Jak AK Obwód Oświęcim we współpracy z konspiracyjnym obozowym ruchem oporu planowała wyzwolić KL Auschwitz

Po dokładnych obliczeniach stwierdziliśmy, że jeśli uda nam się zaskoczyć nieprzyjaciela, to przy dużym ryzyku możemy wykonać uderzenie na obóz, wykorzystując większość oddziałów partyzanckich Okręgu.

Wojciech Kempa

W poprzednim numerze „Kuriera WNET” przypomniałem dzieje placówki AK Kęty – najsilniejszej z placówek Obwodu Oświęcim, liczącej w połowie 1944 roku ok. 530 ludzi. Trudno powiedzieć, jak liczne były pozostałe placówki, jako że brak jest źródeł, które pozwalałyby choćby szacunkowo określić ich wielkość, ale z pewnością były one znacząco słabsze od Kęt.

Niezależnie od tego w rejonie Oświęcimia operowało zgrupowanie dywersyjno-partyzanckie „Sosienki”, którym dowodził kpt. Jan Wawrzyczek ps. Danuta i które od roku 1943 podlegało bezpośrednio Komendantowi Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Opisując działalność zgrupowania w roku 1944, kpt. Wawrzyczek stwierdza, że liczyło ono wówczas 173 partyzantów i ok. 30 żołnierzy na melinach. Było ono przy tym nieźle jak na warunki panujące w AK uzbrojone, dysponując nawet bronią pochodzącą ze zrzutów.

Jakkolwiek byśmy jednak liczyli, siły Obwodu Oświęcim i „Sosienek” były zdecydowanie słabsze od niemieckich. W przypadku podjęcia walki o obóz koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau konieczne więc było wzmocnienie ich dodatkowymi oddziałami.

Trudno w tym miejscu przynajmniej w zarysie nie scharakteryzować obozowego ruchu oporu, z którym to Obwód AK Oświęcim oraz zgrupowanie partyzanckie „Sosienki” ściśle współpracowały i nad którym pieczę sprawował komendant Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Jego początki sięgają października 1940 roku i związane są z osobą Witolda Pileckiego, o którym Juliusz Niekrasz napisał:

Był to człowiek pod każdym względem niezwykły. Witold Pilecki, por. rez. 13 pułku ułanów, działając w konspiracji w Warszawie, postanowił dostarczyć autentycznych, osobiście przez siebie sprawdzonych wiadomości o obozie oświęcimskim, o którym zaczęły krążyć w Warszawie niewiarygodne wprost wieści.

Pewnego dnia Pilecki napotkał na Żoliborzu łapankę i nie tylko nie próbował uchronić się przed nią, lecz sam wszedł do samochodu i dobrowolnie poszedł do obozu oświęcimskiego. Został do obozu przywieziony 21 września 1940 r., zarejestrowano go na nazwisko Tomasz Serafiński, bo takie miał dokumenty, otrzymał numer obozowy 4859.

Gdy Pilecki znalazł się w obozie, zaczął organizować więźniów politycznych, którym mógł zaufać, i utworzoną przez siebie organizację nazwał Związkiem Organizacji Wojskowej (ZOW). Pileckiemu udało się zdobyć wpływ na obsadzanie pracy w garbarni i w stolarni, chciał jak najwięcej więźniów zjednoczyć. (…)

Pilecki zbiegł wraz z dwoma kolegami w czasie Świąt Wielkiej Nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Po ucieczce złożył w Warszawie w KG AK osobiście meldunek o obozie i przeszedł do pracy w warszawskim Kedywie. Wziął udział w Powstaniu Warszawskim jako dowódca kompanii w batalionie „Chrobry II”. Po kapitulacji znalazł się w oflagu w Łambinowicach, a później w Murnau.

Uciekając z obozu, Pilecki przekazał kierownictwo organizacji mjr. Zygmuntowi Bończy-Bohdanowskiemu oraz ppor. Henrykowi Bartosiewiczowi. Niestety, latem 1943 roku polskiej konspiracji w KL Auschwitz zadano straszliwy cios. Obozowe gestapo aresztowało niemal całe jej kierownictwo.

W egzekucji pod Ścianą Śmierci w dniu 11 października 1943 roku stracono 54 najwybitniejszych działaczy konspiracyjnych. Rozstrzelani wtedy zostali między innymi: mjr. Zygmunt Bończa – Bohdanowski, ppłk Teofil Dziama, kpt. Tadeusz Paulone, a także Jan Mosdorf.

(…) w Komendzie Głównej AK, jak i w sztabie Okręgu Śląskiego raz za razem wracano do kwestii rozbicia KL Auschwitz. Zygmunt Walter-Janke w książce „W Armii Krajowej na Śląsku” tak o tym pisał:

Po szczegółowym rozważeniu możliwości własnych i sił przeciwnika doszliśmy w sztabie Okręgu do przekonania, że w istniejących w 1943 r. warunkach uderzenia na obóz w Oświęcimiu wykonać nie możemy.

W miarę odtwarzania sił Okręgu i powiększania oddziałów partyzanckich pogląd ten uległ zmianie. Po dokładnych obliczeniach stwierdziliśmy, że jeśli uda nam się zaskoczyć nieprzyjaciela, to przy dużym ryzyku możemy wykonać uderzenie na obóz, wykorzystując większość oddziałów partyzanckich Okręgu i niewielką, uzbrojoną część sił Obwodu AK Oświęcim.

