Marek Jackowski, twórca Maanamu: Kiedy Polska i Polacy mają jakiś szczytny cel, to od razu wszystko gra. Jest harmonia

Z perspektywy prawie czterdziestu już lat, od kiedy powstał Maanam, starałem się, by moje kompozycje były poza czasem i pozostały w umysłach i sercach słuchaczy dłużej niż kilka miesięcy.

Tomasz Wybranowski

Z Markiem Jackowskim przegadałem w latach 2009–2012 wiele godzin. Nawet mój wyjazd do Irlandii tego nie zmienił. Większość naszych rozmów została zarejestrowana, a mała część wyemitowana we fragmentach w programach „Polska Tygodniówka” w irlandzkim radiu NEAR FM.

Z naszych rozmów powoli powstaje książka, której kręgosłupem będzie wywiad-rzeka z Markiem Jackowskim. Wszystkie te chwile oddałbym za jedną: by znów zobaczyć Go uśmiechniętego, z gitarą w ręku i na scenie. (…)

Wtedy powstał hymn Maanamu i jeden z największych przebojów Maanamu Oprócz.

Kiedy nawet dziś słuchałem Oprócz (błękitnego nieba), stwierdziłem po raz kolejny, że jest to tak niezwykle, niesamowicie i nieprawdopodobnie funkowo zagrany numer w tamtych czasach! Ale finezja i czar to przede wszystkim umiejętności i wyobraźnia muzyków z Dżambli. W studiu pojawił się gitarzysta Marek Wilczkiewicz, (mimo, że nie było go wtedy w składzie Dżambli), pianista Stefan Sendecki, nieprawdopodobny basista i kontrabasista Marian Pawlik oraz Benek Radecki grający na perkusji. Ja grałem na gitarze i skromnie, w kąciku dogrywałem tam swoje partie. A oni po prostu swoje! Tak powstał Hamlet, Chcę Ci powiedzieć coś i Blues Kory. Pomyślałem sobie wtedy, że może i ja spróbuję coś zaśpiewać.

Często powtarzasz w naszych rozmowach, że ta piosenka w sposób radosny, franciszkański, trochę naiwny odzwierciedlała wasze życie. Bardzo biedne.

Wtedy byliśmy bardzo biedni i żyliśmy naprawdę marnie. Finansowo było fatalnie. Co ja mówię… Było katastrofalnie! Wspominałem ci w poprzednich rozmowach, jak w opuszczonej krakowskiej kamienicy pozyskiwałem stare drewniane klepki z parkietów, aby palić nimi w piecu, aby ogrzać siebie i rodzinę. No i w końcu powiedziałem sobie w duchu: „nic to!”. A potem przyszła myśl, że „oprócz błękitnego nieba, to nic nam więcej nie potrzeba tak naprawdę”. Tak sobie powiedziałem: „Nie ma pieniędzy” – myślałem – „nieważne! Żyję, słońce świeci i tylko błękitu potrzeba”. No i nagrałem tę piosenkę podczas pierwszej sesji w Radiu Katowice. Oczywiście wiedziałem, że pierwszą wokalistką jest i będzie Kora. Nie było w Maanamie miejsca na takie historie, że będzie dwóch czy więcej wokalistów.

Koncertowy debiut Maanamu miał miejsce w Lubaniu? Tam odbywały się te słynne Muzyczne Kempingi.

Tak. W Lubaniu odbył się właściwie pierwszy występ Maanamu. Byliśmy już po próbach w krakowskiej „Rotundzie”. Co ciekawe, nie mieliśmy tych prób z Korą. Materiał muzyczny ogrywaliśmy z dala od Kory i coraz bardziej przerażeni. Wyobraź sobie, że robisz nową rzecz i nie wiesz za bardzo, jak to się skończy.

Dlaczego Kory nie było z Wami?

Kora wyjechała do Budapesztu na wycieczkę, z której za nic nie chciała zrezygnować (śmiech). Właściwie nie miała okazji nawet przed koncertem zrobić z resztą zespołu choćby krótkiej próby. Spotkaliśmy się już na miejscu, w Lubaniu. Z drżeniem serca patrzyłem, co się wydarzy. A Kora wyszła na scenę z tremą i bladością na twarzy, bo znała utwory tylko z moich wersji gitarowych. I nagle nastąpiło złożenie tych wszystkich elementów w jedność, czyli zagranie na żywo podczas koncertu dla kilku tysięcy osób. I wyszło z tego naprawdę coś niesamowitego. Bez żadnej próby, z nowym składem „elektrycznym” Kora zauroczyła wszystkich widzów. Wydarzyło się totalne i niezwykłe muzyczne szaleństwo! Udało się. Ta wielka iskra przeskoczyła między Maanamem a publicznością. I tak już zostało! (…)

W wielu wywiadach podkreślasz wyższość polskiej sceny muzycznej z lat 80. i 90. nad obecnym rynkiem. Co w takim razie, na przestrzeni tych lat, zmieniło się w duszach twórców? A może do głosu dochodzi pokolenie, które nie pamięta starych czasów, ma inną wrażliwość i całkowicie odmienne cele?

Nie o to chodzi, by na siłę pamiętać stare czasy. W duszach dzisiejszych twórców gra, brzmi przede wszystkim nuta komercyjna. Młode pokolenie, o które pytasz, burzliwe i ciekawe muzycznie, napotyka na „beton” dużych firm fonograficznych i głuchych, nieczułych decydentów, sparaliżowanych strachem przed czymś nowym. Nigdy w historii polskiej muzyki rozrywkowej sytuacja nie była tak beznadziejna jak teraz. Dla młodych, niezależnych twórców jedynym wyjściem jest chyba tylko zaistnienie w Internecie. Ale tutaj, w cyberprzestrzeni, przy tak nieprawdopodobnej ilości informacji, nie ma nawet cienia tej siły przebicia, jaka była w latach 80. w radiowej Trójce czy pamiętnych nocnych programach Radia Lublin w Jedynce. Muszą powstawać nowe, niezależne wydawnictwa, by to zmienić. (…)

20 maja, w sobotę, od godziny 19:00 do 24:00 na antenie Radia WNET wyemitujemy wspomnienie o Marku Jackowskim i nieznane dotąd wywiady z legendarnym założycielem grupy Maanam.

Wspomnienie Tomasza Wybranowskiego o Marku Jackowskim i fragmenty ich rozmów z można przeczytać na ss. 14 i 15 majowego „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wspomnienie Tomasza Wybranowskiego o Marku Jackowskim i fragmenty ich rozmów na ss. 14 i 15 „Kuriera Wnet” nr 35/2017, wnet.webbook.pl

Komentarze