Joanna Staszak: Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich – Na to wydarzenie przybędą nawet górale z Afryki.

Przed Wydziałem Kultury w mieście Zakopane stoi bardzo ważne zadanie. „Kultura Zakopiańska musi pozostać w nienaruszonym stanie”.

Joanna Staszak, naczelnik wydziału kultury w mieście Zakopane mówi o tym, jak ważne dla mieszkańców Podhala jest kultywowanie tradycji. W ciągu całego roku, w Zakopanem, organizowanych jest wiele wydarzeń kulturalnych.

To jest dla nas wspólne spotkanie.

Kultura ludowa Podhala jest kulturą bardzo wysublimowaną, pełną gestów i znaków. Wydział kultury stara się zarazić nią przyjeżdżających w te rejony turystów, którzy podczas swojego pobytu w Zakopanem, często skupiają się jedynie na kupowaniu ciekawych pamiątek:

Mówimy o strojach, tańcach ludowych i wszystkich obrzędach.

Największym zadaniem, które stoi przed wydziałem kultury, jest zachowanie oryginalnej kultury Zakopiańskiej, aby ta przetrwała w stanie nienaruszonym:

W Zakopanym jest wiele takich miejsc, gdzie można spotkać tę kulturę tradycyjną w czystej postaci.

Niecały rok temu, 16 sierpnia, otwarta została Willa Czerwony Dwór, dedykowana twórcom rodzimym. Odbywają się w niej warsztaty rękodzieła ludowego np. warsztaty z haftu białego, haftu kolorowego, malarstwa na szkle i wiele innych:

Co ciekawe, tradycyjnie właściwie każda wieś na Podhalu, a nawet niegdyś każdy ród, miał swoje wzory na strojach naszywane na ubrania góralskie i ta tradycja przetrwała do dzisiaj. Jak dodaje Joanna Staszak, starania o zachowanie oryginalności regionalnych tradycji widać nie tylko w strojach ludowych, ale również w zwyczajach muzykanckich np. podczas konkursów kapel instrumentalistów i śpiewaków ludowych odbywających się przy Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich. Ponadto zapytana o zagrożenia dla kultury, płynące z procesu globalizacji, odpowiada:

Ta nasza góralska kultura zawieziona do globalnej wioski, jest wciąż z nami i jest kultywowana.

Na koniec Joanna Staszak zaprasza na 51 Festiwal Folkloru Ziem Górskich, organizowany od 16 do 24 sierpnia, w Zakopanem. Na to wydarzenie przybędą górale z całego świata:

To największe święto górali.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./M.K.

Rafacz: Zapewniamy Zakopanemu wodę w 99% w czasie nawet największych najazdów turystycznych

Marcin Rafacz o wyzwaniach stojących przed zakopiańskimi wodociągami, ich przeszłości i przyszłości.

Marcin Rafacz pełniący obowiązki kierownika działu technicznego i inwestycji opowiada o gospodarce wodno-ściekowej w mieście, które ze względu na turystów, musi zwiększać wydajność pracy zależnie od sezonu.

Tutaj, jeśli chodzi o samą wodę, nie możemy narzekać. Mamy bardzo rozbudowany system ujęć wody, budowany od 1902 r. Jest to zespół ujęć w Kuźnicach, które zapewniają Zakopanemu ok. 90% wody. Tej wody w górach bardzo dużo. Problemem jest, kiedy trzeba jej dostarczyć każdej osobie.

Samo miasto ma ok.  27 tysięcy mieszkańców, ale w najgorętszych wakacyjnych momentach, ze względu na przyjezdnych, ilość osób do obsłużenia przez wodociągi rośnie nawet do stu tysięcy. Długość sieci wodociągowej wynosi aż 300 km. Warunki wodno-kanalizacyjne w Zakopanem są specyficzne, gdyż rury w przeciwieństwie do większości miast, nie przebiegają na podobnej wysokości, ale wielokrotnie przebiegają na linii góra-dół.

W najbliższych latach planujemy przebudowę gruntowną, modernizację starej oczyszczalni, praktycznie wybudowanie jej na nowo.

Pierwotnie oczyszczalnie ścieków znajdowały się na peryferiach miasta, ale obecnie ta okolica jest zabudowana, stanowiąc niemal centrum miasta. Wiąże się to z nieprzyjemnymi zapachami dla mieszkańców. Jak mówi Rafacz, poza modernizacją oczyszczalni, na który dostali 38 mln zł od Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, realizują również drugi projekt, wart 12 mln zł, zakładający rozwój sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. W jego ramach powstać ma zapewniająca wodociągom dodatkową energię farma fotowoltaniczna i model hydrauliczny sieci wodociągej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Dr Jurczyńska-Kłosok: Zakopane – by móc się tu osiedlić, ludzie musieli wykarczować las.

Inspiracja dla artystów, bogactwo historyczne, przemysł, turystyka, czyli Zakopane widziane okiem językoznawcy, historyka, regionalisty i przewodnika tatrzańskiego, dr Agnieszki Jurczyńskiej-Kłosok.

Językoznawca, historyk, regionalista i przewodnik tatrzański, dr Agnieszka Jurczyńska-Kłosok mówi o historii miasta Zakopane. Nasza rozmówczyni podkreśla znaczenie Placu Niepodległości, które dziś może pełnić swoją kulturalną funkcję. Jest ono miejscem, które odwiedza mnóstwo turystów i mieszkańców Zakopanego. W przeszłości Plac Niepodległości stanowił centrum Zakopanego, „tu tętniło życie tego serca Podhala”.

Tutaj ludzie mogą się spotkać, porozmawiać, powspominać historię miasta, a także obejrzeć filmy wyświetlane przez kino letnie.

Mówi się o dwóch dokumentach pisanych potwierdzających osadnictwo na terenach dzisiejszego Zakopanego. Pierwszy wydany był przez króla Stefana Batorego, następnie 100 lat później powtórzył go Michał Korybut Wiśniowiecki.

Prawdopodobnie jednak osadnictwo na tych terenach sięga XV w.

