Włodzimierz Skalik: Polityka gospodarcza PiS wprowadziła kilkadziesiąt obciążeń na przedsiębiorcach

Włodzimierz Skalik / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

Poseł Konfederacji  wyraża krytyczne stanowisko wobec obecnej polityki gospodarczej i podkreśla negatywne skutki wprowadzonych zmian.

Zachęcamy do wysłuchania całej audycji już teraz!

Wysłuchaj także:

Marcin Horała: W kampanii zabrakło aspiracyjnych akcentów

Artur Soboń: Słowa Donalda Tuska o imigracji to jest kompletny odlot

Artur Soboń, fot.: Radio WNET

Polityk PiS oraz wiceminister spraw zagranicznych wskazał, że Polska stała się atrakcyjnym miejscem do pracy dla imigrantów zarobkowych i nie ma nic dziwnego w tym, że chcą składać pozwolenie o pracę.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Gość Poranka Wnet Artur Soboń, poseł PiS i wiceminister finansów, komentuje kwestię masowej imigracji zarobkowej do Polski:

To, że dzisiaj Polska jest atrakcyjnym miejscem pracy i miejscem, w którym pracownicy z różnych stron świata składają swoje wizy, jest czymś zrozumiałym. Polska jest dzisiaj jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek na świecie, a najszybciej rozwijającą się gospodarką Unii Europejskiej.

Minister Soboń odnosi się również do słów lidera Platformy Obywatelskiej, który zarzuca PiSowi, że dla celów politycznych chce sprowadzić do Polski milion imigrantów z Azji i Afryki, aby generować konflikty społeczne.

Donald Tusk nagrywa filmy, które są projekcją rzeczywistości. To kompletny odlot

daniem posła PiS, zapisana w uzasadnieniu do rozporządzenia liczba 400 przyjętych wniosków wizowych, jest jedynie szacunkowa:

Zawsze jest jakiś potencjał, jakieś szacunki, ile mogłoby maksymalnie takich wniosków wpłynąć. Jeszcze raz powtarzam: wniosek to jedno, a wydanie wizy, to jest kompletnie inna historia. I to, że Polska jest atrakcyjnym miejscem do pracy, to jest druga historia. Za Tuska Polska miała dokładnie odwrotny problem. Z Polski wszyscy chcieli wyjeżdżać, a nie do Polski przyjeżdżać.

Rozporządzenie ministerstwa spraw zagranicznych wskazuje również, że przy wydawaniu wiz będą mogły uczestniczyć podmioty pośredniczące, składające wnioski w imieniu osób zainteresowanych pracą w Polsce. Wiceminister finansów zwraca uwagę, że tutaj nie chodzi o prywatyzację procesu wystawiania wiz:

Jeśli ja dobrze rozumiem intencje, to nie tyle chodzi o sprywatyzowanie, bo to finalnie jest jednakowa procedura, tylko usprawnienie procesu technicznego wydawania tych wiz.

Gość Poranka Wnet wskazuje, że nie może być porównania między legalną imigracją osób chcących pracować do przymusowego mechanizmu relokacji imigrantów:

To, że ktokolwiek dzisiaj zrównuje sytuację osób, które chcą do Polski przyjechać, które chcą wypełnić wszystkie legalne procedury i chcą tutaj pracować z sytuacją, w której mamy przyjąć kwotę nielegalnych imigrantów, którzy do Polski w żadnym razie nie chcą przyjechać, co więcej, nie chcą tutaj pracować i mieliby być przymusowo przetrzymywani przez Polskę w ramach wspólnej polityki europejskiej, jest po prostu szaleńcem. Jeśli ktokolwiek to zestawia, pokazuje jak dalece oderwał się od rzeczywistości.

Gość Poranka Wnet mówi o potrzebie przeprowadzenia referendum, jako sposobie nacisku na brukselskie elity:

Moment, w którym tego typu zgoda w Komisji Europejskiej byłaby potwierdzona przez państwa Unii Europejskiej, a na to Polski zgody nie ma i nie będzie, ale gdyby tak było, no to umówmy się, że wszystkie organizacje przemytników, wszystkie organizacje ludzi, którzy zajmują się handlem ludźmi, sprowadzaniem ludzi do Europy ruszyłyby pełną parą. No bo stworzylibyśmy w Unii Europejskiej rynek do relokacji nielegalnych imigrantów, […] przyjmowania legalnych imigrantów, bo jest oczywiście dzisiaj potrzeba często na rynku pracy, aby osoby, szczególnie te osoby ze Wschodu, czyli z państw, które graniczą z nami bezpośrednio w Polsce pracowały i tak też dzisiaj w istocie jest rzeczywiście. Są też w Polsce osoby, które są z innych kręgów geograficznych niż najbliżsi sąsiedzi Polski i tutaj trzeba prowadzić ostrożną politykę.

Artur Soboń mówi o idei polityki migracyjnej Prawa i Sprawiedliwości:

Po pierwsze – praca dla Polaków. Mamy 17 mln osób na rynku pracy i to jest wielki sukces tego rządu. Najniższe bezrobocie w historii Polski. W drugiej kolejności osoby, które graniczą z Polską najbliżej, czyli Ukraina, Białoruś, te państwa, z których pracownicy bardzo chętnie w Polsce pracują i ich legalna praca jest czymś, co służy polskiej gospodarce. I dopiero w trzeciej kolejności ostrożnie z pracownikami, którzy są spoza najbliższego kręgu.

Wiceminister finansów pytany o znaczenie imigracji dla wzrostu gospodarczego Polski, podkreśla, że nie jest ona tak bardzo znacząca:

Nie przesadzajmy, że wzrost gospodarczy Polski dzisiaj zależy od kilkudziesięciu tysięcy pracowników na rynku pracy. Miejmy umiar, bo za chwilę zabrniemy w jakąś kompletnie ślepą uliczkę. Polski wzrost gospodarczy wynika z tego, że jesteśmy dużym państwem. Państwem, które ma dobre regulacje. Państwem, które ma przedsiębiorców, którzy w Polsce pewnie nigdy łatwo nie mieli, ale naprawdę nauczyli się konkurować.

Artur Soboń wskazuje, że obecny zakres naliczania skład zdrowotnej nie jest zbytnim obciążeniem dla przedsiębiorców:

Oczywiście wszyscy ci, którzy pracują także poza działalnością gospodarczą, płacą składkę zdrowotną dokładnie w takiej samej wysokości, w jakiej płacili, czyli 9%. Natomiast jest bardziej urealniona, bo wynika z dochodu. Rzeczywiście ona jest bardziej proporcjonalna niż była i trochę bardziej sprawiedliwa. […] Składka zdrowotna dla przedsiębiorcy była czasem wielokrotnie niższa niż dla pracownika na umowę o pracę, pomimo tego, że ten przedsiębiorca osiągał dochody dużo wyższe. Na pewno warto przemyśleć kwestię tego, w jaki sposób ta składka powinna być trochę bardziej przewidywalna.

Wiceminister finansów zwraca uwagę, że trwają prace nad nowelizacją przepisów o sposobie pobierania składki zdrowotnej, ale nie mówi się o obniżce świadczenia:

PiS komentuje również kwestię nadchodzącego referendum:

Nawet jeśli będzie jedno, to dzisiaj jeszcze nie mamy rozstrzygnięć, jak ona będzie precyzyjnie wyglądać. Nie skłaniam raczej się do tego, aby rozbudowywać ten zakres pytań.

Mam takie przekonanie, że jesteśmy dzisiaj coraz bliżej tego, ponieważ Komisja Europejska i Rada Europejska w tej sprawie prowadzą obłędną, naszym zdaniem politykę. Politykę, która nie przyczyni się do bezpieczeństwa ani obywateli Polski, ani obywateli Europy. Więc Polacy powinni mieć możliwość, aby zabrać w tej sprawie głos.

 

Zobacz także:

Jarosław Sachajko: Referendum może zablokować Tuskowi zgodę na przyjęcie unijnego dyktatu ws. migrantów

Porozumienie rządu z „Solidarnością”. Lewandowski: chcemy dać sygnał innym związkom, by były gotowe do negocjacji

Wypracowaliśmy nowe rozwiązania dla osób przechodzących na wcześniejszą emeryturę – mówi rzecznik Komisji Krajowej związku.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Kamil Chomiuk: Gildia Scenarzystów Polskich wspólnie z Kołem Scenarzystów SFP organizuje pikietę przed KPRM

ZUS wypłaci trzynaste emerytury

Emerytura/ Foto. Alexas_Fotos/pixabay

Gertruda Uścińska, prezes ZUS, zapowiedziała, że pierwsze „trzynastki” trafią do emerytów jeszcze przed Wielkanocą. Aby otrzymać świadczenie nie trzeba będzie składać żadnych dodatkowych wniosków.

Gdy termin płatności świadczenia wypada w sobotę, niedzielę lub w inne dni ustawowo wolne od pracy, to ZUS wypłaci je przed tym dniem wolnym. Jeśli na przykład termin płatności emerytury wypada 10 kwietnia, to emeryt otrzyma swoje świadczenie wraz z „trzynastką” jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi – powiedziała prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS.

Pierwsze wypłaty mają być dokonane już 31 marca, ponieważ 1 kwietnia wypada w tym roku w sobotę. Wcześniejsza wypłata świadczenia dotyczy także osób, które normalnie otrzymują je w terminie do 10. dnia miesiąca.

Pełen harmonogram wypłat poniżej:

– 1 kwietnia (wypłata 31 marca),

– 5 kwietnia,

– 6 kwietnia,

– 10 kwietnia,

– 15 kwietnia,

– 20 kwietnia,

-25 kwietnia

Do tej pory już 10 mln emerytów i rencistów otrzymało swoje zwaloryzowane świadczenie.

W 2023 roku waloryzacja emerytur i rent jest kwotowo-procentowa z zastosowaniem gwarantowanej kwoty podwyżki wynoszącej 250 zł brutto. Według wyliczeń, jakie poczynił ZUS, osoby, które otrzymywały np. 1338,44 zł po waloryzacji otrzymują 1588,44 zł. Jest to wzrost otrzymywanych świadczeń w skali roku o 3 tysiące złotych. Emerytura, która wynosiła 2 tys. zł wzrosła 296 zł. Emeryci pobierający 3 tys. złotych co miesiąc mogą liczyć na podwyżkę do 3444 zł, co przekłada się na ponad 5 tys. zł wzrostu w skali roku.

Dzięki waloryzacji do kwoty 1588,44 zł brutto wzrosła minimalna renta z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, renta rodzinna i renta socjalna. Natomiast minimalna renta z tytułu częściowej niezdolności do pracy od marca wynosi 1191,33 zł brutto, a świadczenie przedemerytalne 1600,70 zł brutto.

Źródło: PAP

ZUS: Środki zapisane na subkoncie w ZUS podlegają podziałowi i wypłacie w razie m. in. śmierci ubezpieczonego

Centrala Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przy ul. Szamockiej 5 w Warszawie/ Foto. Adrian Grycuk/ CC BY-SA 3.0 PL

ZUS przypomniał, że jeśli ktoś posiada subkonto, to może wskazać osoby uprawnione do środków zapisanych na subkoncie po swojej śmierci. W każdym czasie można też zmienić swoją wcześniejszą dyspozycję.

ZUS przypomniał, że jeśli ktoś posiada subkonto, to może wskazać osoby uprawnione do środków zapisanych na subkoncie po swojej śmierci. W każdym czasie można też zmienić swoją wcześniejszą dyspozycję.

Zakład informuje ubezpieczonego, który nie zawarł umowy z otwartym funduszem emerytalnym, o obowiązku złożenia pisemnego oświadczenia o stosunkach majątkowych istniejących między nim a jego współmałżonkiem oraz o tym, że może wskazać osoby uprawnione do otrzymania środków po jego śmierci.

„Warto z tego skorzystać. Brak takiego wskazania oznacza, że środki zapisane na subkoncie wchodzą do masy spadkowej” – zauważył ZUS.

„W przypadku śmierci osoby, która nie była członkiem OFE i dla której ZUS prowadził jedynie subkonto, na podstawie złożonego wskazania, ZUS informuje osoby uprawnione do otrzymania środków zgromadzonych na subkoncie osoby zmarłej o możliwości złożenia wniosku o wypłatę, pomimo faktu, iż przepisy ustawy nie nakładają na ZUS takiego obowiązku” – wskazała dyrektor Departamentu Ubezpieczeń i Składek ZUS Ewa Kosowska.

ZUS podkreśla, że podział środków na subkoncie będzie dokonywany w oparciu o złożone przez ubezpieczonego oświadczenie i wskazanie, na podstawie wniosku, osoby uprawnionej do tych środków.

Środki zgromadzone na subkoncie zmarłego, które nie zostaną podzielone w zakresie, w jakim stanowiły przedmiot małżeńskiej wspólności majątkowej, przekazywane są osobom wskazanym przez zmarłego, a w przypadku ich braku – wchodzą w skład spadku.

ZUS przypomina, że nie trzeba korzystać z pośredników (firm), aby uzyskać wypłatę z subkonta w ZUS. Wystarczy przyjść do ZUS i złożyć odpowiedni wniosek. Odpowiednie formularze są dostępne na stronie ZUS.

Jeśli ubezpieczony posiada subkonto w ZUS i jednocześnie jest członkiem OFE, proces podziału środków rozpoczyna się w funduszu emerytalnym. Oznacza to, że w pierwszej kolejności musi złożyć stosowny wniosek do swojego OFE, aby otrzymać należne środki.

OFE ma obowiązek zawiadomić ZUS zarówno o osobach, na rzecz których nastąpił podział środków zgromadzonych na rachunku w otwartym funduszu emerytalnym w razie śmierci osoby, dla której Zakład prowadzi subkonto, jak i o ich udziale w tych środkach, w terminie 14 dni od dnia dokonania podziału.

Zatem podział środków na subkoncie jest konsekwencją podziału składek zgromadzonych w OFE. Po tym jak do Zakładu wpłynie stosowne zawiadomienie z funduszu emerytalnego, Zakład ma trzy miesiące na dokonanie podziału i wypłaty środków zapisanych na subkoncie.

Źródło: materiał prasowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych

Projekt instrumentu polityki demograficznej, nawiązujący do praktyki „wiana” / Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” 85/2021

O ile posag był pewną wartością materialną, wnoszoną do małżeństwa przez pannę młodą, to wiano – przeciwieństwo posagu – pozwalało bez strachu o przyszłość rodzić i wychowywać dzieci.

Andrzej Jarczewski

Wiano 2022

Szósty doroczny raport demograficzny, publikowany w środku roku na łamach WNET, poświęcam kobietom i… matematyce. Podsumuję 5 lat programu „Rodzina 500+” i zaproponuję rozszerzenie nowej „Strategii demograficznej” o rozwiązanie ważne dla kobiet, które mogą i chcą rodzić dzieci.

Pragnę przedstawić i uzasadnić projekt nowego instrumentu polityki demograficznej, nawiązującego do staropolskiej teorii i praktyki „wiana”, czyli sposobu zabezpieczenia kobiety na starość. O ile posag był pewną wartością materialną, wnoszoną do małżeństwa przez pannę młodą, to wiano – przeciwieństwo posagu – pozwalało bez strachu o przyszłość rodzić i wychowywać dzieci, bo nawet gdy mąż zgra się w karty lub zginie na wojnie, wywianowana część majątku pozostanie przy żonie niezależnie od roszczeń innych spadkobierców czy wierzycieli. Sporządzano odpowiedni dokument i ogłaszano to publicznie, by ukrócić spekulacje.

500+=250 000

Najskuteczniejszy w naszej historii instrument polityki demograficznej, czyli program „500+”, dał Polsce ćwierć miliona obywateli, których bez tego programu by nie było! Nie ma innych przyczyn tego skutku, choć ta przyczyna wywołała również inne wartościowe skutki w gospodarce i sferze socjalnej. Dokładna suma rozpatrywanych tu „nadwyżek” z lat 2016–2020 wynosi 252 529. Tyle dzieci urodziło się ponad prognozy GUS z roku 2014 (w scenariuszu zakładającym, że nie będzie żadnej polityki prourodzeniowej ani proaborcyjnej).

Opracowanie własne autora

Wyliczona suma zależy od definicji przedmiotu zliczania. Na prezentowanym tu wykresie widzimy populację kobiet, uważanych przez GUS za obywatelki Polski, według stanu na 1 stycznia 2021. Nieco inne liczby podają organy wyborcze. Z samorządowych urzędów stanu cywilnego otrzymujemy inne sumy niż z biur meldunkowych. Spis powszechny przyniesie kolejną korektę. Ale nawet te różnice nie zakłócają megatrendu (cyklu wyżów i niżów), na którego skutki dziś zwracam uwagę.

Ostrze głównej krytyki wymierzonej obecnie w program „500+” dotyczy jego domniemanej nieskuteczności. Bo w roku 2019 urodziło się 375 000 dzieci, a w roku 2020 tylko 355 000. Spadek o ok. 20 000. Fakt jest prawdziwy, interpretacja fałszywa z dwóch powodów. Po pierwsze: względny spadek liczby urodzeń w roku pandemicznym dotknął wiele państw rozwiniętych. I to silniej niż Polskę, która odczuje to dopiero w roku 2021.

Po drugie: w Polsce z roku na rok ubywa matek. To jest czynnik decydujący, bo – patrzmy na lata dziewięćdziesiąte na wykresie – ok. 30 lat po niżu potencjalnych matek nieuchronnie przychodzi niż dzieci i tego nie da się odwrócić. Można tylko łagodzić skutki. Warto też przypomnieć, że w roku 2020 urodziło się i tak o 26 700 więcej dzieci niż prognozował GUS we wspomnianym raporcie. Ważne w tym punkcie jest dostrzeżenie, że instrumenty polityki demograficznej jednak działają, że nie jesteśmy bezradni i bezsilni. Podobnie: dziś możemy odpowiedzialnie stwierdzić, że stłumienie trzeciej fali Covid-19 jest skutkiem masowych szczepień, bo innych przyczyn nie było.

Megatrendy

Na tegorocznym wykresie zanikły już ślady I wojny światowej, ale widać jeszcze spustoszenia, jakie poczyniła II wojna. Powojenna „kompensacyjna” fala urodzeń zakończyła się w roku 1956. Wtedy to wprowadzono w PRL ustawę o aborcji niemal na życzenie. Było to niespotykane na świecie w tej skali działanie procykliczne (wzmacniające różnice między wyżami a niżami), którego skutki ponosimy przez wszystkie kolejne pokolenia.

Powojenny wyż, który w roku 1955 osiągnął maksimum (793 800 dzieci płci obojga) i tak powoli by wygasał z braku matek, które nie urodziły się lub zostały zabite względnie porwane przez Niemców w czasie wojny. W tej dziejowej chwili (po 1957) należało wzmocnić działania pronatalistyczne (wspierające dzietność). Postąpiono przeciwnie, a kolejne kosztowne cykle niżów i wyżów są już tylko wielokrotnie pogłębianym następstwem tamtej decyzji.

Dlaczego kosztowne? Ano dlatego, że gdy dzieci szybko przybywa, trzeba budować szkoły i inne obiekty, a gdy pogłębia się niż – te same szkoły stają się niepotrzebne. To samo dotyczy całej gospodarki i życia społecznego. Inne są potrzeby niżu, inne wyżu. Sam – jako wiceprezydent Gliwic – musiałem w latach 1990. zlikwidować kilka szkół, w tym nawet „tysiąclatki” i wiele przedszkoli, bo stały puste.

O żłobkach nawet nie wspominam, bo jakiś bęcwał – z dnia na dzień – nadał wtedy polskim żłobkom status zakładów opieki zdrowotnej, co natychmiast wykluczyło część placówek, zakładanych w czasie wyżu byle gdzie, na miarę PRL-owskich możliwości. Po prostu nie można było ich tak wyremontować, by od razu spełniały europejskie standardy. To jakby z dnia na dzień zamknąć PRL-owską kopalnię „Turów”. Z kolei w tych żłobkach, które udało się utrzymać, koszty wzrosły tak, że rodzice sami rezygnowali.

Samorządy te koszty w dużym stopniu teraz ponoszą, ale szkody – znów procykliczne – były ogromne, bo w połowie lat dziewięćdziesiątych (spójrzmy na wykres), uzasadniony wspomnianą historią niż powinien już samoistnie przechodzić w wyż, ale politycy znów przedłużyli pogłębianie niżu. Zachwiali zaufaniem do państwa.

Rozdawali fabryki, media, banki i nieruchomości, a dziś program „500+” najgłośniej przezywają „rozdawnictwem”. Ci, którzy rozdawali bogatym, żałują teraz biednym.

Tu trzeba dodać to, o czym wiedzą matematycy. Że w pewnych okolicznościach nawet bardzo małe zakłócenia na wejściu jakiegoś systemu mogą spowodować chaos lub katastrofę na wyjściu („efekt motyla”). Najlepszy przykład daje giełda, gdzie drobna zmiana stopy procentowej prowadzi do wielomiliardowej przeceny aktywów. Z drobnych przyczyn – wielkie skutki. Podobnie w polityce społecznej, która decyduje o wielkości lub zaniku narodów. Dalekie następstwa drobnych decyzji wodzów i królów sprawiały, że po wiekach jedno państwo tworzyło imperium, a drugie znikało z mapy świata. Dla nas jest ważne, czy nasze drobne kroczki prowadzą do wielkości, czy do upadku, czy podejmowane są z myślą o Polsce, czy o… nie-Polsce.

Mierniki kłamią

Obserwujmy megatrendy, a nie tylko wskaźniki, bo te są mylące. Oto ogłoszono, że w ciągu minionego roku średnia długość życia w Polsce zmniejszyła się o więcej niż rok. I już matematyczni analfabeci podnieśli larum, że rząd morduje ludzi. Tymczasem tablica trwałości życia jest tylko zbiorem liczb, pozwalającym ZUS-owi obliczać emerytury zgodnie z obowiązującym wzorem. To tylko liczby. Naprawdę żyjemy dłużej, ale wzór dał w tym roku akurat wynik ujemny, bo 94% nadmiernych zgonów w roku pandemicznym (było ich w Polsce 58 533) stanowiły zgony osób w wieku 65 lat i starszych.

Dziś mamy więcej babć niż ich wnuczek (sprawdź na wykresie), ale algorytm wypełniania zawartości ZUS-owskiej tablicy tego nie rozumie. Podobnie jest ze współczynnikiem dzietności.

Mamy wzór, obowiązujący na całym świecie, służący do różnych porównań. Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że również ten wzór ma w sobie zaszytą piramidę wieku ludności w ten sposób, że tylko gdy struktura jest regularna – wzór daje wynik prawidłowy (wtedy współczynnik dzietności jest poprawnie wyważoną sumą rzeczywistych, rocznikowych współczynników cząstkowych). Piramida polska ma jednak te straszne cykle wyż/niż, najgłębsze na świecie, bo powiększane kolejnymi błędami rządów, popełnianymi w najgorszych momentach. Procykliczna kumulacja skutków tych błędów przekroczyła wyobraźnię twórców i użytkowników wzoru na współczynnik dzietności.

W czasie 35 lat płodnego życia kobiety (w statystyce przyjmuje się przedział wieku od 15 do 49 lat) przeszliśmy nieznane historii przemiany cywilizacyjne. W tym czasie na płodność kobiety wpływały różne czynniki ekonomiczne, kulturowe i wszelkie inne. Od beznadziejnego marazmu końca PRL-u do stanu obecnego, gdy wszystko się zmieniło po kilka razy.

Zgrubne mierniki demograficzne (a w konsekwencji również ekonomiczne), oparte na hipotezach i presupozycjach, w Polsce się słabo sprawdzają. Nie uwzględniają wpływu drastycznych i cyklicznych zmian populacyjnych.

Najlepszy przykład dają lata 2003–2010. Ze wzoru wyszło, że nagle wzrosła dzietność: od 1,22 do 1,4 dziecka na kobietę. Tymczasem nie to wzrosło naprawdę. Po prostu 30 lat wcześniej (patrz na wykres; lata 1975–85) mieliśmy wyż. Po 30 latach urodziły się więc dzieci wyżu, ale w latach 2003–2010 dzietność rzeczywista się nie zmieniła. Może tylko w tym punkcie, że przez pokolenia przenoszone są wzorce dzietności: matki z rodzin wielodzietnych rodzą więcej dzieci niż jedynaczki i akurat przyszła pora, by to się ujawniło. Z kolei obecny wzrost dzietności jest niedoważony z tego samego powodu. Wzór na dzietność oszukał nawet specjalistów. To temat na doktorat, więc tylko zalecam ostrożność w ferowaniu ocen.

Mit stanu wojennego

Mądra polityka demograficzna dąży do ustabilizowania zdrowej piramidy ludnościowej. Gdy narasta wyż, nie należy zbytnio zachęcać rodziców. Można nawet – z punktu widzenia rachmistrza, a nie moralisty – dyskutować o ustawie aborcyjnej. Gdy jednak zaczyna się niż – trzeba wszystkie wysiłki państwa skierować na kompensowanie okresowych demograficznych niedoborów. Program „500+” rozważam właśnie w tym kontekście. Przyszedł w ostatniej chwili, gdy jeszcze było względnie daleko do miejsca, skąd już naród nie ma powrotu, czyli do roku, w którym kolejny niż zbliży się do zera.

Taki punkt za kilka pokoleń osiągną aborygeni (ludy rdzenne) starych narodów europejskich, które już wpadły w demograficzny korkociąg. Wyjdą z tego jako potomkowie aborygenów zupełnie innych kontynentów. Na Zachodzie dzietność jest względnie duża, ale już tylko wśród świeżych imigrantów.

W Polsce byliśmy o włos od wprowadzenia aborcji na życzenie zamiast 500 plus. I byłoby 250 000 minus!

Wcześniej mieliśmy stan wojenny i maksimum urodzeń w roku 1983 (znów proszę rzucić okiem na wykres). Prostacka interpretacja mówi, że Jaruzelski zgasił światło i od tego przybyło dzieci. Tymczasem znajomość tamtych realiów i rzetelne badania wskazują na coś przeciwnego. Naturalny wyż lat siedemdziesiątych i tak by wygasał. Należało wtedy powoli wdrażać różne działania prourodzeniowe, by złagodzić opadającą falę. Niestety wdrożono internowanie, więzienie i zastraszanie. Przede wszystkim – rządy generałów i innych bałwanów zmaksymalizowały trudności w życiu codziennym. Znów w złym (demograficznie) czasie totalnie podważono zaufanie do państwa i zabrano ludziom nadzieję nawet na małą stabilizację. Skutki narastały długo i nieubłaganie.

Praca kobiet

Co więc robić? Nie wiemy jeszcze, co przyniesie nowa „Strategia Demograficzna”. Może tam znajdą się przełomowe rozwiązania? Na przykład ustawowe potwierdzenie, że praca matek (w roli matek!) jest pracą. Obecnie bowiem „pracę” utożsamia się z „zatrudnieniem”.

Jeżeli kobieta wykonuje pracę w domu, to znaczy, że nie jest zatrudniona, czyli że nie pracuje! Tu znów przydadzą się doświadczenia najnowsze.

Mnóstwo różnych specjalistów (np. nauczyciele, informatycy, dziennikarze i wielu innych) musiało przejść na zdalny sposób wykonywania zawodu. Niektórzy już pozostaną przy tej formie na stałe. Zauważmy: oni pracowali w domu, ale byli gdzieś zatrudnieni i to pozwalało im otrzymywać wynagrodzenie, ZUS itd. Mój wniosek brzmi następująco: zatrudnić matki do pracy nad wychowaniem dzieci! Wielkim „zdalnym” zatrudniającym może być tylko państwo.

Wynagrodzenie powinno na razie ograniczać się do zasad znanych z „500+”, żeby nie zepsuć sprawnego mechanizmu. Nowość polegałaby na formalnym zatrudnieniu z pewnymi obowiązkami pracowniczymi i z opłacaniem ZUS-u przez państwo! W obliczu wygaśnięcia narodu za kilka pokoleń – jest to konieczność dziejowa. Kobieta, która wychowywała dzieci i przez to nie mogła podjąć formalnego zatrudnienia, wie, że na stare lata, gdy coś się w życiu nie powiedzie, skazana będzie na nędzę. Źli doradcy mówią: „nie rodzić, pracować!”. A przecież matka wykonuje najważniejszą dla narodu pracę: rodzi i wychowuje dzieci! Uznanie tej pracy za równoważną zatrudnieniu zapewni kobiecie jaką taką stabilizację i uporządkuje dużą sferę życia społecznego.

Praca dzieci

Odnotujmy, że jeszcze niedawno pracę dzieci, choćby tylko pomaganie rodzicom, zwłaszcza w gospodarstwie rolnym, uważano powszechnie za normę społeczną. W krajach rolniczych i bardzo biednych nawet dziś taką pracę podejmują dzieci dziesięcioletnie, jeśli nie młodsze. W Nigrze, gdzie połowa populacji ma mniej niż 15 lat, zakaz pracy dzieci oznaczałby głodową śmierć narodu. Tam dzieci przynoszą dochód lub jakąś korzyść materialną bardzo szybko i dlatego warto mieć dużo dzieci. I tam swój upiorny sens ma termin, którego ja nigdy nie używam: „posiadanie dzieci”.

W nowoczesnym społeczeństwie dzieci się nie „posiada”, bo one nie są przedmiotem konsumpcji ani towarem eksportowym, ani środkiem produkcji. Dzieci nie są kapitałem. Pod względem ekonomicznym dzieci są tylko kosztem. Dokładniej: dzieci są kosztem rodziców i kapitałem narodów! Koszty można – w języku polskim – mieć, ale nie można ich posiadać. Dzieci są kosztem, dopóki nie wyjdą z domu, co przychodzi im nieraz z trudem (Włochy). Rodzice w takich krajach na ogół jakoś pomagają dzieciom finansowo do końca swego życia, ale w drugą stronę działa to słabo

Tak więc w krajach bogatych dzieci są, owszem, kochane, kształcone i wspierane, ale same wsparcia nie zapewniają. Są więc „nieopłacalne” i – z uprzejmości dla rodziców – rodzą się nieczęsto.

ZUS, czyli zaufanie

Tu dwa słowa o ZUS-ie, który też jest przedmiotem niewybrednych ataków i bardzo słabej obrony. Wszyscy wiemy, że ZUS nie jest Sezamem ani żadnym skarbcem, ani nawet bankiem. ZUS jest umową społeczną. My coś tam teraz wpłacamy, a emeryturę otrzymamy z wpłat naszych uogólnionych dzieci i wnuków. ZUS nie przechowuje pieniędzy, ale zaufanie! Przecież ta – powstała w roku 1934 – instytucja działała nawet w czasie wojny (na terenie Generalnej Guberni, bo na ziemiach formalnie przyłączonych do innych państw obowiązywały prawa tych państw).

Co więcej – przedwojenne i nawet wojenne zobowiązania ZUS-u były honorowane (na miarę możliwości) przez komunistów w PRL. Tak było również po roku 1955, gdy na 5 lat ZUS zlikwidowano. Wtedy zamknięto tylko Zakład, ale zobowiązania, czyli zaufanie, przejął budżet państwa.

Po prostu nie da się zniszczyć ZUS-u (jako umowy społecznej), bo zniszczyłoby się zaufanie do państwa w skali absolutnie masowej i ponadpolitycznej.

Tego nie robi się nawet w państwach bankrutujących (Grecja), choć wtedy wybujałe świadczenia bywają przycinane do rzeczywistych możliwości. Popierane przeze mnie dobrowolne podniesienie wieku emerytalnego mężczyzn, gdy przymusowo dotyka również kobiety, obniża ich zaufanie do państwa i znów negatywnie oddziałuje na dzietność jako kolejny ruch skrzydeł złowrogiego „motyla”. To się w Polsce stało w roku 2012.

Piszę o ZUS-ie, pomijając inne formy oszczędzania na starość, bo tylko ta instytucja może uwzględniać postulat powszechnego ozusowania domowej pracy matek jako instrumentu wspierania dzietności. Rzecz jasna – nie będzie to łatwe, bo trzeba uwzględnić różne złożone sytuacje życiowe, np. gdy matka urodziła dziecko, ale go nie wychowuje albo gdy ojciec poświęca się wychowaniu osieroconych dzieci itd. Pierwsza część składki – za urodzenie dziecka – powinna płynąć aż do emerytury, druga może być uzależniona od czasu zatrudnienia przy wychowywaniu dziecka w Polsce itd.

Idea ozusowania pracy matek nawiązuje do staropolskiej instytucji „wiana”, czyli zabezpieczenia majątkowego na wypadek śmierci męża. Naród powinien solidarnie wywianować swoje matki! Dzięki temu, gdy los będzie niełaskawy, kobiecie pozostaną środki do życia, których nawet ona sama nie może zniszczyć ani zagubić.

Nowe WIANO – co ważne – nie obciążałoby od razu budżetu państwa, bo składki byłyby tylko formalnym zapisem, a nie przelewem pieniędzy. Naprawdę zapłacą za nie dopiero dzieci i wnuki dzisiejszych matek. Pod warunkiem, że ktoś te dzieci na czas urodzi. A właśnie o to chodzi.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Wiano 2022” znajduje się na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Wiano 2022” na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polski Ład. Maria Faliński: Program jest słuszny, ale w warstwie strategicznej niespójny

W jaki sposób z Polskiego Ładu przebija „plebejskie myślenie”? Prezes Forum Dialogu Gospodarczego o socjalnym i fiskalnym traktowaniu polskich przedsiębiorców oraz o skupieniu się na inwestycjach.

Nastawienie się na niemal socjalne oddziaływanie na firmy małe jest moim zdaniem założeniem błędnym.

Maria Andrzej Faliński komentuje Polski Ład.  Jego częścią jest program dedykowany małym i średnim przedsiębiorcom. Stwierdza, że intencja jest słuszna.

Trzeba pomagać tym, którzy tej pomocy oczekują i wymagają.

Jednak w programie są zawarte błędne założenia. Jak ocenia prezes Forum Dialogu Gospodarczego, przez system podatkowy przebija system „plebejskiego” myślenia. Biednemu się pomaga, ale gdy tylko wejdzie w wyższy próg, to już musi się zmagać z ZUS-em i Urzędem Skarbowym. Maria Faliński dodaje, że

W efekcie ci biedniejsi relatywnie […] płacą zdecydowanie więcej. a potraktowanie ich różnego rodzaju wsparciami niewiele rozwiąże.

Stwierdza, iż małe firmy nie są zbyt zadowolone z rządowych tarcz.

Gość Kuriera Ekonomicznego odnosi się także do kwestii koncesji dla TVN-u. Zauważa, że sytuacji w Polsce przyglądają się potencjalni inwestorzy.

Powinniśmy więcej skupić się na inwestycjach i […] zrezygnować z takiego fiskalnego traktowania przedsiębiorców.

Ocenia, że ulgi oferowane w ramach Polskiego Ładu są przeznaczone dla mocnych technologicznie firm.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Wanda Zwinogrodzka: połowa artystów nie ma żadnego ubezpieczenia, bo nie stać ich na opłacenie składek ZUS

Wanda Zwinogrodzka o próbie włączenia artystów w system ZUS, dopłatach do składek, opłacie reprograficznej i tarczy antykryzysowej.

 Wanda Zwinogrodzka zauważa, że tylko ok. 14 proc. artystów  ma umowy o pracę, podczas, gdy inni pracują na umowy cywilno-prawne, a nawet bez żadnych umów. W rezultacie

 Społeczeństwo nie zdaje sobie z tego sprawy patrząc na całe środowisko przez pryzmat celebrytów. Jak wyjaśnia podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w ramach planowanej ustawy, tym, których nie będzie stać na opłacanie składek do ZUS, dołoży państwo. Wyniesie to od 20 do nawet 80 proc. wysokości składki.  Zdaniem naszego gościa po wdrożeniu ustawy w życie 50 proc. artystów wyjdzie z szarej strefy.

Ustawa przewiduje powołanie Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych. Jego operatorem byłaby nowopowołana instytucja- Polska Izba Artystów. Włączenie się w system jest całkowicie dobrowolne. Zwinogrodzka zaznacza, że dzięki wyodrębnieniu kategorii zawodowych artystów grupa ta staje się dla systemu widoczna.

[related id=”138001″]Dla tych, którzy nie będą chcieli włączyć się w system nic się nie zmieni. Urzędnicy twierdzą, że dopłaty będą neutralne dla budżetu, gdyż zostaną pokryte z opłaty reprograficznej. Wiceminister wyjaśnia, że ta ostatnia stanowi „godziwą rekompensatę na rzecz uczciwej kultury”. Chodzi o opodatkowanie możliwości ściągania muzyki z Internetu i słuchania jej on-line na smartfonach, laptopach etc.

Środowisko artystyczne wykazało się odpowiedzialnością, bo tę środowiskową solidarność chce opłacić, z własnych pieniędzy, (…) a nie pieniędzy podatników.

Zwinogrodzka mówi również o działaniach rządu na rzecz pomocy artystom w czasie pandemii. Stwierdza, że rządowa pomoc wyratowała wiele instytucji z opresji. Przyznaje przy tym, że nawet ogromne środki, jakie rząd skierował na pomoc artystom nie rozwiązują całkowicie problemu. Apeluje do słuchaczy o wspieranie polskiej kultury.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Krzysztof Bosak: Sytuacja w szpitalach to wynik działań ministra Szumowskiego, który kłamał o przygotowywaniu strategii

Krzysztof Bosak o nieskuteczności epidemicznej i szkodliwości ekonomicznej lockdownu, zaniedbaniach rządu oraz o zagrożeniach związanych z unijnym funduszem odbudowy.


Krzysztof Bosak zauważa, że w rządowej tarczy nie zostało uwzględnione zatrudnienie studentów, którzy nie płacą ZUS. Stwierdza, że każdy, kto chce pracować w czasie pandemii powinien mieć taką możliwość. Obostrzenia bowiem rządowe zabijają polską gospodarkę i nie powstrzymują rozprzestrzeniania się pandemii.

Podkreśla, że lockdown nie zdaje efektów i jest nielegalny, co potwierdzają sądy. Wskazuje na sezonowy charakter zachorowań na Covid-19.

[related id=103095 side=right] Poseł Konfederacji wskazuje, że maseczki wpisano dopiero niedawno do ustawy, a i w niej jej dobrze nie zdefiniowano. Ocenia, że policja powinna się zajmować łapaniem bandytów, a nie ściganiem ludzi za nienoszenie maseczek. Sądzi, iż rząd winien skupić się na dobrym skoordynowaniu służby zdrowia w czasie pandemii koronawirusa, aby zmniejszyć liczbę dziennych zgonów.

Bosak podkreśla, że odpowiedzialność za obecny stan rzeczy spoczywa na rządzie, który dopuścił się zaniedbań. Nie można przerzucać odpowiedzialności na społeczeństwo.

Polityk zaznacza, że nie ma prawdziwej dyskusji nad unijnych funduszem odbudowy. Tymczasem pozwolenie Komisji Europejskiej na zaciąganie długu razem z europejskimi podatkami oznacza dalszą federalizację UE. Unijna biurokracje będzie rosnąć w siłę.

Okaże się za kilka lat, że Unia Europejska zakaże atomu.

W rezultacie unijnej polityki istnieje ryzyko, iż zostaniemy bez węgla, uzależnieni od rosyjskiego gazu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Byli pracownicy TVN piszą o łamaniu ich praw. Dr Hajdasz: opisywany w liście sposób zarządzania mediami jest naganny

Dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP komentuje doniesienia o nagannych praktykach mających miejsce w stacji należącej do amerykańskiego koncernu Discovery.

 

[related id=138359 side=left]Dr Jolanta Hajdasz komentuje list otwarty w którym znalazły się  informacje o łamaniu praw pracowniczych w TVN. Wskazuje, że pomimo anonimowego charakteru publikacji, jest ona dobrze udokumentowana i dzięki temu wiarygodna.

Nasza reakcja może być tylko jedna – Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP apeluje o dogłębne wyjaśnienie tych zarzutów.

Dr Hajdasz uwypukla doniesienia o zakazie informowania na temat szczepień osób powiązanych ze stacją.

Koncern Discovery, który jest właścicielem TVN, powinien się do tego odnieść.

Zdaniem rozmówczyni Jaśminy Nowak działalności grupy TVN powinien przyjrzeć się Zakład Ubezpieczeń Społecznych i Państwowa Inspekcja Pracy.

Jeden z byłych, wieloletnich operatorów wyjawił niedawno, że był zmuszany do przejścia na mniej korzystną formę zatrudnienia; traktowany jak pracownik drugiej kategorii.

Wszystko wskazuje, że proceder pozbawiania pracowników ubezpieczenia zdrowotnego był w TVN powszechny.

Jak upokarzani w ten sposób ludzie mają prawidłowo opisywać rzeczywistość? […] Taki sposób zarządzania mediami jest naganny i trzeba go obnażać.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.