W ogólnych zarysach plan był następujący: Środkami motorowymi przerzucić oddziały partyzanckie w rejony wyładowcze w okolicy Oświęcimia. Stamtąd przeprowadzić je na stanowiska wyjściowe do szturmu. Uderzenie wykonać między 24.00 a 1.00 w nocy. Pierwszą część nocy wykorzystać na koncentrację oddziałów. Siły miejscowe miały ubezpieczać rejony wyładowania, stanowiska szturmowe oraz dać przewodników.

Koszary SS i większe skupiska miały być izolowane, a zakwaterowane tam oddziały przytrzymane na miejscu ogniem, małe oddziały zniszczone w walce. Dotyczyło to wartowni i małego łańcucha posterunków. Na szosach prowadzących do rejonu Oświęcimia przewidziane były ubezpieczenia izolujące ogniska walki. Planowano otwarcie obozu na pół godziny. Liczono się, że po upływie pół godziny ochłonie z zaskoczenia miejscowa załoga i zacznie się jej zorganizowane działanie w celu skupienia rozproszonych sił i rozwinięcia ich w walce. Po upływie tejże pół godziny mogły się zacząć ruchy koncentryczne sił niemieckich z okolic, to jest z Mysłowic, zwłaszcza stamtąd, gdzie było Motorisierte Bereitschaft der Gendarmerie, oraz oddziałów „Flak” – artylerii przeciwlotniczej i balonów zaporowych – rozrzuconych w okolicy. Najdalej po 45 minutach trzeba było rozpocząć odwrót.

W działaniach tych przewidywano udział zorganizowanych grup więźniów. W czasie odwrotu nie można było zabrać ze sobą więcej niż 200–300 uwolnionych. Ukrycie większej ilości więźniów w terenie nie było bowiem możliwe.

Odskok przewidziany na wschód i na południe, w góry, był trudny. Drugą część nocy przeznaczono na oderwanie się od nieprzyjaciela. Związanie w walce przez dłuższy czas równałoby się zagładzie sił własnych. Inni więźniowie, którzy chcieliby skorzystać z okazji, musieliby uciekać na własną rękę.

Uwzględniając, że w obozie przebywało około 100 000 więźniów, ilość, którą można by uwolnić, była znikoma, ryzyko wielkie – w rezultacie groziła masakra wielu tysięcy ludzi.

W wyniku ostatecznych rozważań doszliśmy do wniosku, że wykonanie tego planu byłoby usprawiedliwione tylko w wypadku podjęcia przez hitlerowców próby wymordowania wszystkich więźniów, Wtedy byłaby to jedyna szansa ocalenia chociażby niewielkiej części uwięzionych. Inaczej mówiąc, więźniowie mieli w sumie większą szansę przetrwania bez wykonania takiego uderzenia.

W następstwie tego komendant Okręgu Śląskiego przekazał gen. Borowi-Komorowskiemu, że uderzenie na obóz nastąpi tylko w wypadku realizacji planu powstania powszechnego lub „Burzy” – w godzinie „W” albo przy próbie likwidacji przez Niemców obozu poprzez masowy mord.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Plany AK wyzwolenia KL Auschwitz” znajduje się na s. 4 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Plany AK wyzwolenia KL Auschwitz” na s. 4 styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 43/2018, wnet.webbook.pl

Armia Krajowa w okolicach na południe od Oświęcimia – struktura, członkowie, trudy działalności na okupowanym Śląsku

W październiku 1942 roku doszło do katastrofy – w wyniku działalności dwóch agentów gestapo, którzy zdołali wniknąć do Komendy Inspektoratu AK Bielsko, doszło do masowych aresztowań.

Wojciech Kempa

Obwód oświęcimski ZWZ założył w początkach 1940 r. pierwszy komendant Śląskiego Okręgu, Józef Korol. Kiedy był starostą w Tarnowskich Górach, blisko współpracował i przyjaźnił się z Alojzym Banasiem, rodem z Nakła Śląskiego, kierownikiem biura magistratu w Tarnowskich Górach, jednocześnie prezesem powiatowym Oddziałów Młodzieży Powstańczej i prezesem Związku Rezerwistów w Tarnowskich Górach. Po kampanii wrześniowej Banaś, obawiając się wrócić do Tarnowskich Gór, zamieszkał w Oświęcimiu u teściów wraz z żoną Kazimierą.

W początkach 1940 r. Józef Korol, dowiedziawszy się, że Banasiowie są w Oświęcimiu, odwiedził ich. Banaś przyjął propozycję Korola przystąpienia do Polskich Sił Zbrojnych. Korol odebrał od niego przysięgę i mianował komendantem obwodu oświęcimskiego ZWZ, mającego obejmować początkowo Oświęcim, Brzeszcze i Zator. (…)

W październiku 1939 roku powrócili do Kęt z kampanii wrześniowej Ferdynand Sekulski – starszy ogniomistrz w artylerii Wojska Polskiego, później wachmistrzowie Barbadyn i Stuhr, porucznik Józef Górkiewicz oraz Edmund Krzysztoforski.

Była to grupa dobrych znajomych, którzy już późną jesienią zaczęli organizować pierwsze związki konspiracyjne, stanowiące trzon późniejszych organizacji. W lutym 1940 roku odbyło się zebranie w mieszkaniu Edmunda Krzysztoforskiego, gdzie złożona została przysięga walki z okupantem, przy czym w dalszym ciągu nie była określona przynależność organizacyjna. Przysięga obejmowała walkę z wrogiem, pomoc rodzinom wojskowym, nieujawnianie tajemnic konspiracyjnych. Do osób objętych owymi zobowiązaniami należeli: Józef Górkiewicz, Edward Sordyl, Franciszek Sekulski, Antoni Hałatek, Edmund Krzysztoforski.

Wiosną 1940 roku w miejscowym tartaku Adamaszka powstała pięcioosobowa grupa Związku Walki Zbrojnej. Przynależeli do niej: Stanisław Grzywa, Andrzej Adamaszek, Marian i Rudolf Wąs oraz Jan Bylica. Grupa ta działała z inicjatywy wcześniej wspomnianej grupy wojskowych. Łącznikiem między placówką w Kętach a władzami okręgu był inż. Edward Bilczewski – przedwojenny oficer. Według relacji miejscowej ludności był duszą tejże organizacji. Jej działalność polegała na przygotowaniu kadr wojskowych wystarczających do wystawienia pełnego batalionu. Nie było broni. W 1939 roku Krzysztoforski dysponował jednym pistoletem, a zaprzysiężonych było około 400 żołnierzy. (…)

W październiku 1942 roku doszło do katastrofy – w wyniku działalności dwóch agentów gestapo, Stanisława vel Ryszarda Dembowicza ps. Radom i Mieczysława Mólki-Chojnowskiego ps. Mietek, którzy zdołali wniknąć do Komendy Inspektoratu AK Bielsko, nadrzędnego wobec Obwodu Oświęcim, doszło do masowych aresztowań. W łapy gestapo wpadło wielu członków Komendy Obwodu Oświęcim, z Alojzym Banasiem, a także komendant placówki Kęty, kpt. Jan Barcik ps. Soła. (…)

Warto przytoczyć kilka informacji na temat współpracy dowództwa obwodu oświęcimskiego AK z konspiracją krakowską w zakresie produkcji konspiracyjnych peemów marki Sten.

Ośrodkiem takiej współpracy była fabryka Dominika Jury w Kętach. Koordynatorami akcji byli właściciel fabryki oraz zastępca komendanta placówki AK w Kętach Ferdynand Sekulski. Dowództwo nad miejscowymi strukturami AK Sekulski objął na początku 1944 roku po kolejnej reorganizacji obwodu i powołaniu dotychczasowego komendanta Józefa Górkiewicza na stanowisko zastępcy Jana Wawrzyczka.

Pracując w Fabryce Maszyn Rolniczych „Jura”, podjął współpracę z właścicielem oraz jego synem Dominikiem, pseudonim Dudek, który w Krakowie, w ramach firmy Dom Handlowy Sypniewski i Jakubowski, kierował pracami tzw. Montowni nr 5, zajmującej się produkcją broni dla oddziałów konspiracyjnych. Towarem rozpoznawczym wytwórni był m.in. „polski sten”, którego wyprodukowano w kilkuset egzemplarzach. Z kęckiej fabryki wysyłano do Krakowa młockarnie szerokomłotowe i skrzętnie ukryte w skrzyniach materiały potrzebne do produkcji broni: druty, stalowe rury. Współpraca trwała do 1944 roku, kiedy to gestapo aresztowało „Dudka” w Krakowie i Sekulskiego w Kętach. Obaj zginęli. (…)

Prawdopodobnie na początku 1944 roku w komendzie Inspektoratu AK Bielsko przystąpiono do prac nad odtwarzaniem 3 Pułku Strzelców Podhalańskich. Placówka Kęty formowała III batalion tego pułku. Składał się on wówczas z dwóch kompanii (8. i 9.), z których każda miała w składzie po trzy plutony. Batalion liczył 280 ludzi, a w ramach powstania powszechnego miał on pozostawać w dyspozycji Komendy Obwodu Oświęcim, z zadaniem użycia go przy wyzwalaniu obozu koncentracyjnego Auschwitz – Birkenau.

W czerwcu 1944 roku zakończyła się akcja scaleniowa z Narodową Organizacją Wojskową, która w Rejonie Kęty posiadała wówczas 250 ludzi. Ta część zgrupowania AK, jak można wnosić z zachowanych dokumentów, miała odtąd występować jako Wojskowa Służba Ochrony Powstania – wydzielona struktura, której zadaniem była przede wszystkim służba wartownicza na opanowanym w toku walk powstańczym terenie.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „AK w okolicach na południe od Oświęcimia” znajduje się na s. 8 i 10 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „AK w okolicach na południe od Oświęcimia” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 42/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

AK w rejonie Andrychowa i Wadowic. Prace konspiracyjne w obwodzie wadowickim rozpoczęto w pierwszych miesiącach 1940 r.

Walusiak był w kontakcie z furmanami z puszczy. Oni przywozili do niego mąkę od partyzantów po rozbiciu sklepów niemieckich. Walusiak wypiekał chleb, który znowu furmani zabierali do Puszczy.

Wojciech Kempa

Pod Zamościem dostałem się do niewoli, lecz zbiegłem i dotarłem piechotą do Andrychowa, gdyż na Śląsk nie mogłem powrócić. Tutaj ukrywałem się u rodziny. W kwietniu 1940 r. aresztowali mnie Niemcy i znalazłem się w Dachau, potem w Mauthausen-Gusen. W grudniu 1940 r. wydostałem się z obozu. Zostałem skierowany przez gestapo do fabryki w Andrychowie jako robotnik, meldując się co trzeci dzień na policji.

Z wiosną 1941 r. przybył do mnie oficer ze służby czynnej, z 12 p.p. w Wadowicach, którego znałem osobiście, gdyż w tym pułku odbywałem ćwiczenia. Zaangażował mnie do pracy podziemnej. Nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska. Wtenczas reprezentował on organizację „Związek Powstańców”. Dał rozkaz zgłosić się do dr. Apolinarego Wietrznego ps. Wiktor. Ten odebrał ode mnie przysięgę i ustaliliśmy pseudonim – „Ryś”. Podzieliliśmy funkcje. On został przełożonym terenu, a ja komendantem wojskowym placówki Andrychów. Zaraz rozpocząłem organizację plutonów, zaprzysięgając dowódców.

W krótkim czasie Zw. Powst. otrzymał nazwę ZWZ. Skrytkę kontaktów prowadził Wietrzny i od niego otrzymywałem polecenia. (…)

Prawdopodobnie było to w styczniu 1942 r. Otrzymałem rozkaz od „Wiktora”, abym udał się do Wieprza za Żywiec, na odprawę komendantów placówek. Godz. 21 – drewniany dworek w pobliżu przystanku kolejowego. Hasło – „lampa” i książka w ręce. Zaprosiła mnie do salonu starsza pani. Było tam już wielu mężczyzn. Spośród nich poznałem tylko jednego, który był ze mną w obozie. Tam przeszedł przez ogromne męczarnie i wytrwał. Prawdopodobnie był to nauczyciel z okolic Oświęcimia. Uderzyło mnie to, że z radością go powitałem, on natomiast ścisnął mi dłoń i wbił mi paznokcie do dłoni. Wyraz jego twarzy był bardzo dziwny. Odniosłem wrażenie, że on coś wie i że tutaj grozi niebezpieczeństwo.

Zasiedliśmy wokół dużego stołu. Mam wrażenie, że nas było około 18 osób. W środku zasiadł młody, przystojny człowiek. Gdzieś dowiedziałem się, że był to oficer służby czynnej, pseudonim Mietek. Naprzeciw niego właśnie siedziałem. Położył na stole mapę i jeszcze jakieś papiery. Zaczął referować. Uderzył mnie jego optymizm (powiedziałbym nieszczere bujanie). Sytuację na frontach znałem z nasłuchów, a on twierdził wręcz przeciwnie, że Niemcy ponoszą klęski, a my już lada dzień będziemy musieli ruszyć do akcji.

Następnie zaczęliśmy składać raporty z naszych terenów. Zasięg był: Żywiec, Wadowice, Oświęcim, Bielsko, o ile sobie przypominam. Gdy padła na mnie kolej, mając wrażenie zdrady, nie podałem placówki Andrychów, tylko Kleczę za Skawą. Zażądałem tylko broni, gdyż takiej nie posiadałem w plutonach. O godz. 4 skończyła się odprawa. Zapomniałem książki i po nią wróciłem. O godz. 5 wsiadłem do pociągu. Jechałem w towarzystwie kapitana, który był na odprawie, aż do stacji Kozy, gdzie on pracował na poczcie. Jemu również nie przyznałem się, że jadę do Andrychowa.

W kilka dni później spotkałem na rynku w Andrychowie Wietrznego „Wiktora”, który wybiegł z domu. Oświadczył mi, że zjechało do miasta gestapo i czyni przeszukania. Pobiegliśmy do miasta na targowicę i schroniliśmy się do budy, gdzie ważono świnie. „Wiktor” przedstawił mi, iż nastąpiła wsypa po odprawie w Wieprzu. Zdradził „Mietek”. Wszystkich będących na odprawie aresztowało gestapo i dwoje wieśniaków z tego dworku. Miano ich wywieźć do Mysłowic i tam stracono. Jedynie „Mietek” otrzymał sfingowany postrzał w rękę i uciekł do Bielska, gdzie miał prowadzić dalszą wsypę. Później dowiedziałem się od łączniczki „Krysi”, iż został on ukarany i zgładzony przez naszych.

Więcej relacji uczestników walki AK na Śląsku w artykule Wojciecha Kempy pt. „Armia Krajowa w rejonie Andrychowa i Wadowic” można przeczytać na s. 6 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Armia Krajowa w rejonie Andrychowa i Wadowic” na s. 6 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Legion Śląski Armii Krajowej. Tworzyli go polscy patrioci, uciekinierzy z Górnego Śląska po klęsce wrześniowej

Było to nawet kilkadziesiąt tysięcy osób, w większości skupionych w Krakowie i okolicy. Zaczęto ich łączyć w struktury konspiracyjne, które stały się podstawą do sformowania Legionu Śląskiego AK.

Wojciech Kempa

Po klęsce wrześniowej wielu Górnoślązaków, byłych powstańców śląskich oraz osoby znane z aktywności społecznej i politycznej w okresie międzywojennym, w obawie przed terrorem niemieckim szukało schronienia w Polsce Centralnej. Po zakończeniu działań wojennych część z nich wróciła, ale sporo, obawiając się powrotu na Śląsk, pozostało na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

Nie wiadomo, o jak licznej grupie mówimy. W grę może wchodzić nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. Był to przy tym element głęboko patriotyczny. Największe skupiska uchodźców górnośląskich powstały w Krakowie i okolicy.

Do tego doszli ludzie wysiedleni w ramach akcji „Saybusch Aktion”, wśród których było wielu zaprzysiężonych żołnierzy ZWZ, a także ludzie, którzy uciekali przed aresztowaniami po kolejnych wsypach dziesiątkujących szeregi konspiracji na terenie Okręgu Śląskiego ZWZ/AK.

W efekcie w zachodniej części Okręgu Krakowskiego przebywało wielu polskich patriotów przybyłych na ten teren z ternu Górnego Śląska, Zagłębia i Podbeskidzia. Ludzi tych zaczęto łączyć w struktury konspiracyjne, które stały się podstawą do sformowania Legionu Śląskiego Armii Krajowej, który garnizonowo podlegał Komendzie Okręgu Kraków, a operacyjnie Komendzie Okręgu Śląsk i na wypadek powstania miał być przerzucony na teren Okręgu Śląskiego. (…)

A jakie zadania przewidziano dla Legionu Śląskiego Armii Krajowej? Zajrzyjmy do pracy Zygmunta Waltera-Jankego:

W ramach planu „W” – od ogłoszenia stanu czujności – Legion przechodzi całkowicie do dyspozycji komendanta Okręgu Śląskiego. W zależności od sytuacji albo weźmie udział w walce na miejscu i po jej pomyślnym zakończeniu przejdzie na Śląsk, albo – jeśli to będzie możliwe – w chwili wybuchu walk ruszy natychmiast na Śląsk, wymijając miejscowe ogniska walki.

Aby wykonać to przesunięcie szybko, zawczasu opracuje plan opanowania i wykorzystania środków motorowych. Ruch ten wykona siłami co najmniej jednego uzbrojonego batalionu. Z chwilą ogłoszenia stanu czujności komendant Okręgu Śląskiego przyśle rozkaz, na rzecz jakiego ogniska walki użyty będzie Legion Śląski, i oficera z grupą dobrze znających teren przewodników. […]

Ze względu na dużą liczbę oficerów i podoficerów Legion Śląski miał charakter formacji kadrowej. Z tego też powodu komendant Okręgu Śląskiego zamierzał wykorzystać batalion Legionu Śląskiego na rzecz ogniska walki Oświęcim, gdzie można było liczyć na udział w walce dużej liczby więźniów, uwolnionych po rozbiciu obozu. Kadra dowódcza byłaby tam wtedy potrzebna i pożyteczna. Obóz leżał blisko Krakowa, czas miał duże znaczenie, walka o Oświęcim byłaby trudna. Ten wzgląd również przemawiał za skierowaniem tam Legionu Śląskiego. Gdyby Legion okazał się niepotrzebny w Oświęcimiu, miał być użyty do walki o Bielsko, gdzie przewidywano duże trudności ze względu na niemiecki charakter miasta.

(…) wydaje się prawdopodobne, iż na bazie Legionu Śląskiego, uzupełnionego uwolnionymi więźniami KL Auschwitz, zamierzano sformować dywizję piechoty. (…)

W Legionie Śląskim, z uwagi na stojące przed nim zadania, istniała wyspecjalizowana grupa motorowa, która podlegała jej kwatermistrzowi por. Janowi Suchodolskiemu ps. Suchy.

Niezależnie od tego w rejonie masywu Babiej Góry i Pasma Policy operowała kompania partyzancka Legionu Śląskiego, którą dowodził kpt. Wenancjusz Zych ps. Dziadek, Szary. (…)

W roku 1943 została zorganizowana Wojskowa Służba Kobiet Legionu Śląskiego AK. Powstała ona na bazie ogniw Szarych Szeregów Chorągwi Śląskiej, które zorganizowano w Krakowie. Harcerki zostały przeszkolone na kursie przysposobienia wojskowego i podzielone na trzy specjalności: sanitarną, gospodarczą i łączności. Jak zaznacza Zygmunt Walter-Janke, ten ostatni dział wykorzystywany był do zadań bieżących. Między innymi na dziewczętach Wojskowej Służby Kobiet opierała się łączność z oddziałem partyzanckim.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Legion Śląski Armii Krajowej”, znajduje się na s. 4 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Legion Śląski Armii Krajowej” na s. 4 lipcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 37/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wschodnie Aleppo wygląda jak Warszawa w 1945 roku na zdjęciach. Toczyły się tu niezwykle zacięte walki o każdy dom

Chrześcijanie i muzułmanie żyją tam obok siebie od 1300 lat i nie zdołali się w pełni zintegrować. Nam tymczasem próbuje się wmówić, że taka integracja może się dokonać w ciągu kilku – kilkunastu lat.

Wojciech Kempa

Większość informacji, które docierają do nas w mediach, to tak naprawdę medialne wrzutki, które mają stanowić argument za tą lub inną tezą – że Baszar al-Asad jest dobry bądź zły. Chodzi wyłącznie o to, by podpowiadać, czy winniśmy myśleć o nim z sympatią, czy wręcz przeciwnie.

Często jest to przy tym wypadkową sympatii, czy raczej antypatii do wielkich tego świata, którzy w taki czy inny sposób są w ten konflikt zaangażowani. Jeśli więc ktoś nie lubi Stanów Zjednoczonych, będzie szukał argumentów, dlaczego powinniśmy lubić Baszara al-Asada, ci zaś, którzy z uwielbieniem spoglądają w stronę kraju, którym dziś rządzi Donald Trump, będą wyszukiwać argumenty przeciwne. (…)

Patrzyłem na ludzi, którzy starali się remontować swe zrujnowane domostwa, obserwowałem, jak przygotowywali posiłki, nie mając ani prądu, ani gazu, gdzie nawet zdobycie wody było ogromnym problemem. Są tak bardzo doświadczeni przez los, żyją wśród ruin, nierzadko straciwszy swych bliskich – a potrafią cieszyć się, śmiać, bawić, tańczyć…

Miałem możność uczestniczyć w odprawianym przez biskupa nabożeństwie wielkopiątkowym w katedrze w Aleppo. Wypełniony po brzegi kościół pozbawiony był dachu, jako że został on zniesiony salwą pocisków rakietowych GRAD. A wokół kościoła – morze ruin. (…)

 

Gdy rozpoczęła się rebelia w 2011 roku, momentalnie zaczęły się napady na chrześcijan. Spotkali się więc przedstawiciele społeczności chrześcijan w jednym z kościołów w tej dzielnicy (a kościołów jest tam bodaj siedem) i radzili, co zrobić. Doszli do wniosku, że muszą zorganizować oddział samoobrony i zwrócić się do władz syryjskich o wydanie im broni.

Człowiek, który w Bab Tuma dowodzi oddziałem samoobrony liczącym około 200 ludzi, jest w moim wieku, a więc już niemłody – po pięćdziesiątce. Przed wojną prowadził zakład i sklep jubilerski. Cywil pełną gębą, któremu nigdy w życiu by się nie wydawało, że przyjdzie mu kałacha brać do łapy. (…)

Przy okazji opowiedziano mi, jak przebiega rozdział pomocy charytatywnej, czym w Bab Tuma zajmują się właśnie członkowie chrześcijańskiej samoobrony. Otóż podczas zebrania, które odbyło się w jednym z kościołów, podjęto decyzję, iż cała pomoc charytatywna, która do nich trafia, będzie dzielona dokładnie po połowie – między chrześcijan i muzułmanów.

Zapewniają oni bowiem, że ich marzeniem i celem jest doprowadzenie do zakończenia wojny – by chrześcijanie i sunnici żyli ze sobą w zgodzie. Dlatego nie zamierzają szukać odwetu, ale czekają na to, aż bojownicy złożą broń, a wtedy z otwartym sercem zostaną przyjęci z powrotem. Takie przynajmniej padają z ich strony zapewnienia. (…)

Ksiądz, z którym rozmawiałem w Homs, wyraźnie podkreślił: „My tu jesteśmy ludnością autochtoniczną, byliśmy tu siedem wieków przed muzułmanami”.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Wśród syryjskich chrześcijan” można przeczytać na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Wśród syryjskich chrześcijan” na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 36/2017, wnet.webbook.pl

„Wierni Polsce. Harcerze Ziemi Tarnogórskiej”. Nieznane informacje o ruchu oporu na Śląsku w latach II wojny światowej

Udało im się nawiązać kontakt w Chorzowie z Polską Organizacją Partyzancką. W styczniu, lutym i marcu 1940 r. zdobywali nowych członków; w powiecie tarnogórskim rozporządzali już około 600 członkami.

Wojciech Kempa

30 czerwca 1942 roku ścięto na gilotynie Władysława Kurka, harcerza, komendanta na powiat tarnogórski Polskiej Organizacji Partyzanckiej, funkcjonującej w ramach ZWZ. Jednym z jego najbliższych współpracowników był Franciszek Blachnicki, późniejszy ksiądz, twórca Ruchu Światło – Życie, który – być może – wkrótce zostanie beatyfikowany. (…)

W akcie oskarżenia przeciwko Karolowi Przewodnikowi, aresztowanemu 9.05.1940 r., możemy przeczytać, iż w listopadzie 1939 roku Władysław Kurek utworzył tajną organizację, a na początku 1940 r. organizacja ta nawiązała kontakt z działającą w Chorzowie Polską Organizacją Partyzancką, w skład której weszła. (…)

Początkowo w organizacji obowiązywał system trójkowy, który potem zmieniono na piątkowy. W cytowanym akcie oskarżenia przeciwko Karolowi Przewodnikowi możemy przeczytać: Na początku 1940 roku udało im się nawiązać kontakt w Chorzowie z istniejącą tam już Polską Organizacją Partyzancką, zwaną w skrócie POP. […]

W miesiącach styczniu, lutym i marcu 1940 roku zdobywali oni prawie codziennie nowych członków, tak że w tym czasie w powiecie tarnogórskim rozporządzali już około 600 członkami.