W 1615 r. powstał pierwszy dokument, gdzie pojawia się nazwa Zakopane, które uzyskało prawa miejskie dopiero w 1933 r. Skala osadnictwa w tamtych czasach to 44 osoby. Dziś na terenie Zakopanego mieszka około 27 tysięcy ludzi.

Agnieszka Jurczyńska-Kłosok zaznacza, że na początku były to tereny trudne do osiedlenia. Puszcza Karpacka sięgała aż pod sam Kraków, dlatego dotarcie w te rejony zajęło człowiekowi dużo czasu. Mówi się o teorii Wołochów, którzy przybyli na te ziemie. To osadnictwo częściowo związane było z powstawaniem klasztorów  niedaleko Zakopanego np. w Ludźmierzu.

Ludzie przybywali tutaj zewsząd.

Istnieją trzy ścieżki wyjaśniające, dlaczego Zakopane stało się tak popularne. Jedną z nich był rozwijający się przemysł, na przełomie XIX/XX wieku na tych terenach. Był to czas wydobywania rud żelaza w Dolinie Jaworzynki, w Dolinie Kościeliskiej itp. Z czasem, jednak  przestało być to opłacalne.

Podczas rozmowy nasz gość wyjaśnia również etymologię nazwy Zakopane.

Nazwa powstała od słowa „kopane”, czyli karczowane. Ludzie, by móc się tutaj osiedlić, najpierw musieli wykarczować las.

Już w  XIV wieku Zakopane stało się elementem sporu, który dotyczył ochrony przyrody. Wtedy to hrabia Władysław Zamoyski, po wykupieniu Zakopanego na jednej z aukcji, rozpoczął zalesianie Tatr.

Gość Poranka WNET odnosi się również do czasów międzywojennych.

To był piękny okres dla Zakopanego.

Do Zakopanego lubili przyjeżdżać wielcy twórcy. Było to miejsce, gdzie swoje dzieła tworzyli wybitni malarze i pisarze tacy jak Stefan Żeromski, Tytus Chałubiński i wielu innych.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./M.K.

 

Nowy Świat najbardziej prestiżowym adresem w Polsce. Ranking „TOP10 high streets” pokazuje najbardziej luksusowe ulice

Nowy Świat, Marszałkowska i Chmielna w Warszawie i Floriańska w Krakowie – m.in. te ulice z największym potencjałem handlowym, znalazły się w rankingu CBRE „TOP10 high streets w Polsce”

Nowy Świat, Marszałkowska i Chmielna w Warszawie, Floriańska w Krakowie, Półwiejska w Poznaniu, Długi Targ w Gdańsku, Świdnicka we Wrocławiu i Krupówki w Zakopanem – to ulice z największym potencjałem handlowym, które znalazły się w najnowszym rankingu CBRE „TOP10 high streets w Polsce”. Wyróżnia je połączenie prestiżowych obiektów handlowo-biurowych z walorami turystycznymi miast. Rewitalizacja historycznych budynków, takich jak CEDET w Alejach Jerozolimskich, oraz budowa nowych obiektów premium, jak Ethos na Placu Trzech Krzyży, przekłada się na wzrost zainteresowania turystów i klientów, a w efekcie inwestorów. Eksperci CBRE prognozują, że w ciągu najbliższych 10 lat zasoby powierzchni handlowej na polskich high streets mogą zwiększyć się o 15 proc. do 20 proc.

– High streets to najbardziej prestiżowe adresy w miastach, najważniejsze ulice handlowe, które pełnią kilka funkcji jednocześnie. Są zlokalizowane w centrach miast, z dobrym dojazdem, blisko popularnych, miejskich obiektów turystycznych – mówi Renata Kamińska, Ekspert ds. ulic handlowych w CBRE.

Przyciągają zarówno najbardziej prestiżowe marki, jak również te lokalne i unikalne, co mocno wpisuje się w rozwijający się trend poszukiwania wyjątkowych produktów przez polskich konsumentów. Paradoksalnie, rozwojowi ulic handlowych sprzyja ograniczenie handlu w niedziele – zamknięte supermarkety powodują, że ludzie coraz chętniej spacerują po mieście w celach rozrywkowych i wybierają te miejsca, gdzie oferta usług jest najszersza. Dzięki temu na miejskich pasażach powstają nowe obiekty gastronomiczne i wzrasta liczba osób, które przy okazji robią tam zakupy.

Nowy Świat w Warszawie to obowiązkowy punkt każdej turystycznej wizyty w Warszawie, jedno z najpopularniejszych miejsc spotkań towarzyskich i najbardziej znana ulica handlowa w Polsce – tak jednym zdaniem można opisać Nowy Świat. I choć w tym kontekście nasuwają się przede wszystkim skojarzenia modowe, to Nowy Świat aż w 60 proc. zajmują najemcy z branży gastronomicznej – ulica jest coraz bliżej miana „najdłuższej restauracji” współczesnej Europy. Udział najemców modowych spadł tu o 3 punkty proc. w ciągu ostatnich trzech lat. Dopełnieniem tej ulicy jest Krakowskie Przedmieście, przede wszystkim o turystycznym charakterze, które w tym roku zostało wzbogacone o najbardziej luksusowy hotel w Polsce – Raffles Europejski. Wkrótce mogą pojawić się w nim nieobecne dotąd na polskim rynku marki modowe. Obiekt w połączeniu z ofertą pobliskiego Metropolitana i Moliera 2 nadaje tej okolicy najbardziej prestiżowy charakter w Polsce.

Zakupy na Marszałkowskiej to przede wszystkim dom towarowy Wars Sawa Junior – budynek z długą handlową historią, do dziś pewna inwestycja dla wszystkich jego najemców. Ulica ma 3,6 km i choć tylko część jej długości można nazwać „high street”, to drugie miejsce w rankingu CBRE zajmuje nie bez powodu – znajduje się w centrum miasta, może pochwalić się doskonałym dojazdem, wysokim prestiżem i bliskością innych kluczowych handlowych ulic takich jak Chmielna, Krucza czy Aleje Jerozolimskie. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w ostatnim czasie swoje flagowe showroomy postanowiły otworzyć marki takie jak Volvo czy Ikea ze swoim innowacyjnym konceptem Centrum Ikea dla Firm.

Od wymienionych wyżej ulic, Chmielną odróżnia przede wszystkim zdecydowanie bardziej kameralny charakter. Luksusowe sklepy w małych lokalach z dużymi witrynami, przeplatane uroczymi kawiarniami i podwórzami, w których kryją się różnorodne restauracje, a także znacząco ograniczony ruch samochodowy nadają jej wyjątkowego miejskiego klimatu. A potencjał Chmielnej nadal rośnie. To tu ma powstać Implant – nowoczesny obiekt o powierzchni 5 tys. mkw., w którym znajdą się lokale gastronomiczne, usługowo-handlowe i szkoleniowe. Będzie można w nim odwiedzać m.in. butiki polskich projektantów.

Wartość wydatków turystów w Krakowie szacuje się na 5,5 mld zł rocznie – wynika z raportu CBRE „Krakowskie Ulice Handlowe”. To ogromna kwota, wydawana przede wszystkim w okolicach Rynku Głównego, np. w trakcie zakupów na ulicy Floriańskiej. Krakowskie ulice handlowe wyróżnia przede wszystkim duża liczba butików z akcesoriami, np. biżuterią i galanterią. Oprócz luksusowych zagranicznych marek modowych można tu spotkać wyjątkowo dużo tych rodzimych, niemasowych, często nawet niedostępnych przez internet. Bardzo dobrze widoczny jest tu trend zamiany lokali modowych na gastronomiczne – te pierwsze jeszcze w 2014 r. stanowiły aż 36 proc. najemców, by w 2018 spaść do poziomu 27 proc. A kawiarni i restauracji jest coraz więcej – w analogicznym okresie ich liczba wzrosła o 6 punktów proc.

Długi Targ i Długa w Gdańsku to typowy przykład ulicy handlowej, na której rozwój handlu jest ściśle związany z turystyką. Położenie blisko rynku i obowiązkowych punktów dla wszystkich zwiedzających miasto przyciąga rzesze turystów. Tu handel ma inny wymiar – dominuje ten drobny, lokalny i pamiątkowy. Jego kwintesencją jest coroczny Jarmark św. Dominika, który łączy handel z wydarzeniami kulturalnymi.

Szóste miejsce najbardziej prestiżowych miejsc w Polsce jest warszawski Plac Trzech Krzyży. To tu zlokalizowanych jest  najwięcej luksusowych marek w stolicy oraz najlepsze restauracje. Dużym zainteresowaniem cieszą się przede wszystkim luksusowe lokale handlowe w przebudowanym ostatnio handlowo-biurowym budynku Ethos, przyciągającym najbardziej prestiżowe marki. Plac Trzech Krzyży jest położony w ciągu Traktu Królewskiego, a jego przedłużeniem jest ulica numer jeden na mapie polskiego handlu – Nowy Świat.

Kolejne prestiżowe adresy to ul. Półwiejska w Poznaniu, Świdnicka we Wrocławiu, Aleje Jerozolimskie w Warszawie  oraz Krupówki w Zakopanem.

Zestawienie CBRE „TOP10 high streets w Polsce” zostało przygotowane przez CBRE, międzynarodową firmę doradczą na rynku nieruchomości komercyjnych. Ranking powstał na podstawie analizy ekspertów CBRE, którzy oceniali popularne polskie ulice pod kątem wielu różnorodnych czynników. Wśród nich znalazły się m.in. natężenie i jakość punktów handlowych, w szczególności zajmowanych przez najemców sieciowych, infrastruktura drogowa, komunikacja, potencjał turystyczny (np. bliskość zabytków i baz noclegowych), zaplecze gastronomiczno-rozrywkowe, zainteresowanie inwestorów oraz rosnący popyt ze strony najemców, którzy dostrzegają rosnący potencjał ulic i jednocześnie dywersyfikują formaty handlowe.

GALERIA „W 80 dni dookoła Polski – powrót do źródeł” z redakcją Wnet. W krainie góralskiej ślebody i Lachów Sądeckich

Media Wnet w ubiegłym tygodniu były na Podhalu odwiedzając: Żywiec, Wadowice, Nowy Targ, zimową stolicę Polski Zakopane, a także lacki Nowy Sącz. Odwiedziny te uwieczniła w obiektywie Luiza Komorowska

Żywiec – miasto browarników i polskich Habsburgów

fot. Luiza Komorowska
Rynek w Żywcu

Żywiec – miejsce piękne i czarowne, z bogatą historią i kulturą, piękną przyrodą i własnymi górami, „spokojniejszymi”, jak zaznaczają mieszkańcy. Mimo że dziś przypisany administracyjnie do województwa śląskiego, nigdy Śląskiem nie był. Od wieków związany z ziemią krakowską jest najdalej na zachód położoną częścią Małopolski.

Występ podczas ostatniego koncertu zespołów folklorystycznych w ramach trwającego dziewięć dni Tygodnia
Kultury Beskidzkiej w Żywcu. Wspaniały występ gruzińskich górali z Borjomi – miasta partnerskiego Żywca – ponoć porwał zgromadzoną publiczność.

Renesansowe krużganki Starego Zamku w Żywcu powstały nieco później niż te na Wawelu, ale są równie piękne i stylowe. Siedziba polskich Habsburgów, ostatnich pretendentów do polskiej korony, swoją świetność odzyskała dopiero w 1989 roku.

– Stary Zamek w Żywcu z naszą Małą Kaplicą Zygmuntowską przy kościele farnym jest zwany Małym Wawelem – powiedziała Dorota Firlej (na zdjęciu poniżej), kustosz, historyk sztuki Muzeum Miejskiego w Żywcu, gość Witolda Gadowskiego w Poranku Wnet.

– Najbardziej znani właściciele Starego Zamku to rodzina Habsburgów, polskich Habsburgów – powiedziała pani kustosz. Przypomniała, że w Pałacu Habsburgów jeszcze do niedawna mieszkała Maria Krystyna Habsburg, „wnuczka pretendenta do polskiego tronu Karola Stefana Habsburga.

 

Na tarasie wadowickich franciszkanów. W głębi nasz realizator dźwięku Karol Smyk.
Redaktor Witold Gadowski z ojcem Ryszardem Stolarczykiem z miejscowego klasztoru oo. franciszkanów.
Na Rynku w Nowym Targu

Redaktor Witold Gadowski na Rynku w Nowym Targu podczas Poranka Wnet.

Ratusz w Nowym Targu i nasza ekipa z mobilnym studiem za kurtyną wody miejscowej fontanny.

Baca Jan Kubik w tradycyjnym stroju górali pienińskich, m.in. w charakterystycznej dla niego niebieskiej kamizelce.

Na uliczkach Nowego Sącza – miasta św. Kingi, wielu milionerów, największej liczby bentleyów (kupionych za gotówkę) przypadających na jednego mieszkańca, a także jednego z najstarszych miast Małopolski.

Nowy Sącz – przed Ratuszem nasze mobilne studio w trakcie audycji.

 

 

Na Krupówkach w Zakopanem

„Bez smreki wyziero słońce, a ja se patrze na góre, na której wyziero krzyż…” – tymi słowami rozpoczął piątkowy Poranek Wnet redaktor Witold Gadowski, z pochodzenia góral z Zakopanego, patrząc na Giewont. Zakopane to miejsce szczególne, zimowa stolicy Polski położona w kotlinie u stóp Tatr.

Górale w strojach góralskich w Zakopanem.

Oprac. MoRo

VIII Europejskie Targi Produktów Regionalnych w Zakopanem: Sześć dni wspaniałej zabawy i kulinarnych podróży po Europie

Dzień 45. z 80 / Zakopane – Będzie można popróbować za darmo, ale zachęcam do odwiedzania stoisk, na których będą naprawdę wartościowe produkty regionalne, które warto nabyć – mówiła Helena Buńda.

Na Górnej Równi Krupowej w Zakopanem pełną parą działa miasteczko festiwalowe, w którym odbywają się VIII Europejskie Targi Produktów Regionalnych. Otwarto je dziś i jeszcze przez cały przedłużony do 15 sierpnia weekend będzie można skosztować europejskich wyrobów z certyfikatem żywności regionalnej, w tym „króla wszystkich europejskich serów – oscypków podhalańskich”.

– Targi w Zakopanem to święto wszystkich wartościowych produktów europejskich, takich jak sery, wędliny, pieczywa, soki, wina, oliwy, oliwki, czyli wszystko to, co rośnie w warunkach naturalnych, co jest dla nas zdrowe i najlepsze – powiedziała Helena Buńda, dyrektor Tatrzańskiej Agencji Rozwoju Promocji i Kultury.

Jak co roku w sierpniu na zakopiańskiej Dolnej Równi Krupowej swoje produkty zaprezentują producenci z całej Europy. Będzie można się poznać dziedzictwo kulinarne wielu krajów Europy. Nie zabraknie również wyrobów rękodzieła ludowego.

– Chcemy pokazać, że bardzo często tuż obok nas wytwarzane są produkty wartościowe, o których jednak niewiele wiemy – powiedziała pani Buńda. W tym roku na targach będzie dużo o jagnięcinie – mięsie niedocenianym w Polsce.

[related id= 34238]Sierpień to czas, gdy w Tatrach odpoczywa kilkaset tysięcy turystów z Polski i z całego świata. Dla nich więc Europejskie Targi Produktów Regionalnych będą wyprawą w najciekawsze zakątki autentycznej Polski i Europy – bez tandety i rzeczy, które przez globalizację obecne są w dzisiejszych czasach wszędzie.

– Będzie można popróbować za darmo, ale zachęcam do odwiedzania stoisk, na których będą naprawdę wartościowe produkty regionalne, które warto nabyć – mówiła dyrektor TARPiK.

Celem targów jest także wymiana doświadczeń pomiędzy wystawcami oraz nawiązanie współpracy międzynarodowej.
Podczas targów odbywa się: Festiwal Oscypka i Serów Wszelakich otwierany barwnym korowódem, w którym uczestniczą bacowie, delegacje władz samorządowych, goście zaproszeni i tłumy turystów. Podczas festiwalu pokazana jest m.in. produkcja osypka, różne sposoby jego zastosowania w kuchni. Odbywają się również zawody z udziałem baców i publiczności. „Próba smaku”, czyli konkurs na najlepszy oscypek, gdzie brane są pod uwagę wielkość, kształt i kolor osypka, „Pucenie Oscypka”, „Dojenie i strzyżenie owiec” zawody dla baców, juhasów i honielników.

fot. Luiza Komorowska

Przez cały czas trwania festiwalu odbywają się występy zespołów regionalnych, degustacja potraw góralskich i oscypka, bundzu i żętycy. Nagrody przyznawane są przez komisję konkursową składającą się z baców, starosty tatrzańskiego, inspektora weterynaryjnego, zaproszonych gości i publiczności. Podczas imprezy przeprowadzany jest też konkurs „Na najlepszy produkt Europejskich Targów Produktów Regionalnych”.

Europejskie Targi Produktów Regionalnych skupiają producentów produktów regionalnych i tradycyjnych z kraju i z zagranicy. Mimo tradycyjnego charakteru podczas Targów, obok występów regionalnych,  odbywają się również koncerty gwiazd muzyki popularnej, a także pokazy kulinarne wraz z degustacjami i wszelakiego rodzaju konkursy.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

Jerzy Zacharko o latach 80. w Zakopanem. Zastanawiałem się za rządów PO, czy nie uruchomić znów „płotu dyskusyjnego”

Dzień 45. z 80/ Zakopane/ W latach 80. nie było możliwości informowania społeczeństwa o tym, co się dzieje. W Zakopanem mieliśmy „płot dyskusyjny”, prowadzony przez pana Wojciecha Niedziałka.

– Latem 1980 roku mieszkańcy Zakopanego wyjeżdżali na Wybrzeże i stąd wiedzieliśmy, że coś się dzieje, burzy. W związku z tym prowadziliśmy nasłuch Radia Wolna Europa – wspominał Jerzy Zacharko, wicestarosta tatrzański. Niemal od razu podjęto działania, aby Solidarność stworzyć także w Zakopanem.

W tamtym czasie udało mu się stworzyć Komisję Zakładową Solidarności przy Powszechnej Spółdzielni Spożywców Społem, gdzie pracowało ponad 1500 osób. Przypomniał, że Zakopane w tamtym czasie nie miało zwartych zakładów pracy i jedynym liczącym się zakładem poza Społem była Cepelia. Dlatego działacze opozycyjni starali się „skrzyknąć” i już 31 X 1980 roku utworzyli Międzyzakładową Komisję Koordynacyjną Solidarności w Zakopanem, zrzeszającą niemal 7,5 tys. członków.

– Rozpoczęliśmy wtedy działalność nie tylko związkową, ale szeroko rozumianą społeczno-polityczną – powiedział Zacharko. Przyznał, że w Zakopanem silna była „bezpieka”, „bo mieli swoich rezydentów i przedstawicieli w dużych hotelach”.  Do „psikusów”, jakie udało się spłatać „bezpiece”, należało powstanie tuż „pod ich nosem” Komisji Zakładowej Solidarność w słynnym hotelu Kasprowy.

– Tu ubecji do ścisłego kręgu nie udało się wcisnąć swoich informatorów i o wielu rzeczach oni nie wiedzieli – powiedział Zacharko.  Za przykład podał „bardzo zabawną historię” pewnej akcji protestacyjnej.

– W Zakopanem miały zawyć syreny. Oczywiście wszystkie zakłady pracy, które posiadały syreny, obstawili, żeby nie doszło do tej akcji. Przychodzi ustalona godzina i w jednym miejscu wyje syrena w Zakopanem. Gdzie?… Na komendzie milicji – wspomina Zacharko.

W czasie uwięzienia po wprowadzeniu stanu wojennego Zacharko w areszcie w Załężu „prycza w pryczę” siedział z Władysławem Skalskim, nieżyjącym już słynnym działaczem Solidarności na Podhalu.

– W tamtym czasie nie mieliśmy możliwości informowania społeczeństwa o tym, co się dzieje. W Zakopanem mieliśmy „płot dyskusyjny”, prowadzony przez pana Wojciecha Niedziałka, i rzeczywiście cieszył się niesamowitym powodzeniem – wspominał pan Zacharko. – A ta cała rzesza ludzi, która przyjeżdżała do Zakopanego, miała niesamowitą radochę i przede wszystkim informację.

Dodatkowo na Krupówkach w Bazarze Polskim w delikatesach wywieszali teleksy z serwisami informacyjnymi z Regionu Małopolska, Mazowieckiego i również Gdańska. Cieszyły się wielkim zainteresowaniem.

– Nawet zastanawiałem się za rządów Platformy, jak żeśmy praktycznie stracili media, czy z powrotem nie uruchomić tego „płotu dyskusyjnego” – zwierzył się Zacharko, który uważa, że jeśli chodzi o media, w Polsce „już jest lepiej”.

Jerzy Zacharko (ur. 1951), działacz opozycyjny w PRL, samorządowiec, lutnik. W 1980 roku pracował w Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców „Społem” w Zakopanem, gdzie współorganizował Komitet Organizacyjny Solidarności w Społem, a 24 października 1980 został jego przewodniczącym. 31 października brał udział w zakładaniu Miejskiej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” w Zakopanem, wybrano go razem z Jerzym Lewcunem na koordynatora jej działalności. 26–27 listopada 1980 uczestniczył w I Zjeździe Solidarności Pracowników Społem w Gdyni. Wybrano go na wiceprzewodniczącego Krajowej Komisji Koordynacyjnej Solidarności Pracowników Społem. Na II Zjeździe Pracowników Społem (26–28 października 1981) został przewodniczącym. 10–12 lipca 1981 brał udział w I Walnym Zebraniu Delegatów Regionu Małopolska. Po wprowadzeniu w Polsce 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego został internowany. Był drukarzem i kolporterem podziemnych wydawnictw (1986–1989). 4 maja 1989 został wiceprzewodniczącym Tymczasowej Komisji Miejskiej NSZZ „Solidarność”, a od 19 września przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego w Zakopanem. W lutym 1990 wybrano go na przewodniczącego Miejskiej Komisji Koordynacyjnej.

W 2011 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj. Rozmowa z Jerzym Zacharką – w części pierwszej.

Czy tatrzańskie samorządy wykorzystano jako „słupy” przy prywatyzacji Polskich Kolei Linowych w 2013 roku?

Dzień 45. z 80 / Zakopane / Poranek WNET – W dzisiejszej rozmowie ze starostą tatrzańskim o tym, jak przebiegała budząca wątpliwości prywatyzacja Polskich Kolei Linowych oraz o planach ich odkupienia.

Gościem Witolda Gadowskiego w zakopiańskim Poranku WNET był Piotr Bąk, starosta tatrzański, w czasach PRL działacz Ruchu Harcerskiego Rzeczypospolitej. Organizacja ta zrzeszała instruktorów harcerskich prowadzących pracę z młodzieżą w duchu patriotycznym i niepodległościowym. Częściowo działali oni w ramach oficjalnego ZHP, przy czym nie kierowali się jego programem, ale programem niejawnego RHR. Ich działalność nawiązywała do tradycji Szarych Szeregów i wielu konspiracyjnych organizacji młodzieżowych w historii Polski. Piotr Bąk był też burmistrzem Zakopanego. Jest ponadto założycielem i działaczem konserwatywnego Klubu im. Władysława Zamoyskiego.

Głównym tematem rozmowy była sprawa prywatyzacji Polskich Kolei Linowych, która miała miejsce w 2013 roku. PKL były własnością PKP, a kupił je zagraniczny fundusz inwestycyjny, „o którym do tej pory niewiele wiemy”.  Przy tej prywatyzacji w charakterze – jak to określił Piotr Bąk – „słupa” zostały wykorzystane lokalne samorządy. To założona przez nie spółka kupiła PKL.

Ta samorządowa spółka (jej początkowymi akcjonariuszami były miejscowe samorządy) miała kupić PKL, nie miała jednak na to funduszy. Dlatego też dokonała podwyższenia kapitału zakładowego, ale w taki sposób, że emitowane akcje objął zagraniczny fundusz inwestycyjny, który uzyskał 99,77 procent całego kapitału zakładowego spółki. Tym samym – gdy doszło do sprzedaży PKL – w istocie to ten fundusz nabył PKL, a nie samorządy tatrzańskie

PKL to nie tylko kolej na Kasprowy Wierch i dwie obok, na Halę Goryczkową i Halę Gąsienicową, ale też kolej na Gubałówkę i na Butorowy Wierch, w Krynicy na Górę Parkową i Jaworzynę Krynicką, stacja narciarska w Szczawnicy, kolejka na Mosornym Groniu w Zawoi i na Górze Żar w Międzybrodziu Żywieckim. Jest to jedno z największych tego rodzaju przedsiębiorstw w Europie. Posiada ono także liczne grunty i budynki.

Było to przedsiębiorstwo państwowe, ale zawsze dochodowe, wiarygodne kredytowo i dokonujące wielu inwestycji, np. w modernizację kolei na Kasprowy (kilkadziesiąt milionów złotych). Była do najlepsza spółka w portfelu PKP. Sprzedano ją – w sumie nie wiadomo dlaczego. W czasie tej prywatyzacji PKP nadzorowane było przez ministra infrastruktury, którym był wtedy Sławomir Nowak.

Jerzy Zacharko dodał, że koleje linowe udało się sprzedać „przy wydatnej pomocy” ówczesnego burmistrza Zakopanego Janusza Majchra. Rada Miasta Zakopanego podjęła uchwałę, w której postanowiła, że po to się powołuje spółkę, aby kupiła akcje PKL-u, przy czym zachowany miał być pakiet większościowy (81,25 procent dla miasta Zakopane, a dla pozostałych tutejszych gmin – 6,25 procent). Burmistrz Zakopanego bez zgody Rady Miasta pozwolił jednak na podniesienie kapitału w spółce i utratę przez miasto nad nią kontroli. [related id=34243]

Po zmianie władzy po wyborach samorządowych podejmowane są działania, między innymi przez starostę Piotra Bąka, aby PKL wróciła w polskie ręce. Przeciwko prywatyzacji PKL protestowały bowiem bardzo liczne środowiska i organizacje, od Solidarności po Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Badana nadal jest sprawa legalności działań z 2013 roku, które doprowadziły do prywatyzacji PKL. Tym zajmuje się dzisiejszy minister infrastruktury. Samorządy tatrzańskie, z powiatem tatrzańskim, rozpoczęły działania, żeby odkupić akcje PKL. W tym celu trwają rozmowy z funduszem będącym aktualnym właścicielem PKL. Dokonana została wycena spółki. W zeszłym tygodniu zarząd powiatu tatrzańskiego po uzyskaniu zgody rady powiatu złożył ofertę nabycia PKL. Jeśli właściciel wyrazi wolę sprzedania akcji PKL, utworzona zostanie spółka, której udziałowcami będą wszystkie gminy powiatu tatrzańskiego oraz Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Uczestniczący w rozmowie Jan Krzeptowski-Sabała zwrócił uwagę na to, że kolej na Kasprowy, na Halę Goryczkową i Gąsienicową przebiega na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. To, kto i jak gospodaruje kolejami linowymi, istotne jest więc także ze względu na ochronę przyrody tatrzańskiej. Ponadto ważne jest narciarstwo. Jest to jedyne miejsce w Polsce, gdzie możliwe jest uprawienie wysokogórskiego narciarstwa. Obecny właściciel kolei linowych – pomimo wcześniejszych szumnych zapowiedzi – wydaje się stawiać jedynie na przewożenie turystów, a nie na rozwój narciarstwa w tym miejscu.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w części czwartej Poranka WNET.

JS

Tomasz Krzyżanowski, tatrzański dramaturg: Janosik to może kierpce czyścić naszemu Staszkowi Kubinowi

Dzień 45. z 80 / Zakopane/ „W Pana Boga wierz, ale Panu Bogu nie wierz”. (…) To jest góralska mentalność i nie ma jeszcze takiego etnologa, naukowca, który potrafiłby to dokładnie wytłumaczyć.

Grafika, która zainspirowała Krzyżanowskiego przy tworzeniu dramatu „Gombica Staska Kubina”

„Bez smreki wyziero słońce, a ja se patrze na góre, na której wyziero krzyż…” – tymi słowami rozpoczął dzisiejszy Poranek Wnet redaktor Witold Gadowski, z pochodzenia góral z Zakopanego, patrząc na Giewont. Zakopane to miejsce szczególne, zimowa stolicy Polski położona w kotlinie u stóp Tatr.

„Zabiłem leśnego i rodzine jego, bo mi nie dał zabić capu rogatego” – to cytat ze sztuki Tomasza Krzyżanowskiego pt. „Gombica Staska Kubina”, dramat w trzech aktach, którego premiera odbyła się w grudniu ubiegłego roku w Teatrze im. St.I. Witkiewicza w Zakopanem. A dzisiaj kolejne przedstawienie. 

– Chodzenie po lesie jest bardzo pouczające i czasami przynosi niesamowite rezultaty, bo daje mi dużo czasu do przebywania z przyrodą, dużo czasu do przemyśleń – powiedział „leśny” z Tatrzańskiego Parku Narodowego Tomasz Krzyżanowski, który pochodzi z Krakowa. Inspiracją do napisania dramatu była grafika odnaleziona w 2004 roku w Krakowie w remontowanym mieszkaniu słynnego krakowskiego malarza profesora Eugeniusz Wańka. Niepozorna szara teczka zawierała 56 rycin wykonanych około 1789 roku przez rzeczywistego świadka tamtych zdarzeń – Ignatza Goertlera de Blumenfelda, leśniczego na terenach tatrzańskich pod panowaniem Habsburgów. Są to rysunki piórkiem i węglem.

– Jest to zbiór bezcenny, bo tam pierwszy raz w historii zobrazowano Morskie Oko, Dolinę Pięciu Stawów (widzianych z Kołowej Turni), Siklawę – największy polski wodospad – powiedział Krzyżanowski. Dla niego największe znaczenie miał jednak jeden rysunek, przedstawiający bandę zbójników i dezerterów, którzy 15 lipca 1809 roku biesiadowali na polanie pod Siwą Skałą (dzisiaj Siwiańskie Turnie).

– Narysowana banda zbójników to: Wincek Bachleda, Józef Łuszczek, Matias Szentiwani, luptok (mieszkaniec regionu Liptowa na dzisiejszej Słowacji. A dowodził nimi harnaś Stanisław Kubin – mówił Tomasz Krzyżanowski. – Leśniczy ścigający dezerterów i zbójników otoczył ich ze swoją grupą. Najpierw ich narysował, a potem, o 4 rano, ich zaatakował.

[related id=34238]Potyczka miała tragiczne skutki, bo zginął jeden służący leśniczego i jeden zbójnik, Józef Łuszczek, którego krzyż do tej pory możemy spotkać w Dolinie Chochołowskiej. Prawdopodobnie jest to krzyż postawiony na jego pamiątkę przez rodzinę. Rysunek, jak sam autor mówi, „sprowokował go do uwiecznienia Staszka Kubina”. To jedyny zachowany do naszych czasów autentyczny dokument traktujący o tej szczególnej grupie rdzennych mieszkańców Podhala, Spiszu i Liptowa, jakimi byli wyjęci spod prawa rozbójnicy.

– Wszyscy wiedzą, kto to był Janosik – powiedział dramaturg. Jego zdaniem „Janosik był Orawiakiem, bo Kierchowa, skąd na pewno pochodził, jest na Orawie”. – Jego mit jest niezasłużony, bo zbójował tylko 18 miesięcy i był popularnym zbójnikiem, rzezimieszkiem, donosicielem, żeby nie określać bardziej dosadnie jego roli… i jeszcze, co ciekawe, wszystko, co zarobił, oddawał swojemu panu, Berżewiczowi, który pozycję magnata zbudował na krzywdzie ludzkiej – podkreślił. Uważa, że tak naprawdę to „Janosik był koncesjonowanym zbójem, który biednych i bogatych rabował”.

– Janosik zginął nie dlatego, że go wydała jakaś piękna Maria czy Helena, ale z powodu zakażenia rany zadanej butelką podczas pijatyki – powiedział Krzyżanowski. – Janosik zmarł po sześciu tygodniach na zakażenie i to jego zwłoki dopiero powieszono za ziebro.

Zdaniem dramaturga mit Janosika częściowo oparto na historii Sztaszka Kubina i to jego postać go zafascynowała.

– Ten chłop z Zakopanego zbójował 11 lat na obszarze między Górami Dynowskimi na Słowacji a Gorcami. Uciekał i wymigiwał się wszelkim regimentom i obławom wojsk nawet, co jest ewenementem, jeśli chodzi o zbójnictwo – opowiadał.

– Janosik to może kierpce czyścić naszemu Staszkowi Kubinowi – podsumował Tomasz Krzyżanowski, dodając, że ze względu na historię góralszczyzny, tradycję góralską, a także uczciwość historyczną powinno się propagować Staska Kubina, a nie jakiegoś Juraja Janosika.

Niestety, jak skończył Kubin, nie wiadomo. Dramaturg ma nadzieję, że kiedyś odnajdą się jakieś materiały na ten temat. Losy reszty kompanów ze zbójeckiej gromady są lepiej znane, wiadomo, że jeden został zastrzelony, drugi powieszony, trzeci zgnił w wiśnickim lochu, czwarty – zmarł od uderzenia siekierą w głowę.

„Żywot góralskich chłopców krótki – dziś wesele, jutro pogrzeb” – zacytował fragment swego dramatu o zbójnikach, których żywot jest twardy, krótki i ślebodny, czyli wolny.

– Śleboda to najwyższa forma wolności wśród górali, to jest jeszcze coś większego niż wolność, którą my mamy w głowach – powiedział Krzyżanowski. – Śleboda to jest to, że możesz se mieć każdą kobietę, każde dutki ukraść, ale musisz zachowywać się po bożemu, czyli „w Pana Boga wierz, ale Panu Bogu nie wierz”. […] To jest góralska mentalność i nie ma jeszcze takiego etnologa, naukowca, który potrafiłby to dokładnie wytłumaczyć.

W wywiadzie również o historii zapinki góralskiej, pochodzącej od Gąbicy, której przypisywano magiczne moce ochronne, o Stanisławie Staszicu i jego spotkaniu z Juhasami, których mylnie nazywał Joasami.

MoRo

Chcesz wysłuchać całego Poranka Wnet, kliknij tutaj

Wywiad z Tomaszem Krzyżanowskim w części pierwszej Poranka Wnet.

 

Zakopane: Prezydent z małżonką uczestniczył w Dudaskim Tłustym Czwartku – koncercie muzyków ludowych grających na dudach

– Najbardziej się cieszę, kiedy widzę muzykującą młodzież, dzieci i tych, którzy ich uczą. Ta tradycja jest skrzętnie, z niezwykłą pieczołowitością przenoszona tu, na Podhalu, z ojca na syna.

Prezydent Andrzej Duda z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą uczestniczył w czwartek w Zakopanem w koncercie muzyków ludowych grających na dudach. Górale zaprosili prezydenta na „Dudaski Tłusty Czwartek” już po raz drugi.

Prezydent w swoim wystąpieniu podkreślił, że bardzo lubi folklor, zwłaszcza góralski.

Folklor, który cechuje góralszczyznę, przenika i buduje także polską tradycję i z tak wielką siłą, nie tylko pod Tatrami, ale i za oceanem, gdzie polskie rodziny wyjechały, jest kontynuowany. U was, na Podhalu, ta tradycja i ten krzyż na Giewoncie są tak głęboko wpisane właśnie w góralską duszę, w was, i proszę, żebyście się nie zmieniali nigdy – apelował prezydent.

Dudaski Tłusty Czwartek to impreza cykliczna, odbywająca się co roku w Zakopanem. To spotkanie muzyków grających na różnych odmianach dud z Polski i z zagranicy. Każdego roku spotkanie jest poświęcone innemu historycznemu dudziarzowi z Podhala. W tym roku wspominano zmarłego pięć lat temu Władysława Trebunię-Tutkę, który znany był głównie jako artysta malarz i muzyk, ale również dudziarz – kontynuator wielopokoleniowej rodzinnej tradycji muzykowania na dudach.

Prezydenta przywitali najmłodsi dudziarze zakopiańscy uczący się tej sztuki w Tatrzańskim Centrum Kultury „Jutrzenka”. Para prezydencka podziwiała również grę na dudach z wielkopolskiej Biskupizny – mikroregionu, w którym wytworzyły się odrębne tradycje muzyczne, gwara i stroje ludowe. Tradycje biskupiańskie zostały wpisane w ubiegłym roku na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kultury.

Do Zakopanego przyjechali także grający na okazałych kozłach białych muzycy ze Zbąszynia. Gościem specjalnym wydarzenia był Tom Osentowski, którego rodzina od kilku pokoleń żyje w Stanach Zjednoczonych. Tom Osentowski, mimo że nie mówi w ojczystym języku, pielęgnuje polskie tradycje, zgromadził pokaźną kolekcję dud polskich i prezentuje ją w różnych miejscach na świecie.

Przed publicznością zaprezentowali się także dudziarze z Beskidu Śląskiego i Żywiecczyzny.

Prowadzący wydarzenie dudziarz i budowniczy instrumentów Szymon Bafia powiedział, że jeszcze w XVIII wieku na dudach grano niemal w całej Polsce.

– Instrument był niegdyś bardzo rozpowszechniony w całym kraju. Grała na nim także szlachta, a od dudziarzy pobierano nawet podatki. Zachowało się wiele nazw geograficznych związanych z dudami oraz popularne nazwisko Duda, które oznaczało właśnie muzykującego na dudach – zaznaczył.

Dudy podhalańskie w okresie międzywojennym były nawet wprowadzone do reprezentacyjnej orkiestry wojskowej pułku Strzelców Podhalańskich.

Niemal każdy europejski kraj posiada swoje odmiany dud – są różnie zbudowane i strojone w różnych tonacjach. Wszystkie mają wspólne cechy: zbiornik powietrza najczęściej wykonany z koziej skóry, piszczałkę melodyczną, na której wygrywa się melodie, jedną lub kilka piszczałek basowych. Najbardziej znane na świecie są dudy szkockie, które są nieodłącznym symbolem Szkocji.

W Polsce występuje siedem odmian tego instrumentu, nazywanego też w zależności od regionu gajdami lub kozą. Na południu Polski gra się na dudach podhalańskich, żywieckich i gajdach śląskich. W Wielkopolsce i ziemi lubuskiej na koźle białym i czarnym oraz na dudach rawicko-gostyńskich i bukowsko-kościańskich.

Dudy, nazywane na Podhalu kozą, zostały błędnie nazwane kobzą. Ten błąd jako pierwszy najprawdopodobniej popełnił etnograf Oskar Kolberg, a później był wielokrotnie powtarzany, m.in. przez Jana Kasprowicza w poemacie zatytułowanym Kobziarz Mróz.

Umiejętność wytwarzania dud podhalańskich i praktyka gry na tym instrumencie zostały w 2015 roku wpisane na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kultury jako pierwszy instrument muzyczny na tej liście.

Dudy podhalańskie ze wszystkich innych dud polskich mają najbogatsze brzmienie, gdyż posiadają cztery głosy (stroiki). Pozostałe dudy są dwugłosowe. Dudy podhalańskie były do połowy XIX w. wiodącym instrumentem w kapeli góralskiej, później zastąpiono je skrzypcami. To instrument silnie związany z kulturą pasterską. Dudy podhalańskie mają podobną budowę do innych dud z kręgu kultury karpackiej i bałkańskiej.

Dudziarzy na tatrzańskich halach opisywali już pierwsi badacze Tatr, m.in. Wincenty Pol i Seweryn Goszczyński, a także twórca stylu zakopiańskiego, Stanisław Witkiewicz.

Badający góralską kulturę muzyczną Adolf Chybiński twierdził, że „każda prawdopodobnie wieś większa na Podhalu i w okolicach tej ziemi posiadała swego grajka na dudach, uważającego grę na tym instrumencie za swój główny zawód”.

Dudziarze, kapele dudziarskie dołączały także do wędrownych żniwiarzy, którzy najmowali się do pracy u majętnych rolników również w Królestwie Węgierskim. Według przekazów i ikonografii dudziarze przygrywali także bandom zbójnickim.

Na przełomie XIX i XX w. dudy zaczęły znikać z muzycznego pejzażu podhalańskich wsi. Ostatnim bacą, który faktycznie grał na tatrzańskich halach przy wypasie owiec, był Józef Galica z Olczy. Jego następcą był Tomasz Skupień z zakopiańskich Kuźnic, nauczyciel współczesnego pokolenia podhalańskich dudziarzy.

Od ośmiu lat w Tatrzańskim Centrum Kultury „Jutrzenka” w Zakopanem działa szkółka dudziarska, która podtrzymuje najstarsze tradycje muzyczne w Tatrach.

PAP/lk