Wywiad z 09.09.2010 r. Jan M. Tomaszewski: Zwłoki były w workach na śmieci. Tusk nie złożył kondolencji. Gra Putina

Jan M. Tomaszewski o podróży do Smoleńska 10 IV 2010 r.: trudnościach czynionych przez Rosjan, stanie szczątków Prezydenta, ciałach w workach jak na śmieci oraz o tajemniczej rozmowie, jaką słyszał.

Jarek powiedział żebym się ubrał w garnitur i jedziemy do Smoleńska.

W wywiadzie 9 września 2010 r. Jan Maria Tomaszewski opowiadał, jak po katastrofie poleciał z Jarosławem Kaczyńskim do Witebska. Stamtąd szybko pokonali 30 km do granicy rosyjskiej. Na granicy zostali poddani kontroli paszportowej, choć w ich grupie byli posłowie, a więc ludzie mający paszporty dyplomatyczne. Trwało to, jak powiedział, bardzo długo, podobnie jak późniejsza droga do Smoleńska. Trasę ok. 60 km pokonali w jakieś 2,5 godziny, gdyż ich kolumna jechała bardzo wolno. Po drodze wyprzedziła ich kolumna z premierem Donaldem Tuskiem. Po tym, jak w końcu dojechali pod bramę lotniska:

Przed naszym autobusem zamknięto bramy.

Wyjaśnianie sprawy przez attaché z Moskwy pochłonęło kolejną godzinę, tak, że gdy wjeżdżali było już kompletnie ciemno. Na miejscu zastali „pełno wozów, telewizję”, dziennikarzy i namioty.

W jednym z namiotów światła: pan Putin z panem Tuskiem robią show przed dziennikarzami.

Lasek brzozowy ścięty i pełno małych kawałków metalu. Ciało Prezydenta RP udało się odnaleźć, gdyż

Miał wszyty w garnitur chip, który można było namierzyć przez GPS.

Ciało ś.p. Lecha Kaczyńskiego było straszliwie zmasakrowane.

Leszek był bardzo pocięty. Nie wiem nawet, czy to były jego nogi. Że Jarek to przetrzymał, to coś niesamowitego, normalny człowiek by tego nie wytrzymał.

Krewny braci Kaczyńskich zwrócił uwagę na leżące na ziemi worki, wyglądające, jak te na śmieci. Jak mówi „tam były te części ludzkie”. Wtedy cofnął się do autokaru, którym przyjechali. Tam siedząc w ciemnościach, usłyszał niepokojącą rozmowę.

Przed autobusem stoi ochrona, podchodzi do niej w polskim mundurze człowiek, pyta się gdzie jest nasz samolot.

Na odpowiedź, że „w powietrzu” powiedział: „Jezus Maria będzie następna tragedia. Oni chcą go zestrzelić”. Nakazał, aby piloci cały czas łączyli się radiotelefonem.

Niech oni cały czas słyszą, że jest rozmowa. Niech mówią mayday madyday, wszystko jedno co.

Podkreślił, że siedział w ciemnym autobusie, więc rozmawiający nie wiedzieli, że on ich słyszy. Później rosyjski lekarz poinformował ich, że Putin wyraził zgodę, by zabrali ciało prezydenta z powrotem do kraju swym samolotem. Ostatecznie, po tym czekali w hotelu do godz. 1., dowiedzieli się, że jednak nie ma zgody.

Pan Tusk nie raczył podejść i złożyć kondolencji, Nawet moi koledzy Austriacy składali mi kondolencje.

Tomaszewski przyznał, że ówczesny premier nie złożył im kondolencji. Przy powrocie samolotem ze Smoleńska Rosjanie przed startem jeszcze przeszukali ich maszynę. Do Warszawy wrócili o piątej nad ranem.

A.P.