Resort obrony Federacji Rosyjskiej poinformował o rozpoczęciu na Białorusi manewrów wojskowych Zapad-2017

Ministerstwo obrony Rosji poinformowało o rozpoczęciu  strategicznych rosyjsko-białoruskich ćwiczeń wojskowych Zapad-2017, które przebiegać będą na sześciu poligonach na Białorusi i trzech w Rosji.

 

Manewry dotyczące „wypełnienia zadań ćwiczebno-bojowych”. „odbywają się pod dowództwem szefów sztabów generalnych sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej i Republiki Białoruś i są końcowym etapem wspólnego przygotowania sił zbrojnych obu państw. Noszą charakter wybitnie obronny i nie są skierowane przeciwko żadnym państwom ani grupom krajów” – zapewniło ministerstwo.

Na poligonach na terytorium Białorusi i Rosji przeprowadzone zostaną ćwiczenia „epizodów taktycznych ze strzelaniem bojowym, szerokim zastosowaniem sił i środków lotnictwa oraz wojsk obrony przeciwlotniczej” – poinformowano w oświadczeniu.

Na terenie Białorusi manewry będą się odbywać na poligonach Borysowskim, Domanowskim, Różańskim, Lepielskim, Osipowiczowskim, Loswido, a także w dwóch miejscach na terenie obwodu witebskiego – w okolicach miejscowości Dretuń i Głębokie.

Na terenie Rosji miejscem manewrów będą poligony w obwodach: kaliningradzkim, leningradzkim i pskowskim (poligony: Łużskij, Strugi Krasnyje i Prawdinskij).

Rosyjski resort obrony zapowiedział, iż w ćwiczeniach weźmie udział ok. 7,2 tys. żołnierzy Białorusi i ok. 5,5 tys. wojskowych rosyjskich. Wykorzystanych zostanie do 70 samolotów, 250 czołgów, 10 okrętów bojowych oraz różnego rodzaju systemy artyleryjskie.

Manewry wojskowe Białorusi i Rosji wywołują duże zaniepokojenie wśród sąsiadów Białorusi, zwłaszcza na Ukrainie, która w 2014 roku padła ofiarą rosyjskiej agresji. Swoje obawy w związku z ćwiczeniami wyrażały także m.in. Litwa i Polska. NATO zapowiedziało, że będzie się „uważnie przyglądać” manewrom.

Zarówno białoruskie, jak i rosyjskie wojsko i sprzęt mają powrócić do swoich stałych miejsc dyslokacji do 30 września.

PAP/MoRo

Gen. Roman Polko: Ćwiczenia Zapad 2017 to pokazanie, że Białoruś jest prawie jak terytorium Rosji

Były dowódca GROM i b. wiceszef BBN gen. Polko uważa, że pozycja strategiczna Rosji wobec NATO będzie niekorzystna, dopóki Rosjanie nie będą mieli pewności, że mogą operować z terytorium Białorusi.

„Ćwiczenia Zapad 2017 to jest nic innego, jak tylko pokazanie, że Białoruś to jest prawie tak jak terytorium Rosji” – stwierdził.

„Dla Łukaszenki to jest ogromne zagrożenie, bo właściwie jego nie widać i nie widać niezależności Białorusi” – powiedział Polko. Dodał, że jego zdaniem warto przejść do „ofensywy medialnej” mającej na celu uświadomienie społeczeństwu białoruskiemu, że Rosja jest większym zagrożeniem dla nich niż dla krajów NATO.

Gen. Polko przyznał, że mówi się o tym, by wojska rosyjskie miały w ramach ćwiczeń wejść na terytorium Białorusi i już stamtąd nie wyjść. „Wydaje mi się jednak, że wojska stacjonujące tam na stałe w większej liczbie nie zostaną, ale należy się liczyć z tym, że mogą zostać bazy logistyczne” – ocenił. Zdaniem wojskowego takie rozwiązanie ułatwiłoby potencjalne wykorzystanie sprzętu bojowego w przyszłości. „Jakieś elementy obsługi czy logistyki będą przez samą swoją obecność zastraszać kraje takie jak Polska, Litwa, Łotwa, Estonia” – zauważył. Polko wyjaśnił, że realia współczesnego pola walki powodują, że zbędna jest budowa baz dla wielotysięcznych garnizonów. „W krótkim czasie można te siły przerzucić. Ważne, żeby na miejscu mieć już odpowiednie zaplecze logistyczne” – tłumaczył.

Rosyjsko-białoruskie manewry Zapad 2017 odbywają się w dniach 14-20 września. W ćwiczeniach tych bierze udział oficjalnie 12,7 tys. wojskowych, w tym 3 tys. z Rosji; zaangażowanych jest 700 jednostek sprzętu wojskowego.

Rozmówca PAP zwrócił uwagę na fakt, że manewry to „wielka walka informacyjna i propagandowa prowadzona przez Rosję na ogromną skalę, rozpoczęta już wiele dni przed oficjalnym terminem rozpoczęcia tych ćwiczeń”. Podkreślił, że oficjalna liczba uczestników budzi wątpliwości. „Rosjanie deklarują 12,7 tys. uczestników, co właściwie zwalnia ich z obecności obserwatorów. (…) Podczas gdy niemiecka minister obrony, mając wiarygodne źródła, mówi, że skala tych ćwiczeń to jest ok. 100 tys. żołnierzy” – poinformował.

Jego zdaniem Rosja „chce zrobić wszystko, po pierwsze, żeby okazać, że jest silnym mocarstwem”. Z drugiej strony – zdaniem generała – chodzi o pokazanie prezydentowi Białorusi Aleksandrowi Łukaszence jego miejsca, „że właściwie Białoruś jest prawie tak jak terytorium Rosji”. Chodzi też, zdaniem Romana Polki, o zastraszenie Ukrainy i zarysowanie krajom NATO rosyjskiej strefy wpływów.

Były wiceszef BBN dodał, że o ile NATO dopiero niedawno określiło cyberprzestrzeń jako obszar prowadzenia działań wojennych, to Władimir Putin ma już w cyberprzestrzeni mocno rozwinięty front.

„Każde tego typu ćwiczenie mogłoby być przez siły rosyjskie ukryte, ale działanie jest odwrotne. Po prostu jest to nagłaśniane, wiele jest dezinformacji wysyłanych po to, żeby wprowadzić niepewność, zamęt, zamieszanie, a jednocześnie obserwować, w jaki sposób będzie reagowało NATO” – wyjaśnił.

