Abp Baraniak patronem Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Pile. Przypomnieliśmy rolę Kościoła w zmaganiach o niepodległość

Mamy ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”.

Tekst i zdjęcia Jarosław Wąsowicz SDB

 

W dniach 1 lutego – 3 marca 2019 r. odbyły się VII Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ta inicjatywa od początku była realizowana oddolnie przez różne środowiska patriotyczne (Pilscy Patrioci, Kibice Lecha Poznań, Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Ziemi Wileńskiej, NSZZ Solidarność, Młodzież Wszechpolska) i kościelne (Salezjańskie Stowarzyszenie Wychowania Młodzieży, pilskie parafie z salezjańską parafią pw. Świętej Rodziny na czele), także Prawo i Sprawiedliwość z powiatów pilskiego, złotowskiego i trzcianecko-czarnkowskiego. Od początku w organizację przedsięwzięcia angażował się Marcin Porzucek, dzisiaj poseł na Sejm RP. Dopiero od niedawna wspierają je władze powiatowe.

Dzięki temu, że udało nam się pozyskać szerokie spektrum ludzi zainteresowanych upamiętnianiem polskich bohaterów i postaw patriotycznych, zwłaszcza wśród młodzieży, corocznie w całym rejonie udaje nam się zorganizować kilka wykładów, pokazów filmów, koncertów, wystaw, konkursów dla dzieci i młodzieży. Mamy już ronda imienia Żołnierzy Wyklętych w Pile i Trzciance, izbę pamięci w Krajence, Pomnik „Inki” w Pile, gdzie w kościele pw. Świętej Rodziny odsłonięte zostało także pierwsze „Serce dla Inki”. Co roku wydajemy „Zeszyty Historyczne Pilskich Dni Żołnierzy Wyklętych”, w których przybliżamy postaci lokalnych bohaterów. W ramach naszej działalności ukazały się także drukiem trzy części książki Danuta Siedzikówna „Inka” (1928–1946). Pamięć i tożsamość. To nasze małe sukcesy, które niezmiernie cieszą.

W tym roku całość Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych dedykowaliśmy niezłomnemu pasterzowi Kościoła arcybiskupowi Antoniemu Baraniakowi. Chcieliśmy w ten sposób przypomnieć i uhonorować postać wybitnego duchownego, który za wolność i niepodległość ojczyzny zapłacił niewyobrażalnym cierpieniem. (…)

Poprzez tegoroczne Dni Pamięci Żołnierzy Niezłomnych chcieliśmy także, przywołując historię życia bohaterskiego arcybiskupa, przypomnieć rolę Kościoła katolickiego w najnowszej historii Polski i w naszych zmaganiach o niepodległość. Kościoła, który jest dzisiaj ze wszystkich stron opluwany, pasterze i kapłani zaś oskarżani o moralne nadużycia, chciwość, materializm etc. Wydawało się nam, że potrzeba mocnego głosu wiernych, którzy myślą inaczej i chcą swoich kapłanów bronić. Pokazywać, jak wiele w lokalnej historii i rzeczywistości im zawdzięczają. Także – ile im zawdzięcza nasza ojczyzna. (…)

Fot. J. Wąsowicz

Dzień pamięci dedykowany niezłomnemu biskupowi zakończyły: pokaz filmu pt. Powrót i spotkanie z jego reżyserką Jolantą Hajdasz. Stały się one okazją do przybliżenia wielu wątków związanych z przygotowaniem trzeciego już filmu pani Hajdasz o metropolicie poznańskim, także do wspomnień związanych z arcybiskupem, opowiadanych przez uczestników naszego wieczoru filmowego. Padły również pytania o dalszą zbiórkę podpisów pod petycją skierowaną do obecnego metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Antoniego Baraniaka. Zbieraliśmy je już wcześniej w naszym regionie. Proces wprawdzie został już przez Ekscelencję zapowiedziany, jednak nadal kanonicznie się nie rozpoczął.

Dodajmy, że zbierane były wówczas także podpisy do prezydenta RP Andrzeja Dudy o uhonorowanie arcybiskupa najwyższym odznaczeniem państwowym. Ta prośba została wysłuchana i z okazji 100. rocznicy odzyskania Niepodległości przez Polskę arcybiskup Antoni Baraniak został pośmiertnie uhonorowany Orderem Orła Białego. Wyróżnienie przedstawicielowi rodziny arcybiskupa pan prezydent wręczył na Zamku Królewskim w Warszawie w 11 listopada 2018 roku.

 

Kulminacyjnym punktem obchodów tegorocznych Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych była Msza św. odprawiona w intencji Ojczyzny i bohaterów walki o jej wolność w dniu 2 marca 2019 r. o godz. 18.00 w kościele Świętej Rodziny. Na początku Eucharystii została odsłonięta i poświęcona przez proboszcza ks. Zbigniewa Hula SDB pamiątkowa tablica dedykowana bohaterowi naszych uroczystości. Znalazła się na niej następująca inskrypcja: „Niezłomnemu Pasterzowi Kościoła Antoniemu Baraniakowi 1904–1977/ Metropolicie Poznańskiemu Salezjaninowi Więźniowi Okresu Stalinowskiego/ W dowód wdzięczności za świadectwo wiary i miłości do Boga i Ojczyzny/ W naszej Świątyni Parafialnej 10–11 maja 1958 r. udzielił sakramentu bierzmowania 1555 osobom/ Pilskie Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych A.D. 2019”.

Po Mszy św. na ulicach naszego miasta odbył się Pilski Marsz Pamięci. Na jego czele szły klasy mundurowe Centrum Kształcenia „Nauka” w Pile oraz sztandary wystawione przez: Szkolne Koło Przyjaciół Armii Krajowej przy Liceum Salezjańskim w Pile, Stowarzyszenie Internowanych i Represjonowanych w stanie wojennym oddział Piła, NSZZ Solidarność Okręg Piła oraz Centrum Kształcenia „Nauka”. Na czele marszu znalazł się zaś baner z podobizną bohaterskiego biskupa z następującym hasłem: „Abp Antoni Baraniak/ Niezłomny Pasterz Kościoła/ Maltretowany przez komunistów w latach 1953–1956”. Całość zakończyła wspólna modlitwa przy muralu Żołnierzy Wyklętych oraz odśpiewanie hymnu państwowego.

Cały artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” znajduje się na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jarosława Wąsowicza SDB pt. „Abp Antoni Baraniak patronem Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych” na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zgadnij, kto to? Nie mogło go zabraknąć w ZChN. Potem był głównym taranem i żelazną pięścią polityki miłości PO

Przez 30 lat męczył Polaków swoją obecnością w polityce. Jako Marszałek Sejmu stał się trzecią osobą w państwie. Po skandalu seksualno-korupcyjnym jest szansa, że znajdzie się tam, gdzie jego miejsce.

Jan Martini

Mało kto dzisiaj pamięta, że był czas, kiedy w sondażu przeprowadzonym przez Grupę Trzymającą Sondaże Niesiołowski wygrał w kategorii osób, które Polacy najchętniej gościliby przy wigilijnym stole.

W powstałej w 1968 r. organizacji niepodległościowej Ruch, której jednym z liderów był Stefan Niesiołowski, po około 2-letniej działalności, w której uczestniczyło ok. 70 osób, nastąpiły aresztowania i podczas pierwszego przesłuchania, nie czekając na tortury, późniejszy marszałek „wsypał” swych kolegów (i narzeczoną!). (…)

Jest pewne, że w szafie pancernej jakiegoś płk. Lesiaka musiało być kilka teczek perspektywicznych przywódców. „Bolek” z pewnością miał dublerów. Sowieci nie mogli zaryzykować sytuacji, że hodowany przez nich latami kandydat np. zadławi się wymiocinami po libacji. Tak więc Rakoczy miał alternatywnego Kadara, Gottwald – Husaka itp. Czy Niesiołowski mógł być rozpatrywany jako „człowiek, który obali komunę”, czy miał szansę na pokojowego Nobla i orędzie w Kongresie USA? W każdym razie uważano Niesiołowskiego za „perspektywicznego”, bo został internowany w stanie wojennym w luksusowym ośrodku wypoczynkowym w Jaworzu na terenie poligonu drawskiego, nad jeziorem Trzebuń. Obok Niesiołowskiego zdobywali tu status pokrzywdzonego i inni późniejsi prominentni politycy III RP (Bartoszewski, Mazowiecki, Geremek, Komorowski, Celiński, Drawicz, Czuma). Skład osobowy internowanych w Jaworzu dowodzi, że ekipy kierownicze III RP były dobierane już w 1981 roku, co potwierdza opinię Anatolija Golicyna o wieloletnich przygotowaniach do „pierestrojki”.

Z sowieckiego punktu widzenia wiele cech kwalifikowało go na lidera – status ofiary komunistycznych represji, tytuł profesora, inteligencja, miła powierzchowność, słaby charakter, wysoki stopień tchórzliwości, no i „kompromaty” w postaci podania o złagodzenie kary.

W systemie radzieckim posiadanie w życiorysie jakiegoś „haka” jest niezbędnym składnikiem awansu – człowiek „czysty” nie gwarantuje pełnej sterowalności. Nic dziwnego, że już po polskiej „pierestrojce”, gdy na bazie środowiska politycznego Ruchu Młodej Polski (organizacji założonej i głęboko infiltrowanej przez SB) powstawała ZChN – partia, która „zabezpieczała odcinek wartości” i była „targetowana” na tradycyjny katolicki elektorat, nie mogło w niej zabraknąć Niesiołowskiego. Po wyczerpaniu się formuły ZChN ten „katolicki konserwatysta” odnalazł się w partii „europejskiej”, postępowej, gejowsko-liberalnej, a obecnie służy jako… ludowiec.

Cały felieton Jana Martiniego pt. „Dziwne losy Niesiołowskiego” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Martiniego pt. „Dziwne losy Niesiołowskiego” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Książka zrodzona z tęsknoty za Polską. „Tobie Polsko. Projekty kulturowe” – Ryszard Surmacz, stały autor „Kuriera WNET”

Mottem książki „Tobie Polsko. Projekty kulturowe” Ryszarda Surmacza mogą być słowa Jana Olszewskiego: „Nie da się stworzyć nowej historii Polski bez odtworzenia jej moralnych fundamentów”.

Stefania Mąsiorska

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to osobisty, indywidualny i emocjonalny styl tej opowieści o Polsce w kontekście geopolitycznym. Autor pokazuje nasze państwo na tle jego historii i szerszych układów politycznych i przywołuje wielkie nazwiska z naszych dziejów – od Pawła Włodkowica (średniowiecze) do Jana Pawła II. Tak powstał w książce poczet najwybitniejszych postaci naszego dziedzictwa kulturowego, które wpłynęły na losy Polski i Polaków i na myślenie autora.

Ryszard Surmacz świadom, że „po okresie dewastacji kulturowej, jakiej dokonał w nas komunizm i postkomunizm (III RP), staliśmy się ofiarami źle zorganizowanego państwa i stosownie do tego bałamutnego sposobu myślenia”, odsłania „niewolniczy sposób myślenia statystycznego Polaka, który nie wierzy, że ma prawo do interpretacji własnej przeszłości, do własnej polityki wewnętrznej i zagranicznej”.

Dlatego widzi konieczność ukształtowania na nowo naszych elit z nadzieją na odnalezienie przez nie właściwego miejsca Polski w historii i świecie, odszukanie właściwego punktu odniesienia do przeszłości Polski, zwłaszcza II RP, i pilną potrzebę opracowania kryteriów oceny PRL-u oraz poszukiwanie własnego, „bezdyskusyjnie naszego ośrodka siły jako punktu oparcia i warunku rozwoju”.

Tę nadzieję daje mu świadomość, że „państwo polskie kilkakrotnie w swojej historii naprawiało swoją organizację i swoje elity”. Wiedząc, że „współcześni Polacy mają coraz większy problem z poczuciem świadomości kulturowej i postawą odpowiedzialności za jej rozwój”, poważną część swojej książki poświęcił programom: kulturowemu dla Polski, rewitalizacji kulturowej ziem odzyskanych, rewitalizacji kulturowej Ziemi Lubelskiej w oparciu o Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej. Proponuje też zorganizowanie Muzeum Polskiej Demokracji i zwraca uwagę na konieczność powstania „pełnowymiarowej polskiej gazety państwowej”. Cenne dla czytelnika w tej nieraz zawiłej, wymagającej koncentracji uwagi lekturze są kompozycyjne wsparcia w postaci: „podsumowań”, „streszczeń”, „zakończeń”.

Książka powstała w związku ze 100-leciem odzyskania niepodległości przez Polskę – z niepokoju, dumy i nadziei Polaka tęskniącego za kulturowym powrotem do „domu przodków”, za Polską „piękną, życzliwą i przyjazną dla wszystkich”, jak ta z lat 1980–1981.

Ryszard Surmacz, były reporter i historyk, pracował w kilku redakcjach krajowych i w lubelskim Oddziale IPN. „Obywatel” trzech polskich regionów geograficznych: ziem zachodnich, Śląska i Ziemi Lubelskiej. Autor ośmiu książek: „Znów tracimy Śląsk”, Lublin 1999; „Ostatnia na drogę”, Lublin 2004; „Rozmowy o… »grzechu pierworodnym«”, Lublin 2006; „Geopolityka”, Lublin 2008; „Powstania narodowe. Czy były potrzebne?”, Lublin 2009; „Wyrównać przechył. Program kulturowy dla Polski”, Lublin 2013; „Przeszłość dla przyszłości. Rozmowy o Polsce z prof. Anną Pawełczyńską”, Lublin 2015; (red.) „Z prądem czy pod prąd. Anna Pawełczyńska myśliciel społeczny”, Lublin 2017. Także autor ok. 1000 artykułów o tematyce kulturowo-społeczno-historycznej.

Cała recenzja Stefanii Mąsiorskiej pt. „Książka zrodzona z tęsknoty za Polską” znajduje się na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Recenzja Stefanii Mąsiorskiej pt. „Książka zrodzona z tęsknoty za Polską” na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W każdym wieku można w sobie odkryć pasję tańca, a przy tym nabyć dodatkowych, przydatnych w życiu umiejętności

Nasze dzieciaki bardzo szybko wiedzą, dokąd pójdą do szkoły średniej, co po maturze, bo nauczyły się zarządzania własnym czasem. Chcesz rozwijać pasje, nie możesz zaniedbywać obowiązków.

Aleksandra Tabaczyńska

Ofertę na rynku tanecznym można znaleźć dla wszystkich grup wiekowych. Jednak warto rozpocząć naukę tańca od dziecka. Przekonuje o tym Ewa Skrzypek – współwłaścicielka wolsztyńskiej szkoły tańca Latina, działającej od 2001 roku. Jej założycielem jest Rafał Skrzypek, dyplomowany instruktor tańca sportowego, a prywatnie mąż Ewy. (…)

Powinno się tańczyć, i to od najmłodszych lat. Wiadomo, dzieci potrzebują bardzo dużo ruchu. Jednak dobrze jest, gdy ten ruch służy nie tylko zaspokojeniu potrzeby, ale także podniesieniu wydolności. Innymi słowy – nabyciu lepszej sprawności fizycznej. Jestem nauczycielką i patrzę na dzieci także oczami wychowawcy.

Ruch to jedno; ważna jest także grupa rówieśnicza. Zabieramy nasze dzieci na obozy, na warsztaty, bo tam mamy możliwość wspierania rozwoju społecznego dziecka trochę inaczej niż w szkole. Nasi instruktorzy są zobligowani do tego, by szukać dróg dotarcia do każdego uczestnika. Mamy oczywiście swój system oceny umiejętności dziecka. Wiadomo, że musi być on sprawiedliwy, jednoznaczny i zrozumiały dla młodych tancerzy. Jednak w dziedzinie takiej jak taniec ta sprawiedliwość ma inny wymiar. Są dzieci sprawniejsze ruchowo, są tęższe, są wycofane, a są też przebojowe i utalentowane albo pracowite lub nie. Chodzi o to by każde z nich miało możliwość odniesienia jakiegoś sukcesu. Jednak sukces ten musi być wypracowany i realny. Na przykład nieśmiałe dziecko, które na co dzień stoi w trzeciej linii formacji tanecznej, musi mieć szansę na to, by je dostrzeżono i właściwie oceniono jego wysiłki. Wydaje mi się, że to nam wychodzi. Oczywiście zawsze szukamy też perełek. I często tak jest, że są to właśnie dzieci skryte, nieśmiałe, ale w oczach widać od razu to coś. To, czego szukamy.

Taniec jest to forma ruchu, kształtowania sylwetki, poczucia rytmu, ale nie tylko. Uczy też nawiązywania kontaktów, przełamywania się, elegancji ruchu, a także pewnej obyczajowości. Taniec towarzyski musi być elegancki, tancerze muszą wiedzieć, co oznaczają dobre maniery, i umieć je zastosować.

Czy taniec byłby atrakcyjny, gdyby nie wytworność ruchów czy szyk strojów? Z pewnością nie byłby tak widowiskowy. Te wszystkie elementy trzeba wypracować. Jest nam dużo łatwiej niż w szkole, bo nasze dzieci są zaangażowane i mają określone cele, ambicje, do czegoś dążą. To ważna platforma startowa, dzięki niej mamy szanse wypracować nie tylko figury taneczne, ale też pewną ogładę, której oczywiście wymagamy. Nauka tańca wymaga od tancerza dyscypliny. Nasze dzieciaki bardzo szybko wiedzą, dokąd pójdą do szkoły średniej, co po maturze, bo nauczyły się zarządzania własnym czasem. Chcesz rozwijać pasje, nie możesz zaniedbywać obowiązków. Trzeba pracować szybko i efektywnie. Nie ma czasu do stracenia. Nie da się udawać, że tańczysz. (…)

Uczniowie Latiny odnoszą sukcesy. Grupa hip-hopowa pod kierunkiem Łukasza Kukulskiego wystąpiła w 2011 roku na Międzynarodowym Dziecięcym Festiwalu Piosenki i Tańca w Koninie, gdzie zdobyła „Złoty Aplauz”. W roku 2015 Jan Nowak i Zofia Hasik zostali brązowymi medalistami Mistrzostw Polski w tańcach standardowych. W kategorii tańców towarzyskich Bartosz Wysocki i Amelia Kaczmarek uzyskali wicemistrzostwo Polski w 10 tańcach w latach 2015 i 2016. Karol Śledź i Maja Olbińska uzyskali tytuł Mistrza Polski w tańcach standardowych w roku 2017. (Maja tańczy w Latinie już od swych pierwszych kroków tanecznych). Miłosz Drzewiecki i Oliwia Telesz zostali trzykrotnymi medalistami mistrzostw Polski w tańcach standardowych w latach 2016, 2017 i 2018.

Cały artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Latina – wolsztyńska szkoła tańca” znajduje się na s. 8 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Latina – wolsztyńska szkoła tańca” na s. 8 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wiedza o tym, że Polska jest krajem dzikim, jest dość pospolita / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 57/2019

Heteronormatywni, patriarchalni mężczyźni zwykli byli bijać swe żony w niedzielę po powrocie z kościoła (bicie przed mogłoby pozostawić ślady). Osoby homoseksualne i inne mniejszości są prześladowane

Jan Martini

Postęp zewnętrznie wspomagany

Wiedza o tym, że Polska jest krajem dzikim, jest dość pospolita. Zamieszkuje ją ludność wyznająca w większości dość starą (by nie powiedzieć – przestarzałą) religię katolicką, a przemoc w rodzinie nie należy do rzadkości. Heteronormatywni, patriarchalni mężczyźni zwykli byli bijać swe żony w niedzielę, po powrocie z kościoła (bicie przed mogłoby pozostawić ślady). Osoby homoseksualne i transpłciowe, a także mniejszości etniczne niekiedy podlegają prześladowaniom.

Kilka dni temu w telewizji BBC pani ekspert mówiła o problemach europejskich Żydów – we Francji 200 tys. osób rozważa emigrację, gdyż nie czują się w kraju bezpiecznie. Jej zdaniem zagrożeni są także Żydzi na Węgrzech i w Polsce, z uwagi na brak praworządności i skrajnie nacjonalistyczne rządy. Prawdopodobnie z tego względu Polacy pochodzenia żydowskiego preferują pracę w gmachach dobrze strzeżonych typu ministerstwa czy banki. Sytuacja musi być poważna, bo sam Kongres USA wydał uchwałę zwalczającą europejski antysemityzm (Combating European Anti-Semitism Act), która zobowiązuje do składania corocznych sprawozdań o incydentach antysemickich i bezpieczeństwie europejskich wspólnot żydowskich. Zatroskane sytuacją w Polsce kraje sąsiednie (i te dalej położone) nie żałują pieniędzy swych podatników na rozmaite „organizacje pożytku społecznego”, usiłując pomóc w budowie polskiego społeczeństwa otwartego. Wspierane są również, choć może tylko moralnie, partie polityczne o właściwym programie i politycy wzbudzający zaufanie.

Palikot 1.0

Jednym z takich polityków był niegdysiejszy wiceprzewodniczący PO – Janusz Palikot. To on, popierając „spontaniczną inicjatywę na facebooku dwóch studentów” zorganizował „Dzień bez Smoleńska” („ludzie mają dość żałoby, obrzucania się epitetami”). Rzecznikowi SLD Tomaszowi Kalicie pomysł wydawał się znakomity: „Poszedłbym jeszcze dalej i zaproponował Dzień bez Jarosława Kaczyńskiego. Bo to, co wyrabia ten człowiek o paranoidalnej osobowości, przerasta ludzkie pojęcie. Na pewno chętnie przyłączymy się do akcji”. Na ulice miast wyszło setki aktywistów w pomarańczowych koszulkach. Szybko zebrano 100 tys. podpisów, aby 3 lutego 2011 był „Dniem bez Smoleńska”. Powodzenie akcji przekonało inwestorów i już w kwietniu powstała partia, która odniosła ogromny sukces rynkowy, stając się trzecią siłą polityczną z 10-procentowym poparciem. Rządzącej Platformie, skrępowanej „chadecką kotwicą”, na rękę było powstanie „lewej nogi” i obecność w sejmie czterdziestu nowych „szabelek”.

Radykalne zmiany poglądów wśród polityków i dziennikarzy są częste i może wynikają z doświadczenia życiowego czy dojrzewania, choć tłumaczenie spiskowe też ma sens (po wstępnym uwiarygodnieniu osobnik zostaje odpalony i przystępuje do działalności właściwej).

Szczególnie spektakularna była przemiana Palikota – absolwenta KUL, wydawcy konserwatywnego tygodnika „Ozon”, w którym krytykowano aborcję i homoseksualizm. Pewnego dnia stał się on „zoologicznym” antyklerykałem i entuzjastą „świeckiego państwa”.

W 2012 roku polityk z wielkim hukiem oficjalnie wystąpił z Kościoła, przybijając akt apostazji do drzwi katedry. Natomiast bez zbędnego rozgłosu przeszedł na judaizm i został wprowadzony do żydowskiej loży B’nai B’rith (masoni preferują dyskrecję). Warunkiem konwersji jest konieczność obrzezania się, więc Palikot musiał być bardzo zmotywowany, poświęcając tak funkcjonalny element swojego przyrodzenia. Polityk był przewodniczącym komisji „Przyjazne państwo”, która to komisja ponoć była dość przyjazna dla lobbystów. Dlatego gdy grupa ekspertów pod kierownictwem min. Rostowskiego i jego społecznej konsultantki (bardzo bliskiej znajomej red. Michnika) tworzyła dziurawe regulacje vatowskie, zwolennicy spiskowej teorii dziejów dostrzegli w tym syjonistyczny „skok na kasę”.

Po klęskach wyborczych w 2014 roku Ruch Palikota przestał istnieć i nie uratowało partii mianowanie jako drugiego lidera Nowackiej (nie mylić z Nowicką – podobnej proweniencji i konduity). Gdy przez roztargnienie polityk zapomniał wpisać samolotu w deklaracji podatkowej, życzliwy sąd uznał, że „Palikot jako filozof nie przywiązuje wagi do dóbr materialnych”. Obecnie jednak, już teraz jako Żyd, posiada „kiepełe” (głowę do interesów) i ma widać na względzie wartości materialne, gdyż przez 3 lata pobierał wielomilionowe sumy z budżetu na działalność faktycznie nieistniejącej partii.

Palikot 2.0

Ekstremalnie postępowy elektorat nie był zbyt długo osierocony, bo niemal natychmiast pojawił się „Rumun Tuska” – Ryszard Petru. Scenariusz został dokładnie powtórzony – huczna konwencja z udziałem wielotysięcznych tłumów, entuzjastyczne artykuły w prasie krajowej i zagranicznej o „charyzmatycznym ekonomiście”, sondaże witające „trzecią siłę polityczną” i sukces wyborczy. Platforma Obywatelska, której pewnych rzeczy robić nie wypada („chadecka kotwica”) z radością powitała swoją kolejną „lewą nogę” w postaci tym razem 28 wojowniczych „szabelek” w sejmie. Gdy w lipcu 2015 roku do Warszawy przyjechała Victoria Nuland – szefowa Biura ds. Europy i Eurazji w amerykańskim Departamencie Stanu, (wg. Wikipedii „urodzona w znanej rodzinie żydowskich prawników”) – spotkała się tylko z przywódcą Nowoczesnej. Musiała coś obiecać panu Ryśkowi, bo ten wkrótce oświadczył, że „będzie następnym premierem tego kraju”. Ale jak mieć dystans do siebie, kiedy zobaczy się sondaże, z których wynika, że politykiem, któremu najbardziej ufają Polacy jest… Petru („Duda trzeci, Szydło szósta”)?

Wydaje się, że perspektywiczni mężowie stanu powinni jednak być przeszkoleni w zakresie polskich kodów kulturowych. Kandydat na przywódcę musi wiedzieć, kiedy Polacy dzielą się jajkiem, a kiedy opłatkiem, że królów jest trzech, że na wigilię nie je się pasztetu itp.

Przywódcy lewicowo-liberalni nie wiedzą, że katolicyzm jest istotnym składnikiem polskiej świadomości narodowej, że Kościół stanowi o ciągłości naszej wspólnoty narodowej, że pomógł przetrwać rozbicie dzielnicowe, rozbiory, okupacje i komunistyczne zniewolenie. Gdy wymordowano nam 70% elit, to właśnie księża stali się zastępczą szlachtą. Ale o tym politycy w rodzaju Biedronia czy Nowackiej nie wiedzą, bo nie wynieśli tego z domu, nie usłyszeli na lekcjach historii i nie przeczytali w „Wyborczej”. Dlatego łatwo im mówić o świeckim państwie i żądać rozdziału Kościoła od państwa, równocześnie nie widząc niestosowności w paleniu świec chanukowych w urzędach. Gdyby znali treść modłów podczas rytuału – dalekich od tolerancji i eukumenizmu, proszących Boga o zatracenie niewiernych „hamanów” – może mniej chętnie zakładaliby jarmułki.

Palikot 3.0

Ponieważ dokonania Petru okazały się rozczarowujące, nie czekając na jego ostateczny upadek, zaczęto lansować następcę (postępowy elektorat nie powinien być zbyt długo osierocony). W prasie niemieckiej już od 2016 roku ukazywały się reportaże o błyskotliwym samorządowcu ze „starego miasta Stolp”, gdzie przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Polski, aby zawrzeć ślub przed obliczem charyzmatycznego mera. Robert Biedroń – trwale wyposażony w czarujący uśmiech (nomen omen ‘gay’ po angielsku znaczy ‘wesołek’) – został politykiem głównie ze względu na swoją nieheteronormatywną orientację seksualną (co kiedyś uchodziło za przypadłość, dziś jest zaletą). I znów scenariusz został dokładnie powtórzony – wiwatujące tłumy na konwencji, entuzjazm mediów, sondaże zapowiadające narodziny „trzeciej siły politycznej” itp. Trudno zrozumieć, dlaczego osobom homoseksualnym (takim jak Biedroń czy przywódczyni Strajku Kobiet) tak bardzo osobiście zależy na „aborcji na życzenie dostępnej dla każdego”.

„Wszystkie środki, które służą ograniczeniu rozrodczości, powinny być tolerowane albo popierane. Spędzenie płodu musi być na pozostałym obszarze Polski niekaralne. Środki służące do spędzania płodu i środki zapobiegawcze mogą być w każdej formie publicznie oferowane, przy czym nie może to pociągać za sobą jakichkolwiek policyjnych konsekwencji. Homoseksualizm należy uznać za niekaralny”. Nie jest to fragment z programu partii Wiosna, tylko rozporządzenie niemieckich władz okupacyjnych z 1940 roku.

Dalej też jest ciekawie: Na roboty do Rzeszy należy wysyłać w pierwszym rzędzie Polaków żonatych. Przez to bowiem rozrywa się rodziny, co spowoduje, przy dłuższym tam zatrudnieniu, wydatne zmniejszenie liczby urodzeń. Na skutek zarządzeń godzących w rodzinę i jej sytuację gospodarczą zawierano by małżeństwa dopiero bardzo późno, a i potem Polacy zmuszeni byliby świadomie ograniczyć liczbę potomstwa. (…) Natomiast Żydzi otrzymaliby nieco więcej wolności, przede wszystkim w zakresie kulturalnym i gospodarczym, tak że niektóre decyzje w sprawie zarządzeń administracyjnych i gospodarczych następowałyby przy współudziale żydowskiej ludności. Pod tym względem polityki wewnętrznej rozwiązane to oznaczałoby jeszcze silniejsze gospodarcze skrępowanie Polaków przez Żydów.

Wylęgarnia talentów politycznych

Zacofanie najdłużej utrzymuje się na terenach trudno dostępnych, takich jak błota Polesia czy krzaki Podkarpacia, natomiast postęp dociera przez miasta. Zwłaszcza takie, w którym są ogromne konsulaty Niemiec – np. Gdańsk czy Wrocław, gdzie w konsulacie pracuje ponoć 800 osób. W Gdańsku władza centralna obecna jest jedynie symbolicznie – można powiedzieć, że siedzi w piątym rzędzie, jak prezydent i premier na pamiętnym pogrzebie. Na pytanie, kto rządzi, Grzegorz Braun odpowiada: mafie, loże i służby. Mało kto wie, że Gdańsk obok Brukseli jest głównym centrum masonerii w Europie – są tu obecne loże wszystkich obediencji. Do masonów nie można się tak po prostu zapisać – trzeba zostać wprowadzonym. Nawiasem mówiąc, procedury są podobne do tych, które obowiązywały przy wstąpieniu do partii komunistycznej, a więc innej organizacji hierarchiczno-mafijnej. Parę szczegółów ze strony internetowej wolnomularstwa:

Procedura wstępowania do wolnomularstwa jest długa i dość skomplikowana. Po wyrażeniu zgody i rozmowach kwalifikacyjnych profan, czyli kandydat do wolnomularstwa, musi poddać się ocenie aktywnych masonów, którzy według określonej procedury wyrażają swoją opinię na temat danej osoby – czy spełnia formalne, a także intelektualne kryteria i czy będą mieć do niej zaufanie. Dopiero potem odbywa się ceremonia inicjacji i zapoznanie z braćmi. Pojawiają się wtedy nie tylko przywileje, ale i obowiązki. Należy do nich m.in. zachowanie dyskrecji i wzajemne wspieranie w potrzebie. Większość z nas nie ma szans na członkostwo, bo trzeba być „osobą o trwałych przekonaniach liberalnych, osobą tolerancyjną, życzliwie nastawioną do świata i otoczenia”. Z tego względu (a także na „intelektualne kryteria”) nam, prostym Polakom, pozostaje raczej Klub Gazety Polskiej.

Wyjątkowość Gdańska wynika z faktu, że nastąpiła tu tzw. wstępna akumulacja kapitału, który napływał w latach 80. jako pomoc dla podziemnej Solidarności. Pomoc ta była nieszczęściem związku, bo SB opanowała kanały łączności z Zachodem i śledziła obieg pieniędzy. Pieniądze te posłużyły do korumpowania i szantażowania działaczy, którzy stawali się w końcu tzw. konstruktywną opozycją z perspektywą pięknej kariery w „wolnej Polsce”. Można sobie tylko wyobrazić, że posiadanie „swojego” ministra (czy decyzyjnego wiceministra) dla funkcjonariusza to złota żyła.

Nie trzeba było nikogo werbować, co zostawia papierowy ślad. Wystarczyła tylko przyjaźń (nawet szorstka) między funkcjonariuszem a usidlonym solidarnościowcem. I takie jest prawdopodobnie źródło bardzo licznych „talentów politycznych” pochodzących z Gdańska.

Jaruzelski wiedział, co mówi, wspominając o aureolach, które mogą pospadać. Myślę, że właśnie z tego względu rozmowy między SB a opozycją zaczęły się na Wybrzeżu bardzo wcześnie – na 6 lat przed Magdalenką. Wiadomo o całonocnym spotkaniu w hotelu Heweliusz z Ruchem Młodej Polski w marcu 1983 roku. Więcej szczegółów zawiera audycja „Pod prąd” J. Zalewskiego: Mieczysław Wachowski zaproponował rozmowy z władzą Darkowi Kobzdejowi w kwietniu 84 roku. Darek odmówił, wiem, że na takie rozmowy chodzili Bogdan Lis i Jacek Merkel. Chodzili za zgodą i wiedzą Lecha Wałęsy, który to potwierdził (relacja Zenona Kwoki). Przechwytując kanały łączności, komunistyczne służby zastosowały dokładnie taką samą metodę jak przy likwidacji WiN w latach czterdziestych.

Ale SB nie musiała niczego przechwytywać, bo sama utworzyła Biuro Solidarności w Brukseli pod kierownictwem Jerzego Milewskiego (TW Franciszek) – późniejszego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego (!) za prezydentury Wałęsy i Kwaśniewskiego. Do brukselskiego biura wpływały wielkie pieniądze na pomoc dla Solidarności od różnych zachodnich central związkowych, a także od Polonii i od dobrych ludzi na Zachodzie. Pieniądze te woził do Gdańska Zdzisław Pietkun (TW Irmina) – członek Ruchu Młodej Polski – i przekazywał Bankierowi – Jackowi Merkelowi (zbieżność nazwisk z Angelą prawdopodobnie przypadkowa).

Ciekawy szczegół – gdy czerwcu 1992 roku Antoni Macierewicz przekazał w zalakowanej kopercie Donaldowi Tuskowi wykaz agentów w klubie KDL, reakcją Tuska był telefon do Merkela, aby natychmiast przyjechał. A więc była to reakcja typu „biją naszych, potrzebna pomoc”.

Dziś wiemy, że Tusk nie jest człowiekiem gorszącym się donosicielstwem. W latach 90. wielokrotnie podnoszono sprawę rozliczeń z „podziemnych” pieniędzy, ale zawsze odpowiedzią Borusewicza i ówczesnych władz związku było twierdzenie o niemożliwości prowadzenia dokumentacji w warunkach konspiracyjnych i zapewnienia, że pieniądze wydane były na cele statutowe. Wiem z pierwszej ręki, że do nieodległego regionu „Pobrzeże” w Koszalinie i regionu szczecińskiego nie dotarł nawet złamany dolar. Ewa Kubasiewicz nakreśliła smętny obraz gdańskiego podziemia: Borusewicz tak kierował tym podziemiem, że jak ja wyszłam z więzienia, to był maj 83 roku, prasa wybrzeżowa nie istniała. Dlatego, że nie było sprzętu, nie było pieniędzy, nie było papieru, nie było pomieszczeń, nie było niczego. A sprzęt był chowany po piwnicach. Andrzej Gwiazda otrzymał informację od ludzi z Norwegii, że do Gdańska przyszło 70 fotokopiarek, których nikt na oczy nigdy nie zobaczył. On rozbił moim zdaniem całe gdańskie podziemie, stworzył podziały między ludźmi.

Temat „podziemnych” pieniędzy do bezpiecznych nie należy – członek zarządu regionu Samsonowicz został „samobójcą”, próbując dociec, co się dzieje z konspiracyjną kasą. Śmierć Jana Samsonowicza – dochodził rozliczeń, a pieniądze szły niemałe, bo były to miliony dolarów. Aleksander Hall, który cały czas twierdził, że to jest samobójstwo, razem z Bogdanem Borusewiczem, Bogdanem Lisem i Marianem Świtkiem byli najwyższą władzą w regionie i rozpatrywali śmierć Samsonowicza, i ją utajnili – potwierdzili wersję esbecką. Ja uważam, że Borusewicz ukrywa zbrodnię. Mam nadzieję, że taka osoba w państwie jak marszałek senatu zechce w końcu wyjaśnić tę kwestię (Zenon Kwoka).

W latach 80. średnia pensja stanowiła równowartość 20 dolarów. Napływające sumy trafiały prawdopodobnie do kilkudziesięciu osób. Z czasem wokół „jądra” pojawił się wianuszek zaprzyjaźnionych biznesów i w ten sposób powstał „układ gdański”. Prawdopodobnie te środowiska spotykają się na hucznie urządzanych co roku imieninach noblisty. To w Gdańsku otwarto Muzeum II Wojny Światowej z ekspozycją ukazującą wydarzenia z „perspektywy europejskiej” („obiektywnej”), z której wynika, że Niemcy były największą ofiarą wojny. Tylko w Gdańsku możliwy był pogrzeb gangstera Nikosia z udziałem biskupa. Tylko w Gdańsku można było złożyć w prestiżowej świątyni prochy człowieka, który był nawet dla Platformy takim obciążeniem wizerunkowym, że zdecydowano się wystawić innego kandydata. Sama uroczystość (z udziałem mułły i rabina) zgromadziła tylu wrogich Kościołowi grzeszników-żałobników, że świątynia mogła ulec desakralizacji. Czy nie należałoby powtórnie konsekrować budynku? Trudno zrozumieć decyzję arcybiskupa Głodzia.

Sam hierarcha od lat podlega żarliwym atakom „Gazety Wyborczej”, co by wskazywało, że jest przyzwoitym człowiekiem, jednak eminencja jest wysoko notowany w IPN – gorliwie ewangelizował zarówno funkcjonariuszy SB, jak i „wojskówki”. Niektórzy mają też za złe temu znanemu z mocnej głowy biskupowi, że rozpił prezydenta Kwaśniewskiego i premiera Oleksego (Cz. Kiszczak: „mieliśmy świetne stosunki z Kościołem”).

Ponosimy konsekwencje braku lustracji w Kościele, a temat ten jest taktownie przemilczany w mediach wszystkich nurtów. Na pamiętnej uroczystości żałobnej dziwaczną homilię wygłosił dominikanin o. Wiśniewski. Są ludzie, którzy znają zakonnika z lat 80., gdy pracował w duszpasterstwie akademickim we Wrocławiu, później działał w analogicznej placówce w Gdańsku. Niewątpliwie był wtedy pasterzem z pokolenia JP II. Niestety po 9-letnim pobycie w Petersburgu wrócił odmieniony (podmieniony?) – zaczął pisywać w agorowym „Tygodniku Powszechnym” i podczytywać „Wyborczą”. Znajomy dominikanin z Poznania twierdzi, że „dominikanie zostali przejęci”. Czy o. Wiśniewski został przejęty?

Szokujące wydarzenie gdańskie nasuwa wiele wątpliwości, ale czy mają one szansę na wyjaśnienie, jeśli śledztwem zajmują się ludzie, którzy mogą być częścią układu? Dlaczego zamiast natychmiast zawieźć rannego do pobliskiego szpitala, przez 20 minut reanimowano go za parawanem? Co robił tam jakiś ambulans z ratownikami ubranymi w białe (przeciwchemiczne?) kombinezony? Czy podczas trwającego sekundę kontaktu zabójcy z ofiarą możliwe było zadanie 3 ciosów? Dlaczego pozwolono zabójcy na wygłoszenie manifestu zamiast wyłączyć mu mikrofon? Na te i wiele innych pytań powinna znaleźć odpowiedź prokuratura (niestety gdańska).

Amerykańskie środowiska żydowskie oznajmiły, że był to akt antysemityzmu, bo prezydent Adamowicz „był przyjacielem Żydów”. Ciąg jest logiczny – faszyści najpierw świętują urodziny Hitlera, a teraz już mordują.

Równocześnie pogrążona w żałobie wdowa natychmiast rozpoczyna międzynarodową działalność polityczną, a w internecie krąży film, na którym sieroty dyskretnie chichoczą na uroczystości pogrzebowej. Jako człowiek długo pracujący w teatrach mam wyczucie teatralności pewnych sytuacji. Oglądając relację z feralnego wieczoru, nie mogłem oprzeć się wrażeniu jakiejś inscenizacji – realizacji precyzyjnie zaplanowanego scenariusza.

Rzymska zasada „qui prodest” mówi, że czynu dokonał ten, kto zyskał. Wiemy, kto zyskał i wiemy, że wydarzenie to było potężnym ciosem w rządzącą ekipę i Polaków.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Postęp zewnętrznie wspomagany” znajduje się na s. 3 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Postęp zewnętrznie wspomagany” na s. 3 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Teofil Paczyński – założyciel Ruchu Chorzów. Urodzony w Wielkopolsce Ślązak, polski patriota i działacz społeczny

Teofil Paczyński pod koniec lat 30. ponownie się ożenił i przeniósł się do Poznania. Nie udało się ustalić jego losów po wrześniu 1939 r. Pozostają do odkrycia przez pasjonatów historii Wielkopolski.

Roman Adler

Teofil Paczyński | Fot. domena publiczna

Urodził się 27 kwietnia 1876 r. w wielkopolskim Śremie jako syn Jana i Katarzyny z d. Łukomskiej. Miał brata Stanisława. Jan (Johann Paczynski) był synem Mateusza (Mathiasa) i Katarzyny (Kathariny) z d. Deptulskiej (wg „Księgi Parafialne Prus Wschodnich”). Po ukończeniu szkoły ludowej uczył się w śremskim gimnazjum do 6 klasy, jednak problemy finansowe rodziny zmusiły go do przejścia do szkoły handlowej. Od 1896 r. odbywał służbę wojskową w pruskim 47. Pułku Piechoty w Poznaniu. Po zakończeniu służby był kupcem tekstylnym w Śremie.

W 1903 r. przeniósł się na Górny Śląsk, a w 1905 r. osiadł w Bismarckhűtte (w dawnych Górnych Hajdukach) w mieszkaniu przy Kolmannstraße 17, w biało-niebieskiej – jak barwy założonego przez niego Klubu Sportowego „Ruch” – kamienicy (dziś – ul. 16 Lipca 19). W tym rejonie prowadził tekstylną działalność kupiecką, a także gospodę. Do dziś przy rogu ulic 16 Lipca i Hutniczej działa lokal „Pod Lustrami”, który powstał na miejscu jego dawnej restauracji. (…)

Kamienica Paczyńskiego | Fot. ze zbiorów autora

Do I wojny światowej Teofil Paczyński działał aktywnie w Towarzystwie Śpiewaczym „Słowik” i lokalnym gnieździe Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, a nawet sam zorganizował w Hajdukach oddział Zjednoczenia Zawodowego Polskiego. (…) Kiedy w listopadzie 1918 r. wybuchła rewolucja niemiecka, w Gdańsku współtworzył Związek Żołnierzy Polaków, który wydelegował go 2 grudnia na Zjazd Dzielnicowy w Poznaniu. Po Zjeździe wrócił na Śląsk i jeszcze w grudniu założył Radę Ludową w Wielkich Hajdukach. Z początkiem 1919 r. w bytomskim „Ulu” przed Józefem Dreyzą, Adamem Całką oraz Wincentym Wizą złożył przysięgę i wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Następnie w Hajdukach Wielkich i Świętochłowicach werbował do niej członków, gromadził broń i prowadził działalność wywiadowczą, jednocześnie nadal działając propagandowo poprzez Radę Ludową. (…)

Przed wybuchem powstania T. Paczyński wrócił nielegalnie do Świętochłowic i tam brał udział w walkach powstańczych. Po upadku I powstania śląskiego przedostał się ponownie do Sosnowca, gdzie wrócił do wcześniejszej pracy i awansował na podporucznika. Po październikowej amnestii wrócił w grudniu 1919 r. do Wielkich Hajduk, gdzie na początku 1920 r. został zgodnie z decyzją bytomskiego Polskiego Komisariatu Plebiscytowego kierownikiem miejscowego PKPleb. i na jego czele organizował oraz koordynował lokalnie polską akcję plebiscytową, jednocześnie działając w POW GŚl.

Gdy 27 stycznia 1920 r. PKPleb. z inicjatywy śląskiego działacza sportowego Alojzego Budnioka wystosował apel o tworzenie nowych klubów sportowych na Górnym Śląsku, za zorganizowanie klubu w Hajdukach (z ramienia Komisariatu) odpowiadał T. Paczyński. (…)

Prawdopodobnie pochodził ze starego górnośląskiego rodu, który władał w okresie ponad dwustu lat Hajdukami Górnymi. Ostatni z owych hajduckich Paczyńskich, Ignacy, był ich właścicielem do 1790 r.

T. Paczyński namówił kilku graczy i działaczy sportowych do wystąpienia z klubu Bismarckhütter Ballspiel Club i dzięki jego staraniom 22 lutego na zebraniu nowo powstających klubów w bytomskim hotelu „Lomnitz” (siedzibie PKPleb.) pojawił się Bernard Skop reprezentujący Hajduki/Bismarkhutę. (…)

T. Paczyński był pierwszym faktycznym prezesem klubu „Ruch” Bismarkhuta/Wielkie Hajduki. Po wywołanej II powstaniem przerwie jesienią 1920 r. klub zwyciężył w rozgrywkach o mistrzostwo obwodu królewskohuckiego, awansując tym samym do tworzonej właśnie 14-zespołowej Klasy A.

W styczniu 1921 r. w związku z przygotowaniami do ostatecznej konfrontacji o Górny Śląsk T. Paczyński zrezygnował z funkcji prezesa „Ruchu”. Podczas III powstania był komendantem placu w Wielkich Hajdukach/Bismarkhucie, a 26 czerwca 1922 r., już jako ławnik gminny, przed wielkohajduckim ratuszem witał obejmujący Wielkie Hajduki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej pododdział Wojska Polskiego.

Cały artykuł Romana Adlera pt. „Wielkopolanin na Śląsku. Teofil Paczyński” znajduje się na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Romana Adlera pt. „Wielkopolanin na Śląsku. Teofil Paczyński” na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poznańska Manifa 2019: stereotypowe postulaty, niska frekwencja i 87 kontrdemonstracji blokujących przemarsz feministek

Hasło przewodnie brzmiało „Ani pana, ani plebana, to my jesteśmy rewolucją”. Żal dziewczyn, które w ostatnią sobotę karnawału manifestowały hasła gwarantujące niepowodzenie życiowe i frustracje.

Aleksandra Tabaczyńska

W tym roku poznańskie feministki zmuszone były zrezygnować z tradycyjnej dla nich formy demonstracji, czyli przemarszu przez centrum miasta. Okazało się bowiem, że blisko sto różnych organizacji zgłosiło swoje manifestacje w różnych częściach Poznania, i to w ciągu dwóch kolejnych tygodni. Na 2., 3., 7. i 8. marca zarejestrowano 87 kontrdemonstracji, blokujących kluczowe miejsca miasta od godzin porannych do późnowieczornych. „To rekordowa liczba kontrmanifestacji zarejestrowanych tylko po to, aby uniemożliwić nasze wspólne święto solidarnej kobiecej walki” – taką informację można było przeczytać na portalu społecznościowym Manify 2019. Osobiście jestem pełna podziwu dla wszystkich, którzy zadali sobie ten trud, bo był on również przyczyną, a może usprawiedliwieniem dla środowisk feministyczno-lewicowych, niskiej frekwencji na tym specyficznym pokazie poglądów. Jak oszacowała policja, w zgromadzeniu brało udział około 300 osób i trwało ono dwie godziny.

Także 2 marca, w sobotę po południu manifestantki zgromadziły się na Ostrowie Tumskim, przed poznańską katedrą, aby zaprezentować swojej postulaty. Hasło przewodnie brzmiało „Ani pana, ani plebana, to my jesteśmy rewolucją” – cokolwiek to oznacza. Oczywiście stereotypowo postulaty były związane z dostępem do aborcji na życzenie, „przemocą ze strony Kościoła i państwa” oraz nierównościami społecznymi dotykającymi, w przekonaniu organizatorów, kobiety. Stała też pani z kartonem, na którym widniał napis: „apostazja info punkt”.

Czy tego rodzaju postrzeganie świata rzeczywiście jest w interesie kobiet? To oczywiście pytanie retoryczne, bo każda kobieta wie, że fajnie być mamą. Fajnie – to bardzo oszczędne określenie ogromu radości towarzyszących macierzyństwu, małżeństwu, a więc rodzinie. Jest to radość, jakiej nie da się uzyskać na innych polach, choćby zawodowym. Zresztą rodzina i życie zawodowe pięknie się uzupełniają.

Większość matek, gdy myśli o swoim dziecku i jego przyszłości, chciałoby, żeby miało ono męża/żonę, a nie żyło w związku partnerskim. Zwyczajnie marzymy, by było kochane do grobowej deski przez współmałżonka i żeby mogło doznać wszystkich tych wspaniałych emocji, jakie niesie bycie rodzicem.

A to zapewnia małżeństwo – w rozumieniu nie tylko stanu cywilnego, ale też sakramentu. Niewyszukanie pragniemy, żeby – gdy nas, rodziców, zabraknie – nasze córki i synowie mieli oparcie we własnej kochającej i stabilnej rodzinie.

Cieszy też bardzo, że rodzina w rozumieniu konserwatywnym staje się po prostu modna. Właściwie można by zaryzykować stwierdzenie, że wracamy do korzeni, pomimo nachalnej propagandy środowisk lewicowych i feministycznych. Świadczy o tym także tegoroczne skuteczne zablokowanie przez poznaniaków przemarszu Manify. Żal tych dziewczyn, które w ostatnią sobotę karnawału stały i manifestowały hasła gwarantujące niepowodzenie życiowe i frustracje. I te panie oraz kilku panów, tkwiąc przez dwie godziny na placu pod poznańską katedrą, niechcący pokazali, że próby szukania szczęścia tam, gdzie go nie ma, zawsze kończą się tym samym. Powrotem do prawdy – bo otwarte wrota świątyni były tylko o krok od demonstrantów.

Felieton Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Manifa” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

List otwarty do p. Ambasador USA Georgette Mosbacher Piotra Andrzejewskiego i Adama Sandauera na s. 5 marcowego „Kuriera WNET”, nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W naszej części Europy mamy te same problemy dotyczące mediów i wolności słowa, i prawie nic o nich nawzajem nie wiemy

Szczególnie niepokojące jest to, iż stałą praktyką w naszych krajach stało się czerpanie wiedzy o stanie wolności mediów – nawet u bliskich sąsiadów – z raportów międzynarodowych organizacji.

Jolanta Hajdasz

Chorwacja: „Nie mamy mediów, które mówią głosem naszego narodu”, Rumunia: „Nasze społeczeństwo jest konserwatywne, ceni tradycję i rodzinę, a media u nas są liberalne. Opisują świat, jakby chciały nas pozbawić tożsamości”. Węgry: „Mamy w nosie rankingi wolności mediów robione na Zachodzie, są tendencyjne i nic więcej, tylko chcą szkodzić Węgrom”. Czechy: „Media mają zabarwienie liberalno-lewicowe, także media publiczne, a na rynku brakuje tytułów konserwatywnych, społeczeństwo jest raczej konserwatywne, ale brakuje dla niego oferty”.

Skąd my to znamy? – chciałoby się powiedzieć. Z tym naszym światem medialnym jest coś nie tak… Okazuje się, że nie tylko Polacy mają takie wrażenie. Rozmowy z dziennikarzami z krajów naszej części Europy są zdumiewające, chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy z tego, co usłyszymy. Że mamy te same problemy dotyczące świata mediów i wolności słowa i że prawie nic o nich nawzajem nie wiemy. Wiedza w Polsce o czeskich, węgierskich, rumuńskich, chorwackich czy słoweńskich mediach pochodzi głównie z… „Gazety Wyborczej”. Największa liczba korespondentów, najdłuższy okres funkcjonowania na rynku prasy i odpowiednie pozycjonowanie w wyszukiwarkach w sieci robi wynik. Na to samo źródło informacji trafia ktoś z zagranicznych mediów, gdy szuka czegoś o nas i o naszym kraju. Dlatego w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich postanowiliśmy opracować coś inaczej – nie wyszukując wszystkiego w internecie, nie opracowując wszystkiego zdalnie, tylko jak przez wielu laty – kontaktując się bezpośrednio z ludźmi, szukając rozmówców tam, gdzie wcześniej tego nikt nie robił Wyniki są zaskakujące. Pokazują realne problemy, jakie zrodziła kontrowersyjnie przeprowadzana w naszych krajach transformacja. Stąd pomysł na opracowanie specjalnego raportu o stanie wolności słowa w naszej części Europy, a konkretnie – w krajach Inicjatywy Trójmorza. (…)

Pomimo geograficznej bliskości, dziennikarze z krajów Inicjatywy Trójmorza mają niewielką (lub zgoła żadną) wiedzę na temat realizacji zasady wolności słowa w poszczególnych państwach, brakuje usystematyzowanych opracowań na ten temat. Szczególnie niepokojące w tej sytuacji jest to, iż stałą praktyką w naszych krajach stało się czerpanie wiedzy o stanie wolności mediów nawet u bliskich sąsiadów z raportów międzynarodowych organizacji, takich jak Freedom House czy Reporterzy bez Granic, których ustalenia – np. na temat stanu wolności mediów w Polsce – są wręcz niezgodne ze stanem faktycznym, a przy tym oparte są na niejasnych kryteriach oraz subiektywnych ocenach osób przygotowujących opracowania dla tych organizacji. (…)

CZECHY

(…) Nie da się mówić o mediach w Czechach, zapominając o kontekście politycznym, rządowym czy gospodarczym. Reporterzy bez Granic w swoim raporcie zwrócili uwagę, że w Czechach „koncentracja własności mediów osiągnęła stan krytyczny”. W kwestii religii dziennikarze uważają, że są niezależni. Mają prawo krytykować, ale mają szanować prawo i mówić prawdę. Dziennikarze mediów publicznych rozszerzają tę zasadę na rząd. Niby nie podlegają naciskom finansowym, ale np. unikają wydarzeń kulturalnych, których partnerem jest inne mocne medium.

Rozważając sytuację mediów i dziennikarzy w Czechach, należy zwrócić uwagę na największy problem, który dotknął tę sferę, czyli na oligarchizację mediów. (…) Ruch Babiša zapoczątkował proces oligarchizacji. Po nim kolejni oligarchowie sięgnęli po media na zasadzie dotrzymywania kroku. Jednak to, że poszczególne domy mediowe mają innych właścicieli, nie gwarantuje pluralizmu i wolności prasy. Dziennikarze zwracają uwagę na występujący w Czechach problem zbierania tzw. haków i nieujawniania ich. Poszczególne tytuły zbierają materiały na oponentów politycznych i nie publikują ich, trzymając konkurenta w szachu. Taka sytuacja nie wpływa dobrze ani na pracę dziennikarzy, ani na przejrzystość debaty w państwie.

Wszyscy zgodnie stwierdzają, że media w Czechach mają zabarwienie liberalno-lewicowe, także media publiczne, i brakuje na rynku tytułów konserwatywnych. Co ciekawe, stwierdzili, że społeczeństwo jest w znacznej mierze konserwatywne, ale brakuje dla niego oferty.

BUŁGARIA

Nadzwyczaj zgodne opinie prezentowane przez bułgarskich przedstawicieli mediów, z którymi spotkaliśmy się podczas wizyty studyjnej w Bułgarii, sprowadzają się do kilku prostych tez: Media bułgarskie są zdominowane przez magnatów medialnych, a władze państwowe stworzyły sobie bardzo przyjazny klimat informacyjny, co stawia dziennikarstwo w tym kraju w bardzo trudnej sytuacji. Rządzący finansują w sposób pośredni lub bezpośredni te media, które są im posłuszne, zaś dziennikarze liczą się z wymaganiami właścicieli, za którymi stoją władze. (…)

Media opozycyjne wobec władzy poddawane są silnej presji, w którą zaangażowane są instytucje państwowe (prokuratorskie, kontrolne i fiskalne). Jeśli do tego obrazu dorzucić bardzo słabą pozycję mają mediów lokalnych, finansowo zależnych od samorządów i oligarchów, pluralizm w sferze medialnej jawi się jako bardzo ograniczony. Najdobitniej pokazują to wyniki ankiety (2017 r.) przeprowadzonej wśród 200 dziennikarzy przez AEJ-Bulgaria i Fundację Ameryka dla Bułgarii.

Aż dwie trzecie respondentów oceniło stan wolności słowa w tym kraju jako zły (42,4%) lub bardzo zły (27,8%). Ocenę dostateczną postawiło 25,5%, zaś dobrą zaledwie 4,5% (bardzo dobrej brak).

SŁOWENIA

Z zebranych informacji wynika, że media słoweńskie w większości są finansowane przez kapitał rosyjski i węgierski, najprawdopodobniej właśnie do tych krajów odprowadzane są podatki. Jednak struktura właścicielska jest całkowicie nieprzejrzysta, trudno prześledzić przepływy finansowe. Dziennikarze mówią, że największy wpływ na media ma słoweńska lewica, a najtrudniejsze są nie polityczne, ale ekonomiczne naciski ze strony właścicieli mediów i „kolegów” należących do innej opcji politycznej. Istnieje oczywisty związek między właścicielami a sposobem raportowania.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa w Europie Środkowo-Wschodniej” znajduje się na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa w Europie Środkowo-Wschodniej” na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Raport” fundacji „Nie lękajcie się” na temat pedofilii w polskim Kościele nie jest ani rzetelny, ani prawdziwy

Raport ma nikłą wartość merytoryczną, stanowi zbiór nieopracowanych i niepoddanych krytycznej analizie wycinków prasowych przede wszystkim z „Gazety Wyborczej”. Świadczy o ignorancji jego autorów.

Jolanta Hajdasz

CMWP SDP zaapelowało do dziennikarzy o rzetelność i jak najdalej posuniętą ostrożność przy jego omawianiu w mediach, a Ordo Iuris ocenił jednoznacznie, iż „raport” ten w żaden sposób nie spełnia wymagań powszechnie stawianym tego typu opracowaniom. Przedstawione w nim tezy – zwłaszcza oskarżenia w stosunku do hierarchii kościelnej – nie zostały odpowiednio udowodnione, piszą obie instytucje. Na czym polega ta manipulacja? (…)

„Raport nt. naruszeń prawa świeckiego lub kanonicznego w działaniach polskich biskupów w kontekście księży sprawców przemocy seksualnej wobec dzieci i osób zależnych” fundacji „Nie lękajcie się” został opublikowany z datą 19 lutego 2019 r. Zawiera szereg nieprawdziwych, niepełnych i zmanipulowanych informacji oraz stawia bezpodstawne zarzuty polskim duchownym katolickim. Oficjalny protest przeciwko zawartym w nim informacjom wyrazili do dnia dzisiejszego przedstawiciele m.in. archidiecezji krakowskiej, wrocławskiej, warszawskiej i warmińskiej oraz diecezji rzeszowskiej, toruńskiej i opolskiej. „Raport” przede wszystkim wymienia nazwiska 24 polskich hierarchów, wśród nich dwóch kardynałów, którym zarzuca m.in. ukrywanie pedofilii. (…)

O tym, że opracowanie fundacji „Nie lękajcie się” jest kłamliwą manipulacją, świadczy także bardzo jednostronny dobór informacji o opisywanych w „Raporcie” zdarzeniach, w których całkowicie pominięto publikacje ukazujące się w mediach o innej niż liberalna i lewicowa orientacja światopoglądowa.

Wnioski, jakie na podstawie przeprowadzonych „analiz” wyciągają Autorzy tego „Raportu”, świadczą o ich całkowitej ignorancji wobec realnej skali i rzeczywistej reakcji polskiego Kościoła i jego hierarchów na wszelkiego rodzaju nadużycia seksualne, których miałyby się dopuszczać osoby duchowne – czytamy w stanowisku opublikowanym na stronie internetowej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności Prasy (cmwp.sdp.pl i sdp.pl).

Tę opinię potwierdziła także bardzo szczegółowa analiza prawna przeprowadzona przez prawników Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Raport ten stanowi zbiór dowolnie dobranych wycinków z materiałów prasowych oraz zawiera poważne błędy merytoryczne i metodologiczne – wskazują eksperci Instytutu w przesłanej do mediów analizie metodyki opisu stanów faktycznych będących podstawą opublikowanego raportu Fundacji „Nie lękajcie się” ws. nadużyć seksualnych duchownych w Polsce. Jak wskazują analitycy Ordo Iuris, w istocie raport ten stanowi zbiór dowolnie dobranych wycinków z materiałów prasowych oraz zawiera poważne błędy merytoryczne i metodologiczne – czytamy w dokumencie. Autorzy raportu ani razu nie wskazali na prawomocne wyroki sądów, odwołując się jedynie do doniesień medialnych, z których większość dotyczyła orzeczeń nieprawomocnych.

W tekście znajdują się przede wszystkim nawiązania do mediów, które zwykle niechętnie odnoszą się do Kościoła katolickiego, np. portal „Gazety Wyborczej” jest wymieniany 25 razy, a portal OKO.press 9 razy. Jako katolickie medium raz przywoływany jest „Tygodnik Powszechny” – wylicza Ordo Iuris.

Zauważa, że ani razu nie wskazano na znane w Polsce katolickie tygodniki opinii („Gość Niedzielny”, „Niedziela”, „Przewodnik Katolicki”), które obszernie informowały opinię publiczną o działaniach Kościoła związanych z walką z pedofilią. Nie pojawiają się również depesze Katolickiej Agencji Informacyjnej na bieżąco przekazującej wiadomości na ten temat. (…)

Tendencyjne przedstawianie trudnych i złożonych problemów społecznych jest manipulacją, która wprowadza w błąd odbiorców mediów. Takie działanie zagraża wolności słowa i psuje debatę publiczną. W demokratycznym kraju nigdy nie powinno mieć miejsca.

Analiza Instytutu Ordo Iuris dostępna jest na stronie internetowej: ordoiuris.pl, stanowisko CMWP SDP na stronie : cmwp.sdp.pl.

Jolanta Hajdasz jest dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Skandaliczny raport” znajduje się na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Skandaliczny raport” na s. 2 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Fake news w postaci sfałszowanego raportu wręczonego papieżowi / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” 57/2019

Autorzy „polskiego raportu” o pedofilii wśród duchownych znowu wykazali, że bez manipulacji nie mogą udowodnić żadnej ze stawianych przez siebie tez. Ich nierzetelność ujawnili Ordo Iuris i CMWP SDP

Jolanta Hajdasz

Ten „raport” to typowy fake news, czyli nieprawdziwa, zmanipulowana informacja. Zanim ktokolwiek zdąży się zorientować, że jest to informacja niepełna i kłamliwa, wszyscy o niej mówią, już coś o niej słyszą i czy chcą, czy nie, coś im zostanie w pamięci, nawet jeśli jest dokładnie odwrotnie, niż się to przedstawia.

Plaga współczesnych mediów powoduje, że coraz mniej im ufamy, ale przecież od nich nie uciekniemy, bo skądś wiedzę o otaczającym nas świecie trzeba brać.

Tym razem chodzi o tak wrażliwą sprawę, jak przestępstwa seksualne osób duchownych wobec nieletnich i polski raport na ich temat. Zanim ktoś zdążył się do niego odnieść i sprostować bardzo tendencyjnie dobrane i zestawione w nim informacje, wszystkie media obiegła wiadomość o 24 hierarchach z naszego kraju, którym autorzy opracowania zarzucają m.in. ukrywanie pedofilii i podejmowanie działań mających na celu tuszowanie tego przestępstwa. Zdjęcie, jak posłanka Joanna Scheuring-Wielgus wręcza papieżowi „raport”, powielono w setkach miejsc w internecie, zanim ktokolwiek zdążył przeczytać ten skandaliczny dokument. Celowo piszę „skandaliczny”, ponieważ dotyczy tak delikatnego problemu, jakim są przestępstwa seksualne wobec nieletnich i zawiera pomówienia dotyczące wielu zacnych duchownych.

Od kilku lat przestępstwo pedofilii stało się głównym narzędziem walki z Kościołem katolickim na świecie. Dlatego konieczne jest demaskowanie fałszu i kłamstwa, jakie przy poruszaniu tego tematu pojawiają się nawet w ogólnoświatowych mediach. Autorzy „polskiego raportu” o pedofilii wśród duchownych po raz kolejny wykazali, że bez manipulacji nie mogą udowodnić żadnej ze stawianych przez siebie tez. Jednoznacznie stwierdził to instytut Ordo Iuris, a Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP zaapelowało do dziennikarzy o rzetelność i jak najdalej posuniętą ostrożność przy jego omawianiu w mediach. Oficjalny protest przeciwko zawartym w „raporcie” informacjom wyrazili także przedstawiciele archidiecezji krakowskiej, wrocławskiej, warszawskiej i warmińskiej oraz diecezji rzeszowskiej, toruńskiej i opolskiej.

Posłanka Scheuring-Wielgus nie została nagrodzona za swoje poświęcenie dla sprawy, bo prominentny przedstawiciel Koalicji Obywatelskiej zapowiedział, że nie znajdzie się dla niej miejsce na listach wyborczych do PE, gdyż „poglądy posłanki Teraz! stanowią problem, szczególnie dla PSL”.

Widać więc wyraźnie, jak wielka to była medialna wrzutka i jak bardzo naciągnięty temat. Piszemy o nim szerzej w bieżącym numerze „Kuriera WNET”. Ta sprawa znakomicie ilustruje także drugi ważny temat, który poruszamy w tym numerze naszej gazety niecodziennej – wolność słowa w krajach naszej części Europy. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich postanowiło bowiem sprawdzić w kilku krajach na miejscu, co i jak mówią o swoich mediach i ich wolności i niezależności dziennikarze, którzy nie reprezentują tylko największych mediów głównego nurtu. Przeczuwaliśmy oczywiście, że problemy z wolnością słowa zapewne istnieją i że nie są to te problemy, o których grzmi „Gazeta Wyborcza”, ale nikt nie spodziewał się usłyszeć, iż w dzisiejszych czasach są w Unii Europejskiej kraje, gdzie „nie ma mediów, które mówią głosem narodu”. Tego nie byliśmy w stanie przewidzieć.

Zachęcam do lektury naszego wstępnego podsumowania raportu o wolności słowa w mediach w państwach Europy Środkowo-Wschodniej, nie publikowanego jeszcze nigdzie poza „Kurierem WNET”.

Media otaczają dziś każdego z nas, wkroczyły bez wątpienia we wszystkie dziedziny życia, warto więc znać i rozumieć mechanizmy ich funkcjonowania, finansowania, a także zagrożenia, jakie ze sobą niosą. Choćby po to, by żaden fake news nie pokierował kiedyś naszym życiem.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego