„Jak wy, Polacy, możecie narażać życie dla jakiejś urojonej wolności?”. Echa powstania listopadowego na Śląsku

Pod berłem rosyjskim tych samych swobód używacie, jakie my posiadamy, a nam przecież wolno chować szpica, wyjść na przechadzkę. Kiedy się podoba wypić szklankę piwa, wypalić fajkę, pograć w szachy…

Zdzisław Janeczek

W ocenie wpływu powstania listopadowego na społeczeństwo Śląska rysują się głębokie różnice między historiografią polską i niemiecką, która wobec nieistnienia państwa polskiego w XIX wieku przyzwyczaiła się do pomijania milczeniem sprawy polskiej. W czasie Wiosny Ludów wielu członków niemieckiego Zgromadzenia Narodowego we Frankfurcie sądziło, że problem polski sprowadza się do zapewnienia autonomii mniejszości zamieszkującej Wielkie Księstwo Poznańskie. Według tej koncepcji Polska ograniczała się do niewielkiej Kongresówki (bez ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego), nastręczającej Rosji – nie bez korzyści dla Prus – wielkich kłopotów. [related id=90312]Tak oceniając problem, historycy niemieccy starali się zazwyczaj nie dostrzegać oddźwięku, jaki powstanie wywoływało na Śląsku. Jego wybuch wzbudził jednak zaniepokojenie władz wszystkich szczebli. Pruscy urzędnicy celni po odebraniu wiadomości o rewolucji cofnęli się o 3 mile od granicy. Obawiano się, że wieści nadchodzące z Królestwa Polskiego zachęcą do antyfeudalnych i antypruskich wystąpień miejscowych chłopów. (…)

Prasa powstańcza wielokrotnie podkreślała przychylność śląskiej, a w szczególności wrocławskiej opinii publicznej, przeciwstawiając ją wrogości tzw. czynników oficjalnych. „Kurier Warszawski” ze stycznia 1831 r. wspominał:

„Donoszą z Wrocławia: Przychylność dla narodu polskiego okazują wszyscy dobrze myślący. Nazywają Polaków murem ludów cywilizacji Europy. Jedni tylko wyżsi oficerowie i urzędnicy nienawidzą Polaków, łatwo zgadnąć dlaczego; i pierwsi, i drudzy dobrze płatni, pierwsi i drudzy przez wojnę miejsca albo życie mogą utracić”.

Natomiast „Gazeta Warszawska” z 29 stycznia tegoż roku stwierdzała, że rząd pruski „od niejakiego czasu naśladuje Rosjan, pozaprowadzał szpiegów po domach publicznych; [ponadto – Z.J.] wszędzie, gdzie gazety polskie znajdują się, tropić można szpiegów i obrońców”. Władze pruskie wpadły nawet na trop odezwy do landwerzystów, najprawdopodobniej polskiego autorstwa, wzywającej, by w razie interwencji Prus na rzecz Rosji torpedowali operacje wojskowe wymierzone przeciw powstaniu. (…)

Widoki Wrocławia, rycina ze zbiorów Biblioteki Śląskiej w Katowicach

Wrocław był miastem, w którym wiele osób szukało schronienia przed niebezpieczeństwem wojny, a jednocześnie stanowił punkt tranzytowy na trasie wędrówek rzesz Polaków udających się na emigrację. W czasie powstania m.in. gen. Franciszek Kossecki wyrobił dla żony i dzieci paszport do ówczesnej stolicy Śląska. Z Pamiętnika generałowej Natalii Kickiej dowiadujemy się, że „w starych murach Wrocławia gromadziły się niedobitki wszelkich powstań, austriackich, berlińskich i Księstwa [Poznańskiego – Z.J.]. Jedni przyjeżdżali – jak to mówią – zaciągnąć języka, drudzy się kryli, gwar i chaos niesłychany panował w starym grodzie”.

Także we Wrocławiu osiadł szpieg Mateusz Lubowidzki, który zorganizował tu biuro – „urządził osobną dla siebie z Berlinem pocztę i czynną utrzymywał z ambasadorem moskiewskim korespondencję. On to komunikował wszystkie nasze dzienniki, sporządzał nad nimi glosa, przypiski, objaśnienia i […] wyprawiał nawet wysłanników dla szpiegowania, co się u nas dzieje”. Lubowidzki krótko leczył na Śląsku swe rany zadane mu przez belwederczyków i czym prędzej przeniósł się do Opawy. W stolicy Dolnego Śląska podobno znajdowało się 80 szpiegów. (…)

Na wiadomość o wybuchu epidemii cholery w Warszawie (pierwsze przypadki w armii polskiej pojawiły się po bitwie pod Iganiami 10 IV) prezydent prowincji śląskiej Merckel wydał 4 V 1831 r. nakaz utworzenia kordonu sanitarnego i zastosowania środków mających zapobiec rozszerzaniu się zarazy na Śląsk. Dwa tygodnie później, 17 V, administracja zarządziła zamknięcie granicy z Kongresówką, z wyjątkiem punktów w Bieruniu i Gorzowie.

Propozycje rzekomo skutecznego zapobiegania cholerze i leczenia jej przedstawiła w 1831 r. ówczesna pamiętnikarka: „We wszystkich pokojach naszego domu rozstawiono spodki z dziegciem i po kilka razy dziennie okadzano mieszkanie dymem jałowcowym […], służba przynosiła nam codziennie krążące po mieście plotki, z których jedna była bardziej niedorzeczna od drugiej: to że wydano rozkaz, aby w każdym domu przygotować kilka trumien – w przypadku zachorowania na cholerę natychmiast powiadomić policję, która rzekomo powinna była włożyć chorego do trumny, zabić wieko gwoździami i zawieźć prosto na cmentarz […].

Można było wyliczyć masę takich niedorzecznych środków ostrożności przedsiębranych w obawie przed chorobą. Niektórzy smarowali całe ciało kocim smalcem, w każdym domu trzymano nalewkę z czerwonej papryki, pito dziegieć! Był nawet człowiek, który codziennie wypijał kieliszek byczej krwi”.

Zalecano także „plastry ze smoły”, ciepłe kąpiele, na brzuch okłady z tartego chrzanu z równoczesnym podaniem proszków z kamfory. Lekarze propagowali palenie tytoniu, który przedstawiano „jako praktyczny środek oczyszczania powietrza; rzucono się więc powszechnie do fajek, zwłaszcza iż przez czas trwania zarazy policja pozwalała palić na wolnym powietrzu”. Stosowano nawet proszki z much hiszpańskich. (…)

„Breslauer Zeitung” nie ukrywała oburzenia, że Polacy występują przeciwko władzy prawowitego monarchy. (…) „Goniec Krakowski” (z 11 II 1831 r.) dokonał na swych łamach surowej oceny „Breslauer Zeitung”, krytykując postawy proponowane przez władze pruskie i redakcję pisma. W jednym z numerów czytamy: „Aby mieć wyobrażenie, dlaczego pisma niemieckie powstają przeciwko szlachetnym usiłowaniom naszym o wolność, a między innymi szanowna »Gazeta Wrocławska«, dosyć będzie przytoczyć część rozmowy z jednym obywatelem niemieckim mianej: – Jak wy, Polacy, możecie tyle być nierozsądnymi, narażać życie dla jakiejś urojonej wolności, trudno was pojąć, co wy przez ten wyraz wolność rozumiecie, bo gdy się zastanowię nad rządem waszym, przekonywam się, że pod berłem rosyjskim tych samych swobód używacie, jakie my posiadamy, a nam przecież wolno chować szpica, wyjść na przechadzkę. Kiedy się podoba wypić szklankę piwa, wypalić fajkę, pograć w szachy w Kaffenhausie; o naszych żonach pogadać, czyż można czego więcej wymagać?”

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku” znajduje się na ss. 6–7 i 11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku” na ss. 6–7 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

  • Avatar

    Szkoda, że Autor skoncentrował się tylko na reakcji śląskich N i e m c ó w na powstanie listopadowe. Nie można zapominać, że rodowici Ślązacy (Polacy) w nim uczestniczyli – niewielu, ale jednak. Warto w tym miejscu podkreślić także udział Ślązaków w insurekcji kościuszkowskiej i wydarzeniach związanych z wiosną ludów.

Komentarze