[D]o pierwszych masowych aresztowań w szeregach miejscowych struktur konspiracyjnych doszło w połowie kwietnia 1940 roku. (…)

Prowokatorem i zdrajcą okazał się niejaki Bienek, były pracownik magistratu w Tarnowskich Górach, który sprzedawał znaczki z godłem Polski – rzekomo na pomoc znajdującym się w ciężkim położeniu Polakom, i dopełnili resztę. Również zdrajcą i konfidentem okazał się niejaki Wyderko z Rogoźnika. Wydano na nich wyrok śmierci. Obu dosięgła ręka sprawiedliwości.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Wierni Polsce. Harcerze Ziemi Tarnogórskiej” można przeczytać na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Wierni Polsce. Harcerze Ziemi Tarnogórskiej” na s. 8 kwietniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 34/2017, wnet.webbook.pl

Męczeństwo polskich harcerzy z Chorzowa. Kolejny odcinek historii AK na Śląsku – najliczniejszej w okupowanej Polsce

Wśród nas był człowiek o nieznanym mi nazwisku, który miał drewnianą protezę nogi. Na komendę ,,los” przeskakiwaliśmy barierę, a kto pozostawał z tyłu, tego bito kijami, bykowcami i pałkami gumowymi.

Wojciech Kempa

W warunkach niemieckiej okupacji śląscy harcerze utworzyli Polską Organizację Partyzancką (POP), z ośrodkiem w Chorzowie. POP powstała na bazie sformowanej jeszcze przed wybuchem wojny sieci dywersji pozafrontowej. Jej inicjatorem był Józef Korol, który został komendantem Okręgu Śląskiego SZP-ZWZ.

POP, funkcjonując w ramach Związku Walki Zbrojnej, tworzyła w nim wydzielony pion. (…)

POP po scaleniu z ZWZ zachowała autonomię, przy czym dowódcy POP różnego szczebla zajmowali miejsca w sztabach ZWZ. Jak wynika z adresów „oddziałowych” oraz innych wymienionych w „memoriale” osób, gros członków Obwodu Chorzowskiego to harcerze z Chorzowa, pozostali – z dzisiejszych Świętochłowic. W marcu 1940 roku Chorzowski Obwód POP skupiał ok. 600 osób.

Niestety do szeregów POP wniknęli agenci gestapo; jeden z nich należał do ścisłego kierownictwa organizacji.

Pierwszym potężnym ciosem było aresztowanie Eryka Zyski. Maria Zyska, składając 29 czerwca 1967 roku zeznania przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach, mówiła:

Syn, Eryk Zyska, ur. 21 lutego 1915 r. w Chorzowie, należał do harcerstwa w latach szkolnych. Ostatnio był drużynowym przy Szkole Dokształcającej w Chorzowie przy ul. Powstańców. Przed wojną pracował w magistracie. Do naszego mieszkania przychodził często Froelich, który po zawiązaniu się organizacji harcerskich roznosił gazetki, jak również Ausweisy. Wszystkie te osoby, które czytały gazetkę, w późniejszym czasie zostały przez gestapo aresztowane. […]

Syn Eryk został aresztowany 24 marca 1940 r. w następujących okolicznościach. Wieczorem do mieszkania wszedł osobnik mówiący po polsku i oświadczył, że jest kolegą z Krakowa mego syna Eryka. Drzwi temu osobnikowi otwierał młodszy syn Józef. Ja i Eryk, słysząc to, a przede wszystkim to, że osobnik ten zaraz włożył nogę między drzwi, zaniepokoiliśmy się tym, i syn postanowił oknem wyjść na zewnątrz, gdyż mieszkaliśmy na parterze. Okazało się jednak, że został z zewnątrz oświetlony i wezwany do zatrzymania się. […]

Następnie weszło do mieszkania 7 gestapowców; przeprowadzili dokładną rewizję. W mieszkaniu niczego nie znaleziono. Wówczas jeden z gestapowców kazał mi, abym go poprowadziła na strych. Na strychu dostarczonymi młotkami i siekierami zaczął wybijać mur. Po wybiciu znacznego otworu wyjął worek, w którym znajdowała się broń. Jak mi jest wiadomo, broń tę ukrył syn Eryk z Froehlichem, a więc stąd wniosek, że o tym musiał donieść do gestapo Froehlich.

Od chwili zabrania syna Eryka nie miałam żadnej wiadomości, dopiero w czerwcu 1940 r. jego żona Hilda otrzymała zawiadomienie, że zmarł w Katowicach 20 lub 21 czerwca 1940 r. Od tego czasu ślad po synu zaginął. W 1945 r. przyszedł do mego mieszkania młody mężczyzna i powiedział mi, że syn Eryk został wywieziony do Wrocławia i tam ścięty pod gilotyną.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Męczeństwo polskich harcerzy z Chorzowa” można przeczytać na ss. 8-9 marcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 33/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Męczeństwo polskich harcerzy z Chorzowa” na s. 8 marcowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 33/2017, wnet.webbook.pl

Spór o Śląsk Cieszyński. Sytuacja była pod wieloma względami podobna do tej, jaka istniała w niemieckiej części Śląska

Śląsk Cieszyński – ta część śląskiej ziemi, która po przegranej przez Austrię I wojnie śląskiej (1740–1742) pozostała w Austrii, był przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości bastionem polskości.

Wojciech Kempa

Tutejsza polskość różniła się nieco od tej z centralnych regionów Polski. Setki lat izolacji zrobiły bowiem swoje. Różnice te nie były jednak na tyle istotne, jak chcieli tego ślązakowcy, którzy pod wodzą Józefa Kożdonia, podkreślając odmienność Ślązaków od Polaków, starali się wskazywać, iż Ślązacy tak naprawdę nie są Polakami. Hasła te nie trafiały jednak na podatny grunt i w efekcie w momencie przełomu cieszyńscy Ślązacy gremialnie opowiedzieli się za Polską. (…)

13 października 1918 roku, na zgromadzeniu w Orłowej, dziś należącej do Czech, w którym udział wzięło 20 tys. osób, uchwalono deklarację:

Dążąc sami do narodowej jedności z resztą ziem polskich i do państwowej niepodległości, uznajemy dążenie każdego narodu walczącego o własną państwowość; w szczególności z bratnim narodem czeskim chcemy żyć w zgodzie sąsiedzkiej i dobrym porozumieniu. Stwierdzamy zarazem, że naszej ziemi śląskiej przez polską ludność zamieszkałej nikomu nie odstępujemy i bronić jej będziemy wszelkimi siłami, by po kilkuwiekowym rozłączeniu wróciła do swej prawdziwej Macierzy, wolnej, zjednoczonej, niepodległej Polski.

Planowany komitet polski ukonstytuował się 19 października pod celowo nawiązującą do czasów piastowskich nazwą „Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego”. W nocy z 31 października na 1 listopada, a więc na jedenaście dni przed tym, nim doszło do analogicznej akcji w Warszawie, na Śląsku Cieszyńskim Polacy rozbroili garnizon wojsk austriackich. (…)

Ale pretensje do Śląska Cieszyńskiego zgłaszała też Czechosłowacja, pomimo iż Czesi stanowili tu relatywnie niewielki odsetek ludności. (…) Polsce ostatecznie przypadł obszar o pow. 1002 km² ze 139,6 tys. mieszkańców (94 tys. Polaków, 2 tys. Czechów oraz 43 tys. Niemców). Niemal połowa terytorium administrowanego uprzednio przez Radę Narodową Śląska Cieszyńskiego, z 179 tys. mieszkańców (123 tys. Polaków, 32 tys. Czechów, 22 tys. Niemców), znalazła się w granicach Czechosłowacji.

Czesi brali brutalny odwet na polskich działaczach i bojownikach. Wielu z nich zdecydowało się uchodzić na drugą stronę granicy. Miejscowa ludność została poddana intensywnej czechizacji, której to starała się wszelkimi dostępnymi metodami przeciwstawić. Pomimo wrogiej postawy władz czechosłowackich trwały na Zaolziu, jak zaczęto odtąd nazywać przypadłą Czechosłowacji część Śląska Cieszyńskiego, polskie szkolnictwo, polska prasa, a także społeczne, kulturalne i polityczne organizacje polskie. Istniały też zespoły ludowe pielęgnujące polskie zwyczaje i polską kulturę. (…)

Nie wszystkim jednak taka działalność wystarczała. W połowie 1935 roku powstała tu organizacja „Wilcze Zęby”. (…) Większość z tych osób w niedalekiej przyszłości stać się miała fundamentem, na którym zbudowano zaolziańskie struktury ZWZ/AK. (…)

Czeska okupacja Zaolzia stanowiła istotną przeszkodę w relacjach polsko-czechosłowackich przez cały okres międzywojenny. Zdając sobie sprawę z tego, iż uregulowanie tej kwestii stanowi warunek sine qua non normalizacji wzajemnych stosunków, co w warunkach rosnącego zagrożenia ze strony Niemiec stało się dla Czechosłowacji sprawą życia lub śmierci, w dniu 22 września 1938 roku prezydent Benesz przesłał na ręce prezydenta Mościckiego pismo, w którym pisał między innymi:

W chwili, kiedy losy Europy są zagrożone i kiedy dwa nasze narody są żywotnie zainteresowane w zbudowaniu trwałych podstaw pod szczerą współpracę między obydwoma krajami, zwracam się do Jego Ekscelencji z propozycją ułożenia przyjaznych stosunków i nowej współpracy między Polską a Czechosłowacją.

Przedkładam przeto w imieniu Państwa Czechosłowackiego W. Ekscelencji propozycję szczerego i przyjaznego wyrównania naszych odmiennych punktów widzenia na sprawy dotyczące problemu polskiej ludności w Czechosłowacji. Pragnąłbym ułożyć tę sprawę na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic.

 

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Spór o Śląsk Cieszyński” można przeczytać na s. 4 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Spór o Śląsk Cieszyński” na s. 7 styczniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 31/2017, wnet.webbook.pl