VIII edycja Kongresu Polska Wielki Projekt. Rok po roku dołączają do niego stowarzyszenia i wybitni intelektualiści

Pamiętam pierwszy Kongres Polska Wielki Projekt w 2010 roku: skromny i jakby nieśmiały, w klimacie pewnego siebie uchachania rządzących platformersów i ludowców, i w opozycyjnej traumie posmoleńskiej.

Danuta Moroz-Namysłowska

Wydarzeniami sobotniego dnia były dwa wykłady: laureata Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, prof. Thomasa Johna Sargenta, oraz niemieckiego filozofa, prof. Petera Sloterdijka, a także wręczenie Nagrody im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, która przypadła w tym roku Antoniemu Liberze.

Nie sposób w tym szkicu przekazać bogactwa myśli tych wybitnych osobistości – warto może jedynie zaznaczyć, że wszystkie wypowiedzi były próbą znalezienia klucza ekonomicznego lub filozoficznego do niejednoznaczności tytułowych WARTOŚCI, jak i równowagi między wolnym rynkiem a planowaniem. (…)

Stosowne i wyczerpujące informacje o Kongresie zainteresowani znajdą bez trudu w internecie. Tu kilka wrażeń z sali i kuluarów.

Wśród „pospólstwa”, bodaj w 17. rzędzie dostrzegłam państwa Katarzynę i Andrzeja Zybertowiczów. Profesor jest doradcą Prezydenta i mógłby vip-ować w pierwszych rzędach, a jednak sympatyczne to wejście w tło… Podobnie państwo Gwiazdowie, siwe gołąbki, zawsze czuwające nad losami Ojczyzny, nie zabierali głosu, ale pilnie śledzili propozycje książkowe i słuchali wszystkich prelegentów…

Zagadnięty na inną okoliczność redaktor naczelny „Sieci” Jacek Karnowski udzielił optymistycznej odpowiedzi „Nie zmogą!” na dodatkowe pytanie: „Czy totalna zmoże dobrą zmianę?” I tego się trzymam.

Czujność reporterska funkcjonowała i funkcjonuje w głównym nurcie, z europejska zwanym mainstreamem od poczęcia… (…) ale niczego, oprócz własnych aranżacji, nie pokazują. Mają zasady. I standardy. Niereporterskie, niestety. Nic dziwnego, że nie tylko tzw. lemingom nazwa ambitnego przedsięwzięcia intelektualnego i gospodarczego nie zdążyła na trwałe zająć uwagi, a tym bardziej wejść do kalendarza wydarzeń.

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Okruszki z Kongresu” znajduje się na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Okruszki z Kongresu” na s. 2 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

 

Ten Pomnik istniał naprawdę. Był chlubą przedwojennego Poznania / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 48/2018

Nie wahajmy się otwarcie popierać osób starających się o odbudowę Pomnika Wdzięczności w Poznaniu, jest nas naprawdę wielu. Tych, którzy rozumieją, że szacunek dla przeszłości to nasz obowiązek.

Jolanta Hajdasz

Ten Pomnik istniał naprawdę, myśmy go sobie nie wymyślili. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czym był dla ówczesnych Wielkopolan, to proponuję obejrzeć na YouTube siedmiominutowy film z 1934 r., wyprodukowany przez Polską Agencję Telegraficzną, opowiadający o „grodzie starych kościołów i Targów Poznańskich”. Sekwencja „współczesny Poznań” zaczyna się tam od pokazania Pomnika Wdzięczności i od słów „pomnik Chrystusa Króla należy wymienić na wstępie do architektury wolnego Poznania, w nim bowiem stolica Wielkopolski dała wyraz katolickiej tradycji tysiącletniego grodu”.

Te kilka ujęć pokazujących wspaniały Pomnik w centrum miasta, przy którym klęczy i modli się kilka osób, tuż obok przejeżdżających samochodów i śpieszących się przechodniów, jest tak wymowne… Dla osób żyjących przed wojną Pomnik ten był najważniejszym w Poznaniu symbolem polskości, najważniejszym elementem świadczącym o tym, że zabory naprawdę się skończyły, że Polska się odrodziła, że wróg jest pokonany i nie będzie już nikogo gnębił ani w pracy, ani w szkole, ani w Kościele, bo przecież w Wielkopolsce nawet dzieci miały mówić pacierz po niemiecku, a gdy się na to nie godziły, były bite, o czym boleśnie przypomina nam choćby historia strajku we Wrześni.

Jest wstydem dla Poznania to, że ten Pomnik nie został odbudowany na 100 rocznicę odzyskania niepodległości, na 100 rocznicę wybuchu powstania wielkopolskiego. Jak to jest możliwe?

Dlaczego władze miasta, czyli poprzedni prezydent Ryszard Grobelny i obecny Jacek Jaśkowiak, obaj związani z Platformą Obywatelską, nic w tej sprawie nie zrobili, choć do odbudowy Pomnika zobowiązuje ich wola mieszkańców wyrażona w liczbie ponad 25 tysięcy podpisów pod petycją do władz miasta w sprawie odbudowy Pomnika? Dlaczego milczy na temat Pomnika marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak, również z Platformy Obywatelskiej, który od ponad 10 lat zajmuje się „promocją powstania wielkopolskiego” nie tylko w naszym województwie, ale podobno w całej Polsce?

Te pytania trzeba zadawać w nadchodzącej kampanii wyborczej do samorządów, bo odpowiedź na nie pokazuje nam prawdziwe motywacje i prawdziwe intencje rządzących. Nie patrzmy na to, co politycy mówią o naszej historii i tożsamości, ale sprawdzajmy, jak postępują i jakie działania za nimi stoją. W dzisiejszych czasach przyzwyczailiśmy się już do tego, że ludzie mówią jedno, a robią zupełnie odwrotnie, ale często dzieje się to w taki sposób, że nawet nie jesteśmy w stanie zauważyć zmiany. Współczesne media wcale nam tego nie ułatwiają, więc tym bardziej potrzebna jest nasza świadomość istnienia tego zjawiska.

I jeszcze jedno. Nie wahajmy się otwarcie popierać osób starających się o odbudowę Pomnika Wdzięczności w Poznaniu, jest nas naprawdę wielu. I na Ratajach, i na Winogradach, na Dębcu, Wildzie, Jeżycach i Łazarzu. Na Starym Mieście i na Piątkowie, na Garbarach i Chwaliszewie. Wszędzie mieszkają zwolennicy przywrócenia Poznaniowi jego tożsamości poprzez powrót do przestrzeni naszego miasta tamtego zniszczonego Pomnika.

Jest nas wielu. Tych, którzy rozumieją, że szacunek dla przeszłości to nasz obowiązek.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 4 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Ustawa 447 o restytucji mienia bezspadkowego: Polsce wypadnie płacić po milionie dolarów dziennie przez 170 lat…

Nie jesteśmy w stanie spłacić sum tego rzędu. Pozostaje chyba tylko oddać część terytorium (może lasy?) lub zmienić wyznanie na judaizm (jest taka możliwość – skorzystał z niej Janusz Palikot).

Jan Martini

Na stronie rządowej Stanów Zjednoczonych pojawiła się informacja, że „US z uznaniem powitały prawo uchwalone przez serbski parlament dotyczące restytucji mienia bezspadkowego”. Serbia stała się pierwszym krajem wywiązującym się z tzw. deklaracji terezińskiej, zorganizowanej z inicjatywy amerykańskiej w 2009 r. (podpisał ją w imieniu rządu Władysław Bartoszewski), a która dotyczyła rekompensaty za przejętą własność ofiar Holokaustu. Deklaracja (nie będąca zobowiązaniem) przewiduje, że rekompensaty przeznaczone będą dla żyjących ofiar i na szerzenie wiedzy o Holokauście. Warto przypomnieć, że rząd Tuska zawarł porozumienie z Izraelem w sprawie rent płaconych ocalonym z Holokaustu. Nie były to jakieś zawrotne sumy, ale – rzecz dziwna – nie zmniejszają się (ofiary cieszą się znakomitym zdrowiem?). (…)

Serbia była koalicjantem hitlerowskich Niemiec. Nie wiemy, ilu jest Żydów w Sebii obecnie, ale przed wojną było ich 15,5 tysiąca (z czego zginęło 14 tys.).

Beneficjenci z pewnością staną się najbogatszymi ludźmi w kraju, chyba że będą musieli odpalić „działkę” tym, którzy to załatwili. Ponieważ Żydów w Polsce było znacznie więcej niż 15 tysięcy, to na nas wypadnie po milionie dolarów DZIENNIE przez 170 lat.

Prezydent Izraela zapowiedział, że nie dopuści, aby Polacy bez opłaty korzystali z mienia wypracowanego przez Żydów. Oczywiście nie jesteśmy w stanie spłacić sum tego rzędu. Pozostaje chyba tylko oddać część terytorium (może lasy?) lub zmienić wyznanie na judaizm (jest taka możliwość – skorzystał z niej Janusz Palikot).

Pod względem prawnym cała sprawa jest absolutnym kuriozum – wprowadza rodzaj własności klanowej, a więc jest skrajnie rasistowska. (…) Czekają nas trudne negocjacje. (…)

Przypuszczeniem katastrofisty Brauna jest, że Żydzi w dalszej perspektywie nie będą w stanie utrzymać tego spłachetka lądu w Palestynie i szykują sobie nowe tereny osiedlenia. Nigdzie nie jest tak ładnie jak w Polsce (mimo licznych antysemitów). W Polsce osób deklarujących narodowość żydowską jest 6 tysięcy, a należność od nas za Holokaust (jako współsprawców i beneficjentów) wyceniono na 65 mld $. Chyba za dużo dla tej grupki. Niewątpliwie za tę kasę można by przeflancować cały naród (8 mln).

Coś może być na rzeczy. Gdy pracowałem na amerykańskich statkach wycieczkowych, większość szefów ochrony – oficerów Mosadu – miała polski paszport. Idąc dalej tropem teorii spiskowych – czy temu miała służyć „głęboka rekonstrukcja rządu”, a zwłaszcza pozbycie się Macierewicza?

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Sojusznicy naszych sojuszników” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Sojusznicy naszych sojuszników” na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

O życiu i śmierci ks. Jarosława Pięty, charyzmatycznego kapłana, pomysłodawcy Festiwalu Piosenki Religijnej w Gostyniu

Mimo młodego wieku, mówiło się o nim: kapłan charyzmatyczny. Ta cecha nie mogła brać się z doświadczenia życiowego, bo umarł zaledwie po sześciu latach drogi kapłańskiej. Musiał mieć to w sobie.

Aleksandra Tabaczyńska

W tym roku mija dwudziesta rocznica nieoczekiwanej śmierci wieku 31 lat ks. Jarosława Pięty (1967–1998), oratorianina na Świętej Górze w Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri w Gostyniu. (…)

Każdy z nas pozostawia po sobie wspomnienia w sercach ludzi, których spotkał na swojej drodze. Opis sylwetki tak drogiego dla wielu kapłana można utworzyć z obrazów i refleksji jego przyjaciół i najbliższych. (…)

Lucyna Kończal-Gnap, polonistka, jurorka festiwalu w Gostyniu

W szóstej klasie ośmioletniej podstawówki zwierzył mi się, że chce zostać księdzem. To wyznanie dwunastolatka wywarło na mnie ogromne wrażenie… Do dziś pamiętam tamtą rozmowę. Byłam świadkiem odkrywania przez jednego z moich uczniów jego życiowego powołania.

Ksiądz Jarosław Pięta | Fot. archiwum rodzinne

Nie miałam wątpliwości, że kapłaństwo to jego przeznaczenie, bo ewangelizował już wtedy w szkole, również mnie. Instynktownie czuł, że „metodę” ewangelizacji trzeba dostosowywać np. do czyichś pasji i zainteresowań. Uczyłam języka polskiego, więc Jarek często przynosił mi pożyczone z parafialnej zakrystii i kancelarii, niecodzienne wydania np. Pisma św. lub inne kościelne starodruki. Była to końcówka lat 70. i początek 80., a więc lata kryzysowe i ubogie również w książki, a my podziwialiśmy wydawnicze cacka. Uśmiechałam się w duchu. Zdumiewało mnie, skąd nastoletni Jarek wiedział, jakiego „lepu ewangelizacyjnego” powinien użyć na mnie. Taki uczeń zapada w pamięć na zawsze. (…)

Ks. Robert Klemens, Oratorium św. Filipa Neri w Gostyniu

Jarek był wziętym rekolekcjonistą. Obdarzony prawdziwym talentem kaznodziejskim, miał łatwość słowa. Do tego mocny głos, potrafił mówić bardzo dobitnie, lubił też śpiewać. Szybko zdobywał popularność i zapraszano go na misje, rekolekcje w całej Polsce. Na kazania brał Bazyla – to była taka kukiełka, z którą rozmawiał, mówiąc do dzieci. Potrafił nawiązać świetny kontakt zarówno z dziećmi, młodzieżą, jak i z dorosłymi czy osobami starszymi. Głoszenie Słowa Bożego było najważniejszym zadaniem jego kapłańskiego życia. Mimo młodego wieku, mówiło się o nim: kapłan charyzmatyczny. Ta cecha nie mogła brać się z doświadczenia życiowego, bo umarł zaledwie po sześciu latach drogi kapłańskiej. Musiał mieć to w sobie.

Jarek nie był jednak chodzącą ikoną, miał swój charakter i jak to się mówi – swoje rysy. Nie raz, nie dwa rozmawialiśmy szorstko. Bywało też ostrzej. Kochaliśmy go mimo wszystko, tak jak Jarek kochał nas mimo naszych rys. Był człowiekiem, u którego każdy miał szansę, zawsze szedł z duchem czasu i był w tym radosny.

Jarek lubił jeść. Baaardzo lubił jeść. Gdy kogoś ze wspólnoty brała chętka, aby coś przekąsić, do Jarka można było iść „jak w dym”. Zawsze miał coś dobrego do zjedzenia. Przywoził z domu fantastyczną wałówkę, czasem jechałem z nim i wtedy przywoziliśmy taką samą fantastyczną wałówkę, tylko już na cztery ręce. Gdy zapasy domowe zostały skonsumowane, udawał się do sklepu na zakupy i sam przyrządzał coś fajnego do zjedzenia. Wieczorem, po wszystkich „zajęciach kościelnych”, zapraszał nas do siebie. Na głodniaka nigdy tego czasu nie spędzaliśmy. Co tu dużo mówić – jedzenie było jego przyjacielem, i tyle….

Małgorzata Haliniak – katechetka, Nowy Tomyśl

Na Świętą Górę przyjeżdżałam z młodzieżą na dni skupienia. Dzwoniłam i prosiłam, żeby nam zorganizował pobyt. Ksiądz Jarek zawsze chętnie wszystko urządzał, a co ważniejsze, dawał poczucie, że jesteśmy w Gostyniu zawsze oczekiwani. Pobyt u Filipinów miał swoje stałe punkty. Oczywiście msza św., którą odprawiał dla nas, a następnie wygłaszał krótką konferencję. Umiał zainteresować młodzież, wiedział też, że nabożeństwa i kazania nie mogą trwać długo, bo dzieciaki się nudzą. Takie dni skupienia, aby zapadły w serce, muszą mieć swoją dynamikę, rytm i emocje.

Zwiedzaliśmy bazylikę, o której świetnie opowiadał – dzieciaki słuchały z otwartymi buziami – i zawsze prowadził nas do krypty. Gdy w świętogórskim kościele stanie się na środku, to widać wszystkie ołtarze. Tak samo jest w krypcie: stojąc w centrum, można zobaczyć wszystkie zakamarki, wgłębienia i trumny. Ks. Jarek opowiadał młodym o pochowanych tam duchownych, zachęcał, by wchodzili wszędzie i dokładnie oglądali miejsca złożenia trumien, czytali napisy i sprawdzili, czy rzeczywiście widać ze środka wszystko tak jak w kościele. Sam natomiast cichaczem się wycofywał. Gdy upewnił się, że nikt na niego nie zwraca uwagi, gasił światło w krypcie. Wrzask i krzyk, który za każdym razem się rozlegał, nie da się opisać. Zawsze bałam się, że fundamenty popękają. Ksiądz Jarek zapalał światło i kontynuował swoją opowieść.

Mówił, że wyznaczono mu kiedyś zadania do wykonania właśnie w podziemiach bazyliki. Chyba coś opisywał. Kryptę nawiedzali różni ludzie, najczęściej uczestnicy pielgrzymek. Pytali go z troską, czy mu nie szkodzi piwniczne powietrze i czy nie boi się sam tu pracować? On odpowiadał poważnie: – Jak żyłem, to się bałem.

Ks. Robert Klemens

Opowieść o festiwalu i jego organizacji to prawdziwie wielowątkowa historia. Przyjechaliśmy (klerycy) na wakacje do swojego domu w Gostyniu i z marszu zostaliśmy w to zaangażowani. W samej wspólnocie filipińskiej zorganizowanie tej imprezy było wręcz rewolucją. Trzeba było przygotować scenę oraz miejsca do spania, to znaczy pokoje dla gości festiwalu i uczestników, a dla publiczności pole namiotowe. Działała też kuchnia polowa, bo klasztor nie dałby rady wyżywić kilku tysięcy osób. Pamiętam lata, kiedy pożyczaliśmy od wojska duże namioty dla tych, którzy nie mieli swojego, i zawsze się przydawały. Mam też w pamięci widok z bazyliki. Tam, gdzie obecnie jest parking, było jedno wielkie pole namiotowe pełne kolorowej młodzieży. Prosiliśmy o pomoc – dodam od razu, że skuteczną – także sponsorów, bo impreza pochłaniał spore kwoty. Nie da się o wszystkim opowiedzieć… (…)

Uczestnicy warsztatów mieli dokładnie rozplanowany każdy dzień. Szkolono np. emisję głosu u osób śpiewających, podpowiadano aranżacje instrumentalistom itp. Na warsztaty zgłosić się mógł każdy. Natomiast na konkurs odbywały się regularne kwalifikacje, na które składały się przesłuchania; wcześniej kandydaci przysyłali swoje nagrania. Dopiero na tej podstawie zapisywano zespoły do części festiwalowej. Jej uczestnicy mogli wziąć udział w części szkoleniowej, ale nie było to obligatoryjne. W rezultacie i tak mieliśmy dwa równoległe przedsięwzięcia: warsztaty i konkurs.

Równocześnie grano też koncerty na deptaku w Gostyniu. Któregoś roku to było nawet obowiązkowe, to znaczy, aby zaprezentować się na scenie festiwalu, trzeba było zagrać w mieście. Taki krótki popis miał na celu zachęcić do przyjścia na wieczorny koncert. Dzięki temu słuchacze, oprócz informacji telewizyjno-radiowo-prasowo-plakatowej, mogli też na żywo usłyszeć wykonawców. (…)

Najważniejszą ideą tego festiwalu była ewangelizacja, inaczej mówiąc: zbliżanie ludzi poprzez muzykę do Boga, do poszukiwania Prawdy. Jarek uczył religii w szkole, bezbłędnie wyczuwał potrzeby młodzieży i wiedział, co będzie dla nich najlepszym „haczykiem”. Właściwie piekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu.

Ewangelizowaliśmy na wiele sposobów armię młodzieży koczującej na Świętej Górze i poprawialiśmy poziom zespołów muzycznych, które grały w swoich parafiach na młodzieżowych mszach św. Daliśmy muzykom szanse pokazania się na scenie oraz wyniesienia konkretnych umiejętności i wiedzy. Na festiwalu można było usłyszeć amatorów, ale też zawodowych muzyków. Usłyszeć i zobaczyć, że zawodowi artyści chętnie przyznają się do wiary i że chrześcijańska scena muzyczna w Polsce jest na bardzo wysokim poziomie.

Wszystkich festiwali odbyło się jedenaście, z czego Jarek przygotował sześć, a brał udział w pięciu, bo parę dni przed rozpoczęciem szóstego zmarł.

Cały artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Dobrze było spotkać Jarka” znajduje się na s. 6 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Dobrze było spotkać Jarka” na s. 6 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

„Vox populi, vox Dei”. Ucieszyłem się ze słów prezesa Kaczyńskiego odnoszących się do nagród i uposażeń polityków

Kwietniowa konferencja PiS była reakcją partii rządzącej na opozycyjny „Konwój wstydu” i spadające słupki poparcia. Również inicjatywa opozycji nie miała nic wspólnego z troską o dobro wspólne.

Michał Bąkowski

Za rządów PO-PSL politycy też przyznawali sobie wysokie nagrody, był to też czas wielu afer, które niszczyły majątek prywatny i państwowy. Wystarczy wspomnieć sprawę Amber Gold, dziką reprywatyzację w Warszawie czy poważne straty w polskim przemyśle stoczniowym i węglowym. Pobudki zachowania rządzących i opozycji są mało istotne. Najważniejsze jest to, że w końcu kwestie, które słusznie bulwersują społeczeństwo, mogą zostać rozwiązane.

Nie twierdzę, że wszyscy politycy zarabiają nieadekwatnie do czasu i wysiłku, jaki przeznaczają na pełnienie swoich funkcji. Miałem przyjemność współpracowania przez kilkanaście miesięcy z ministrem Antonim Macierewiczem, który prawie codziennie zaczynał pracę wcześnie rano i kończył ją około 1–2 w nocy. Osoby pracujące na rządowych stanowiskach zarabiają niewielkie pieniądze, biorąc pod uwagę rangę stanowiska, odpowiedzialność oraz czas pracy. (…)

Moim zdaniem powinny zostać ustalone bardzo konkretne limity dla prezydentów miast, burmistrzów i wójtów, ponieważ dziś w niektórych gminach i mniejszych miastach lokalni włodarze zarabiają bulwersująco duże pieniądze. Limity wynagrodzeń powinny być określane na podstawie budżetu, jego zadłużenia oraz liczby ludności danej jednostki. Proszę sobie wyobrazić, że niektórzy burmistrzowie małych gmin otrzymują o wiele większe pieniądze niż uposażenie wynikające ze sprawowania funkcji ministra. A przecież minister zarządza dużo bogatszym budżetem i ma większą odpowiedzialność niż burmistrz, wójt czy prezydent miasta. Dla przykładu, burmistrz mojej rodzinnej gminy Krzywiń (liczba ludności w 2016 r., wg Urzędu Statystycznego w Poznaniu – 10078 osób) (…) zarabia niewiele mniej niż prezydent kilkadziesiąt razy większego Poznania. (…)

W starożytnej Grecji, w społeczności ateńskiej obywatele biorący udział w Zgromadzeniu Ludowym (odpowiedniku współczesnego parlamentu) otrzymywali niewielkie wynagrodzenie, które miało choć częściowo zrekompensować opuszczony dzień w pracy. Dzięki temu w tamtych czasach polityka nie była wykorzystywana dla bogacenia się.

Cały felieton Michała Bąkowskiego pt. „Finansowy vox populi” znajduje się na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Michała Bąkowskiego pt. „Finansowy vox populi” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Absurdalny i makabryczny przypadek uporczywego lansowania wśród Polaków pedagogiki wstydu w związku z Holokaustem

Karkołomne obliczenia arytmetyczne dwóch „tytanów lewicy”: Polacy zabili 200 000 Żydów; do zabicia jednego potrzeba było 10 etnicznych Polaków, więc 2 mln Polaków bezpośrednio uczestniczyło w zbrodni.

Henryk Krzyżanowski

Lewica w Polsce i na Zachodzie ma ostatnio kiepską passę i brak pomysłu na program, więc chwyta się najrozmaitszych ideologicznych dziwactw w rodzaju ideologii gender. U nas dochodzi do tego jeszcze uporczywy lans „pedagogiki wstydu” – zawstydzania Polaków za antysemityzm i rzekomy współudział w Holokauście. To jest paskudny chwyt, bowiem temat zagłady Żydów powinien pozostać domeną badań historycznych wolnych od polityki i publicystyki.

IPN wydał ostatnio spokojne oświadczenie w tej kwestii, przypominające oczywisty fakt, że „Holokaust był przede wszystkim przedsięwzięciem państwowym – ludobójstwem zaplanowanym i zrealizowanym przez Rzeszę Niemiecką”. Oświadczenie przypomina także, iż obowiązkiem historyków publikujących na ten temat jest rzetelne korzystanie ze źródeł.

Niestety w publicystyce zamiast rzetelności widzimy skłonność do gołosłownych uogólnień, z którymi łączy się czasem upodobanie do makabrycznej statystyki. Ostatnio w uznawanej za prestiżową „Krytyce Politycznej” długą rozmowę na ten temat odbyli dwaj uznani tytani lewicy – prof. Andrzej Leder i redaktor Bartłomiej Sierakowski. Obaj mędrcy nie wstydzą się dokonywać na oczach zdumionego czytelnika takiej oto arytmetyki: Polacy zabili 200 tys. Żydów; do zabicia jednego Żyda potrzeba było ok. 10 etnicznych Polaków – ergo ok. 2 mln Polaków miało bezpośredni udział w zbrodni.

Całkowitym milczeniem pominęli przy tym fakt, że owe 200 tys. wzięte jest z kapelusza i przez poważnych historyków wykazane jako zupełna fikcja. Warto jednak zwrócić uwagę na sam sposób liczenia – a przecież takie proste mnożenie całkowicie kompromituje kwalifikacje umysłowe obu panów.

Licząc tak, jak chce prof. Leder, musimy bowiem uznać (przepraszam za makabrę), że do zamordowania rodziny składającej się z, powiedzmy, pięciu osób, należało znaleźć ok. 50 polskich oprawców (nie licząc dzieci). Ciągnąc to drastyczne rozumowanie, trzeba by uznać, że Niemcy musieli przyznawać Polakom coś w rodzaju talonu na zabijanie. „Pan, Herr Nowak, już swojego Żyda zabił, poszukaj pan kogoś z talonem. Bo statystyka musi się zgadzać”.

W normalnej debacie publicznej pisanie bzdur dyskwalifikuje. Więc po co ci panowie to robią? Profesor Leder zajmuje się naukami społecznymi i z pewnością nie są mu obce elementarne zasady statystyki. Jeśli nie wstydzi się robić tak absurdalnych wyliczeń, to albo jest zaślepiony niechęcią (nienawiścią?) do rodaków, którzy nie kwapią się widzieć w nim proroka, albo liczy na to, że za takie nonsensy spotka go nagroda i uznanie. Nie wiem doprawdy, które wytłumaczenie jest dla niego gorsze.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O statystyce makabrycznej” znajduje się na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „O statystyce makabrycznej” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

W wymiarze życia narodu chcemy dowiedzieć się – i to aż po ostatnią jotę – co się stało tam, pod Smoleńskiem

Autorytetu się nie otrzymuje, nie dziedziczy, nie kupuje. Przeszłość Kościoła i dzieje naszego państwa przekonywały nas wielokrotnie, że do autorytetu się dorasta w odwadze bycia i męstwie wiary.

ks. Dariusz Kubicki

Przemierzyliśmy drogę 96 miesięcznic smoleńskich. I to z różnym naszym udziałem – jedni częściej, drudzy mniej, a inni jeszcze sporadycznie… Uczestniczyliśmy w Eucharystii, a następnie w przestrzeni naszego miasta, dając świadectwo polskości, modląc się cierpliwie i wytrwale, domagaliśmy się prawdy o 10 Kwietnia.

Na czym polegał dramat naszego narodu – ten sprzed ponad siedemdziesięciu laty? Na fizycznym unicestwieniu elit wszystkich niemal warstw społecznych polskiego narodu z jednoczesnym wszczepieniem weń kałmuckich bolszewików – etnicznych bądź zideologizowanych. Dramat osadzał się na podstępnym wykreowaniu z marginesu społecznego „dostojników” ludowego państwa – „dostojników”, urobionych nie polską mentalnością – sposobem rozumienia „pospolitej rzeczy”, jaką jest osoba: podmiot we wspólnocie podmiotów.

Przypomnijmy sobie, że Prezydent RP udawał się w 70 rocznicę zbrodni nad zbrodniami na uczczenie męczeńskiej śmierci w Katyniu rozstrzelanej oficerskiej kadry polskiej armii. Udawał się na czele tak licznej delegacji narodu Rzeczypospolitej, aby tym mocnej wyrazić i do politycznej świadomości świata przemówić, że Katyń był po prostu ludobójstwem.

Pamiętamy przecież, że Katyń nie przebił się nigdy w nagiej jego prawdzie. W całej jego grozie nie przebijał się nawet do świadomości całego narodu Rzeczypospolitej: wszystkich jego pokoleniowych warstw. A w ogóle nie przebił się nigdy jako ludobójstwo, dokonane na sposób brutalny i w najdrobniejszym szczególe zaplanowane.

Jakby kpiąc z popełnionych zbrodni i mordów, zsyłek na Sybir licznych pokoleń od paru ostatnich stuleci, tworzono narrację pojednania z imperium, które dokonało właśnie tego ludobójstwa, które je nieustannie zadawało; które obficie „wyrabiało” ciemnych „bohaterów” – najemników ślepo spełniających zlecenia samodzierżawnego reżimu.

Najbardziej głęboki dramat katastrofy smoleńskiej tkwił jednak w próbie wznoszenia nowego kłamstwa – olbrzymiego moralnego kłamstwa, dotyczącego naszej tożsamości Polaków – tożsamości katolickiego narodu: wyrastania) z ideału Bóg-Honor-Ojczyzna i zwieńczania się w nim – i to w głębszym jeszcze, nadprzyrodzonym pokładzie łaski. Zapewne dlatego liturgia dnia dzisiejszego przypomina nam słowami św. Jana-Apostoła: któż zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym (1J 5,4). Przez osiem długich lat – wypełnionych miesięcznicami – gromadziliśmy się na Eucharystii i przy pomniku katyńskim, aby publicznie przełamać kłamstwo, którym infekowano naród Rzeczypospolitej. Zamyślono, aby się moralnie nie odrodził. Aby znikczemniał. Czyniono wręcz to samo, co doprowadziło Koronę Polską do dramatu utraty suwerenności i rozdarcia pomiędzy trzech zaborców.

Przypominamy sobie tę bolesną lekcję dziejów przeszłości. Naród zniekształcony politycznie, zredukowany do jednej, najmniejszej klasy społecznej, bezpłodny kulturalnie, nie mógł przeciwstawić się ani też oprzeć potężnym wrogom. Przestał więc istnieć jako państwo.

Sprowadzono nas – w obecnie cywilizacyjnie likwidowanej Europie – do stanu sprzed zaborów: uprywatnienia państwa, zdobywania władzy dla dogodzenia osobistym ambicjom i potrzebom, nadawania instytucjom państwa charakteru walki z przeciwnikami panującego stronnictwa, obsadzania stanowisk nie osobami najzdolniejszymi, moralnie najbardziej wartościowymi, ale najposłuszniejszymi, ślepo służalczymi.

Doprowadzono do nagradzania występku i bezprawia, hołubienia nikczemności, a nade wszystko – zamiany katolicyzmu na internacjonalne bałwochwalstwo: bożków równości i postępu. Taka była spójnia – taka okazała się klamra spinająca naród Rzeczypospolitej – ten sprzed zaborów i ten sprzed katastrofy smoleńskiej. Została rozerwana w tej naszej cierpliwej odnowie moralnej – podobnie, jak przed stuleciem wzrastającą patriotyczną świadomością Polaków została stargana obręcz zdradliwie nałożona przez pazerne chciwością trzy Czarne Orły.

Ale czy te osiem ostatnich lat wystarczy, aby przywrócić narodowi twórczą żywotność? Czy one wystarczą na sprawienie odnowy moralnej i kulturowej, odnowy ideowej i politycznej narodu Rzeczypospolitej? Wystarczyły przecież jedynie na odnowę świadomości obecności Zmartwychwstałego pośród nas – w narodzie Rzeczypospolitej – i to jedynie w jego najbardziej gorącym, patriotycznym jądrze. I nie mamy wątpliwości wobec zasadniczego pytania: kto dla mnie, kto dla nas jako narodu Rzeczypospolitej – jest największym autorytetem? Nie mamy żadnych wątpliwości, że jest nim Jezus Chrystus, Zmartwychwstały Pan – Duch, będący tchnieniem Syna; Duch Święty przebywający w słowie Jezusa. I tak, jak Zmartwychwstały chciał się ukazać tylko swoim uczniom – bo ujrzeć Go może jedynie ten, kto nosi Go w sobie – tak słowo pokoleń w polskich ojczyźnianych dziejach mogą w jego autentycznej głębi uchwycić jedynie ci spośród zbiorowości polskiego bytu państwowego, co noszą polskość w sobie.

Bo przecież naród nasz obok heroizmu i niezłomnej walki ulegał również duchowemu pohańbieniu. Liczne jego części przyzwoliły, że kajdany wrosły w duszę, że niewolnicze okowy zakładano sobie w atmosferze wesołości.

Wiemy, że osadzeniem jakiegokolwiek autorytetu jest odpowiedzialność człowieka, sprawującego powierzony mu urząd w imię dobra wspólnego – i to Kościoła Chrystusa bądź państwa, a państwa polskiego w szczególności, gdyż nasze dzieje tym różnią się od innych, że są dziejami narodu, a nie królów lub książąt. Wiemy również, że autorytetu się nie otrzymuje, nie dziedziczy, nie kupuje. Dzieje przeszłości Kościoła i dzieje naszego państwa przekonywały nas wielokrotnie, że do autorytetu się dorasta w odwadze bycia i męstwie wiary.

Cała homilia ks. Dariusza Kubickiego pt. „Poznań pamięta o Smoleńsku” znajduje się na s. 1 i 7 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Homilia ks. Dariusza Kubickiego pt. „Poznań pamięta o Smoleńsku” na s. 7 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Tadeusz Dziuba: oczekujemy, że przyszły prezydent Poznania przewietrzy miasto i będzie inspirować, a nie oszwabiać

Największe szanse ma ta osoba, która współbrzmi z profilem PiS, ale jest autonomiczna. Swoim życiem musi poświadczać, że pasuje do roli gospodarza Poznania. Dr Tadeusz Zysk spełnia te oczekiwania.

Jolanta Hajdasz
Tadeusz Dziuba

Z posłem PiS Tadeuszem Dziubą, wojewodą wielkopolskim w latach 2005–2007, dziś szefem poznańskich struktur PiS, o oczekiwaniach wobec przyszłego prezydenta Poznania rozmawia Jolanta Hajdasz.

Tadeusz Zysk, poznański przedsiębiorca i wydawca, jest oficjalnym kandydatem Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Poznania. Potwierdził to Jarosław Kaczyński, przedstawiając go wśród kandydatów na prezydentów największych polskich miast.

Tak, dr Tadeusz Zysk jest już oficjalnie potwierdzonym kandydatem na prezydenta Poznania. Ale wszelkie informacje wskazywały na niego już od grubo ponad roku. Jesienią 2016 r. odbyły się wybory do władz okręgowych PiS i pierwsze trzy posiedzenia poznańskiego zarządu – w listopadzie i grudniu 2016 r. oraz w styczniu 2017 r. – były poświęcone jednej tylko kwestii: wskazaniu kandydata na prezydenta stolicy Wielkopolski. Na tym ostatni posiedzeniu zarząd postawił jednogłośnie na dr. Tadeusza Zyska. Zgodnie z naszym statutem kandydatura ta winna uzyskać akceptację naszych władz krajowych. Nastąpiło to w kwietniu tego roku wraz z akceptacją kandydatów wielu innych miast polskich. Warto dodać, że już w styczniu 2017 r. mieliśmy opracowany program wyborczy PiS dla Poznania, przygotowany przez poznańskich radnych PiS. (…)

Dlaczego Tadeusz Zysk ma Państwa poparcie? Czego Pan oczekuje po jego kandydaturze, jego programie? Będzie musiał pokonać Jacka Jaśkowiaka, wspieranego nie tylko przez PO, ale i przez Nowoczesną.

Warto zauważyć, że nasza poznańska formacja miała do dyspozycji kilku kompetentnych kandydatów na funkcję prezydenta Poznania. Wskazanie jednego spośród nich wymagało, moim zdaniem, odpowiedzi na pytanie o to, który z nich najskuteczniej przemówi do elektoratu dotąd zdystansowanego do PiS albo też obojętnego na PiS. Wydaje się, iż największe na to szanse ma ta osoba z naszego środowiska społecznego, która nie jest wprost organizacyjnie związana z PiS. Osoba, która – można powiedzieć – współbrzmi z naszym profilem społecznym i publicznym, ale jest względem nas autonomiczna. I będzie autonomiczna po wyborach. Oczywiście całym swoim życiem musi poświadczać, że pasuje do roli gospodarza jednego z największych miast Polski. Dr Tadeusz Zysk spełnia te oczekiwania.

Jest on człowiekiem gruntownie wykształconym, i to w dziedzinach pożytecznych dla pełnienia publicznych funkcji. Jest bowiem socjologiem i psychologiem społecznym. Jakiś czas pracował naukowo, więc ma opanowany warsztat analityczny. Wykazał się sporym talentem gospodarczym i organizacyjnym. Stworzył od zera przedsiębiorstwo, i to na niełatwym rynku wydawniczym. Dziś jego wydawnictwo należy do najbardziej rozpoznawalnych w Polsce. Tadeusz Zysk ma intuicję biznesową. Jako jeden z pierwszych popularyzował literaturę science fiction. Udanie promował polskich autorów, dziś bardzo poczytnych. Jest filantropem i fundatorem licznych nagród, w tym prestiżowego medalu Przemysła II. Nie bez znaczenia jest i to, że ma żywe i liczne kontakty w wielu środowiskach Poznaniu i poza Poznaniem.

Krótko mówiąc, to człowiek utalentowany i gospodarz mający szczęśliwą rękę. Nie pozostaje więc nam nic innego jak powiedzieć po prostu: Zysk dla Poznania. (…)

Ocenia Pan krytycznie prezydenturę Jacka Jaśkowiaka. Które z jego działań wskazałby Pan jako szczególnie szkodliwe dla nas, mieszkańców?

Tadeusz Dziuba | Fot. archiwum WKW

(…) Epoka pierwszych Piastów – tak pięknie opisywana przez Elżbietę Cherezińską, autorkę wypromowaną przez Tadeusza Zyska – to tylko punkt wyjścia do eksploatacji zasobu poznańskiej historii. Równolegle warto byłoby eksploatować inne wątki, np. ożywić i udostępnić zachowane jeszcze obiekty militarnego budownictwa dziewiętnastowiecznego, którego miłośników w Europie jest co niemiara. Masowa turystyka przyniosłaby poznaniakom i Poznaniowi przyzwoite dochody i renomę.

Niewykorzystanym zasobem niematerialnym jest to, że Poznań jest największym i najbogatszym miastem Wielkopolski. Jego władze mogłyby więc być np. promotorem porozumienia gmin nadwarciańskich i nadnoteckich w celu utworzenia zorganizowanego szlaku wodnego wzdłuż t.zw. Wielkiej Pętli Warciańskiej, która byłaby wyjątkową atrakcją poznawczą i turystyczną środkowo-zachodniej Polski. Ale dotychczasowe władze Poznania myślały raczej o tym, jak inne wspólnoty samorządowe oszwabić, a nie o tym, by je inspirować. (…)

Czego powinniśmy oczekiwać od prezydenta Poznania w nadchodzących latach? Na jakie elementy ich kampanii wyborcy powinni zwracać uwagę?

Nowy prezydent miasta powinien zaprezentować długofalowy program rozwiązania głównych problemów poznańskiej wspólnoty samorządowej, zresztą ze sobą splecionych. W szczególności zaliczam do nich wyludnianie się Poznania, niewystarczająca jakość życia w mieście, zbyt małą siłę przyciągającą młodych ludzi do stolicy Wielkopolski, fasadowość życia obywatelskiego i związane z tym wyobcowanie władz samorządowych, oczywiście niewykorzystywanie, czy też niewłaściwe wykorzystywanie materialnych, osobowych i niematerialnych zasobów miasta… To nie jest pełne wyliczenie.

Zarządzający miastem mają do dyspozycji bardzo szeroką gamę środków wpływania na otoczenie. Rzecz w tym, by dla osiągnięcia określonych celów zastosować odpowiednią ich kombinację. Prosty przykład: jeśli chcemy zapewnić w miarę czyste powietrze w mieście, to w pierwszej kolejności tak należy kształtować – przez lata i konsekwentnie – jego urbanistykę, by w jak najmniejszym stopniu ograniczać naturalny ruch mas powietrza w obszarze miasta. Jeśli się w ten sposób nie zapewni przewietrzania terenów zabudowanych, to można wydawać miliony na inne działania pomocnicze, a efekt i tak będzie mizerny.

Najbardziej skrótowo mówiąc: zasygnalizowane wyżej problemy nie zostaną pokonane w szczególności bez dostępnych i tanich mieszkań, sprawnej i taniej komunikacji publicznej, szkolnictwa zapewniającego nowoczesną edukację, bogatego życia kulturalnego, licznych terenów rekreacyjnych i wypoczynkowych w mieście oraz przejrzystego i życzliwego działania urzędników miejskich wszystkich szczebli.

Cały wywiad Jolanty Hajdasz z posłem PiS Tadeuszem Dziubą pt. „Zysk dla Poznania” znajduje się na s. 1 i 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Jolanty Hajdasz z posłem PiS Tadeuszem Dziubą pt. „Zysk dla Poznania” na s. 1 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Brytyjski sąd wydał wyrok śmierci w imię… praw człowieka / Małgorzata Szewczyk, „Wielkopolski Kurier WNET” 47/2018

Czy w imię wolności, praworządności i solidarności z chorym, priorytetem staje się dziś nie podstawowe prawo człowieka do życia, ale do zabijania? Bo jak inaczej nazwać wyrok sądu i trybunału?

Małgorzata Szewczyk

Sprawa niespełna dwuletniego Alfiego Evansa pokazuje, że Wielka Brytania jest krajem wyzutym z wszelkich wartości, pustynią aksjologiczną, swoistym melanżem, na którym opiera się system prawna brytyjskiego. Rodzice ciężko chorego na niezdiagnozowaną dotąd chorobę neurologiczną chłopca, przebywającego od grudnia 2016 roku w szpitalu Alder Hey w Liverpoolu, natrafili na mur nie do przebicia: absurd prawny. Oto zespół medyczny, który zgodnie z brytyjskim prawem występuje jako reprezentant interesów dziecka, ocenił, że dalsza terapia Alfiego „nie jest w jego najlepszym interesie” i może być nie tylko „daremna”, ale także „nieludzka”. Decyzję podjął brytyjski sąd, a podtrzymał trybunał w Strasburgu, wbrew woli rodziców chłopca, którzy nagłośnili sprawę, szukając pomocy, gdzie tylko było można.

Sekwencja wydarzeń była piorunująca. Na oczach rodziców chłopca odłączono od aparatury utrzymującej go przy życiu, bo zgodnie z „medyczną diagnozą” miał umrzeć w ciągu kilku minut, a przeżył… 9 godzin. Ponieważ „diagnoza” okazała się chybiona i dziecko, i jego rodzice (ojciec podejmował resuscytację) walczyli o życie, Alfiego… znowu podłączono do aparatury. W nierówną walkę z prawem włączył się papież Franciszek i włoskie ministerstwo spraw zagranicznych, które przyznało chłopcu włoskie obywatelstwo, a watykański szpital Bambino Gesu zapewnił o gotowości podjęcia leczenia chłopca, wysyłając po małego pacjenta helikopter.

Kiedy piszę te słowa, w internecie pojawiła się informacja, że sąd rodzinny w Manchesterze odrzucił wniosek rodziców Alfiego o zgodę na przewiezienie dziecka do Włoch w celu dalszego podtrzymywania jego życia. Sędzia przychylił się do opinii lekarzy, że taki ruch byłby… zbyt niebezpieczny dla zdrowia dziecka.

Cisną się na usta pytania, w jakich czasach żyjemy? Czy o zdrowiu i życiu dziecka nie mogą decydować już jego rodzice, tylko bezduszne sądy?

Czy obowiązkiem lekarzy na całym świecie, składających przysięgę Hipokratesa, nie jest walka o życie człowieka? Także, a może przede wszystkim, tego najmniejszego i bezbronnego? Czy w imię wolności, praworządności i solidarności z chorym, priorytetem staje się dziś nie podstawowe prawo człowieka do życia, ale do zabijania? Bo jak inaczej nazwać wyrok sądu i trybunału?

Dlaczego podeptano autonomiczne prawa pacjenta? Czy lepsze dla chłopca było umieranie z braku tlenu i płynów, czy jednak przelot specjalistycznym helikopterem do ośrodka, który oferował Alfiemu alternatywną terapię? A jeśli taka była, to czy można zasłaniać się uporczywą terapią? Dlaczego milczą najważniejsze europejskie instytucje, tak bardzo zatroskane o dobro norek, słoni czy traszek?

Brytyjski sąd przekroczył Rubikon, wydał wyrok śmierci w imię praw człowieka. Szkoda, że zapomniał o prawniczej maksymie: Nullum scelus rationem habet – żadna zbrodnia nie ma uzasadnienia.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Alfie Evans bez prawa do życia” znajduje się na s. 2 majowego „Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Komentarz Małgorzaty Szewczyk pt. „Alfie Evans bez prawa do życia” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Co to znaczy Matka Polka? Czy nowoczesność i postęp może ofiarować dzisiejszej Matce Polce coś nowego?

W Akcie konfederacji dam polskich oburzone na zniewieściałość i zaprzaństwo panie zapowiedziały odmowę „najyntymniejszych umizgów i zalotów”, jeśli panowie nie ruszą do boju za wiarę i wolność

Danuta Moroz-Namysłowska

W 1830 roku Adam Mickiewicz w wierszu Do Matki Polki zalecił następującą formację syna:

Wcześniej mu ręce okręcaj łańcuchem,
Do taczkowego każ zaprzęgać woza,
By przed katowskim nie zbladnął obuchem
Ani się spłonił na widok powroza.
Wyzwanie przyszłe mu szpieg nieznajomy
Walkę z nim stoczy sąd krzywoprzysiężny,
A placem boju będzie dół kryjomy,
A wyrok o nim wyda wróg potężny…

I wydano ten wyrok wiele razy, a bohaterowie z dołów Katynia i lodowatych czeluści Sybiru na nieludzkiej ziemi do dziś wołają o pamięć i zmartwychwstanie. Niedawno dołączyli do nich ci znad Smoleńska, a polska Matka polskiego Prezydenta, złożona ciężką chorobą, bez skargi stawiła czoła narodowej tragedii. I wraz z Nią pozostałe Matki, Siostry i Rodziny.

Wielkopolska zna dzielność i ofiarność kobiet z rodów Mycielskich, Chłapowskich, Węgorzewskich i wielu innych, które wychowywały swoich synów w etosie patriotyzmu. Jak pisze profesor Jacek Kowalski, w Akcie konfederacji dam polskich oburzone na zniewieściałość i zaprzaństwo panie zapowiedziały odmowę „najyntymniejszych umizgów i zalotów”, jeśli panowie nie ruszą do boju za wiarę i wolność (J. Kowalski, Czy Matka Polka istniała?, „Polonia Christiana”, marzec–kwiecień 2018, s. 75). (…)

Po roku 1863, gdy synowie i mężowie szli na Sybir czy na szafot, ich miejsce i obowiązki przejmowały niewiasty. Nasi wrogowie byli niepomiernie zaskoczeni, że „kobieta polska jest wiecznym, nieubłaganym spiskowcem”.

Warto zaznaczyć, że polskie kobiety europejski feminizm dostosowały na początku XX wieku do potrzeb narodowych: walczyły o wykształcenie, konspirowały, zakładały ośrodki pomocy i zgromadzenia zakonne – bezbożnictwo było tu zupełnym marginesem. Najpełniej ideał Matki Polki wszedł pod strzechy w przededniu 1918 roku. Akcje charytatywne, opieka pielęgniarska, ale i postawy obronne – według pieśni to kobiety i dzieci broniły Lwowa.

Marszałek Józef Piłsudski jednym dekretem w Niepodległej dał Polkom prawa wyborcze – wiele Europejek otrzymało je znacznie później.

A kim dla dzisiejszych feministek jest Matka Polka? Według niejakiej Kazimiery Szczuki to „monstrum o cechach wampirycznych i demonicznych”, składające swe dzieci jako ofiary na ołtarzu Ojczyzny… Zamiast je po prostu wyabortować?

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Do Matek Polek” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Do Matek Polek” na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl