Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. Wolność – kocham i rozumiem (5)/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Wolna wola (wolność), jakiej nie uświadczymy w żadnej innej religii, gdzie króluje determinizm i predestynacja, jest zarazem wyzwaniem dla człowieka. Nawet Bóg i Jego Przykazania nas nie ograniczają.

W naszej cywilizacji wolność to wartość szczególna. Wynika wprost z bożego daru dla każdego z nas – z wolnej woli. Dlatego też po miłości, którą opisałem poprzednim razem, powinna być/stać się drugim kamieniem węgłowym porządku społecznego w naszej ojczyźnie. Czy jednak wolna wola oznacza, że możemy robić wszystko? Oczywiście, że nie. Żebyśmy mądrze kochali swojego bliźniego, nie krzywdzili jego i siebie, Pan Bóg podarował nam Przykazania społeczne wypalone na II tablicy. Po to, żeby nam pomóc w życiu. I nie bawmy się tu w sekciarstwo, czy jest ich 7, czy powinno być 6; ich treść jest taka sama. Razem z I tablicą z 3 (lub 4) Przykazaniami Bożymi stanowią Prawo i tym zajmę się w osobnym tekście.

Wolna wola (wolność), jakiej nie uświadczymy w żadnej innej religii, gdzie króluje determinizm i predestynacja, jest zarazem wyzwaniem dla człowieka. Nawet Bóg i Jego Przykazania nas nie ograniczają. Możemy posłuchać i uwierzyć Bogu albo za nic mieć Jego nauki. A nawet odrzucić, jak czynią to ateiści, Jego istnienie i Stworzenie. Wolna wola to ogromne wyzwanie, któremu na imię odpowiedzialność. Każdy z nas imiennie odpowiada za swoje życie wieczne. I chociaż nie jesteśmy w stanie uniknąć tego, co nas spotyka w życiu doczesnym, od tego, jak się w tych nieuniknionych okolicznościach zachowamy, zależy nasze życie wieczne lub wieczna śmierć.

Oczywiście kształtujemy też swoje życie doczesne. Po to dostaliśmy rozliczne talenty, żeby je rozwijać. Wolna wola jednak, posiłkując się rozumem i sumieniem, dokonuje szacunku zysków i strat. Musimy wybrać.

Niezależnie od okoliczności musimy dokonać wolnego wyboru. Dokonujemy go i wynikają stąd konsekwencje, które również musimy przyjąć.

„Bóg tak chciał” – napis tej treści na metalowym krzyżu, przybitym do przydrożnego drzewa, mijałem przez 10 lat swoich wjazdów do Krakowa. To niedojrzałość chrześcijańskiego umysłu i sumienia kazała naszemu bliźniemu umieścić tak opisany krzyż na miejscu tragicznego zdarzenia. A przecież to nie Bóg kazał swojemu dziecku jechać po pijaku albo po narkotykach, albo łamiąc przepisy, albo niesprawnym samochodem. Wsiadając do samochodu, w tym tragicznym dla siebie i rodziny dniu, przyszły denat dokonał wyboru. I trzeba mieć nadzieję, że nie uśmiercił niewinnych osób.

Musimy zatem bardzo uważać, korzystając ze swojej wolnej woli. A my tak często i głupio mamy pretensję do Pana Boga. Obarczamy go wszelkimi osobistymi lub społecznymi nieszczęściami.

I wygłaszamy bluźnierstwa typu: gdyby Bóg istniał, to by do tego nie dopuścił. Do śmierci osoby bliskiej, do wojny, do czegokolwiek. I nie chcemy nawet pomyśleć, że osoba zmarła, której nam tak brakuje, może być teraz dużo bardziej szczęśliwa niż w życiu doczesnym.

Wróćmy do rzeczywistości społecznej. Jak tu działa nasza wolność, nasza wolna wola? Dajmy na to wybieramy Adolfa Hitlera na przywódcę państwa i narodu. I wkrótce uznajemy w swojej pysze, że jesteśmy nadludźmi, a inne narody powinny nam służyć lub zginąć. Zgotujemy sobie i innym wojnę i zagładę. Czy Bóg tak chciał?

W swoim nihilizmie i wyrzeczeniu się Boga pozwalamy na przejęcie władzy państwowej przez garstkę bolszewików, którzy nawet przez chwilę nie ukrywają swoich prawdziwych zamiarów. Zgotują nam piekło w czasie pokoju. Czy naprawdę Bóg tak chciał?

Tak, Moi Drodzy, wolność posłużenia się swoją wolną wolą to ogromna odpowiedzialność. Posługujmy się nią mądrze (= zgodnie z Dekalogiem) i nie miejmy pretensji do Pana Boga za nasze wolne decyzje.

I nie miejmy też do Pana Boga pretensji o nasz los sprokurowany przez innych ludzi. Czasem nie mamy wyjścia. Nie możemy przecież wyjść z wojny, w której się znaleźliśmy. Możemy jednak użyć wolnej woli, żeby zachować się jak dziecko boże. Nie każdy z nas jest bohaterem gotowym w każdej chwili umrzeć. Ale przecież nie musi być szmalcownikiem.

Dawno nie opowiadałem Wam o moim dziadku kowalu. W czasie II wojny światowej trafił do niemieckiego więzienia z podejrzeniem (słusznym) naprawy broni partyzantom. I, o dziwo, po kilku miesiącach wyszedł na wolność. Zaraz po tym, jak został przyłapany na odmawianiu różańca ulepionego z chleba. Niemiecki oficer zdziwił się, że ktoś, kto modli się na różańcu, może być bandytą. Niedługo potem do jego kuźni znowu zawitali partyzanci. I dziadek, korzystając ze swojej wolności, powiedział: dopiero co wyszedłem z więzienia, nie pomogę wam. – A teraz? – zapytał jeden z nich, odbezpieczając pistolet. – Teraz oczywiście pomogę – odpowiedział mój dziadek Jan.

Gdyby po opuszczeniu więzienia ponownie został zadenuncjowany, już by nie przeżył. Miał wtedy żonę i czwórkę małych dzieci. Na miarę sytuacji, w jakiej się znalazł, dobrze się posłużył swoją wolnością. A wiecie, czemu nie uciekł? Bo w czwórce współwięźniów trafił się jeden grubas, który nie był w stanie pokonać muru. Uciekając, wydaliby go na śmierć. Dzięki poświęceniu pozostałej trójki, człowiek z nadwagą przeżył wojnę. Pokazał nam wiele lat później, na spotkaniu w szkole podstawowej, swój numer obozowy.

Zatem wolna wola, nasza wolność z niej wynikająca, w pewnych warunkach może okazać się bardzo ograniczona. Tym bardziej powinniśmy jej w pełni używać teraz, gdy jeszcze nią dysponujemy. Nie możemy w sprzyjających okolicznościach być tchórzami, bo za chwilę staniemy się niewolnikami.

Niewolnikami tych, którzy gdzieś mają naszą wolność, Prawa Boże i te ludzkie, z II tablicy, czyli też Boże.

Jan Azja Kowalski

PS Czy to prawda, że po szkołach podstawowych już nie jeżdżą bohaterowie, tylko tęczowi bolszewicy, żeby uczyć nasze polskie dzieci masturbacji?