Jeden noblista ma siłę rażenia większą niż tysiące żołnierzy lewicy / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 68/2020

Nasuwa się pytanie – czy najbardziej utalentowani są ludzie, którzy nie do końca utożsamiają się z Polakami? Czy może istniejące mechanizmy promocyjne ułatwiają karierę właśnie takim ludziom?

Jan Martini

Nobel na służbie

Współczesna lewicowość ma pewną cechę wspólną z wirusem grypy – nadzwyczajną zdolność do tworzenia licznych mutacji. U progu XX w. świat znał tylko socjaldemokratów, socjalistów (bezprzymiotnikowych) oraz komunistów. Dziś obok Nowej Lewicy występuje lewica demokratyczna, laicka, liberalna, antyfaszyści i globaliści, ekolodzy i klimatolodzy, weganie i frutarianie, aborcjoniści, genderyści i wiele innych, a wspólną cechą wszystkich tych mutacji jest niechęć do zachodniej cywilizacji i wrogość do chrześcijaństwa. Jest to obecnie główny wyróżnik lewicowości. Obserwujemy wielką ekspansję lewicy – kultura, szkolnictwo i media zostały już niemal doszczętnie skolonizowane. W jaki sposób możliwy był tak ogromny sukces? Otóż tylko lewica wykształciła mechanizmy samopowielania się i replikacji swoich „funków”. Wykorzystywano w tym celu znakomite osobistości i autorytety mniej lub więcej moralne (a czasem zgoła niemoralne). Już w latach 50. Stalin woził po Europie tzw. Cyrk Stalina, w którym rozmaite Aragony, Picassa, Sartry czy Iwaszkiewicze wykonywały swoje numery, kierując poglądy widzów w słuszną stronę.

Ale dopiero czasy nam bliższe ujawniły tak ogromne zapotrzebowanie na celebrytów, że zaistniała konieczność ich produkcji. Stąd wielka ilość rozmaitych konkursów, festiwali czy rozmaitych paszportów Polityki. Ale największe znaczenie ma nagroda Nobla, gdyż jeden dobrze rozstawiony noblista dysponuje siłą rażenia większą niż tysiące zwykłych żołnierzy lewicy.

Zakłada się, że po raz pierwszy sowieckim służbom udało się skutecznie wpłynąć na werdykt noblowski w 1954 roku, gdy nagrodę otrzymał uzdolniony literacko agent KGB Ernest Hemingway (ps. Argo). Wkrótce jego książki w milionach egzemplarzy zaczęły rozchodzić się po całym świecie, rozsiewając miłe sowietom treści. Pomimo, że wiadomość o agenturalności pisarza jest znana od kilku lat, Amerykanie są bardzo dumni ze swojego „amerykańskiego Nobla”, o czym świadczą liczne wycieczki zwiedzające jego dom – muzeum na Key West.

Chociaż zarówno nominacje, jak i wybór laureatów są długie i rygorystyczne, rosyjscy fachowcy potrafią znaleźć dojścia do recenzentów, jurorów i członków Akademii – świadczy o tym wyraźny ślad „ruskiej onucy” u niektórych laureatów. W zasadzie Rosjan interesują tylko nagrody pokojowe i literackie, ale w apogeum zimnej wojny przyznano laur pewnemu fizykowi za opis „atomowej zimy”, będącej konsekwencją wymiany ciosów atomowych. Straszenie zachodnich społeczeństw nuklearną zagładą wpisywało się w sowiecką strategię – organizowano wówczas masowe „ruchy pokojowe” pod hasłem „lepiej być czerwonym niż martwym”. „Kolejna Reaganowska złośliwość, tym razem firmowana z Oslo – niewielki epizod w antypolskiej i antykomunistycznej krucjacie” – tak informację o Noblu dla Wałęsy (1983) skomentował rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. Jednak ta prestiżowa nagroda miała wymiar globalny, co przyznał sam laureat mówiąc, że bez jego Nobla komunizm by nie upadł, a on nie byłby w stanie wprowadzić demokracji.

Jerzy Targalski uważa, że przygotowania do „pierestrojki” zaczęły się wraz z objęciem przez Jurija Andropowa funkcji szefa KGB (1967), a ich pierwszym symptomem były wielkie ruchy kadrowe w sowieckich służbach. Zmieniono wówczas priorytety – ze szpiclowania, czyli zbierania informacji, na ‘zarządzanie postrzeganiem’ (wpływanie na świadomość) niezbędne w „demokracji”, którą zamierzano zainstalować.

Dlatego wierzę słowom pani Kiszczakowej, gdy mówi, że demokrację w Polsce wprowadził jej mąż, bo to on animował te wszystkie pacynki, które są uważane za „ojców polskiej demokracji”, i że nagrodę Nobla Wałęsa zawdzięcza jej mężowi…

Choć sam noblista został zdemaskowany i skompromitowany (nie udało się zatuszować jego agenturalności), w dalszym ciągu pozostaje zwornikiem wszystkich beneficjentów transformacji ustrojowej.

Skutecznie zatuszowano natomiast skandal wokół laureata Pokojowej Nagrody Nobla z roku 1986 – Eliego Wiesela. Noblista – profesor amerykańskich uniwersytetów, humanista, myśliciel – jest twórcą pojęcia Holokaustu i autorem książki Noc, opisującej koszmar obozu koncentracyjnego. Tymczasem książka okazała się plagiatem książki innego Wiesela, o imieniu Lazar, wydanej w małym nakładzie po wojnie, w hermetycznym języku jidysz, której autor rzeczywiście był więźniem Auschwitz. Elie Wiesel został zdemaskowany przez Żydów – więźniów obozu, którzy poprosili go o pokazanie ramienia z numerem obozowym. Profesor odmówił, tłumacząc, że przekonania religijne nie pozwalają mu na obnażanie własnego ciała…

W myśl regulaminu, Pokojową Nagrodę Nobla oferuje się osobom, które wykonują „najlepszą pracę na rzecz braterstwa między narodami, likwidacji lub redukcji stałych armii oraz za udział i promocję stowarzyszeń pokojowych”. Tym założeniom w pełni odpowiada laureat z roku 2002 – amerykański prezydent Jimmy Carter – z zawodu hodowca orzeszków ziemnych, człowiek gołębiego serca, szlachetny, wrażliwy, szczery. Stale podkreślał rolę moralności w polityce. Brzydził się wszelkim kłamstwem, matactwem, knowaniem. Te cechy sprawiały, że był wysoko ceniony… przez Sowietów.

Ambicją Cartera było pozyskanie zaufania „skrajnie nieufnego” ministra spraw zagranicznych ZSRR Gromyki (zwanego „mister niet”), aby przekonać go, że Ameryka naprawdę nie ma złych intencji i nie zamierza szkodzić „obozowi socjalistycznemu”. Dlatego Carter dokonał kilku jednostronnych, bezinteresownych ustępstw wobec ZSRR.

Jednym z większych jego „dokonań” było wydarzenie z listopada 1977 r. znane jako Halloween Massacre. Zwolniono wówczas wielką ilość oficerów CIA, paraliżując na długie lata działalność tej instytucji. (R. Clarke: „Dyrektor CIA Stansfield Turner osiągnął w niecały rok to, czego nie udało się osiągnąć Kremlowi podczas 30 lat zimnej wojny”).

Wcześniej KGB przy pomocy zaprzyjaźnionej wielkonakładowej prasy amerykańskiej przygotowało klimat medialny – ukazała się seria artykułów o nieprawidłowościach w CIA (ponoć łamano tam prawa człowieka). Pisarz Khaled Hosseini stwierdził, że J. Carter zrobił więcej dla komunizmu niż Breżniew i chyba miał rację.

W przeciwieństwie do Cartera, prezydent Obama dostał Nobla niejako z góry, w ciemno. Ostateczny termin zgłaszania nominacji do nagrody upływa 31 stycznia, bo uroczystość wręczenia nagród odbywa się zawsze 10 grudnia. Barak Obama rozpoczął urzędowanie 20 stycznia 2009 roku, a więc 10 dni „pracy na rzecz braterstwa między narodami” wystarczyło, aby zasłużyć na prestiżowy laur.

Życiorys Baracka Obamy podlegał retuszom – dość szybko odstąpiono od narracji o „ubogim, czarnoskórym chłopcu z przedmieścia” (tacy nie studiują na Harvardzie). Wiadomo, że babka Baraka była prezesem banku na Hawajach, a matka – hipiska o przekonaniach lewicowych, jako etnograf przejawiała wielkie zainteresowanie (zawodowe?) muzułmańskimi mężczyznami różnych ras i narodów (ojciec Baraka – Kenijczyk, ojczym – Indonezyjczyk). Faktem jest, że prezydent wyrastał w atmosferze będącej dziwną mieszanką islamizmu, judaizmu i lewicowości. Muzułmanizm porzucił przyjmując chrzest, ale z lewicowości nie wyrósł – świadczy o tym imię jego córki (powszechną praktyką sympatyków ZSRR było nadawanie rosyjskich imion dzieciom). Prezydent Obama spełnił pokładane w nim nadzieje – podejmując działania zmierzające do ograniczenia obecności USA w Europie, ośmielił Rosjan do inwazji na Ukrainę.

Literatura piękna, bo postępowa

Dla „sił postępu” równie istotni jak laureaci są jurorzy i recenzenci kwalifikujący nominatów, bo dzięki nim możliwy był ten wielki przechył w stronę lewicowości literackiej nagrody Nobla ostatnich dziesięcioleci.

Jednym z najbardziej wpływowych krytyków literackich globu był przez niemal 50 lat Marcel Reich-Ranicki. Warto przyjrzeć się bliżej tej postaci o fascynującym i równocześnie dość typowym dla ludzi lewicy życiorysie.

Reich-Ranicki, zwany „papieżem niemieckiej literatury” mówił o sobie, że jest „pół-Niemcem, pół-Polakiem, ale całym Żydem”, którego „Ojczyzną jest literatura”. Był kimś więcej niż tylko krytykiem literackim – mówiono o nim, że jest „lustrem niemieckiej winy”, a jego autobiografia Moje życie stała się lekturą szkolną. Ranicki wykładał literaturę na amerykańskich uniwersytetach, posiadał profesurę w Sztokholmie i Uppsali (przypadek profesora bez studiów nie był tylko udziałem Bartoszewskiego), posiadał liczne doktoraty honoris causa. W 1994 r. „wybucha bomba” – opublikowano książkę Gerharda Gnaucka Reich-Ranicki – polskie lata, w której „papież” został zdekonspirowany jako agent komunistyczny. Wydawało się, że jego oszałamiająca kariera wisi na włosku. Jednak murem stanęła za nim rzesza literatów, których uprzednio wylansował. Reich tłumaczył, że do pracy w UB zmusiło go życie, aby obronić się przed słynnym polskim antysemityzmem. Niemcy to „kupili” (nie lubią grzebania w życiorysach) i krytyk utrzymał swą pozycję.

Pracując w Judenracie warszawskiego getta, Reich „ukrył” kasę Judenratu („by nie dostała się w ręce Niemców”) i ta kasa pomogła mu w ucieczce i przetrwaniu po stronie aryjskiej. Po wkroczeniu Sowietów natychmiast oferował im swoje usługi, gdyż – podobnie jak tysiące jego pobratymców – bezbłędnie wyczuwał wiatr historii i energicznie angażował się po stronie „słusznej sprawy”, czyli silniejszego. „Po wojnie Reich-Ranicki służył w polskim wojsku; wstąpił też do PPR. Pracował w MSZ i w wydawnictwach literackich. Krytycy zarzucali mu współpracę z komunistycznymi służbami. We wrześniu 1946 r. porucznik Reich został odznaczony przez Prezydium Krajowej Rady Narodowej „za wybitne zasługi, wykazane męstwo w walce z bandami dywersyjnymi oraz wzorową służbę”(Wirtualna Polska).

W jakim to wojsku służył Reich – precyzuje „Gazeta Wyborcza”: „Wówczas wiąże się z Urzędem Bezpieczeństwa. Dla UB pracuje najpierw w Katowicach, potem w Londynie, gdzie pod przykrywką konsula jest rezydentem polskiego wywiadu. Przyjmuje wówczas nazwisko Ranicki.

To, co robił, owiane jest tajemnicą. Pojawiały się głosy, że zwabiał w pułapkę polskich emigrantów, którzy po powrocie do Polski lądowali w komunistycznych więzieniach”. W Londynie Ranicki (ps. Albin) miał do pomocy młodego Czesława Kiszczaka, którego zatrudniono w ambasadzie PRL na stanowisku… pomocnika dozorcy (?).

Po ukończeniu misji Reich – już Ranicki – zostaje odwołany do Warszawy i rozpoczyna pracę w wydawnictwach literackich, ale wkrótce ucieka do NRF. Czy w 1958 r. było by to możliwe bez wspomagania służb? Agenci nigdy nie jechali „w ciemno”– zawsze mieli teren przygotowany, więc szybko pomocy udzielili mu dwaj znani pisarze, a Reich, używający już dwuczłonowego nazwiska, zaczął pisać w najbardziej prestiżowych gazetach.

W Polsce dziwiono się, dlaczego człowiek o takiej pozycji, deklarujący polskie korzenie, niezbyt wiele zrobił dla popularyzowania polskich autorów (choć przyczynił się do nagród Nobla dla Miłosza i Szymborskiej, będąc jedynym ekspertem zdolnym czytać ich wiersze w oryginale). „Reich-Ranicki przyczynił się do rozpropagowania w Niemczech m.in. książki Andrzeja Szczypiorskiego Piękna pani Seidenmann. Książka stała się w Niemczech bestsellerem. Powieść ta wzbudziła w Polsce kontrowersje, ponieważ przełamywała utarty schemat oprawcy i ofiary, przedstawiając postać przyzwoitego niemieckiego żołnierza, chciwego Polaka ograbiającego prześladowanych Żydów i zdradzającego nawet własnych rodaków”. „Piętnował w swoich wypowiedziach i publikacjach wady Polaków, krytykował też działalność Kościoła katolickiego. Opowiadał się za pojednaniem i zbliżeniem polsko-żydowskim, stał na czele Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Izraelskiej”. „Szczypiorski został pozyskany na tajnego współpracownika w latach pięćdziesiątych. Przyjął kryptonim „Mirek”. Niemal cała jego bliższa i dalsza rodzina miała od dawna silne związki z UB. W latach sześćdziesiątych Szczypiorski był aktywnym publicystą głoszącym ideały PZPR. Dopiero w latach 70. zaczął odgrywać rolę jednego ze sztandarowych opozycjonistów, a w latach 1989–1991 pełnił urząd senatora z ramienia UD” (Wikipedia).

Szczypiorski prawdopodobnie był przygotowywany do nagrody Nobla – świadczy o tym ogromna ilość tłumaczeń i nagród „wstępnych”, ale przedwczesna śmierć autora uchroniła nas przed kolejnym „polskim Noblem”.

Warto wiedzieć, że pisarz w 1981 roku był internowany w luksusowym ośrodku wypoczynkowym w Jaworzu – miejscu, w którym uwiarygodniano całą ekipę przeznaczoną do objęcia władzy po „upadku komuny”. W oddalonym o 5 km hotelu dla kadry wojskowej w Głębokiem był jeszcze jeden ośrodek internowania. Przetrzymywano tam inną ekipę – najwyższych funkcjonariuszy partyjnych PRL z E. Gierkiem na czele – którą właśnie odwołano. Ciekawostką może być informacja, że pani Gierkowa, przylatując z Warszawy helikopterem w odwiedziny, „podwoziła” przy okazji panią Szczypiorską – żonę „opozycjonisty”…

O kooperacji krytyka Ranickiego z pisarzem Szczypiorskim tak pisze W. Łysiak: „Słynny pisarz, głosiciel prawd moralnych, wielki nauczyciel narodu stał się niezwykle cenionym publicystą, autorytetem moralnym i intelektualnym w Polsce lat 90. Dlaczego akurat Niemcy byli tak zainteresowani wszystkim, co Szczypiorski pisze i gada? Dlatego, że o ile „Salonowi” Michnikowskiemu nie udało się wypromować Szczypiorskiego na całym świecie jako geniusza współczesnej literatury (przeszkodziła temu rażąco licha jakość tej pisaniny), o tyle w Austrii i w Niemczech się udało. Kogo spośród cudzoziemskich autorów tłumaczyło się, wydawało i reklamowało w Austrii i w Niemczech – decydował przez kilkadziesiąt lat tamtejszy legendarny M. Reich-Ranicki. Świat XX wieku nie znał drugiego tytana, który jednoosobowo decydowałby o karierach literackich w całym obszarze jednego spośród czterech głównych języków globu. U schyłku XX stulecia wyszło na jaw, że od 1945 r. ten polsko-niemiecki Żyd był oficerem bezpieki komunistycznej (najpierw NKWD, później UB, wreszcie Stasi). To on wprowadził kolegę, TW Mirka, na niemieckojęzyczne salony literackie, to on wmówił Niemcom i Austriakom, że Szczypiorski jest wirtuozem współczesnej literatury i to on uczynił tam pewną kiepską literacko książkę Szczypiorskiego arcydziełem prozatorskim XX wieku”.

Mrówcza praca Reicha-Ranickiego nad społeczeństwem niemieckim przyniosła widoczne owoce w postaci ekspansji lewicowości („od ostatnich wyborów polityczne preferencje Niemców przesunęły się o 7 pkt. procentowych w lewo”), ale my powinniśmy wystawić Ranickiemu mały pomniczek za wychowanie 90 mln Niemców na zniewieściałych pacyfistów.

Nagroda Nobla ani żadna inna nie była potrzebna Jerzemu Kosińskiemu, który jako „dziecko Holokaustu” i emigrant z komunistycznego kraju opublikował w 1965 roku Malowanego Ptaka – pierwszą antypolską książkę po II wojnie światowej. Książka opisuje dramatyczne dzieje 6-letniego żydowskiego chłopca tułającego się po wsiach wśród wrogiej i prymitywnej ludności. Tylko pojawiający się Niemcy mają ludzkie cechy. Dziecko doświadcza przemocy i jest świadkiem przerażających scen (wydłubywanie oczu łyżeczką, sodomia dziewczyny z kozłem itp.) Kosiński niedwuznacznie sugerował, że ta epatująca sadyzmem i pornografią książka ma elementy autobiograficzne.

Okazało się, że właśnie takiej literatury potrzebuje Ameryka. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla Elie Wiesel uznał, że dzieło jest wybitne i ta rekomendacja uruchomiła oszałamiającą karierę Kosińskiego. Z dnia na dzień stał się celebrytą i ulubieńcem amerykańskich salonów, wykładał na uniwersytetach, przyjaźnił się z politykami i został prezesem amerykańskiego PEN Clubu. Założył coś w rodzaju przedsiębiorstwa literackiego, w którym zatrudnieni przez niego „ghost writerzy” pisali mu książki, które tłumaczone na 20 języków rozchodziły się w milionach egzemplarzy na cały świat.

W końcu okazało się, że jego życiorys nie ma nic wspólnego z tym opisanym w książce, powieści są plagiatami (m. in. z Dołęgi-Mostowicza), Malowanego ptaka ktoś mu napisał (Kosiński wtedy słabo znał angielski), a piszący „murzyni” się zbuntowali i zażądali podwyżek.

Jego upadek był równie spektakularny jak kariera – jako kłamcę i plagiatora usunięto go z PEN Clubu, a Kosiński popełnił samobójstwo. Pomimo że jest to postać doszczętnie skompromitowana, teatry w Poznaniu i Warszawie wystawiają Malowanego Ptaka, a film oparty na tej kłamliwej historii właśnie kandyduje do Oskara. Byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby nie wygrał.

W przeciwieństwie do Kosińskiego, inni pisarze potrzebują jednak wieloletniego promowania, żeby zaistnieć. Dawno skończyły się czasy, gdy pisarz napisał genialne dzieło i dostawał Nobla. Dziś na sukces pracuje cały kolektyw, niczym w rajdach formuły 1. Pisarz musi otrzymać szereg nagród „pomniejszych” (zaczynając od Michnikowej Nike), uzyskać życzliwość recenzentów, odbyć spotkania zagraniczne (najlepiej w Teatrze Odeon w Paryżu w towarzystwie pani Very Michalski-Hoffmann, dyrektorki wydawnictwa Noir sur Blanc) i musi mieć tłumaczenia na języki „cywilizowane”. Dzięki temu, że uczynny Instytut Książki przetłumaczył dzieła Olgi Tokarczuk na 25 języków (w ramach promocji kultury polskiej), dziennik „Le Parisien” mógł poinformować, że powieści Tokarczuk zostały przetłumaczone na 25 języków i napisać: „Olga Tokarczuk to pisarka, która nie waha się angażować w życie społeczne i wypowiadać publicznie sądów nie zawsze popularnych. Zabierała głos w sprawie uchodźców i praw mniejszości”. Wszystkie doniesienia medialne wspominają też jej zaangażowanie w ekologię i krytycyzm wobec rządu polskiego.

Poglądy noblistki są jednak pospolite i przewidywalne – mieszczą się w „pakiecie podstawowym” zestawu, w jaki wyposażeni są wszyscy czytelnicy „Gazety Wyborczej” (choć potrafiła też zaskoczyć mówiąc o niewolnikach i polskich koloniach).

Czy na werdykt noblowski wpływają względy artystyczne, czy ideologiczno-polityczne, zwłaszcza teraz, gdy wprowadzono parytety płci? Wielu ludzi, podobnie jak red. Żakowski, wiązało nadzieje z wpływem nagrody na werdykt wyborczy Polaków. Czy jurorzy też mieli taką nadzieję, typując Tokarczuk do nagrody na rok 2018 – przed maratonem wyborczym w Polsce?

Choć wokół literackiego nobla afery i przecieki zdarzały się od lat (np. przy nagrodzie Szymborskiej), jednak co musiało się zdarzyć ostatnio w Akademii, że aż trzeba było usunąć siedmioro spośród 18 dożywotnio wybranych członków, aby móc wydać komunikat, że w dostojnej instytucji „nie ma już przestępców”? Czy wyniki wyborów w Polsce byłyby inne, gdyby skandal korupcyjno-obyczajowy nie zmusił Akademii do odroczenia werdyktu o rok?

Wygłaszający laudację na wręczeniu nagrody Oldze Tokarczuk Per Waesterberg wspomniał o polskim antysemityzmie i kolonializmie (o tym musiał się dowiedzieć od samej laureatki), a także nadmienił, że z podtekstu Ksiąg Jakubowych przebija żydowskie pochodzenie autorki, która „nie ucieka od niewygodnej prawdy, nawet pod groźbą śmierci” (?).

Literaturoznawca mógłby zrobić doktorat, analizując galerię postaci zaludniających utwory naszych pisarzy.

Wśród bohaterów nigdy nie ma Żyda – „szwarccharakteru”. Żyd jest mistycyzujący i zdolny do pogłębionej refleksji. Polak prymitywny i zdradliwy, Niemiec kulturalny, a Rosjanin nieco dziki, ale „dusza-człowiek”, choć czasem strzeli w potylicę.

Chyba nieczęsto można spotkać bohatera pozytywnego – Polaka. Szkoda, że nasi czołowi literaci nie mają więcej empatii wobec ludzi, wśród których przyszło im żyć.

Czesław Miłosz uważający się za „Bałta” (a nie Polaka) był uwięziony w języku polskim jako medium swojej literackiej ekspresji. Olga Tokarczuk, będąc pisarką polską, czuje się przede wszystkim Europejką i Dolnoślązaczką (?). Gretkowska musi pisać dla ludzi o ciasnych, słowiańskich czaszkach, Nurowskiej przyszło żyć w kraju, którego nienawidzi. Nasuwa się pytanie – czy najbardziej utalentowani są ludzie, którzy nie do końca utożsamiają się z Polakami? Czy może istniejące mechanizmy promocyjne ułatwiają karierę właśnie takim ludziom? Mecenas może ułatwić karierę, ale ma swoje oczekiwania od pisarza – usługodawcy.

Zagraniczni literaci są w bardziej komfortowej sytuacji – nikt nie oczekuje, żeby Orpan Pamuk rozprawiał się z tureckimi mitami narodowymi czy Khaled Hosseini piętnował afgańskie wady narodowe. A polski pisarz musi.

Zły los zmusił światłych polskich pisarzy do życia wśród krnąbrnych i prymitywnych ludzi, którzy wyznają najgorszą z możliwych religię, zjadają zwierzęta, biją żony, palą w kopciuchach węglem i wybrali sobie populistyczny, łamiący konstytucję rząd.

Nie jest łatwo być polskim pisarzem.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Nobel na służbie” znajduje się na ss. 6 i 7 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jana Martiniego pt. „Nobel na służbie” na s. 6 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W Galilei pastelowo i cicho, w Jerozolimie spokój, żadnych tłumów ani napięcia. Pielgrzymi i turyści mile widziani…

Daktyle o tej porze roku nie dojrzewają, za to na ziemi leżało mnóstwo pomarańczy i grejpfrutów, zupełnie jak nasze jabłka, których nikomu nie chce się podnieść, kiedy drzewa zbyt obficie owocują.

Magdalena Słoniowska

Zdjęcia Andrzej Słoniowski

Pierwszy raz byłam w Ziemi Świętej w roku 2012, na początku września.

Zapamiętałam spokój i pastelowy koloryt Galilei, piękno i bezmiar Jeziora Genezaret, widocznego z okna pokoju, w którym mieszkaliśmy, i tak małą liczbę turystów, że wszędzie można było pomodlić się i rozejrzeć bez pośpiechu, poczuć klimat miejsc, które łatwo w tych warunkach uznać za niezmienione od czasów Chrystusa.

I mogliśmy zbierać z ziemi przepyszne daktyle spod palm obok miejsca, w którym zmartwychwstały Chrystus czekał na Apostołów wracających z połowu ryb. Do dziś pamiętam też zieleń, ciszę i majestat Hermonu przy źródłach Jordanu, a także olśniewające bugenwille we wszystkich kolorach w Dekapolu, w miejscu uzdrowienia opętanego.

Bazylika Zwiastowania w Nazarecie

Judeę natomiast zapamiętałam jako tłok, ścisk, pośpiech. (…) Mnich prawosławny przepędził nas przez Grób Pański, pozwalając zaledwie przyklęknąć przy płycie, stojąc nam nad głowami i poganiając głośno przez cały czas, wpuszczając poza kolejką swoich współwyznawców, którym pozwalał pomodlić się przy Grobie dłużej. Eucharystię sprawowaliśmy w części bazyliki należącej do Franciszkanów, ale otwartej na resztę kościoła; było jak na ruchliwej ulicy. Na Golgocie inny mnich pilnował, żebyśmy nie modlili się za głośno i oczywiście w miejscu Krzyża wolno było tylko przyklęknąć i biec dalej. Podczas Drogi Krzyżowej przemykaliśmy się uliczkami Starego Miasta, żeby broń Boże nie narazić się wyznawcom innych religii.  (…) Ale to wszystko było osiem lat temu. Teraz naszą pielgrzymkę rozpoczynaliśmy w zupełnie innych okolicznościach. 17 stycznia, w pełni zimy, czyli pory deszczowej, lecieliśmy do Tel Awiwu, a potem od razu w autokar – i do Galilei. (…)

W Nazarecie oczywiście podążyliśmy do Bazyliki Zwiastowania. Niespodzianka! Mieliśmy do dyspozycji całą przestrzeń przed Domkiem Maryi, gdzie mogliśmy pomodlić się po wysłuchaniu fragmentu Ewangelii wg św. Łukasza – a jakże, o Zwiastowaniu! Bardzo mocno usłyszałam słowa: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego” i przypomniałam sobie wszystkie niemożliwe rzeczy, jakie Bóg zrealizował w moim życiu. A po nich: „Niech mi się stanie według twego słowa” –  co dla mnie nieraz było trudniejsze niż uwierzyć w niemożliwe.

(…) Otaczała nas zdumiewająco bujna roślinność, którą w naszym klimacie znamy świetnie – ale jako miniaturki w doniczkach.

Za figurą św. Józefa z pergoli zwieszała się hoja. Obok rosło kilka wielkich, chyba pięciometrowych krzaków, które rozpoznałam jako gwiazdy betlejemskie. Parę metrów dalej – dwa potężne fikusy beniaminki, które w naszych warunkach czasem udaje się doprowadzić do stanu mikrego drzewka. A tuż przy wejściu do kościoła św. Józefa – przepiękny, imponujący fikus-olbrzym. Wygląda, jakby stał tam od dwóch tysięcy lat. (…)

Sanktuarium Przenajświętszego Sakramentu w Domus Galilaeae na Górze Błogosławieństw

Z Nazaretu ruszyliśmy na Górę Błogosławieństw, do Domus Galileae. Jest to ośrodek wybudowany ze składek ofiarodawców z całego świata. Jego piękno trudno opisać. Zaprojektował go Kiko Argüello, inicjator Drogi Neokatechumenalnej. Domus jest własnością Watykanu, a stoi na terenie, który należy do zakonu Franciszkanów. Jest to centrum spotkań i modlitwy. Przyjeżdżają do niego na kilkudniowe spotkania i modlitwę wspólnoty z całego świata, kapłani, biskupi, a nawet Żydzi odwiedzający ziemię przodków, którzy twierdzą, że tutaj realizuje się prawdziwe pojednanie chrześcijan i Żydów. W budynku mającym 6 poziomów i usytuowanym na zboczu góry znajduje się kaplica i – na tarasie od strony Jeziora Genezaret – niezwykłej piękności sanktuarium Przenajświętszego Sakramentu, z olśniewającą rzeźbą Chrystusa i dwunastu Apostołów. W sanktuarium odbywa się nieustanna adoracja, do której mogą włączyć się pielgrzymi. (…)

Pozostałość starożytnego terebintu na Górze Błogosławieństw

Miejsce ma ciekawą historię. Wszystkim chrześcijanom wiadomo, że tutaj Chrystus wygłosił Kazanie na Górze. Św. Karol de Foucauld (1858-1916), który żył jako pustelnik wśród muzułmańskich Beduinów, dowiedział się, że to właśnie miejsce blisko szczytu, gdzie rosły trzy drzewa: dąb, terebint i oliwka, od zamierzchłych czasów uważane było za święte przez zamieszkujące te tereny plemiona. Jeszcze osiem lat temu mieliśmy okazję oglądać starożytny terebint, który niestety w zeszłym roku trzeba było ściąć. Pozostał po nim spróchniały pień, ale zasadzono obok trzy nowe drzewka tych właśnie gatunków. Są więc podstawy, by przypuszczać, że Chrystus wybrał to właśnie miejsce na wygłoszenie Kazania. (…)

Wyprawiliśmy się też do Kany Galilejskiej, gdzie przyjął nas w swoim kościółku proboszcz greckokatolicki, rodowity Palestyńczyk z pobliskiej wsi, pochodzący z rodziny wysiedlonej podstępnie z własnego domu przez władze izraelskie, jak wiele tysięcy innych miejscowych Palestyńczyków. Jego rodzina wróciła, jednak nie do swojego gospodarstwa, które już zostało zrównane z ziemią, ale do sąsiedniej wsi. On sam kształcił się m.in. we Francji, uzyskał doktorat i postanowił wrócić jako duszpasterz do ojczyzny. Odbudowuje teraz malutki kościółek greckokatolicki. W ramach zdobywania funduszy na ten cel sprzedaje pakiety z czterema buteleczkami wina z Kany Galilejskiej. Oczywiście nabyliśmy je wszyscy.

Takie pakiety można kupić we wszystkich sklepach w Galilei – piszę to dlatego, żeby Czytelnicy nie myśleli, że ksiądz miał złe intencje lub że był producentem tego napitku. Wszyscy bowiem znajomi wracający do Polski z winem z Kany twierdzili, że wino z tego właśnie miasta jest okropne. Nie mieliśmy wielkiej nadziei na coś szczególnego; kupowaliśmy raczej z myślą o wsparciu chrześcijańskiej parafii; i dobrze. Doświadczenia naszych poprzedników potwierdziły się.

To najgorsze wino, jakiego w życiu próbowałam. Zastanawiam się, czy produkują je niechrześcijanie po to, żeby dowieść, że cud w Kanie nie miał miejsca, czy przeciwnie – chrześcijanie, po to, żebyśmy mieli okazję liczyć na następny? Ale to było jedyne miejsce, w którym wino okazało się kiepskie. (…)

Jechaliśmy do Jerozolimy, obserwując po drodze, jak zmienia się krajobraz w miarę zbliżania się do Judei. Galilea jest, jak już wspomniałam, pastelowa, szaro-zielona. Jej wzgórza pokrywają kamienie – jakby rozsypane przez olbrzyma. Żyzna gleba to raczej nie w górach. Tam spod głazów i drobniejszych kamieni, które wydają się wychodzić nieustannie spod ziemi, wyrywa się ze wszystkich sił trawa i wszelka inna zieleń; miejscami migają kępy liści tulipanów, które już pewnie teraz kwitną. Dość przerażająco wyglądają wyschnięte, wszechobecne, bardzo wysokie i gęste osty, których kolce można dostrzec nawet z okien autokaru. Nietrudno sobie wyobrazić, o czym mówił Jezus w przypowieści o sianiu na skale i między cierniami. (…)

Tabgha nad Jeziorem Galilejskim

Rolnictwo jest czwartym ze źródeł dochodów skarbu państwa izraelskiego (pierwsze to handel diamentami). A turystyka jest dopiero na piątym miejscu. Czy raczej aż na piątym, sądząc po widokach obserwowanych z okien autokaru. To państwo w miejscach zamieszkanych jest jednym wielkim śmietnikiem. Wszystko poza murami domów to strefa przeznaczona na odpadki. W Galilei jest stosunkowo czysto, bo miejscowości jest niewiele, ale i Nazaret w miejscach nieturystycznych to są domy poprzedzielane śmietniskami: gruz, resztki roślinne, opakowania, złom, plastik. Cała gama tego, co my segregujemy i jeszcze płacimy, żeby to nam wywieziono spod domu – tam poniewiera się w miejscach, gdzie komuś wygodnie było to pozostawić. (…)

Po drodze minęło nas kilka Merkab. Niestety, nie były to biblijne wozy ogniste, ale osławione izraelskie czołgi, wiezione na lawetach.

Minęliśmy też jakiś zardzewiały, porzucony przy drodze. Widzieliśmy trochę zasieków, które pozostawiono na nierozminowanych po dawnej wojnie terenach. I to tyle, jeśli chodzi o pogotowie militarne czy inne objawy zagrożenia w Izraelu. (…)

Cieszyłam się bardzo, że rozczarowania, jakie przeżyłam podczas poprzedniego pobytu, znikają jedno po drugim. Teraz podobało mi się wszystko (oprócz śmietników), nawet pogoda mi nie przeszkadzała. I już mieliśmy wejść do Grobu, kiedy pojawił się mnich prawosławny – czyżby ten sam, co osiem lat temu? Zaczął burczeć, że za długo się zatrzymujemy, żeby przechodzić… No tak – spojrzeliśmy na siebie z mężem – znowu mamy pecha. Mnich wygarnął z Grobu te kilka osób, które na szczęście zdążyły już się tam pomodlić, po czym odsunął naszego księdza, który miał wejść z nami, i wszedł sam. Ukląkł, po jakichś piętnastu sekundach wstał i burknął: – Można wchodzić! I poszedł sobie! A my weszliśmy. Mogłam na chwilę przytulić się do najważniejszego na świecie kamienia.

Kaplica Grobu Adama pod Golgotą

Byliśmy jeszcze na Golgocie, skąd też nas nikt nie przegonił i gdzie również miałam czas pochylić się z wdzięcznością nad miejscem, w które wbity był Krzyż, a pod nim znajduje się powstałe w chwili śmierci Chrystusa pęknięcie w skale, sięgające ponoć do miejsca grobu Adama. Może to i legenda, ale o bardzo głębokiej wymowie. (…)

Zabraliśmy z Góry Oliwnej na pamiątkę szyszki i oliwkę. Smak surowej oliwki okazał się obrzydliwy, ale mam nadzieję, że roślinka wyrośnie mi z pestki w doniczce.

Cały artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „A miało być tak strasznie…” znajduje się na ss. 10 i 11 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Magdaleny Słoniowskiej pt. „A miało być tak strasznie…” na ss. 10 i 11 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O co walczą sędziowie? Jednego możemy być pewni – nie jest to walka w obronie „zagrożonej” demokracji

Nie walczą wyłącznie o własne wpływy i przywileje – walczą w imieniu wszystkich beneficjentów „transformacji ustrojowej” dokonanej na ziemiach polskich przez Armię Czerwoną po 1945 roku.

Jan Martini

Zazwyczaj walka niesie ze sobą ryzyko, ale sędziowie niczym nie ryzykują, wiedząc, że są bezkarni. Samopoczucie sędziów najlepiej ilustruje krążące w internecie zdjęcie uśmiechniętego sędziego Żurka pokazującego Polakom „faka”. Zdaniem prominentnego polityka opozycji, takie „umocowanie” sędziów wynika wprost z umowy okrągłostołowej, która jest „wiecznie żywa” niczym idee Lenina. (…)

Wielu z nas długo wierzyło, że w 1989 roku uzyskaliśmy suwerenność i jesteśmy już „u siebie i na swoim”. Nie wiedzieliśmy, że mamy status państwa buforowego (co było warunkiem zjednoczenia Niemiec), a na przemiany w Polsce zgodę musiało wydać kilku wielkich graczy, gwarantując sobie jednak zabezpieczenie swoich interesów. To dlatego w III RP niemal wszystkie ekipy rządzące były mniej lub więcej kompradorskie, tj. takie, które musiały dbać przede wszystkim o interesy patronów zewnętrznych. Dopiero ekipa PiS zadbała o interesy Polaków, przekierowując sporo pieniędzy na „rynek wewnętrzny”, co oczywiście nie podobało się naszym partnerom z bliższej i dalszej zagranicy. Na straży interesów tych partnerów pozostawiono komunistyczne sądownictwo (przeprowadzone suchą stopą przez sędziego Strzembosza) i przewerbowane w całości przez Amerykanów SB. (…)

Cały, praktycznie nietknięty aparat represji PRL pozostał na straży interesów patronów zewnętrznych i beneficjentów przemian – okopanych w miastach elit III RP.

Ten aparat jest niezwykle lojalny względem „swoich”, dlatego praktycznie nie było możliwości skazania nawet najbardziej odrażających komunistycznych zbrodniarzy. Dobrym przykładem może być historia sadystycznego oprawcy rotmistrza Pileckiego – Eugeniusza Chimczaka, o życiorysie typowym dla funkcjonariusza komunistycznego aparatu represji. Z powodu swoich wojennych kontaktów z gestapo i UPA musiał wykazać się gorliwością w służbie komunistom, dlatego już w 1946 roku otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi. Jako oficer aparatu bezpieczeństwa pułkownik Chimczak odszedł ze służby w 1984 roku i przez 30 lat pobierał wysoką emeryturę. W 1996 roku został wprawdzie skazany na 7,5 roku więzienia, nie odbył jednak ani jednego dnia kary, ze względu na „zły stan zdrowia”, a w kiepskim zdrowiu żył jeszcze 16 lat. (…)

Nasi miłujący praworządność sędziowie żywiołowo odżegnują się od komunizmu, a dyżurnym argumentem, że nie można ich identyfikować z komuną, jest niski przeciętny wiek sędziów („byli dziećmi podczas stanu wojennego”). Jednak nawet ktoś, kto był niewinnym pacholęciem w tych czasach, należy do środowiska wyrosłego z komunizmu, dlatego z dużą dozą prawdopodobieństwa można określić, kim był i czym się zajmował tata czy dziaduś wielu protestujących sędziów. Bardzo często byli to koledzy Chimczaka.

Niejeden młody sędzia o nienagannych manierach i czytający „Wysokie Obcasy” mentalnie należy do świata azjatycko-sowieckiego, z jego pogardą do swołoczy, czyli „maluczkich”, i uniżonością wobec „moguczych”.

Integralną częścią wschodniej mentalności jest także „blatność”. Sędziowie, z którymi „idzie załatwić”, są wysoko cenieni w środowiskach przestępczych. Ten rodzaj elektoratu z pewnością popiera „niezależnych sędziów”.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „O co walczą sędziowie?” znajduje się na s. 1 i 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Jana Martiniego pt. „O co walczą sędziowie?” na s. 1 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zwiększamy import węgla z tej samej Rosji, której prezydent obraża Polskę i Polaków, fałszując historię

Polska ma swój węgiel. Gdzie honor, dbałość o nasze interesy i bezpieczeństwo energetyczne? Co z przyzwoitością? Mamy dalej napędzać gospodarkę Rosji i napychać kieszenie rosyjskich oligarchów?

Stanisław Florian

Zanim wznowiono negocjacje 9 stycznia, organizacje oddziałowe WZZ „Sierpień 80” działające w należącej do PGG kopalni zespolonej KWK „ROW” (Ruch „Jankowice”, Ruch „Chwałowice”, Ruch „Rydułtowy” i Ruch „Marcel”) zwróciły się do premiera Morawieckiego z oświadczeniem: „Kopalnie uginają się pod zwałami węgla. Górnicy na postojowym zablokują tory”. Domagali się w nim od premiera i wicepremiera – ministra aktywów państwowych Jacka Sasina – „natychmiastowych działań w związku z katastrofalną sytuacją zespolonej Kopalni Węgla Kamiennego „ROW”. (…) wkrótce wydobycie na tychże kopalniach trzeba będzie zatrzymać, a górników odesłać na przymusowe postojowe. Sytuacja budzi słuszne niepokoje wśród załóg górniczych, które gotowe są blokować przejścia graniczne, aby chronić swoje miejsca pracy i nie dopuścić do masowego importu obcego węgla, głównie z Rosji. (…)

Import węgla do Polski rośnie osiąga rekordowe rozmiary. Polskie elektrownie odmawiają realizacji kontraktów na podpisane dostawy z polskich spółek węglowych, bo coraz częściej korzystają z importu.

Przynajmniej jedna spółka kontrolowana przez Skarb Państwa zajmuje się sprowadzaniem i przetwarzaniem rosyjskiego węgla.

Przypominamy, że 7 stycznia br. Komisja Krajowa WZZ „Sierpień 80” zwróciła się do Pana Premiera z wnioskiem o informację, które spółki zależne od Skarbu Państwa, ile i na jakie potrzeby zaimportowały w ostatnich dwóch latach zagranicznego węgla, głównie z Rosji. Tej samej Rosji, od której chcemy uniezależnić import gazu, lecz ochoczo zwiększamy import węgla. Tej samej Rosji, której prezydent obraża Polskę i Polaków, fałszując historię. Jak to się ma do Polskiej Racji Stanu? Polska ma swój węgiel. Gdzie honor, dbałość o nasze interesy i troska o bezpieczeństwo energetyczne? Co z przyzwoitością? Mamy dalej napędzać gospodarkę Rosji i napychać kieszenie rosyjskich oligarchów, do których płyną zyski z importu węgla do Polski?

Ekspansja rosyjskiego możliwa jest przez to, że jest on powszechnie dotowany. Rosji nie wiążą bowiem tu żadne restrykcje Unii Europejskiej.

Władimir Putin może sobie dotować surowiec, jak tylko chce i jak tylko wymaga tego interes jego i powiązanych z Kremlem oligarchów rosyjskich. Węgiel ten nie jest obciążony szaleńczą polityką klimatyczną UE, która to wykańcza polskie kopalnie. Unia Europejska rządzona jest przez sabotażystów i pożytecznych idiotów, którzy ze wszystkich sił krzyczą o konieczności neutralności klimatycznej i wyeliminowania górnictwa węglowego i hutnictwa w swoich państwach członkowskich, a którzy milczą, gdy obcy surowiec sprowadzany jest na masową skalę z Federacji Rosyjskiej. Jaki to „Zielony Ład”? To zdradziecki ład według Putina! Ład pisany na Kremlu i podyktowany eurobiurokratom z Brukseli”.

Górnicy z KWK „ROW” przypomnieli premierowi , że podjęcie w tej sprawie szczególnych działań jest jego podwójną powinnością: „zarówno jako Prezesa Rady Ministrów, jak i posła na Sejm RP ze Śląska. (…)

Z nieoficjalnych wypowiedzi wynika, że problem z importem węgla z Rosji gwałtownie podgrzewa nastroje wśród protestujących górników. Jeden ze związków zwrócił się do premiera Morawieckiego już po podpisaniu komunikatu Sztabu Protestacyjno-Strajkowego z pismem, w którym zarzuca, że sprowadzany z Rosji węgiel jest pozyskiwany w okupowanym Donbasie. Jest to wystarczający powód do wycofania się zawartych z nią umów, ponieważ – jak wykazało śledztwo dziennikarskie „Dziennika Gazeta Prawna” – Rosja jako okupant bezprawnie wykorzystuje zasoby ukraińskiego Donbasu. Węgiel dostaje sfałszowane certyfikaty pochodzenia i jest wwożony do Polski quasi-legalnie na rosyjskich papierach, bo Rosjanie traktują go jako „legalny” import z Ukrainy, jako że firma, która go wywozi z Donbasu, jest formalnie zarejestrowana w Kijowie. Dzieje się tak, mimo że Ukraina uznaje to za przemyt, bo nie ma kontroli nad przepływami przez granicę ani eksportem z Ługańska.

Na dodatek rosyjski węgiel nie spełnia europejskich norm spalania, zawiera zbyt wysokie ilości siarki… Najgorsze w tym jest to, że w procederze sprowadzania go do Polski uczestniczą spółki powiązane ze Skarbem Państwa, a zarabiają na tym – kosztem zwałów na kopalniach i groźby utraty pracy lub zarobków polskich górników ze Śląska – rosyjscy, ale i polscy oligarchowie.

Przedstawiciel „Sierpnia 80”, Rafał Jedwabny, zwracał przy tym uwagę, że – wbrew oświadczeniom zarządu Grupy Tauron – węgiel jest do elektrociepłowni przywożony z Gdyni i na pewno nie jest to nasz węgiel. Może pochodzić z Kolumbii czy Australii, ale raczej Węglokoks nie dokłada aż tyle do interesu, więc może to być też węgiel z Rosji.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Pogotowie strajkowe w PGG z blokadą węgla z Rosji w tle” znajduje się na s. 1 i 2 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Pogotowie strajkowe w PGG z blokadą węgla z Rosji w tle” na s. 1 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak konflikt ekonomiczny i społeczny między polskim dworem a wsią ruską stał się konfliktem narodowościowym

Potencjał demograficzny i ekonomiczny ludów Ukrainy musiał być łakomym kąskiem dla mocarstw zaborczych. Wszyscy chcieli ten potencjał skonsumować, zanim ukraiński demos sam zacznie decydować o sobie…

Stanisław Florian

Polityczno-partyjne przejawy kształtowania się społeczeństwa ukraińskiego na przełomie XIX i XX w. trzeba widzieć na tle rywalizacji Austro-Węgier Habsburgów i zjednoczonych przez Prusy Hohenzollernów Niemiec z głoszącym idee panslawistyczne rosyjskim imperium pseudo-Romanowów. Rywalizacja Austro-Węgier i Rosji pierwotnie dotyczyła Bałkanów, ale drugim obszarem konfliktu była podzielona w wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej Polskiej na część rosyjską i habsburską – Ukraina.

Poprzez włączenie Galicji do tzw. Przedlitawii owa habsburska cześć Ukrainy znalazła się w kręgu oddziaływania austriackiej koncepcji Europy Środkowej, czyli tzw. Mitteleuropy. Jak można przeczytać w Wikipedii, był to „polityczny program będący celem wojennym Niemiec podczas I wojny światowej, zakładający dominację Cesarstwa Niemieckiego nad Europą Środkową i jej eksploatację przez Niemcy, aneksję terytoriów zamieszkanych w większości przez ludność nieniemiecką oraz stopniową germanizację ludów podbitych. Koncepcja Mitteleuropy (jedności regionu środkowoeuropejskiego) powstała w XIX wieku w Austro-Węgrzech. Została wyrażona po raz pierwszy w 1848 przez austriackiego ministra Felixa zu Schwarzenberga”.

Habsburska wersja tej koncepcji zakładała w austriackiej Przedlitawii „pogłębienie i udoskonalenie systemu kompromisów wypracowywanych od roku 1867; system federacyjny, który miał przekształcić monarchię habsburską w »Stany Zjednoczone Naddunajskiej Europy Środkowej«. (…)

W kontraście do habsburskiej kształtowała się pruska wersja Mitteleuropy. „Narzuca się tutaj porównanie z wewnętrzną i intraeuropejską »kolonizacją« Rzeszy Niemieckiej. Paralelnie do swojej polityki kolonialnej, (…) Rzesza troszczy się, zwłaszcza od roku 1886, o germanizację swych wschodnich, polskich regionów. Głębokie przyczyny owej (…) kolonizacji wewnętrznej miały ekonomiczny i społeczny charakter: brak wystarczających możliwości zatrudnienia w rolnictwie spowodował ucieczkę ze wsi do dużych miast i na zachód Rzeszy (ale także emigrację za morze, do Ameryki Północnej), co pociągnęło za sobą regularny niż demograficzny w rolnych prowincjach wschodniej części Prus. Wśród chętnych do wyjazdu więcej było Niemców niż Polaków, w związku z czym liczba polskiej populacji na tle całkowitej populacji wschodnich terytoriów Rzeszy wzrastała, reakcją zaś na ten wzrost było podtrzymywanie działań sprzyjających »germanizacji ziemi«. (…)

W ramach kształtowania się owej pruskiej wersji Mitteleuropy należy rozpatrywać sytuację Ukrainy. Pierwsze sygnały zainteresowania Ukrainą popłynęły ze zjednoczonych przez Prusy „krwią i żelazem” Niemiec już pod koniec kanclerskich rządów Bismarcka. „W 1889 r. w berlińskim czasopiśmie »Die Gegenwart« pojawił się artykuł niemieckiego filozofa Eduarda von Hartmanna, prezentujący ideę oderwania od Rosji ziem ukraińskich i utworzenia z nich »Królestwa Kijowskiego«. (…)

Ziemie podległe Rosji stanowiły około 80% ukraińskich terenów etnicznych; mieszkało tu prawie 85% całej ludności ukraińskiej. Pod koniec ХIX w. Ukraińcy stanowili największą część ludności na Lewobrzeżu (95%), Prawobrzeżu (88%) i Ukrainie Słobodzkiej (85,9%), nieco mniej było ich na stepowej (południowej) Ukrainie (71,5%). W części austriackiej Ukraińcy stanowili około dwóch trzecich całej ludności Galicji i Zakarpacia oraz około trzech czwartych ludności Bukowiny”. Na rosyjskiej Ukrainie w 1897 r. żyło wówczas tylko 2,5 mln Rosjan (Y. Hrycak, jw., s. 26 i 304). Co znaczące, w „1897 r. Ukraińcy stanowili jedynie trzecią część mieszkańców miast. Ukraińscy chłopi (…) Woleli (…) wykorzystywać swe siły w rolnictwie. (…) Mimo to „udział Ukrainy w produkcji przemysłowej europejskiej części imperium rosyjskiego wzrósł ponad dwukrotnie – z 9,4% w 1854 r. do 21% w 1900 r. (…). Według niektórych wskaźników rozwój Ukrainy wyprzedzał rozwój gospodarczy centralnych guberni rosyjskich” (Y. Hrycak, jw., s. 78–79).

Dzięki wynikom spisu powszechnego z 1900 r. znamy też bardziej szczegółowo ówczesną strukturę narodowościową Galicji: a) Galicja Zachodnia: – mieszkańcy narodowości polskiej 95,3%, – wyznania rzymskokatolickiego – 88,5%, – wyznania mojżeszowego 7,7%, – narodowości ukraińskiej 3,1%, – narodowości niemieckiej 1,6%; b) Galicja Wschodnia: – mieszkańcy narodowości rusińskiej (ukraińskiej) 62,5%, – narodowości polskiej 33,9%, – wyznania rzymskokatolickiego 23,5%, – wyznania mojżeszowego 10,4% (z tego 2,4% podało narodowość niemiecką); – narodowości niemieckiej (w tym 2/3 Żydów) 3,6% (Kronika XX wieku, Warszawa 1991, s. 30).

(…) W habsburskiej Galicji rywalizacja mocarstw prowadziła do zadziwiających wolt politycznych. „W związku z rozwojem ukraińskiego ruchu narodowego, który (…) domagał się usunięcia Lachów za San i stawał się coraz bardziej lewicowo-populistyczny i (…) agresywny, część polskich ziemian-konserwatystów zaczęła tolerować, a nawet popierać ruch moskalofilski, dostrzegając w nim naturalnego sojusznika. Robili to głównie (…)”ze względu na jego konserwatywne zabarwienie społeczne. Podolaków bardziej niepokoił silniejszy i społecznie (…) radykalny ruch narodowców i nowo powstała partia radykalna”. (…)

Wydarzenia te należy widzieć w perspektywie ówczesnej gry wielkich mocarstw: 10 września 1900 r. brytyjski minister kolonii Joseph Chamberlain tak zdefiniował interesy Korony Brytyjskiej: „W naszym interesie leży, aby w Chinach i gdzie indziej Niemcy przeciwstawiały się Rosji. Naprawdę obawiamy się tylko jednego – zawarcia przez Rosję i Niemcy sojuszu, do którego bez wątpienia przystąpiłaby Francja. Najlepszą gwarancją naszego bezpieczeństwa byłby konflikt interesów niemieckich i rosyjskich (…). Musimy robić wszystko co w naszej mocy, aby powiększyć nieporozumienia między Niemcami a Rosją (…)”.

Doszło do umasowienia konfliktu rusińsko-polskiego w Galicji. „Decydujący był tu rok 1902 r. i postawa ugodowo nastawionych moskalofilów wobec strajków ruskiej ludności chłopskiej w Galicji Wschodniej, które swoim zasięgiem objęły dwadzieścia osiem powiatów, w tym Zbaraż, Tarnopol, Skałat, Trembowlę, Czortków, Buczacz i Zaleszczyki.

O ile w czerwcu 1902 r. pierwsze strajki wybuchały przeważnie spontanicznie i miały podłoże ekonomiczne, o tyle później coraz częściej były owocem agitacji radykałów i nacjonalistów ukraińskich (m.in. studentów ukraińskiego pochodzenia. Pod ich wpływem zaczęło dochodzić do »awantur strajkowych« i gwałtów, tłumnego oblegania dworów przez chłopów uzbrojonych w kije, napadów na sprowadzanych robotników, niszczenia zżętego zboża czy też grożenia pobiciem lub podpaleniem.

Doliczono się 440 aresztowanych rusińskich chłopów i agitatorów, z których 350 miało sprawy karne. Kiedy strajki nabrały politycznego charakteru, moskalofilska Ruska Rada stanęła po stronie polskich ziemian, uważając akcję strajkową za lekkomyślną i szkodliwą dla Rusinów. Wydała specjalną, stanowczą odezwę do chłopów‑Rusinów, w której potępiono strajki i określono je jako »szalbierczą robotę socjalistów rozmaitych odcieni«” („Gazeta Narodowa”, nr 196 z 4 sierpnia 1902 r., s. 1). Główna przyczyna strajków leżała w konflikcie ekonomicznym i społecznym między dworem polskim a wsią ruską, ale ukraińscy narodowcy i radykałowie starali się nadać im charakter konfliktu narodowościowego. Jednocześnie Rada wskazywała, że radykalizm społeczny ukraińskich stronnictw narodowych i lewicowych, powinien skłonić polityków polskich do współpracy z moskalofilami (A. Górski, Powikłane…, s. 189). (…)

W tym kontekście trzeba widzieć, że „liczne (…) delegacje ukraińskich działaczy nacjonalistycznych, trwające co najmniej od 1902 r., zaowocowały nawiązaniem stosunków dyplomatycznych pomiędzy ukraińskimi nacjonalistami a berlińskim MSZ”. (…) Czy za tym, że w 1902 r. Galicję Wschodnią ogarnął strajk chłopski, w którym wzięło udział około dwustu tysięcy chłopów – nie stały środki asygnowane na ukraiński ruch narodowy z Niemiec?

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy w ukraińskim ruchu narodowym na początku XX wieku” znajduje się na ss. 10 i 11 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy w ukraińskim ruchu narodowym na początku XX wieku” na s. 10 i 11 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wojna o sądy czy o demokrację? Kto wie, może zaśpiewamy kiedyś: Dał nam przykład Boris Johnson, jak prowadzić politykę?

W podobny sposób jak z Polską rządzoną przez PiS unijna „wierchuszka” próbuje walczyć z Orbanem. Nie przypadkiem i Węgrzy, i Polacy to narody o starej kulturze i tradycji walk o niepodległość.

Henryk Krzyżanowski

Na ten temat napisano już tysiące stron, więc przypomnę kilka oczywistości, dla wygody Czytelnika ponumerowanych.

1. Opozycja próbuje przedstawić wojnę o sądy w kategoriach walki dobra ze złem. Demoniczny PiS próbuje zniewolić dobrych i szlachetnych sędziów. Ale to obraz fałszywy, bo sędziowska góra walcząca o utrzymanie swojej władzy nad sądami mówi w istocie coś całkiem przeciwnego: To my, czyści i niezależni mędrcy, jesteśmy gwarantami sędziowskiej niezależności! Jeśli na nasze miejsce przyjdą nominaci obecnej władzy, zabraknie hamulca, a wtedy polscy sędziowie zaczną bez skrupułów wysługiwać się totalitarnej władzy. Myślę sobie: dziesięć tysięcy oportunistów w togach (tylu podobno mamy sędziów w Polsce) – ładna historia!

2. Opozycja rozumie praworządność nie jako rządy prawa, ale jako utrzymanie stanu dotychczasowego. Ma być tak jak było. Kropka. Prawa uchwalane przez legalną władzę z silnym mandatem od wyborców nie obowiązują, jeśli są z tym postulatem sprzeczne. Konstytucja nie obowiązuje, jeśli jest z tym postulatem sprzeczna. Bezwstydny udział sędziów w demonstracjach antyrządowych na ulicy, choć zakazany im konstytucyjnie, jest zatem nie tylko możliwy, ale wręcz godny pochwały.

3. Walka o sądy jest więc w istocie walką o obalenie władzy, która w ostatnich wyborach potwierdziła swój mandat do sprawowania samodzielnych rządów w Polsce. Opozycja bez żadnych zahamowań (a za to wbrew unijnym traktatom) wciąga do tej walki czynniki kierujące Unią Europejską.

4. Spór między Polską rządzoną przez PiS a unijną „wierchuszką” jest sporem ideologicznym między zwolennikami Unii jako związku wolnych państw a Unii rządzonej z Brukseli przez centralną biurokrację na czele z osobnikami takimi jak Timmermans, Barroso, Juncker czy (nasz?) Tusk.

W podobny sposób UE próbuje walczyć z Orbanem, którego demokratyczny mandat jest jeszcze silniejszy niż mandat Zjednoczonej Prawicy. Nie jest przypadkiem, że zarówno Węgrzy, jak i Polacy to narody o starej kulturze i tradycji walk o niepodległość od obcych mocarstw.

5. W Polsce dodatkowym czynnikiem ustawiającym nas w opozycji do unijnej biurokracji jest religia katolicka wyznawana przez znaczną część narodu.

6. Dotkliwym ciosem dla prestiżu brukselskich eurokratów jest brexit, którego początek właśnie oglądamy. Miejmy nadzieję, że ciosem nie ostatnim. Kto wie, może zaśpiewamy kiedyś: Dał nam przykład Boris Johnson, jak prowadzić politykę?

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wojna o sądy czy o demokrację?” znajduje się na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Wojna o sądy czy o demokrację?” na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zwraca uwagę niezdolność części środowisk sędziowskich do autorefleksji oraz determinacja w obronie status quo

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prez. L. Kaczyńskiego w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Łodzi, Katowicach, Lublinie, Gdańsku, Olsztynie i Toruniu ws. reformy wymiaru sprawiedliwości

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Łodzi, Katowicach, Lublinie, Gdańsku, Olsztynie i Toruniu
w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości

Poznań–Toruń, 29.01.2020

Akademickie Kluby Obywatelskie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z wielkim niepokojem obserwują kolejną eskalację sporu wokół reformy wymiaru sprawiedliwości.

W naszej ocenie obiektywna potrzeba reformy polskich sądów nie podlega dyskusji.

Lista bezspornych słabości wymiaru sprawiedliwości jest długa: od niezdolności do samooczyszczenia się środowiska sędziowskiego po 1989 r., przez tolerancję i obronę sędziów, którzy sprzeniewierzyli się rocie ślubowania sędziowskiego, popełniając czyny zabronione bądź dopuszczając się podważenia swej bezstronności, aż do otwartego opowiadania się po jednej ze stron politycznych sporów. Do tego dochodzą problemy instytucjonalne polskich sądów oraz niedoskonałości procedur cywilnych, karnych i administracyjnych, co łącznie prowadzi do wyobcowania sądów ze społeczeństwa, przedmiotowego traktowania obywateli, oraz olbrzymiej – nierzadko liczonej w latach – przewlekłości postępowań.

Negatywnie oceniamy działania sędziów, także Sądu Najwyższego, którzy w prowadzonych sporach dotyczących reformy sądownictwa przekraczają granice powierzonej im odpowiedzialności za sprawowanie wymiaru sprawiedliwości i wchodzą w obszary konstytucyjnie zarezerwowane dla władzy ustawodawczej, wykonawczej oraz innych organów władzy sądowniczej i ochrony prawa (w szczególności Trybunału Konstytucyjnego oraz Krajowej Rady Sądownictwa).

W ten sposób podważają porządek konstytucyjny i destabilizują system prawny. Zwracamy uwagę na niezdolność części środowisk sędziowskich do autorefleksji oraz determinację w obronie status quo w wymiarze sprawiedliwości, czego smutnym symbolem są portrety sędziów Sądu Najwyższego z okresu stalinowskiego wciąż wiszące w gmachu Sądu w Warszawie. Zgodnie z konstytucyjną zasadą równości w dostępie do funkcji publicznych stanowiska sędziowskie oraz awanse w ramach tego środowiska muszą być dostępne dla wszystkich polskich prawników, niezależnie od światopoglądu, pochodzenia, także wywodzących się z grup społecznie, rodzinnie i środowiskowo dotychczas nieuprzywilejowanych.

Wzywamy wszystkich uczestników potrzebnej dyskusji na temat stanu i reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce do wyłączenia z tej debaty przedstawicieli innych państw oraz organizacji międzynarodowych.

Takie działania, niezależnie od przyświecających im intencji, są i będą wykorzystywane do osłabiania pozycji Polski na arenie międzynarodowej, a szczególnie w Unii Europejskiej oraz w Radzie Europy. Takie interwencje godzą w polską suwerenność oraz niszczą polską wspólnotę, której odbudowa i umacnianie jest naszym obowiązkiem i zadaniem.

Akademickie Kluby Obywatelskie im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oczekują od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej szybkiego podpisania przesłanego przez Sejm RP tekstu  ustawy.

Oczekujemy od władz państwowych oraz Prawa i Sprawiedliwości, że:

– dzieło naprawy polskiego wymiaru sprawiedliwości zostanie szybko doprowadzone do końca;
– zostaną precyzyjnie określone ustawowe zasady powoływania naczelnych instytucji sądowych, ich wzajemnych relacji i kompetencji;
– władze Polski odrzucą wszelkie próby pozaprawnych i pozaumownych (z UE) ingerencji w polski system prawny, godzących w suwerenność i stawiających nasze państwo w roli członka UE gorszej kategorii;
– stanowczo i kompetentnie doprowadzą do oczyszczenia polskiej kadry sądowniczej wszystkich szczebli z osób niegodnych sprawowania tej funkcji w imieniu Rzeczypospolitej, w tym nieprzestrzegających apolityczności;
– w efekcie wymienionych zmian doprowadzą do zdecydowanej poprawy funkcjonowania sądów powszechnych na wszystkich poziomach, zwłaszcza orzekania zgodnego z prawem i zasadą równego traktowaniem stron, oraz poprawy terminowości i kultury w przebiegu procesów.

Szybkie i konsekwentne uzdrowienie polskiego wymiaru sprawiedliwości jest polską racją stanu, koniecznym warunkiem zaufania Polaków do swojego państwa oraz sprawnego funkcjonowania życia publicznego, w tym gospodarczego.

W imieniu Zarządów Klubów:

prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Przewodniczący AKO Poznań
prof. dr  hab. Bogusław Dopart – Przewodniczący AKO Kraków
prof. dr hab. inż. Artur Świergiel – Przewodniczący AKO Warszawa
prof. dr hab. Michał Seweryński – Przewodniczący AKO Łódź
prof. dr hab. inż. Bolesław Pochopień – Przewodniczący AKO Katowice
prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski – Przewodniczący AKO Gdańsk
prof. dr hab. Waldemar Paruch – Przewodniczący AKO Lublin
prof. dr hab. Małgorzata Suświłło – Przewodnicząca AKO Olsztyn
dr hab. Jacek Piszczek -–Przewodniczący AKO Toruń

Poparcie dla Oświadczenia można wyrazić podpisem na stronie  ako.poznan.pl

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich ws. reformy wymiaru sprawiedliwości znajduje się na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich ws. reformy wymiaru sprawiedliwości na s. 2 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Francuska inspekcja pracy za wszelką cenę próbuje udowodnić, że polskie firmy działają we Francji nielegalnie

Dyskryminacyjna, antyunijna retoryka wyborcza i praktyka polityczno-prawna łączy francuską klasę polityczną – od prawicowych populistów przez neoliberalne centrum po nacjonalistyczną „lewicę”.

Stanisław Florian

Od listopada 2019 r. francuscy inspektorzy pracy dostali od rządu, któremu inspekcja we Francji podlega, polecenie: rzućcie wszystko i skupcie się na kontroli firm z Polski.

– Jak donosi niezależny francuski portal Mediapart, około dwa tysiące kontrolerów z kraju nad Sekwaną zostało zmuszonych do porzucenia innych zadań, by zająć się firmami delegującymi pracowników. Artykuł informuje, że urzędnicy zostali zobligowani przez wytyczne Ministerstwa Pracy do tego, by tylko w dwóch ostatnich miesiącach 2019 roku przeprowadzić blisko 1300 interwencji, aby zrealizować polityczne cele rządu – mówi „Rzeczpospolitej” dr Marek Benio, wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy – stowarzyszenia, które skupia specjalistów zajmujących się delegowaniem pracowników w UE. (…) Co więcej – francuscy kontrahenci polskich przedsiębiorców są przez kontrolujących informowani, że współpraca z zagranicznymi firmami może być uznana za współudział w przestępstwie. (…)

Ta szowinistyczna nagonka ekonomiczna jest sprzeczna z fundamentalnymi zasadami, na których powstał projekt Unii Europejskiej: swobodnego przepływu ludzi, usług i kapitału, co zostało potwierdzone w Traktacie Unii. (…)

Jak obszernie wyjaśniała na łamach miesięcznika „Praca i Zabezpieczenie Społeczne” Agnieszka Wołoszyn, Zastępca Dyrektora Departamentu Prawa Pracy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, o zmianę dyrektywy 96/71/WE z 16 grudnia 1996 r. dotyczącą delegowania pracowników w ramach świadczenia usług „od 2016 r. zabiegały Francja, Niemcy, Austria, Belgia, Luksemburg, Królestwo Niderlandów i Szwecja. Wystosowały one w tej sprawie wspólne pismo ze swoimi postulatami, wskazując m.in. na konieczność wprowadzenia równego wynagrodzenia za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy. Odmienne stanowisko zajęły Polska, Bułgaria, Rumunia, Republika Czeska, Słowacja, Węgry, Litwa, Łotwa i Estonia, które także wystosowały w tej sprawie wspólne pismo. Wskazuje to na podziały, jakie problematyka ta wprowadza na arenie UE. Komisja Europejska zdecydowała się jednak przedstawić w dniu 8 marca 2016 r. projekt zmian do dyrektywy 96/71/WE. Po ponad dwuletnich negocjacjach doszło do przyjęcia dyrektywy zmieniającej dyrektywę 96/71/WE przy braku poparcia Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii, Litwy, Łotwy i Chorwacji (pierwsze dwa państwa sprzeciwiły się jej przyjęciu, pozostałe wstrzymały się od głosu). (…)

Delegowanie pracowników w ramach świadczenia usług występuje, co do zasady, gdy przedsiębiorstwa prowadzące działalność w danym państwie członkowskim w ramach świadczenia usług poza jego granicami delegują pracowników na terytorium innego państwa członkowskiego. (…)

Pomijając szczegółowe rozważania dotyczące wprowadzonych zmian, trzeba jasno odnotować, że (…) do 30 lipca 2020 r. nic nie powinno się zmienić dla przedsiębiorstw delegujących pracowników w kontekście przyjętych zmian do dyrektywy 96/71/WE. Państwa członkowskie powinny bowiem przyjąć i opublikować regulacje implementujące dyrektywę 2018/957 do 30 lipca 2020 r. Od tej daty powinny także je stosować”.

Oznacza to ni mniej, ni więcej, że wszelkie działania prezydenta Francji, rządu francuskiego, jego minister pracy, czy też podległej jej francuskiej inspekcji pracy podejmowane wobec firm polskich działających we Francji na rynku usług na podstawie nawet i zmienionych dzięki niedemokratycznemu przeforsowaniu zmian do dyrektywy 96/71/WE – niedemokratycznemu, bo nie uwzględniającemu interesów mniejszości – przepisów prawa francuskiego, aż do 30 lipca roku bieżącego są z mocy prawa nieważne i stanowią rażący przykład łamania prawa przez jedno z państw tzw. starej Unii w stosunku do państw-członków Unii, zwłaszcza z Europy Środkowo-Wschodniej. (…)

Działania francuskich władz wymuszające zarejestrowanie przedsiębiorstwa we Francji są niezgodne nie tylko z przepisami Unii Europejskiej, ale także sprzeczne z wyrokami Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE).

Jednak fakt, że w wyniku kontroli francuskiej inspekcji nie uda się potwierdzić polskiej firmie zarzutu trwałej działalności nawet nie w Trybunale Sprawiedliwości UE, ale przed francuskim sądem czy prokuratorem – a kontrole często kończą się zawiadomieniem prokuratora, który nie nadaje sprawom dalszego biegu – nie jest żadnym pocieszeniem. Nie chodzi bowiem o to, aby polską firmę wypchnąć z francuskiego rynku, bo są one tam bardzo potrzebne, ale działania inspekcji mają na celu „skłonienie”, czy raczej wymuszenie na firmie polskiej zarejestrowania siedziby na terenie Francji, żeby tam płaciła składki ubezpieczeniowe i podatki. Mechanizm tej mafijnej akcji państwa francuskiego jest oczywisty: im trudniej będzie polskim firmom delegować pracowników do Francji, tym większa będzie wśród nich pokusa, żeby tam założyć działalność i uwolnić się od ryzyka kar. Dlatego ten rozbójniczy proceder „francyzacji” – na wzór germanizacji i rusyfikacji – polskich firm we Francji jest najbardziej dolegliwy, a dla francuskich polityków najskuteczniejszy, jeżeli odstrasza od nich francuskich kontrahentów… (…)

Wygląda na to, że niszcząc w ten sposób najgłębsze fundamenty wspólnego rynku i Unii Europejskiej – podobnie jak wtedy, gdy ogłosił „śmierć NATO” – prezydent Macron, chcąc się włączyć do neokolonialnej gry Putina o odtworzenie kwartetu mocarstw pod batutą Rosji (Niemcy przez Gazprom, Turcja – przez rakiety i gazociąg południowy, a Francja przez rolę dekompozytora Unii Europejskiej), odgrywa na skalę ogólnoeuropejską rolę – jak to określił Stalin – użytecznego idioty.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Użyteczny idiota Putina kontra polskie firmy we Francji” znajduje się na ss. 14 i 15 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Użyteczny idiota Putina kontra polskie firmy we Francji” na ss. 14 i 15 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy będzie finalna umowa USA–Chiny? O różnicach między umową pierwszego etapu z ChRL a umową USA–Meksyk–Kanada

Zgodnie z przyjętą przez reżimowe władze chińskie ustawą na terenie każdej firmy musi działać komitet KPCh. W konsekwencji firmy są pod kontrolą reżimu, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Agnieszka Iwaszkiewicz

W styczniu br. doszło do podpisania dwóch umów handlowych: tzw. umowy pierwszego etapu między Stanami Zjednoczonymi a Chinami oraz umowy między Stanami Zjednoczonymi, Meksykiem i Kanadą (USMCA), które w ocenie prezydenta Donalda Trumpa „stanowią nowy model handlu na miarę XXI wieku” i są oparte na sprawiedliwych zasadach.

Trump zaznaczył, że nadają one priorytet potrzebom pracowników i ich rodzin. Czym różnią się te umowy i czy chiński reżim będzie skłonny do zawarcia ostatecznej, kompleksowej umowy? O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy eksperta ds. Chin, generała w stanie spoczynku Roberta Spaldinga, który niejednokrotnie wypowiadał się na temat pasożytniczej natury chińskiej gospodarki i zagrożeń związanych ze współpracą z Chinami. (…)

Wprawdzie przyznaje, że phase one (czyli umowa pierwszego etapu z Chinami) jest prawdopodobnie najlepszą ofertą, na jaką każda ze stron mogła liczyć, jednak w odróżnieniu od USMCA, nie jest to umowa sensu stricto. „To jedynie umowa przejściowa, aby kontynuować negocjacje” – stwierdza.

Według Spaldinga nie dojdzie do zawarcia kompleksowej umowy handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, a co za tym idzie, nie będzie też kontynuacji normalnych stosunków handlowych. (…)

W opinii Spaldinga Komunistyczna Partia Chin nie ma zamiaru dostosowywać gospodarki do zasad sprawiedliwej, uczciwej ekonomii, a tym samym zrezygnować z władzy, jaką nad nią sprawuje. (…) Z czasem gospodarki Stanów Zjednoczonych i Chin zaczną się coraz bardziej od siebie oddalać i jest wysoce prawdopodobne, iż w rezultacie dojdzie do zerwania stosunków nie tylko handlowych: rozłam będzie dotyczył także m.in. finansowych rynków kapitałowych, nauki, technologii, podróży. (…)

USMCA zastępuje umowę NAFTA. Spalding wskazuje, że powstała, ponieważ Amerykanie mieli wiele nierównoważnych procedur handlowych i umów z krajami, w których przepisy prawa pracy i ochrony środowiska „były zasadniczo mniej rygorystyczne niż w Stanach Zjednoczonych, co pozwoliło na wiele offshoringowych produkcji”, czyli produkcji przeniesionych za granicę. USMCA zapewnia zatem krajom o dwustronnych stosunkach handlowych coś więcej niż tylko równoważne zasady taryfowe.

Celem porozumienia USMCA jest wyrównywanie szans w zakresie prawa pracy i ochrony środowiska, aby ludzie mogli żyć godnie i pracować w odpowiednich warunkach. Powstało więc po to, by mieć pewność, że amerykańskie firmy nie będą przenosić produkcji za granicę, żeby tam czerpać korzyści z taniej siły roboczej lub przyczyniać się do zanieczyszczania środowiska, wykorzystując brak regulacji prawnych.

Tym samym Amerykanie zamierzają zainwestować w tworzenie nowych miejsc pracy i produkcję na obszarze własnego kraju.

Cały artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Czy będzie finalna umowa USA-Chiny?” znajduje się na s. 9 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Agnieszki Iwaszkiewicz pt. „Czy będzie finalna umowa USA-Chiny?” na s. 9 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ukraiński rząd na skraju upadku, podziały w partii prezydenckiej – czy to koniec jedności Sługi Narodu?

Bez wątpienia prezydent Wołodymyr Zełenski nie ma naturalnych cech lidera, silnej osobowości, więc próba sięgnięcia po antydemokratyczne formy władzy byłaby dla Ukrainy szczególnie niebezpieczna.

Paweł Bobołowicz

Premier składa dymisję, która de facto dymisją nie jest, chociaż niewykluczone, że premier swój stołek straci. Rząd co najmniej czeka przebudowa, a media piszą oficjalnie o poszukiwaniu kandydatów na ministerialne stołki.

Jednocześnie coraz ostrzej rysują się podziały w prezydenckiej frakcji parlamentarnej Sługa Narodu, która przestaje jednolicie głosować nawet w najważniejszych momentach. Jednak wszystko, co widać na zewnątrz, to zaledwie odprysk gry wielkich oligarchów, która toczy się w tle, ale jednocześnie przybiera coraz bardziej brudne formy. Najnowszym aktem tej politycznej układanki jest otwarte uderzenie podporządkowanych prezydentowi służb w holding medialny, należący do Ihora Kołomojskiego – oligarchy, który przecież był promotorem Zełenskiego…

W połowie stycznia br. w ukraińskich mediach pojawiły się nagrania, pochodzące ponoć z narady, w której miał brać udział premier Ukrainy Oleksij Honczaruk, a także m.in. minister finansów Oksana Markowa i przedstawiciele kierownictwa Banku Narodowego Ukrainy. (…) Na nagraniach pada kilka zdań, które stały się głównym elementem komentarzy. Głos, który być może należy do premiera Ukrainy, stwierdza „jestem zupełnym laikiem w ekonomii”. Ten sam głos krytycznie ocenia wiedzę ekonomiczną prezydenta: „Zełenski ma bardzo prymitywne, to znaczy proste rozumienie procesów ekonomicznych” I dalej mówi o pustym miejscu i mgle w głowie prezydenta. Cała rozmowa prowadzona jest w języku rosyjskim. (…)

Nie ulega wątpliwości, że poprzedni prezydent Petro Poroszenko wykreował faktyczną rolę urzędu prezydenta na o wiele silniejszą niż wynikało to z ukraińskich regulacji ustrojowych.

Ekipa „Ze” przedłuża ten proces, zamieniając ustrój parlamentarno-prezydencki w prezydencki, a parlament sprowadzając do roli maszynki do głosowania. Sprzyja temu tak zwana „monowiększość”, czyli fakt, że prezydencka partia Sługa Narodu posiada bezwzględną większość w Radzie Najwyższej i sprawuje samodzielne rządy – chociaż to już nie jest tak prosta sprawa jak na początku kadencji.

Kolejnym aktem dymisji bez dymisji było opublikowanie filmu ze spotkania prezydenta i premiera za okrągłym stołem. Zmontowany przez Biuro Prezydenta film z tego spotkania przedstawiał zatroskanego sprawami prezydenta i besztanego premiera, który zobowiązuje się do naprawy pomyłek (m.in. skandalicznie wysokich wynagrodzeń dla ministrów). Prezydent wyznacza mu termin, który premier pokornie akceptuje.

Ten filmik to kolejny symboliczny element wskazujący nie tylko na kolejny akt zaprzeczenia systemowej pozycji ukraińskiego premiera, ale niebezpieczne nawiązanie do tak charakterystycznej rosyjskiej formy sprawowania władzy: wszechwładny i dobry prezydent, który bezwzględnie wymaga realizowania zadań (…) od osób sobie podległych.

Tylko, że premier Ukrainy nie podlega prezydentowi, a taki styl funkcjonowania daleki jest od demokratycznych standardów, natomiast wzrastający populizm rodzi pokusy bardzo niebezpieczne. Nie ulega wątpliwości, że prezydent Wołodymyr Zełenski nie ma naturalnych cech lidera, silnej osobowości, więc próba sięgnięcia po antydemokratyczne formy władzy tym bardziej byłaby dla Ukrainy niebezpieczna. (…)

Słabnącemu wizerunkowi Sługi Narodu sprzyjają też skandale wokół parlamentarzystów. W niespodziewany sposób jedna nieopatrzna wypowiedź deputowanego Jewhena Brahara podczas programu na żywo w ukraińskiej telewizji doprowadziła do kilkudniowej fali oburzenia w ukraińskim internecie, które przyjęło postać niekończących się memów i ironicznych wpisów. Brahar, pytany podczas programu przez emerytkę (jak się później okazało wyborczynię Zełenskiego), w jaki sposób przy tak niskiej pensji ma ona opłacić rachunki, zaproponował, żeby sprzedała swojego psa. Tysiące Ukraińców zaczęło publikować w mediach społecznościowych zdjęcia swoich pupili z wpisami, w których deklarują, że nie oddadzą swoich psów. Na memach niewinne psy zadawały swoim właścicielom pytanie, gdzie ci je wywożą; żartowano, jaki jest obecny kurs rynkowy psa i jaki rachunek za tę sumę można opłacić. (…)

Podzielone środowisko w kręgu prezydenta, konflikt pomiędzy ośrodkiem prezydenckim i rządowym, coraz bardziej sprzeczne interesy oligarchów i ich politycznych protegowanych wyraźnie wskazują, że na Ukrainie zakończyła się faza jedności fenomenu bezideowego projektu Sługi Narodu.

Cały artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Koniec jedności Sługi Narodu” znajduje się na s. 7 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Pawła Bobołowicza pt. „Koniec jedności Sługi Narodu” na s. 7 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego