Podstawa naszego bytu: powszechna własność narodowa/Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego („Kurier WNET” 80/2021)

Musimy drastycznie, do poziomu Anglii lub Polski sprzed roku 1952, obniżyć koszty pracy. Zlikwidować haracz płacony państwu za możliwość zatrudnienia pracownika i podjęcia pracy przez pracownika.

Jan A. Kowalski

W poprzednim numerze przedstawiłem fatalny stan struktury naszego państwa. W sferze zarządzania gospodarką i administrowania państwem – naszym wspólnym dobrem. I mam nadzieję, że wszystkich przestraszyłem nadchodzącą zmianą w świecie. Zmianą systemu finansowego, gospodarczego i cywilizacyjnego. Powtarzane co jakiś czas słowa „wielki reset” kiedyś się zmaterializują. Jako Polska i Polacy musimy się na to przygotować.

Podstawę cywilizacyjną przedstawiłem w cyklu: Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. Do odnalezienia na naszym portalu wnet.fm. I od razu dodam: to moje aktualne główkowanie służy wyłącznie obronie naszej chrześcijańskiej ojczyzny. Dlatego zajmę się teraz sprawami materialnymi. Bez uporządkowanej materii nasza duchowa ojczyzna ziemska przestanie istnieć.

Przypomnijmy na początek nasze największe wady strukturalne:

  1. Bardzo ograniczona i wyprzedana przez ostatnie 30 lat polska własność w gospodarce. Nie patrzcie na statystykę, ona tylko zakłamuje rzeczywistość. Przedstawia zagraniczne firmy jako polskie, ponieważ mają w nazwie Poland lub Polska. A prowadzą u nas działalność często zwolnioną z podatków i przy wykorzystaniu taniej siły roboczej.
  2. Demografia. Z ujemnym od 20 lat przyrostem naturalnym kurczymy się jako naród i starzejemy zarazem. Odbije się to w niedługim czasie na naszym systemie emerytalnym, zaprojektowanym kiedyś dla społeczeństwa zwiększającego systematycznie swoją liczebność. Obecny system emerytalny po prostu się załamie.
  3. Mamy zwichniętą strukturę zatrudnienia. Pracuje nas jedynie 16,5 miliona, z czego 1,5 mln generuje straty, a powinno nas pracować efektywnie 20–21 milionów. Ta zwichnięta struktura wynika z bardzo złych przepisów, opodatkowujących pracę 4-krotnie bardziej niż w Anglii i 2,5-krotnie bardziej niż w Niemczech.

W każdym normalnym państwie tymi sprawami powinni się zająć politycy. Po to w końcu ich wybieramy, żeby rozwiązywali problemy ważne dla kondycji naszego państwa i narodu. Tymczasem co widzimy?

Z jednej, rządowej strony, rozpaczliwe próby udawania, że nad wszystkim panujemy. I nie oddamy nawet guzika. Z drugiej, opozycyjnej strony, skomasowane akcje dezintegrujące nasz naród. Negujące nasze chrześcijańskie wartości i sens samodzielnego bytu państwowego.

To dlatego od jakiegoś czasu piszę o potrzebie stworzenia Chrześcijańskiej Partii Wolnych Polaków. Partii potrafiącej zdiagnozować rzeczywistą sytuację i zaproponować rozwiązania korzystne dla Polski i nas wszystkich. Co powinniśmy zrobić?

W jednym zdaniu: połączmy systemowo nasze codzienne wydatki i potrzeby z polską gospodarką i polską racją stanu. W ten sposób – świecąc światło, zużywając wodę i benzynę, posiadając konto w banku – zapewnimy jej rozwój, a nam bezpieczeństwo od poczęcia do śmierci. Już wyjaśniam.

  1. Obawa przed nędzą na starość była przyczyną, dla której jako młode chłopię rzuciłem się w wir czarnego rynku, ryzykując w latach 80. zatrzymania przez milicję i utratę skromnego kapitału. Bo państwo, chociaż nominalnie było nasze, w rzeczywistości było niczyje. Nie było nawet własnością zarządzających nim komunistów. Teraz jednak, w roku 2021, nic nie stoi na przeszkodzie, nawet garstka polityków, których liczba nie przekracza 10 tysięcy, by to zmienić. Uznajmy wreszcie państwo polskie za naszą własność obywatelską. Tylko odrzucając stare lęki, możemy dokonać jego systemowej przebudowy. Żeby nas nie straszyło, ale nam służyło.
  2. Zatem od starości zacznijmy. Przy zachowaniu obecnego systemu, pokolenie 40-latków w ogóle nie dostanie emerytury pozwalającej przeżyć 30 dni. I nie myślę tu jedynie o ZUS, który – uwzględniając kurczenie się liczby Polaków i ich starzenie– już jest bankrutem. Ale również o PPK (Pracowniczych Planach Kapitałowych), które sprowadzają na nas ryzyko takie samo, jak kiedyś OFE. A nawet większe, bo wypychają nas na ocean spekulacji międzynarodowej. Wyprowadzenie naszych pieniędzy na międzynarodową giełdę finansową, pełną drapieżnych rekinów, to proszenie się o nieszczęście. Oparcie się tylko na polskiej giełdzie także grozi stratą gromadzonych na starość środków. Jak policzyłem to kiedyś, przez 20 lat oszczędzania w latach 2000–2020, stracilibyśmy co najmniej 40% naszego wkładu. Dla jasności: nie myślę tu o menedżerach zarządzających naszymi pieniędzmi.
  3. Musimy wprowadzić system wiążący nasze oszczędności bezpośrednio z własnością, z posiadaniem przez nas samych polskiej gospodarki. Mamy jeszcze kilka polskich firm narodowych, które bezpośrednio mogą być zasilane naszymi oszczędnościami. A ich rozwój i zyski zagwarantują nam bezpieczne i odpowiednie emerytury. Co więcej, strumień pieniędzy z naszych składek może pobudzić rozwój nowych, bezpiecznych firm państwowych i odzyskać dużą część gospodarki sprzedaną/oddaną w zagraniczne ręce. Takiego potencjału nikt nam nie odbierze i nie sprzeniewierzy.
  4. Wreszcie coś dla sympatyków wolnego rynku. Zamiast absurdalnego rozdawnictwa, które degeneruje jego beneficjentów i nasz rynek pracy (jedynie pierwsze 500+ miało społeczne uzasadnienie), musimy wreszcie docenić finansowo pracowitość i pomysłowość Polaków. Musimy drastycznie, do poziomu Anglii lub Polski sprzed roku 1952, obniżyć koszty pracy. Zlikwidować haracz płacony państwu za możliwość zatrudnienia pracownika i możliwość podjęcia pracy przez pracownika. Tak to wygląda, Moi Drodzy. Obie strony, pracodawca i pracownik, są karane za aktywność. To obciążenie miało uniemożliwić powstanie prywatnego polskiego kapitału mogącego zagrozić uwłaszczającym się komunistom i koncernom zagranicznym. Od ręki pracownik i pracodawca mogą (od)zyskać po 600 złotych; przy najniższych zarobkach. Taka obniżka kosztów pracy z aktualnych 45% do 11–12% natychmiast wyzwoli energię przedsiębiorców i pracowników. I zmieni fatalną strukturę zatrudnienia, która obecnie hamuje rozwój naszego państwa.
  5. Na koniec, nasza awangarda wolności i wartości, czyli idealna chrześcijańska partia, musi zmierzyć się z chwilowo zwycięskim Mordorem (nie myślę tu o Domaniewskiej 😊). Wolni ludzie muszą wygrać z niewolącym nas Sauronem.

Zmiana systemu zarządzania państwem, z III na V Rzeczpospolitą, jaką od 10 lat propaguję, z opresyjno-okupacyjnego na oddolny obywatelski, pozwoli nam zrzucić biurokratyczne jarzmo. Biurokratyczne jarzmo narzucone poprzednio krajom południa i wschodu Europy po to, żeby Niemcy pn. Unii Europejskiej mogły podbić cały kontynent, wymuszając wszędzie wzrost klasy pasożytniczej powiązanej prywatnym interesem nie z własnym narodem, ale z Centralą w Berlinie. Pozwoli nam to wygenerować kwoty rzędu 150–200 miliardów rocznie, czyli ok. 8% naszego PKB. Na początek. I całkowicie uniezależnić się od finansowania zewnętrznego.

Nie wiemy, jak będzie wyglądał przyszły światowy ład. I kto będzie dyktował warunki. Nie wiemy nawet, jak będzie wyglądał pieniądz i jak będzie przeliczany. Jest krańcowo nieodpowiedzialne czekanie na to, że inni nam zapewnią świetlaną przyszłość. My sami musimy zadbać o przyszłość naszą i naszych dzieci. A wykorzystać do tego możemy tylko to, co mamy – potencjał nas wszystkich.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Podstawa naszego bytu: powszechna własność narodowa” znajduje się na s. 2 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Kowalskiego pt. „Podstawa naszego bytu: powszechna własność narodowa” na s. 2 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pogarszają się nastroje konsumentów w Europie. Polska i Dania liderami optymizmu

Według najnowszego rankingu opracowanego przez Nielsen-Deutschland, konsumenci zza naszej zachodniej granicy spadli na 5 miejsce po względem pozytywnego spojrzenia w przyszłość.

Jak wynika z badań agencji Nielsen-Deutschland, mieszkańcy Niemiec bardziej pesymistycznie, niż kilka miesięcy temu, oceniają zarówno perspektywy zatrudnienia, jak i swoją kondycję finansową. O ile w trzecim kwartale ubiegłego roku 62 proc. pytanych oceniało swoje szanse zawodowe w nadchodzących 12 miesiącach jako dobre, czy bardzo dobre, o tyle w najnowszej ankiecie opinię tę podzielało 58 proc. respondentów.

Agencja przeprowadza od 14 lat sondaże wśród konsumentów 64 krajów, pytając ich o oczekiwania na przyszłość. Na tej podstawie opracowywany jest wskaźnik zaufania konsumenckiego. W najświeższym wydaniu tego wskaźnika Niemcy spadły rankingu optymizmu z drugiego na piąte miejsce. Największymi optymistami są Duńczycy i Polacy.

Jak skomentował Jens Ohlig, szef agencji badawczej Nielsen-Deutschland:

Obserwujemy, że zaufanie konsumentów spadło w ciągu dwóch lat do minimalnego poziomu.

Pogorszyły się również oceny w przypadku własnej sytuacji finansowej w nadchodzącym roku. Zaledwie niecała połowa konsumentów była zdania, że rok 2020 jest dobrym czasem na wydawanie pieniędzy. Jeszcze trzy miesiące temu uważało tak 54 proc. ankietowanych.

Prawie co czwarty z badanych stwierdził, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy spodziewa się recesji.

W porównaniu ze średnią europejską nastroje w Niemczech są jeszcze stosunkowo dobre. Przekonują o tym odpowiedzi na pytanie, co Niemcy robią z pieniędzmi, które pozostają im po uregulowaniu kosztów utrzymania. Większość Europejczyków myśli najpierw o oszczędzaniu, konsumenci w Niemczech zaś wydają je najchętniej na urlop lub odzież.

Agencja badawcza Nielsen przepytała w Europie 17 tys. osób, z tego 500 w Niemczech. Według firmy, badanie to jest reprezentatywne dla użytkowników internetu w krajach będących uczestnikami programu..

A.W.K.

Niemiecki instytut badawczy ocenia, że uchodźcy ostatniej fali dobrze adaptują się na tamtejszym rynku pracy

Federalny Instytut Badania Zatrudnienia opublikował zaskakujące dane na temat aktywności zawodowej imigrantów, którzy przyjechali do Niemiec w latach 2013-2016.

Instytut Badawczy IAB opublikował rezultaty badania, z którego wynika, że prawie co drugi uchodźca (49 proc.) najpóźniej w pięć lat po przybyciu do Niemiec prowadzi działalność zarobkową.

Ekspert OECD Thomas Liebig  podkreślił podobne zjawisko zaobserwować można w Austrii i krajach skandynawskich.

Wyniki raportu stanowią dowód, że adaptacja na niemieckim rynku pracy przebiegła nieco szybciej niż w przypadku uchodźców z objętej wojną domową Jugosławii w latach 90. XX wieku. Eksperci zwracają jednak uwagę na to, że  ówczesna stopa bezrobocia była zdecydowanie wyższa.

IAB zwrócił uwagę jednak na dużą dysproporcję współczynnika zatrudnienia między kobietami a mężczyznami. W grupie uchodźców pracę znalazło 57% mężczyzn i jedynie 29% kobiet.

W ankiecie wzięło udział 8000 uchodźców, którzy przybyli do RFN w latach 2013-2016.

A.W.K.

Zmiana na rynku pracy: Polacy wypierają Ukraińców z rynku, ponieważ ci wolą jechać za pracą dalej na Zachód

Bezrobocie rośnie, a liczba Ukraińców zarejestrowanych w ZUS maleje. Nie oznacza to powiększania się szarej strefy – rosnąca dostępność Polaków na rodzimym rynku pracy wypiera pracowników z Ukrainy.

Naszym rodakom trudniej jest znaleźć pracę na zachodzie Europy, przygotowującym się do spowolnienia gospodarczego związanego m.in. z Brexitem. Jak wskazują eksperci Personnel Service, na koniec 2019 r. z polskiego rynku może odpłynąć maksymalnie 100 tys. pracowników z Ukrainy, ale biorąc pod uwagę wspomniane wcześniej okoliczności, polscy pracodawcy odczują to w bardzo niewielkim stopniu.

Trudniej na Zachodzie, łatwiej w Polsce

– Obywatelom Polski coraz trudniej znaleźć pracę na Zachodzie, szczególnie w przygotowującej się do Brexitu Wielkiej Brytanii i poszukujących tańszej niż Polacy siły roboczej Niemczech – mówi Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy, prezes Personnel Service. – Gdy Brexit stanie się faktem to sytuacja jeszcze się nasili, a w przypadku wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej bez umowy będziemy mogli zaobserwować szczególnie duży zastrzyk Polaków na rodzimym rynku. Widzimy też wyraźnie, że fala pracowników z Ukrainy nie ustaje. Tylko w naszej firmie mamy obecnie około 2 tys. Ukraińców gotowych do podjęcia pracy w Polsce.

Jak twierdzą niemieccy ekonomiści, twardy Brexit zagrozi bezpośrednio aż 100 tys. miejscom pracy w ich kraju. Jednocześnie dodają, że ta liczba może okazać się znacznie wyższa – Brexit bez umowy spowoduje m. in. powrót cła i innych opłat funkcjonujących poza UE, co pośrednio przełoży się na mniejszą skłonność do inwestycji i wzrost bezrobocia. Takie konsekwencje może mieć też spadek eksportu z UE do UK, który najbardziej odbije się na Niemczech jako największej gospodarce w Unii. Tym samym Niemcy będą werbować pracowników z Ukrainy na dużo mniejszą skalę, niż jeszcze niedawno zapowiadano. W niektórych branżach zatrudnienie może zostać mocno ograniczone, np. w motoryzacji, na którą, zdaniem niemieckich ekonomistów, Brexit może mieć wyjątkowo duży wpływ. Taka sytuacja znacząco zmieni dotychczasowy czarny scenariusz dla polskiego rynku pracy, który zakładał wyjazd nawet 250 tys. Ukraińców z naszego kraju do Niemiec na koniec 2019 r. Eksperci Personnel Service szacują, że zamiast tego z kraju odpłynie maksymalnie 100 tys. Ukraińców.

– Tych 100 tys. pracowników z Ukrainy, którzy wyjadą na Zachód, podejmie pracę przede wszystkim w szarej strefie w branżach takich jak budowlanka, ogrodnictwo i rolnictwo – dodaje Krzysztof Inglot. – W efekcie Polacy, którzy dotychczas podejmowali takie zatrudnienie w Niemczech, zostaną w Polsce zasilając nasz rynek pracy. Możemy oszacować także, że w wyniku Brexitu pracę w Niemczech straci dodatkowo około 20 tys. pracowników z obszarów produkcji i usług, branż automotive i finansowej.

Zmiany, zmiany…?

W ciągu ostatniego kwartału 2018 r. liczba pracowników z Ukrainy zarejestrowanych w ZUS zmniejszyła się o ponad 20 tys. Spadku liczby cudzoziemców ubezpieczonych społecznie w Polsce nie było od czterech lat, ich liczba systematycznie rosła. Bezrobocie w pierwszych dwóch miesiącach 2019 r. utrzymuje swój wzrost (w styczniu i lutym wynosiło 6,1 proc.), podczas gdy w 2018 r., po krótkim wzroście w styczniu spowodowanym zimowym sezonowym przestojem, w lutym zaczęło spadać.

Badania: Chcemy zamienić Ukrainę na Polskę bardziej, niż zarobić – przyznaje tak 8 na 10 Ukraińców pracujących w Polsce

Aż 80 proc. Ukraińców przyjeżdżających do Polski jako najważniejszą motywację wskazuje zmianę kraju zamieszkania – mówią badania Personnel Service, przeprowadzone na Ukraińcach pracujących w Polsce

Ten aspekt wyprzedza nawet pobudki typowo finansowe czy polityczne, związane z brakiem pracy na Ukrainie czy niestabilną sytuacją w kraju.

– Ukraińcy chętnie przyjeżdżają do Polski, bo nasz kraj ma zdecydowanie wyższy poziom życia, lepsze perspektywy, możliwości rozwoju dla nich i ich rodzin – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service, ekspert rynku pracy. –  Są nam bliscy kulturowo i dobrze się czują w naszym kraju. Zachęcanie ich do pozostawania u nas dłużej jest korzystne także z perspektywy polskiego rynku pracy, który coraz bardziej konkuruje o kadrę z Ukrainy z gospodarkami Czech, Węgier, Słowaków czy Niemców. Prawie 100 proc. rodzimych przedsiębiorców lubi pracowników ze Wschodu, większość zatrudnia ich równie chętnie, co Polaków. Dlatego interesy obu stron są spójne, a o ich realizację powinniśmy lepiej zadbać wprowadzając kolejne zmiany w prawie

W kolejce po nowe życie

Dla większości przyjeżdżających do nas Ukraińców cel zarobkowy jest celem pośrednim – tak naprawdę ruszają do Polski, aby zmienić swoje życie zmieniając kraj zamieszkania. Wskazuje na to aż 80 proc. naszych sąsiadów ze Wschodu pracujących w Polsce, pytanych przez Personnel Service. Na brak normalnej pracy, czy niskie zarobki jako bezpośredni powód przyjazdu wskazuje jedynie 7 proc.. Trzeba pamiętać, że w wyniku konfliktu na wschodzie Ukrainy wiele miejsc pracy zniknęło, zostawiając bez źródła utrzymania od kilku do nawet kilkunastu tysięcy pracowników.

Około 5 proc. Ukraińców liczy przede wszystkim na to, że przyjazd do Polski pomoże rozwiązać ich problemy finansowe i rodzin. Kolejne 5 proc. wskazuje na względy polityczne – niestabilną sytuację gospodarczą i społeczną w kraju – wielu naszych wschodnich sąsiadów nie chce budować swojego życia i inwestować w miejscu, które nie zapewnia długofalowego poczucia bezpieczeństwa.

Chcą rozwijać biznes

Jak przyznają eksperci Personnel Service, część przyjeżdżających do nas Ukraińców myśli o tym, by w przyszłości założyć w Polsce nawet mały biznes, taki jak np. kawiarnia, restauracja. Z Ukrainy często wyjeżdżają ci najbardziej przedsiębiorczy, którzy mieli już do czynienia z biznesem. Zamiast inwestować siły, czas i pieniądze w rozwój firmy na Ukrainie, często woleliby zostać u nas i tu wykorzystywać swój potencjał, korzystając z większego spokoju gospodarczo-społecznego.

– Powinniśmy zachęcać Ukraińców do osiedlania się w Polsce. Pozostając w naszym kraju na dłużej, przyczyniliby się jeszcze bardziej do wzrostu naszego PKB – mówi Krzysztof Inglot. – Dobrze się czujemy w swoim towarzystwie, język którym mówimy jest zbliżony. Ukraińcy uczą się go bardzo szybko. Powinniśmy to wykorzystać by lepiej integrować pracujących w Polsce Ukraińców.

Pracownikom w Polsce w coraz większym stopniu zależy na elastycznym czasie pracy i możliwości pracy zdalnej

Choć firmy chętniej stawiają na ruchomy czas pracy, praca z domu nadal pozostaje dostępna głównie dla freelancerów – informują Antal i Sodexo w najnowszym raporcie o rynku pracy [Raport do pobrania].

Tylko 19 proc. Polaków chce stałych godzin pracy. Firmy otwierają się na nowe rozwiązania i dają pracownikowi możliwość wyboru warunków zatrudnienia. Jak wynika z najnowszego raportu Antal i Sodexo „Cztery osobowości – jeden rynek pracy” – postawy Polaków wobec pracy ewoluują. Jednocześnie różnorodność pokoleniowa w organizacjach wymaga dywersyfikacji oferty i warunków pracy względem potrzeb danej grupy wiekowej. Czego oczekują pracownicy?

Aż 81 proc. pracowników zależy na możliwości elastycznego rozpoczynania i kończenia czasu pracy w zależności od natężenia obowiązków i prywatnych zobowiązań. Jednocześnie coraz większym powodzeniem cieszy się praca zdalna. 75 proc. pracowników wybrałoby taki model, zamiast pracy biurowej.

Z raportu Antal i Sodexo wynika również, że w dalszym ciągu work-life balance jest bardziej cenione niż work-life integration. Aż 41 proc. pracowników uważa, że pracodawca powinien wprowadzić zasadę braku e-maili poza godzinami pracy. Tylko 32 proc. pracowników chce móc zajmować się prywatnymi rzeczami w czasie pracy, ale jednocześnie jest gotowych wypełniać obowiązki służbowe poza biurem.

Do pobrania Raport „Cztery osobowości, jeden rynek pracy”

ANTAL_Sodexo_Raport_Osobowosci

MotoBarometr 2018: W Polsce 57 proc. zakładów motoryzacyjnych zatrudnia pracowników z Ukrainy

Aż 63 proc. firm motoryzacyjnych z Polski zakłada zwiększenie liczby etatów w najbliższych miesiącach, co wynika bezpośrednio z rosnących potrzeb produkcyjnych. W Niemczech zrobi to co piąta fabryka.

W związku ze zbyt małą liczbą kandydatów chętnych do podjęcia zatrudnienia, już 57 proc. zakładów produkcyjnych sięga po pracowników z Ukrainy. Nie jesteśmy jednak jedyni – o Ukraińców rywalizujemy z Czechami, Węgrami i Słowacją – wynika z raportu Exact Systems „MotoBarometr 2018”. W przyszłym roku o kadrę ze Wschodu będzie jeszcze trudniej, ponieważ do walki włączy się co piąty zakład produkcyjny w Niemczech.

Potrzebujemy coraz więcej rąk do pracy, a tych brakuje. Niemal 2 na 3 zakłady produkcyjne w Polsce planują w najbliższych miesiącach zwiększyć zatrudnienie, co oznacza wzrost o 19 punktów proc. rok do roku – mówi Jacek Opala, członek zarządu Exact Systems S.A.

– Aż 98 proc. pracodawców zgłasza zapotrzebowanie na pracowników produkcyjnych, co czwarty będzie szukać pracowników średniego szczebla, a 13 proc. będzie rekrutować kadrę menedżerską. Dynamiczny rozwój motoryzacji obserwujemy również w innych państwach CEE, gdzie odnotowano najwyższe wskaźniki wzrostu produkcji i największe zapotrzebowanie na pracowników. O wzroście zatrudnienia mówi aż 86 proc. węgierskich respondentów, 7 na 10 ankietowanych z Rumunii i Słowacji oraz połowa z Czech. Z tego grona jedynie Rumunia jest samowystarczalna i nie musi posiłkować się pracownikami z Ukrainy – dodaje Opala.

Jakie są obecnie największe problemy związane z zatrudnieniem? Aż 63 proc. firm sygnalizuje małą liczbę chętnych kandydatów do pracy, a niemal połowa narzeka na brak kadry o kierunkowym wykształceniu. Coraz bardziej odczuwalna jest także presja płacowa, na którą wskazuje 46 proc. respondentów.

Niemiecka motoryzacja włącza się do walki o Ukraińców

Dotychczas braki kadrowe w polskiej gospodarce skutecznie udawało się zapełniać pracownikami ze Wschodu – 57 proc. zakładów motoryzacyjnych nad Wisłą korzysta z ich usług. Na tym polu konkurujemy przede wszystkim z Czechami oraz Węgrami, w których odpowiednio 59 proc. i 43 proc. przedstawicieli branży już rekrutuje Ukraińców. Na Słowacji odsetek ten wynosi 16 proc., a w Niemczech zaledwie 7 proc..

Jednakże w 2019 r. status quo nie zostanie zachowany – Czechy i Słowacja już zliberalizowały przepisy o zatrudnianiu Ukraińców, natomiast Niemcy planują w styczniu wprowadzić zmiany w prawie migracyjnym i częściowo otworzyć swój rynek pracy na specjalistów spoza Unii Europejskiej. Jak pokazują wyniki „MotoBarometru 2018”, sporo firm na tę nowelizację przepisów czeka. 22 proc. przedstawicieli motobranży w Niemczech zamierza w najbliższych miesiącach zatrudnić u siebie pracowników z Ukrainy, co może spowodować ich odpływ z Polski za Odrę.

Nowelizacja przepisów umożliwi osobom spoza Unii Europejskiej legalny wjazd na 6 miesięcy do Niemiec w celu poszukiwania pracy. Kto w tym czasie pracę znajdzie, będzie mógł tam zostać na dłużej. A z tym nie powinno być większego problemu – według szacunków Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej do obsadzenia pozostaje ponad 1,5 miliona wakatów. Niemcy poszukują przede wszystkim wykwalifikowanych pracowników, posiadających odpowiednie wykształcenie zawodowe.

– Nie jesteśmy w stanie konkurować z niemiecką gospodarką pod względem wysokości zarobków. Dlatego powinniśmy wykorzystywać do maksimum inne nasze atuty, które doceniają Ukraińcy, jak bliskość geograficzna, kulturowa i językowa – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service. – By zatrzymać kadrę ze Wschodu nad Wisłą, konieczne są dalsze zmiany w polskim prawie: umożliwienie im stabilizacji zawodowej i życiowej np. poprzez ułatwienie osiedlenia się w naszym kraju czy zniesienie barier administracyjnych na rynku pracy, które dotykają także 41 proc. przedsiębiorców. Aż 73 proc. naszych wschodnich sąsiadów chciałoby pracować w Polsce dłużej niż pół roku, na które obecnie pozwala uproszczona procedura zatrudniania. Wydłużenia okresu legalnej pracy chce też 66 proc. pracodawców.

Edukacja i automatyzacja – remedium na bolączki rynku pracy

Nie należy również zapominać o strategiach długofalowych – przede wszystkim edukacji i wdrażaniu nowych technologii. Jak wynika z „MotoBarometru 2018” najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu rosnących potrzeb kadrowych jest uruchomienie profilu motoryzacyjnego w szkołach zawodowych (68 proc. wskazań). W obliczu powiększającego się deficytu kadrowego, ponad połowa zakładów motoryzacyjnych w Polsce (55 proc.) jest otwarta na automatyzację procesów produkcyjnych, dzięki którym zapotrzebowanie na pracowników mogłoby być mniejsze.

Niektóre firmy z branży automotive idą o krok dalej i same inicjują rozbudowane programy szkoleniowe, mające na celu poszerzanie kompetencji swoich pracowników. Przykładem jest Akademia Jakości, którą Exact Systems uruchomił w 2014 r.

– Akademia Jakości jest odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku, wynikające z częstego niedopasowania programów szkolnictwa wyższego i zawodowego do potrzeb pracodawców. Docelowo chcemy, aby każdy z naszych kontrolerów był certyfikowanym i dobrze przygotowanym do pracy specjalistą. Obecnie dziennie do pracy u naszych klientów delegujemy ponad 5,5 tysiąca kontrolerów jakości, zatem wyzwanie jest duże, ale wierzymy, że możliwe do zrealizowania. Pozytywny odbiór Szkoły Jakości zachęca nas do rozszerzenia zasięgu programu także na spółki zagraniczne – mówi Jacek Opala z Exact Systems.

Pobierz pełną wersję raportu „MotoBarometr2018”

MotoBarometr_Raport2018_final-small