Jan Paweł II: Produkcja broni, jak również handel bronią, na tle prawdziwych potrzeb ludzi są poważnym nieporządkiem

Wojna jest złem i żadne jej uzasadnienie tego nie zmieni. Także to, które w wojnie upatruje ozdrowieńczego wstrząsu dla pogrążającej się w marazmie lub rozpuście społeczności „rozpieszczonej” pokojem.

Teresa Grabińska

Wojna jest współcześnie przedmiotem badań interdyscyplinarnej gałęzi wiedzy zwanej polemologią (od gr. polemos – wojna, bój). Dla bezpieczeństwa państwa od dawna ważne było odkrywanie przyczyn wojny – zarówno tych, które mają swe źródło w wielostronnej rywalizacji wspólnot (państw), jak i tych, które pochodzą z samej natury człowieka. Wojna bowiem, choć jest zjawiskiem kulturowym, to walka o przetrwanie i doskonalenie gatunku toczy się w przyrodzie zarówno między gatunkami, jak i w ramach gatunku.

Następnym zagadnieniem polemologii jest sposób prowadzenia wojny, który zależy od celu konkretnej wojny i możliwości jego realizacji w danych warunkach geograficznych, jakości i ilościowej siły żołnierza oraz od oprzyrządowania technicznego. Jednak zwycięskie wykorzystanie tych zasobów wymaga specjalnych umiejętności kierującego wojną. Te zaś sprowadzają się do strategii i taktyki. (…)

Socjologistycznie zinterpretowane dane badań polemologii nadal lekceważą ontologiczne i etyczne rozważania o wojnie i pokoju. Nadal słynne (także w Europie XV–XVII w.) Kazanie o wojnie sprawiedliwej i niesprawiedliwej Stanisława ze Skarbimierza (ok. 1361–1431) jest traktowane jako co najwyżej pobożne życzenie odwoływania się do sumień poszczególnych osób decydujących o wojnie, prowadzących ją i uczestniczących w niej. Czymże bowiem jest owo sumienie (vide esej w nr. 77 „Kuriera WNET”)? Ot, taką religijną i zabobonną instancją oceny indywidualnych zamierzeń i czynów! A one – w myśl socjologizmu, jak pisał Maritain – jedynie odbijają „struktury i konieczności historyczne grupy społecznej. Kiedy członkowie ludzkich społeczeństw zostaną dostatecznie oświeceni, aby zdać sobie sprawę z tych »naukowych prawd«, w tej samej chwili uświadomią sobie całkowitą relatywność, całkowity brak obiektywności przekonań moralnych”.

Tzw. status normatywny wojny wyznacza jej analizę ze względu na kryteria: sprawiedliwości, słuszności i świętości. W przypadku poszczególnych konfliktów wojennych mogą się one zazębiać. Rzecz jednak w tym, aby tzw. myśl naukowa powróciła do nich na poważnie. A to wymaga  przeproszenia się  współczesnych nurtów kulturowych z filozofią, i to najlepiej w jej antycznych ujęciach systemowych.

Wojna, nawet ta sprawiedliwa, jest zawsze złem, bo – jak pisał Skarbimierczyk – także i w niej „popełniane są liczne czyny, zbrodnie i występki”. I to nie tylko po stronie najeźdźcy (inicjującego wojnę niesprawiedliwą lub niesłuszną), lecz również po stronie napadniętej społeczności, występującej w obronie życia i mienia oraz w samoobronie.

Co prawda obowiązuje wtedy moratorium w stosunku do przestrzegania 5. przykazania „Nie zabijaj”, ale to właśnie indywidualne sumienie mężnego nawet obrońcy nie daje mu spokoju.

Ten brak spokoju, pobudzany natrętnymi nawrotami negatywnych przeżyć drastycznych sytuacji wojennych, jest swoistym przedłużeniem wojny w konkretnym ludzkim sumieniu. Naukowo tę dysfunkcję kwalifikuje się psychologicznie – jako zespół stresu pourazowego PTSD (posttraumatic stress disorder).

Po wojnie wietnamskiej zajęto się w USA leczeniem objawów PTSD. Stosuje się zaawansowane i zobiektywizowane terapie psychologiczne, które dają pozytywne wyniki – jednak cały czas nie do końca efektywne, zwłaszcza w porównaniu z zaangażowanymi środkami.

Prawie nikt jednak nie zajął się innego rodzaju terapią – niesformalizowaną, tą, którą usprawnia duchowość człowieka okaleczonego traumą wojny i która swą skuteczność okazała choćby w polskim społeczeństwie po II wojnie światowej, tak bardzo podczas niej doświadczonym działaniem wszelkiego rodzaju tzw. stresorów.

Co pozostało temu pokoleniu Polaków – prześladowanemu obrazami zbrodni zachodnich i wschodnich sąsiadów i okupantów, zrozpaczonemu utratą bliskich i towarzyszy broni, wypędzonemu z rodzinnej ziemi i zubożonemu materialnie, zawiedzionemu zdradą tzw. sojuszników i pozbawionemu profesjonalnej opieki psychologicznej? Pozostała – tylko i aż – ufność w Boże miłosierdzie i otucha posługi religijnej dzielnych kapłanów w trudnym czasie, zwłaszcza zaraz po wojnie, w okresie stalinizmu, a potem nieco łaskawszego komunizmu.

Wojna jest złem i żadne jej zracjonalizowane uzasadnienie tego nie zmieni. Także to, które w wojnie upatrują „ozdrowieńczego” wstrząsu dla pogrążającej się w marazmie lub rozpuście społeczności „rozpieszczonej” pokojem. W tym przypadku już lepsza była „terapia” Adama Smitha (1723–1790), który zgnuśniałym i otępiałym z nędzy szkockim rodakom (zresztą po wyniszczających wojnach religijnych) zaaplikował business, czyli krzątaninę w wymianie dóbr i usług (transaction). Inną sprawą jest to, że owa terapia zdegenerowała się (choć nie musiała) do urynkowienia wszelkiej ludzkiej działalności, a więc i wojennej. (…)

Naruszanie przez człowieka taoistycznego porządku Nieba i Ziemi zawsze jest pewnym gwałtem, gdyż „[ś]wiat jest uświęconym naczyniem; nie wolno nim manipulować, nie wolno go zagrabić”. Wojna jest taką nieuprawnioną ingerencją: „Ten, kto wie, jak prowadzić władcę ścieżką tao, /Nie próbuje podbijać świata siłą oręża, /Gdyż zwraca się ono przeciwko temu, kto je dzierży.// Gdzie stacjonowały armie, rośną cierniste zarośla./ Po wielkiej wojnie nadchodzą niezmiennie złe lata”. A po zwycięstwie „[n]ależy raczej żałować, że nie dało się zapobiec wojnie”. I dalej: „Radość ze zwycięstwa to radość z zabijania!”.

Tradycja kultury europejskiej, wcześniejsza niż chrześcijańska, zasadniczo różni się od starochińskiej apoteozą ludzkiego działania, przekształcającego otoczenie według własnego zamysłu. Chrześcijanie, zwłaszcza zreformowani, często wywodzili tę naturalność aktywności człowieka z Boskiego nakazu zawartego w Księdze Rodzaju Starego Testamentu: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną”.

Ten nakaz rozumiany dosłownie usprawiedliwiał eksploatację środowiska naturalnego (vide esej w nr. 89 „Kuriera WNET”) i pośrednio – bogacenie się. W perspektywie starochińskiej od razu zaburzał harmonię Nieba i Ziemi.

Jan Paweł II w swojej teologii pracy, wyłożonej w Encyklice Laborem exercens (LS), niejako zuniwersalizował ów proces opanowywania ziemi w tym sensie, że nie jest on tylko zaplanowanym działaniem w otoczeniu człowieka (zewnętrzne środowisko bytowania), lecz – jak pokazał jako filozof Karol Wojtyła w dziele Osoba i czyn – ma równocześnie konsekwencje dla  wewnętrznego środowiska  sprawcy czynu (vide esej w nr. 72 „Kuriera WNET”) – dla jego kondycji duchowej.

W ten sposób nawiązał, nie zmieniając chrześcijańskiej humanistycznej podstawy rozumowania, do owej taoistycznej jedności i harmonii Nieba i Ziemi. Zachował przy tym europejskie naznaczenie bytu ludzkiego powołaniem do działania, ale równolegle z odpowiedzialnością za jego skutki zewnętrzne i wewnętrzne.

Sformułował także tezę, że „prawo osobistego posiadania jest podporządkowane prawu powszechnego używania, uniwersalnego przeznaczenia dóbr”. Przypomina ona postawę taoistycznego mędrca, który „nie ma własnych interesów, / Lecz traktuje interesy ludzi jak swoje własne”. (…)

Autentyczne lub specjalnie fundowane konflikty stają się przyczyną lub pretekstem do potencjalnych wojen. Zgodnie z tą logiką potrzebne jest odpowiednie uzbrojenie, a nawet tzw. wyścig zbrojeń, który miałby mieć w dodatku pokojowe oblicze, ponieważ czyniłby już na wejściu każdą ze stron nie do pokonania. W tym celu wykorzystuje się najnowsze osiągnięcia techniki do produkcji coraz bardziej skutecznych rodzajów broni.

Skoro wciąż produkuje się drogą nową broń i coraz bardziej precyzyjne oprzyrządowanie samolotów i statków, to stare zasoby trzeba sprzedać tym, którzy lokalnie podejmują wojnę z powodu autentycznej lub sprowokowanej wrogości.

W encyklice Sollicitudo rei socialis (SRS) Jan Paweł II ten proceder ocenił tak oto: „Jeśli produkcja broni na tle prawdziwych potrzeb ludzi i konieczności użycia stosownych środków do ich zaspokojenia jest poważnym nieporządkiem panującym w obecnym świecie, to nie mniejszym nieporządkiem jest także handel bronią. Co więcej, trzeba dodać, że osąd moralny jest tu jeszcze surowszy”.

Cały artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Zło wojny w kulturze starochińskiej i katolickiej” jest zamieszczony na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022.

 


  • Kwietniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Zło wojny w kulturze starochińskiej i katolickiej” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 94/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Etyka w praktyce: kariera, uczestnictwo, służenie sobą. Rozważania w świetle myśli etycznej Karola Wojtyły

Kariera nosi w zanadrzu jakiś podstęp w wyprzedzaniu innych, element nieczystej gry, bezwzględność wobec rywali, a nade wszystko wymaga skupienia na własnym, egoistycznie pojętym interesie, na JA.

Teresa Grabińska

Słowo ‘kariera’ pochodzi od francuskiego ‘carrière’ i oznacza galop, szybki bieg, wyścig. Włoskie słowo ‘carriera’ ma podobne znaczenie, tak jak i angielskie ‘career’. Zatem kariera w sektorze zawodowym lub publicznym to wyścig w osiąganiu kolejnych celów. Jeśli wyścig, to rozłożony na kolejne etapy. Jeśli wyścig, to z kimś: z innymi, chcącymi osiągnąć w podobny sposób podobne awanse lub dobra finansowe. Kariera umożliwia zdobycie prestiżu w społeczeństwie i prawa do wynikających z niego przywilejów.

W tradycyjnej kulturze polskiej robienie kariery ma wydźwięk pejoratywny. Dążenie do osiągnięć zawodowych, majątku, awansu w pozycji społecznej, gdy zdobywane uczciwą pracą, dzięki wykorzystaniu własnego talentu i przy wsparciu innych ludzi, nie jest wszak robieniem kariery. To spełnienie losu każdego człowieka, który jest świadom swej podmiotowości, swego posłannictwa i potrzeby doskonalenia się w różnych sprawnościach etycznych i działaniu praktycznym.

Tymczasem ustawienie ludzi w roli psów gończych lub ścigających się szczurów zdaje się być elementem odczłowieczającym. Kariera nosi w zanadrzu jakiś podstęp w wyprzedzaniu innych, jakiś element nieczystej gry, bezwzględność w stosunku do rywali, a nade wszystko wymaga skupienia na własnym, egoistycznie pojętym interesie, na JA. Nic dziwnego, że pozycja karierowicza jest chwiejna; zawsze bowiem przez innego karierowicza może być w podobnie brutalny sposób zepchnięty z kolejnego zdobytego szczebla kariery, przegoniony na kolejnym etapie.

Pod znakiem zapytania stoi szczęście człowieka (o którym więcej w eseju w październikowym „Kuriera WNET”) osiągającego sukces w karierze. W nieocenionej Ziemi obiecanej Władysława S. Reymonta Karol Borowiecki, gdy już wspiął się na szczyt własnej kariery, w takich oto gorzkich słowach ów upragniony stan określił: „– Tak jestem egoistą, tak poświęciłem wszystko dla kariery… (…) Poświęcił wszystko i cóż ma teraz? Garść pieniędzy bezużytecznych i ani przyjaciół, ani spokoju, ani zadowolenia, ani chęci do życia – nic… nic…”. I przestrzegał potencjalnych karierowiczów w taki oto sposób: „– Człowiek nie może żyć tylko dla siebie – nie wolno mu tego pod grozą własnego nieszczęścia”. (…)

Wartością, która rzeczywiście w pewnym stopniu towarzyszy robieniu kariery, jest doskonalenie umiejętności i kompetencji zawodowych, dochodzenie w nich do mistrzostwa. Jednak i tu zjawia się pewna wątpliwość w konfrontacji z oceną wartości mistrzostwa przez Arystotelesa. I tu bowiem istotna jest intencja i konieczne zachowanie podmiotowości. Ponad 2300 lat temu Stagiryta krytykował w Polityce popisujących się zawodowo mistrzów muzyki, ponieważ „doświadczenie pokazuje, że stają się rzemieślnikami, gdyż cel, jaki sobie wytknęli, jest marny. Pospolity bowiem słuchacz zwykle ujemnie oddziałuje na muzykę przez to, że artystów, którzy się w grze względem na niego kierują, wedle siebie urabia duchowo i niszczy fizycznie przez pobudzenie do nadmiernych wysiłków”.

Gdyby jednak spojrzeć na robienie kariery przychylnym okiem i np. wskazać na wzrost sprawczości człowieka znajdującego się na wyższym poziomie decyzyjnym w strukturze zawodowej lub publicznej, a w związku z tym mogącego skuteczniej urzeczywistniać wybrane dobro, to karierowicz musi się niejako „nawrócić”, tzn. zawrócić z drogi kariery.

Po pierwsze, musi sobie zdać sprawę z marności własnego człowieczeństwa, mimo sukcesu zawodowego lub finansowego. Po drugie, musi zadośćuczynić złu, które wyrządził podczas eliminowania konkurentów i bezwzględnej walki „o swoje”. A tak się czasem dzieje z tymi, którzy zrobili karierę: stają się filantropami, służą potrzebującym swoim majątkiem i koneksjami, rezygnują z „życia na świeczniku”.

Cały artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Uczestnictwo według Karola Wojtyły. Kariera czy służenie sobą?” znajduje się na s. 7 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Uczestnictwo według Karola Wojtyły. Kariera czy służenie sobą?” na s. 7 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego