Lwów – miasto, które w chwilach prób promieniowało patriotyzmem i odwagą/ Dariusz Brożyniak, „Kurier WNET” nr 73/2020

Dla Stalina rzecz była od początku przesądzona. Bawił się emocjami swych adwersarzy, obalając argument, że Lwów nigdy nie był rosyjski, przewrotnym i złowrogim przypomnieniem, że… Warszawa była.

Dariusz Brożyniak

Lwów utracony

102 lata temu nikomu nie przychodziło do głowy, że bohatersko obronione miasto, dumne krzyżem Virtuti Militari i patriotyzmem swych mieszkańców, z potwierdzeniem polskości bezprecedensowym zwycięstwem nad bolszewicką nawałą sprzed 100 lat, zostanie zaledwie 21 lat później brutalnie Polsce wyrwane.

Już w wyniku zamachu stanu dokonanego przez Ukraińców we Lwowie nocą 1 listopada 1918 r., dzielną i ofiarną obronę ludności przed napaścią wsparły elity. Między innymi koło 300 osób społeczności Politechniki włączyło się czynnie w obronę polskości miasta. Profesor zwyczajny geometrii wykreślnej Kazimierz Bartel organizował wojska kolejowe dla utrzymania łączności z Przemyślem i resztą kraju. Usuwając zewsząd austriackiego dwugłowego czarnego orła i zastępując białym w koronie na czerwonej tarczy, zerwano jednocześnie symbolicznie z habsburskim zaborem. To we Lwowie właśnie powstały wszystkie paramilitarne organizacje, takie jak strzeleckie, stanowiące zalążek Polskiej Armii, pozwalające realnie zamarzyć po 123 latach o znów wolnej Polsce. Dwa lata później Józef Stalin, mając świadomość gdzie mocno i energicznie bije intelektualne i patriotyczne serce Polski, wbrew rozkazowi Tuchaczewskiego oblegał Lwów, przyczyniając się walnie do spektakularnej klęski bolszewików w Bitwie Warszawskiej.

Lwów, będąc ze swymi uniwersytetami o wszystkich kierunkach naukowych centrum kultury Polski, wypełniał tym samym znów swą odwieczną historyczną rolę i dla jej wschodniego płuca. Od unii lubelskiej tworzył się bowiem naród polityczny, którego wspólnym domem była właśnie Polska.

Był czas, kiedy – jak pisze Paweł Jasienica – księstwa ruskie pełniły rolę wielkich i bogatych ośrodków kultury. Najazdy tatarskie, tureckie i wchłaniająca ekspansja księstwa moskiewskiego zniszczyły to bezpowrotnie. Dzika i łupieżcza Litwa, podbijając także ziemie ruskie, zagrażała i Królestwu Polskiemu, powodując ogromne straty ciągłymi rabunkowymi najazdami, przede wszystkim porywaniem ludzi („brańcy” z całymi rodzinami osiedlani byli nad Niemnem, Wilią i Niewiażą, by niewolniczą pracą na roli łagodzić ciągły niedostatek). Dwóch jednak wielkich wrogów zagrażało wszystkim – Krzyżacy i Moskwa. Wielki projekt Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego – Rzeczpospolita Obojga Narodów – z Władysławem Jagiełłą jako królem Polski, stworzył wreszcie potężny bastion przeciw temu historycznemu przekleństwu dwóch frontów. Dopiero trzema zaborami udało się go rozerwać.

Zwycięstwo na bolszewikami znów wyzwoliło entuzjazm dla energicznej budowy projektu „Polska”. Nie było zupełnie istotne miejsce urodzenia; wartością stała się możliwość stworzenia – dla wszystkich chcących polskiej tożsamości – gmachu na solidnym fundamencie tysiącletniej zachodniej kultury łacińskiej. Przetrwanie polskiej kultury, tradycji i języka dowodziło najlepiej jego trwałości i sensu kontynuacji. Ruska szlachta, nękana hajdamacko-kozackimi stepowymi rabusiami, prosiła Rzeczpospolitą o objęcie jej tym projektem. Profesorowie Bartel, Mościcki i inżynier Kwiatkowski – „grupa lwowska”, rzucając się na głęboką wodę wielkich projektów technicznych, rozpoczęła budowę nowoczesnej Polski, mając przecież świadomość nieuchronności kolejnej wojny po traktacie wersalskim.

Port w Gdyni przełamał niemiecką blokadę gospodarczą mogącą zadławić kraj, a magistrala węglowa łączyła go z południem, z przemysłowym Śląskiem. Centralny Okręg Przemysłowy, lokujący we wschodniej dziś Polsce przemysł zbrojeniowy, miał uzupełnić strategicznie niepewny Śląsk i załagodzić napięcia społeczne kryzysu lat 30. w rejonach najbiedniejszych. Lwowskie Targi Wschodnie i zachodnie Targi Poznańskie wychodziły z polską ofertą na świat.

Po wkroczeniu 22 września 1939 r. Armii Czerwonej do Lwowa, profesorowie lwowscy obawiali się podzielenia losu swych kolegów z krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, wywiezionych 6 listopada przez Niemców do Sachsenhausen. Po aresztowaniu przez NKWD, wywieziono do ZSRR byłego posła na Sejm RP, znamienitego profesora ekonomii Uniwersytetu Jana Kazimierza, Stanisława Grabskiego (zwolnionego w ramach układu Sikorski-Majski). Poza jednak kilkunastoma przypadkami przepadnięcia bez wieści czy pojedynczych rozstrzelań, głównie na skutek indywidualnych denuncjacji, sowieci zdecydowali się wykorzystać zastany niezwykle wysoki potencjał naukowy. Sensacyjne i brawurowe wystąpienie profesora Stanisława Fryzego z sukcesem rozładowało napięcie wiecu zorganizowanego na klatce schodowej Politechniki Lwowskiej przez komisarza Politechniki, podpułkownika zarządu politycznego Armii Czerwonej, brudnego prymitywa, Jusimowa. W rezultacie nastąpiła współpraca naukowa w Moskwie, w trakcie której profesorowi Bartlowi po raz pierwszy zaproponowano stanięcie na czele prosowieckiego rządu polskiego, i to pod warunkiem zwolnienia z więzień i deportacji wszystkich Polaków. Odrzucając tę propozycję w lipcu 1940 r., profesor nie wiedział jeszcze o losie więźniów Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa.

Początek lata 1941 roku okazał się złowrogi dla profesorskiej elity Lwowa. Miasto nie otrząsnęło się jeszcze po przerażającej zbrodni NKWD – wymordowaniu więźniów politycznych w spływających krwią więzieniach „Brygidek”, „Zamarstynowa”, czy „Łąckiego” – gdy w nocy z 3 na 4 lipca z kolei Niemcy przeprowadzili akcję pacyfikacyjną i rankiem 4 lipca, poniżej II Domu Techników, na stoku Wzgórz Wuleckich zgładzono 40 osób, w tym 13 związanych z Politechniką Lwowską. Mija właśnie bez mała 80 lat od tego tragicznego wydarzenia, którego ofiarą padł także Tadeusz Boy-Żeleński, pisarz, poeta, satyryk, lekarz, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, od 1939 roku z nadania sowieckiego kierownik katedry literatury francuskiej Uniwersytetu Jana Kazimierza (prosowiecki lewak i liberał, zwolennik przyłączenia Lwowa do ZSRR). To był początek końca polskości tego miasta, rozpoczęty uderzeniem w jego akademicką elitę. 8 października 1941 r. dokonano ekshumacji pogrzebanych na miejscu zbrodni, zwłoki wywieziono do lasu Krzywczyckiego, gdzie oblano je benzyną i spalono, rozrzucając następnie popioły.

Profesorowi Kazimierzowi Bartlowi, pięciokrotnemu premierowi rządu RP, zaproponowano utworzenie z kolei proniemieckiego rządu polskiego. Kiedy odmówił, został na rozkaz Himmlera skazany w więzieniu przy ul. Łąckiego na rozstrzelanie i zamordowany o świcie 26 lipca 1941 r. na tzw. Piaskach Janowskich; tam też pogrzebany.

Niemcy zamknęli wszystkie uczelnie Lwowa. Przygotowany rząd ukraiński z Jarosławem Stećką-Karbowyczem na czele, aresztowali i internowali w Berlinie, a trzy południowo-wschodnie województwa II RP ze Lwowem przyłączyli jako Distrikt Galizien do Generalnej Guberni w tymże jeszcze lipcu 1941. Życie akademickie przerodziło się w życie towarzyskie bezrobotnych profesorów i ich asystentów na wewnętrznym dziedzińcu politechnicznej biblioteki, a w razie niepogody – w katedrze teorii maszyn cieplnych u profesora Kazimierza Ochęduszki, dla pokoleń autorytetu w dziedzinie termodynamiki. Dzielono się wiadomościami bieżącymi, z nasłuchu radiowego, danymi delegatury rządu londyńskiego. Większość kadry naukowej zaangażowana była w podziemny ruch oporu. Na Politechnice Lwowskiej znajdował się jeden z najważniejszych punktów kontaktowych struktur AK Okręgu Lwowskiego. Po decyzji Niemców w 1942 r. o podjęciu niektórych kursów zawodowych, powstała możliwość tajnego nauczania i, w uzgodnieniu z rządem emigracyjnym, realizacja w ten sposób pełnego programu akademickiego z 1938 roku.

Lipiec 1944 r. przyniósł ofensywę Armii Czerwonej. Dowództwo AK w ramach akcji „Burza” przystąpiło do walki o miasto. Kompanie Kedywu wyzwalały także uczelnie. Nad miastem, które uniknęło wyburzenia, powiewały, często obok sowieckich, biało-czerwone flagi – po raz ostatni. Zaczęto przeczuwać, dla kogo zachowano, w przeciwieństwie do Warszawy, to miasto. Po wejściu oddziałów NKWD rozpoczęły się wywózki. Od 2 do 4 stycznia 1945 r. odbywały się we Lwowie aresztowania i deportacje w głąb Związku Sowieckiego. Według danych AK wywieziono w ciągu trzech dni 17 000 osób, w tym 31 pracowników Uniwersytetu i Politechniki, oraz 38 inżynierów i techników, w tym odnawiających Panoramę Racławicką uszkodzoną bombardowaniem. Między innymi profesor Stanisław Fryze, kierownik katedry elektrotechniki ogólnej Politechniki Lwowskiej, trafił do obozu pod Krasnymdonem w Zagłębiu Donieckim, do tamtejszych kopalń antracytu. Uderzenie w środowisko akademickie było możliwe za sprawą listy wywozowej sporządzonej przez członka jeszcze przedwojennej komunistycznej jaczejki, zlikwidowanego w 1945 r. wyrokiem sądu AK.

Jeszcze w trakcie wywózek pojawiła się we Lwowie delegacja PKWN z Lublina. Usiłowano wymusić na profesorach, pod groźbą uznania ich za hitlerowców, podpisanie rezolucji potępiającej rząd emigracyjny w Londynie oraz AK. Po raz kolejny władze lwowskich uczelni wykazały niezłomny patriotyzm, nie ulegając komunistycznej prowokacji.

Jednocześnie intensywną działalność prowadził Związek Patriotów Polskich we Lwowie, założony w oparciu o przedwojennych komunistów, którzy po wrześniu 1939 r. znaleźli się tam pozbawieni zdelegalizowanej w 1938 roku KPP i przywództwa zlikwidowanego w Moskwie. Ster objęła Wanda Wasilewska, ciesząca się nieograniczonym zaufaniem Stalina. ZPP wydawał organ prasowy „Wolna Polska”, organizował dla uwiarygodnienia (ukrycia rzeczywistych sowieckich intencji) życie „patriotyczno-kulturalne”, prowadził na szeroką skalę działalność pomocową i opiekę społeczną. Jednocześnie Wanda Wasilewska i tworzący promoskiewską Krajową Radę Narodową Władysław Gomułka byli zagorzałymi zwolennikami przyłączenia Lwowa do Związku Sowieckiego. W 1944 r. w obecności Churchilla Bierut wprawił obecnych wręcz w zażenowanie, domagając się natarczywie i wyjątkowo służalczo „w imieniu narodu polskiego wcielenia Lwowa do ZSRR”. Przeciwny był nawet Zygmunt Berling, obawiając się o morale w LWP, gdyż „polskie Wilno i polski Lwów stanowią dla nich [tzn. żołnierzy] kamień węgielny zaufania i szczerości wzajemnych stosunków między nami a Związkiem Radzieckim”. Także Oskar Lange argumentował: „rząd radziecki powinien uznać istnienie starych ośrodków kultury polskiej [takich jak np. Lwów], które choć usytuowane na etnicznym terytorium ukraińskim lub białoruskim, ukształtowały się jako integralna część polskiego życia narodowego”; „W Polsce było pięć centrów kulturalnych: Warszawa, Kraków, Poznań, Lwów i Wilno. Utrata dwóch z nich byłaby bardzo ciężka, a uzyskanie niemieckich miast bez polskiego dziedzictwa kulturalnego nie może być uważane za wyrównanie utraty starych historycznych polskich ośrodków”; „Lwów był w każdym razie poza Ukraińską Republiką Radziecką”.

Dla Stalina rzecz była jednak od początku przesądzona. Bawił się emocjami swych adwersarzy, obalając argument, że Lwów nigdy nie był rosyjski, przewrotnym i złowrogim przypomnieniem, że… Warszawa była.

Zadra 1920 roku pozostała głęboko. Stalin wolał nawet oddać połowę Puszczy Białowieskiej. Ten patologiczny morderca wiedział, jak okaleczyć Polskę, by pozostała słabym politycznym inwalidą na dziesięciolecia, bez wystarczającej siły dla budowy własnej suwerenności. Wiedział także, że bez Polski i dawne kresy Rzeczypospolitej stają się znów łatwym łupem w zasięgu, tym razem bolszewickiej, Moskwy.

W lutym 1945 r. „Czerwony Sztandar” podał pierwsze wiadomości o ustaleniach konferencji w Jałcie. Do Lwowa przyjechał z Londynu profesor Stanisław Grabski, walczący o Lwów w rozmowach ze Stalinem do końca, tzn. do otwartego pogwałcenia traktatu ryskiego przez aliantów i faktu niemal wybaczenia Stalinowi paktu Ribbentrop-Mołotow. Uznano konieczność ratowania ludzkiego i umysłowego potencjału Lwowa dla Polski, poprzez połączenie z narodem. W przypadku Politechniki Lwowskiej postanowiono przeniesienie jej in corpore do Gdańska i ukonstytuowanie jej tam jako Politechnikę Morską. Rząd w Lublinie nie wyraził na to zgody. Prosowieccy komuniści postanowili ostatecznie wygasić i wymazać tradycje polskiej nauki i kultury we Lwowie, domagając się wyjazdu profesorskiego grona w rozproszeniu do Krakowa, Gliwic, Wrocławia i Gdańska. Ostatnia z czterech grup wyjechała ze Lwowa w czerwcu 1946 roku, wraz z profesorami zwolnionymi z donbaskich łagrów i więzień w tym z prof. Stanisławem Fryzem.

Wyjeżdżali z całymi rodzinami i dobytkiem, towarowymi wagonami (mieszczącymi 40 ludzi lub 8. koni). Na jedną rodzinę przypadało około jednej czwartej takiego wagonu. Wyjeżdżali z pocieszeniem swego znakomitego lwowskiego kolegi, geografa i geopolityka prof. Eugeniusza Romera, który utrzymywał tezę o „ciążeniu terenów nad górnym Bugiem i Dniestrem ku Polsce, a nie w stronę Kijowa” (ponad dwa miliony Ukraińców i Białorusinów pracujących w dzisiejszej Polsce, z czego tak wielu inwestuje i chce pozostać na stałe, wydaje się potwierdzać ten pogląd sprzed 75 lat). W latach 1944–46 pod naporem władz sowieckich i groźbą wywózki do Kazachstanu i Donbasu, rozpoczął się exodus polskiej ludności ze Lwowa (66,7% mieszkańców miasta według statystyk sowieckich na 1 października 1944 r.). Następowała planowa, sztuczna wymiana ludności. Wysiedlano ogromną ilość firm i rzemieślników, z których żyło to miasto przez setki lat. Chociażby „batiarski” Zamarstynów, który z dość cuchnącą rzeką Pełtwią był mekką pracowitych i zręcznych w rzemiośle polskich Ormian, zasilających swymi wyrobami meblarskimi Targi Wschodnie, wzbogacających produktami swych odlewni miejską infrastrukturę (a i ostrogi dla Rydza-Śmigłego musiał ktoś wykonać). Cała sfera kultury, opera, teatry, wystawy, kluby lotnicze, samochodowe, motocyklowe, sportowe – wszyscy zapełniali listy wysiedleń. Oparciem do ostatnich polskich dni miasta był arcybiskup lwowski Eugeniusz Baziak, stawiając opór sowieckim szykanom. Jego wyjazd 26 kwietnia 1946 roku stał się momentem zwrotnym w historii Lwowa.

To miasto kochało życie, było nowoczesne i awangardowe, promieniowało na całą Polskę, było w najlepszym sensie swych kontaktów europejskie, a nawet światowe.

W chwili próby zdumiewało patriotyzmem i odwagą. Polski Lwów pozostał w prozie Adama Zagajewskiego, syna lwowskiego profesora elektroniki przemysłowej Tadeusza Zagajewskiego, pisanej już w Gliwicach. I pozostał w dziełach genialnego matematyka Stefana Banacha, w dziełach architektów – jak kościół św. Elżbiety, Dworzec Główny we Lwowie czy nowe łazienki w Krynicy, sanatorium w Żegiestowie, w muzyce Wojciecha Kilara, w śladach na murach, w nazwiskach na pokrywach miejskiej kanalizacji – wymieniając wyłącznie sygnalnie. Pozostał w sercach prawdziwie patriotycznych Polaków rozumiejących sens tworzenia jak najwartościowszej przywódczej elity, kulturowo-historycznych korzeni, wzorca i chwalebnego przykładu – dla tożsamości narodu i jego państwowotwórczych zdolności. Dziś Ukraińcy lubią pisać w pozdrowieniach do Polaków: „Witanje ze Lwowa, najlepszego miasta na Ukrainie!”.

„Czwarty rozbiór Polski” doprowadził do rozdrobnienia na kresach Rzeczpospolitej, gdzie jakże łatwo można dziś wzniecać lokalne nacjonalizmy i antagonizmy dodatkowo osłabiające Polskę, skazaną teraz na koniunkturalne sojusze. Małe państwa bałtyckie same wymagają polskiej opieki, Białoruś, sojusznik Federacji Rosyjskiej, ledwo negocjuje warunki swej niepodległości z Moskwą. Rękę Moskwy widać i w samym Lwowie, gdzie ogromny pomnik Bandery stoi bezpośrednio właśnie obok kościoła św. Elżbiety. Ciągłe utarczki i trudności z obroną tradycji języka polskiego na Litwie, Białorusi i Ukrainie dowodzą jednoznacznych intencji tworzenia stałego poczucia zagrożenia od wschodu, przy ciągle wzrastającej sile Niemiec o potencjale IV Rzeszy. Polska Piastów przyjęła z zachodu chrześcijaństwo wraz z kulturą łacińską. W rezultacie mogła budować państwo, namaszczając królów. Z czasem stała się także Rzecząpospolitą dla innych narodowości, kultur i religii.

Geopolityczne rozumienie znaczenia Lwowa to rozumienie państwowotwórczej roli Rzeczypospolitej Polskiej, jedynego zachodniołacińskiego bytu politycznego w tej części Europy. To rozumienie także wielu ważnych przyczyn trudności 30-letnich już zmagań znów wolnej Polski. Można jednak odnieść wrażenie, że do tej pory rozumieją to ciągle najlepiej odwieczni jej wrogowie.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Lwów utracony” znajduje się na s. 1 i 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Lwów utracony” na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze