Czy państwo ma prawo kształcenia obywatelskiego w szkole? O II części podręcznika do HiT prof. Wojciecha Roszkowskiego

Lewica wściekle gulgocze. Ataki na profesora Roszkowskiego pokazują, jak daleko zabrnęliśmy w ograniczeniu suwerenności i podporządkowaniu dominującej, ideologicznej wizji świata i człowieka.

Piotr Sutowicz

Na przełaj przez współczesność

Wydaje się, że każda próba obiektywnego opisania obecnej rzeczywistości społeczno-cywilizacyjnej w oparciu o metodę przyczynowo-skutkową jest skazana na klęskę w sensie takim, że zostanie ona przez masowe media odrzucona. A winna jest temu ideologiczna polityczna poprawność, czyli okulary, które każą historykom, politykom i publicystom mówić, pisać, a przede wszystkim myśleć w oparciu o aktualnie obowiązujące paradygmaty, którym przydaje się cechę obiektywnych aksjomatów naukowych.

Każdy, kto się z określonych ram wyłamie, jest tym złym, dla którego nie powinno być miejsca w świecie „opinii publicznej”, to znaczy swoje dociekania i wnioski z nich wypływające może on wyrażać w domu – choć i to jest wątpliwe – a nie w przestrzeni publicznej.

Problem z kolejnym, drugim tomem podręcznika Wojciecha Roszkowskiego do przedmiotu „Historia i teraźniejszość”, jest przykładem takiej właśnie sytuacji. Podobnie zresztą było z zeszłorocznym tomem pierwszym. W mediach masowych nie doczekał się on zbyt wielu recenzji obiektywnych, obojętnie, czy pisanych z pozycji autorowi życzliwych, czy względem niego choćby i opozycyjnych. Był hejt. W ostatnim czasie dla eksperymentu podjąłem, całkowicie zresztą udaną, próbę przeczytania drugiej z cyklu książki pana profesora, Historia i Teraźniejszość 1980–2015, i wnioski, jakie z tej lektury wyciągnąłem, tak jak i ze wspomnianego tomu poprzedniego, są jasne.

Większość opinii o książce prezentowanych w internecie dotyczy jakiegoś innego tytułu – jakby ktoś się pod Wojciecha Roszkowskiego podszył, tajemnicze wydawnictwo wydało nieco egzemplarzy tej fałszywki i rozesłało ją do mediów lewicowych, których przedstawiciele książkę przeczytali i skrytykowali. Oczywiście to żart, bo opinie, które czytałem, świadczą o tym, że piszący zapoznali się często z fragmentami, które były im potrzebne do ataku na książkę, na zasadzie, że znajdowali kij jaki bądź i nim bili. Choć część krytyków pewnie do niej nie zajrzała, bo i po co?

Pewien redaktor naczelny pewnego periodyku, dając mi kiedyś książkę do recenzji, na moją uwagę, że mam mało czasu na jej przeczytanie, odpowiedział: „Co to za sztuka pisać recenzje przeczytanych książek?”. On oczywiście żartował, w przeciwieństwie do wielu obecnych krytyków podręcznika Roszkowskiego.

Podstawowym powodem medialnego ataku jest wspomniana przeze mnie na wstępie ideologia, z którą autor polemizuje, stoi na innych pozycjach światopoglądowych. Historię zaś, nawet tę najnowszą, traktuje z akademickim pietyzmem starego profesora jako „nauczycielkę życia”.

Czy profesor ostatnie czterdzieści kilka lat ludzkich dziejów fałszuje? Ano oczywiście, że nie. To byłoby dla krytyków bardzo przyjemne, ale tu, gdzie się z jego tezami nie zgadzają, a nie mają jak im zaprzeczyć, zbywają je pojęciem „pseudonauki” i swoistym gulgotem, który ma potencjalnego czytelnika, czyli nauczyciela, a za nim ewentualnego ucznia, od książki odstraszyć, tak jak rzeczywisty indyczy gulgot odstraszał małe i większe dzieci w czasach mojego dzieciństwa od miejsca, gdzie dorosły indor akurat raczył się był przechadzać. Dziś najmłodsze pokolenie ten gatunek ptaka zna z książeczek z kolorowymi obrazkami wsi, choć tu w zasadzie zwierząt tych już nie ma – żyją w farmach, zanim wylądują w plastikowych opakowaniach w supermarketach i kupiec nawet nie wie, że ktoś kiedyś żywego indyka mógł się bać.

Lewica gulgocze. Nie podoba jej się to, że prof. Roszkowski pokazuje rolę Jana Pawła II w latach osiemdziesiątych w globalnym świecie dziś, w czasach, kiedy tę postać próbuje się wygumkować z kart historii albo zestawić ją w jednym szeregu z najbardziej mrocznymi personami XX wieku – jego postawa drażni w sposób oczywisty. Poza tym musi denerwować fakt, że wielką politykę, której celem była zmiana światowego układu sił i eliminacja Związku Sowieckiego jako globalnego zagrożenia, prowadzili przywódcy o konserwatywnym sposobie patrzenia na świat: Ronald Reagan i Margaret Thatcher. Wreszcie, że nie wszyscy chcieli obalenia komunizmu i zmiany geopolitycznej, która dokonała się w końcu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

Z drugiej strony profesor omawia układy geopolityczne także w Europie, wskazuje, że nasze miejsce na mapie i rola polityczna, jaka wynika z naszego potencjału, wcale oczywista nie jest, że polityka Niemiec nie miała i pewnie nie ma na celu pełnej suwerenności naszego kraju.

Przypomina on młodemu czytelnikowi, że to właśnie Niemcy, nawet na przekór Stanom Zjednoczonym, próbowały dogadywać się z jeszcze ciągle komunistycznym Związkiem Radzieckim i wręcz z niepokojem patrzyły na szybki rozpad ZSRR.

Ciekawe są też uwagi autora o tym, że walka o dominację nad światem nie zakończyła się wraz z upadkiem państwa sowieckiego, że po przedzierzgnięciu się tego tworu politycznego w inny walka o wpływy toczyła się w latach dziewięćdziesiątych i później, że nie było żadnego – postulowanego także w nauce – „końca historii”. Obecna sytuacja jest tego dowodem.

Prof. Roszkowski otwarcie krytykuje też współczesne nurty kultury, które dążą do destrukcji modelu Zachodu, który można określić mianem cywilizacji euroatlantyckiej, czy też, używając innego języka – łacińskiej. Podobne stanowiska zajął już w tomie pierwszym. Może to spotykać się z zarzutem subiektywizmu, czyli że opinia i światopogląd autora determinują jego kierunek rozumowania.

Ale skoro rzecz cała jest podręcznikiem do przedmiotu szkolnego, którego element wychowawczy stanowi jego istotną część, to czy autor mógłby opisywać rzeczywistość, abstrahując od jakiegokolwiek punktu odniesienia? Absurd. Gdyby podręcznik ten pisał przedstawiciel multikulturalizmu, czy zdobyłby się na dystans do swoich przekonań?

Swoją drogą, przy okazji tej kwestii można by zapytać, czy państwo ma prawo kształcenia obywatelskiego w szkole, czy też musi się podporządkować dominującej w jego kręgu politycznym, ideologicznej wizji świata i człowieka? Ataki na profesora Roszkowskiego pokazują, jak daleko w tym ograniczeniu suwerenności zabrnęliśmy. Nie jest żadnym odkryciem Ameryki spostrzeżenie, że owe ataki spokojnie przypisać można ośrodkom wpływu ulokowanym poza naszymi granicami. Świat Zachodu jest obszarem wojny światopoglądowej, wojny światów, i od tego nikt abstrahować nie może. Polska też posadowiona jest w określonym miejscu, ma określoną tożsamość, historię i interesy. Udawanie, że „żyjemy gdzie indziej”, nie ma sensu.

Zupełnie inną sprawą jest fakt, że książka łamie bardzo dużo tematów „tabu” naraz, nie wiem, czy terapia szokowa, którą podaje, łącznie z zaproponowaną metodologią, jest strawna w polskiej szkole. Przecież, po pierwsze, uczniowie i nauczyciele nie są niezapisanymi tablicami, wpływ rzeczonych mediów, które podręcznik „wyklęły”, prawdopodobnie będzie bardzo duży. Po drugie, chronologiczny układ książki jest prawidłowy, lecz sposób porządkowania materiału nieco kontrowersyjny.

Żeby użyć konkretnego przykładu: pierwsza część książki, pt. Nowa zimna wojna 1979–1985, zawiera materiał poświęcony kulturze Zachodu, który ze względów chronologicznych pasuje raczej do dalszej części publikacji, zresztą jedna z zaprezentowanych w nim ilustracji pochodzi z planu filmu Mela Gibsona Pasja z roku 2004. Z kolei inna fotografia przedstawia Marilyn Mansona, którego muzyczne i pozamuzyczne prowokacje też miały miejsce znacznie później, niż wskazywałby to chronologiczność rozdziału. Poza tym problem kryzysu szeroko rozumianej kultury na przełomie wieków został, wydaje mi się – może subiektywnie, ale jednak – potraktowany przez autora nieco po macoszemu.

W bardzo ważnym dla całości podręcznika wstępie autorskim prof. Wojciech Roszkowski prezentuje coś w rodzaju autorskiego manifestu, zawierającego, oprócz przesłania wychowawczego, także wątek metodologiczny, w którym tłumaczy, dlaczego zrezygnował z „diagramów, kasetonów czy różnokolorowych ramek”, a przyjmuje metodę czysto narracyjną.

Biorąc pod uwagę kryteria przyjęte we współczesnej szkole – nie mnie sądzić, dobre czy złe – spowoduje to, że część pedagogów może już choćby z tego powodu podręcznik przyjąć z rezerwą. Z drugiej strony zaproponowana metoda nie przeszkadza temu, by użyć publikacji przynajmniej jako lektury pomocniczej dla nauczyciela i bardziej ambitnego ucznia.

Być może uwag krytycznych można by zebrać więcej, ale, jak zaznaczyłem, debata nad książką toczy się obok tego, co znaczy, że podręcznik dotknął istoty rzeczy. Można powiedzieć, że walka trwa.

Wojciech Roszkowski, „Historia i Teraźniejszość 1980–2015, Podręcznik dla liceów i techników”, Biały Kruk – Edukacja, Kraków 2023

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Na przełaj przez współczesność” znajduje się na s. 16 wrześniowego Kuriera WNET” nr 111/2023.

 


  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Na przełaj przez współczesność” na s. 16 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 111/2023

Prof. Wojciech Roszkowski: Tytuły prawne do wypłaty odszkodowań przez Niemcy są oczywiste

Tytułów prawnych i historycznych do tego, żeby Niemcy wypłaciły Polsce reparacje (…) jest sporo – mówi Roszkowski Teza, że w 1953 r. Polska zrzekła się reparacji o wg niego „wielkie oszustwo”.

Biuro Analiz Sejmowych ma przygotować informację dotyczącą możliwości domagania się przez Polskę odszkodowań za straty wojenne od Niemiec – poinformował w środę PAP poseł PiS Arkadiusz Mularczyk. Analiza ma być gotowa do 11 sierpnia.

„Tytułów prawnych i historycznych do tego, żeby Niemcy wypłaciły Polsce reparacje za agresję w 1939 roku i wszystkie jej konsekwencje jest sporo, są one oczywiste” – mówi PAP prof. Wojciech Roszkowski.

„To Niemcy napadły na Polskę, a nie odwrotnie; to Niemcy dokonały zniszczeń materialnych i zadały nam olbrzymie straty w ludziach” – stwierdza historyk. Choć prof. Roszkowski zauważa, że napadając na Polskę Niemcy nie pogwałciły deklaracji o nieagresji – bo Hitler wcześniej ją wypowiedział – jednak „w świetle prawa międzynarodowego mieliśmy do czynienia ze zbrodnią przeciwko pokojowi”. „Możemy stwierdzić, że III Rzesza popełniła przestępstwo” – dodaje.

„Kolejny przyczynek do żądania reparacji to zbrodnie wojenne” – mówi historyk. „Przypomnijmy choćby bombardowanie Wielunia. To było miasteczko poza linią frontu – naloty na nie były typową zbrodnią przeciwko ludności cywilnej” – stwierdza prof. Roszkowski, i dodaje, że takich zbrodni przeprowadzono w czasie II wojny światowej bardzo dużo. „Niemcy sami mówili, że za jednego zabitego Niemca będą mordowali dziesiątki Polaków” – opisuje realia narodowo-socjalistycznej okupacji niemieckiej w Polsce.

„Nie można zapominać o Powstaniu Warszawskim. Wywołali je Polacy, ale już po polskiej kapitulacji Niemcy systematycznie zrównali miasto z ziemią” – mówi Roszkowski. Zauważa, że wartość tych strat wycenił warszawski ratusz za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. „Do tych wyliczeń powinniśmy powrócić, bo obrazują nam skalę niemieckich zbrodni w Polsce i stanowią punkt wyjścia do żądania finansowego zadośćuczynienia” – dodaje.

Komentując głosy sceptyczne wobec żądania reparacji, prof. Roszkowski wskazuje na przykład Namibii. „To państwo uznało, że Niemcy powinni zapłacić za swoje zbrodnie w tej części Afryki; postawa Namibii powinna dać krytykom do myślenia” – stwierdza, odnosząc się do wielomiliardowego namibijskiego pozwu wobec Niemiec za zbrodnie przed niemal 100 lat na ludach Herero i Nama.

Tezę, że w 1953 roku Polska zrzekła się odszkodowań od Niemiec prof. Roszkowski określa jako „wielkie oszustwo”. „W Poczdamie Związek Sowiecki przejął polskie roszczenia wobec Niemiec. Umowa między ZSRS-PRL zakładała, że odszkodowania niemieckie będą PRL-owi spłacane” – przypomina historię reparacji prof. Roszkowski. Jego zdaniem „sami Sowieci postawili warunek, że będą spłacali odszkodowania niemieckie pod warunkiem zawarcia specjalnej umowy na dostawy węgla z Polski do Sowietów, w cenie 1/10 rynkowej”. Tym samym, jak stwierdza Roszkowski, „Sowieci narzucili jeszcze jeden dodatkowy haracz na Polskę, a o spłatach tych odszkodowań źródła milczą”.

Zdaniem historyka dokładna wartość odszkodowań za agresję niemiecką wypłaconych przez ZSRS Polsce jest sprawą „której trzeba by dochodzić”. Natomiast „władze PRL rzekomo z tych odszkodowań zrezygnowały, tyle tylko, że nie można znaleźć żadnego dokumentu, który by to potwierdził”.

PAP/MoRo