„Kurier Wnet” 38/2017, Zbigniew Stefanik: Polonia powinna być siłą liczącą się we Francji i Niemczech, tak jak w Ameryce

Emmanuel Macron dąży do obalenia zasad panujących na rynku Unii Europejskiej. W dodatku w kwestii niekorzystnych zmian wymierzonych w przedsiębiorców z Polski za Macronem stoją nie słowa, ale czyny.

Zbigniew Stefanik

Do i o Polonii słów kilka

Wizyta urzędującego w Stanach Zjednoczonych Ameryki prezydenta Donalda Trumpa wywołała w Polsce powszechny entuzjazm. Zdaje się również, że znacząca część Polonii (nie tylko tej amerykańskiej) ten entuzjazm podzielała. Wiele mówiono w polskich mediach o tym, że Donald Trump oddal hołd Polakom, polskiej historii oraz trudnemu polskiemu marszowi ku wolności i niepodległości. Jednak jeden element związany z wizytą Donalda Trumpa w Rzeczpospolitej pozostał (jak może się zdawać) w dużej mierze niezauważony przez przeważającą większość środków masowego przekazu.

Amerykański prezydent będąc z wizytą w Warszawie podkreślił kilkakrotnie, iż wielu Polaków oddało na niego głos w zeszłorocznych wyborach prezydenckich. Trump dał wyraźnie do zrozumienia, że jego obecność w Polsce jest związana z tym, iż „Poloamerykanie” masowo udzielają mu swojego poparcia.

W każdej wizycie głowy państwa czy też spotkaniach międzynarodowych głów państw można wyodrębnić dwie sfery składających się na nie elementów. Z jednej strony jest to, co należy do protokołu dyplomatycznego, dobrego tonu i niepisanych reguł; z drugiej to, co można nazwać konkretnym efektem danego spotkania. A więc wizyta Donalda Trumpa uczy nas jednej bardzo istotnej rzeczy: Polonia amerykańska jako taka stanowi istotną grupę, z którą liczy się amerykański prezydent.

To oznacza z kolei, że „Poloamerykanie” mają realną możliwość odziaływania na amerykańskiego prezydenta. Tego zaś bezpośrednią konsekwencją jest możliwość oddziaływania na decyzje głowy północnoamerykańskiego państwa. Krótko mówiąc, zdaje się, że Polonia w Stanach Zjednoczonych to siła, z którą liczą się rządzący w tym kraju. To bardzo duży atut Polski, polskiego państwa i jego rządzących, albowiem amerykańska Polonia może wspomóc polski rząd w realizacji strategicznych celów Rzeczpospolitej przez lobbowanie w USA na rzecz Polski i jej bezpieczeństwa. Niestety w krajach Europy Zachodniej sytuacja wygląda diametralnie inaczej…

Niedawna Wizyta Donalda Trumpa w Polsce dała naszemu krajowi i jego obywatelom podstawy, aby czuć się pewniej co do bezpieczeństwa Rzeczpospolitej i stabilności jej granic. Potwierdzenie przez prezydenta USA dalszego obowiązywania artykułu piątego paktu militarnego NATO powoduje, że Polacy nie muszą obawiać się zewnętrznej agresji. Jednak o ile dziś bezpieczeństwo naszych granic zdaje się pewne, to pod znakiem zapytania znajduje się gospodarcza przyszłość kraju nad Wisłą.

Niepewna staje się ekonomiczna przyszłość polskich podmiotów gospodarczych, a polscy przedsiębiorcy mają powody do obaw. Powinni czuć się zagrożeni, i to nawet bardzo, ponieważ francuski prezydent Emmanuel Macron dąży do obalenia dotychczasowych zasad panujących na rynku wspólnotowym Unii Europejskiej. W dodatku w kwestii niekorzystnych zmian wymierzonych w przedsiębiorców z Europy Środkowej (głownie polskich) za Macronem stoją nie słowa, tylko czyny.[related id=33179]

W 2014 roku nad Sekwaną weszła w życie tak zwana ustawa Macrona (wówczas Emmanuel Macron był francuskim ministrem gospodarki). Ustawa ta nakłada na przedsiębiorców branży transportowej wywodzących się z innego kraju UE i świadczących usługi na terenie Francji A/: obowiązek wykazania, że ich pracownicy zarabiają minimalną stawkę francuską, to jest 10,44 euro na godzinę netto; B/: prowadzenie swojej dokumentacji w języku francuskim; C/: deponowanie całej dokumentacji związanej z działalnością gospodarczą we Francji u tak zwanego przedstawiciela fiskalnego, który musi znajdować się na terytorium Francji, być do dyspozycji francuskich instytucji administracyjnych oraz udostępniać dokumentację podmiotów gospodarczych, które reprezentuje, za każdym razem, kiedy jakaś francuska instytucja będzie tego oczekiwała.

Ta ustawa niewątpliwie podniosła polskim przedsiębiorcom z branży transportowej koszty działalności gospodarczej na terytorium Francji. Obecnie polskie przedsiębiorstwa transportowe świadczące usługi na terytorium Francji muszą zatrudniać przedstawicieli fiskalnych we Francji oraz dostosować się do zasad płacowych dotyczących ich pracowników zgodnie z francuskim prawem pracy, co jest absolutnie sprzeczne z nadal obowiązującą na terytorium całej Unii Europejskiej dyrektywą Bolkesteina.

Dyrektywa ta zakłada, że każdy przedsiębiorca wywodzący się z jednego z państw Unii Europejskiej może świadczyć usługi na terytorium dowolnego państwa UE na zasadach obowiązujących w jego kraju rodzimym. Czyli polski przedsiębiorca ma prawo świadczyć na terytorium całej Unii Europejskiej swoje usługi zgodnie z wymogami placowymi obowiązującymi w Polsce.

Obecnie, jako już nie minister gospodarki, a urzędujący prezydent Francji, Emmanuel Macron dąży do tego, aby to zmienić i dyrektywę Bolkesteina całkowicie i definitywnie przekreślić.

W ramach walki z tak zwanym dumpingiem społecznym 31 maja bieżącego roku Komisja Europejska przyjęła projekt dyrektywy. Zakłada on, że każde przedsiębiorstwo – czy pracownik – pracujące czy świadczące usługi w innym kraju UE niż jego kraj rodzimy będzie musiało świadczyć te usługi zgodnie z zasadami płacowymi obowiązującymi w państwie, na rynku którego operuje, od czwartego dnia gospodarczej działalności poza granicami swojego kraju pochodzenia. Przykładowo, polska firma transportowa świadcząca usługi we Francji od czwartego dnia swojej działalności na rynku francuskim będzie musiała płacić wszystkie składki pracownicze we Francji zgodnie z francuskimi zasadami.

Ponadto polska firma świadcząca usługi we Francji będzie musiała wykazać, że jej pracownicy zarabiają co najmniej minimalną stawkę krajową obowiązującą we Francji. Jeśli projekt rzeczonej dyrektywy miałby zostać przyjęty, wówczas godzina pracy jednego pracownika we Francji będzie kosztowała polskiego przedsiębiorcę świadczącego usługi w tym państwie co najmniej 18 euro brutto, to jest około 80 złotych.

Ponadto wymóg posiadania przedstawicieli fiskalnych dla firm operujących na innych rynkach niż ich rynek rodzimy ma zgodnie z tym projektem obowiązywać na terytorium całej Unii Europejskiej. To oznacza, że przyjęte we Francji w 2014 roku tak zwane prawo Macrona zacznie obowiązywać na terytorium całej Unii Europejskiej, i to w wersji jeszcze bardziej zaostrzonej niż we Francji, jeśli tak zwana dyrektywa przeciwko dumpingowi społecznemu zostanie przyjęta przez Komisję Europejską. Może to się stać w najbliższych miesiącach, nawet przed końcem tego roku!

Jeśli powyższy projekt miałby stać się dyrektywą obowiązującą na terytorium całej Unii Europejskiej, to dla Polski i jej przedsiębiorców oznaczałoby to ogromne straty finansowe, i należy sobie powiedzieć wprost, że wiele polskich przedsiębiorstw w takiej sytuacji albo po prostu zostałoby doprowadzonych do bankructwa, albo musiałoby zrezygnować ze świadczenia usług w krajach Europy Zachodniej, ponieważ nie byłoby w stanie sprostać wymogom finansowym, jakie zakłada omawiany projekt.

Projekt dyrektywy przyjęty przez Komisję Europejską 31 maja tego roku jest tak naprawdę próbą całkowitej zmiany zasad funkcjonowania rynku wspólnotowego, albowiem proponowane w tym projekcie zmiany zaprzeczają w zasadzie jednemu z czterech filarów wspólnego rynku UE, czyli wolnemu przepływowi usług między krajami Unii Europejskiej.

O co w gruncie rzeczy chodzi Emmanuelowi Macronowi? Jaki jest prawdziwy cel projektu dyrektywy poświęconej walce z tzw. dumpingiem społecznym i dlaczego Francja i Niemcy rozpoczęły walkę z przedsiębiorstwami z Europy Środkowej? O co tu w rzeczywistości chodzi? Otóż chodzi tu o to, kto będzie miał w przyszłości gospodarcze przywództwo w Unii Europejskiej w takich strategicznych branżach, jak transport czy budownictwo.

Dzisiaj polscy przedsiębiorcy z branży transportowej posiadają, wedle różnych szacunków, około 25 procent rynku transportowego Unii Europejskiej. Polska staje się prawdziwym transportowym gigantem w UE, a polskie małe i średnie firmy transportowe, czy przynajmniej ich część, mają duże szanse na to, aby za 10–15 lat stać się potężnymi korporacjami – głównymi rozgrywającymi na rynku transportowym Unii Europejskiej.

Taka sama sytuacja ma miejsce w branży budowlanej, gdzie polskie podmioty gospodarcze odgrywają coraz większą rolę, a polscy pracownicy należą do najbardziej wydajnych i konkurencyjnych w UE. To wszystko powoduje, że rozwijająca się polska gospodarka, że prężnie i błyskawicznie rozwijające się polskie podmioty gospodarcze będą w niedalekiej przyszłości wielkim problemem dla państw Europy Zachodniej. Polskie firmy, polscy przedsiębiorcy – ze względu na ich konkurencyjność, wydajność, elastyczność i solidność – będą bowiem wypierali z rynku wspólnotowego mniej konkurencyjnych przedsiębiorców wywodzących się z krajów tak zwanej starej Piętnastki.

A więc działania podejmowane przez Paryż, Berlin i obecnie Komisję Europejską zmierzają do tego, aby zapobiec spadkowi konkurencyjności i znaczeniu zachodnioeuropejskich podmiotów gospodarczych. Niestety w koncepcji Macrona i – jak może się zdawać – Jeana-Claude’a Junckera walka o konkurencyjność i znaczenie na rynku wspólnotowym zachodnioeuropejskich podmiotów gospodarczych ma odbyć się kosztem krajów środkowoeuropejskich i wywodzących się z nich przedsiębiorstw i przedsiębiorców.

Jakie będą konsekwencje dla Polski i Polaków, jeśli dyrektywa przeciwko tak zwanemu dumpingowi społecznemu wejdzie w życie? Wówczas Polska stanie się członkiem Unii Europejskiej drugiej kategorii i warto również zastanowić się, czy w takiej sytuacji nie zostanie sprowadzona do poziomu teoretycznego (bo już nie faktycznego) członka UE.

Jeśli dojdzie do włączenia wyżej wymienionego projektu dyrektywy do porządku prawnego UE, to środkowoeuropejscy przedsiębiorcy zostaną de facto wypchnięci z rynku wspólnotowego. Środkowoeuropejscy (w tym polscy) pracownicy stracą atrakcyjność i dotychczasową konkurencyjność w UE, albowiem koszt ich zatrudnienia wzrośnie w sposób drastyczny i pracownicy oddelegowani w ogóle stracą rację bytu na rynkach zachodnioeuropejskich państw.

Taki scenariusz oznaczałby katastrofalne skutki dla polskiej gospodarki, która zostałaby pozbawiona prężnych, dobrze zarabiających i rozwijających się podmiotów gospodarczych, o rosnącym znaczeniu i konkurencyjności na rynku Unii Europejskiej. Mówiąc wprost, jeśli ten projekt dyrektywy wejdzie w życie, wówczas zostanie zlikwidowany jeden z głównych filarów założycielskich europejskiej wspólnoty, czyli wolny przepływ usług między państwami członkowskimi UE.

Polska rozpoczyna batalię, od której będzie zależało jej miejsce w Unii Europejskiej, jak również zasady i warunki członkostwa w UE tych państw, które nie nalezą ani do strefy euro, ani do grona państw tak zwanej starej Piętnastki. Nadchodzący czas będzie dla Polski decydujący, a decyzje, które zostaną podjęte w Brukseli w najbliższych tygodniach i miesiącach, mają dla nas taką samą wagę i znaczenie, jak traktat akcesyjny do UE, który podpisaliśmy 15 lat temu.

Ta sprawa dotyczy wszystkich Polaków, bez względu na ich poglądy polityczne i ich stosunek do integracji europejskiej. Dotyczy zarówno Polaków żyjących w Polsce, jak i tych poza granicami Rzeczpospolitej. Musimy mieć tego świadomość. Teraz, właśnie teraz Polska i Polacy mogą bronić swoich praw jako równoprawny członek UE, albo mogą przegrać wszystko. Jeśli przegrają tę batalię, to konsekwencje tej klęski będą odczuwali przez kolejnych kilkadziesiąt lat.

A więc – teraz albo nigdy, ponieważ to teraz tworzy się nowy, pobrexitowy polityczny i gospodarczy porządek w UE, a jednym z głównych elementów tworzenia tego nowego porządku jest walka o to, kto będzie miał gospodarcze przywództwo w Unii Europejskiej, a kto będzie grał w niej drugie, czy też jeszcze dalsze gospodarcze skrzypce w następnych kilkudziesięciu latach. Kto zostanie rozgrywającym, a kto rozgrywanym w przyszłości w Unii Europejskiej? O to właśnie dzisiaj Polska i Polacy, wszyscy Polacy powinni rozpocząć walkę!

W tej walce Polonia może i powinna odegrać znaczącą rolę. W zachodniej Europie żyją miliony Polaków. Ci Polacy muszą dziś wznieść się ponad swoje animozje i podziały polityczne, albowiem równoprawne członkostwo w UE dla Polski, albowiem zachowanie w UE zasady wolnego przepływu usług pomiędzy państwami UE to dla Polski i Polaków kwestia gospodarczego być albo nie być na następnych kilkadziesiąt lat!

Przez 28 lat wolnej Polski nie udało się wypracować żadnemu polskiemu rządowi efektywnej metody współpracy z Polonią i sposobu koordynacji działań polskiej dyplomacji i działań Polonii w Europie, umożliwiających Rzeczpospolitej osiąganie strategicznych celów. Niestety w tej kwestii polskie państwo nie zdało egzaminu i można odnieść wrażenie, że nadal go nie zdaje.

A przecież wiele na świecie jest przykładów państw, które skutecznie wykorzystują swoje diaspory, a koordynacja działań tych państw z działaniami ich diaspor umożliwia osiągnięcie politycznych i gospodarczych celów. Można podać przykład Turcji, która utrzymuje stałe więzi z Turkami żyjącymi na całym świecie. Diaspora turecka, wspierana logistycznie i finansowo przez państwo tureckie, prężnie działa na rzecz Ankary w krajach Europy Zachodniej, o czym mogliśmy się przekonać jakiś czas temu, kiedy to trwała turecka kampania referendalna, kampania, która przeniosła się wówczas na ulice holenderskie i niemieckie…

Państwo Izrael również skutecznie potrafi wykorzystać swoją diasporę, tak aby cele Tel Awiwu zostały osiągnięte. Wiele państw wykorzystuje swoich obywateli przebywających za granicą do celów promocyjnych i odnosi w tej kwestii duże sukcesy, co przetwarza się z kolei w wymierne korzyści narodowe i wpływa na to, jak te kraje są postrzegane na świecie.

Niestety Polska nie działa w tym kierunku i na tej płaszczyźnie, a polskie władze nie doceniają i nie wykorzystują potencjału, który stanowi dla Polski Polonia przebywająca przecież na całym świecie. To powinno się zmienić. To musi się zmienić, jeśli Polska zamierza uskutecznić swoje działania na rzecz osiągania swoich taktycznych i strategicznych celów w Europie i na świecie.

Stare powiedzenie mówi: Polak mądry po szkodzie. Jednak w tym przypadku chodzi o to, żeby do szkody nie dopuścić. Polska nie może dopuścić, Polacy nie mogą dopuścić do tego, aby została zlikwidowana w Unii Europejskiej możliwość wolnego przepływu usług. Jeśli do tego miałoby dojść, to konsekwencje byłyby dla Polski i Polaków tragiczne, a można się spodziewać, że po likwidacji w UE wolnego przepływu usług dojdzie również do likwidacji wolnego przepływu ludzi i kapitału z krajów Europy Środkowej do Europy Zachodniej. Polska musi się temu przeciwstawić, a Polacy żyjący w Europie Zachodniej muszą jej w tym pomóc, ponieważ jest to również w ich interesie.

Bez względu na to, jakie kto ma poglądy polityczne, bez względu na to, czy popiera się, czy nie popiera tej czy innej ekipy rządzącej w Polsce, kto kogo lubi, a kogo nie lubi w Polsce i za granicą, Polacy muszą się zmobilizować i zablokować niekorzystne dla Polski zmiany w zasadach funkcjonowania rynku wspólnotowego, ponieważ jeśli do tych zmian miałoby dojść, stracą na tym wszyscy Polacy i to niezależnie od tego, czy ktoś żyje w Polsce, czy za granicą, czy popiera, czy nie popiera kogoś w kraju i poza jego granicami.

Polacy za granicą musza lobbować na rzecz powstrzymania wyżej omawianych zmian w UE. Polacy żyjący w Europie muszą w tej kwestii działać wspólnie. Mówić w tej kwestii jednym głosem. Być może wspólnie organizować manifestacje i pikiety przeciwko tym niekorzystnym dla nas – dla nas wszystkich – zmianom. Polskie „NIE!” musi wybrzmieć w Europie Zachodniej. Nie tylko „Poloamerykanie” są wyborcami. Wyborcami są również ci Polacy, którzy żyją we Francji czy w Niemczech, i rządzący w tych krajach powinni usłyszeć ich głos.

Donald Trump usłyszał głos Polaków żyjących i glosujących w Stanach Zjednoczonych. Czy głos Polaków żyjących we Francji czy w Niemczech usłyszą Emmanuel Macron i Angela Merkel? Z pewnością tak, ale pod warunkiem że Polacy żyjący we Francji, w Niemczech, w szeroko pojętej Europie Zachodniej zjednoczą się ponad podziałami i jednym głosem powiedzą: Nie! Nie – dla niekorzystnych dla Polski i Polaków zmian w UE.

Polskiego „nie” w zachodniej Europie – tego właśnie potrzeba, aby zablokować niekorzystne dla Polski zmiany, które już zostały przygotowane przez brukselskich technokratów i są forsowane przez Emmanuela Macrona ze wsparciem Jeana-Claude’a Junckera i z aprobatą Angeli Merkel.

Cały artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Do i o Polonii słów kilka” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Stefanika pt. „Do i o Polonii słów kilka” na s. 10 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

Według lewicowych mediów, na wizytę prezydenta Trumpa PiS zwiózł do Warszawy autokarami „tłuszczę” z całej Polski

Po wizycie Donalda Trumpa w Polsce przeczytałam o „zwiezionej przez PiS autokarami tłuszczy”. Informacja dotyczy mnie osobiście, bowiem przyjechałam na spotkanie amerykańskiego prezydenta autokarem.

Aleksandra Tabaczyńska

Autokar był wypełniony do ostatniego miejsca. Z moich informacji wynika, że była to w wielu wypadkach inicjatywa oddolna. Innymi słowy, to „tłuszcza” prosiła Prawo i Sprawiedliwość o pomoc w zorganizowaniu przyjazdu do Warszawy.

Do stolicy dotarliśmy wcześnie rano 6 lipca i ustawiliśmy się w ogromnej kolejce na ul. Miodowej, aby wmaszerować na pl. Krasińskich. Stałam wraz z tysiącami rodaków, czekając na wejście ponad trzy godziny. Atmosfera była świetna.

Ludzie rozmawiali, dzielili się przemyśleniami i nadziejami związanymi z wprowadzanymi reformami. Jacyś górale podgrywali; jednym słowem – polski duch patriotyczny. Stojąc wśród gęstego i żywiołowego tłumu byłam świadkiem wybuchów radości i oklasków na widok przedstawicieli partii rządzącej oraz gromkich buczeń i gwizdów, gdy na przykład przechodził poseł Schetyna lub jego koledzy z opcji totalnej opozycji. (…)

Wszystko, co mówił prezydent USA, kierował do ludzi głęboko świadomych swej historii i doskonale rozumiejących znaczenie Boga, honoru i tożsamości narodowej. Przemawiał do społeczeństwa, które kocha swój kraj i potrafi tę miłość okupić najwyższą ceną.

Pasja, z jaką Donald Trump mówił o historii Polski, dowodziła, że dzieje naszego narodu wywarły na prezydencie USA wrażenie. A wiedzy swej na pewno nie czerpał z artykułów Anne Applebaum czy opowiastek Jasia Grossa.

Po przemówieniu ulice Warszawy wypełnił tłum ludzi dumnych, radosnych, niosących polskie i amerykańskie flagi oraz żywo dyskutujących o tym, czego przed chwilą byli świadkami. Na zakończenie wizyty amerykańskiego prezydenta Ministerstwo Obrony Narodowej zorganizowano wojskowy piknik przy stadionie Narodowym: pokaz sprzętu wojskowego, koncert orkiestry i inne atrakcje. Można było zobaczyć m.in. warsztaty kodowania i programowania amerykańskiego robota. Na chętnych czekały punkty informacyjne uczelni, jednostek i instytucji wojskowych.

Cały artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Polska tłuszcza autokarowa” znajduje się na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Polska tłuszcza autokarowa” na s. 2 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

„Nasze polskie pięć minut”. Gdy wreszcie się doczekamy swoich pięciu minut i zachowamy morale, możemy osiągnąć sukces

Optymistyczne jest to, że się zaczęło. Od przyjazdu do Polski prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Jego prosta mowa została zrozumiana przez wszystkich, w tym przez naszych sąsiadów.

Jan Kowalski

Światowe Imperium gwarantuje Polsce niepodległość i możliwość naprawy państwa. Już nie jesteśmy sami przeciwko dwudziestu siedmiu, jak wykrzykiwali jeszcze wczoraj świadomi i nieświadomi zwolennicy reżimu Okrągłego Stołu. Bardzo potrzebne było nam to poparcie. Wobec niego bledną wszystkie strachy nowej Targowicy, mającej poparcie brukselskiej eurokracji. Objawiło się natychmiast wielu zatroskanych tym, że Amerykanie chcą nas tylko wykorzystać. Odpowiem tak – niech nas wykorzystują jak najdłużej! (…)

Jak wszyscy znamy się na piłce nożnej, tak wszyscy znamy się oczywiście na polityce i wiemy, co należy zrobić tu i teraz, natychmiast. Zapominamy tylko o jednym, o cierpliwości. To cierpliwość jest najcenniejszą zaletą nie tylko na boisku, nie tylko w życiu, ale również w polityce. Gdy wreszcie się doczekamy swoich pięciu minut i zachowamy morale, wtedy możemy osiągnąć sukces.

Piszę to pod rozwagę wszelkim malkontentom. Wszyscy to widzimy, że zmiany są wprowadzane zbyt wolno, za słabo, że lokalni działacze PiS-u to często miernoty. Zgoda, sam już chciałbym żyć w V Rzeczypospolitej, w silnym państwie bez biurokracji, wolnym i bogatym. Ale najpierw Polacy muszą odzyskać kontrolę nad Polską. I to się właśnie dokonuje za sprawą Prawa i Sprawiedliwości. Pozwólmy i pomóżmy im wygrać do końca, pozwólmy wygrać IV Rzeczypospolitej.

Cały felieton Jana Kowalskiego pt. „Nasze polskie pięć minut” znajduje się na s. 13 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Kowalskiego pt. „Nasze polskie pięć minut” na s. 13 sierpniowego „Kuriera Wnet” nr 38/2017, wnet.webbook.pl

 

Komentarze w Niemczech po wizycie prezydenta USA w Polsce: Trump to fanatyk i niewłaściwa osoba na niewłaściwym miejscu?

„Potrójny” atak Trumpa na Niemcy: chciałby innej Unii Europejskiej, kraj ten powinien płacić więcej do budżetu NATO, a także zganił nieodpowiednią kooperację Niemiec z Rosją w dziedzinie energetyki.

Niektóre komentarze w Niemczech na temat wizyty Donalda Trumpa są dość zaskakujące. Jeden z nich mówi, że Polska to serce Europy. Dotychczas prasa niemiecka pisała raczej, że to Niemcy są sercem Europy. Najważniejsze według komentatorów niemieckich jest jednak to, że prezydent USA opowiedział się za wypełnieniem zobowiązań Paktu Północnoatlantyckiego (NATO).

Z drugiej strony mówi się o tym, że Trump zaatakował Niemcy. Atak ten miał być „potrójny”. Najpierw przez to, że powiedział, iż chciałby innej Unii Europejskiej, potem, że Niemcy powinny płacić więcej do budżetu NATO, a następnie – co najważniejsze – że skrytykował niemiecko-rosyjską kooperację w dziedzinie energetyki.

Niemców miały też zaskoczyć bardzo propolskie wypowiedzi prezydenta Trumpa, np. ta, że amerykański naród kocha Polskę. Jan Bogatko zwraca uwagę, że musiały być niemiłe dla obywateli kraju, który czterokrotnie uczestniczył w rozbiorach Polski.

Prasa niemiecka odnotowała też podkreślanie przez Trumpa, w przeciwieństwie do Baracka Obamy, ścisłego partnerstwa USA z Polską. Dla Niemców jest to nieprzyjemne, gdyż „mentalnościowo” prezydentem USA nadal jest Obama, a nie „jakiś tam Trump”. [related id=28162]

Pisze się oczywiście, że wizyta dowartościowuje Polskę, ale wskazuje przy tym, że nie wiadomo jeszcze, jakie to będzie miało skutki. Odnotowany został przy tym pogląd z polskiej prasy (rzekomo zbliżonej do kół rządowych), że Polska nie powinna zdawać się na Trumpa, gdyż jest fanatykiem i niewłaściwą osobą na zajmowanym przez niego stanowisku. Po jego odlocie przecież pozostaniemy w „naszej Europie”.

Donald Trump dotarł już do Niemiec, gdzie nie przywitały go, jak w Polsce, przyjazne transparenty i oklaski, ale gwizdy oraz „bijące serce demokracji” – armatki wodne, które rozpędziły protesty lewackich organizacji.

Jeden z komentatorów martwi się, czy na szczycie Donald Trump nie zostanie „wykluczony”, w związku z czym wezwał do poszukiwania nawet najmniejszego wspólnego z nim mianownika.

Felietonu Jana Bogatki można wysłuchać w dzisiejszym Poranku WNET w jego drugiej części. Zapraszamy.

JS

Komentarze w USA po wizycie Donalda Trumpa w Polsce: Czy rzeczywiście „przyjechał swój do swego po swoje”?

O tym, czy normalny Polak lub Amerykanin może krytykować przemówienie prezydenta USA, oraz co z jego wizyty w Polsce zapamiętają Amerykanie – rozmowa z Ireną Lasotą.

Krzysztof Skowroński w Poranku WNET nadawanym ze stumetrowej suwnicy na terenie dawnej Stoczni Szczecińskiej rozmawiał z Ireną Lasotą na temat wizyty prezydenta Donalda Trumpa w Polsce i jej odbioru w amerykańskich mediach.

Irena Lasota pomimo że – jak przyznała – jest niezbyt wielką entuzjastką Donalda Trumpa, była bardzo mile zaskoczona jego przemówieniem. Uważa, że było ono bardzo dobre, porównywalne do najlepszych przemówień amerykańskich prezydentów z Ronaldem Reaganem na czele. Prawdziwego Donalda Trumpa można było jednak raczej poznać w czasie konferencji prasowej, a nie przemówienia.

Prezydent USA zdaniem Ireny Lasoty potrafi otoczyć się właściwymi ludźmi. Przykładem są osoby piszące mu przemówienia, czyli tzw. speechwriterzy. Na podstawie treści przemówienia na pl. Krasińskich można nawet z dużą dozą prawdopodobieństwa określić, jacy konkretnie speechwriterzy to byli. Fragment o powstaniu warszawskim i o walkach o Aleje Jerozolimskie (przecież nie najważniejszym i nie najbardziej znanym epizodzie powstania) świadczyć może o tym, że nad przemówieniem pracował Marc Thiessen. Jego matka walczyła w powstaniu. Przypuszczać można, że ona lub dziadek Marca Thiessena brali udział w walkach w Alejach Jerozolimskich, które z dużą szczegółowością przedstawił prezydent w wystąpieniu.

Oczywiście można „kaprysić”, że czegoś nie było. Irena Lasota uważa, że więcej mogło zostać powiedziane o zagrożeniu rosyjskim. Jednak żaden normalny Polak czy Amerykanin nie powinien przemówienia krytykować.

Bardzo ważne było to, że prezydent do Polski przyjechał w pierwszej kolejności. To, że wspomniał o art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, nie było tak bardzo istotne, bo on i tak obowiązuje, a nikt go nie odrzucał. Europa jest dla Trumpa najważniejszym strategicznym, ekonomicznym i cywilizacyjnym partnerem Stanów Zjednoczonych

Dużo informacji dotyczących wizyty przedostało się do amerykańskich mediów. Nawet tzw. gadające głowy przyznawały, że jest to ważne wydarzenie. Nie brak też oczywiście głosów krytycznych i głosów nic nie wyjaśniających, np. że prezydent mówił wyłącznie do Amerykanów, co jest według korespondentki Radia WNET oczywistą nieprawdą, gdyż było ono skierowane do Polaków.

Wypowiedzieć musiała się oczywiście Anne Appelbaum z „Washington Post” (żona Radka Sikorskiego), która całkowicie dezawuuje nie tylko Donalda Trumpa, ale i wolność mediów w Polsce. Prezentuje ona typowe dla „New York Timesa” i „Washington Post”podejście, według którego spotkali się w Polsce autorytarni liderzy („swój do swego po swoje”). Z takimi ocenami Irena Lasota oczywiście się nie zgadza. Jak już coś krytykować, to prezydenta Andrzeja Dudę, który nie był dobrze przygotowany do odpowiedzi na pytania o wolność prasy w Polsce.

Irena Lasota stwierdziła, że do większości Amerykanów raczej nie dotarły opinie głoszone przez „New York Timesa” i „Washington Post” na temat rzekomego zagrożenia demokracji w Polsce. Amerykanie zauważyli na pewno, że ich prezydent przyjechał do Polski, wygłosił duże, poważne i bardzo ładne przemówienie oraz że został entuzjastycznie przywitany przez Polaków. [related id=28162]Z tym na pewno będzie kontrastować to, co się będzie działo, gdy Donald Trump odwiedzi zaraz Europę Zachodnią. Zostanie tam przyjęty dużo chłodniej, a jego wizytom towarzyszyć będą protesty.

Zapraszamy do wysłuchania całego Poranka WNET. Rozmowa z Ireną Lasotą miała miejsce w pierwszej części audycji. O wizycie Donalda Trumpa w Polsce oraz o tym, jak to komentują media amerykańskie, w dzisiejszym Poranku wypowiadał się też dr Paweł Zyzak. Zapraszamy do słuchania.

JS

Poranek WNET/ Warszawa 6 lipca 2017 / Jan Bogatko: Komentarze niemieckiej prasy nt. wizyty Donalda Trumpa w Warszawie

Niemieckie media: Trump przyjechał wesprzeć prawicowy rząd PiS-u i jego starania w walce z emigrantami. Czemu się dziwić, Polacy są religijni, wsiowi, więc muszą być nastawieni przeciwko emigrantom.

Jak niemiecka prasa wita Trumpa w Warszawie? – zapytał Jana Bogatkę Aleksander Wierzejski.

– Niemieckie media są w szoku. Taki prezydent takiego państwa, jak Stany Zjednoczone, a przyjeżdża do Polski. Dawniej, kiedy USA miały prawdziwego prezydenta, to przyjeżdżał do Londynu, Paryża czy Berlina. A nie do jakiejś tam Warszawy na końcu świata – uważa Tagesschau.

Jak mówi Jan Bogatko, niemieckie media piszą, że Trump ma wesprzeć prawicowy rząd PiS-u i jego starania w walce z emigrantami. Nie przypominają o tym, że w Polsce znajduje się milion Ukraińców i jakoś nikt do nich nie strzela i oni nie strzelają do nikogo – to nie jest ważne. Były doradca Obamy do spraw polityki zagranicznej w Białym Domu Charles Hatcher stwierdził: „czemu się dziwić, Polacy są religijni, wsiowi, więc muszą być nastawieni przeciwko emigrantom”.

W niemieckich mediach mówi się o tym, że policja brutalnie zamyka ulice, czyści z demonstrantów różne place, ale nie pokazuje się w telewizji takich scen, jakie znamy z Hamburga, gdzie demokratyczne armatki wodne rozbijają demonstrantów. Widocznie Polacy jeszcze do tego nie dorośli, są po prostu zbyt wsiowi. W tym kierunku i tonie piszą wszystkie gazety.

Niemcy uważają, że Polska jest dla Trumpa tym, czym była Arabia Saudyjska podczas jego pierwszej podróży zagranicznej w końcu maja. Po prostu ciepłe rozpoczęcie wizyty, zanim w Hamburgu będzie chłodno. – Oczywiście skoro tych armatek wodnych tam jest tyle, ale mam nadzieję, że nie będą one stosowane przeciwko prezydentowi USA – powiedział Jan Bogatko.

Tagesschau i Deutschlandfunk obawiają się, że Trump może doprowadzić do rozbicia Unii, tak jak to było podczas wojny w Iraku. „Warszawa nie wierzy w pełni swoim partnerom”. Prof. Hatcher jest cytowany wszędzie i na okrągło.

Media niemieckie są w szoku, przewidując, co się będzie działo na placu Krasińskich. Na szczęście, stwierdzają, plac Krasińskich jest mały i będzie robić wrażenie, że tam są tłumy. Gdyby był dużo większy, to po prostu te tłumy by się rozlały i nie byłoby widać, że tyle ludzi wita Trumpa.

Tłumy, jak wiadomo, są potrzebne na demonstracjach KOD-u i Obywateli PRL – przepraszam, RP – zmitygował się korespondent.

W tym samym tonie utrzymuje „Stuttgarter Zeitung”, zdaniem której w Warszawie nie wydarzy się nic dobrego, bo prawicowo-konserwatywny rząd będzie przyjmował prawicowego konserwatystę i Warszawa już cieszy się z sukcesu. Jak wiadomo, Polska jest kompletnie izolowana i dlatego jest zadowolona, że przyjedzie do niej wielu polityków, żeby debatować o kwestii Międzymorza. A dopiero później coś istotnego: G-20, Hamburg.

Gazeta „Stuttgarter Zeitung” pisze, że Trump tylko przejazdem zatrzymał się w Warszawie, a w zasadzie jedzie do Hamburga, tego, jak mówi Jan Bogatko, w którym armatki wodne przygotowywały miejsce na spotkanie G-20.

– To wszystko, co mógłbym powiedzieć o relacjach niemieckich mediów na temat wizyty Donalda Trumpa w Warszawie – zakończył nasz korespondent, który będzie śledził również przebieg spotkania G-20 i komentarze w Niemczech po nim.

Całą wypowiedź Jana Bogatki z Niemiec dla Poranka Wnet można usłyszeć tutaj.

MS