Doktryna hegemonii kulturowej Gramsciego – geneza, teoria i praktyka / Zbigniew Berent, „Kurier WNET” nr 58/2019

Dorobek Gramsciego łatwiej obserwować nie przez bezpośrednie odniesienie do jego nauki, ale przez cywilizacyjne skutki spustoszenia społecznego, politycznego, obyczajowego i religijnego.

Zbigniew Berent

Doktryna hegemonii kulturowej Gramsciego

Rodzime siły lewactwa i destrukcji, licząc na wywołanie zamętu i histerii w społeczeństwie, postanowiły sięgnąć do doktryny hegemonii kulturowej Antonia Gramsciego, miazmatów wychowawczych „szkoły frankfurckiej” i politycznej poprawności jako ideowej pandemii obecnej na Zachodzie od lat co najmniej pięćdziesięciu. Skierowały najcięższe działa na dziedzinę obyczajowości. Nie oddajmy im tego pola i nie pozwólmy, aby przejęły na własność umysły naszych dzieci, o które toczy się walka na śmierć i życie! W Polsce od niedawna, a na świecie od prawie 100 lat.

Twórcą dominującej dziś w naszej cywilizacji lewackiej doktryny hegemonii kulturowej był Antonio Gramsci. Urodził się 23 I 1891 r. w Ales na Sardynii, zmarł 27 IV 1937 r. w Rzymie. Był włoskim działaczem komunistycznym, filozofem i publicystą, teoretykiem i popularyzatorem marksizmu. W 1924 r. został wybrany do parlamentu włoskiego. W 1926 r. aresztowany przez faszystów, w 1928 r. został skazany na 20 lat więzienia i spędził resztę życia w odosobnieniu. W więzieniu powstały jego podstawowe prace (32 tzw. Zeszyty więzienne), wydane dopiero w latach 1947–60 w 10 tomach pt. Opere di Antonio Gramsci. Zawierają zarys filozofii marksistowskiej.

Przyszłość ruchu marksistowskiego Gramsci widział w masowej wierze, której podstawą byłaby nowa, rewolucyjna moralność. Jej zwycięstwo było według niego istotą rewolucji, oznaczało „moralną i intelektualną reformę” oraz „stworzenie nowej, zintegrowanej kultury”.

Podstawy doktryny hegemonii kulturowej trafnie zobrazował Krzysztof Wyszkowski w krótkim eseju zamieszczonym w internecie. Otóż na początku XX wieku klasa robotnicza nie spełniła nadziei, jakie pokładali w niej przywódcy światowego ruchu komunistycznego. Wbrew sowieckiej propagandzie rosyjscy robotnicy nie wsparli masowo rewolucji bolszewickiej. Bolszewicy musieli utrzymywać władzę, stosując terror. Polscy robotnicy nie przyłączyli się do Armii Czerwonej, bronili swej kapitalistycznej ojczyzny przed sowieckimi komunistami. Podobnie robotnicy francuscy, angielscy czy niemieccy byli mało zainteresowani rewolucją socjalistyczną.

Gramsci zadał więc trafne pytanie: Dlaczego masy pracujące nie poparły partii, która miała im przynieść wyzwolenie z ucisku? I odpowiedział sobie: ponieważ miały fałszywą świadomość – burżuazyjną. Przyczyny tej świadomości stały się źródłem jego dociekań. Zdaniem Gramsciego robotnicy nie mogli rozpoznać swojego prawdziwego interesu klasowego, ponieważ ich dusze były przesiąknięte ideami chrześcijaństwa. Na Zachodzie, odwrotnie jak w Rosji, państwo nie było wszechmocne, gdyż istniała „mocna struktura społeczeństwa obywatelskiego”. Dlatego w społeczeństwach zachodnich należało – zdaniem tego ideologa – wybrać inną strategię: nastawić się na „długi marsz przez instytucje”, czyli przejmowanie i przekształcanie szkół, uczelni, czasopism, gazet, teatrów, kin, sztuki. Konieczne było opanowanie ośrodków opiniotwórczych (owych „nowożytnych areopagów”, używając określenia Jana Pawła II), aby zmienić dominującą kulturę, a przede wszystkim wyrugować z niej wpływy chrześcijaństwa. Uformowany przez nową kulturę człowiek przyszłości, wyzwolony od fetyszy religii, miał dobrowolnie, bez przymusu państwa przyjąć komunistyczne postulaty jako swoje. Pierwszoplanowym zadaniem lewicy nie jest zatem zdobycie władzy i zmiana ustroju. Przy panującej na Zachodzie mentalności i strukturze społecznej nie ma ona szans dłużej się utrzymać. Głównym celem była i jest zmiana świadomości zbiorowej w ten sposób, aby władza sama dostała się w ręce lewicy.

Projekt Gramsciego był oczywiście długofalowy, rozpisany na dziesiątki lat. Stanowił także odwrócenie strategii Lenina, który – używając żargonu marksistowskiego – twierdził, że najpierw trzeba zdobyć „bazę” (czyli środki produkcji), a potem dokonywać zmian w „nadbudowie” (czyli w kulturze).

Pierwsza wojna światowa wzmogła proces uprzemysłowienia Włoch – masowo zatrudniano nowych pracowników. Turyński gigant FIAT zatrudniał w 1914 r. 4300 robotników, a w 1918 – już ponad 40 tysięcy. Na wsi miały miejsce demonstracje przeciwko poborowi do wojska, rekwirowaniu żywności i brakom w zaopatrzeniu. Żołnierze w listach z frontu często zachęcali do protestów. Ludzkie koszty wojny były ogromne. Włochy zmobilizowały 5 milionów 250 tys. żołnierzy. Co najmniej 615 tys. zginęło. Po wojnie Włochy ogarnęła fala strajków i okupacji fabryk, nazwana „biennio rosso” (czerwonym dwuleciem). Strajki ogarniały nie tylko centra przemysłowe – na wsi strajkowało ponad milion chłopów. Gramsci w 1911 roku przybył do Turynu i wstąpił do Włoskiej Partii Socjalistycznej (PSI). PSI – jedyna zachodnioeuropejska partia socjaldemokratyczna, która przeciwstawiła się pierwszej wojnie światowej – wzrosła wówczas liczebnie niemal dziesięciokrotnie (od 23 tys. członków w 1918 r. to 200 tys. w 1920), a największy związek zawodowy CGL – z 250 tys. do dwóch milionów członków. W kwietniu 1919 r. Gramsci i jego towarzysze partyjni założyli gazetę „L’Ordine Nuovo” (Nowy Porządek), która nadawała polityczny kierunek walce robotników. Gazeta zajmowała się głównie tworzeniem we Włoszech rad robotniczych.

Najważniejszy okres aktywności Gramsciego przypada na początek lat 20., kiedy to liczono jeszcze na zwycięski pochód rewolucji. W 1920 roku Gramsci współorganizował i opracował teoretycznie tzw. turyńskie rady fabryczne, które miały stać się zaczynem bolszewickiej rewolucji: „Dzisiaj komitety te ograniczają się do władzy kapitalisty w fabryce i pełnią funkcje arbitrażowe i dyscyplinarne. Rozszerzone i wzbogacone, staną się jutro organami władzy proletariackiej i zastąpią kapitalistę we wszystkich jego użytecznych funkcjach kierowania i zarządzania przedsiębiorstwem”. Walka o hegemonię miała dwojaki cel: wyzwolenie pracowników od idei łączących ich z istniejącym systemem oraz jednoczenie innych klas niższych (np. chłopów, niższej klasy średniej) z pracownikami. Gramsci podzielał leninowski cel polityczny – budowę „robotniczego raju”. Miał jednak własny, oryginalny pomysł na jego realizację.

Dobrze zaznajomiony ze specyfiką włoskiej obyczajowości i kultury uważał, że chrześcijaństwo jest siłą wiążąca społeczeństwo: chłopów, robotników, arystokrację, duchowieństwo w jednorodną całość. Na tej podstawie polemizował z leninowską tezą, że masy mogą powstać i obalić rządzącą nadbudowę. Nie pozwoli im na to ich chrześcijańska wiara.

Klasa rządząca dąży do ustanowienia moralnego i ideologicznego przywództwa, hegemonii nad społeczeństwem poprzez zakorzenienie w nim własnych wartości. Wypływa stąd, zdaniem Gramsciego, wniosek, że ruch rewolucyjny nie może się ograniczać wyłącznie do obalenia państwa, musi odnieść zwycięstwo także w dziedzinie wartości, łamiąc intelektualną i kulturalną dominację klasy rządzącej. Ruch rewolucyjny musi stworzyć kontrhegemonię. Dokonanie podziału wspólnych wartości na stare, kapitalistyczne, i nowe, z nowymi celami, miało pomóc ruchowi socjalistycznemu w stworzeniu nowych, trwałych instytucji. W odróżnieniu od „wojny manewrowej” (która udała się w Rosji ze względu na słabość caratu), w sytuacji, gdy klasa rządząca ma mocną pozycję, należy wszcząć „wojnę pozycyjną” o społeczeństwo.

Marksizm dla Gramsciego był teorią klasy pracowniczej, której walka może doprowadzić do zjednoczenia i wyzwolenia ludzkości. Jego poglądy są przeciwieństwem przekonań tych marksistów, którzy uważają, że trzeba odgórnie „uświadamiać” pracowników. Według niego w klasie pracowniczej już istnieją elementy nowej koncepcji świata, które powinny być wyłuskane z wielu sprzecznych pojęć. Elementy świadomego kierownictwa istnieją w każdej spontanicznej walce. Muszą się one połączyć. Dla Gramsciego dowodem słuszności teorii była praktyka. Twierdził, że „wyzwolenie się od częściowych i błędnych ideologii” jest „tożsame z walką o kulturowe zjednoczenie ludzkiej rasy”. Walka o ideologiczną hegemonię jest także walką o tworzenie rewolucyjnej partii. Co ciekawe, nazwał tę partię „nowoczesnym księciem” (aluzja do Księcia XVI-wiecznego filozofa politycznego Machiavellego).

Z tych założeń Gramsci wywiódł wskazania dla każdego ruchu kulturalnego, który chciałby zastąpić ogólnie przyjęte poglądy [światopogląd chrześcijański] i dawne koncepcje świata:

1. Niezmordowanie powtarzać własne argumenty. „Powtarzanie jest bowiem środkiem dydaktycznym, działającym najskuteczniej na umysłowość ludu.

Nasza doktryna nie jest doktryną zbuntowanych niewolników, jest to doktryna władców, którzy w codziennym trudzie przygotowują broń, by zapanować nad światem”.

2. O zakresie wpływów nie decyduje wyłącznie władza polityczna, ale także, a nawet bardziej, instytucje społeczne, kulturalne, religijne. Zwycięstwo w tych obszarach zapewnia również władzę polityczną. Potrzebny jest „długi marsz przez instytucje”. Ale samo przejęcie instytucji nie zapewni hegemonii. Potrzebne jest zniszczenie fundamentów obyczajowych, religijnych, moralnych, na których opiera się stare społeczeństwo: szacunku dla władzy, poszanowania religii, przywiązania do instytucji rodziny.

3. Współczesna rodzina burżuazyjna opiera się na kapitale, na dorobku prywatnym. Całkowicie rozwinięta istnieje tylko dla burżuazji; jej uzupełnieniem jest przymusowy brak rodziny u proletariuszy oraz prostytucja publiczna. Rodzina burżuazyjna zaniknie naturalnie wraz z zanikiem tego swego uzupełnienia. Komuniści nie mają potrzeby wprowadzać wspólności żon, istniała ona niemal zawsze. Nie tylko brat i siostra byli niegdyś mężem i żoną – u wielu ludów dziś jeszcze dozwolone są stosunki płciowe pomiędzy rodzicami i dziećmi.

„Nowy typ człowieka, jakiego wymaga racjonalizacja produkcji i pracy, nie może się rozwinąć, dopóki życie płciowe nie zostanie odpowiednio uregulowane, dopóki i to także nie będzie zracjonalizowane”.

4. Zasada bezpośredniego i pośredniego przymusu w dziedzinie organizacji produkcji i pracy wymaga modyfikacji.

Środki zastosowane w Rosji Sowieckiej – zmilitaryzowanie pracowników – były niewłaściwe. O wiele lepsze rezultaty osiągano w amerykańskich przedsiębiorstwach Forda, „który stanowi największy po dziś dzień zbiorowy wysiłek zmierzający do wytworzenia – w niesłychanym tempie i z nigdy dotychczas niespotykaną świadomością celu – nowego typu pracownika i człowieka”.

Gramsci był zafascynowany metodami kontroli pracowników w zakładach FORDA w USA. Podejmowano tam próby wglądania, za pomocą kadry inspektorów, w życie prywatne podwładnych i kontrolowanie, na co wydają zarobki i jak żyją. Badano np. moralność robotników, spożycie alkoholu, ich życie rodzinne i seksualne i wpływ tych czynników na wydajność robotników. Włoski ideolog z uznaniem stwierdzał, że „walka z alkoholizmem, tym najgroźniejszym czynnikiem destrukcji sił robotniczych, staje się funkcją państwa”. To samo dotyczyło życia płciowego, bo „nadużywanie i nieregularność funkcji płciowych jest najgroźniejszym po alkoholizmie wrogiem energii nerwowej”. W systemie amerykańskim Gramsci upatrywał pozytywnych pionierskich tendencji. Miał nadzieję na przekształcenie tych metod w ideologię państwową w nowym państwie komunistycznym.

5. Wychowanie i kształcenie nowych pokoleń musi stać się z prywatnej funkcją publiczną. „Równolegle ze szkołą jednolitą będzie się przypuszczalnie rozwijać sieć przedszkoli i innych pokrewnych instytucji, w których jeszcze przed osiągnięciem wieku szkolnego dzieci będą wdrażane do pewnej dyscypliny (…) Szkoła jednolita (…) winna kultywować życie zbiorowe w dzień i w nocy”.

W procesie budowy społeczeństwa nowego typu instytucja rodziny z jej funkcją wychowawczą miała ulec destrukcji. Nowy ład miał być oparty na przymusie, a ten wykluczał podmiotowość człowieka i rodziny. Wraz z przejściem środków produkcji na własność społeczną pojedyncza rodzina przestaje być gospodarczą jednostką społeczeństwa. Prywatne gospodarstwo domowe przekształca się w część organizacji społecznej. Opieka nad dziećmi i ich wychowanie stanie się także sprawą społeczną: państwo będzie się opiekować wszystkimi dziećmi jednakowo…

6. Małżeństwo monogamiczne jest wyrazem ujarzmienia jednej płci przez drugą, proklamowaniem wrogości płci. Pierwszy ucisk klasowy w historii to ucisk żeńskiej płci przez męską w małżeństwie monogamicznym.

Tezy Gramsciego przyjęli za własne w sposób najbardziej widoczny liberalni działacze na rzecz konwergencji kultur w USA. Doktryna „marszu przez instytucje” pojawiła się na amerykańskim rynku politycznym na przełomie lat 50. i 60. XX w. za sprawą amerykańskiego Instytutu Studiów Politycznych. Oto wypowiedź dra Scotta Powella, dyrektora Instytutu Myśli Katolickiej w Kolorado, obserwatora poczynań Instytutu Studiów Politycznych, z 1988 roku:

„Inspiracja i kierunek działalności IPS pochodzi od Antonia Gramsciego, włoskiego komunisty-teoretyka, który postawił Marksa na głowie, argumentując, że kulturalna nadbudowa determinuje polityczną i ekonomiczną bazę. Podobnie jak Gramsci, członkowie IPS przyjęli imperatyw »długiego marszu przez instytucje« – media, uniwersytety, instytucje publiczne, religijne i kulturalne, w wyniku czego wartości kulturalne zostaną zmienione, a moralność osłabiona, przygotowując warunki do przejścia władzy politycznej i ekonomicznej w ręce radykalnej lewicy. Publikacje IPS-u, filmy i inne prace odnoszą się do wartości humanistycznych, ale umieszczają te wartości w krzywym zwierciadle rzeczywistości. Fakt, że IPS jest zazwyczaj określany jako organizacja liberalna wskazuje, że Instytut z powodzeniem maskuje swój radykalny charakter przed tradycyjnymi liberałami lub że znaczenie słowa ‘liberalizm’ zostało radykalnie zmienione”.

Doktryna Gramsciego ma do tej pory ogromny wpływ na lewicowe kręgi amerykańskie.

W przeciwieństwie do innych wielkich doktrynerów komunistycznego świata: Marksa, Lenina, Mao, Trockiego, Che Guevary, uznanie dla jego nazwiska nie wiąże się z otwartym, powszechnym kultem. Jego twarz nie pojawia się na transparentach i plakatach. Nauki Gramsciego są tylko dla wybranych.

Ideowy dorobek Gramsciego łatwiej obserwować nie przez bezpośrednie odniesienie do jego nauki, ale poprzez cywilizacyjne skutki spustoszenia społecznego, politycznego, obyczajowego i religijnego, jakie na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat dokonało się w Stanach Zjednoczonych.

W 2016 roku, gdy wybory prezydenckie wygrał Donald Trump, przeciążeniu uległa kanadyjska strona z informacjami na temat imigracji do tego kraju. Także polscy lewacy grozili, że jeśli naród się pomyli w ostatnich wyborach i nie wybierze ich protegowanych, będą masowo emigrować. Adam Michnik obiecywał wyjazd do Izraela, a córka ówczesnej pani premier Ewy Kopacz zamierzała podobno uciec do Kanady. Niestety nie dotrzymali słowa i zostali, podobnie jak ich amerykańscy odpowiednicy. Fala zapowiedzi emigracji z powodu obrażenia się na wyniki demokratycznych wyborów nawiedziła też, po referendum w sprawie Brexitu, Wielką Brytanię. Ostrzegano wtedy, że Anglicy będą masowo uciekać do Francji. Nic takiego nie nastąpiło; nadal przenoszą się głównie do Hiszpanii, i to nie z powodów politycznych, tylko cieplejszej pogody.

Współczesny podział, którego osią jest polaryzacja na liberalną lewicę i nurt konserwatywny, wynika z wizji świata, jaką próbuje nam narzucić lewica. W tej wizji nie ma miejsca na państwa narodowe (zgodnie z tezami Spinellego i jego dwóch towarzyszy z Manifestu z 1941 roku), wspólnoty, dobro i piękno. Jedyną właściwą wizją przyszłości jest świat liberalny z człowiekiem w roli Boga w centrum – jak u Marksa. Barbara Stanisławczyk, autorka książki: Kto się boi prawdy? Walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce zauważa, że świat współczesny – wedle wzorca liberalnej lewicy – ma być tak zwanym rojowiskiem, pełnym pojedynczych, zagubionych ludzi. To, co w totalitaryzmach – takich jak hitleryzm czy bolszewizm – było zwartym szeregiem ludzi kierowanych przez wodzów, w dzisiejszym świecie liberalnej demokracji przeradza się w „rój”, „rojowisko”, które też jest formą zniewolenia.

Człowiek, któremu liberalna lewica podarowała absolutną wolność, jest dzisiaj tak naprawdę niewolnikiem jedynego dobra, jakie mu dano, mianowicie nadmiaru ofert. Może sobie kupić wszystko, może wszystko zdobyć, jak mu powiedziano, tylko że z tym „wszystkim” nie umie sobie poradzić.

Gramsci pisał do końca swego życia, a wierni wyznawcy i ideowi spadkobiercy zadbali, żeby jego hasło „marszu poprzez instytucje” i „kontrhegemonii” zostały wcielone w życie. Owocem twórczości Gramsciego jest nie tylko eurokomunizm. Jego poglądy realizował Mao w Chinach. Dokonaniami włoskiego myśliciela interesowali się radzieccy stratedzy przygotowujący pierestrojkę w Związku Sowieckim. Żarliwymi wyznawcami doktryny Gramsciego były i są wszelkie grupy i lewackie lobby na całym świecie, rzadko wskazując wprost na swoje pochodzenie. Metody ich działania są ciągle ulepszane dzięki możliwościom, jakie daje współczesna technologia, a sposobem realizacji doktryny: wojny informacyjne, promocja mowy nienawiści i agresji, medialna indoktrynacja w obszarze stylu życia, pandemia politycznej poprawności, ataki trolli internetowych, wojny hybrydowe, itd.

(Cytaty niepodpisane pochodzą z pism A. Gramsciego – przyp. red.)

Zbigniew Berent, ur. w Brodnicy w 1959 r., absolwent prawa na UMK, do niedawna przedsiębiorca, trener biznesu, dyrektor Instytutu Doskonalenia Kadr „SENEKA”, publicysta, autor książek. Publikacja opracowana na podstawie książki autora: Kulturkampf XXI wieku. Walka cywilizacji o człowieka.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Doktryna hegemonii kulturowej Gramsciego” znajduje się na s. 10 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Doktryna hegemonii kulturowej Gramsciego” na s. 10 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Sztuka wojenna opiera się na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń”. Tę zasadę Sun Tzu przejął Dżyngis Chan, potem Rosja

Kupcy mogli podrzucać nowe tematy, mylić tropy, odwracać uwagę. Jeśli wielu kupców pojawiało się jednocześnie w wielu miastach z tymi samymi informacjami, mogli wręcz narzucić nową wizję świata.

Zbigniew Berent

W dawnych czasach rolę środków masowego przekazu pełniły bazary. Odpowiednikami współczesnych liderów opinii publicznej byli kupcy. Targ był nie tylko miejscem handlu, ale i wymiany poglądów, centrum informacyjnym. Kupcy mogli podrzucać nowe tematy, rozpalać wyobraźnię, mylić tropy, odwracać uwagę. Jeśli zatem dostatecznie wielu kupców pojawiało się jednocześnie w wielu miastach z tymi samymi informacjami, mogli wręcz narzucić nową wizję świata. I to postanowił wykorzystać Dżyngis Chan.

Mongolski wódz, zanim przystępował do podboju nowych krajów, wysyłał do nich wywiadowców. Najczęściej pojawiali się oni jako kupcy na czele wielkich karawan, zaopatrzonych w tanie i dobre towary.

Wcześniej uczono ich pracy wywiadowczej. Sporządzali np. szkice, na które nanosili każdy zagajnik, bród czy łąkę na popas. Kiedy później hordy przystępowały do ataku, wykorzystywały znajomość terenu. Działalność „kupców” polegała także na rozpoznaniu stosunków społecznych, ekonomicznych, politycznych i religijnych. Wykorzystując tę wiedzę, manipulowali informacjami, aby wzbudzać waśnie wyznaniowe i plemienne. W ten sposób doprowadzano przyszłego przeciwnika do osłabienia wewnętrznego. Zarazem członkowie karawan niby dyskretnie rozpowiadali o wielkich dobrodziejstwach, jakie przynoszą wojska Złotej Ordy. Stanisław Swianiewicz, jeden z najwybitniejszych sowietologów II Rzeczpospolitej, napisał: „Dżyngis Chan miał doskonale zorganizowany aparat szeptanej propagandy, który osłabiał wolę oporu zaplanowanej ofiary”. (…)

Dżyngisydzi starali się prowadzić swe podboje tak, aby odwaga i bohaterstwo nie były potrzebne. Ich wojska były niezwyciężone, gdyż wkraczały do akcji – jak pisał rosyjski generał Iwanin w 1875 roku – „dopiero w końcowym etapie, dopiero wówczas, gdy na rzecz armii spadał względnie łatwy obowiązek ostatecznego spacyfikowania kraju przeznaczonego na opanowanie”. O prawdziwym sukcesie decydowała podjęta znacznie wcześniej długotrwała akcja rozpoznawcza, dywersyjna i niszcząca morale społeczności danego terytorium. Rosyjski historyk Paweł Milukow pisał, że gdy skończyła się mongolska niewola, wielcy książęta moskiewscy nie byli w stanie „rozwinąć innego programu, oprócz tego dawnego, tradycyjnego, który stał się instynktem: jeszcze więcej zabiegać i zbierać, oszukiwać i gwałty czynić – z jednym celem – zdobycia jak największej władzy i jak największej ilości pieniędzy”. Znacznie później, w XX wieku, Dzieło Sun Tzu stało się „biblią” sowieckich służb specjalnych. (…)

Lenin, a za nim bolszewicy, uważali intelektualistów za „użytecznych idiotów”. Jak zauważył emigracyjny znawca problemów ZSRS Michał Heller, „specyfika sowieckiej dezinformacji polega na tym, że czerpie ona swe soki żywotne z postawy Zachodu, który po otrzymaniu impulsu z Moskwy, dezinformuje się już sam”.

(…) Zawrotną karierę w terminologii postmodernistycznej robi dziś słowo ‘simulacrum’. Najkrócej mówiąc, oznacza ona kopię bez oryginału. Takimi kopiami były wielkie medialne spektakle związane z tzw. Jesienią Ludów w 1989 roku, np. Okrągły Stół w Polsce, Rewolucja Grudniowa w Rumunii czy obrona Białego Domu w Moskwie w sierpniu 1991 roku. Wszystkie one były pomyślane wyłącznie jako wielkie widowiska telewizyjne. Okrągły Stół odwoływał się do polskiej tradycji polityki symboli, a jego celem – by znów użyć sformułowania Jadwigi Staniszkis – było to, by „przełom służył zakamuflowaniu ciągłości”. Zdjęcia z bohaterskim Borysem Jelcynem na wieżyczce czołgu w obronie moskiewskiego Białego Domu były jedynie faktem wirtualnym, gdyż nie było żadnego szturmu na Biały Dom. Wydarzenie to zaistniało jedynie na dziesiątkach milionów ekranów telewizyjnych na całym świecie.

Dzięki badaniom Radu Portocala wiemy dziś dużo więcej o kulisach obalenia rządów Nicolae Caeucescu w Rumunii. Quasi-rewolucję zorganizowano po to, by nowa ekipa uzyskała legitymację społeczną. Jej centrum znajdowało się w głównym gmachu państwowej telewizji w Bukareszcie, była to bowiem „rewolucja telewizyjna”. A rozegrano ją z iście hollywoodzkim rozmachem. 21 grudnia 1989 roku chrzęst pancernych gąsienic był emitowany z wielkich głośników na dachach domów, toteż wystarczyło kilkunastu wmieszanych w tłum agentów, którzy krzyknęli „czołgi jadą!”, by ludzie wpadli w panikę. Telewidzowie mieli wrażenie autentyczności wydarzenia, ponieważ demonstranci byli naprawdę przerażeni. Z głośników również puszczano odgłosy serii karabinów maszynowych. Żołnierze wierni Frontowi Ocalenia Narodowego odpowiadali ogniem, w wyniku czego zginęło więcej ludzi niż za panowania Ceaucescu. Zachód przymknął oczy na mord sądowy na byłym dyktatorze po tym, jak francuska telewizja nadała reportaż o tysiącach ofiar Ceaucescu, których zbiorową mogiłę odkryto w Timisoarze. Znów mieliśmy do czynienia z simulacrum, gdyż trupy (ze śladami sekcji zwłok) zwieziono z różnych kostnic i prosektoriów. Spektakl się jednak udał, gdyż telewidzowie weń uwierzyli. (…)

„Aksamitna rewolucja” w Czechach rozpoczęła się 17 listopada 1989 roku od brutalnie rozpędzonej przez milicję studenckiej demonstracji w Pradze. O jej terminie funkcjonariusze StB wiedzieli wcześniej niż jej oficjalni organizatorzy.

Władimir Bukowski dowiódł, że proces upadku komunizmu był zaplanowany w Moskwie i przebiegał według scenariuszy zależnych od specyfiki danego kraju. Te plany całkowicie zawiodły jedynie w NRD i Czechosłowacji, gdzie przeprowadzono dekomunizację.

Na przykład w byłej NRD musiało pożegnać się z „pracą” ponad 70% sędziów. Wyniki swojej kwerendy w kremlowskich archiwach zawarł Bukowski m.in. w książce Moskiewski proces. Jej polskie wydanie zostało w 1999 roku ostro skrytykowane na łamach „Gazety Wyborczej”. Recenzent radził Bukowskiemu, aby zajął się raczej „pisaniem thrillerów politycznych w stylu Roberta Ludluma”. Owym recenzentem był Lesław Maleszka, zdemaskowany dwa lata później jako wieloletni płatny agent SB. W swoim tekście obśmiewał m.in. przedstawioną przez Bukowskiego wersję „aksamitnej rewolucji” w Czechach. Tymczasem wystarczy wejść na oficjalne strony internetowe czeskiej policji, by w katalogu Urzędu Dokumentacji i Badania Zbrodni Komunizmu odnaleźć szczegóły operacji KLIN.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Mechanizmy łowienia ludzkich dusz” znajduje się na s. 12 marcowego „Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Mechanizmy łowienia ludzkich dusz” na s. 12 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

OPOKA – Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego. Upowszechniajmy własną wizję kulturalno-historyczną Polski w świecie

W polskim ustawodawstwie istniała koncepcja MaBeNy-OPOKI w okresie międzywojennym. Zamiast trzymać rękę w nocniku, już 30 lat temu należało uchwalić jednym zdaniem dalsze obowiązywanie tego przepisu.

Zbigniew Berent

Premier Mateusz Morawiecki podczas swego exposé zapowiedział utworzenie Centrum Analiz Strategicznych (CAS): „Musimy uczyć się przygotować spójne prawo i podejmować decyzje podporządkowane długofalowym strategiom rozwojowym”. Zdecydowano, że w CAS znajdą się trzy departamenty: Departament Analiz, Departament Oceny Skutków Regulacji oraz Departament Studiów Strategicznych. Założono, że CAS będzie zapleczem intelektualnym i analitycznym Rady Ministrów, dzięki któremu praca rządu stanie się jeszcze bardziej efektywna. (…) Do prac należałoby zaangażować struktury państwowe, naukowe, wynalazcze, biznesowe, instytuty i instytuty naukowo-badawcze (Narodowy Instytut Kultury, Instytut Adama Mickiewicza, Polski Instytut Sztuki Filmowej, IPN, Instytut Badań nad Totalitaryzmami itd.), fundacje (Polska Fundacja Narodowa), agencje (Polska Agencja Prasowa, Agencja Rozwoju Przemysłu itd.). Profesor Zybertowicz zaproponował nazwę projektu MaBeNa – Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego.

Okazuje się, że w polskim ustawodawstwie funkcjonowała koncepcja MaBeNy-OPOKI w okresie międzywojennym. Zamiast trzymać rękę w nocniku, już 30 lat temu należało uchwalić jednym zdaniem dalsze obowiązywanie tego przepisu.

Oto główna treść dekretu Prezydenta RP z 14.01.1936 r.

„Art. 1. Jeżeli państwo obce:

  1. traktuje obywateli polskich gorzej niż obywateli innych państw obcych albo
  2. ogranicza Państwo Polskie lub jego obywateli w rozporządzaniu swym majątkiem znajdującym się poza granicami Rzeczypospolitej, a w szczególności utrudnia im dochodzenie swych roszczeń,
  3. nie zapewnia obywatelom polskim przebywającym na jego obszarze ochrony prawnej udzielanej powszechnie przez państwa obce, albo wreszcie
  4. w jakikolwiek inny sposób na skutek wydanych przez siebie przepisów prawnych naraża na uszczerbek interesy materialne Państwo Polskiego lub jego obywateli,

mogą być wydane zarządzenia ochronne”.

Od początku 2018 roku rozgorzała dyskusja na temat wizji i tematyki, jakimi powinna zająć się MaBeNa. Gdyby równolegle w równie zacięty sposób toczona była dyskusja nad jej aspektami organizacyjnymi, mogłoby to przynieść konkretne efekty. Niestety nic podobnego nie nastąpiło. W 2018 roku doszło do ewidentnego mieszania się zagranicznych środowisk w nasze wewnętrzne sprawy podczas ataku na nowelizację ustawy o IPN, ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS.

Nastąpiła próba zmiany miejsca pomnika katyńskiego w New Jersey. Wykazaliśmy się wówczas niezwykłą czujnością i skutecznością. Było to jednak działanie na zasadzie pospolitego ruszenia ludzi dobrej woli. Byłbym spokojniejszy, gdyby podobne akcje odbywały się w sposób bardziej sformalizowany, na wzór prac Reduty Dobrego Imienia. (…)

Obecnie serwisem informującym o najważniejszych zjawiskach i tendencjach w kulturze polskiej oraz o wydarzeniach kulturalnych organizowanych w Polsce i za granicą jest Culture.pl. To największe i najbardziej wszechstronne źródło wiedzy o twórcach i dziełach, zawierające także publikowane na bieżąco recenzje, analizy i omówienia autorstwa profesjonalistów fascynujących się historią i socjologią kultury, estetyką i poszczególnymi dziedzinami twórczości. Od ponad dekady portal Culture.pl prowadzony jest przez Instytut Adama Mickiewicza – narodową instytucję kultury, której zadaniem jest budowanie marki „Polska” w wymiarze kultury oraz udział w międzynarodowej wymianie kulturalnej. (…)

Piotr Gociek na łamach „Do Rzeczy” podpowiada, że praktycznie wszystko jest do zrobienia przez MaBeNę od nowa, w oprawie godnej XXI stulecia. „Celem tej machiny powinno być przypomnienie światu, że Polacy dają radę. Zawsze dawali. Bili się i dawali radę. To nie znaczy, że zawsze wygrywali, ale nie dali się zniszczyć fizycznie, nie dali się upodlić moralnie”.

Do tej charakterystyki kapitalnie pasuje wiele życiorysów znanych i nieznanych bohaterów. Ale nawet te najbardziej znane nie doczekały się spopularyzowania w postaci filmów fabularnych czy seriali, które najlepiej upowszechniłyby ich postawy w Polsce i może poza jej granicami.

Pierwszym z brzegu nasuwającym się na myśl heroicznym przykładem jest postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Urodził się w 1901 roku w Ołońcu w dzisiejszej Rosji. Był rotmistrzem kawalerii Wojska Polskiego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej oraz żołnierzem Armii Krajowej. Z własnej woli znalazł się w obozie koncentracyjnym Auschwitz, żeby zapoznać się z panującymi w nim warunkami i założyć tam ruch oporu. Dokonał brawurowej ucieczki z obozu. Jako jeden z pierwszych napisał trzy raporty o holokauście, zwane Raportami Pileckiego. Zginął zamordowany przez władze komunistyczne w 1948 r. w Warszawie.

Generał Stanisław Sosabowski (1892–1967) – legendarny dowódca polskich spadochroniarzy – był jednym z niezliczonych polskich bohaterów II wojny światowej. Talentem dowódczym wykazał się na wielu frontach, ale przez historię został zapamiętany przede wszystkim jako twórca i dowódca Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Po II wojnie światowej pracował w Wielkiej Brytanii jako robotnik magazynowy w fabryce silników elektrycznych, a następnie telewizorów. Zmarł na zawał 25 września 1967 r. w Londynie. W 1969 r. spadochroniarze przywieźli jego prochy do Polski, gdzie spoczęły – zgodnie z wolą Sosabowskiego – na warszawskim Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Elżbieta Zawacka – cichociemna z Torunia – ukończyła matematykę na Uniwersytecie w Poznaniu. Po studiach prowadziła zajęcia z przysposobienia obronnego dla kobiet. We wrześniu 1939 roku wraz z Kobiecym Batalionem Pomocniczej Służby Wojskowej walczyła w obronie Lwowa. W lutym 1943 roku wyruszyła jako emisariuszka Komendanta Głównego AK Stefana Roweckiego przez Niemcy, Francję, Andorę, Hiszpanię i Gibraltar do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. W czasie II wojny światowej przekraczała granice III Rzeszy ponad sto razy, nielegalnie przenosząc meldunki i informacje. W przerwach między wyprawami uczyła się na tajnych kompletach. W 1951 roku aresztowało ją UB. Została skazana na 10 lat więzienia za szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu. Więzienie opuściła po 4 latach. Poświęciła się pracy naukowej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Gromadziła materiały historyczne związane z działalnością AK.

Nazwiskami i życiorysami można by sypać jak z rękawa, a i tak ich liczba stanowiłaby ułamek procenta Polaków godnych upamiętnienia. Ich losy, poglądy i postawy są tak ciekawe i godne podziwu, że gdyby nie pewność, że te postaci i ich dzieje są prawdziwe, można by przypuszczać, że zostały wymyślone przez mistrzów powieści sensacyjnych.

A polscy naukowcy, wynalazcy, podróżnicy, politycy? Wielu nazwisk polskich sław na skalę światową przypominać nie trzeba. Ale ilu z nas wie, że polski biolog Rudolf Weigel wynalazł pierwszą skuteczną szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu, witaminę A odkrył Polak Kazimierz Funk, grupy krwi – Polak Ludwik Hirszfeld, Tadeusz Sędzimir jest wynalazcą technik cynkowania i walcowania blachy, Witold Zglenicki – pomysłodawcą wydobywania ropy naftowej spod dna morskiego, Mieczysław Bekker – konstruktorem łazika księżycowego z misji Apollo, a Patrycja Wizińska-Socha to twórczyni przenośnego aparatu do badania serca dzieci w okresie prenatalnym? To tylko nieliczne, pierwsze z brzegu przykłady naszych rodaków, z których osiągnięć możemy być dumni.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „OPOKA. Upowszechniajmy własny wizerunek Polski w świecie” znajduje się na s. 13 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „OPOKA. Upowszechniajmy własny wizerunek Polski w świecie” na s. 13 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polski udokumentowany republikanizm datuje się od roku 1468, kiedy kraju Pani Ambasador USA nie było jeszcze na mapie

Prezydent Roosevelt powiedział emisariuszowi Polskiego Państwa Podziemnego Janowi Karskiemu: – Powiesz swoim przywódcom, że Polska wyłoni się bogata, ustabilizowana. Społeczeństwo amerykańskie pomoże.

Zbigniew Berent

Nasza historia dowodzi, że kultura stanowi nie tylko o bogactwie narodu, ale także, a może przede wszystkim, o jego sile i autonomii. Naród rozwija się i kształtuje dzięki kulturze i dla ochrony jej wartości ma prawo do suwerenności i niepodległości. Dla republikanina być wolnym oznacza nie pozostawać pod niczyją dominacją, nie być zależnym od niczyjej woli i presji. (…)

Amerykanie są zadowoleni z tego, że są Amerykanami. Kolejnym czynnikiem wyróżniającym ten naród jest amerykańskie podejście do władzy i przekonanie o tym, że władza to ludzie wynajęci do zarządzenia sprawami kraju.

Podobnie jest w Niemczech, Danii, Szwecji. Polacy też są dumni ze swojego kraju, z tego, że są Polakami. To komuniści wmówili nam, iż Polska słynęła jedynie z warcholstwa, prywaty i liberum veto. Że jesteśmy tak wielkimi nieudacznikami, że nie możemy się sami rządzić. Udało im się to poprzez fałszowanie historii. Uwypuklano porażki, pomijając sukcesy. Zatruto umysły Polaków całkowicie zindoktrynowanym obrazem I i II Rzeczpospolitej.

Tymczasem już od 1468 roku, gdy kraju Pani Ambasador USA, która poucza nas teraz o wolności, niezależności i demokracji, nie było jeszcze na mapie świata, datuje się udokumentowany polski parlamentaryzm; już wtedy powstał zalążek naszej wersji demokracji z prawem do wolności słowa i nietykalności osobistej. Niestety dopiero od niedawna zaczęło funkcjonować w przestrzeni publicznej pojęcie ‘polski republikanizm’.

Nasze wolnościowe rozwiązania ustrojowe ewoluowały, były rozwijane i korygowane w zależności od sytuacji wewnątrz kraju i sytuacji międzynarodowej. Gdy na kontynencie europejskim dominował absolutyzm, samowola władców, prześladowania religijne i polityczne, w Rzeczpospolitej funkcjonowały kardynalne zasady wolności słowa i religii. Do 1795 roku nie można było uwięzić szlachcica bez wyroku sądowego. (…)

Obecnie różne środowiska wypominają Polakom różne historie z różnych czasów, w tym z II wojny światowej. Niektóre z tych historii są zupełnie zmyślone, inne zakłamane.

Wśród wielu Polaków tzw. sprawiedliwych znaleźli się i tacy, co z Niemcami współpracowali, donosili czy wręcz ręka w rękę z nimi zabijali. Nie zmienia to jednak faktu, że polski rząd (w odróżnieniu od np. rządu Francji, Norwegii, Danii, Belgii, Holandii itd.) nigdy nie zdecydował się na jakąkolwiek formę współpracę z nazistowskimi agresorami.

Ewidentnie wstydliwe historie mają także Stany Zjednoczone i nikogo za nie nie przepraszają. W 1939 roku odesłali do Europy statek St. Louis z żydowskimi uchodźcami. Gdy w maju 1939 roku rząd Kuby nie wpuścił na swe terytorium 937 żydowskich uchodźców z III Rzeszy, niemiecki kapitan skierował statek ku wybrzeżu USA. Była to dla przybyszów ostatnia szansa na ratunek. U wybrzeży Florydy statek został jednak zatrzymany przez amerykańską straż graniczną. Wysłała ona kapitanowi komunikat „Statek St. Louis nie otrzyma zgody na cumowanie tutaj ani w żadnym innym porcie Stanów Zjednoczonych”. Po kilku tygodniach tułaczki Żydzi musieli wrócić do Europy. Decyzję o odmowie przyjęcia uciekających z Niemiec Żydów podjął ówczesny prezydent Franklin Delano Roosevelt. Uznał on ich za element niepożądany. Rzekomo kluczowa okazała się obawa, że Żydzi staną się obciążeniem dla budżetu USA. Kilkuset pasażerów St. Louis po powrocie do Niemiec zostało wkrótce rozstrzelanych lub wywiezionych do okupowanej Polski i zaduszonych gazem w Auschwitz i Sobiborze, w tym kobiety i dzieci. Tragedii tej można było uniknąć, gdyby w 1939 r. rząd USA podjął inną decyzję.

W 2011 r. grupa pasażerów St. Louis, którzy przeżyli wojnę, została przyjęta w amerykańskim Departamencie Stanu. Przyjęto ich tam bardzo uprzejmie, ale nie usłyszeli słowa, na które czekali – przepraszamy.

(…) Prezydent Roosevelt w lipcu 1942 roku powiedział emisariuszowi Polskiego Państwa Podziemnego Janowi Karskiemu: „Powiesz swoim przywódcom, że Polska wyłoni się bogata, ustabilizowana. Społeczeństwo amerykańskie pomoże. Jest przyjazne twojemu krajowi. Powiesz swoim przywódcom, że wasze granice ulegną zmianie, na wschodzie na korzyść Rosji. Marszałek Stalin się tego domagał. Te zmiany nie będą duże, ale należy pomóc marszałkowi Stalinowi uratować twarz i ja to zrobię. Polacy dostaną odszkodowanie na północy i na zachodzie (…)”. A po chwili: „Powiesz także swojemu narodowi, że ma w tym domu przyjaciela”. (Odpowiedź Roosevelta – cytowaną „słowo w słowo” – przekazuję na podstawie zapisków Macieja Wierzyńskiego (Emisariusz. Własnymi słowami, PWN 2010).

Podstawowym celem wizyty Jana Karskiego w Waszyngtonie było poinformowanie prezydenta USA o masowej eksterminacji narodu żydowskiego na ziemiach polskich. Podczas 1,5 godzinnej rozmowy prezydent Roosevelt pytał o wiele spraw z okupowanej Polski, o organizację ruchu oporu, o sytuację polskich dzieci, ale sprawę żydowską pomijał i pomniejszał, jakby go nie interesowała.

Nasz amerykański przyjaciel z pewnością myślał globalnie. Czyżby dlatego nie okazał szczególnej empatii dla eksterminowanych Żydów? Stany Zjednoczone od II wojny światowej są żarliwymi adwokatami narodu żydowskiego. Często zabierają głos w ich obronie. Jednak gdy miały możliwości pomocy Żydom przed i w trakcie II wojny światowej, nie skorzystały z niej. Czy dlatego, że do 1947 roku sprawa żydowska nie była z punktu widzenia geopolityki istotna? (…)

Oficjalnie prasa kontrolowana przez Franklina Delano Roosevelta i jego przyjaciół oburzała się „postępem faszyzmu w Europie”. Tymczasem ówczesny prezydent sam był beneficjentem spekulacji dokonywanych na niemieckiej marce od 1922 roku.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska mogłaby pouczać o demokracji” znajduje się na s. 13 styczniowego „Kuriera WNET” nr 55/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Zbigniewa Berenta pt. „Polska mogłaby pouczać o demokracji” na s. 13 styczniowego „Kuriera WNET”, nr 55/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poprawność polityczna: zagrożenie cywilizacyjne o neomarksistowskim rodowodzie / Zbigniew Berent, „Kurier WNET” 54/2018

Źródeł poprawności politycznej należy szukać w porażce, jaką poniósł marksizm w przeddzień, w trakcie i tuż po zakończeniu I wojny światowej. Idea międzynarodowego ruchu robotniczego nie zadziałała.

Zbigniew Berent

Neomarksistowska bomba poprawności politycznej

Ludzkość opracowała przez tysiąclecia kanony dobra i zła, piękna i brzydoty, prawdy i fałszu. Tymczasem obecnie wydaje się, że nie ma już prawdy i fałszu, nie ma poznania, piękna ani brzydoty, nie ma też sztuki. Człowiek został sprowadzony do roli zwierzęcia dysponującego rozumem, który już nie służy do analizy rzeczywistości, a jedynie do zaspokajania najprostszych potrzeb fizjologicznych. Tego, co dzieje się z nami obecnie, nie sposób zrozumieć bez odwołania do kluczowego pojęcia „politycznej poprawności”. To ona decyduje o tym, że społeczeństwo trawi obawa przed użyciem niewłaściwego słowa, przed oskarżeniami o napastliwość, brak wrażliwości, o rasizm, seksizm albo homofobię.

Poprawność polityczna jest to neomarksistowska bomba podłożona pod fundamenty naszej cywilizacji.

Narodziny ideologii, z jaką mamy do czynienia obecnie, miały miejsce w Niemczech w 1923 roku, kiedy to syn bogatego przedsiębiorcy, Feliks Weil, założył przy frankfurckim uniwersytecie marksistowski Instytut Badań Społecznych, a skupieni wokół niego naukowcy zyskali z czasem miano szkoły frankfurckiej.

Po 1930 roku, kiedy jego dyrektorem został Max Horkheimer, główne prace instytutu dotyczyły obszaru kulturowej nadbudowy. Sam Horkheimer interesował się teoriami Freuda, które starał się skorelować z klasycznym marksizmem w ramach tzw. teorii krytycznej. Ważnymi członkami instytutu okazali się: Teodor Adorno, Erich Fromm i Herbert Marcuse. Dwaj ostatni wprowadzili do teorii zasadniczy element, istotny dla politycznej poprawności – seksualny. Marcuse wzywał do stworzenia społeczeństwa „wielopostaciowej perwersji” i wskazywał na potrzebę wolności seksualnej.

Po dojściu do władzy Hitlera działalność instytutu została przeniesiona do Stanów Zjednoczonych. Instytut zajął się badaniem społeczeństwa amerykańskiego. Podczas rebelii studenckich w połowie lat 60. Herbert Marcuse osiągnął niebywałą popularność, a jego słynna książka Eros i cywilizacja stała się niemal biblią dla ruchów młodzieżowych. Hasła, które głosił, trafiały na sztandary: „Zajmij się sobą”, „Nie musisz pracować” i najważniejsze: „Rób miłość, nie wojnę” (Make love, not war).

Bill Lind, dyrektor Centrum Kulturowego Konserwatyzmu, działającego w ramach Fundacji Kongresu Wolności, pokusił się o definicję i genealogię zjawiska poprawności politycznej:

Pojęcie powstało w postaci żartu, komiksowego dowcipu i nadal jesteśmy skłonni traktować je półserio. W rzeczywistości jest ono śmiertelnie poważne. To jest wielka choroba naszego kraju, ta sama, która doprowadziła do śmierci dziesiątki milionów ludzi w Europie, w Rosji, w Chinach, dosłownie na całym świecie. To jest choroba ideologii. Polityczna poprawność nie jest zabawna. Jest śmiertelnie poważna. Jeżeli spojrzymy na zjawisko w sposób analityczny, historyczny, szybko odnajdziemy jego istotę. Polityczna poprawność jest kulturowym marksizmem. Zjawiskiem przeniesionym z obszaru ekonomii w dziedzinę kultury. Jego korzeni należy szukać nie w ruchach hippisowskim i pokojowym lat 60., ale znacznie wcześniej, w okresie I wojny światowej. Jeśli porównamy podstawowe dogmaty politycznej poprawności z klasycznym marksizmem, podobieństwa staną się oczywiste.

Kulturowy marksizm ma na celu zniszczenie więzi rodzinnych, tradycji religijnej i całej kultury. Szkoła frankfurcka, powołując się na Hegla, Marksa, Nietzschego, Freuda i Webera stwierdziła, że tak długo, jak długo ludzie zachowują wiarę w Boga, a przynajmniej nadzieję wiary – są w stanie za pomocą daru myślenia rozwiązywać stojące przed społeczeństwem problemy i nigdy nie osiągną stanu beznadziei i alienacji, koniecznych do wywołania rewolucji socjalistycznej.

Dlatego celem grupy niemiecko-amerykańskich naukowców ze szkoły frankfurckiej stało się, tak szybko jak to możliwe, podminowanie dziedzictwa chrześcijańskiego. Żeby to urzeczywistnić, nawoływali do ekstremalnej, negatywnej, niszczącej krytyki każdej sfery życia w celu destabilizacji społeczeństwa i doprowadzenia do stanu, jaki nazywali porządkiem „opresyjnym”. Ich polityka miała szerzyć się jak wirus – „innymi sposobami kontynuować dzieło zachodnich marksistów”, jak powiedział jeden z autorów tych destrukcyjnych dla współczesnego społeczeństwa i kultury perspektyw.

Kanony poprawności politycznej są wprowadzane przez jej zwolenników do dyskursu publicznego jako norma obyczajowa. Najlepszym terenem dla obserwacji tego zjawiska są Stany Zjednoczone. W „Fidelio Magazine” Michael Minnicino w roku 1992 w artykule Szkoła frankfurcka i poprawność polityczna zauważył, że spadkobiercy szkoły frankfurckiej całkowicie zdominowali amerykańskie uniwersytety, „nauczając studentów, jak ćwiczeniami zamienić rozsądek w rytuał politycznej poprawności”. Obecnie w Ameryce i Europie publikuje się bardzo niewiele teoretycznych książek o sztuce, filologii czy języku, które otwarcie nie potwierdzają długu wdzięczności względem szkoły frankfurckiej. Polowanie na czarownice na uczelniach to narzucanie koncepcji Marcuse’a o „tolerancji represyjnej – tolerancji ruchów lewicowych, a nietolerancji prawicowych”. Środowiska konserwatywne postrzegają zjawisko poprawności politycznej jako zakaz krytyki określonych grup, odnoszącej się do ich pochodzenia, historii, kultury lub zachowania i określają je mianem cenzury lub neocenzury.

Do wysiłków szkoły frankfurckiej w kwestii masowej inżynierii społecznej dołączył Bertrand Russell. W książce Wpływ nauki na społeczeństwo (The Impact of Science on Society) z 1951 roku napisał: Fizjologia i psychologia dają pole metodzie naukowej, która nadal czeka na rozwój. Znaczenie psychologii masowej zostało znacznie zwiększone poprzez wzrost nowoczesnych metod propagandy. Najbardziej wpływowa z nich nazywa się edukacją.

Psycholodzy społeczni przyszłości będą mieli klasy uczniów, w których będą próbować różne metody tworzenia niezachwianego przekonania, że śnieg jest czarny. Wkrótce uzyskają różne rezultaty. Pierwszy, że dom ogranicza człowieka. Drugi, że niewiele można zrobić, jeśli indoktrynacja nie rozpocznie się w wieku poniżej 10 lat. Trzeci, że bardzo skuteczne są ułożone do muzyki wersety, wielokrotnie intonowane.

Czwarty, że opinia, iż śnieg jest biały, musi być podtrzymana, żeby pokazać chorobliwy smak ekscentryczności. Ale uważam, że w przyszłości naukowcy sprecyzują te maksymy i odkryją, ile dokładnie kosztuje wpojenie dzieciom wiary, że śnieg jest czarny, a o ile mniej – że jest ciemnoszary. Kiedy udoskonali się tę technikę, każdy rząd, który pokieruje edukacją przez jedno pokolenie, będzie mógł bezpiecznie kontrolować swoich obywateli bez pomocy armii czy policji.

Dr Timothy Leary daje kolejny wgląd w umysły szkoły frankfurckiej w swoim opisie pracy Projekt dotyczący leków psychodelicznych Uniwersytetu Harvarda. Przytoczył w nim swoją rozmowę z Aldousem Huxleyem:

Substancje psychodeliczne, masowo produkowane w laboratoriach, wywołają ogromne zmiany w społeczeństwie. To nastąpi z tobą, bez ciebie czy beze mnie. Wszystko, co można zrobić, to głosić tę wiadomość. Przeszkodą w tej rewolucji, Timothy, jest Biblia. (…) Substancje, które otwierają umysł na wielorakie rzeczywistości, niechybnie prowadzą do politeistycznego postrzegania wszechświata. Wyczuliśmy, że nadszedł czas na nową, humanistyczną religię, opartą na inteligencji, łagodnym pluralizmie i naukowym pogaństwie.

Jeden z kierowników wspomnianego projektu, R. Nevitt Sanford, odegrał istotną rolę w promocji stosowania substancji psychodelicznych. Uczynił to w wydanej w 1965 roku książce Osobowość autorytarna, której był współautorem. Główni propagandyści obecnego lobby narkotykowego podpierają się jego argumentacją. George Soros publicznie zakwestionował skuteczność akcji antynarkotykowych kosztujących Stany Zjednoczone 37 mld dolarów rocznie. Wspiera on finansowo Lindesmith Center, reprezentujący Amerykanów optujących za dekryminalizacją narkotyków.

W latach 60. Herbert Marcuse, posługując się kombinacją retoryki Marksa i Engelsa, obiecywał studentom, że pokonanie kapitalizmu i jego fałszywej świadomości stworzy społeczeństwo, w którym największe satysfakcje będą mieć charakter seksualny. Podobne poglądy zawarł w książkach Eros i cywilizacja i Człowiek jednowymiarowy (One Dimension Man).

Ci sami marksistowscy intelektualiści, którzy wymyślili slogan „Rób miłość, nie wojnę”, promowali dialektykę „negatywnej” krytyki; oni też wymyślili utopię, w której rządzą ich zasady, doprowadzili do obecnej mody pisania od nowa historii i mody na „dekonstrukcję”. Ich mantry to „różnice seksualne to umowa”; „róbta co chceta”.

Prowadzone przez szkołę frankfurcką w latach 40. i 50. XX w. w Ameryce badania osobowości autorytarnej przygotowały drogę dla późniejszej wojny z płcią męską, promowanej przez Herberta Marcuse’a i jego rewolucjonistów społecznych pod przykrywką „wyzwolenia kobiet” i ruchu nowej lewicy w latach 60. Dowodu na to, że techniki psychologiczne zmieniające osobowość zamierzają do zniewieścienia amerykańskich mężczyzn, dostarczył Abraham Maslow, założyciel Psychologii Humanistycznej Trzeciej Siły i promotor psychoterapeutycznej sali lekcyjnej, który napisał, że „następnym krokiem w rozwoju osobistym jest transcendencja męskości i kobiecości do ogólnego człowieczeństwa”.

W późnych latach 60. i na początku 70. ub. wieku trwały intensywne kampanie organizowane przez liczne organizacje zajmujące się kontrolą urodzin (antykoncepcja, aborcja, sterylizacja). Z analiz ich rocznych raportów wynika, że stosunkowo mała liczba osób zaangażowana była w zdumiewającym stopniu w szereg grup nacisku. Ta pajęczyna powiązana była nie tylko pracownikami, ale funduszami i ideologią (…) wspierały ją w niektórych przypadkach dotacje od departamentów rządowych. Centrum tej pajęczyny było Stowarzyszenie Planowania Rodziny (FPA) i jego pochodne. Odkryliśmy strukturę władzy o olbrzymich wpływach. Głębsze śledztwo ujawniło, że faktycznie ta pajęczyna sięgała dużo szerzej – do eugeniki, kontroli populacji, kontroli urodzin, reform w zakresie prawa seksualnego i rodzinnego, edukacji seksualnej i zdrowotnej. Jej macki sięgały do wydawnictw, instytucji medycznych, edukacyjnych i badawczych, organizacji kobiecych i poradni małżeńskich – wszędzie, gdzie mogła wywierać wpływy. Wydawała się mieć wielki wpływ na media, i funkcjonariuszy odpowiednich departamentów rządowych, zupełnie nieproporcjonalnie do liczby zaangażowanych osób (V. Riches, Płeć a inżynieria społeczna, Family Education Trust 1994).

Wkrótce opublikowano książkę o intrygującym tytule Ludzie popierający Hitlera – niemieckie ostrzeżenie dla świata (The Men Behind Hitler – A German Warning to the World). Propagowała ruch eugeniczny, który stał się popularny na początku XX wieku, a zszedł do podziemia po Holokauście. Okazało się, że nadal funkcjonował w postaci promocji aborcji, eutanazji, sterylizacji. Potwierdziły to kolejne publikacje. W USA wydano książkę, która udokumentowała działalność Amerykańskiej Rady ds. Informacji i Edukacji Seksualnej (SIECUS), pt. Krąg SIECUS. Rewolucja humanistyczna (The SIECUS Circle. A Humanist Revolution). Radę tę ustanowiono w roku 1964. Zaangażowała się w program inżynierii społecznej poprzez edukację seksualną w szkołach. Jej pierwszym dyrektorem była Mary Calderone, blisko związana z Planowanym Rodzicielstwem. Według Kręgu SIECUS, Calderone popierała takie poglądy, jak wymieszanie czy odwrócenie płci lub ról płci, wyzwolenie dzieci z rodzin i zniszczenie tradycyjnej rodziny.

Próbę opisu, czym jest i komu służy poprawność polityczna, podjęła Monika Kacprzak w pracy: Pułapki poprawności politycznej. Autorka stawia więcej pytań, m.in.: Czy akcja redefinicji podstawowych pojęć cywilizacji chrześcijańskiej nie jest w rzeczywistości ateistyczną próbą dekonstrukcji całej antropologii będącej podstawą naszej cywilizacji, a zarazem naszej wiedzy o człowieku, jego godności i tożsamości? Czy przed zalewem poprawnych politycznie pomysłów można się skutecznie bronić? Autorka pokazuje, że jest to możliwe. Demaskuje źródła poprawności politycznej, jej prawdziwe założenia oraz odsłania sposoby obrony przed oskarżeniami o homofobię, pomysłami radykalnych feministek, tragicznymi w skutkach zmianami wprowadzanymi w edukacji czy oskarżeniami o posługiwanie się „mową nienawiści”.

Zwolennicy koncepcji poprawności politycznej usiłują sprowadzić jej krytykę do problemu niechęci społeczeństwa wobec przeróżnych mniejszości czy nowej formy „nowomowy”. Tymczasem rozważania powinny ogarnąć obszar spraw społeczno-politycznych, a w pierwszej kolejności kulturowych.

Nowomowę opisał George Orwell w Roku 1984. Był to język tak przekonstruowany, by niemożliwe stało się sformułowanie ani w mowie, ani w myśli czegokolwiek, co godziłoby w panujący w powieściowym państwie reżim – (tzw. myślozbrodnia). Orwell napisał Rok 1984 tuż po pobycie w Związku Sowieckim. Te same zasady obowiązywały również w PRL. Zatem niech się nie dziwią zwolennicy nowomowy w wersji „poprawności politycznej” – Polacy po prostu obawiają się ponownego zatrucia ich umysłów obłudą i fałszem. Boją się ulepszonej wersji „homo sovieticus”.

Niektórzy językoznawcy zwracają uwagę na niepotrzebne stosowanie zasad politycznej poprawności w odniesieniu do określeń niemających w danej kulturze negatywnych konotacji. Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk uważa np., że nie należy usuwać z języka tradycyjnych słów na określenie narodowości, ale używać ich w pozytywnym kontekście. Przykładem jest słowo ‘Murzyn’ określające człowieka o czarnym kolorze skóry. Jeszcze kilkanaście lat temu było ono w języku polskim całkowicie neutralne, dziś niektórzy sugerują zastępowanie go słowem ‘czarnoskóry’. Tymczasem w Ameryce słowo ‘czarnoskóry’ zostało zastąpione przez „Afroamerykanin”. Lecz co zrobić, jeśli ten nie pochodzi z Afryki? Przykłady można by mnożyć.

Marksizm głosi, że historia jest zdeterminowana przez własność środków produkcji. Ideologia politycznej poprawności twierdzi, że historia jest zdeterminowana przez siłę, a więc przez grupy, które definiowane według kryteriów rasy, płci itd., posiadają władzę nad pozostałymi. Według obu ideologii pewne grupy ludzi są dobre, inne zaś złe. Obie stosują dla swoich celów wywłaszczenie. Na przykład w imię politycznej poprawności biały student, osiągający lepsze wyniki w nauce, traci miejsce na uczelni na rzecz gorzej przygotowanego przedstawiciela mniejszości murzyńskiej lub latynoskiej. Podobne zjawiska występują w dziedzinie gospodarki, gdzie np. należy zawrzeć kontrakt nie z przedsiębiorcą reprezentującym uznawaną za uprzywilejowaną „większość”, lecz z przedstawicielem zasługującej na wsparcie w ramach politycznej poprawności mniejszości. Obie ideologie dysponują taką metodą analizy, która zawsze przynosi pożądany rezultat. Dla marksistów to marksistowska ekonomia, dla politycznie poprawnych – dekonstrukcjonizm.

Zdaniem przywoływanego już Linda, liczne podobieństwa między tymi dwiema ideologiami nie są przypadkowe. Polityczna poprawność ma długą historię, której źródeł należy szukać w porażce, jaką poniósł marksizm w przeddzień, w trakcie i tuż po zakończeniu I wojny światowej. Idea międzynarodowego ruchu robotniczego nie zadziałała. W chwili wybuchu wojny niemal wszystkie partie robotnicze zerwały z internacjonalizmem i opowiedziały się po stronie własnych rządów.

Nie powiodła się także próba rozprzestrzenienia bolszewickiej rewolucji na pozostałe kraje Europy. Wówczas pojawiły się nowe koncepcje, które w istotny sposób rewidowały marksizm. We Włoszech pojawił się Gramsci, na Węgrzech Lukács. Obaj twierdzili, że robotnicy nie zrozumieją własnego interesu klasowego, dopóki nie uwolnią się spod wpływu zachodniej kultury, szczególnie chrześcijaństwa.

W odróżnieniu od Gramsciego, Lukács miał okazję zastosowania swojej teorii w praktyce. Jego pierwszym posunięciem w bolszewickim rządzie Béli Kuna było wprowadzenie edukacji seksualnej do węgierskich szkół.

Twórcy hegemonii kulturowej, politycznej poprawności i wszelkich miazmatów neomarksizmu dawno doszli do wniosku, że aby ich dzieło zawładnięcia umysłami się powiodło, należy zniszczyć dotychczasowe wartości i punkty odniesienia. Głoszą zatem, że teraz wszystko jest dozwolone, bo taka jest cecha postępującej globalizacji, że należy jak najszybciej odrzucić dotychczas wyznawane wartości, bo krępują wolność. Ten atak odbywa się na naszych oczach, według rozpoznawalnego scenariusza, który funkcjonuje idealnie, jako że wykorzystuje naturalne ludzkie skłonności do „chodzenia na skróty”, hedonizmu i sięgania po to, co zakazane (grzech pierworodny).

Macherzy od konstruowania nowego, „ulepszonego” człowieka stworzyli algorytmy i wykształcili instruktorów, którzy podpowiadają, jak żyć, jak pracować, jakich dokonywać wyborów, wreszcie – jak myśleć i wartościować. W Polsce doskonale „załapali” się na te stanowiska mainstreamowi publicyści, politycy, przedstawiciele nauki i wszelcy kreatorzy Człowieka Nowych Czasów.

Poprawność polityczna jest formą dyktatury i nowoczesnej cenzury, która tworzy społeczeństwo zniewolone, niezdolne do posiadania i wyrażania swoich poglądów. Godzi w podstawy cywilizacji łacińskiej, tożsamość narodową i religijną, w tradycyjny system wartości. Dlatego w Polsce nie może być na nią zgody.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Neomarksistowska bomba poprawności politycznej” znajduje się na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Neomarksistowska bomba poprawności politycznej” na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pieniądz podobno nie ma narodowości… Moralności nie ma na pewno. Biznesy wielkich koncernów podczas II wojny światowej

Maszyny IBM były pomocne nazistom przy akcji sterylizacji osób upośledzonych, a później – ich eutanazji. Potem te urządzenia i technologie znalazły zastosowanie w obozach koncentracyjnych.

Zbigniew Berent

Zadziwiające są fakty tuszowania i zakłamywania historii przez rzekomo demokratyczne państwa Zachodu. Piszę „rzekomo”, gdyż ich postawa w czasie II wojny światowej, po jej zakończeniu, a po części do czasów obecnych, rzuca cień na ich demokratyczne wartości i deklarowaną moralność. Lekceważąc standardy zachodniej cywilizacji łacińskiej, państwa te przyjmowały metody właściwe cywilizacji bizantyjsko-mongolskiej, turańskiej, tj. brak moralności w polityce, łamanie praw człowieka. (…)

Po I wojnie światowej powstała kwestia powojennych rozliczeń finansowych. Państwa Zachodu domagały się spłaty długów i kontrybucji, zwłaszcza od Rosji i Niemiec. (…) Na Niemcy zostały nałożone reparacje wojenne w wysokości 132 mld marek w złocie, co stało się przyczyną nędzy i niezadowolenia w państwie. Republika Weimarska potrzebowała pieniędzy szybko i w dużej ilości. (…) Niemcy pożyczyły od amerykańskich banków 138 mld marek w zamian za niemieckie obligacje, którymi obracały spółki finansowe z nowojorskiej Wall Street. Plan Dawesa i późniejszy plan Younga wprowadził w życie kartel wielkich amerykańskich spółek z bankami J.P. Morgana Jra na czele. Należały do niego General Electric Company i inne koncerny. (…)

Kluczowym efektem planu Younga było powołanie do życia Banku Rozrachunków Międzynarodowych (Bank for International Settlements – BIS). Oficjalnie celem założenia BIS było usprawnienie spłaty reparacji wojennych przez Niemcy, jednak tak naprawdę został on zaplanowany jako instrument zacieśniania międzynarodowych układów finansowych i kontroli światowej bankowości i polityki. Narodził się układ między Schachtem, kartelem bankowym Morgana i Youngiem, który finansował F.D. Roosevelta.

W czasie II wojny światowej BIS stał się bezpiecznym i pewnym miejscem wymiany informacji i kapitałów między bankierami krajów wojujących. Kiedy na całym świecie trwały krwawe walki, w siedzibie banku w szwajcarskiej Bazylei francuscy, amerykańscy, angielscy, niemieccy i włoscy bankierzy spokojnie dobijali targów i opracowywali szczegóły kolejnych transakcji. (…)

I.G. Farben

Najpotężniejszym, faktycznie niemiecko-amerykańskim koncernem był chemiczny gigant I.G. Farben, w którego skład weszło sześć wielkich firm z branży chemicznej, w tym znane do dziś Bayer i BASF. Między 1925 a 1929 rokiem banki z Wall Street (głównie National City Bank) wpompowały w I.G. Farben 30 mln dolarów. Firma stała się gigantem posiadającym banki, kopalnie węgla, laboratoria, huty stali i elektrownie. Do jej wspólników należały amerykańskie korporacje: Standard Oil of New Jersey, DuPont, Alcoa, Dow Chemical. (…)

Koncern zatrudniał masowo więźniów obozów koncentracyjnych i wywiezionych do pracy przymusowej, stworzył także własną sieć zakładów przy tych obozach, m.in. w fabryce benzyny syntetycznej w Policach (niem. Hydrierwerke Pölitz AG) czy w I.G. Farbenwerk Auschwitz w Monowicach, przy obozie w Auschwitz-Birkenau, gdzie produkowano syntetyczną benzynę i kauczuk. Obóz koncentracyjny w Monowicach założono specjalnie na potrzeby I.G. Farben. Przez zakłady I.G. Farbenindustrie przy Auschwitz-Birkenau przewinęło się w latach 40. ok. 300–500 000 więźniów, z których większość została zamordowana. (…)

Firma miała 42,2% udziałów w spółce Degesch produkującej cyklon B. Współpracowali z nią lekarze prowadzący eksperymenty pseudomedyczne na więźniach (np. wstrzykiwanie benzyny syntetycznej w serce).

W Auschwitz-Birkenau współpracownikiem IG Farben oraz Bayer był m.in. zbrodniarz wojenny Helmut Vetter, który na więźniach badał tolerancję leków. Przedsiębiorstwo dostarczało także oddziałom SS metanol, za pomocą którego uśmiercano więźniów i spalano zwłoki w krematoriach.

General Electric

W latach 30. w finansowaniu NSDAP wspomogła Forda amerykańska firma General Electric, w której wielkie udziały posiadała rodzina Rooseveltów. Na niemieckim rynku spółka pojawiła się na długo przed II wojną światową, kiedy to zdobyła znaczne udziały w koncernie elektrotechnicznym AEG oraz oświetleniowym OSRAM. Niemiecki oddział koncernu nosił nazwę Allgemeine Elektricitäts-Gesellschaft, czyli znane nam do dziś AEG. Od jesieni 1932 r. do wiosny 1933 r., w okresie decydującym o dojściu NSDAP do władzy, koncern dotował fundusz wyborczy nazistów ponad 2 mln marek. (…)

IBM

Koncern ten pomógł III Rzeszy identyfikować i rejestrować osoby pochodzenia żydowskiego. Dostarczył bowiem maszyny sortujące, wyposażone w karty perforowane. Do Niemiec trafiło ich ponad 2000, a kolejnych kilka tysięcy – do państw okupowanych. Maszyny IBM były pomocne nazistom przy akcji sterylizacji osób upośledzonych, a potem ich eutanazji. Później te urządzenia i technologie znalazły zastosowanie w obozach koncentracyjnych.

Pozornie urządzenia miały być wykorzystywane przy spisie ludności, jednak zarząd IBM był świadomy, do czego Niemcy ich używają. Kierownictwo IBM zobowiązało się zresztą do regularnego serwisowania urządzeń i szkolenia obsługi.

Lista firm i instytucji oskarżanych o ukrywanie swych powiązań z III Rzeszą jest bardzo długa. Np. Nestle wykorzystywała więźniów do pracy, a Fanta Coca-Coli powstała jako napój przeznaczony dla nazistów. O wspieranie partii Hitlera były oskarżane także m.in. International Telephone and Telegraph (ITT), kontrolujący większość spraw związanych z telefonami i telegrafami w Niemczech, oraz powiązany z Rockefellerami Standard Oil.

W czasie, gdy niemieckie miasta były bombardowane, całe kompleksy przemysłowe należące do firm o charakterze międzynarodowym pozostawały nietknięte. Jeśli dosięgały ich bomby, to tylko brytyjskich sił powietrznych. Gdy w 1942 r. Royal Air Force ośmieliły się zbombardować zakłady Forda w Poissy we Francji, rząd w Vichy wypłacił mu 38 milionów franków odszkodowania, dzięki czemu Ford zainstalował swe zakłady w Wielkiej Brytanii.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Pieniądz nie ma moralności” znajduje się na s. 9 listopadowego „Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Pieniądz nie ma moralności” na s. 9 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nieludzkie oblicze polityki. Bezkarni zbrodniarze II wojny światowej / Zbigniew Berent, „Kurier WNET” 52/2018

Co trzeci członek gabinetu kanclerza Adenauera był członkiem NSDAP. W niemieckim MSZ w 1952 r. wysokie stanowiska obejmowało tam więcej byłych nazistów niż członków NSDAP za czasów Ribbentropa.

Zbigniew Berent

Polityka odczłowieczona

Do chwili obecnej dokumenty wywiadowcze państw alianckich z czasów II wojny światowej i tuż po jej zakończeniu nadal są utajnione. Nie znamy wszystkich okoliczności otoczenia parasolem ochronnym niemieckich zbrodniarzy wojennych od 1945 roku do dziś. Jednak na podstawie relacji świadków, odprysków informacji i dokumentów z najróżniejszych źródeł jest ponad wszelką wątpliwość pewne, że istniały sprawnie zorganizowane organizacje nazistowskie realizujące podstawowe cele: przerzut zbrodniarzy do Ameryki Południowej, ukrycie jak największej ilości pieniędzy, złota i kosztowności.

Ostatnie dni II wojny światowej kojarzą się w Niemczech z klęską. Gdy rozpowszechniono wieść, że Hitler zastrzelił się w swoim bunkrze, stało się pewne, że to koniec tysiącletniej Rzeszy. Wojska sowieckie równały Berlin z ziemią, od zachodu nadciągały wojska alianckie i każdy, kto miał jakiekolwiek związki ze zbrodniczą maszynerią ludobójstwa, wyprzedawał cały majątek i szukał dróg ucieczki. Bardziej zapobiegliwi przygotowania te czynili od wielu miesięcy. Nikt bowiem z nich nie chciał wpaść w ręce Sowietów. Robili wszystko, aby uniknąć komunistycznej sprawiedliwości dziejowej.

Drogi ewakuacyjne, tzw. szczurze linie, wiodły przez Bremę, Frankfurt, Stuttgart oraz Monachium i dalej do Memmingen, miasteczka w bawarskim okręgu podalpejskim. Tu się rozdzielały. Jedna prowadziła do Lindau nad Jeziorem Bodeńskim, gdzie znów się rozwidlała (do Austrii bądź do Szwajcarii), druga wiodła do Innsbrucku i dalej przez przełęcz Brenner do Włoch. Po filtracyjnym przystanku w Rzymie uciekinierzy trafiali do jednego z włoskich portów, a stamtąd płynęli w stronę Ameryki Południowej, głównie do Argentyny.

Po zakończeniu II wojny światowej Komisja Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych sporządziła rejestr zawierający prawie milion nazwisk: 120 tys. zbrodniarzy i 800 tys. osób podejrzanych o zbrodnie wojenne. Zaledwie ułamek osób spośród tej liczby usłyszało jakiekolwiek zarzuty.

Brytyjski dziennikarz Guy Walters w książce Ścigając zło ustalił, że nikomu prócz Izraelczyków specjalnie nie zależało na ściganiu zbrodniarzy. Zwłaszcza samym Niemcom. Jako dowód przytoczył informację, że niemieckie służby wywiadowcze wiedziały, gdzie dokładnie przebywa Adolf Eichmann, już w 1952 r., czyli osiem lat przed jego ujęciem przez izraelski Mosad. Trafił w ręce sprawiedliwości dopiero w roku 1960.

ODESSA

W dziele ukrywania nazistowskich zbrodniarzy brała udział nie tylko Argentyna, ale i Stany Zjednoczone (operacja „Paperclip”), którym zależało na pozyskaniu naukowców dla własnych badań, a także Watykan, w szeregach którego wielu księży upatrywało w nazistach obrońców przed bolszewizmem.

Dopiero kilkadziesiąt lat po wojnie opinia publiczna dowiedziała się, że zdecydowana większość hitlerowskich zbrodniarzy nigdy nie została osądzona, a przed sprawiedliwością uciekło wielu funkcjonariuszy reżimu faszystowskiego. W ucieczce pomagała im tajemnicza organizacja ODESSA.

Pomysł powołania Organizacji Byłych Członków SS ODESSA (niem. Organisation der Ehemaligen SS-Angehörigen) miał wyjść jeszcze w czasie wojny od Heinricha Himmlera. Pierwotna koncepcja polegała na tym, by na wypadek przegranej wojny stworzyć siatkę konspiracyjną, której celem będzie pomoc esesmanom w ucieczce przed ścigającymi ich aliantami. Chodziło nie tylko o załatwienie nowej tożsamości i umożliwienie wyjazdu, ale także zapewnienie środków na dostatnie i bezpieczne życie, do czego miały służyć zrabowane w czasie wojny kosztowności.

ODESSA dysponowała majątkiem oraz międzynarodowymi powiązaniami politycznymi. Działała w Niemczech, Egipcie, Argentynie, Włoszech i Szwajcarii. Jej członkowie pod koniec wojny zajmowali się ukrywaniem złota i kosztowności zrabowanych przez Niemców w czasie działań wojennych.

Uważa się np., że organizacja ta ukryła złoto Deutsche Banku, na którego trop wpadli alianci, kiedy znaleźli wiele sztabek złota w lasach na terenie Bawarii i Tyrolu. Od lat toczy się dyskusja o tym, jaki był udział Odessy w zapewnieniu nazistowskim zbrodniarzom bezpieczeństwa po wojnie.

Najważniejsze w całym zamyśle były finanse. Służyły do przekupywania urzędników, wyrabiania nowych dokumentów oraz opłacenia podróży i pierwszych miesięcy życia w nowym miejscu zamieszkania. Według jednej z teorii chodziło nawet o coś większego: o zbudowanie na gruzach hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy himmlerowskiej Czwartej Rzeszy. Idealnym do tego miejscem była Argentyna. Na jej korzyść przemawiała znaczna odległość od Europy, a także osoba wiceprezydenta i ministra wojny Juana Peróna, któremu bliskie były hasła narodowego socjalizmu. Należy przypomnieć, że Juan Peron w 1946 roku został prezydentem Argentyny.

Faktem jest, że bardzo wielu wysoko postawionym zbrodniarzom udało się zbiec. Listę hańby otwiera Adolf Eichmann, organizator zagłady Żydów, który wyposażony w paszport uchodźcy na nazwisko Richard Klement, uciekł do Argentyny. Także w Argentynie znalazł się Josef Mengele, sadystyczny lekarz z Auschwitz, który jako Helmut Gregor uciekł z Buenos Aires do Paragwaju, a następnie do Brazylii. Wśród uciekinierów znaleźli się: Franz Stangl (komendant obozów zagłady w Sobiborze i Treblince), Gustav Wagner (zastępca komendanta w Sobiborze), Klaus Barbie (szef Gestapo w Lyonie), Erich Priebke (szef Gestapo w Brescii), Ante Pavelić (odpowiedzialny za ludobójstwo na Serbach, Żydach i Cyganach), Edward Roschmann (komendant getta w Rydze), Walter Rauff (odpowiedzialny za rozwój ruchomych komór gazowych) czy Alois Brunner (bliski współpracownik Eichmanna).

Liczbę uciekinierów oblicza się na dziesięć tysięcy. Oczywiste jest, że zorganizowanie pomocy na taką skalę wymagało działania na szczeblu instytucjonalnym. Ponad 800 fałszywych paszportów załatwiono za pośrednictwem Watykanu i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Kanały przerzutowe (tzw. ratlines) były organizowane także przy pomocy amerykańskiego wywiadu wojskowego OSS (Biuro Służb Strategicznych, którego rolę w 1947 przejęła CIA).

Hańba i hipokryzja

Podczas gdy komunistyczni notable grzmieli z trybun o pokonaniu faszyzmu i o niemieckim militaryzmie, wielu oficerów Wehrmachtu zajmowało wysokie stanowiska nie tylko w odradzającej się Bundeswehrze, ale także w Narodowej Armii Ludowej NRD (niemal co drugi oficer był wyszkolony przez Abwehrę), co w okresie istnienia wschodnich Niemiec było tematem tabu.

Więcej danych posiadamy o Niemczech Zachodnich. Sporo ich znalazło się w książce Norberta Freia Polityka wobec przeszłości. Autor ustalił, że co trzeci członek gabinetu kanclerza Konrada Adenauera był członkiem NSDAP. Jeszcze gorzej było w ministerstwie spraw zagranicznych. Wyliczono, że w 1952 r. wysokie stanowiska obejmowało tam więcej byłych nazistów niż członków NSDAP za czasów Ribbentropa. Jeszcze więcej kart hańby znajduje się w niemieckiej Federalnej Służbie Wywiadu. Zadanie jej sformowania po wojnie powierzono Reinhardowi Gehlenowi, byłemu generałowi wywiadu hitlerowskiego. Brak rozliczenia zbrodniarzy jest kompromitujący. Ludzie z przeszłością nie mieli się czego obawiać, pod warunkiem że nie będą się zbytnio afiszować.

Należy dodać, że przedstawicieli takich państw jak Argentyna czy USA wcale nie trzeba było przekupywać, by zezwalali na osiedlanie się tam uciekinierów z Trzeciej Rzeszy. Wyniki prowadzonych przez niemieckich specjalistów badań, mimo że zbrodniczych, były kartą przetargową samą w sobie. Prezydent J. Perón chciał uczynić z Argentyny silne i zmilitaryzowane państwo, a zbiegli z Niemiec naukowcy, lekarze, wojskowi i inżynierowie nadawali się do tego celu wyśmienicie. Złożoną sieć międzynarodowych powiązań, która umożliwiła pod koniec wojny wyjazd do Argentyny setkom hitlerowców, doskonale opisał Uki Goñi w książce Prawdziwa Odessa, która niedawno ukazała się na polskim rynku.

Amerykanie z kolei szukali sprzymierzeńców w rodzącym się konflikcie ze Związkiem Radzieckim. Wystarczy wspomnieć, że Wernher von Braun, pracujący dla Hitlera nad pociskami V-1 i V-2, pomógł NASA stworzyć rakietę, która wyniosła pierwszego człowieka na Księżyc, a Hubertus Strughold, przeprowadzający eksperymenty na ludziach w Dachau, nazywany był ojcem amerykańskiej medycyny kosmicznej.

Istniały także inne prócz Odessy organizacje pomagające faszystowskim zbrodniarzom. W 1946 r. powstała Stille Hilfe (Cicha Pomoc), założona przez grupę wyższych oficerów SS i niektórych duchownych. Na jej czele stanęła księżna Helena Elisabeth von Isenburg, żona nazistowskiego naukowca Wilhelma Karla von Isenburga. Celem Stille Hilfe było zapewnianie pomocy wszystkim, którzy przysłużyli się Trzeciej Rzeszy, a mieli kłopoty po zakończeniu działań wojennych. Pod względem celów działania najbliżej jej było do Odessy.

W pierwszych latach działalności organizacja była tajna, zarejestrowano ją dopiero w 1951 r., co pozwoliło na przeprowadzanie zbiórek pieniędzy – oficjalnie na „więźniów wojennych i osoby internowane”. Członkowie pisali listy i petycje w obronie weteranów. W latach późniejszych zajęto się finansowaniem kosztów sądowych, opłacaniem adwokatów i rachunków natury prawnej. Stille Hilfe opiekowała się także weteranami, którzy opuścili mury więzienia, pomagała załatwić im miejsca w domu późnej starości, zapewnić utrzymanie i opiekę lekarską. Organizację czynnie wspierała córka Heinricha Himmlera, Gudrun Burwitz, która po wojnie założyła Wiking-Jugend (Młodzież Wikingów), będącą bezpośrednią kontynuatorką Hitlerjugend.

W latach 1951–1992 działała także organizacja HIAG (Stowarzyszenie Samopomocy Byłych Członków Waffen-SS), której celem była pomoc weteranom, działania na rzecz ich rehabilitacji oraz walka o zapewnienie im świadczeń socjalnych.

Przerzut zbrodniarzy

Zbrodniarze hitlerowscy za pośrednictwem odpowiednich agentów najpierw trafiali do miasteczek w południowych Niemczech (Oberstdorf, Garmisch-Partenkirchen) i w Austrii lub do wsi położonych blisko granic z Włochami i Szwajcarią. Następnie wyszkoleni przewodnicy przeprowadzali esesmanów przez Alpy.

Po drugiej stronie granicy wyselekcjonowani agenci kierowali zbrodniarzy do odpowiednich miejsc we Włoszech i w Watykanie, np. do domu przy Via Sicilia w Rzymie, będącym filtracyjną (konspiracyjną) stacją tranzytową. Tam uciekinierzy otrzymywali paszporty krajów niezależnych od aliantów, takich jak Argentyna czy Chile, a następnie drogą morską dostawali się do kraju, którego paszport uzyskali. Cały proces koordynował biskup Grazu Alois Hudal. Proceder ten opisał Szymon Wiesenthal.

Dobry przykład mechanizmu przerzutów faszystowskich zbrodniarzy można poznać na podstawie życiorysu legendarnego komandosa Hitlera – Otto Skorzeny’ego. Gdy nadszedł rok 1945, Skorzeny dowodził w stopniu pułkownika SS jednostką wielkości dywizji na froncie wschodnim. Walczył m.in. pod Malborkiem i w rejonie Schwedt nad Odrą. Ostatnią misją, jaką oficjalnie mu powierzono, było zorganizowanie w Niemczech oddziałów partyzanckich Wehrwolfu oraz obrony Twierdzy Alpejskiej. Sęk w tym, że Twierdza Alpejska nie istniała. W rzeczywistości otrzymał zadanie stworzenia organizacji mającej na celu pomoc SS-manom w wydostaniu się z Europy. Organizacją ta była ODESSA.

Skorzeny oddał się w maju 1945 r. w ręce Amerykanów w Austrii. Przebywał w więzieniu do roku 1947, kiedy to uciekł i trafił do Hiszpanii generała Franco. Założył w Hiszpanii dobrze prosperujące przedsiębiorstwo budowlane. Była to jednak tylko przykrywka dla jego prawdziwej działalności, polegającej na pomocy dawnym znajomym z SS. Założył organizację Der Spine (Pająk), finansującą dawnym SS-manom zorganizowanie i prowadzenie nowego życia. Skorzeny utrzymywał kontakty nie tylko z generałem Franco, ale również z Juanem Perónem, dyktatorem Argentyny. Zmarł w roku 1975 w Hiszpanii jako bogaty przedsiębiorca. Do dziś nie wiadomo, ilu dawnym SS-manom pomogła jego organizacja.

ODESSA stała się tematem powieści sensacyjnej Fredericka Forsytha „Akta Odessy”; na jej podstawie nakręcono film pod tym samym tytułem. Postać kata z Rygi ukazana w książce – Eduarda Roschmanna – jest autentyczna i wiąże się z Odessą.

Po premierze filmu wzrosło zainteresowanie Roschmannem, ukrywającym się w Paragwaju, jak i całą organizacją. Wkrótce Roschmann zginął w tajemniczych okolicznościach, co wielu badaczy interpretuje jako zlikwidowanie go przez Odessę w celu zahamowania społecznego zainteresowania. Ślady informacji organizacji ODESSA obecne są w dokumentacji izraelskiego wywiadu – Mosadu. Z polskich autorów jedynie Bogusław Wołoszański wykazał się dociekliwością i opublikował książkę pt. Testament Odessy.

Jest bezsprzeczne, że Himmler pod koniec wojny dążył do urzeczywistnienia planu Odessy. Część autorów poddaje jednak w wątpliwość to, że udało się stworzyć organizację z tak szeroko rozbudowanym aparatem wpływów, jak przedstawił to choćby Forsyth. Istnieje pogląd, że Odessa, choć miała taką ambicję, nie była jednolitą strukturą organizacyjną. W rzeczywistości mogła się składać się z wielu mniej lub bardziej formalnych organizacji, które pomagały esesmanom. Dzięki takiej sieci nieformalnych powiązań była jeszcze trudniejsza do wykrycia! Wydaje się, że organizacja ta funkcjonowała na podobnych zasadach, jakie przyjął w swoim „przedsiębiorstwie budowlanym” Otto Skorzeny w Hiszpanii.

Miazmaty geopolityki

Odessa rozpala masową wyobraźnię od roku 1972 r., kiedy jej mit spopularyzowała wspomniana sensacyjna powieść Fredericka Forsytha. Z pewnością zakres działalności Odessy znały służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych. W sytuacji, gdy rządy państw zachodnich dokonały demobilizacji, a Stalin przez wiele lat od zakończenia II wojny światowej nadal utrzymywał pod bronią 4 mln żołnierzy na wypadek wybuchu III wojny światowej, USA wolały mieć pod swego rodzaju kontrolą ludzi, którzy posiadali ogromną wiedzę o terenach na wschód od Łaby. Pomimo, że byli zbrodniarzami. Takie są prawa geopolityki – czy to po prostu HAŃBA?

Powyższe informacje nie są przykładem walki cywilizacji o człowieka, chyba że cywilizacją nazwiemy destrukcyjną religię nazistowską autorstwa największego jej kreatora – Heinricha Himmlera. Są natomiast dowodem na walkę cywilizacji zachodniej przeciw człowiekowi, przeciw człowieczeństwu, przeciw wierze w elementarną ziemską sprawiedliwość. Ukazują, do czego zdolni są politycy i do czego może prowadzić polityka, wszechobecna przecież na kuli ziemskiej.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polityka odczłowieczona” znajduje się na s. 9 październikowego „Kuriera WNET” nr 52/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polityka odczłowieczona” na stronie 9 październikowego „Kuriera WNET”, nr 52/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tacy jesteśmy. Etos Solidarności w 1980/81 roku i dziś – oczami Polaków/ Zbigniew Berent, „Kurier WNET” nr 51/2018

Duch pierwszej Solidarności wyrażał się w wierze w to, że każdy jest częścią wielkiego ruchu społecznego i ma możliwość wywierania wpływu na ten ruch poprzez aktywne w nim współuczestnictwo.

Zbigniew Berent

Tacy jesteśmy. Etos Solidarności w 1980/81 roku i dziś

Polska ma piękną kartę XIX-wiecznej pracy organicznej i pracy u podstaw, pracy i życia z wartościami. Karta ta była wygraną wieloletniej wojny z rusyfikacją i germanizacją, o polską szkołę, polskie rzemiosło, handel i przemysł, o polską naukę. W budowie nowoczesnej Polski XXI wieku powinniśmy sięgać do tych tradycji i doświadczeń. Sięgać również do wielkiego dziedzictwa Sierpnia 1980 r., etosu Solidarności.

Jak doszło do powstania Solidarności?

Jakim etosem kierowali się ludzie, którzy tworzyli masowy ruch społeczny zwany Solidarnością? Co skonsolidowało opozycję, która skutecznie przez 16 miesięcy walczyła o prawa robotnicze i prawo do godnego życia Polaków?

Tym, którzy tego nie pamiętają, należy przypomnieć, że Polska Rzeczpospolita Ludowa była państwem satelickim Związku Sowieckiego. Strategiczne decyzje zapadały w Moskwie. Pod ideowym kierownictwem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej funkcjonowały wszystkie służby państwa.

Konstytucja z 1977 roku obligowała PRL do sojuszu z ZSRR. Wszechobecne kolejki, talony i inflacja spędzały (często dosłownie) sen z oczu obywatelom. Przesłanki te stanowiły grunt społecznego niezadowolenia.

Na jego podstawie powstał katalog idei, które charakteryzowały główny nurt ruchu. Było to: powołanie do życia Niezależnych, Samorządnych Związków Zawodowych Solidarność w celu obrony praw pracowniczych,
zapewnienie obywatelom parasola ochronnego, między innymi poprzez odpowiednie do danej sytuacji gospodarczej zabezpieczenia socjalne,
ograniczenie cenzury i represji wobec opozycjonistów.

Z czasem, na skutek przyjęcia przez reżim komunistyczny strategii konfrontacji i zwalczania ruchu, doszły nowe idee: odebranie części władzy rządzącej partii, budowa demokratycznego, obywatelskiego państwa, opartego w większości na społecznej własności środków produkcji, którego obywatele będą objęci osłoną socjalną i wprowadzenie zmian w sposób pokojowy.

W głównej mierze był to początkowo ruch obywatelski, który w wyniku konfrontacji z siłami totalitarnego państwa nastawiał się coraz bardziej na stopniowe zmiany ustrojowe, o czym nie można było mówić oficjalnie, z uwagi na oskarżenia komunistów, że Solidarność chciałaby przejąć władzę, co w ówczesnej sytuacji geopolitycznej nie było możliwe. Chodziło zatem o takie przedstawianie programu Solidarności, aby nie wyglądał on na postulat obalenia rządów komunistycznych.

Istotną część programu stanowiły idee przewidujące szeroki udział samorządów pracowniczych w systemie gospodarczym. Idee, których próby wdrożenia na początku lat dziewięćdziesiątych w większości się nie powiodły na skutek promowania doktryny niewidzialnej ręki rynku, która wszystko ureguluje najlepiej.

(Leszek Balcerowicz z Donaldem Tuskiem i Januszem Lewandowskim ze wszystkich sił dążyli do wyprzedaży zagranicznemu kapitałowi jak największej ilości majątku narodowego za bezcen).

W sierpniu 1980 roku powstała zatem nowa, nieznana dotychczas w bloku sowieckim instytucja – organizacja niezależna od partii komunistycznej. Powstanie jej możemy w dużej części zawdzięczać dobremu przygotowaniu ideologicznemu na bazie dokumentów prawa międzynarodowego. Rządowi Gierka bardzo zależało na podtrzymaniu współpracy gospodarczej z Zachodem, na strumieniu pieniędzy płynących pod postacią pożyczek z zachodnich banków do Polski. Władza musiała więc ograniczyć represje, co pozwoliło na powstanie zorganizowanych grup opozycyjnych: KSS KOR, KPN, ROPCiO i innych.

Powstał też wówczas szczególny typ organizacji – Wolne Związki Zawodowe w Gdańsku, w Katowicach i na Pomorzu Zachodnim. To działacze WZZ Wybrzeża, między innymi w obronie zwolnionych z pracy swoich działaczy, zapoczątkowali 14 sierpnia 1980 roku strajk w Stoczni Gdańskiej. Zaowocował on powstaniem Solidarności i całą lawiną późniejszych wydarzeń. Jeżeli związek łączył jakiś etos, były to idee wspólne dla wszystkich WZZ – obrona praw robotniczych i obywatelskich oraz dążenie do przemian demokratycznych w państwie.

Republikanizm obecnego społeczeństwa

Pogląd, że dzięki temu ruchowi w ogóle możliwa była wolna Polska, jest niekwestionowany. W powszechnej opinii Solidarność miała istotne znaczenie dla ukształtowania tożsamości Polaków.

CBOS w 2010 roku opublikował wyniki badań ankietowych wśród Polaków z różnych opcji politycznych. Ponad cztery piąte dorosłych Polaków (82%) zgodziło się z opinią, że Solidarność miała duży wpływ na to, kim dziś jesteśmy jako naród i społeczeństwo. W ocenie zdecydowanej większości badanych (66%) ruch ten zrodził prawdziwą solidarność między ludźmi i obudził w nich najlepsze cechy.

Odrębną sprawą jest, w jakim stopniu doświadczenie i przesłanie Solidarności jest ważne i przydatne dzisiaj. Opinie w tej kwestii są nieco bardziej podzielone niż oceny historycznego dorobku Solidarności. Większość badanych (58%) nie zgadza się jednak ze stwierdzeniem, że działalność Solidarności w latach 1980–1981 jest już tylko historią i nie ma po co do niej wracać. Zarazem ponad połowa respondentów (52%) uważa, że doświadczenie pierwszej Solidarności może być przydatne także dzisiaj, w wolnej Polsce. Okazuje się, że im młodsi respondenci, tym częściej dostrzegają potrzebę odwoływania się w dzisiejszej Polsce do pierwszej Solidarności, jej doświadczeń i dorobku. Szczególnie często (70% wskazań) potrzebę tę wyrażają uczniowie i studenci.

Reprezentowanie interesów społecznych przez Solidarność

Większość Polaków (64%) jest przekonana, że w latach 1980–1981 Solidarność była ruchem wyrażającym interesy całego społeczeństwa.

Gdyby wtedy, 40 lat temu, chociaż cześć powstałych projektów („Polska Samorządna”, budowa kapitału społecznego w ramach kreowania idei społeczeństwa obywatelskiego, nacisk na inicjatywność i racjonalny rozwój, walka z patologiami, wszelkimi układami towarzyskimi itd.) została wprowadzona w życie, bylibyśmy już dziś na poziomie rozwoju ekonomicznego co najmniej Norwegii i Szwecji. Komuniści jednak tymi projektami byli przerażeni, widząc, że władza na wielu obszarach wymyka się im spod totalitarnej kontroli. Dlatego wprowadzili stan wojenny, którego skutki odczuwamy do dziś na następujących płaszczyznach:

  • Katastrofalnie niski poziom zaufania społecznego, Polaka do Polaka, firmy do firmy, organizacji do organizacji, itd. Ogromne zaufanie, jakie mieli obywatele w latach Solidarności 1980/81, zabił stan wojenny. Odradzało się stopniowo na skutek wzajemnej życzliwości w czasach gospodarki niedoboru i kolejek po wszystko, by zostać zabity po raz drugi w wyniku złodziejskiej prywatyzacji, pychy i arogancji nowych (rzekomo „naszych”) władz, uprawiania filozofii TKM, patologii wymiaru sprawiedliwości.
  • Niski poziom społecznego uczestnictwa w sprawach publicznych jako skutek stanu wojennego oraz późniejszych mechanizmów obejmowania stanowisk, kolesiostwa, nepotyzmu, patologii parlamentarnych, kapitalizmu kumoterskiego itd.

Doszły do tego patologie czasów anormalnej i amoralnej transformacji ustrojowej (patrz W. Kieżun, Patologie transformacji, Warszawa 2012).

Wolność, równość, godność

Można przyjąć, że etos to realizacja obowiązującego w grupie społecznej, społeczności czy kategorii społecznej zbioru idealnych wzorów kulturowych, politycznych i społecznych.

Dlatego sięganie do doświadczeń Sierpnia oraz projektów społecznych, jakie zrodziły się od sierpnia do 13 grudnia 1981 roku, ma sens. Jest konieczne, aby nic z tego, co zrodził Sierpień, a potem Solidarność, nie umknęło naszej uwagi w obecnej budowie naszego wspólnego domu o nazwie Polska. Aby nie umknął nam cel zasadniczy: człowiek.

Solidarność była okresem 10 lat walki o niepodległość i normalność społeczną. Polacy nie działali tak, jak się spodziewali marksiści, czyli w swoim doraźnym interesie, lecz w imię wartości. Wartości wynikających z pnia chrześcijańskiego.

Wyniki badań CBOS z 2010 roku pokazują, że w odczuciu społecznym Solidarność z lat 1980–1981 była przede wszystkim ruchem wolnościowym. Najwięcej osób wśród głównych zamierzeń Solidarności z tego okresu wymienia dążenie do wolnej Polski – 81% ankietowanych. Drugim najczęściej wskazywanym celem jej działania jest walka o wolność i swobody obywatelskie – 76% ankietowanych. W opinii społecznej istotne znaczenie miały także idee równości i sprawiedliwości: dwie piąte badanych do głównych celów działań związku zalicza walkę o równe prawa i równe traktowanie wszystkich obywateli. Niemal tyle samo osób postrzega Solidarność jako ruch mający przede wszystkim na względzie troskę o godność ludzi pracy: dążący do zapewnienia pracownikom godziwych warunków pracy i płacy. Tylko nieco mniej osób wśród jej głównych zamierzeń wymienia poprawę warunków życia ludzi. W odczuciu społecznym mniejsze znaczenie miała chęć uzyskania partycypacji we władzy: możliwość kontrolowania rządzących i wpływania na ich decyzje. Niewiele osób odbiera pierwszą Solidarność jako ruch o zabarwieniu narodowo-katolickim, hołdujący tradycyjnym wartościom narodowym i religijnym.

Należy wyraźnie odróżnić szesnaście miesięcy Solidarności z lat 1980−1981 od tej z roku 1988/89 i później. Pierwsza Solidarność charakteryzowała się aktywnym zaangażowaniem jej uczestników. Zdecydowana większość z nich była przekonana, że demokracja oznacza coś więcej niż tylko demokrację przedstawicielską, która sprowadza się do aktu oddania głosu przy urnie wyborczej. Duch pierwszej Solidarności wyrażał się w wierze w to, że każdy jest częścią wielkiego ruchu społecznego i ma możliwość wywierania wpływu na ten ruch poprzez aktywne w nim współuczestnictwo. Efektem tej wiary było podejmowanie działań zmierzających do obywatelskiego samowyzwolenia spod dominacji partyjnej nomenklatury i tworzenie warunków umożliwiających budowę stabilnej demokracji, w której wszystkich członków społeczeństwa traktuje się jako obywateli, którym przysługują takie same prawa, szanse, szacunek i godność.

Republikański model uczestnictwa

Ruch Solidarności lat 1980-81 był niezwykle demokratycznym przedsięwzięciem, który może być do dziś modelem projektu demokratycznego ładu: zarówno ogólnospołecznego, czyli państwowego, jak i właściwego instytucjom, dużym organizacjom. Projektem z gruntu demokratycznym oraz fundamentalnie obywatelskim z udaną próbą uobywatelnienia ludzi, „zwykłych Polaków”, i włączenia ich troski o wspólny los w myślenie o codziennym, indywidualnym powodzeniu życiowym.

Był to zatem model uczestnictwa obywateli w decyzjach o znaczeniu ogólnospołecznym, decyzjach, które albo bezpośrednio, albo poprzez swe skutki dotykają w końcu nas wszystkich. Był najgłębszą, ideową i duchową częścią identyfikacji ze społecznym działaniem. Właśnie ten element tworzył jeden z podstawowych zrębów solidarnościowego etosu.

Dodać do tego należy:

• „Uobywatelnienie” narodu. Udział we wspólnych działaniach na rzecz dobra wspólnego. Prawo, ale też i swego rodzaju obowiązek uczestnictwa w debacie o kierunkach działania społeczno-politycznego

• Etos Solidarności budowany był na niezbywalnym elemencie obywatelskiej tożsamości czyli godności osoby, godność jednostki, wyrażająca się też jako podmiotowość. Słowo „godność” stanowiło też niezwykle silną broń ideową gdyż oznaczało, że nie może być mowy o dobrym ustroju, jeśli nie gwarantuje on podstawowych praw obywatelom i nie zapewnia im godności. A godność – podmiotowość – do prawa o decydowaniu o swym i swoich bliskich losie dodawała troskę każdego obywatela o wspólne życie i los wspólny.

Wartości i cele Solidarności z lat 1980–1981

CBOS w 2010 roku opublikował wyniki badań ankietowych wśród Polaków z różnych opcji politycznych. Wyniki badań zaprzeczają tezom lewackich publicystów, że z etosu Solidarności w czasach obecnych nic nie pozostało, jedynie liryczne wspomnienie i uczucie zaprzepaszczenia ideałów Solidarności.

O tym, że pierwsza Solidarność nie była i nie jest traktowana wyłącznie jako związek zawodowy, świadczy postrzeganie idei, które przyświecały jej działalności. Respondenci badania CBOS nie zawęzili celów działania tego ruchu do postulatów dotyczących pracy i  spraw bytowych. Ruch ten łączył ludzi, bo odwoływał się do wartości uniwersalnych, a nie do żadnej określonej orientacji światopoglądowej czy politycznej. Jednocześnie z poziomu deklaracji nie aspirował do objęcia władzy. Co najwyżej do zagwarantowania sobie wpływu na decyzje rządzących. Jeśliby zatem wskazywać wartości i cele, jakie – w odczuciu społecznym – przyświecały wówczas Solidarności, to można opisać je przez triadę: wolność, równość, godność.

Wierność wyznawanym wartościom

Zmiany optyk myślenia i działania na bardziej innowacyjne dokonane zostaną tylko wtedy, gdy my sami się „zreformujemy”, gdy budować będziemy „podmiotowe społeczeństwo” w duchu dialogu i współpracy z innymi. Konieczne będzie ustalenie przez każdego z nas własnego motto życiowego: Jak żyć dalej? Co w życiu jest najważniejsze? Konieczna jest świadomość swego Westerplatte, które, jak skarb będzie cenione i strzeżone, którego nie odda się, ani nie porzuci za żadną cenę.

Czy jest to zbyt idealne? Nikt nie mówi, że rozwój własny, a przy tym rozwój Polski to łatwe zadanie. Wiadomo, że dla części obywateli bliższy jest cyniczny, amoralny relatywizm. Pora jednak sobie uświadomić, że takie postawy nie zbudują ani kapitału społecznego, ani podmiotowego społeczeństwa. Mogą dalej pogrążać nas w zastoju, w zamrażaniu posiadanego potencjału ludzkiej inicjatywności, przedsiębiorczości, innowacyjności.

Gdzie szukać wartości?

Jednym ze źródeł republikańskich wartości jest dziedzictwo Solidarności. Innych źródeł szukać można w najróżniejszych materiałach. Dla jednych jest nią Biblia, dla innych dzieła literackie, dla jeszcze innych moralność i etyka. Osobiście odnajduję w etosie Solidarności przesłania i wartości wynikające z poniższych faktów i dzieł: 550 lat polskiego parlamentaryzmu, dzieła Jana Kochanowskiego, prace Frycza Modrzewskiego, projekty Wawrzyńca Goślickiego, projekty i dzieło Stanisława Konarskiego, Konstytucja 3 maja, Testament Polski Walczącej, konstytucja marcowa. Potężnym źródłem dla poszukiwań wartości, ich ewaluacji jest corocznie odbywający się Kongres Polska Wielki Projekt.

Zakończenie

Nie mają racji lewicowi autorzy sympatyzujący z jedynie słuszną linią polityczną Platformy Obywatelskiej, że obecnie nie ma co kultywować etosu Solidarności, bo pozostało po nim tylko „liryczne wspomnienie”! Jest akurat odwrotnie, cała idea Solidarności jako ruchu odnowy i sanacji życia publicznego jest dziś aktualna jak nigdy wcześniej.

W latach 80. minionego stulecia członkowie Solidarności rozumieli, że nie może być dobrym ustrojem taki, który ogranicza prawo do decydowania o ich losie i całkowicie pozbawia ich prawa do wypowiadania się na temat działania władz państwa. Wtedy obywatele byli zjednoczeni wokół wolności i praw obywatelskich, a dziś powinni jednoczyć się wokół budowy społecznego zaufania przez systematyczne i permanentne uzdrawianie funkcjonowania trzech władz w duchu standardów cywilizacji łacińskiej:

  • greckiego imperatywu dążenia do prawdy bez notorycznego zamiatania spraw pod dywan,
  • pełnego zaimplementowania do wymiaru sprawiedliwości kardynalnych standardów prawa rzymskiego w celu czynienia sprawiedliwości, a nie krzywdy,
  • prymatu moralności w działaniach instytucji państwowych i samorządowych, prymatu etyki chrześcijańskiej w realiach funkcjonowania władzy ustawodawczej i wykonawczej.

Aby proces uzdrawiania państwa zakończył się sukcesem, potrzebni są, jak w latach 80. minionego stulecia, oddani społecznicy i profesjonalni specjaliści – do rugowania z polskiego prawodawstwa miazmatów cywilizacji bizantyjskiej i turańskiej. Po rychłym uchwaleniu nowej konstytucji powinniśmy całkowicie oczyścić polskie prawodawstwo z naleciałości bizantyjskich: nadmiaru przepisów, ich nieczytelności i wzajemnej sprzeczności. Czeka nas benedyktyńska praca, ale w dobie cyfryzacji jest to możliwe.

Konieczne w tym dziele jest przywrócenie etosu służby cywilnej i rychłe podziękowanie za „służbę” tym „legislatorom”, którzy notorycznie psują prawo! I bynajmniej nie chodzi o stanowiska ministerialne, lecz o tych urzędników, którzy poprzez „zasiedzenie” kreują prawo w duchu marksizmu i leninizmu, wedle doktryny „srogiego miecza” (przewaga kontroli i restrykcji wobec obywateli) z okresu słusznie minionego.

Premier niezwłocznie powinien reaktywować Rządowe Centrum Studiów Strategicznych, powołać Komitet ds. wizerunku Polski w kraju i za granicą-MABENA, zlikwidować niepotrzebne i kosztowne agencje i fundusze celowe, ogłosić strategiczny plan rozwoju Polski na następne 10 lat oraz zdyscyplinować część ministrów do sprawowania swoich funkcji w duchu poszanowania praw i wolności obywatelskich, godności człowieka. Notoryczny brak udzielania odpowiedzi obywatelom stanowi dowód na sprawowanie władzy według zasad cywilizacji turańskiej.

Etos Solidarności na dziś

W naszym życiu stawiamy na wiarę i rodzinę, a nie na władzę i biurokrację. Wszystko poddajemy debacie. Chcemy poznać wszystko – żeby lepiej poznać siebie.
Doceniamy godność życia każdej ludzkiej istoty, bronimy praw każdego człowieka i podzielamy nadzieję na życie w wolności tkwiące w każdej ludzkiej duszy.
W duchu chrześcijańskiego dekalogu chcemy uszlachetnić nasze społeczeństwo, zbudować mosty między Polakami.
Odwołujemy się do chrześcijańskich korzeni i moralności.
Stawiamy na cywilizacyjną wymowę naszego dziedzictwa kulturowego.

Takie są bezcenne więzy, które nas łączą jako naród i jako cywilizację. Tacy właśnie jesteśmy.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Tacy jesteśmy. Etos Solidarności w 1980/81 roku i dziś” znajduje się na s. 14 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 51/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Tacy jesteśmy. Etos Solidarności w 1980/81 roku i dziś” na stronie 14 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 51/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polska w centrum konfliktu między prawem moralnym a polityczną skutecznością. Walka obcych cywilizacji z naszą, łacińską

To niepojęte, że żadne z tzw. mediów głównego nurtu, z tyloma uznanymi autorytetami, nie raczyło nawet spróbować wytłumaczyć opinii publicznej korzeni i przyczyn rosnącej agresji i mowy nienawiści.

Zbigniew Berent

Celem Polski, zdaniem Konecznego, powinno być głoszenie i dowodzenie nadrzędności prawa moralnego nad dążeniem za wszelką cenę do skuteczności w polityce. W obszarze stosunków międzynarodowych cel ten należy rozumieć jako rozpowszechnianie idei dobrowolnej unii między narodami, której Koneczny najdoskonalszy przykład widział w uniach polsko-litewskich. Gdyby żył, zapewne uznałby za takie koncepcję Grupy Wyszehradzkiej i Trójmorza. Konflikt prawa moralnego i politycznej skuteczności rozgrywa się od 1989 roku na płaszczyźnie wewnętrznej i międzynarodowej. W Polsce widać działania destrukcyjne wyznawców cywilizacji turańskiej, żydowskiej i bizantyjskiej (zaimplementowanych nie tylko do umysłów, ale rozwiązań prawnych: inflacja prawa, niejasność sformułowań, relikty standardów gromadnościowych zamiast personalistycznych, niski poziom kultury uczestnictwa w życiu społecznym i publicznym, zatrważająco niski poziom zaufania społecznego, opresyjność prawa, itd.). Na płaszczyźnie międzynarodowej lobby rzeczonych cywilizacji obrały sobie na celownik naszą narodową odmienność w ujęciu historycznym, kulturowym, religijnym i mentalnym. Głosząc prawo do tej odmienności, jednocześnie zaciekle ją zwalczają wszelkimi środkami. (…)

Cywilizacja łacińska

Ukształtowała się w okresie średniowiecza. Jej spiritus movens był Kościół katolicki. Obejmuje ona społeczeństwa Europy Zachodniej i Środkowej oraz Ameryki – te rejony świata, gdzie religią dominującą jest katolicyzm lub wywodzące się z niego wyznania protestanckie. Jej etyka jest katolicka. Cywilizacja łacińska przejęła greckie pojęcia prawdy (nauki) i piękna (literatury i sztuki) oraz znaczną część rzymskiego prawa, rozwijając je w duchu chrześcijaństwa. W polityce narzuca rządzącym te same prawa moralne, które obowiązują poddanych ich władzy. Dąży do rozwinięcia jak najsilniejszego samorządu i jak największego wpływu społeczeństwa na państwo. Uznaje dualizm prawa (prawo prywatne i publiczne) oraz wyższość etyki nad prawem. Prawo powinno wywodzić się z etyki i podlegać ocenie moralnej. W ekonomii najwyżej ceni własność nieruchomą, zwłaszcza ziemską. Jej ideałem w tej dziedzinie jest zapewnienie jak największej liczbie ludzi samodzielności ekonomicznej, np. posiadania własnego warsztatu pracy, będącego w stanie zapewnić utrzymanie rodzinie. W prawie rodzinnym i małżeńskim uznaje tylko małżeństwo monogamiczne oraz emancypację rodziny spod władzy rodu.

Fundamenty cywilizacji łacińskiej:

1.            Rzymskie prawo;
2.            Filozofia grecka;
3.            Moralność chrześcijańska.

Najważniejsze wartości filozofii greckiej:

1.            Prawda;
2.            Dobro;
3.            Piękno.

Podstawowe zasady cywilizacji łacińskiej oparte na moralności chrześcijańskiej

1.            Moralność zgodna z nauką Kościoła katolickiego.
2.            Chrześcijański uniwersalizm. Moralność dotyczy wszystkich tak samo, a zatem wszyscy ludzie są równi wobec moralności. Z tego wynika równość wobec prawa publicznego.
3.            Obowiązywanie tych samych praw moralnych zarówno władzy, jak i poddanych.
4.            Uznawanie człowieka za podmiot, a nie przedmiot.
5.            Wyższość moralności nad prawem. Źródłem prawa jest moralność. Prawo nie jest kodyfikacją moralności, ale musi być z nią zgodne – czyli mogą istnieć nieskodyfikowane prawa moralne, ale wszelkie ustawy muszą być zgodne z moralnością.
6.            Indywidualizm i różnorodność. Za swoje czyny każdy człowiek odpowiada samodzielnie, indywidualnie. Chrześcijaństwo całkowicie odrzuca odpowiedzialność zbiorową i przechodzenie grzechów z pokolenia na pokolenie. Naturalne są różnorodność i równanie wzwyż, ku najmądrzejszemu, najbogatszemu, najlepszemu.
7.            Obowiązywanie etyki w odniesieniu do polityki i wojny.
8.            Uznawanie wolnej woli i odrzucenie determinizmu w odniesieniu do każdego człowieka (także chorego, młodego, nierozwiniętego, niedorozwiniętego itp. Każdy jest zdolny do twórczości, do samodzielnego inicjowania związków przyczynowo-skutkowych).
9.            Podnoszenie wymogów etycznych i doskonalenie prawa w oparciu o nie.
10.          Władza hierarchiczna z silnym samorządem.
11.          Zdolność społeczności do samoorganizacji, do samonaprawiania się, do oddolnego działania, czyli do pracy organicznej.
12.          Dualizm prawa, które dzieli się na prywatne i publiczne. I tak samo władztwo nad terenem podzielone jest między właściciela i suwerena.
13.          Tolerancja religijna i rozdzielenie władzy cywilnej i duchowej.
14.          Święte prawo własności – szczególnie ziemi i nieruchomości.
15.          Samodzielność i niezależność ekonomiczna ludzi.
16.          Małżeństwo monogamiczne kobiety i mężczyzny.
17.          Nadrzędność rodziny, czyli ojca i matki z dziećmi, nad rodem, czyli wszelkimi krewnymi.
18.          Armia w postaci pospolitego ruszenia, czyli ochotnicza.
19.          Pojmowanie czasu jako dobra, które trzeba szanować, zagospodarowywać, oszczędzać. Uznawanie istnienia więzi pokoleniowej, historyzmu, współodpowiedzialności za przeszłość i przyszłość, wspólnej świadomości historyczna.
20.          Naród jako naturalny związek duchowy, oparty na dobrowolności. (…)

Cywilizacja turańska

Ukształtowała się w starożytności na terenach Wielkiego Stepu. Nie rozwinęła trwałych więzi społecznych wyższych niż rodowe. Ludność łączy się natomiast w celach wojennych w ordy, które w razie powodzenia mogą przybrać potężne rozmiary. Nie są one jednak trwałe i rozpadają się wraz ze śmiercią wodza lub jego porażką. Największe ordy utworzyli Hunowie, Turcy i Mongołowie. Do cywilizacji tej należą także Rosjanie i Kozacy. Cała aktywność polityczna w ramach tej cywilizacji ma, zdaniem Konecznego, charakter wojskowy, z szybkim przyswajaniem wszelkich wynalazków w dziedzinie wojskowości. Władców nie obowiązuje moralność. Siła dominuje nad racją. Prymat gromadności podporządkowuje obywateli władcy. Cywilizacja ta uznaje równoprawność monogamii, poligamii i konkubinatu. Pozornie panuje w niej indyferentyzm religijny, jednak często religia bywała wykorzystywana jako przyczyna wojen, nie miała natomiast nigdy wpływu na moralność publiczną czy stosunki społeczne. Życie zbiorowe w cywilizacji turańskiej jest oparte na tzw. mechanizmie, który według Feliksa Konecznego jest układem sztucznym, antyspołecznym. Raz wprawiony w ruch, wykonuje czynności na ślepo. Mechanizmami były mongolsko-tatarskie chanaty. (…)

Najwyższą formą państwa opartego na sztucznym mechanizmie był z pewnością Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Prawnicy zgodnie oceniali, że gdyby zapisów konstytucji ZSRR przestrzegano w praktyce, byłby to najbardziej wolny i demokratyczny kraj na świecie. Jednak były one pustymi frazesami. (…)

Cywilizacja żydowska

Jest cywilizacją sakralną, w której całe życie jednostki i społeczeństwa jest lub przynajmniej powinno być podporządkowane prawu religijnemu. Podstawą tego prawa jest u Żydów Tora. (…) Koneczny zauważa sporą niekonsekwencję: prawo żydowskie, które z definicji, jako sakralne, powinno być niezmienne, w rzeczywistości zmieniało się pod wpływem komentarzy dostosowujących je do zmiennych okoliczności historycznych.

(…) Podstawowym wyróżnikiem moralności żydowskiej jest dla Konecznego jej dwoistość, tj. odmienne zasady, jakie obowiązują w stosunkach między Żydami i w stosunkach Żydów z gojami. Żydzi uznawali konieczność przestrzegania praw narodów, wśród których żyli, lecz uzasadniali to jedynie dążeniem do zachowania pokoju. (…)

Niewątpliwie wpływ Żydów na rozwój cywilizacji naszego świata jest dużo większy, niż mogłaby na to wskazywać liczebność tego narodu. Dzieje Żydów naznaczone są prześladowaniem i cierpieniem, mimo to ich religia miała ogromny wpływ na zachodnią filozofię, teologię i kulturę. Dziesięcioro Przykazań stanowi fundament współczesnego systemu etycznego. Pomysł siedmiodniowego tygodnia, z regularnie powtarzającym się dniem odpoczynku, ma swe źródło w żydowskim szabacie.

Żydzi to naród z pewnością niezwykły. Są niezbyt liczni, rozproszeni po świecie, jednakże pomimo kulturowego zróżnicowania mają poczucie wspólnoty. Jak żaden naród potrafią się przystosować do każdej władzy i sytuacji; jak żaden naród umieją walczyć o przetrwanie! Na dodatek przez kilka tysięcy lat nie zasymilowali się, nie weszli w skład wspólnot, wśród których żyją, zachowując swą odrębność kulturową i cywilizacyjną.

Grzechy opozycji totalnej

Zatem prominentni przedstawiciele totalnej opozycji absolutnie nie wiedzą, co mówią, twierdząc, że obecne władze Rzeczypospolitej dążą do wypisania Polski z cywilizacji europejskiej. Podane wyżej kanony cywilizacji europejskiej, jej fundamenty i zasady prawne niezbicie potwierdzają, że to właśnie obecne władze od 2015 roku wdrażają w życie publiczne kardynalne standardy naszej cywilizacji. Potwierdzają, że to, co obowiązywało i funkcjonowało od 1989 do 2015 roku, w dużej mierze było sprzeczne z fundamentami naszej cywilizacji: negacja prymatu etyki i moralności nad polityką, lekceważenie społeczeństwa (wypieranie jego wpływu na państwo), tolerowanie niesprawiedliwych relacji w ekonomii (wspieranie kapitału zagranicznego, likwidacja polskiego przemysłu, promowanie stref ekonomicznych dla kapitału, ulgi i raje podatków dla dużych, bogatych, itd.); w wymiarze sprawiedliwości – tolerowanie przywilejów kasty i wszystkich jego patologii, brak prymatu etyki nad prawem, tolerowanie korupcji, kradzieży majątku państwowego, akceptacja patologicznych relacji politycznych i społecznych.

Nie do pogodzenia z kanonami łacińskiej cywilizacji jest promocja jakiejkolwiek agresji i nienawiści w obszarze dyskursu publicznego, destrukcyjne ataki na struktury demokratycznego państwa, agitacja na rzecz przemocy i prawa siły (cecha właściwa cywilizacji turańskiej), promocja zdrady narodowej, donoszenie na własne państwo do międzynarodowych struktur władzy.

Dodatkowo powyższe zachowania i poglądy są sprzeczne z Duchem praw Monteskiusza i innych teoretyków prawa, zalecających, aby prawo było zgodne z zakorzenioną moralnością danych społeczności. Koneczny odnosił się w wielkim krytycyzmem do cywilizacji turańskiej (rosyjskiej) i bizantyjskiej. Z pewnością był przeciwny nadmiernej biurokratyzacji życia społeczno-publicznego. Byłby z pewnością radykalnym recenzentem obecnego stanu prawodawstwa w Polsce. Wszak nadmierna ilość przepisów (inflacja prawa), ich niejasność zawsze rodzi patologie, w tym korupcję. Należy mieć świadomość tego, że wiele miazmatów rosyjskich (turańskich) rozwiązań prawno-organizacyjnych przeniknęło do moralności polskiej wspólnoty, a poprzednie ekipy rządowe nie czyniły nic w kierunku uzdrowienia zasad i struktur publicznych.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska w centrum ścierania się cywilizacji” znajduje się na s. 10 i 11 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska w centrum ścierania się cywilizacji” na stronie 10 i 11 sierpniowego „Kuriera WNET”, nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Za 30 lat Polska będzie liderem w regionie: Niemcy stracą pozycję potęgi gospodarczej, a Rosja pójdzie w rozsypkę

Wiele zależy od nas samych. Powinniśmy jasno odpowiedzieć sobie na pytanie, czy za dostęp do rynków mniejszych państw Trójmorza gotowi jesteśmy budować w nich drogi, mosty, infrastrukturę.

Zbigniew Berent

Polska przyszłym liderem w regionie

Polska ma potencjał, by stać się liderem w naszym regionie Europy. Słowa te od dziesięcioleci powtarzają środowiska patriotyczne. Przekonywał nas o tym Jan Paweł II, potem prezydent Lech Kaczyński, a obecnie rząd Dobrej Zmiany. Potwierdzają to nasze wartości narodowe, doświadczenia historyczne, pionierskie rozwiązania ustrojowe Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Konstytucji 3 maja. Okazuje się, że hymny naszych wschodnich i południowych sąsiadów bazują na Mazurku Dąbrowskiego. A liderzy polityczni powstającej demokracji amerykańskiej całymi garściami czerpali z dorobku ustrojowego i myśli politycznej I Rzeczpospolitej.

Zatem nie jest tak, jak chcieliby zagraniczni krytycy i krajowi zdrajcy, że powinniśmy się wstydzić polskości. Przyświecały nam od wieków oryginalne, uniwersalne wartości: Bóg, Honor, Ojczyzna; Pro Patria; „Za naszą Wolność i Waszą”.

Europa dziś

Od kilku lat amerykański futurolog George Friedman powtarza, że Polska ma potencjał, by stać się silnym liderem w regionie. W 2012 roku powiedział w czasie Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie: – Unia Europejska skończyła się już w roku 2008, gdy nadszedł kryzys gospodarczy, a NATO nie zrobiło nic w kwestii konfliktu w Gruzji.

Unia Europejska dzisiaj to państwa narodowe, które chronią swoje interesy. Realną rzeczywistość cechuje totalna obłuda, a głoszona wolność gospodarcza pozostaje w sferze deklaracji. Profesor Friedman bez ogródek powiedział to, na co u nas wtedy nie pozwalała polityczna poprawność: że w realnych działaniach rządów Niemiec, Francji, Włoch, Holandii przejawia się skrajny protekcjonizm. Było to widoczne w sytuacji kryzysowej lat 2008–2012, gdy wycofywano kapitał i inne aktywa z terenu Europy Środkowej. Cały mechanizm funkcjonowania tzw. rajów podatkowych w Luksemburgu, na Malcie, krajach Beneluksu ma na celu drenaż rynków finansowych, w pierwszej kolejności krajów Europy Środkowej. Do tego mają służyć gospodarki państw peryferyjnych: malwersacjom finansowym i praniu brudnych pieniędzy. To oczywiste, że najwięksi beneficjenci tego układu będą do samego końca zaprzeczać prawdzie.

G. Friedman przypomniał, że Europejczycy, dokonując odkryć geograficznych w XV w., odmienili los świata i w pewien sposób go kształtowali. Jednak podbijając świat, zapomnieli o własnym kontynencie. Nie zadbali o jego jedność wewnętrzną.

Dużo później, w latach 1914–45 Europę ogarnęło szaleństwo dwóch wojen, w wyniku których straciła swoją dominującą pozycję. Upadły kolonialne europejskie imperia.

Unia Europejska powstała m.in. po to, by ta część świata odzyskała głos. Zdaniem Friedmana, po zakończeniu zimnej wojny wytworzyła się tożsamość europejska i w latach 1991–2008 Europa prosperowała świetnie. Niestety nie mówiła jednym głosem. Nastąpił kryzys roku 2008, dobrobyt się skończył. Okazało się, że trzeba zarządzać Unią w ciężkich czasach.

– W czasie dobrobytu nie zadawano sobie trudnych pytań. Padają one dopiero teraz. Część Europy nie chce jednak szukać na nie odpowiedzi, inna część jest przerażona sytuacją. W kryzysie pojawiają się egoizmy, jeden naród staje się nieczuły na los drugiego. Wiadomo przecież, że podstawą społeczności jest dzielenie wspólnego losu i empatia. Pytanie, przed którym staje społeczność Europy, brzmi następująco: jak zachować tożsamość narodową poszczególnych państw i jednocześnie tworzyć Unię? Jednak tego nie rozumieją zbiurokratyzowane elity zachodnioeuropejskie! Wszyscy członkowie Unii zgadzają się tylko w jednej sprawie – chcą dobrobytu – mówi George Friedman i trafnie stwierdza: złamana została nierozsądna obietnica leżąca u podstaw Unii Europejskiej – wieczna prosperity. – Unia powinna obiecać krew, pot i łzy; ludzie nie byliby rozczarowani – dodaje.

– Kryzys jest druzgocący zwłaszcza dla młodych ludzi, młodzi ludzie nie mają dziś marzeń. Jakie marzenia może mieć 25-letni Grek, gdy wie, że przez 10–15 lat nie będzie mógł znaleźć pracy i będzie żył w ubóstwie? – pyta Friedman. Europa jest w okresie przejściowym, nadchodzi czas sojuszy i koalicji. – Nie będzie wojen, ale będą państwa narodowe. Orban i Kaczyński nie tylko przewidują, ale podejmują konkretne działania, by to urzeczywistnić w pełni. Polscy i węgierscy prawicowi przywódcy widzą, że na świecie rośnie przekonanie, że Europa nie ma rozwiązania na kryzys. Jeśli odpowiedź w tej kwestii szybko się nie pojawi, Europa straci partnerów i wypracowaną pozycję.

Już na początku bieżącej dekady amerykański analityk zapowiadał, że Polska będzie się rozwijać. Musi jednak zmienić swoją strategię. Dotychczas poszukiwała kogoś, kto się nią zaopiekuje, a UE jako opiekun to nie najlepszy wybór. Polska powinna zostać liderem w regionie i „zaopiekować się” krajami między Bałtykiem a Morzem Czarnym. Friedman uważa, że Polska ma potencjał: – Możecie zawiązać sojusz z krajami Europy Środkowo-Wschodniej i stać się samowystarczalnym, silnym partnerem gospodarczym. Doradził też zacieśnianie współpracy z USA.

Najwidoczniej prognozy i rady G. Friedmana wzięli sobie do serca polscy i węgierscy prawicowi liderzy. Ich ucieleśnieniem jest koncepcja Trójmorza.

Friedmana wizja świata za 30 lat

Na początku października 2017 roku George Friedman powtórzył swą geopolityczną diagnozę:

– Za 30 lat Polska zostanie najpotężniejszym państwem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, mocno oddziałującym na politykę europejską – powiedział w czasie wieczornej gali zamknięcia Europejskiego Forum Nowych Idei.

Przypomniał, że jeszcze w 1910 roku Europa była globalną potęgą, nadawała ton, przewodziła pod każdym względem. Czy ktoś wówczas przypuszczał, że w 1950 r., czyli po 40 latach, legnie w gruzach po dwóch strasznych wojnach, podzielona między USA i Związek Radziecki? Czy ktoś mógł przewidzieć, że po kolejnych 40 latach, czyli w 1990 roku, upadnie Związek Radziecki, a Niemcy się zjednoczą?

Jego zdaniem za 30 lat w obszarze technologii świat będzie się bardzo szybko zmieniał. Jeśli zaś chodzi o sytuację geopolityczną – nic bardziej mylnego, jak przypuszczenie, że wszystko pozostanie tak jak teraz i obecne mocarstwa zachowają swoje pozycje – ostrzega amerykański naukowiec.

Zdaniem Friedmana globalnym mocarstwem pozostaną Stany Zjednoczone, chociaż ich pozycja ulegnie osłabieniu. Ameryka może się jednak nie obronić, jeśli będzie atakowała kolejne państwa, np. Irak, bez pomysłu, co z nimi począć. Chiny teraz są potęgą, ale mają wiele wewnętrznych problemów (dyktatorski rząd, narastające różnice społeczne); dlatego za 30 lat nie utrzymają obecnej pozycji

Friedman twierdzi, że prawdziwym mocarstwem stanie się Japonia. Jest to o tyle zastanawiające, że amerykańskie instytucje finansowe plasują na pierwszym miejscu rankingu rozwoju gospodarczego za 30 lat Indie, z wysoką pozycją Brazylii. Zdaniem Friedmana będzie rosła w siłę Turcja, która ma szansę wrócić do świetności.

Co się stanie w Europie? Friedman przewiduje, że Unia Europejska może mieć kłopoty z dalszą integracją państw. Co zaskakuje, wieszczy upadek Niemiec i Rosji. Jego zdaniem gospodarka niemiecka jest w ponad 50% uzależniona od eksportu. To ogromne zagrożenie, bo takich proporcji nie uda się utrzymać w przyszłości. Z kolei Rosja nie stworzyła nowoczesnej gospodarki. Upadek Związku Radzieckiego był tylko pierwszym etapem zsuwania się w przepaść tego kraju. A co z Polską? Zdaniem amerykańskiego naukowca, Polska zawsze bała się Niemiec i Rosji. W sytuacji, kiedy za 30 lat Niemcy nie będą już potęgą gospodarczą, a Rosja znajdzie się w rozsypce, Polska, ze świetnie wykształconym społeczeństwem, urośnie do roli regionalnej potęgi, z ambicjami odgrywania ogromnej roli na arenie międzynarodowej. Bardzo wzrośnie znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej.

W wywiadzie z 15 stycznia 2018 roku profesor George Friedman swoje prognozy. To, że Polska znalazła się pod pręgierzem Brukseli, amerykański politolog uznaje za dowód siły naszego państwa.

– Atakowaliby was, gdybyście byli słabi? Jednym ze znaków rozpoznawczych wschodzącej potęgi jest to, że schodzące potęgi wytaczają przeciwko niej najcięższe działa.

Znaleźliście się na celowniku Unii Europejskiej, która chce zachować kontrolę nad polityką wewnętrzną państw członkowskich. Wybrali was zamiast Węgier, bo jesteście ważni. Dlatego Wielka Brytania, która opuszcza Unię właśnie z powodu ingerencji Brukseli, symbolicznie zawarła z wami traktat obronny. Jesteście ważnym graczem w Europie. Polska jest obecnie liderem bloku państw, które sprzeciwiają się potocznemu rozumieniu UE, czyli temu, czym – zdaniem liberalnych europejskich elit–  powinna być europejska wspólnota – uważa były dyrektor agencji Stratfor („Sieci” 3/2018).

W Europie obecny jest lęk przed pojawieniem się nacjonalizmów. Ale one już istnieją, co widzi i profesor Friedman, i każdy bystry obserwator stosunków międzynarodowych. Zdaniem Friedmana, nacjonalizm będzie rósł w siłę i w Europie, i na świecie. Coraz częściej będziemy słyszeli: chcę się troszczyć o własny naród, a nie o Europę. Powstanie coraz więcej partii nacjonalistycznych. Nawet w Niemczech taka partia jest obecnie trzecią siłą polityczną. Na dodatek chadecja kanclerz Angeli Merkel straciła wyraźnie na poparciu w wyborach parlamentarnych.

Jego zdaniem w Europie widać obecnie dwa równoległe procesy. Pierwszy to fragmentacja, także wewnętrzna, niektórych krajów członkowskich. Drugim procesem jest wyzwanie rzucone centrystycznym europejskim partiom.

– Reakcja Brukseli na te procesy, na Brexit, na Polskę, w postaci panów Timmermansa i Junckera, jest wysoce emocjonalna i wynika z poczucia osaczenia. (…) eurokraci marzą o jednej europejskiej tożsamości. Oni zupełnie nie rozumieją Polaków. Im bardziej na nich naciskają, tym bardziej Polacy przypominają sobie swoją historię i utratę suwerenności.

Tym bardziej stają się uparci, więc to niezbyt mądra strategia – ocenia Friedman (źródło: PAP, „Sieci”).

Trójmorze

Kilka miesięcy wcześniej od prognoz Friedmana, w lipcu 2017 roku ukazały się wszystkich mediach informacje o koncepcji Trójmorza. W lipcu 2017 roku podczas sesji gospodarczej Szczytu Trójmorza pod hasłem „Infrastruktura, transport, energetyka” prezydent Andrzej Duda podkreślił konieczność wsparcia gospodarczych efektów spotkania. Zaznaczył, że między Bałtykiem, Adriatykiem a Morzem Czarnym rozciąga się przestrzeń wielkiego ekonomicznego potencjału. Dodał, że inicjatywa Trójmorza jest prezydenckim parasolem, który ma zapewnić polityczne wsparcie biznesowym przedsięwzięciom w regionie.

Pierwszym efektem warszawskiego Szczytu Trójmorza było podpisanie umowy między czterema polskimi i chorwackimi firmami z sektora infrastruktury. Kolejny Szczyt Trójmorza ma się odbyć w 2018 roku w Bukareszcie. Taką deklarację złożył obecny na warszawskim szczycie państw Europy Środkowej prezydent Rumunii Klaus Johannis. Prezydent Duda podkreślił, że liczy na kolejne ważne spotkanie polityków, ale również forum biznesowe i spotkanie prezydenckich doradców międzynarodowych.

Podsumowanie

Koncepcja Trójmorza nie zastąpi Unii Europejskiej. Należy zatem traktować ją jako uzupełnienie UE. Dotychczas nie było odpowiedniego klimatu na podobne projekty. Po kryzysie 2008 roku, gdy dokonał się upadek wartości, na jakich budowano Unię, gdy ujawniony został protekcjonizm państw „starej Unii”, zwrócony przeciwko towarom i rynkom nowo przyjętych do Unii państw, niegodziwe traktowanie ich konsumentów, gdy nastąpił kryzys migracyjny – powstała sytuacja nad wyraz sprzyjająca tworzeniu sojuszy regionalnych. Sojuszy państw połączonych wspólną historią i doświadczeniem czasów okupacji sowieckiej do 1989 roku, podobnym poziomem rozwoju ekonomicznego, bliskością położenia, podobną wielowarstwową kulturą.

Jak zawsze przy powstawaniu takich projektów, są i spore bariery współpracy. Może je jednak pokonać wspólnota interesów. Ważne jest to, że rok 2017 zamykaliśmy przeświadczeniem, że koncepcja Trójmorza to nie projekt abstrakcyjny. A sytuacja jest na tyle dynamiczna, że obraz tego przedsięwzięcia staje się coraz bardziej czytelny. Zmienia się bowiem sytuacja polityczna Europy. Wielka Brytania wyszła z Unii. Rumunia osiąga coroczny wzrost gospodarczy na poziomie Chin. Relacje Polski z państwami byłej Jugosławii stale się poprawiają. Wydaje się, że dużo zależy od postawy Austrii, której rząd jest obecnie prawicowy. Niektórzy analitycy przewidują, że w przypadku znaczącej przebudowy Unii Europejskiej jej centrum mogłoby się znaleźć w Wiedniu.

Wiele zależy od nas samych. Powinniśmy jasno odpowiedzieć sobie na pytanie, czy za dostęp do rynków mniejszych państw Trójmorza gotowi jesteśmy budować w nich drogi, mosty, infrastrukturę. Do naszej polityczno-ekonomicznej świadomości musi trafić, że aby osiągnąć korzyści, najpierw trzeba zainwestować!

Polska potrzebuje myślenia strategicznego na miarę Piłsudskiego, Eugeniusza Kwiatkowskiego. Jest nadzieja, że takim strategicznym wizjonerem okaże się Mateusz Morawiecki. Premier powinien rychło zabrać się do kreatywnego złożenia poniższych puzzli w jedną, ambitną strategię:

  • Konsekwentne dynamizowanie rozwoju gospodarczego,
  • Promocja polskiej gospodarki: wykorzystanie sojuszy międzynarodowych do ekspansji ekonomicznej Polski,
  • Innowacyjność, badania i rozwój celem podejmowanych decyzji Rady Ministrów,
  • Reaktywowanie Centrum Studiów Strategicznych Rządu,
  • Likwidacja niepotrzebnych, kosztogennych struktur: większości agencji i funduszy celowych,
  • Unormowanie relacji w Unii Europejskiej,
  • Wykorzystanie polskiego niestałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ,
  • Przejście od roli „wojownika” do roli liczącego się podmiotu gospodarczego.

Musimy pamiętać o metodach, jakie stosują od lat dwaj najwięksi sąsiedzi: Rosja i Niemcy. W ramach polityki rusyfikacyjnej w końcu XIX wieku administracja rosyjska wspierała świadomość mniejszościowych grup etnicznych nie tylko na ziemiach zabranych I Rzeczpospolitej, ale także na Kaukazie, w Azji Środkowej i na Syberii, w celu utrzymania rozbicia i niedopuszczenia do powstania większych grup. Metody te udoskonalone były w Związku Sowieckim.

Tworzono nowe narodowości, łączono i dzielono już istniejące i przypisywano im nowe jednostki administracyjne, stosownie do aktualnych warunków politycznych. Rozbicie na małe grupy ułatwiało także późniejszą rusyfikację. Podstawową zasadą polityki sowieckiej było popieranie partykularyzmów i zwalczanie tendencji integracyjnych.

Rezultaty tych działań widać dziś na całym obszarze byłego imperium. Są skutecznie wykorzystywane we współczesnej polityce rosyjskiej od czasu upadku Związku Sowieckiego (Kaukaz Północny, Naddniestrze, Osetia Południowa, Abchazja, Krym, Republika Litewska itd.).

Te metody zostaną najprawdopodobniej zastosowane również w celu uniemożliwienia integracji sojuszu Międzymorza. Trzeba mieć tego świadomość i przekonać o tym niebezpieczeństwie innych uczestników dopiero co zawiązanego porozumienia. Kluczowymi państwami sojuszu są Polska i Rumunia, z uwagi na ich potencjał gospodarczy, ludnościowy i zbrojny. To na tych dwóch państwach spoczywa zadanie zapewnienia bezpieczeństwa (przy wsparciu NATO i USA) pozostałym krajom.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska przyszłym liderem w regionie” można przeczytać na s. 17 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „Polska przyszłym liderem w regionie” na s. 17 lipcowego „Kuriera WNET” nr 49/2018, wnet.webbook.pl