorów, sędziów, dziennikarzy, reżyserów i różnych celebrytów, którzy zrobili kariery w PRL. Stworzyli kokon towarzyski i wykorzystali III RP do zablokowania awansu pokoleniu swoich dzieci, które generalnie zajęte było kwestiami ekonomicznymi, a nie kulturalnymi. Owszem, pojedynczy tatusiowie torowali karierę swym synalkom, ale nie dopuszczali myśli o szerszej rotacji pokoleń. Wygrali z synami i córkami, przegrywają z wnukami. I nic na to nie pomoże ani brukselka, ani szczaw, ani mirabelka.

Sprzeczne uczucia

Po demonstracyjnym odejściu Wojciecha Manna na zasłużoną emeryturę zrobiło mi się przykro. Akurat jego muzyczny gust był mi najbliższy. Poza tym Mann nigdy na antenie nie czytał okładek płyt, co było nieznośną manierą paru jego kolegów. Rock, blues i ten rodzaj dobrotliwego żartu, jaki w eter puszczał Wojciech Mann, ceniłem najwyżej. Często zwracał on uwagę na „gitarkę” w jakimś utworze lub na ciekawą perkusję, a rzadko powielał plotki o sławnych wykonawcach. Dobry warsztat. Nawet w prognozie pogody pokazał nową, żartobliwą jakość.

Ostatnio lubiłem słuchać audycji, pomyślanej jako przekomarzanie się mistrza (Manna) z uczennicą (Anną Gacek). To było żywe i ciekawe. Mann wyciągał z lamusa jakieś stare nagrania, a Gacek proponowała nowoczesne brzmienia. Cóż, zawsze stawałem po stronie Manna. Wiele tych staroci doskonale pamiętam, bo sam je grywałem w różnych konfiguracjach. Z kolei utwory proponowane przez Annę Gacek w ogóle nie nadawały się do słuchania. To była bardzo zła muzyka. Ale po każdorazowej tego rodzaju ocenie mówiłem w duchu do Manna: „panie Wojtku, trzeba oddać antenę młodszym, my już swoją muzykę przeżyliśmy, teraz ich czas, niech grają po swojemu”.

„Trójka” wiele razy przeżywała zmiany personalne, połączone z różnymi demonstracjami i akcjami solidarnościowymi. Obecne odejścia medialnych celebrytów są podane niesmacznie. Świat się zawalił, bo nowa dyrekcja ma nową koncepcję! A jak było poprzednio? I przedpoprzednio i jeszcze dawniej?

Na szczęście medialni starcy nie są tak groźni, jak zbzikowani sędziowie.

Ma ponoć powstać nowe radio internetowe, zatrudniające matuzalemów z „Trójki”. Życzę im powodzenia i na pewno tam zajrzę. Ale obawiam się, ze to może być krótki kaszel.

Co zrobić z „Trójką”?

Przez kilkanaście lat kierowałem zabytkową Radiostacją Gliwice, odwiedziłem też kiedyś Myśliwiecką 3/5/7 w Warszawie. Jak na potrzeby współczesnego radia – ogromny kompleks, mnóstwo pomieszczeń, tabuny pracowników. Dziś tak się radia nie robi. Poza tym „Trójka”, choć ma wiernych słuchaczy, to ich liczba jest niewielka (kilka procent) i teraz będzie wciąż spadać nie tyle ze względów politycznych, co… biologicznych. Coś z tym trzeba zrobić. Co? Tego nie wiem, ale na pewno nie da się utrzymać tak kosztownego nadawcy dla tak małego audytorium.

Widzę dwa rozwiązania. Pierwsze polegałoby na powołaniu jakiejś rady ekspertów, która opracuje nową koncepcję programową „Trójki”. Tego samobójczego wątku nie rozwijam, bo nie wierzę, by ktoś chciał reanimować trupa. Gdybym miał coś w tej sprawie do powiedzenia, zrobiłbym inwentaryzację masy upadłościowej i podzielił Myśliwiecką na co najmniej dziesięć niezależnych kanałów tematycznych. Oczywiście bezcenne archiwa musiałyby być utrzymywane i powszechnie dostępne, ale „Trójka” – jako standardowy program Polskiego Radia – jest dziś po prostu niepotrzebna. Tak jak Radio Luxemburg: „Trójka” powinna przejść do dobrze pamiętanej historii. Z przyczyn technologicznych i ekonomicznych równie dobrego drugiego życia już mieć nie może, choćby tam zatrudniono geniuszy dziennikarstwa radiowego

Czas „Trójki” minął. Tam jest miejsce na muzeum z gabinetem figur woskowych (rzecz jasna na Wojciecha Manna trzeba będzie tym woskiem polać nieco obficiej).

Po odejściu ostatnich emerytów wpuściłbym tam po prostu młodzież. Najlepiej tuż po studiach, by nowi redaktorzy nie zdążyli przesiąknąć cudzą rutyną. Cóż, nowi nie unikną różnych błędów, ale trzeba się z tym od razu pogodzić. Z dziesięciu, a może nawet pięćdziesięciu tworzonych tam kanałów radia cyfrowego co najmniej połowa zdobędzie powodzenie, a część będzie bardzo dobra. To trochę potrwa. Młodzież sama zadba o pozyskanie słuchaczy. Będą puszczali straszną muzykę, ale nic na to nie poradzimy. Ja już na stałe przeniosłem się do Programu Drugiego Polskiego Radia i na pewno nie będę słuchał nowomodnej kakofonii. Ale kończę właśnie 70 lat i młode radio nie musi się mną przejmować.

Powie ktoś, że w tym całym opisie brak logiki. I tak niestety jest. Wiedział mądry Platon, że miłość do muzyki jest nielogiczna. Jednych porywa do rewolucji, innym każe kochać nawet nieprzyjaciół. Próbowałem to po ludzku oddać we wzmiankowanej powieści, gdzie tytułowa Selma jest seryjną gwałcicielką, a wszystkie jej ofiary marzą tylko o jednym: „ja też chcę być przez nią zgwałcony”. Kończy się to… jak życie.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Zapraszamy do»Trujki«” znajduje się na s. 17 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Zapraszamy do»Trujki«” na s. 17 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Skąd powinna płynąć ropa naftowa, aby Polska była bezpieczna i niezależna od Rosji? Uzależnienie i próby uniezależnienia

Pojawiła się zależność wskazująca, iż im kraj jest bliżej położony od Federacji Rosyjskiej i ma dłuższą z nią granicę, tym wydaje więcej procentowo w stosunku do swojego PKB na obronność.

Jadwiga Chmielowska, Mariusz Patey

Ropa daje złudzenie życia zupełnie odmiennego, życia bez wysiłku, życia za darmo. (…) Myśl o nafcie doskonale wyraża odwieczne ludzkie marzenie o bogactwie osiągniętym przez szczęśliwy przypadek, przez łut szczęścia. (…) W tym sensie ropa jest bajką i jak każda bajka – jest kłamstwem. Ryszard Kapuściński, Szachinszach

Globalizacja współczesnego świata i jego niestabilność polityczna zmuszają do refleksji, czym jest współczesny wymiar bezpieczeństwa i jaką rolę odgrywają w nim surowce energetyczne. Bezpieczeństwo energetyczne oznacza możliwość produkcji i zapewnienie dostaw energii w taki sposób, by państwo mogło prawidłowo funkcjonować. To, że państwo jest samowystarczalne energetycznie, ma strategiczny charakter i ściśle wiąże się z gospodarczą i polityczną suwerennością, a ponadto jest też istotnym elementem polityki zagranicznej, wpływającej na bezpieczeństwo międzynarodowe. Dlatego wszelkie działania na rzecz bezpieczeństwa energetycznego oraz plany na przyszłość muszą skupiać się na zapewnieniu dostaw surowcowych, by uniknąć zagrożeń wynikających z ich braku.

Podstawowe spostrzeżenia

  • Ropa naftowa nawet w czasie rozwoju elektromobilności pozostanie ważnym surowcem dla wielu branż (chemicznej, farmaceutycznej, budowlanej, motoryzacyjnej, opakowań itp.), dlatego nie należy zaniedbywać przemysłu rafineryjnego w Polsce.
  • W obecnej sytuacji geopolitycznej, uwzględniając położenie Polski, trzeba rozumieć, że biznes związany z ropą naftową jest mocno powiązany z polityką wielu państw. Także tych, których działania powinny rodzić obawy w Polsce.
  • W naszym regionie największym eksporterem ropy naftowej i innych surowców energetycznych jest Federacja Rosyjska. Kraj ten jest rządzony niemal od chwili swojego powstania przez establishment uznający za główny cel polityki państwa reintegrację przestrzeni postradzieckiej i odbudowę wpływów Rosji na obszarach kontrolowanych przez dawny ZSRR.
  • Federacja Rosyjska znaczną część wpływów dewizowych, którą uzyskuje z eksportu ropy i produktów ropopochodnych, wykorzystuje dla finansowania zwiększenia swoich zdolności militarnych, rozbudowy resortów siłowych, wzmacniania przemysłu zbrojeniowego, a także realizacji celów polityki zagranicznej znaczonej tysiącami ofiar.
  • Polskie przedsiębiorstwa naftowe od czasu przejścia na rozliczenia dolarowe z dostawcami z Rosji odbierały wartościowo ok. 10–11 % całkowitego eksportu ropy naftowej FR, co stanowiło około 2,5% budżetu Federacji Rosyjskiej.
  • Polska pośrednio zasila (płacąc za tranzyt ropy i gazu) dużymi kwotami (550 mln dolarów za przesył ropy i 104 mln za przesył gazu rocznie) budżet Białorusi, państwa związanego umową sojuszniczą z FR, natomiast nie wykazuje zainteresowania projektami infrastrukturalnymi w obszarze przesyłu ropy, mogącymi wesprzeć kraje o proatlantyckich i proeuropejskich aspiracjach.
  • Polskie przedsiębiorstwa naftowe, tak jak wszystkie tego typu firmy z krajów dawnego RWPG, mając przez wiele lat funkcjonowania w gospodarce realnego socjalizmu dostęp do określonego gatunku ropy rosyjskiej, wyspecjalizowały się w jej przerobie. Poczyniły także w latach 90. XX w. i pierwsze 20 lat XXI w poważne inwestycje, dostosowujące procesy jej przerobu i parametry produktów do wymogów UE. Trudno im zrezygnować z dominującej pozycji ropy rosyjskiej bez wpływu na wynik finansowy. Zapewnia go utrzymywana przez FR dodatnia różnica ceny między ropą typu Ural a innymi, mniej zanieczyszczonymi rodzajami ropy dostępnymi na rynku.
  • Wynik finansowy polskiego strategicznego przedsiębiorstwa (PERN), zarządzającego infrastrukturą rurociągów dostarczających surowiec do polskich i niemieckich rafinerii oraz zapewniających magazynowanie strategicznych zapasów ropy naftowej dla rynku polskiego, uzależniony jest w dużym stopniu od postawy kontrahentów powiązanych z rządem FR. To osłabia determinację firmy w rozwijaniu projektów infrastrukturalnych źle postrzeganych w FR.
  • Polska w ostatnich latach zrobiła znaczący postęp w dywersyfikacji kierunków dostaw ropy naftowej. Jednak w swych projektach dywersyfikacji dostaw ropy nie uwzględnia dotychczas kierunku z Morza Czarnego i wykorzystania części magistrali EAKTR i gotowego rurociągu Odessa–Brody, pozbawiając się tym samym ważnego narzędzia ekonomicznego dla budowy obszaru stabilności i zrównoważonego rozwoju tworzącego setki wysoko płatnych miejsc pracy związanych z rynkiem polskim i nierosyjskim (w krajach o aspiracjach transatlantyckich i proeuropejskich).
  • W ekosystemie ekonomicznym Europy Środkowo Wschodniej przedsiębiorstwa sektora naftowego mają do spełnienia misję wykraczającą poza realizowanie zysków dla swoich akcjonariuszy. Kierowanie się w obszarze zakupów ropy głównie ceną surowca, nieuwzględnianie potrzeby inwestycji w bezpieczeństwo energetyczne Europy Środkowo-Wschodniej i kontekstu bezpieczeństwa politycznego mogą w długim horyzoncie czasowym przynieść wzrost kosztów dla polskiego podatnika, wynikających ze wzrostu ryzyka w kontekście bezpieczeństwa państwa i zwiększenia wydatków na obronność. Już obecnie pojawiła się zależność wskazująca, iż im kraj jest bliżej położony od FR i ma dłuższą z nią granicę, tym wydaje więcej procentowo w stosunku do swojego PKB na obronność. Korzyść z niższej ceny ropy jest dezawuowany wyższym kosztem zachowania bezpieczeństwa.
  • Kolejne polskie rządy w swojej polityce wschodniej, mimo retoryki wskazującej na dystans do poczynań rosyjskich, w sferze praktycznej nie uwzględniają zagrożenia płynącego z prowadzonych także za polskie pieniądze rosyjskich działań w obszarze postradzieckim.
  • Polska nie wykorzystuje siły swojego rynku ropy dla osłabienia skutków destrukcyjnej polityki FR w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Powodzenie rosyjskiej aktywności, zwłaszcza w kontekście Ukrainy, może okazać się niezwykle trudnym wyzwaniem, radykalnie zwiększającym koszt polskiej niepodległości. (…)

Ropa naftowa narzędziem polityki

Niemal zaraz po rozpadzie ZSRR część elit politycznych, zwłaszcza powiązanych z resortami siłowymi, zmiany w Europie Środkowo-Wschodniej postrzegała jako katastrofę. Przed FR stanęło zadanie odbudowania strefy wpływu w przestrzeni poradzieckiej. Ważnym celem stało się niedopuszczenie krajów Europy Wschodniej do wstąpienia do UE i NATO. W katalogu metod uwzględniono między innymi użycie nacisku ekonomicznego i utrzymanie uzależnienia tych krajów od dostaw surowców energetycznych i rosyjskich rynków zbytu. Jak się okazało w 2008 i 2014 roku, Rosja nie cofnęła się przed środkami militarnymi.

Państwa przestrzeni postradzieckiej przyjmowały różne strategie rozwoju i różnie próbowały układać swoje relacje z FR, a także ogólnie rozumianym Zachodem. W latach 90. XX w Ukraina, Białoruś, Gruzja, Armenia, Mołdawia przyjęły zasadę wielowektorowości, co skończyło się dla Białorusi i Armenii wejściem w rosyjską strefę wpływów, a dla Ukrainy i Gruzji oddaleniem na czas nieznany dołączenia do państw Zachodu.

Białoruś jest przykładem kraju, który próbował wyzyskać dobre stosunki polityczne z FR dla budowania swojej strategii rozwoju gospodarczego. Niższa od rynkowej cena ropy dostarczana Białorusi przez FR wstrzymywała potrzebne reformy rynkowe, pozwalała utrzymywać archaiczną gospodarkę białoruską, nie wymuszała także zmian w zarządzaniu samym białoruskim przemysłem przetwórstwa ropy. Polityka ścisłego sojuszu z FR nie uchroniła, jak się okazało, białoruskiej branży rafineryjnej od wstrząsów związanych z redukcją zniżek i rabatów na importowaną ropę z FR. Systemowa nieufność strony rosyjskiej do wszystkich partnerów, nawet tych blisko związanych z polityką FR, powodowała jednak próby trwałej politycznej integracji nawet tak wiernego i ideowego sojusznika, jakim jest Białoruś rządzona przez prezydenta Łukaszenkę. Białoruś musiała dostroić swoją politykę do rosyjskich oczekiwań. Obecnie w jej relacjach z FR obowiązuje nadal mechanizm zależności funkcjonujący w czasach RWPG między ZSRR a jego satelitami. Państwo staje przed dylematem, co dalej: bronić niezależności, czy też dać się wchłonąć przez większego partnera? Polska, choć jest dużym dostarczycielem dewiz dla FR i Białorusi, nie potrafi wykorzystać swojej pozycji dla realizacji własnych celów politycznych. Dla polskich polityków i menedżerów przedsiębiorstw naftowych przykład białoruski powinien być ważną lekcją.

Państwa nadbałtyckie, przewidując zagrożenia dla swojej państwowości ze strony FR, od początku odzyskania niepodległości obrały wektor proatlantycki i proeuropejski. Zwieńczeniem ich starań było wstąpienie do Sojuszu Atlantyckiego i UE w 2004 r.

W Gruzji od 2 do 23 listopada 2003 r. miała miejsce tzw. rewolucja róż. W następstwie sfałszowania wyborów prezydenckich (potwierdzonych w raporcie OBWE) przez popieranego przez Kreml prezydenta Eduarda Szewardnadze nastąpiły masowe protesty społeczne. Po zwycięstwie „rewolucji” nowo wybrane rządy deklarowały przestawienie wektora polityki zagranicznej na bardziej prozachodni.

W 2004 r. wybuchły protesty na Ukrainie, nazwane „pomarańczową rewolucją”. Ich przyczyną także było sfałszowanie wyborów prezydenckich przez polityka powiązanego ze środowiskami prorosyjskimi. I w tym przypadku po dojściu do władzy nowego establishmentu politycznego i zorientowaniu ukraińskiej polityki na Zachód doszło do prób ekonomicznego uniezależnienia się od FR.

Wielką przeszkodą w osiągnięciu celów nowych rządów w Gruzji i na Ukrainie stanowi uzależnienie tych państw od rosyjskiego rynku i rosyjskich surowców. Jako jeden ze sposobów rozwiązania tego problemu państwa te przyjęły zbudowanie obszarów biznesu niezwiązanych z rynkiem FR. Priorytetem stało się uniezależnienie od rosyjskiego sektora wydobywczego. Już w końcu lat 90. XX w. rozważano pomysły na dywersyfikację dostaw ropy naftowej i gazu w oparciu o złoża kaspijskie Azerbejdżanu i innych krajów regionu. Po 2004 r. projekty te znalazły się w agendzie działań politycznych. Tak powstały plany południowego korytarza transportowego EAKTR dla przesyłu ropy i White Stream dla gazu. Istotny element w budowie nowej architektury bezpieczeństwa energetycznego miał przypaść Polsce. Kontrakcja FR była natychmiastowa.

Oddane pod kontrolę kapitału rosyjskiego rafinerie ropy naftowej na Ukrainie, wykorzystując swoją pozycję, podwyższyły ceny paliw na rynku ukraińskim. Spowodowało to kontrakcję władz ukraińskich – zniesienie cła na paliwa. Rynek ukraiński został zalany tanim importem produktów rafineryjnych z Białorusi i Rosji. Rosyjscy właściciele zawiesili produkcję paliw na Ukrainie, nie chcąc inwestować w modernizowanie ukraińskich rafinerii, skoro można zarabiać na sprzedaży importowanych paliw. Ukraina przestała się liczyć na rynku przetwarzania ropy naftowej.

W 2008 r. FR zaatakowała Gruzję pod pretekstem obrony praw do samostanowienia „narodu osetyńskiego”. Została zakwestionowana suwerenność Gruzji nad ważnymi rurociągami biegnącymi przez ten kraj.

Podjęto również działania zmierzające do odsunięcia zdecydowanie prozachodniej ekipy rządzącej i zamienienie jej na polityków uległych woli Kremla. Następstwem działań FR było zamrożenie inwestycji infrastrukturalnych na azymucie północ–południe, omijających FR w Europie Środkowo-Wschodniej.

Przegrana PiS w wyborach parlamentarnych w 2008 r. i śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego zamroziły udział Polski w projekcie połączenia polskiej infrastruktury ropociągowej z rurociągami przechodzącymi przez Ukrainę, Gruzję i Azerbejdżan.

Aneksja Krymu uniemożliwiła realizację projektu White Stream – połączenia złóż gazu w Azerbejdżanie podwodnym gazociągiem z Ukrainą. Proces uniezależnia się gospodarek tych państw od FR przebiegałby szybciej, gdyby udało się te projekty zrealizować.

Odessa jednak została przez Ukrainę obroniona. Czy zatem zostanie zrealizowana w końcu inwestycja połączenia polskiej i ukraińskiej infrastruktury przesyłu ropy? Czas pokaże.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej i Mariusza Pateya pt. „Polski przemysł rafineryjny w pętli zależności” znajduje się na s. 10 i 11 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej i Mariusza Pateya pt. „Polski przemysł rafineryjny w pętli zależności” na s. 10 i 11 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie brak solidarności, ale niejednakowe skutki pandemii w różnych krajach mogą doprowadzić do rozpadu strefy euro

To restrykcje zastosowane z uwagi na pandemię doprowadziły do paraliżu gospodarczego, nie na odwrót. Wywiad Adama Gnieweckiego ze Stanisławem Kubielasem – profesorem Wydziału Nauk Ekonomicznych UW.

Adam Gniewecki, Stanisław Kubielas

Czy uda się uniknąć kryzysu o rozmiarach podobnych do tego z lat 30. ubiegłego wieku? A może powtórka z Wielkiego Kryzysu jest nieunikniona?

(…) Na długość kryzysu w gospodarce światowej będą miały ostatecznie wpływ kraje krańcowe, gdzie pandemia wygaśnie najpóźniej, co nie jest pocieszające. Wielki Kryzys trwał kilka lat. Można przypuszczać, że okres pandemii będzie krótszy. Jednocześnie kryzys gospodarczy związany z pandemią różni się od Wielkiego Kryzysu tym, że ma charakter podażowy bardziej niż popytowy, jak ten z lat 30. ub. wieku. Stąd do jego przezwyciężenia nie wystarczą instrumenty polityki popytowej, bo niezbędne jest odmrożenie gospodarki przez reaktywację przedsiębiorstw, a więc zniesienie ograniczających regulacji. To może opóźniać proces wychodzenia z kryzysu, bo nawet po wygaśnięciu pandemii pełne zniesienie restrykcji będzie możliwe po wyleczeniu wszystkich zakażonych, którzy mogą być źródłem nowej fali zakażeń. Pocieszające jest to, że nawet gdyby obecny kryzys był równie głęboki pod względem spadku PKB, to odczuwalny efekt spadku dobrobytu będzie mniejszy, ponieważ obecne społeczeństwa są znacznie bogatsze niż wiek temu. Nie można mechanicznie porównywać obecnego kryzysu z tym z lat 30. ub. wieku lub z 2008 roku. Zasadniczo inne są ich źródła: ten pierwszy miał głównie charakter popytowy, kryzys 2008 roku był spowodowany załamaniem się systemu finansowego, szczególnie bankowego. Obecny kryzys jest w istocie podażowy i wynika z zaburzeń systemu bankowego, ale z paraliżu czynnika ludzkiego wskutek pandemii. (…)

Czy świat byłby w stanie solidarnie przeprowadzić proces odwrotu od tak dotychczas powszechnego produkowania w Chinach i rezygnacji z kupowania tanich chińskich towarów? Czy też, jak zwykle, zwyciężą krótkoterminowe interesy partykularne?

Wydaje się, że w tej kwestii jakiejś solidarności ogólnoświatowej trudno oczekiwać i raczej przeważą interesy partykularne. Nawet gdyby kraje bogate starały się zrezygnować lub ograniczyć import produktów chińskich, to kraje biedne będą ciągle importowały chińskie produkty, które są tańsze. (…)

Jak w tym kontekście mogą wyglądać losy waluty europejskiej? Czy euro przetrwa? Czy więzy łączące kraje UE nie ulegną takiemu osłabieniu, że w praktyce będzie następował stopniowy powrót do „wspólnoty węgla i stali”, czyli współpracy ograniczonej do sfery gospodarczej, a sama Unia pozostanie jedynie fasadą?

Obecnie nikt nie myśli jeszcze o rezygnowaniu z euro, bo wszyscy zajmują się walką z epidemią, ale po dojściu do normalności różne kraje znajdą się w różnym położeniu, bo skutki gospodarcze kryzysu nie będą wszędzie takie same. Kraje, które przejdą głębsze załamanie gospodarcze, znajdą się w trudniejszej sytuacji finansowej i wpadną w głębsze deficyty. Wówczas trudno będzie powrócić do dyscypliny finansowej, jakiej wymaga utrzymanie unii walutowej. Spowoduje to napięcia, które mogą doprowadzić do wyjścia niektórych krajów ze strefy euro. Zatem nie tyle sam brak solidarności w okresie pandemii, ile niejednakowe skutki kryzysu w różnych krajach mogą doprowadzić do rozkładu strefy euro. Solidarnej współpracy w niwelowaniu skutków kryzysu trudno się spodziewać w obliczu choćby obecnych kontrowersji w sprawie ewentualnej emisji tzw. korona-euroobligacji.

O rozpadzie samej Unii Europejskiej czy jej redukcji do „wspólnoty węgla i stali” trudno w tej chwili przesądzać, chociaż trzeba się liczyć z poważną jej transformacją. W warunkach ograniczenia globalizacji znaczenia nabiorą regionalne wspólnoty gospodarcze, ułatwiające współpracę gospodarczą, naukową i technologiczną; te funkcje UE mogą ulec nawet wzmocnieniu. Trudno natomiast jednoznacznie powiedzieć dzisiaj, co stanie się z mechanizmem integracji politycznej, ale wydaje się, że po przykrych doświadczeniach kryzysu pandemii zwycięży zasada subsydiarności i zwiększy się rola narodowych państw członkowskich. Tak czy inaczej, trajektorię ewolucji Unii Europejskiej po kryzysie wyznaczy zaostrzony konflikt między zwolennikami i przeciwnikami federalizacji.

Biorąc pod uwagę scenariusze szybkiego i powolnego wygasania pandemii, jak można by, optymistyczne i pesymistycznie, oszacować średnie tempo światowego przyspieszenia gospodarczego po depresji? Jak może kształtować się bezwzględnie i na tle innych krajów europejskich przyrost polskiego PKB w 2020 i 2021 roku?

Odbicie wzrostu gospodarczego po depresji będzie z pewnością różne w różnych krajach oraz zależne od dwóch czynników: głębokości depresji i szybkości wygasania pandemii. Tam, gdzie depresja była najgłębsza, możemy liczyć na większe odbicie w górę, chociaż bardziej rozłożone w czasie. W krajach o płytszej depresji odbicie będzie mniejsze, lecz szybsze. W scenariuszu szybkiego wygasania pandemii powrót do przedkryzysowego tempa wzrostu nastąpi szybciej, a w scenariuszu powolnego wygasania pandemii – siłą rzeczy wolniej. Nie jest wykluczone, a nawet bardzo prawdopodobne, że po depresji tempo wzrostu gospodarczego w wielu krajach nawet znacznie przekroczy poziomy sprzed kryzysu. Będzie to efekt odbudowy gospodarki podobny do obserwowanego w okresach powojennych, gdy dokonywała się rekonstrukcja zrujnowanej strony podażowej gospodarek.

Oczywiście kluczowym czynnikiem dla rozkładu tych procesów w czasie będzie moment wynalezienia leku i szczepionki na covid-19, co przełoży się na skutki podobne do zakończenia wojny. W tym kontekście Polska, jako kraj przechodzący stosunkowo łagodnie pandemię, pogrąży się w stosunkowo łagodnej depresji, ale też nie może liczyć na zbyt silne odbicie.

Prawdopodobnie przyrost polskiego PKB w 2020 roku będzie oscylował wokół zera lub kilkuprocentowego spadku, a w 2021 roku powróci od poziomów sprzed kryzysu, czyli 3–4 procent. Głębokość recesji będzie zależała od skuteczności przyjętej tarczy antykryzysowej, czyli rozmiarów środków pomocowych i sprawności administracji państwowej w rozdziale tych środków. Jednym ze spodziewanych skutków kryzysu jest wzrost bezrobocia; w celu jego ograniczenia zostały uruchomione specjalne instrumenty pomocowe. Pierwsze efekty są pocieszające; w pierwszym miesiącu kryzysu, w marcu, stopa bezrobocia rejestrowanego nie wzrosła, a nawet obniżyła się w stosunku do lutego. Oby tak było dalej.

Cały wywiad Adama Gnieweckiego z prof. Stanisławem Kubielasem, pt. „Krajobraz po bitwie”, znajduje się na s. 14 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Wywiad Adama Gnieweckiego z prof. Stanisławem Kubielasem, pt. „Krajobraz po bitwie”,” na s. 18 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak znajomość „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza znajduje zastosowanie na polskiej scenie politycznej

Będąc dzieckiem, zaśmiewałem się z prymitywnej, podwójnej etyki Kalego. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że w życiu już późnodorosłym będę obserwował polityków posługujących się tą etyką.

Zbigniew Kopczyński

Na początek krótkie wprowadzenie dla nieznających sienkiewiczowskiego W pustyni i w puszczy, ongiś lektury szkolnej. Rzecz dzieje się w Afryce, konkretnie w Sudanie. Przebywający tam, z opisanych w książce powodów, główny bohater Staś Tarkowski usiłuje wprowadzić tubylca imieniem Kali w zasady wiary katolickiej. Gdy przyszło do sprawdzenia efektów nauczania, zapytał:

— Powiedz mi — zapytał Staś — co to jest zły uczynek?
— Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy — odpowiedział po krótkim namyśle — to jest zły uczynek.
— Doskonale! — zawołał Staś — a dobry?
Tym razem odpowiedź przyszła bez namysłu:
— Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy.

Będąc dzieckiem, zaśmiewałem się z prymitywnej, podwójnej etyki Kalego. Nie przyszło mi wtedy do głowy, że w życiu już późnodorosłym będę obserwował polityków udających poważnych, a posługujących się etyką Kalego. Jednym z nich jest Borys Budka.

W ostatnich wyborach do śląskiego Sejmiku PiS zdobył największą ilość głosów, jednak do samodzielnego rządzenia (o koalicji nie mogło być mowy) brakowało jednego mandatu. Zdobył go, wyłuskując na dzień przed inauguracyjną sesją wybranego z listy Koalicji Obywatelskiej Wojciecha Kałużę, który w zamian za dokonaną woltę został wicemarszałkiem województwa. Zaskoczenie było duże, a jeszcze większe oburzenie platformersko-lewicowej Polski. Krzyczano o kradzieży mandatu, korupcji politycznej, oszustwie i podobnych paskudnych rzeczach. W Żorach, mieście marszałka Kałuży, zorganizowano seans nienawiści z wygłaszaniem żądań oddania mandatu i wulgarnymi wyzwiskami rzucanymi z trybuny pod adresem renegata.

Jednym z liderów tej akcji był Borys Budka. Autorytatywnie stwierdził, że doszło do korupcji politycznej, przy czym otrzymana korzyść skorumpowanego miała postać pensji wicemarszałka. Nie poprzestał jednak na wygłaszaniu takiej opinii, lecz złożył formalne doniesienie do prokuratury w tej sprawie. Doniesienie to świadczy nie tyle o czynie Wojciecha Kałuży, co o prawniczych kompetencjach przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.

Przejdźmy jednak do spraw bieżących. Kilka dni temu Borys Budka zwrócił się publiczne do Jarosława Gowina z propozycją zmiany koalicji. Stawkę podbił senator Borusewicz, mówiąc o rządzie koalicyjnym z Jarosławem Gowinem jako premierem.

Niby nic szczególnego, zmiana koalicjanta w demokracji parlamentarnej nikogo nie dziwi. Dziwi jednak publiczne nawoływanie przez Borysa Budkę do popełnienia tego, co sam nazywał przestępstwem.

A jak wiadomo, kodeks karny przewiduje kary nie tylko za popełnione przestępstwo, lecz również za usiłowanie jego popełnienia i podżeganie do niego, co właśnie miało miejsce.

Jeżeli Borys Budka ma jakieś pojęcie o cywilizowanej etyce i poczucie przyzwoitości, o której ciągle mówi, powinien odpowiedzieć sobie jednoznacznie na pytanie, czy zawarcie koalicji nie z tymi, z którymi startowało się do wyborów, jest przestępstwem, czy nie. Jeżeli odpowiedź będzie pozytywna, powinien w podskokach udać się do prokuratury i donieść na siebie i Bogdana Borusewicza. Jeśli odpowie negatywnie, powinien publicznie przeprosić Wojciecha Kałużę. Jestem jednak dziwnie spokojny, że żadnego z tych działań nie podejmie.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kali Budka, czyli podwójne standardy Platformy Obywatelskiej” znajduje się na s. 18 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kali Budka, czyli podwójne standardy Platformy Obywatelskiej” na s. 18 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy we Francji nie wypada wspominać o Polsce? Niezręczne przemilczenia historyczne we francuskich filmach telewizyjnych

Teraz, kiedy dzieci nie chodzą do szkół, rośnie edukacyjna rola telewizji, a i dorosłym przyda się rzetelna wiedza. Warto, by po emisji pojawiały się komentarze naszych historyków.

Joanna Pyryt

Twórcy francuskich filmów dokumentalnych o historii nie popełniają takiej gafy, jak wspominanie o pewnym kraju położonym na północnym-wschodzie Europy. Użycie słowa ‘Polska’ stanowiłoby zapewne poważne faux pas. Twierdzę tak po obejrzeniu dwóch francuskich produkcji wyemitowanych ostatnio na kanale TVP Historia.

Otóż w filmie pt. Kawa, herbata i kakao. Historia w filiżance (reż. Jeanne Lefevre, 2018) bardzo interesująco przedstawiono historię tych napojów na tle historii Europy. Pokazano, kiedy trafiły one na stoły Europejczyków, a także, że pragnienie ich pozyskiwania było jedną z przyczyn kolonizacji. Wspomniano o traktacie Francji z osmańską Turcją, wymierzonym przeciw Habsburgom, i o najeździe Turków na Wiedeń.

Według narracji w tym filmie pomocy Wiedniowi w walce przeciw Turcji udzielili SOJUSZNICY – mówi się o tych tajemniczych sojusznikach kilkakrotnie, nie wymieniając jednak ich nazwisk ani narodowości. Co prawda zwyczaj picia kawy w Europie zapoczątkował niejaki pan Kulczycki, który potem otworzył kawiarnię we Wiedniu, więc zapewne był to Austriak.

Swoją wcześniejszą znajomość Turków, ich zwyczajów i języka wykorzystywał do informowania Karola Lotaryńskiego (może to właśnie ten sojusznik, który ocalił Wiedeń?). Słowa ‘Polska’, ‘król Jan Sobieski’, ‘husaria’ nie padają jednak ani razu. (…)

Emitowane w TVP Historia dokumenty francuskich telewizji są ciekawie zrobione, pięknie osadzone we wnętrzach i plenerach, gdzie rozgrywały się opisywane wydarzenia, wzbogacane epizodami z filmów fabularnych i komentowane przez historyków. Warto je emitować i oglądać, mimo że w takich telewizyjnych produkcjach trudno zapewne uniknąć uproszczeń i powielania stereotypów.

Jednak w sytuacjach, jak wyżej opisane, może przydałby się wniosek do oferentów takich produkcji, aby nie pomijali Polski w historii Europy, skoro ich filmy kupuje również telewizja Polska. Warto, by po emisji pojawiały się komentarze naszych historyków, prostujące nieścisłości i uzupełniające przemilczenia.

Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Czy we Francji nie wypada wspominać o Polsce?” znajduje się na s. 18 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Joanny Pyryt pt. „Czy we Francji nie wypada wspominać o Polsce?” na s. 18 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stulecie wyprawy na Kijów, która przyniosła Ukrainie „miesiąc wolności”. Przypomnienie polsko-ukraińskiego sojuszu

Zwycięstwa sojuszniczych wojsk Piłsudskiego i Petlury, w tym walki okrętów i łodzi motorowych na Prypeci oraz zdobycie Czarnobyla przy wykorzystaniu desantu rzecznego, ukoronowało zajęcie Kijowa.

Paweł Bobołowicz

Wyprawa kijowska 1920

Realizacja umowy zawartej 21 kwietnia 1920 roku pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Ukraińską Republiką Ludową i konwencji wojskowej z 24 kwietnia tegoż roku doprowadziła do realizacji wyprawy kijowskiej. Zwycięstwa sojuszniczych wojsk Piłsudskiego i Petlury, w tym walki okrętów i łodzi motorowych na Prypeci oraz zdobycie Czarnobyla przy wykorzystaniu desantu rzecznego, ukoronowało zajęcie Kijowa. Wyprawa przyniosła nad Dniepr „miesiąc wolności”.

Istota tego, czym miała być ta operacja, została zawarta w odezwach Piłsudskiego i Petlury do mieszkańców Ukrainy. Przytaczam ich teksty na podstawie „Wyprawy Kijowskiej 1920 roku” generała Tadeusza Kutrzeby – pierwszej pracy, która w sposób całościowy próbowała opisać przebieg kampanii. Być może ostateczne niepowodzenie wyprawy, ale też lata skutecznego wymazywania ze zbiorowej pamięci polsko-ukraińskiego sojuszu, zatarły też fakt przeprowadzenia 9 maja 1920 roku wspólnej parady wojskowej, którą na kijowskim Chreszczatyku odbierał generał Edward Śmigły-Rydz. Epidemia covid-19 nie pozwoli w tym roku na pełne uczczenie tego wydarzenia. Tym bardziej zachęcam Państwa do lektury, by wyobrazić sobie, jak ten dzień wyglądał w Kijowie 100 lat temu.

Oddaję dziś swoje miejsce na łamach uczestnikom tamtych wydarzeń.

Odezwa Naczelnego Wodza do mieszkańców Ukrainy

„Do wszystkich mieszkańców Ukrainy! Wojska Rzeczypospolitej Polskiej na rozkaz mój ruszyły naprzód, wstępując głęboko w ziemie Ukrainy. Ludności ziem tych czynię wiadomym, że wojska polskie usuną z terenów, przez naród ukraiński zamieszkałych, obcych najeźdźców, przeciwko którym lud ukraiński powstawał z orężem w ręku, broniąc swych sadyb przed gwałtem, rozbojem i grabieżą.

Wojska polskie pozostaną na Ukrainie przez czas potrzebny po to, aby władzę na ziemiach tych mógł objąć prawy rząd ukraiński

Z chwilą, gdy rząd narodowy Rzeczypospolitej Ukraińskiej powoła do życia władze państwowe, gdy na rubieży staną zastępy zbrojne ludu ukraińskiego, zdolne uchronić kraj ten przed nowym najazdem, a wolny naród sam o losach swoich stanowić mocen będzie, żołnierz polski powróci w granice Rzeczypospolitej Polskiej, spełniwszy szczytne zadanie walki o wolność ludów.

Razem z wojskami polskimi wracają na Ukrainę szeregi walecznych jej synów pod wodzą atamana głównego Semena Petlury, które w Rzeczypospolitej Polskiej znalazły schron i pomoc w najcięższych dniach próby dla ludu ukraińskiego.

Wierzę, że naród ukraiński wytęży wszystkie siły, aby z pomocą Rzeczypospolitej Polskiej wywalczyć wolność własną i zapewnić żyznym ziemiom swej ojczyzny szczęście i dobrobyt, którymi cieszyć się będzie po powrocie do pracy i pokoju.

Wszystkim mieszkańcom Ukrainy bez różnicy stanu, pochodzenia i wyznania wojska Rzeczypospolitej Polskiej zapewniają obronę i opiekę.

Wzywam naród ukraiński i wszystkich mieszkańców tych ziem, aby niosąc cierpliwie ciężary, jakie trudny czas wojny nakłada, dopomagali w miarę sił swoich wojsku Rzeczypospolitej Polskiej w jego krwawej walce o ich własne życie i wolność.

Józef Piłsudski
Wódz Naczelny wojsk polskich
Dnia 26 kwietnia 1920 r., Kwatera Główna”

Odezwa Głównego Atamana Petlury (skrót)

„Trzy lata mijają, odkąd naród ukraiński, usiłując zaprowadzić ład w swojej republice, walczy o swoją wolność i niepodległość z czerwonymi najeźdźcami, składając wielkie ofiary na polu walki.

Latem roku ubiegłego armia ukraińska wkroczyła do Kijowa, lecz drugi wróg ukraiński — czarny imperialista Denikin — wyzyskawszy rosyjską orientację galicyjskiego dowództwa, skłonił je do odstąpienia od hasła niepodległości Ukrainy i przejścia na swoją stronę, co postawiło armię naddnieprzańską w katastrofalnym położeniu i zmusiło ją do spiesznego cofania się. Ale wiara w świętą sprawę nie zgasła w sercach Kozaków i przezwyciężyła zwątpienie i klęskę. Rozkazałem wobec tego atamanowi Omeljanowiczowi-Pawlence z częścią wojska rozpocząć walkę z bolszewikami, część zaś armii znalazła przytułek w Polsce. Doszły już wieści o walkach armii ukraińskiej na ziemiach jekaterynosławskiej i chersońskiej. Część armii pod wodzą pułk. Udowiczenki walczy na ziemiach Podola i bliską jest chwila, gdy oba te oddziały, wypędziwszy wroga z Ukrainy, połączą się w jedną dyscyplinowaną armię.

Dotychczas naród ukraiński walczył sam, dzisiaj bezprzykładne czyny poświęcenia przekonały inne narody o słuszności żądań ukraińskich i znalazły przede wszystkim oddźwięk w sercach wolnego już narodu polskiego. Naród polski, w osobie Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego i swego Rządu, uznał niezawisłość państwową Ukrainy. Rzeczpospolita Polska weszła na drogę okazania realnej pomocy Ukrainie.

Pomiędzy rządami Republiki Polskiej i Ukraińskiej nastąpiło porozumienie, na podstawie którego wojska polskie wkroczą wraz z ukraińskimi na teren Ukrainy przeciw wspólnemu wrogowi, a po skończonej walce z bolszewikami wrócą do swojej ojczyzny.

Ministerstwo ukraińskiej Republiki Ludowej z prezesem Rady Ministrów J. Mazepą na czele wznowiło swą pracę nad zaprowadzeniem ładu na Ukrainie i nad organizacją władzy państwowej na miejscu. Praca Rządu musi być wspomagana przez wszystkie warstwy społeczne. Komisariaty, urzędy ziemskie i inne instytucje powinny przygotować się i natychmiast rozpocząć swoją pracę, okazując pomoc przede wszystkim wojskom. Rozkazuje się poczynić przygotowania do mobilizacji, co do której będzie wydany specjalny rozkaz. Armia wypędzając wroga da tym samym możność zwołania w najkrótszym czasie ukraińskiej konstytuanty. Wzywam wszystkich obywateli do pracy. Wymagam od wszystkich bezwzględnego posłuchu dla władzy ukraińskiej i t.d.

Główny ataman Wojsk U. R. L. — S. PETLURA”

Opis parady polskich i ukraińskich wojsk sojuszniczych generała (wówczas podpułkownika) Tadeusza Kutrzeby

„Dnia 9 maja 1920 r. odbył się przemarsz przez Kijów wszystkich wojsk, skierowanych na front dla obsady linii obronnych oraz do odwodu. Przemarsz połączono z defiladą w środku miasta, którą przyjmował dowódca grupy operacyjnej, gen. Rydz-Śmigły. Nie wzięły udziału w defiladzie te jednostki, które operowały zbyt daleko lub były w służbie ubezpieczenia postoju armii. Defilada wypadła znakomicie. Przed oczami niezliczonych ciekawych tłumów przemaszerowały w znakomitej postawie pułki 1. dyw. legionów, grupy płk. Rybaka, 15. dyw. wielkopolskiej, artylerii ciężkiej, wojsk technicznych oraz 6. dywizja ukraińska. Brygada kawalerii, ze względu na rozpoznanie prowadzone bez przerwy, udziału nie brała.

Wojska nasze nie były w roku 1920 w swym zewnętrznym wyglądzie i w rozmaitych organizacyjnych szczegółach całkowicie ujednostajnione, lecz odwrotnie, posiadały cały szereg drobnych odrębności, uzewnętrzniających się w pewnych lokalnych, pochodzeniowych zabarwieniach.

Przede wszystkim więc piętna wojskowości zaborców nie były jeszcze zneutralizowane. Objawiały się one w odrębnych sposobach wykonania marszu, mustrze orkiestr i drobnych szczegółach porządkowych. Jednak różnice te nie raziły wzrokowo, a raczej wytwarzały u obcych wrażenie, że Polska musi być duża, jeżeli pochodzące z rozmaitych stron oddziały mają swoje odrębności. Widziano naocznie, że zebrano w Kijowie oddziały reprezentujące wszystkie części dużej naszej ojczyzny, które biorą czynny udział w operacjach wojennych na szerokich polach Ukrainy, aby walcząc „za naszą i waszą wolność” współdziałać w tworzeniu prawdziwie niepodległej Ukrainy. I tak, przemaszerowała 1. dyw. leg., najstarsza spadkobierczyni wojskowości polskiej, ze starymi sztandarami, chlubnie zasłużonymi w bojach legionów, w bitwach pod Wilnem i Dyneburgiem. W marszu paradnym, jakby według musztry austriackiej, maszerowały pułki podhalańskie z wyśmienicie grającymi orkiestrami, w których uwagę widzów przykuwał ozdobnie przepasany tambour-major oraz — ponny, mały konik, ciągnący na dwukółce duży bęben. „Pruskim krokiem” kroczyły pułki dywizji wielkopolskiej, a suwalski 41. pułk piechoty, znakomicie wyekwipowany, wystąpił z fanfarystami, do tego czasu w wojsku jeszcze nie wprowadzonymi. Legioniści, Podhalanie, Poznaniacy i kresowcy, wszyscy żołnierze polscy, bojownicy o sprawę ukraińską! W końcu maszerowała 6. dywizja ukraińska, do której dołączyły się już zorganizowane wojskowo grupy powstańców z własnymi orkiestrami.

Zajęcie Kijowa było w życiu wojennym miasta epizodem niecodziennym. To też — powiedzmy — ciekawość wojskowa sprowadziła do Kijowa w dniu 9 maja szereg miłych nam gości z etapu i z kraju. Przypadkowo zupełnie byli oni świadkami tej swoistej wojskowej parady, która się jakby niechcący, bez żadnych pretensyj, rozgrywała na Kreszczatyku kijowskim. Przyjechał więc do Kijowa ś. p. płk. sztab. gen. Julian Stachiewicz ze Sztabu Ścisłego Wodza Naczelnego, a z nim pułkownik armii francuskiej Hanotte — obecny generał dywizji armii francuskiej — przydzielony wówczas do Naczelnego Dowództwa w Warszawie. Przybył również wojskowy attache Japonii, major Yamawaki — obecny generał i po raz wtóry attache wojskowy Japonii w Warszawie, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Goście wzięli, jako widzowie, udział w przemarszu wojsk.

Za przyjmującym defiladę generałem Rydzem-Śmigłym stanął szef sztabu z adiutantami, obok zaś stał pułkownik ukraiński Bezruczko — dca 6. dyw. ukraińskiej, potem goście: pułkownik Stachiewicz, Francuz Hanotte i Japończyk Yamawaki.

Cóż mówił tłum, co mówiły te szare masy ludu, widzącego duże ilości doborowego wojska polskiego i do niego dołączonych oddziałów ukraińskich, przemaszerowujące przed polskim generałem, obok którego stoją oficerowie ukraińscy, francuscy i japońscy? Tłum widział skutki, nie znał przyczyn. I dlatego rosnąć zaczęła plotka, rodziły się domysły. Szukano bowiem związku między wojskiem polskim, okupującym Ukrainę, a obcokrajowcami, oficerami zwycięskiej w wojnie światowej Francji i Japończykami, sąsiadującymi z Sowiecką Rosją na Dalekim Wschodzie. Padło słowo i pozornie tłumaczyło przyczynę wojskowo-politycznego zjawiska, rozgrywającego się na Ukrainie: jakoby Ententa ogłosiła wojnę z Sowietami, Polska to tylko wykonawca, do której dołączono wojska ukraińskie, a dusza wyprawy kijowskiej to Francja i Japonia. Szczególnie Francja, popierająca Wrangla, działającego z Krymu ku północy, ma silny interes w tym, aby spowodować upadek Rosji Sowieckiej i uzyskać spłatę swych wielkich finansowych należności.

Wojsko polskie zrobiło znakomite wrażenie. Ogólnie powtarzano zdanie, że od czasu wymarszu wojsk niemieckich podobnych wojsk na Ukrainie nie widziano”.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Wyprawa kijowska 1920” znajduje się na s. 13 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Wyprawa kijowska 1920” na s. 13 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wybory natychmiast! Nie ma żadnego powodu, żeby te wybory przesunąć / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Jak najszybsze wybory są najwyższą koniecznością. Nie wykluczam, że ten, kto panikę pandemii rozpętał, chce za grosze przejąć światową, w tym polską gospodarkę. Nie ułatwiajmy mu zadania!

Wszystkich panikarzy informuję, że w roku 2019 zmarło w Polsce 410 000 osób; 34 166 Polaków umierało co miesiąc i 1123 każdego dnia. I założę się o dobry koniak, że obecny rok tego wyniku nie przebije.

Nie ma żadnego powodu, dla którego należałoby te wybory przesunąć. Poza polityczną hucpą, rzecz jasna. Ale polityczna hucpa, już rozgrywająca polską scenę polityczną po prognozowanej klęsce Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i tym samym Platformy Obywatelskiej, nie może być usprawiedliwieniem dla anarchii. Dla chaosu, który zmiecie nie tylko PO, ale też rządy Zjednoczonej Prawicy, i osłabi na wiele lat państwo polskie. W sytuacji rzekomej pandemii, gdy do ofiar covid-19 przypisuje się prawie wszystkich zmarłych, jak najszybsze wybory prezydenckie są najwyższą koniecznością. Nie wykluczam bowiem, że ten, kto panikę pandemii rozpętał, chce za grosze przejąć światową, w tym polską gospodarkę. Nie ułatwiajmy mu zadania!

Do kanonu demokracji (np. angielskiej) należy ogłaszanie wyborów w terminie uznanym za najkorzystniejszy dla partii rządzącej. Prosty i czytelny przywilej zwycięzcy.

Nie jest też obowiązkiem zwycięzcy poprzednich wyborów pochylać się nad niedolą pretendenta konkurencji tylko dlatego, że nie ma najmniejszych szans. To wewnętrzna sprawa Platformy Obywatelskiej, że nie potrafiła wybrać lepszego kandydata. A skoro takiego wybrała, to nie ma dla niej już miejsca na polskiej scenie politycznej. Bo chyba nie lepszy byłby od niej poseł Budka?

Rozumiem nagłe pragnienie Władysława Kosiniaka-Kamysza czy Roberta Biedronia, żeby taką niepowtarzalną szansę wykorzystać i przejąć elektorat PO. Rozumiem też grę Jarosława Gowina nastawioną na ten sam cel. To dlatego przecież jest w rządzie i zarazem w nim nie jest. Ale, Panowie, pomyślcie chwilę, bo Platforma jeszcze nie umarła. To teraz możecie najwięcej ugrać. A przeciągając strunę, możecie ją najwyżej urwać. Bo zbytnia zachłanność to nie zaleta, ale głupota, tak w sferze pieniądza, jak i w polityce. To w waszym interesie jest, żeby wybory się odbyły jak najszybciej, zanim nieosiągalny dotychczas konkurent nie przegrupuje swoich sił. Tylko w ten sposób dobijecie nieudany projekt pn. Platforma Obywatelska i podzielicie elektorat po niej. Mam za tę podpowiedź podać numer konta? J

Może za niedługi czas pojawi się na naszej scenie formacja sytuująca się na prawo od PiS i europejsko odpowiedzialna: Ludowo-Konserwatywna Partia Chadecka. Z Jarosławem Gowinem, Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i nawet Pawłem Kukizem w roli poszetki do tak skrojonego garnituru. Zatem gruntownie odnowione oblicze obozu III RP.

W zaistniałej sytuacji kompletnie, ale to kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie stanowisko Konfederacji i Krzysztofa Bosaka. Kandydata na prezydenta, dla którego byłem gotowy przez chwilę zmarnować swój głos w I turze. Podpinanie się pod obóz III RP, anarchizujący polskie państwo, byle tylko odzyskać dawne żerowisko, jest nieodpowiedzialnością, wręcz głupotą. I za co? Za poklepanie po plecach przez byłych ubeków? Tych, którzy wyzywali narodowców od faszystów i podpalali Marsz Niepodległości? Dlatego apeluję do Krzysztofa Bosaka o szybkie odcięcie się od wpływów Janusza Korwin-Mikkego, Grzegorza Brauna i im podobnych. Tych wszystkich, dla których każda konstelacja jest ograniczeniem i chcą błyszczeć blaskiem samotnych gwiazd.

Polski patriota nie może stanąć w jednym szeregu z obozem III RP, z dziećmi i wnukami funkcjonariuszy przywiezionych przez ruskie czołgi w 1945 roku – to po pierwsze. Po drugie, Krzysztof Bosak ma niepowtarzalną szansę trwałego zaistnienia na scenie politycznej jako poważny polityk. W niecodziennej sytuacji wypalenia się kandydatki PO, może przejąć dużą część jej liberalnego elektoratu. Zdobyć nie 5, ale 20% głosów i przejść do II tury.

Proszę zatem Krzysztofa Bosaka o przedstawienie założeń zmiany funkcjonowania państwa z etatystycznego na wolnościowe, a nie dołączanie do bezideowego antypisu. To tego akcentu w kampanii kandydata Konfederacji najbardziej brakuje.

Przyłączenie się do obozu żerowiska na państwie (PO, PSL, SLD) może jedynie cały obóz wolnościowy zdyskredytować.

Konkludując, nie żebym straszył: jeżeli Krzysztof Bosak nie zrewiduje swojego stanowiska, to straci mój głos nawet w I turze. Bo poglądy wolnościowe, które podzielam, to jedno. A mądrość i odpowiedzialność w polityce to drugie. Chyba, że myślimy o niej jak o swoim osobistym wielkim show, jak o Tańcu z Gwiazdami.

PS Z ostatniej chwili (7 dni)! Tak bardzo wystraszyliśmy się wirusa, że w marcu zmarło nas o 40% mniej niż przed rokiem. Chyba wygram zakład 😀

Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „Wybory natychmiast!” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020.

 


  • Do odwołania ograniczeń związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” będzie można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Felieton Jana A. Kowalskiego pt. „Wybory natychmiast!” na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 71/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego