Państwo ukraińskie jest zbyt wielkie, by UE mogła je, kolokwialnie rzecz ujmując, bezproblemowo wchłonąć i strawić

Polska polityka wschodnia zatacza się od ściany do ściany, bez żadnej spójnej koncepcji nakierowanej na osiągnięcie długofalowych rezultatów zgodnych z polską (nie zaś ukraińską) racją stanu.

Monika Gabriela Bartoszewicz

Jest prawdą, że Europa ma wprawę w polityce appeasementu, w udawaniu, że agresor nie jest agresorem, ofiara zaś nie ma się w sumie na co skarżyć; w odwlekaniu nieprzyjemnych decyzji politycznych, patrzeniu w drugą stronę i zasłanianiu się wygodnymi sloganami.

Szczególnie w Polsce paralele z sytuacją znaną z międzywojnia pojawiają się w różnorakich analizach konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i nieodmiennie prowadzą do konstatacji, że w obliczu poważnych problemów Europa w zasadzie pozostaje bezradna.

Towarzyszy im zazwyczaj sugestia, iż Stary Kontynent nie zdaje jakiegoś bardzo ważnego egzaminu, i ton ponaglający do działania w imię wyższych imperatywów moralnych (skądinąd tak wyśmiewany w publikacjach na temat kryzysu migracyjnego ukazujących się w lewicowej prasie na Zachodzie). (…)

Oceniając możliwości przystąpienia Ukrainy do wspólnoty europejskiej, widzi się wyraźnie, że państwo to jest zbyt wielkie, by UE mogła je, kolokwialnie rzecz ujmując, bezproblemowo wchłonąć i strawić. Poszerzanie granic projektu „Europa” stanowi jego conditio sine qua non, ale jednocześnie w przypadku niepowstrzymywanej rozbudowy przybliży jego kres, podobnie jak miało to miejsce w przypadku imperium Aleksandra Wielkiego, imperium mongolskiego, imperium Karola Wielkiego czy bliższych nam imperiów kolonialnych budowanych przez mocarstwa europejskie.

Wikłanie się na Ukrainie byłoby znacznym osłabieniem całej Unii, także ze względu na już piętrzące się problemy wewnętrzne, z którymi Bruksela musi się uporać, jeśli chce przetrwać kolejną dekadę w charakterze europejskiego centrum sterowania, i nasiliłoby tendencje rozkładowe całej wspólnoty.

Jest jeszcze sprawa problematycznej polityki wschodniej Unii Europejskiej, zwłaszcza w odniesieniu do jej ambiwalentnego podejścia do Rosji. Obawy i lęki Ukrainy są być może podzielane w Rydze i Tbilisi, ale już niekoniecznie w Londynie czy Madrycie, co z kolei uniemożliwia jej przystąpienie do europejskiej security community, czyli europejskiego kompleksu bezpieczeństwa, którego czynnikiem konstytuującym są podzielane lęki i obawy.

Ponadto charakter Unii Europejskiej jako mocarstwa niewojskowego (civilian power), oddziałującego na środowisko międzynarodowe przede wszystkim za pomocą instrumentów ekonomicznych, politycznych oraz soft power, jest kolejnym obok polityki wschodniej czynnikiem wiążącym nieco ręce eurokratów. Bowiem gdyby nawet założyć, że są oni zainteresowani działaniami wychodzącymi poza stanowczo brzmiące zapewnienia (nie bez kozery mówi się, że gdy Rosja zajmuje Krym, Bruksela zajmuje stanowisko), brakuje im narzędzi, którymi skutecznie mogliby realizować cele polityki nakierowanej na rzeczywistą konfrontację z Rosją. (…)

Realność, czy raczej nierealność funkcjonowania państwa ukraińskiego szczególnie w jego wschodniej i południowo-wschodniej części widać także na gruncie nauki porównawczej o cywilizacjach, której jednym z ojców założycieli był Feliks Koneczny, a której syntezy z dokonaniami polskiej szkoły socjologicznej, mianowicie psychologiczno-socjologiczną teorią społeczeństwa (a zwłaszcza norm społecznych) Leona Petrażyckiego i jego ucznia Henryka Piętki dokonał Józef Kossecki. Otóż zwraca ona uwagę na związki społeczne różnokrewne, w których łącznik biologiczny, czyli wspólne pochodzenie, nie jest czynnikiem konstytuującym. Jednym z nich jest natomiast ‘narodowość’ oznaczająca wspólnotę etnograficzną (wspólny język, religia, kultura, itp.).

Narodowość nie posiada poczucia państwowego; historia zna mnóstwo przykładów narodowości podlegających różnym władcom i należących do różnych państw, nie dążących jednocześnie do posiadania własnego.

Narodowością, według terminologii przedwojennej, byli na przykład Rusini. Jest to o tyle istotne, że nie należy mylić narodowości z pojęciem ‘narodu’, które oznacza naczelny związek społeczny różnokrewny, obejmujący swoimi funkcjami całość życia społecznego.

Koneczny określił naród jako zrzeszenie cywilizacyjne posiadające ojczyznę i język ojczysty oraz mające cele wychodzące poza materialną walkę o byt. Jednak – co najważniejsze – o ile państwo jest zrzeszeniem przymusowym, opartym na prawie, o tyle naród jest zrzeszeniem dobrowolnym, opierającym się na etyce.

Wspólnota określana przez narodowość staje się narodem, kiedy zaczyna się w niej formułować własne poczucie państwowe. Świadomość narodowa, czyli świadomość własnej identyfikacji narodu, musi się wytworzyć w odpowiednio dużej części populacji.

Z kolei ‘lud’ jest to zespół narodowości stanowiący ludność jednego państwa – ale niekoniecznie się z nim identyfikujący.

Niewątpliwie na terenie państwa ukraińskiego żyje lud ukraiński, ale kto z członków tego ludu należy do narodu ukraińskiego, to się dopiero teraz klaruje (i jest to proces wcale niejednoznaczny i nieukończony). Z trudem działający aparat państwa nie jest i nie będzie w stanie poradzić sobie z tendencjami secesyjnymi, albowiem we wschodniej części Ukrainy ściera się poczucie narodowe rosyjskie z poczuciem narodowym ukraińskim, i jest to fakt, na który władze w Kijowie nie zdołają nic poradzić ani w sferze kulturowej, ani w sferze politycznej.

To, co możemy zaobserwować na Ukrainie, to swoisty sprawdzian z tego, na ile ukraińskie poczucie narodowe (a nie tylko narodowościowe) jest utrwalone w granicach obecnego państwa ukraińskiego. Innymi słowy, ilu z członków ludu Ukrainy, czyli obywateli państwa ukraińskiego, to są Ukraińcy w rozumieniu narodu, a ilu ma tylko narodowość ukraińską bądź też inną.

Cały artykuł Moniki Gabrieli Bartoszewicz pt. „Ukraina dla początkujących” znajduje się na s. 6 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Moniki Gabrieli Bartoszewicz pt. „Ukraina dla początkujących” na s. 6 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze