Dmytro Antoniuk: Rosjanie strzelają do ratowanych ludzi

Featured Video Play Icon

Tama w Nowej Kachowce przed zniszczeniem

Korespondent Radia Wnet z Ukrainy odpowiada czy sytuacja w Nowej Kachowce jest bliska katastrofie ekologicznej.

Rosjanie strzelają do ratowanych ludzi. Dwie dzielnice w Chersoniu zalane i ponad tysiąc osób ewakuowanych po wysadzeniu tamy na Dnieprze. Mogą być problemy z wodą pitną w Zaporożu i w Krzywym Rogu.

 

Kodeks Postępowania Patriotki czyli „Wspomnienia wojenne” Karoliny Lanckorońskiej – 26.04.2023 r.

Książka, którą powinien przeczytać każdy. Wspomnienia te to zapis tragicznych wydarzeń okresu II wojny światowej, ale przede wszystkim piękne świadectwo wiary i niezłomności autorki.

Biografia Karoliny Lanckorońskiej przeplatana fragmentami jej wspomnień wojennych. W audycji tej Profesor Jerzy Miziołek opowiedział o Karolinie Lanckorońskiej i jej wpływie na kulturę polską.

Waszyngton chroni, Jerozolima chce mordować dzieci. Izrael łagodzi przepisy aborcyjne

Decyzja SN USA, w wyniku której władza federalna nie może narzucać stanom rozwiązań prawnych dotyczących aborcji, odbiła się szerokim echem. Nie wszyscy chcą jednak naśladować Waszyngton.

Izrael postanowił złagodzić przepisy aborcyjne obowiązujące w kraju. Zdaniem tamtejszego ministra zdrowia Nitzan’a Horowitz’a decyzja Sądu Najwyższego USA:

To smutny regres w prawach kobiet. Kobieta ma pełne prawo do swojego ciała.

Nowe przepisy pozwalają kobietom na łatwiejszy dostęp do pigułek aborcyjnych. Byłyby one dostępne za pośrednictwem powszechnego systemu opieki zdrowotnej. Zainteresowane zabiciem własnego dziecka nie będą już musiały osobiście stawiać się przed specjalną komisją, która decydowała o możliwości dokonania aborcji. Cały proces zostanie przeniesiony do sieci, a spotkanie z pracownikiem socjalnym stanie się dobrowolne.

Nienarodzeni Izraelczycy nie mogą więc spać spokojnie. Tym bardziej, że wspomniany wyżej minister uważa ich uśmiercanie za podstawowe prawo człowieka.

K.B.

Źródło: Rzeczpospolita

Ugandyjski terrorysta Dominic Ongwen skazany przez Międzynarodowy Trybunał Karny

Jeden z dowódców ugandyjskiej organizacji terrorystycznej Armii Bożego Oporu (LRA) został po 30 latach skazany za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione w Ugandzie.

W czwartek zapadł wyrok Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze w sprawie ugandyjskiego terrorysty, Dominica Ongwena (46 lat).

W latach młodzieńczych, skazany był dowódcą ugandyjskiej organizacji terrorystycznej Armii Bożego Oporu (LRA).

Armia Bożego Oporu (LRA) działająca na przestrzeni lat 1987 – 2009, doprowadziła do powstania jednego z najdłuższych konfliktów w Afryce. Jest odpowiedzialna za śmierć kilkudziesięciu tysięcy osób, masowe gwałty, zmuszanie do niewolnictwa seksualnego, a także uprowadzenie 25–30 tysięcy dzieci i wprzęgnięcia ich do działań zbrojnych.

Dominic Ongwen, jeden z pierwszych dziecięcych żołnierzy LRA za popełnione zbrodnie został skazany w czwartek 4 lutego, przez organ, który uniewinnił go trzydzieści lat wcześniej.

Druga sprawa Ongwena w Międzynarodowym Trybunale Karnym trwała aż 5 lat i zakończyła się uznaniem go winnym popełnienia zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. Zarzuty objęły 61 zbrodni popełnionych w północnej Ugandzie w latach 2002 – 2005. Wyrok trybunału w Hadze uznał Ongwena w pełni winnego wszystkich popełnionych zbrodni, za co grozi mu maksymalnie 30 lat pozbawienia wolności, a w szczególnym wypadku dożywocie.

NN

Źródło: Le Figaro, International Criminal Court

Macierewicz o katastrofie smoleńskiej: Rosyjscy generałowie powinni zostać postawieni w stan oskarżenia [VIDEO]

Antoni Macierewicz zauważa powielanie przez Rosjan modelu kłamstwa katyńskiego w przypadku katastrofy smoleńskiej. Nie ma wątpliwości co do udziału Rosji w spowodowaniu katastrofy.


Antoni Macierewicz, marszałek senior Sejmu, poseł PiS, były minister obrony narodowej mówi o wizycie premiera Mateusza Morawieckiego w Katyniu i Smoleńsku 10 kwietnia:

Najważniejszym kierunkiem obchodzenia tych rocznic, jest obchodzenie ich w prawdzie. To jest najistotniejsze, chociaż dobrze, jeżeli można też oddać hołd tym którzy polegli, tym którzy zostali zamordowani na miejscu tych straszliwych wydarzeń.

Gość Krzysztofa Skowrońskiego porównuje kłamstwa Rosji o zbrodni katyńskiej do katastrofy w Smoleńsku:

Rosjanie ukrywali prawdę o Katyniu przez dziesiątki lat. Kłamali, fałszowali materiał dowodowy, tworzyli fikcyjne komisje. […] Dysponowali także aparatem w Polsce, który powtarzał te kłamstwa, także pewien model kłamstwa katyńskiego jest właściwy Rosjanom. Dlatego prawda o Katyniu i Smoleńsku jest w tę rocznicę najważniejsza.

Omawiając sprawę katastrofy Smoleńskiej, Antoni Macierewicz nie ma wątpliwości co do przyczyn. Pozostaje kwestia ustalenia skali odpowiedzialności poszczególnych osób:

Nasi piloci byli fałszywie sprowadzani przez cały zespół nawigatorów w Smoleńsku, który był kierowany przez generała Benediktowa w centrum Logika w Moskwie. Stamtąd te fałszywe informacje były przekazywane, co było jednym z bardzo istotnych elementów tej tragedii. […] Materiał dowodowy jest bardzo bogaty i nie chodzi tu tylko o Witora Ryżenkę czy Pawła Plusnina [kontrolerów lotu ze Smoleńska – przyp. red], tylko o generalicję, czyli ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych przed rządem Federacji Rosyjskiej.

Postawienie tych osób w stan oskarżenia przez polską prokuraturę jest dla Antoniego Macierewicza oczywiste. Zapowiada także przekazanie odpowiedniego materiału dowodowego do prokuratury:

Całość materiału jest nieporównanie szersza i bardziej precyzyjna. […] Materiał zostanie przekazany prokuraturze jako materiał dowodowy.

W drugiej części rozmowy Antoni Macierewicz mówi o tym, gdzie spędzi czas 10 kwietnia, zbliżających się wyborach prezydenckich oraz swoim spotkaniu z Karolem Wojtyłą w 1975 roku.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K.

 

Policja zatrzymała podejrzanego w sprawie sprzed ćwierć wieku

Śledztwo prowadzone przez łódzkie Archiwum X doprowadziło do zatrzymania 44-latka podejrzanego o zabójstwo policjanta, popełnione 25 lat temu w okolicach Sieradza.

2 sierpnia 44-letni Janusz K. został aresztowany, a następnie przewieziony do Prokuratury Okręgowej w Sieradzu, gdzie usłyszał zarzut zabójstwa. Jest to efekt śledztwa policyjnego nad sprawą morderstwa sprzed 25 lat.

W 23 marca 1994 r. ok. godz. 19 Henryk Stolarek,  starszy sierżant policji w Brzeźniu pod Sieradzem wyruszył na samotny patrol, z którego miał już nigdy nie wrócić. Następnego ranka zauważono w rejonie wsi Pyszków wystający ze stawu wody dach radiowozu, na tylnym siedzeniu, którego znaleziono zwłoki dzielnicowego posiadające liczne obrażenia powstałe w wyniku uderzeń tępym narzędziem. Jak podaje TVP Info, mimo szeregu czynności podjętych przez policję i prokuraturę na miejscu odnalezienia samochodu, w wytypowanym miejscu zbrodni i na trasie, którą jechał radiowóz, a także zgromadzenia 21 tomów akt, śledczy nie zdołali przedstawić zarzutów żadnemu podejrzanemu. W 1996 roku sprawa została umorzona.

Prokuratura przeprowadziła wtedy szeroko zakrojone śledztwo. Akta sprawy liczą 21 tomów. Przesłuchano ponad tysiąc osób i zabezpieczono mnóstwo śladów biologicznych, fizykochemicznych, daktyloskopijnych i mechanoskopijnych. Część z nich będzie można znów poddać badaniom, m.in. DNA.

Tak w lipcu, jak podaje portal naszemiasto.pl,  mówił nadkom. Krzysztof Leszczyński, szef łódzkiego policyjnego Archiwum X, które zajęło się wyjaśnieniem zbrodni sprzed 25 lat, w której to sprawie  udało im się teraz dokonać przełomu.

Podejrzany w okresie, gdy popełniono zbrodnię,  miał 19 lat. Decyzją sądu na najbliższe trzy miesiące trafił do aresztu. Grozi mu dożywocie.

A.P.

W Chinach masowo morduje się ludzi w celu pozyskania organów. Oficjalne statystyki są aż 10-krotnie zaniżone! [VIDEO]

Handel organami w Chinach kwitnie. Oficjalne statystyki dotyczące przeszczepów są 10 razy niższe, niż jest w rzeczywistości. Organy pozyskuje się od kryminalistów, Chrześcijan i wyznawców Falun Gong.

David Matas opowiada o nielegalnym handlu organami przez Chińczyków. Statystyki chińskie przedstawiają, że transplantacji w 2016 roku było 10 tysięcy. Jednak raport naszego gościa wykazał, że liczba przeszczepów wynosi do 100 tys. rocznie.

W 2006 roku podczas pracy nad raportem, jedyne co braliśmy pod uwagę, to były oficjalne statystyki Chińskie. Dopiero w 2016 roku odkryliśmy prawdziwe statystyki i doszliśmy do tego, że jest to skala ludobójstwa. Nasz raport koncentrował się na tym, skąd te organy pochodzą.

Kim są osoby, którzy są „dawcami organów”? Są nimi m.in.: kryminaliści, chrześcijanie, wyznawcy Falun Gong, czyli starożytnego systemu medytacji. Jak wspomina rozmówca Poranka WNET, pacjentów się morduje i w ten sposób pozyskuje cenne części ciała. Wszystko wskazuje na to, że proceder realizowany jest na odgórne polecenie:

Nie znaleźliśmy żadnego dokumentu, który by to zarządzał, ale więźniowie sumienia znikają z więzień, szpitale wojskowe sprzedają organy za pieniądze. Szpitale te są szpitalami rządowymi, więc jest to systemowa procedura. Nie ma konkretnego prawa na zabicie wszystkich tych ludzi, ale jest prawo które pozwala na eliminację fizyczną wyznawców Falun Gong aby oczernić ich w oczach społeczeństwa.

Zdaniem Matasa Polska ma szerokie pole, aby działać na rzecz przeciwstawienia się chińskim zbrodniom. Niemniej jednak wpłynąć na Chiny tak Polsce, jak i innym krajom będzie zadaniem nader trudnym:

Od 13 lat faktycznie wiele krajowych legislacji zostało zmienionych. Izrael, Hiszpania, Tajwan, Norwegia zabraniają wymiany transplantologicznej z Chinami. Traktat Unii Europejskiej ratyfikowało już siedem krajów. Polska równiez podpisała wyrażenie zainteresowaniem, jednak było to już kilka lat temu. Polska może ratyfikować traktat UE i podjąć odpowiednie prawa które zapewnia ten traktat, podjąc odpowiednie rozmowy zarówno z chinami jak i ONZ oraz przyjąć prawo które identyfikuje zbrodniaży i zakazuje im wjazdu do kraju. […] Lekarze powinni informować pacjentów, że organy mogą pochodzić ze zbrodni.

Posłuchaj całej wypowiedzi już teraz!

Czy zabójstwo Pawła Adamowicza ujawniło słabość państwa? – Raczej słabość wymiaru sprawiedliwości – mówią eksperci

Niski wyrok skazujący za napady z bronią w ręku na banki, który dostał zabójca Pawła Adamowicza jest ewenementem w skali europejskiej. I – pośrednio – powodem tragedii, która wydarzyła się w styczniu.

Stefan W., który 13 stycznia zabił prezydenta Gdańska podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy popełnił zbrodnię niedługo po wyjściu z więzienia. Spędził w nim wyrok 5,5 roku pozbawienia wolności za cztery napady na banki i SKOK-i w Trójmieście. Napadów zawsze dokonywał w ten sam sposób – pracowników terroryzował bronią. I choć nie była to broń ostra (pistolety gazowe i wiatrówka), były to napady z bronią w ręku – również zdaniem sędziów. W więzieniu zdiagnozowano u niego schizofrenię. Mimo jego deklaracji, że po wyjściu zamierza popełnić jakieś spektakularne przestępstwo, mógł przygotować się do morderstwa i zabić.

Na tapecie polityków opozycji pojawiła się teza, że winę za to ponosi Służba Więzienna, która dostała od policji informację o jego niesprecyzowanych przestępczych planach. Problem w tym, że Służba Więzienna nie mogła zrobić nic. Policja, która otrzymała informację od więzienników, na temat wyjścia przestępcy oraz informacje dotyczące jego stanu psychicznego także nic nie zrobiła.

To nie wina więzienia, i nie policji

– Trzeba wszystko uporządkować – mówi Dariusz Loranty, ekspert ds. bezpieczeństwa, polski policjant, pisarz, publicysta, komentator medialny, nauczyciel akademicki, czołowy negocjator policyjny w III RP. – Przede wszystkim należy pamiętać, że Służba Więzienna może trzymać w więzieniu do końca wyroku. To nie jest instytucja, która może zrobić więcej, niż realizować wyroki sądów. Kiedy wyrok się kończy, kończy się również rola Służby Więziennej. Człowiek wychodzi na wolność i jest wolny – również w zakresie podejmowania decyzji.

Zdaniem Lorantego pięcioipółletni pobyt Stefana W. w więzieniu świadczy o tym, że nie tylko odbywał karę pozbawienia wolności, ale był również diagnozowany lekarsko i przechodził resocjalizację.

– Dopiero badania w więzieniu ujawniły jego chorobę. Był leczony. Ale skończył się wyrok i wyszedł na wolność – opowiada Dariusz Loranty. – Policja też niewiele mogła zrobić. Miała związane ręce, praktycznie żadnej możliwości działania. W PRL-u walczyliśmy wszyscy o to, żeby policja nie miała takich uprawnień, które będą w sprzeczności z wolnościami obywatelskimi. Dotyczy to również wolności osób, które właśnie wyszły z więzienia.

Stefana W. nie można było skierować na przymusowe leczenie – o tym zawsze decyduje sąd. Nie spełniał również warunków, do umieszczenia go w ośrodku dla „bestii” w Gostyninie.

Czy morderca Pawła Adamowicza wyszedłby inny, gdyby za napady na banki spędził w więzieniu więcej czasu? Paradoksalnie właśnie tak.

Zaskakująco niskie wyroki

Wyrok, który otrzymał pięć lat temu był – jak za takie przestępstwa – niewysoki (maksymalna kara za napaść z bronią w ręku to 15 lat więzienia). Takie wyroki nie zdarzają się nigdzie indziej w Unii Europejskiej, szczególnie za napady na banki. Napad na zwykły sklep kończy się zwykle wyrokiem nie mniejszym niż 10 lat. Banki? Tu zdarzają się nawet wyroki bezwzględnego dożywocia.

Oto za napad z nożem w ręku na polski sklep w Wielkiej Brytanii brytyjski Sąd skazał na początku 2015 roku dwóch Arabów na kilkanaście lat więzienia.

W ubiegłym roku do brytyjskiego więzienia trafiło dwoje Polaków za napad z bronią w ręku ma studio nagraniowe w Birmingham. 36-letnia Anna S. i 32-letni Paweł S. sterroryzowali bronią dwie osoby. Polka została skazana na 9 lat więzienia, natomiast jej wspólnik spędzi za kratami 11 lat.

Za napad na pociąg pocztowy w latach 60. XX wieku, którego dopuścił się gang Ronalda Biggsa brytyjski Sąd skazał wszystkich członków napadu łącznie na 307 lat więzienia. Proces Biggsa trwal siedem dni i skończył sie dla niego wyrokiem bezwzględnego więzienia na okres 30 lat. Najniższy wyrok, jaki otrzymał jeden z napastników to 20 lat więzienia.

Zachód radzi sobie również z przestępcami odwołującymi się do polityki. Niedoszły zabójca Theresy May (złapany na planowaniu zamachu) został skazany na bezwzględne dożywocie. Sędzia uznał go za osobę „bardzo niebezpieczną i niezdolną do resocjalizacji”.

Jak wielu bandytów po niskich wyrokach chodzi po polskich ulicach? To ma zostać zbadane. Sędziowie pilnując swojej niezależności nie pozwalają nie tylko na sprawdzanie ich orzeczeń i wyroków, ale – przede wszystkim – na krytykowanie ich. Jest, jak tłumaczą, elementem sędziowskiej niezawisłości zagwarantowanej Konstytucją.

W sobotę odbył się pogrzeb Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Żegnały go tłumy

Gdańszczanie żegnały zmarłego po ataku nożem w czasie 27 finału WOŚP Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska. Na uroczystości pogrzebowe przybył prezydent Andrzej Duda. Odczytano list Prymasa Polski.

W dniu uroczystości pogrzebowych Pawła Adamowicza obowiązywała ogłoszona przez Andrzeja Dudę, prezydenta RP żałoba narodowa.

Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się o godz. 12.00 w Gdańsku, w Bazylice Mariackiej od odśpiewania „Mazurka Dąbrowskiego”.

To w tym kościele b. prezydent Gdańska będzie pochowany, obok rajców gdańskich i zasłużonych dla miasta obywateli z ostatnich kilkuset lat.

Adamowicza żegnałą rodzina – w tym żona Magdalena, córki Antonina i Teresa, brat Piotr oraz rodzice, przyjaciele, przedstawiciele władz państwowych, politycy oraz gdańszczanie – w kościele wypełnionym po brzegi. Tysiące mieszkańców Trójmiasta oglądały uroczystości pogrzebowe na specjalnych telebimach ustawionych w różnych punktach Gdańska.

Homilię wygłosił abp Sławoj Leszek Głódź.

– Ze smutkiem przyjąłem wiadomość o tragicznej śmierci śp. Pawła Adamowicza. Ze względu na pobyt w Panamie i udział w odbywających się tam Światowych Dniach Młodzieży nie mogę osobiście przekazać słów kondolencji. pragnę za to tą drogą przesłać wyrazy szczególnego współczucia i duchowej jedności – napisał Prymas Polski abp Wojciech Polak w liście odczytywanym w Bazylice Mariackiej.

Ze zgromadzonymi połączył się w modlitwie także papież Franciszek, który prosił o przekazanie papieskich różańców rodzinie zmarłego.

Paweł Adamowicz zmarł w szpitalu po bestialskim ataku nożem, którego dokonał Stefan W., bandyta, który miesiąc wcześniej wyszedł z więzienia za napady z bronią w ręku na banki i SKOK-i.

Czy doszłoby do morderstwa, gdyby Stefan W. był sprawdzony przez policję?

Dlaczego policja nie zrobiła nic z informacjami, które miała na temat Stefana W., mordercy Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska? Od jego wyjścia z więzienia minęło wystarczająco dużo czasu…

Policja miała dużo czasu, żeby przygotować się, że może popełnić przestępstwo. Zapowiadał je – o czym, jak przyznają, wiedzieli.

Dzisiaj nie jest trudno porozmawiać ze znajomymi, czy też raczej byłymi znajomymi Stefana W. Zwykle chcą zaistnieć w mediach – dla satysfakcji, bo przecież żaden z nich się nie przedstawia. Chętnie mówią jaki był przed więzieniem. I co się stało z nim już kiedy wyszedł.  O tym, co działo się z nim w więzieniu też można się dowiedzieć. I pozostaje tylko pytanie, skoro dziennikarzom tak łatwo sprawdzić dossier mordercy – czy równie łatwo było dowiedzieć się tego wszystkiego policji?

Stefana W. policjanci znali przecież doskonale – był awanturnikiem, lubił bójki i rozboje. Ślizgał się po paragrafach, aż w końcu zaczął okradać SKOK-i i banki. Za to właśnie trafił do więzienia, z którego wyszedł, żeby popełnić najgłośniejsze morderstwo w Polsce XXI wieku. Morderstwo, które duża część opinii publicznej okrzyknęła mordem politycznym, choć tak naprawdę było wyłącznie morderstwem na polityku. Być może nie do końca świadomym aktem choroby psychicznej – tego z pewnością będzie próbowała dowieść obrona Stefana W.

Przeciętny więzień. Nie chciał się resocjalizować

Bo wiadomo już, że cierpi na schizofrenię paranoidalną. Tę wiedzę zawdzięczamy właśnie ponad pięciu latom spędzonym w więzieniu. Wcześniej Stefana W. nie badali psychiatrzy. W jego środowisku byłoby to społecznym samobójstwem. Diagnoza i leczenie to efekt pozbawienia wolności i – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – troski państwa za kratami. Dopiero tu wyszło na jaw, że coś ze Stefanem jest nie tak. Słyszy głosy, gada do siebie. Bywa, że żyje w innym świecie. Kryzys przychodzi na przełomie 2015 i 2016 roku – wtedy głosy mówią do niego najgłośniej. Natychmiastowa konsultacja psychiatryczna kończy się pobytem w szpitalu. I obowiązkowym leczeniem farmakologicznym, które trwa do ostatniego dnia pobytu w więzieniu. Do grudnia 2017 roku psychiatrzy badają go jeszcze 12 razy.

W celi, ani na więziennym oddziale nie nawiązuje przyjaźni. – Nie grypsował, nie miał przyjaciół w grupach nieformalnych – dowiaduję się, kiedy badam fakty dotyczące mordercy. I dalej: – Nie korzystał z siłowni, od czasu do czasu czytał „Dziennik Bałtycki”, chyba go lubił. Kilka razy poszedł na mszę do kaplicy więziennej. Ale religia raczej do niego nie trafiła, bo z Bogiem się nie zaprzyjaźnił. Schudł.

Dla klawiszy to przeciętniak. Siedział, jak większość – raczej bezproblemowy. Trzy raz w ciągu pięciu lat ukarany za drobne przewinienia porządkowe.

Z informacji od kilku dni udzielanych przez Służbę Więzienną wszystkim bez wyjątku mediom dowiaduję się, że nie stosowano wobec niego siły. Nie był pobity, ani nie stosowano wobec niego środków przymusu bezpośredniego. Nie miał również dostępu do sterydów, ani do środków psychotropowych – to zresztą byłoby wykryte.

Więzienie go nie rozpieszcza – nie chce się resocjalizować, więc trzykrotnie jego wniosek o przedterminowe zwolnienie jest odrzucony przez sąd. Odwiedzają go matka i bracia – w sumie 126 razy, przy czym najczęściej przychodzi matka. To ona zresztą ma powiedzieć policji, że jej syn planuje kolejne przestępstwo. Z zemsty za – jak uważa od pierwszego dnia odsiadki – zbyt wysoki wyrok.

Policja zresztą wie więcej. Niespełna miesiąc przed wyjściem na biurko policjantów z Gdańska trafia informacja, że Stefanowi W. kończy się wyrok. Trzy tygodnie później kolejne pismo. Oraz informacja, że W. chce po wyjściu jeździć po Polsce, na pewno wyjechać z Gdańska, w którym mieszkał i popełniał przestępstwa. Może będzie bezdomnym, nie wie jeszcze.

Kolegom w celi mówi więcej – tak, być może „zrobi coś wielkiego”. Ale w celi rozmawia się inaczej – czasem po prostu trzeba się chwalić.

Lekcja na przyszłość

Co dzieje się w policji z tą informacją?

Kiedy próbuję rozmawiać z rzecznikiem policji okazuje się, że jest na urlopie. Mogę oczywiście wysłać pytana mailem, lub na piśmie, ale nie wiadomo, jak szybko dostanę odpowiedź. A skoro – co już wielokrotnie przebrzmiało w mediach – policja nie zrobiła z tą wiedzą nic, to chcę zapytać dlaczego?

Choć policji zdarza się pilnować wychodzących więźniów, kontrolować ich – tak, żeby wiedzieli że cały czas ktoś patrzy im na ręce. Pokazywać się im. Tym razem sprawę odłożyli ad acta.

Czy gdyby Stefan W. wiedział, że jest obserwowany zdecydowałby się na popełnienie zbrodni na oczach tłumu? A może mając wątpliwość, czy częste kontakty z policją są faktem, czy może wytworem chorej wyobraźni, nie odstawiłby leków? Tego już nie sprawdzimy. Choć bezspornie może być dla policji lekcją na przyszłość. Szczególnie przed zbliżającymi się wyborami, kiedy osoby publiczne będą wystawione na szczególne ryzyko.