Rozpoczęły się grupowe zwolnienia w Warszawskiej Operze Kameralnej, mimo że minister kultury zaoferował pomoc finansową. O sytuacji pracowników opowiada śpiewaczka Justyna Reczeniedi.
Justyna Reczeniedi powiedziała, że w Warszawskiej Operze Kameralnej sytuacja jest dramatyczna:
– Rozpoczęły się zwolnienia grupowe – pracę straci 149 osób, w tym 133 artystów. Są wśród nas osoby z ponad 30-letnim stażem.
Justyna Reczeniedi powiedziała również, że związki zawodowe nie doszły do porozumienia z dyrekcją, mimo to proces zwolnień grupowych został rozpoczęty. Podkreśliła, że minister Gliński zaapelował do dyrekcji o powstrzymanie zwolnień oraz zadeklarował pomoc finansową w wysokości 4,5 miliona złotych rocznie. Propozycja ta nie została przyjęta, bo „dyrekcja uważała, że jest to tylko hipotetyczna pomoc”:
– Decyzje o zwolnieniach zapadły zaraz po świętach, wbrew apelowi ministra kultury, premiera Glińskiego. Jest to karygodne. Dowiedzieliśmy się o nich przez Internet.
[related id=”4676″]
Śpiewaczka przypomniała protesty z 2012 roku, kiedy odbywała się pierwszą próbą likwidacji Warszawskiej Opery Kameralnej:
– Wtedy to wielki autorytet opery, Stefan Sutkowski zaprotestował przeciwko zwolnieniom grupowym. To on poprosił ministra o wsparcie. Marszałek odstąpił od tej decyzji, ale, jak widać, nie zapomniał o niej i teraz sytuacja sprzed 5 lat powraca do nas. Proces zwolnień już się rozpoczął.
Justyna Reczeniedi powiedziała o rzekomych przyczynach grupowych zwolnień:
– Pierwsze tłumaczenie jest takie, że generujemy 90% kosztów i brakuje nam płynności finansowej. Jest to nieprawdą, generujemy 32 % budżetu – soliści zarabiają po 30 latach 2000 złotych na rękę, a pracownicy z mniejszym stażem nawet mniej.
Zaznaczyła, że ekipie nigdy nie zależało na podwyżkach oraz że w przeciwieństwie do dyrekcji, kochają operę:
– Większość zespołu traktuje operę jak swój drugi dom – spędziła tam bardzo dużo czasu, latami szlifując swój talent, aby dojść do obecnego poziomu.
[related id=”14607″]
Osobą pełniącą obowiązki dyrektora w Warszawskiej Operze Kameralnej jest Alicja Węgorzewska.
– Pokładaliśmy duże nadzieje w Alicji Węgorzewskiej, ponieważ obiecywała nam, że zorganizuje pieniądze. Pod koniec grudnia zostały wypłacone nam honoraria i nagle 14 lutego dostaliśmy informację, że decyzja o zwolnieniach już zapadła, a my możemy tylko negocjować.
Justyna Reczeniedi odniosła się do zarzutu, jakoby dziś opera nie mogła sprzedać biletu dla 150-osobowej grupy:
– To godzi w naszych artystów o międzynarodowej sławie. Nasza Opera Kameralna wielokrotnie grała koncerty na całym świecie, m.in. pięciokrotnie byliśmy w Japonii, grając dla cztero tys. publiczności. Promowaliśmy polską kulturę. Nie można tłumaczyć kryzysem gospodarczym tych zwolnień. Powinniśmy dbać o dobro narodowe; od tego są środki publiczne.
Na zakończenie rozmowy Justyna Reczeniedi jeszcze raz podkreśliła, jak wiele osób jest poszkodowanych decyzją dyrekcji oraz powiedziała o planach Opery Kameralnej:
– Póki co, jest koncepcja, aby był to teatr impresaryjny, z małą orkiestrą, która nie generowałaby takich kosztów. Cokolwiek postanowią władze opery co do przyszłości, powinny pamiętać, że dzieje się to kosztem muzyków – ludzi, którzy spędzili tam większość swojego życia, a te zwolnienia mogą oznaczać dla nich nie tylko problemy materialne, ale przede wszystkim dramat psychiczny.
JN