Polko podkreślił, że dla krajów sąsiadujących z Rosją na zachodzie ćwiczenia Zapad 2017 są niebezpieczne – jak stwierdził – w wymiarze strategicznym.

„Cały czas Rosja przygotowuje się do działań agresywnych. Rosyjscy oficerowie uczeni są tego, że będą prowadzić działania na terytorium NATO” – zapewnił. „Doskonale wiemy o tym, że są siły przygotowywane na terytorium Rosji, które uczą się chociażby języka polskiego, nie mówiąc już o tym, że są zdolne do prowadzenia działań na terenie Litwy, Łotwy, Estonii, co zresztą wyraźnie Putin pokazuje” – powiedział.

Zdaniem byłego szefa GROM podczas ćwiczeń dojdzie do prowokacji. Uważa, że liczyć się można nawet z naruszeniem obszaru lądowego któregoś z krajów, co – jak stwierdził – miało miejsce podczas poprzednich manewrów Zapad.

Rozmówca PAP zwrócił uwagę na to, że scenariusz tegorocznych ćwiczeń jest inny niż poprzednio. „To były takie typowo ofensywne działania, uderzenie jądrowe na Warszawę. Dzisiaj ten scenariusz to krótko mówiąc odwrócona sytuacja tego, co się dzieje na Krymie, tego, co się dzieje w Donbasie. To tak jakby Białoruś została zaatakowana przez takich Rosjan, tylko że z zachodu. I okupowana” -wyjaśnił.

„Oczywiście scenariusz jest pokrętny, bo samo ćwiczenie Rosji na terenie Białorusi, gdzie o Białorusi niewiele się mówi, to właściwie już prawie jest okupacja i, szczerze mówiąc, najbardziej tego ćwiczenia obawia się Białoruś i oczywiście Ukraina” – ocenił gen. Roman Polko.

PAP/MoRo

Na Bałtyku rozpoczęły się manewry wojskowe Aurora 17 z udziałem żołnierzy państw NATO

Na Bałtyku rozpoczęły się największe od ponad 20 lat manewry szwedzkiego wojska Aurora 17 z udziałem sił państw NATO, które potrwają do 27bm. To odpowiedź na rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zapad 2017.

[related id=37871]Na Morzu Bałtyckim rozpoczęły się w poniedziałek największe od ponad 20 lat manewry szwedzkiego wojska Aurora 17 z udziałem sił państw NATO. Manewry są odpowiedzią na rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zapad-2017.

W manewrach Aurora 17, które potrwają na morzu, lądzie oraz w powietrzu do 27 września, weźmie udział ponad 19 tysięcy szwedzkich żołnierzy oraz 1,5 tys. żołnierzy z Danii, Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy, Francji, Norwegii i USA.

Żołnierze będą ćwiczyć odparcie niespodziewanego ataku ze wschodu na szwedzką wyspę Gotlandia. Tłem takiego scenariusza jest ofensywna polityka Rosji.

[related id=37878]”Potrzebę tego typu ćwiczeń pokazuje pogorszenie bezpieczeństwa w bezpośrednim sąsiedztwie, czyli na Ukrainie” – powiedział dowodzący manewrami Aurora 17 generał Bengt Andersson.

W czwartek rozpoczynają się rosyjsko-białoruskie ćwiczenia wojskowe Zapad-2017, które obejmą także Morze Bałtyckie. Według szwedzkiego eksperta Joergena Elfvinga, byłego wojskowego i znawcy polityki Rosji, może dojść do konfrontacji.

„Kiedy dwa duże ćwiczenia odbywają się jednocześnie w tym samym regionie, zawsze istnieje ryzyko wystąpienia incydentów, zwłaszcza w powietrzu. To dobra okazja do pozyskania tajnych informacji o przeciwniku” – uważa Elfving.

Formalnie Aurora 17 to szwedzkie manewry wojskowe bez udziału NATO, ale z państwami należącymi do Sojuszu Północnoatlantyckiego. W Szwecji, która nie należy do NATO, udział w ćwiczeniach 1435 żołnierzy z USA budzi kontrowersje.

Sprzeciwia się temu postkomunistyczna Partia Lewicy, a działacze organizacji pacyfistycznych zapowiadają demonstracje.

[related id=36172]”Aurora zwiększa napięcie. To jest demonstracja siły, która ma zapewnić bezpieczeństwo poprzez zastraszenie. Powinniśmy raczej wysyłać sygnały rozluźnienia” – twierdzi Agnes Hellstroem ze szwedzkiej organizacji na rzecz pokoju Svenska Freds.

W 2016 roku szwedzki parlament zaakceptował porozumienie o współpracy z NATO (Host Nation Support – wsparcie przez państwo gospodarza). Decyzja ta pozwala na wzajemne wsparcie stron w sytuacjach kryzysowych oraz wspólne ćwiczenia.

PAP/MoRo

The Potomac Foundation: Musimy poważnie traktować ćwiczenie Zapad 2017. NATO w tym samym czasie przeprowadzi manewry

Manewry Zapad posłużą przećwiczeniu inwazji; choć konflikt jest mało prawdopodobny, ćwiczenie te trzeba traktować poważnie – uważa wiceprezes The Potomac Foundation dr Phillip Petersen.

Wyraził zadowolenie, że w tym samym czasie swoje ćwiczenia przeprowadzi Zachód.

„To, co Rosjanie będą robić w trakcie Zapad-17, to przygotowanie do inwazji na kraje bałtyckie i Polskę. To, że to ćwiczą, nie oznacza, że to zrobią, ale to coś, co powinniśmy traktować bardzo poważnie, ponieważ to mogłoby się zdarzyć” – powiedział PAP Petersen, strateg i analityk, były oficer US Army, który przybył do Warszawy w związku z grą strategiczną organizowaną przez Fundację Pułaskiego.

Porównał Zapad-17 do ćwiczeń Kaukaz przed inwazją na Gruzję, kiedy „przećwiczyli wszystko i wrócili do domu”. „To nie znaczy, że nacisną na spust i odpalą, ale oznacza, że się do tego przygotowują” – ocenił Petersen.

„Jedną z rzeczy, które niepokoją mnie najbardziej, jest to, że zarezerwowali 4200 wagonów kolejowych. (…) Nigdy nie było w użyciu tylu wagonów, a fakt, że 1500 z tych 4200 zarezerwowali na wypadek kryzysu związanego z ćwiczeniem, budzi moje zaniepokojenie. Jestem zaniepokojony, że to łatwo mogłoby się przekształcić w przygotowania do uruchomienia konfliktu. Wiemy, że rosyjska gospodarka jest w ogromnych kłopotach, nowe sankcje nałożone, mimo obiekcji Donalda Trumpa, na Rosję przez Kongres Stanów Zjednoczonych, są dotkliwe” – powiedział.

[related id=37858]Zdaniem Petersena „wkraczamy w bardzo niebezpieczny okres; chodzi nie tylko te dwa tygodnie ćwiczenia, ale prawdopodobne także następne dwa miesiące, ponieważ ćwiczenie pozwoli im przygotować się do ataku”. „Otuchy dodaje, że Zachód przeprowadza swoje ćwiczenia w tym samym czasie. Dzięki temu jesteśmy lepiej przygotowani, by odpowiedzieć, gdyby Rosjanie zdecydowali się pociągnąć za spust i odpalić. Jeśli chodzi o prawdopodobieństwo, nie sądzę, by tak się stało, ale jako analityk zaniedbałbym swoje obowiązki, gdybym nie traktował tego bardzo poważnie” – zaznaczył.

Jak powiedział prezes Fundacji Pułaskiego Zbigniew Pisarski, fundacja po raz drugi podejmuje się organizacji gry wojennej. Tym razem scenariusz zakłada bitwę powietrzno-lądową na wschodniej flance NATO. Pisarski zaznaczył – przywołując opinię byłego dowódcy sojuszniczych sił w Europie, emerytowanego generała Philipa Breedlove’a – że „gry wojenne służą nie dawaniu odpowiedzi, lecz stawianiu pytań”. „Tak samo będzie tym razem. Będziemy chcieli dowódców, którzy wezmą udział w ćwiczeniu, postawić przed wyzwaniami, które mają skłonić do zastanowienia się, jak by zareagowali w tych okolicznościach” – dodał.

Petersen zaznaczył, że wspomagana komputerowo gra operacyjno-taktyczna „z udziałem tych, którzy naprawdę prowadzą wojnę – nie generałów, lecz pułkowników i podpułkowników” także Norwegii i Szwecji, być może także Niemiec, będzie bardziej realistyczna niż wcześniej rozgrywane. Gra ma m.in. pomóc postawić pytania o to, jak zorganizować, wyposażyć i wykorzystać obronę terytorialną, by jak najlepiej wspierała wojska operacyjne.

[related id=37878]Zaplanowane na 14-20 września rosyjsko-białoruskie manewry Zapad-2017 odbędą się na Białorusi, Bałtyku, na zachodzie Rosji, a także w obwodzie kaliningradzkim. Wywołują one niepokój w NATO mimo zapewnień Moskwy, że scenariusz ćwiczeń jest czysto obronny.

We wrześniu odbędą się także ćwiczenia sojuszu, m. in. Dynamic Guard II na Morzu Śródziemnym, Steadfast Pyramid i Steadfast Pinnacle na Łotwie, Ramstein Dust II i Brilliant Arrow w Niemczech i Ramstein Guard 11 w Słowenii, Turcji, Rumunii i Bułgarii. W Polsce 25-29 września 17 tys. żołnierzy weźmie udział ćwiczeniu Dragon-17 – największym tegorocznym ćwiczeniu Sił Zbrojnych RP. Będzie to ćwiczenie narodowe, jednak z udziałem wojsk NATO oraz krajów partnerskich sojuszu.

PAP/MoRo

Konferencja białoruskiej opozycji na temat manewrów Zapad-2017:  Dezinformacja elementem rosyjskiej wojny hybrydowej

Wokół manewrów Zapad-2017 toczy się wojna informacyjna będąca elementem rosyjskiej wojny hybrydowej – ocenili uczestnicy zorganizowanej przez opozycję na Białorusi konferencji.

[related id=37858]

W konferencji „Manewry Zapad-2017 a bezpieczeństwo regionalne”, zorganizowanej przez opozycyjną Zjednoczoną Partię Obywatelską (AHP) brali udział białoruscy eksperci, posłowie z Litwy, Polski i Ukrainy, a także przedstawiciele białoruskiej opozycji.

Pomimo podejmowanych przez Białoruś działań na rzecz transparentności manewrów, to jednak Rosja wiedzie prym w wojnie informacyjnej, która im towarzyszy – mówili eksperci.

„Z punktu widzenia Moskwy celem jest zaszkodzenie relacjom Mińska z Zachodem i utwierdzenie wizerunku Mińska jako państwa kompletnie zależnego od Rosji politycznie i wojskowo” – ocenił Andrej Parotnikau z uznanego w eksperckich kręgach Belarus Security Blog.

Analityk stwierdził jednak, że obecne manewry nie stanowią dla Białorusi zagrożenia w ścisłym sensie militarnym.

Uczestnicy dyskusji zwracali uwagę na fakt, że strona białoruska stara się prowadzić otwartą politykę informacyjną.

„Jednak czego by nie robił Mińsk, nie zmniejszy to obaw związanych z manewrami Zapad-2017” – mówił ekspert ds. wojskowych Alaksandr Alesin. W jego opinii jest to związane z drastycznym spadkiem zaufania do Rosji po aneksji Krymu w 2014 r.

[related id=37871]W dyskusji brali udział deputowani litewskiego Sejmu, m.in. Audronius Ażubalis i Laurynas Kascziunas, którzy łączyli się z Mińskiem przez internet. Mówili oni m.in., że organizowanie wspólnych manewrów z Rosją „zagraża suwerenności Białorusi, jest próbą legitymizacji okupacji”. Przypomnieli również, że w czasie poprzednich manewrów Zapad ćwiczono elementy ofensywne.

Litewscy deputowani krytykowali także Mińsk za to, że przed poniedziałkową dyskusją nie wydano im wiz dyplomatycznych. W ubiegłym tygodniu rzecznik białoruskiego MSZ Dźmitry Mironczyk wyjaśniał, że odmowa wynikała z faktu, iż udział w spotkaniu „nie jest związany z dyplomacją”, a deputowani mogli skorzystać z ruchu bezwizowego działającego na lotnisku w Mińsku.

Białoruski ekonomista i komentator Jarosław Romańczuk uważa, że w obecnej sytuacji prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka kontynuuje politykę balansowania pomiędzy Wschodem i Zachodem. „To jest to, co robi już od 20 lat” – powiedział ekspert.

„Zgodzę się z opinią szefa NATO Jensa Stoltenberga, że manewry nie stanowią zagrożenia dla państw Sojuszu, ale moim zdaniem są one dużym zagrożeniem dla Ukrainy i w tym kontekście rozumiem zaniepokojenie władz w Kijowie” – ocenił.

„Wszystko jest możliwe. Najprawdopodobniej będzie tak, że manewry się skończą i rosyjscy żołnierze stąd wyjadą. Ale trzeba też pamiętać, że w 2008 r. Rosja przeprowadziła ćwiczenia przy granicy z Gruzją. Trzeba dmuchać na zimne i temu służy nasze dzisiejsze spotkanie” – powiedział PAP lider AHP Anatol Labiedźka. Jego zdaniem działania środowisk niezależnych przyczyniły się do lepszej polityki informacyjnej władz wokół manewrów. Według Labiedźki głównym problemem jest to, że „Białoruś odgrywa rolę drugoplanową, nie decyduje, a tylko udostępnia swoje terytorium dla ćwiczeń”.

W poniedziałek białoruskie ministerstwo obrony ogłosiło, że w czasie manewrów Zapad-2017 resort będzie organizować codzienne konferencje prasowe podsumowujące przebieg ćwiczeń. Na specjalnie uruchomionej stronie internetowej będą również udostępniane nieodpłatnie materiały fotograficzne i wideo.

Rano w poniedziałek wiceminister spraw zagranicznych Białorusi Walancin Rybakou przeprowadził briefing na temat manewrów Zapad-2017 dla szefów zagranicznych placówek dyplomatycznych i przedstawicielstw organizacji międzynarodowych akredytowanych w Mińsku.

PAP/MoRo

Jerzy Targalski: Ekspansja finansowa Rosji to jest wymysł medialny. Może tylko destabilizować, bo jedynie na to ją stać

Dzień 73. z 80 / Puławy – W Poranku WNET o manewrach Zapad 2017, kryzysie koreańskim, rosyjskich możliwościach ekspansji finansowej oraz o tym, czy doszło do zerwania między PiS-em a prezydentem.

W Poranku WNET nadawanym z Puław Antoni Opaliński rozmawiał z historykiem, doktorem Jerzym Targalskim.

Rozmowa zaczęła się od pytania, czy mamy się czego obawiać w związku z rosyjsko-białoruskimi manewrami Zapad 2017. Zdaniem gościa Radia WNET nie ma czego. Uważa on, że ze strony Rosji od co najmniej pół roku trwa badanie reakcji na wypuszczenie informacji, że wojska rosyjskie będą na Białorusi, i obserwowanie, jak NATO i Stany Zjednoczone odpowiedzą.

– Jest to po prostu badanie reakcji przeciwnika, prężenie muskułów. Rosja chce coś uzyskać, pokazać, jaka jest groźna, co może zrobić. To stała taktyka rosyjska – powiedział dr Jerzy Targalski o manewrach Zapad 2017.

[related id=37507]Przyznał przy tym, że oczywiście istnieje niebezpieczeństwo, iż na Białorusi zostanie jakaś grupa żołnierzy rosyjskich. Tego obawiają się przede wszystkim kraje bałtyckie. Nadal jednak sądzi, że „wszytko to jest raczej testowanie”. Odpowiedź USA była taka, że sekretarz generalny NATO Stoletenberg potwierdził obowiązywanie art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Silniejszą odpowiedzią jest obecność Amerykanów na Ukrainie.

Jerzy Targalski wypowiedział się także na temat awantury wokół Korei. Jest to konfrontacja USA nie z Koreą Północną, ale z Chinami. Korea Północna jest tylko instrumentem chińskim do testowania odpowiedzi amerykańskiej. Uważa, że Stany Zjednoczone wpadły w pułapkę. Prezydent Trump się zagalopował. Powiedział, że użyje broni, a wie, że tego nie zrobi, bo Korea nie jest miejscem izolowanym, w którym można „sobie walczyć” bez wpływu na sytuację na świecie. Według dr. Targalskiego należało tutaj reagować spokojniej. Zapowiadanie, że się użyje broni, a potem nierobienie tego, kompromituje tak postępujące państwo.

Kluczową rolę w sprawie koreańskiej odrywają Chiny. Donald Trump myślał, że będzie w stanie się z nimi dogadać, tymczasem Chiny każdą sytuację wykorzystują do sprawienia kłopotu przeciwnikowi. Jerzy Targalski podkreśla, że USA mają problem – muszą reagować adekwatnie, a nie mogą użyć broni, bo byłoby to zbyt niebezpieczne ze względu na bliskość Seulu. Dlatego pewnie użyją broni ekonomicznej. Sankcje jednak samej Korei Północnej nie zagrożą, gdyż ona z nikim nie handluje z wyjątkiem Chin i w niewielkim stopniu z Rosją. Odpowiedź USA musiałaby więc uderzyć w Chiny.

Ostatnio odbyło się spotkanie grupy BRICS (Brazylii, Rosji, Indii, Chin i RPA). Jerzy Targalski uważa, że ta grupa to raczej działanie tylko medialne, ponieważ kraje te mają sprzeczne interesy, zwłaszcza Indie i Chiny, które są rywalami. [related id=37343]

W związku z tym, że Poranek WNET nadawany jest z Puław, siedziby Grupy Azoty, której mniejszościowym udziałowcem jest rosyjska spółka, Antoni Opaliński zapytał gościa o możliwości finansowej i gospodarczej ekspansji Rosji w Polsce.

Żeby to było możliwe, Rosja musiałaby mieć pieniądze, a ich nie ma. Zdaniem Jerzego Targalskiego Rosja nie ma pieniędzy ani na prowadzenie wojny w dwóch miejscach jednocześnie – na Ukrainie i w Syrii – ani na inwestycje. Sektor bankowy w Rosji przeżywa kryzys. Banki padają jeden po drugim. Mówienie o ekspansji finansowej to „jakaś komedia”.

– Ekspansja finansowa Rosji to wymysł medialny. Może tylko przeszkadzać, destabilizować, uruchamiać agenturę, wysyłać terrorystów. Rosja może tylko destabilizować, bo tylko to potrafi i tylko na to ją stać – tak dr Jerzy Targalski podsumowuje kwestię możliwości finansowej ekspansji Rosji w Polsce.

Twierdzi natomiast, że destabilizacją sytuacji w Polsce na razie zajmuje się Berlin, a nie Moskwa. Rosja raczej „gra na dłuższą metę”. To Berlin zajmuje się finansowaniem akcji mających obalić rząd PiS-u w Polsce.

W związku z tym gość Poranka został także poproszony o wypowiedź na temat relacji wewnątrz obozu władzy w Polsce.

– Nastąpiło ostateczne zerwanie między PiS-em a prezydentem, który usiłuje zbudować własny obóz. Oficjalnie obie strony deklarują współpracę. Ze względów propagandowych nie mogą inaczej, dlatego że przegra ta, która pierwsza się określi i oficjalnie powie o konflikcie. Sprawy poszły tak daleko, że prezydent chce stworzyć własny obóz, w skład którego wchodziliby przeciwnicy PiS-u. Ja nie widzę już żadnych możliwości porozumienia. Pytanie, kiedy zerwanie zostanie oficjalnie zadeklarowane, jak długo będzie trwało takie udawanie czy też zawieszenie broni – powiedział Jerzy Targalski o sytuacji na linii prezydent – Prawo i Sprawiedliwość.

Czy zatem za tym stoją jakieś interesy w tle, czy podział jest czysto ambicjonalno-polityczny? Jerzy Targalski twierdzi, że „z punktu widzenia prezydenta jest to działanie ambicjonalne i polityczne. Jednak przeciwnicy jakichkolwiek zmian w Polsce, sojusznicy Niemiec i same Niemcy widzą w tym swój interes, dlatego będą popierać prezydenta. Stąd pomysły na budowanie bloku prezydenckiego w oparciu o siły, które są poza PiS-em”.

Jego zdaniem w „nowym rozdaniu” część polityków PO nie jest przewidziana, np. Grzegorz Schetyna. Będzie to raczej obóz tzw. sił umiarkowanych, które zamiast realnych zmian proponują „pudrowanie ubekistanu”. Nie znajdą się jednak w tym obozie osoby takie jak Borys Budka czy Michał Szczerba.

Rozmowy z doktorem Jerzym Targalskim można wysłuchać w piątej części Poranka WNET z Puław.

JS

 

Posłuchaj również tego, jak i innych wywiadów na YouTube Radia Wnet:

Niemcy oficjalnie kwestionują dane podawane przez Rosję co do liczby żołnierzy uczestniczących w manewrach Zapad 2017

Niemieckie władze otwarcie kwestionują oficjalne dane podawana przez Rosję na temat skali jaką mają osiągnąć manewry Zapad-2017. Niemcy szacują liczbę żołnierzy na ponad 100 tysięcy.

Niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen, biorąca udział w spotkaniu unijnych szefów resortów obrony w Tallinnie przyznała:

Bezdyskusyjne jest to, że obserwujemy demonstrację zdolności i siły Rosjan. W dalszej części wypowiedzi zarzuca Rosji kłamstwo co do skali w jakiej mają obyć się manewry Zapad-2017: Ten, kto w to wątpi, powinien tylko spojrzeć na duże liczby sił uczestniczących w ćwiczeniach Zapad: ponad 100 tys.

[related id=36508] Von der Leyen brała udział we wspólnej konferencji prasowej z francuską szefową resortu obrony Florence Parly. Rosja ma globalną strategię spektakularnego demonstrowania siły – powiedziała francuska minister. Jej zdaniem Federacja rosyjska stosuje strategię zastraszania. Zastrzegła jednocześnie, że jakikolwiek rosyjski atak na którekolwiek państwo bałtyckie lub Polskę zostanie potraktowany jako atak na cały Sojusz.

Manewry Zapad-2017 są zaplanowane na 14-20 września. Odbędą się one na Białorusi, Morzu Bałtyckim, na zachodzie Rosji i w obwodzie kaliningradzkim. Rosja zapewnia, że ćwiczony scenariusz manewrów ma charakter czysto obronny.

Litwa, Łotwa i Estonia już wcześniej wyraziły obawę, że manewry Zapad-2017 mogą mieć większą skalę, niż zapewniają Rosjanie. Podobnego zdania jest sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, który oświadczył, że oczekuje więcej niż 13 tys. żołnierzy. Wypowiedź von der Leyen jest jednak pierwszym przypadkiem podania przez tak wysokiego rangi polityka państwa NATO szacowanej liczby żołnierzy na tych ćwiczeniach.

Międzynarodowe traktaty dotyczące manewrów pozwalają ćwiczenia na taką skalę, jednak jeżeli dotyczyłoby one 100 tys. żołnierzy, konieczne jest zaproszenie międzynarodowych obserwatorów, mających swobodę zapewnianą przez traktaty. Rosja twierdzi, że z powodu udziału mniej niż 13 tys. żołnierzy w manewrach, nie ma konieczności stosowania tych traktatów.

Rzeczniczka prasowa NATO Oana Lungescu oświadczyła wcześniej, informując o zaproszeniu przez Rosję na manewry Zapad-2017 trzech natowskich obserwatorów, że z powodu rosyjskich warunków, zaproszenie nie zastąpi rzeczywistej obserwacji manewrów, których zasady zapisane są w tzw. Dokumencie Wiedeńskim OBWE dotyczącym budowy zaufania i bezpieczeństwa z 1999 roku. Rosja i Białoruś wybierają podejście wybiórcze (…). Unikanie obowiązkowej przejrzystości działań każe pytać o [realny- red.] charakter i cel tych ćwiczeń – oświadczyła rzeczniczka.

PAP/MoRo

Generał Roman Polko: Ćwiczenia Zapad 2017 budują agresywny potencjał militarny Rosji. NATO ćwiczy, ale nie przeciw Rosji

Mamy do czynienia z kolejnym krokiem Rosji, która buduje swój potencjał militarny nie tylko do działań obronnych, ale również do działań agresywnych – ocenia manewry Zapad 2017 były dowódca GROM.

W poniedziałkowym artykule brytyjskiego dziennika „Financial Times” napisano m.in., że „pomimo obaw państw sąsiedzkich nie ma wystarczających powodów, by sądzić, że manewry Zapad 2017 mogą być punktem wyjścia do militarnego ataku. Rosja nie prowadzi wojny informacyjnej, przygotowującej grunt dla interwencji zbrojnej”.

W opinii gen. Romana Polko publikacja „Financial Timesa” ma wydźwięk uspokajający, sugerujący, że „nic nie powinniśmy robić, że nic poważnego się nie dzieje”. Tymczasem, jak uważa generał, choć „prawdopodobieństwo ataku na kraje NATO w wymiarze kinetycznym jest bardzo małe, to mamy do czynienia z kolejnym krokiem Rosji, która buduje swój potencjał militarny nie tylko do działań obronnych, ale również do działań agresywnych”.

– „Financial Times” powinien być więc raczej zaniepokojony takim rozwojem sytuacji – zauważa Polko.

– Sojusz natowski też wprawdzie trenuje, ale nigdy w scenariuszu nie zakłada uderzenia na suwerenne terytorium Rosji – mówi ekspert. – Natomiast ze strony rosyjskiej konsekwentnie, co rok, mamy do czynienia z ćwiczeniem scenariusza uderzenia na kraje natowskie – dodaje i przypomina książkę gen. Richarda Shirreffa „2017. Wojna z Rosją”, w której były zastępca naczelnego dowódcy Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie przestrzega, że „bezczynność wręcz ośmiela Putina, który testuje nas na różne sposoby”.

Gen. Polko polemizuje z opinią brytyjskiego publicysty o wojnie informacyjnej, stwierdzając, że „agresja w sferze informacyjnej już ma miejsce w cyberprzestrzeni”. „A przecież z punktu widzenia NATO to też jest obszar wojny” – dodaje.

– Działania Rosji w obszarze informacyjnym mają pokazać, że Rosja jest silnym imperium i że Europa nie powinna drażnić 'niedźwiedzia’ – stwierdza Polko.

– Do tej pory Putinowi się to udawało i za każdym razem nie było adekwatnej odpowiedzi – czy to na agresję na Gruzję, czy na Ukrainę i Donbas – mówi ekspert. Oceny generała nt. działań europejskich nie zmienia rozmieszczenie na wschodniej flance NATO sił sojuszniczych, ponieważ, jak zauważa, w gruncie rzeczy mamy tutaj do czynienia „z reakcją, za którą odpowiadają Stany Zjednoczone, a nie Europa”. – Przyznaję tu rację Donaldowi Trumpowi, który dobitnie mówi o zbyt słabym zaangażowaniu państw europejskich w NATO – dodaje Polko.

Według generała, „jeśli głębiej przeanalizować postawę takich krajów jak Niemcy czy Francja, to okazuje się, że interesy biznesowe są dla nich ważniejsze niż pryncypia, które mówią o kolektywnej obronie”. – Putinowska Rosja nie od dziś rozgrywa te rozbieżności interesów członków NATO, by skutecznie prowadzić swoje działania na froncie wojny propagandowo-informacyjnej – puentuje ekspert.

Rosyjsko-białoruskie manewry Zapad ’17 mają się odbyć w dniach 14-20 września. W ćwiczeniach tych ma wziąć udział 12,7 tys. wojskowych, w tym 3 tys. z Rosji; zaangażowanych zostanie 700 jednostek sprzętu wojskowego.

PAP/MoRo

Zapad 2017, czyli Rosja ćwiczy scenariusz ataku na kraje NATO. Wysoka gotowość bojowa armii rosyjskiej

Czy manewry Zapad 2017 mogą stanowić zagrożenie dla Polski i państw bałtyckich? Wojskowi i eksperci do spraw bezpieczeństwa komentują rosyjsko-białoruskie ćwiczenia militarne.

[related id=37031]Rosyjsko-białoruskie manewry Zapad 2017 mają się odbyć w dniach 14-20 września. Według oficjalnych danych w ćwiczeniach ma uczestniczyć 12,7 tys. wojskowych, w tym 3 tys. z Rosji; zaangażowanych zostanie 700 jednostek sprzętu wojskowego. Zdaniem ekspertów uczestników manewrów może być jednak znacznie więcej – nawet 100 tys. żołnierzy.

„Prowokacja? Putin nie podjął jeszcze decyzji”

„Manewry Zapad 20117 będą zapewne próbą straszenia Zachodu i mobilizacji społecznej wewnątrz Rosji” – komentuje natomiast publicysta prezes Ośrodka Analiz Strategicznych Witold Jurasz. Dodał, że Polska musi zachować spokój i konsekwentnie budować relacje regionalne. Ekspert uważa, że zarówno w oficjalnych komunikatach, jak i w mediach brak jest pewnych informacji o manewrach Zapad 2017.

„Nie wiadomo ani tego, ilu ludzi i żołnierzy weźmie udział w manewrach, ani tego, czy Rosja zdecyduje się przy okazji manewrów na prowokacje w stosunku do państw NATO, czy też ograniczy się tylko do manewrów. Nie sposób tego przewidzieć i nie wiedzą tego również agencje wywiadowcze, ponieważ decyzji o tym, co będzie miało miejsce, nie podjął zapewne jeszcze Władimir Putin” – wyliczył Jurasz.

Jego zdaniem „cechą polityki zagranicznej Rosji jest to, że Moskwa zawsze równocześnie realizuje kilka równoległych scenariuszy i żonglując nimi, łatwo uzyskuje przewagę polityczną nad Zachodem, który reaguje znacznie wolniej, bo każda decyzja wymaga ustaleń w państwach członkowskich oraz – na dalszym etapie – pomiędzy państwami członkowskimi”. „Już samo to – bez analizy manewrów, oznacza, że Zachód musi uprościć procedury reagowania na działania Rosji, np. przekazując prawo do podejmowania decyzji dowódcom wojskowym” – mówił publicysta.

Według Jurasza jest wątpliwe, by Rosja zdecydowała się zaatakować którekolwiek z państw bałtyckich czy Polskę, jednak „trzeba przyjąć, że o ile politycznie jest to skrajnie mało prawdopodobne, o tyle z militarnego punktu widzenia jest to możliwe”.

„NATO jest oczywiście wielokrotnie silniejsze od Rosji, ale problemem jest wysoka gotowość bojowa armii rosyjskiej, która od kilku lat regularnie bierze udział w niezapowiadanych uprzednio manewrach. Sporo zainwestowano też w jednostki powietrzno-desantowe, co czyni Rosję zdolną do przerzutu sił na sporą odległość, a to oznacza, że Moskwa może dokonać ataku w sposób zaskakujący, niekoniecznie mobilizując siły na granicy potencjalnego przeciwnika” – wskazał Jurasz.

Jak zaznacza publicysta, Rosja „ćwiczy taktykę jądrowej eskalacji w celu deeskalacji, chociaż formalnie nie używa takiego określenia”. „Oznacza to użycie taktycznej broni jądrowej w stosunku do nieposiadającego broni atomowej państwa członkowskiego NATO, a przez to wywołanie efektu psychologicznego – zmuszenie mocarstw nuklearnych NATO do zakończenia konfliktu bez uderzenia na siły rosyjskie, do zaakceptowania skutków rosyjskiej agresji” – wyjaśnia.

Według eksperta obecna sytuacja potwierdza zasadność dyslokacji sił sojuszniczych w państwach bałtyckich i w Polsce tak, by ewentualnie atak na którekolwiek z państw oznaczał natychmiastowe starcie z całym NATO. „Z naszego punktu widzenia kluczowe jest jednak to, żeby ta obecność przekształciła się w istnienie stałych baz na terenie państw bałtyckich i Polski. Formuła rotacyjnej, ale ciągłej obecności sił NATO de facto oznacza stałą obecność, ale zostawia furtkę do zmiany tego korzystnego dla nas stanu rzeczy” – podkreśla Jurasz.

Twierdzi, iż jest mało prawdopodobne, że koncentracja sprzętu może zostać użyta dla zwiększenia napięcia albo zastraszenia Kijowa uderzeniem z kierunku białoruskiego.

„Linia frontu na Ukrainie jest znacznie oddalona od styku granic Rosji, Ukrainy i Białorusi. Atak z terytorium Białorusi miałby sens tylko wtedy, gdyby Rosja zdecydowała się na uderzenie bezpośrednio na Kijów – nic na to jednak nie wskazuje, a ponadto wymagałoby to zaangażowania sił znacznie poważniejszych od tych, które przypuszczalnie mają wziąć udział w manewrach Zapad 2017” – zaznacza publicysta.

Jednym z rozważanych przez ekspertów scenariuszy jest to, że armia Federacji Rosyjskiej może pozostać na Białorusi.

„Jest to oczywiście ryzyko, ale tu z kolei można zakładać, że stopień kontroli Aleksandra Łukaszenki nad armią i służbami specjalnymi jest większy niż to, z czym mieliśmy do czynienia na Ukrainie, gdzie na początkowym etapie wojny służby specjalne w znacznym stopniu stanęły po stronie Rosji. W tym sensie system dyktatorski na Białorusi jest paradoksalnie korzystny dla jej suwerenności” – uważa Jurasz.

Jego zdaniem „manewry Zapad 2017 będą zapewne próbą straszenia Zachodu i mobilizacji społecznej wewnątrz Rosji”.

„Polska musi w tej sytuacji zachować spokój, konsekwentnie budować relacje regionalne, ale też pamiętać, że nie licząc Stanów Zjednoczonych, trzon sił NATO skierowanych do Polski i krajów bałtyckich to siły państw będących równocześnie członkami UE. Walcząc więc o swoje interesy i wchodząc w spór tam, gdzie to konieczne, warto też więc nie otwierać frontów tam, gdzie nie jest to konieczne. Jedność Zachodu może czasem uderzać w nas, gdy usiłuje się przeforsować niekorzystne dla nas zapisy polityki klimatycznej, ale tam, gdzie mowa o bezpieczeństwie, ta jedność jest naszą gwarancją bezpieczeństwa właśnie” – podsumował publicysta.

„Rosja od dziesięcioleci kieruje się własną przewrotną logiką”

„Nie sądzę, by w najbliższych dniach stało się coś złego” – ocenił dla PAP rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zapad 2017 dr Rafał Brzeski, ekspert ds. bezpieczeństwa. Dodał, że co innego straszenie i wywieranie nacisku, zwłaszcza na tych, którzy nie chcą podporządkować się linii Moskwy.

Dr Rafał Brzeski, specjalista w dziedzinie wojny informacyjnej, służb specjalnych i terroryzmu, mówił PAP o scenariuszu manewrów Zapad ’17 podanym w zeszłym tygodniu przez ministerstwo obrony Białorusi.

[related id=36974]”Przewiduje on atak ze strony trzech wyimaginowanych państewek: Wejsznorii, Besbarii i Lubenii. Państwa te podejmują próbę destabilizacji Białorusi przez wywołanie konfliktu wewnętrznego. Udaje im się zdobyć teren, na którym proklamują powstanie nowego państwa. Zgodnie ze scenariuszem separatystów wspiera militarnie Zachód, w domyśle NATO. Zagrożonej rozpadem Białorusi rusza z pomocą wojskową Rosja. Sądząc z opublikowanej mapy ćwiczeń, fikcyjna Wejsznoria leży na ziemiach Białorusi, Besbaria na Litwie, a Lubenia na terenie Polski, a więc nas to zdecydowanie dotyczy. Scenariusz zakłada, że wydarzenia te rozgrywają się na terenie Grodzieńszczyny i północnej Witebszczyzny, czyli w regionach zamieszkałych przez mniejszość polską” – powiedział dr Rafał Brzeski.

Jak zaznaczył rozmówca PAP, „pozornie taki scenariusz manewrów jest niezgodny z logiką, bo trudno sobie wyobrazić, żeby trzy małe państewka zaatakowały dużą Białoruś i zagroziły potężnej Rosji”.

„Jednak Rosja od dziesięcioleci kieruje się własną przewrotną logiką. Scenariusz staje się logiczny przy założeniu, że jest ćwiczona nie tyle obrona Białorusi i Rosji przed zagrożeniem ze strony separatystów wspieranych przez małe państewka, ale rosyjski atak na te państewka i reagowanie Moskwy na różne potencjalne warianty obrony swoich ziem przez Wejsznorię, Besbarię i Lubenię” – zaznaczył dr Brzeski.

Dr Brzeski podkreślił, że plan ćwiczeń jest zgodny z aktualną doktryną wojenną Federacji Rosyjskiej. Moskwa uważa za zagrożenie dla jej bezpieczeństwa powstanie państw graniczących z Federacją Rosyjską, których rządy prowadzą politykę niezgodną z interesami Kremla.

„Aktualna doktryna wojenna Rosji poszerza strefę jej wpływów i wprowadza zasadę ograniczonej suwerenności państw ościennych, które powinny bezwzględnie respektować interesy Rosji. Wedle doktryny priorytetem działań rosyjskich sił zbrojnych, zwłaszcza wojsk walki informacyjnej, jest obrona świata rosyjskiego. Przez to pojęcie rozumieją w Moskwie nie tylko rodaków, lecz także emigrantów, ich potomków, obcokrajowców mówiących po rosyjsku, studentów i wykładowców języka rosyjskiego oraz wszystkich, którzy szczerze interesują się Rosją i jej przyszłością” – przybliża dr Brzeski.

Ekspert zauważył, że rosyjski atak na Gruzję w 2008 roku nastąpił po manewrach na Kaukazie, mimo że ćwiczenia były oficjalnie zakończone. Z kolei, manewry w 2014 roku wykorzystano do rozpoczęcia aneksji Krymu.

„Nie sądzę, żeby w najbliższych dniach stało się coś złego, ponieważ każda konfrontacja, a tym bardziej konflikt na terenie północno-wschodniej Europy są niesłychanie groźne, ryzykowne i potencjalnie nie do opanowania. Co innego straszenie i wywieranie nacisku, zwłaszcza na tych niepokornych, którzy nie chcą podporządkować się linii Moskwy. To straszenie będzie jednym z elementów wywierania długotrwałej presji i tworzenia wewnątrz tych krajów klimatu przyzwolenia na odbudowę utraconego imperium Kremla. My jesteśmy 'za miedzą’ i reagujemy czujniej niż Zachód, który już przywykł do rosyjskich manewrów i powoli akceptuje rosyjską strefę wpływów” – zaznaczył dr Brzeski.

Według rozmówcy PAP, jeżeli jakakolwiek prowokacja została zaplanowana, to najbardziej prawdopodobną datą jej przeprowadzenia będzie 17 września. „Taka rocznica byłaby bardzo silnym sygnałem dla Polski: przestańcie być samodzielni, podporządkujcie się nam” – powiedział dr Brzeski.

 

PAP/MoRo

Możliwe scenariusze rozwoju Zapad 2017: Atak na Ukrainę, państwa bałtyckie, Białoruś czy Polskę?

Zajęcie korytarza suwalskiego połączyłoby Obwód Kaliningradzki z Białorusią i odłączyłoby kraje nadbałtyckie od Polski. O takim scenariuszu mówiono już w 1990 r., czyli w momencie rozpadu ZSRR.

[related id=37013]Mające się rozpocząć 14 września ćwiczenia wojskowe Zapad 2017  są przyczyną napięć w regionie.  Właściwie media na Ukrainie zajmują się przede wszystkim tym tematem, bo istnieją obawy, że ćwiczenia mogą ulec przekształceniu w regularną wojnę.

Według oficjalnych informacji ma w nich wziąć udział niecałe 14 tys. żołnierzy, z czego Rosjanie mają stanowić tylko 3 tysiące. Główną areną tych ćwiczeń będzie Białoruś, ale pewne elementy będą odbywać się w Rosji. Zarówno Ukraina , jak i państwa NATO kwestionują wiarygodność oficjalnych danych co do liczebności wojsk. Na Zachodzie mówi się o ponad 100 tys. żołnierzy, którzy mają ćwiczyć odparcie ataku prowadzonego przez trzy kraje sąsiednie.(Scenariusz manewrów -tutaj)

Głównodowodzący ukraińskimi siłami zbrojnymi gen. Wiktor Mużenko stwierdził, że faktycznie w manewrach może wziąć udział nawet 230-240 tys. żołnierzy, a ćwiczenia mogą stanowić zagrożenie zarówno dla państw NATO , jak i krajów obszaru postsowieckiego. Prawdziwy cel ćwiczeń, według ukraińskiego generała daleko wychodzi poza ramy oficjalnych deklaracji.

Jego zdaniem może dojść do wybuchu wojny ze względu na masowe prowokacje we wschodnich regionach Ukrainy lub któregoś z krajów nadbałtyckich. Mogą się one opierać na scenariuszu, który już znamy, o rzekomym zagrożeniu ludności rosyjskojęzycznej. Ukraińscy wojskowi realnie rozpatrują nawet możliwość ataku na Ukrainę.

Rozważane są również te biorące pod uwagę atak na tzw. korytarz suwalski od strony Obwodu Kaliningradzkiego, tego rosyjskiego „niezatapialnego lotniskowca”, który utrzymuje swój militarny charakter od czasu ZSRR. Zajęcie korytarza suwalskiego połączyłoby Obwód Kaliningradzki z Białorusią i odłączyłoby kraje nadbałtyckie od Polski. O takim scenariuszu mówiono już w 1990 r., czyli w momencie rozpadu ZSRR. W ostatnich dniach na masową skalę wręczano w Obwodzie Kaliningradzkim powołania do wojska. Analitycy zwracali uwagę, że może dojść do powołania rezerwistów na kilkutygodniowe ćwiczenia.

Ta najbardziej na zachód wysunięta część Rosji jest w stanie kontrolować basen Morza Bałtyckiego, praktycznie okrąża państwa bałtyckie i hipotetycznie jest w stanie dokonać ostrzału rakietowego nawet Warszawy.

Na Ukrainie rozważa się jeszcze inny scenariusz – że ćwiczenia są wymierzone głównie przeciwko białoruskiemu prezydentowi Łukaszence. Rosyjskie wojska, które wejdą na teren Białorusi, już jej po prostu nie opuszczą, co już się zdarzało w historii, a Łukaszenka jeszcze bardziej będzie podlegał woli Kremla. Poza tym Moskwa może chcieć kimś innym zastąpić białoruskiego dyktatora, który z perspektywy Moskwy prowadzi politykę zbyt niezależną.

[related id=8063]

W relacjach z Ukrainą białoruski prezydent wielokrotnie zapewniał, że Białoruś nie weźmie udziału w żadnym ataku na swojego sąsiada. Z kolei Rosja w pełni kontrolując Białoruś, praktycznie Ukrainę trzyma w szachu.

Według ukraińskich ekspertów ćwiczenia mało interesują białoruskie społeczeństwo, które żyjąc w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej, nie ma świadomości możliwych niebezpieczeństw. Na Białorusi przeciwko rosyjskiej obecności protestują jedynie jednostki, a protesty te są bardzie znane na Ukrainie niż na samej Białorusi.

[related id=36073]Bez względu na to, jaki faktycznie scenariusz przewiduje Putin, nie ulega wątpliwości, że jeden efekt już uzyskał – czego dowodem jest ta korespondencja – zasiał nerwowość w regionie i stworzył atmosferę niestabilności. Ukraińskie media przypominają słowa amerykańskiego dowódcy wojsk lądowych USA Bena Hodgesa, że niepokoje byłyby rozwiane, gdyby Rosja zaprosiła na ćwiczenia również dziennikarzy, tak jak to się dzieje przy tego typu wydarzeniach w krajach zachodnich. Obserwatorów zaprosiła jedynie Białoruś, tak że nie mają oni możliwości obserwowania przygotowań  i na pewno nie będą widzieli całości ćwiczeń.

Na Ukrainie ćwiczenia Zapad 2017 wywołują również obawy w kontekście wcześniejszych praktyk Putina. Agresję na Gruzję poprzedziły ćwiczenia Kaukaz 2008, które zakończyły się 5 dni przed rosyjskim atakiem na ten kraj.

Również polskie władze dostrzegają niebezpieczeństwo ataku na Białoruś, potencjalnie wynikającego z rosyjsko-białoruskich ćwiczeń. Minister obrony Antoni Macierewicz nazwał je bardzo groźnymi i stwierdził, że po raz pierwszy mają tak agresywny charakter.

Paweł Bobołowicz z Ukrainy