Pożegnanie (moje) z U2 – w oktawie 40. rocznicy premiery albumu „War”. Tomasz Wybranowski

W czasie ostatnich 10 – 15 lat modnie jest krytykowanie albo jak kto woli „jechanie” po grupie U2 jak „po łysej kobyle”. Jako wielki fan zespołu robię to znacznie dłużej a muzycy U2 dolewają paliwa,

Moja krytyka dublińczyków opiera się na straconych złudzeniach samego siebie, dojrzałości idącej z wiekiem i naiwnej wierze (jednak!), że U2 jeszcze nagrają znakomity album, który szczerze zauroczy i odmieni świat.

Od 1982 roku, kiedy jako dziesięciolatek po raz pierwszy usłyszałem nagranie „Gloria”, stałem się fanem U2. Ten stan trwa do dziś, bo grupa stała się bandem mojego życia, a i losy zawiodły na Szmaragdową Wyspę. Fakt wyjątkowości U2 dla mnie nie uwiera i nie przeszkadza, aby być wobec nich krytycznym. U2 przebyli wielką podróż w czasie i przestrzeni. Z nikomu nieznanych irlandzkich post – punkowych rebeliantów, którzy nie mieli nic prócz marzeń, stali się gwiazdami rocka najwyższego formatu.

Tomasz Wybranowski

 

Niestety ostatnie ich albumy jak „No Line On The Horizon”, „Songs of Innocence” a zwłaszcza „Songs of Experience” udowadniają tezę, że marka związana z nazwą U2, zasługi i dotychczasowy dorobek gwiazdorski nie zwalniają z obowiązku tworzenia po prostu dobrych piosenek.

 

 

Bono, The Edge, Adam Clayton i Larry Mullen junior uczynili swój specyficzny muzyczny świat i rozpoznawalny styl. Gitara Edge’a i jej dźwięki, urywane, cięte i drapieżne, przepełnione efektami poczciwego delaya czy reverba, zna każdy.

Bono, „rockowy apostoł” – jak czasami pisano o nim dawniej – obdarzony głosem pełnym pasji i zadziorności, był niedościgłym wzorem dla wielu wokalistów i jednocześnie poetów rockowych piszących z głębszym przesłaniem. Niezwykła sekcja Adam Clayton – Lary Mullen Jnr, czyli fundament równo odmierzająca melodyczna machina rytmu, stanowią szkielet U2. Oto stare i korzenne U2. Stare, niestety! Stare…

Pamiętam, jak czekałem w 2014 roku na album „Songs of Innocence” wierząc, że oto U2 dokona zwrotu przez rufę po raz czwarty w karierze. Niestety rozczarowałem się. Sam siebie pytałem (czemu dałem smutny wyraz w pewnej recenzji na portalu wPolityce.pl), jak jest możliwe, że legenda rocka nagrywa album odarty z jakiejkolwiek oryginalności, finezji czy muzycznych zaskoczeń, tak miłych uszom (i sercom) słuchaczy?

U2 stroi się w szaty cesarza z pamiętnej baśni, kiedy tak naprawdę są nadzy i niczego ożywczego i wartościowego na ostatnich albumach nie oferują. Chemia i braterska więź, o której wielokrotnie mówili w wywiadach muzycy U2, zniknęła jak poranna mgła, jak śnieg który czasem przyprószy majową trawę. A to właśnie dzięki braterstwu i wzajemności pragnień i marzeń o „swojej muzyce” stworzyli swój styl. Niepowtarzalny, jedyny i oryginalny, bo w młodości, nad granie coverów tych wielkich, woleli tworzyć swoją muzykę. Muzykę!!!

Teraz zostaje odcinanie kuponów od sławy, czego dowodem zestaw „Songs of Surrender”, który ukaże się 17 marca, w dniu św. Patryka patrona Irlandii.

 

„Songs of Surrender” to zestaw szlagierów U2 znanych z poprzednich płyt nagranych na nowo, czasami ze zmienionymi aranżami, a nawet słowami (patrz „With or Without You”).

Kocham U2 od ponad 40 lat. Wielbiąc ich za wiele emocji związanych z ich nutą, przeżycia i oceany radości związanych z ich wyśmienitymi koncertami, muszę napisać, że obecnie

Nie ma teraz (chyba?) bardziej pozerskiego zespołu, niż U2!

Karierę U2 dzielę na trzy etapy. Pierwszy, kiedy byli biednymi, młodymi i naiwnymi Irlandczykami – idealistami przekonanymi, że wymachiwaniem białą flagą i antywojennymi tekstami swoich piosenek wzmocnionymi charakterystycznymi rockowymi riffami zmienią świat. To wtedy nagrali najbardziej fenomenalne krążki jak „War” (1983), „The Unforgettable Fire” (1984), czy „The Joshua Tree” (1987).

Już wówczas mieli na swoim koncie masę przebojów, albumy na szczytach sprzedaży i coraz szybciej sprzedające się bilety na ich koncerty. Nie kryli też, że świadomie chcą docierać ze swoim przekazem do masowego odbiorcy.

Etap drugi nastąpił po wydaniu albumu „Zooropa” (1993). W latach 90. XX wieku, czego ucieleśnieniem był krążek „Pop” (1997), z pozytywnie nawiedzonego rockowego zespołu pacyfistycznego zmienili się w biznesmenów i skomercjalizowanych, stechnicyzowanych i totalnie urentownionych mesjaszy na pokaz.

Gdzieś tak od 1995 roku porzucili natchnienie, kreację siebie i misyjnego rocka, który słuchaczom dawał moc antycznego katharsis.

W latach 80. i jeszcze na krążku „Achtung Baby” dawali słuchaczom możliwość odreagowania stłamszonych wyścigiem zbrojeń i wojnami wiszącymi w powietrzu napięć, emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń.

U2 byli wówczas tym, kim dla antycznych Greków Ajschylos, który w finale tragedii „Król Edyp” napisał:

„A więc bacząc na ostatni bytu ludzi kres i dolę,
Śmiertelnika tu żadnego zwać szczęśliwym nie należy,
Aż bez cierpień i bez klęski krańców życia nie przebieży.”

Ich płyty z lat 80. budziły mocne emocje. Bono, Edge, Adam Clayton i Larry Mullen Junior przedstawiali w swoich piosenkach sytuacje z życia i skrajne, i drastyczne, tak dobrze znane pokoleniu dwudziesto i trzydziestolatków.

U2 wówczas, być może instynktownie (a być może za sprawą boskiego magicznego dotknięcia i wieszczego artyzmu), okazywali milionom słuchaczy i widzów to, co mogło niepokoić ich świadomość.

Takie nagrania jak „Sunday Bloody Sunday”. „Seconds”, czy „Refugee” (z albumu „War”), „Wire” i „Bad” (z krążka „The Unforgettable Fire”), oraz „Bullet the Blue Sky”, „Running To Stand Still” i „Mothers of Disappeared” (płyta „The Joshua Tree”) przywracały balans psychiczny.

Oto U2 twórcy przedstawiali aspekty świata z przyporządkowanymi przez nich emocjami, zaś słuchacze otrzymywali proces katartyczny, czyli przeżycie intelektualno-uczuciowe tegoż świata przedstawionego.

Ja wyciągnąłem z tych albumów szacunek dla pokoju, pogardę dla tyranów i sprzedajnych polityków, odrazę dla hipokryzji i hipokrytów, szczególnie dla tych, którzy niby to niosąc pokój i wolność w miejsce dyktatorów osadzają na tronach spolegliwych prezydentów, którzy kochają mamonę i wielkie korporacje… Przypadek?

Tak dzieje się i dzisiaj, tylko wrzuceni w wiry kategorycznego opowiadania się za kimś (lub czymś) w każdej możliwej dziedzinie i sytuacji, zapomnieliśmy o logicznym myśleniu i możliwości porzucania stada, zwłaszcza wtedy, kiedy biegnie ku przepaści.

W latach 90. XX wieku U2 zaczęli podążać za modami. W głowach członków U2 zwyciężyły względy komercyjne. Nie piszę „niestety”, ponieważ każdy wybiera własną drogę, mając wolną wolą i serce.

Dysonans poznawczy pojawił się na albumie „Pop”. Mimo, że w nagraniach jak „Miami” i „The Playboy Mansion” otwarcie krytykują konsumpcjonizm (wysłuchaj wersów o „big macach” i „coca-coli”) i megalomański styl życia, to cała trasa PopMart była tego zaprzeczeniem.

Mark Fisher, projektant sceny dla U2, próbował ideę przewodnią opisać za pomocą rozpoznawalnych symboli, takich jak połowa znaku McDonalds i gigantyczny kij koktajlowy z oliwką symbolizującą nadmiar picia. Pomysł polegał na wykorzystaniu ogromnego ekranu LED i nasyceniu widza niezwykle szybko zmieniającymi się obrazami i maksymalizacją efektów.

Zespół tłumaczył, że to memento dla nadmiernego konsupcjonizmu i hedonistycznych pobudek otaczania się wszystkim co modne. Zamysł iście chwalebny a pobudki moralitetowe warte braw, ale sama trasa rozczarowała. Nie tyle koncertami, bo te były widowiskowe i wyprzedzające epokę, ale promocją słabych piosenek ze słabiutkiej płyty „Pop”.

131 koncertów, mimo problemów z frekwencją w kilku miastach USA, przyniosło wielkie zyski. Box office zamknął się kwotą ponad 173 milionów dolarów. Przy okazji U2 po raz pierwszy zagrali w Polsce. Stało się to 12 sierpnia 1997 roku, na warszawskim Służewcu.

 

 

Bazgrzę, palę cygara, piję wino, czytam Biblię i występuję w zespole. Taki sobie pozer [śmiech]… który lubi malować to, czego nie widzi. Mąż, ojciec, przyjaciel biednych, czasem też bogatych. Społecznik, wędrowny handlarz pomysłów. Szachista, gwiazda rocka na pół etatu, śpiewak operowy najgłośniejszego zespołu folkowego na świecie. I co ty na to? –Bono o sobie samym. Cytat z książki „Bono about Bono”, która jest zbiorem rozmów z francuskim dziennikarzem Michki Assayasem.

 

Muzycznie ostatnim albumem w całości, jaki da się jeszcze posłuchać jest „Zooropa”, potem to już dała o sobie znać znużenie i rutyna. Wyróżnić można trzy nagrania na „All That You Can’t Leave Behind”, pół materiału z „How To Dismanttle An Atomic Bomb” i dwa nagrania z „Songs of Innocence”. Bezbarwne granie do antrykotu mody dla słuchaczy mainstreamu weszło (niestety!) U2 w krew. Zwłaszcza, że Coldplay czy Jay-Z zaczęli odsuwać czterech dublińczyków od skarbca i splendorów.

Starzy i dozgonni fani U2, jak i ja (bo zawsze będę!), mówią i piszą wprost: „muzyczny statek U2 odpłynął”. Wielu podejrzewa, że sprawia to sytość i spełnienie grupy, która szczerymi i znakomitymi albumami z lat 80. XX wieku wspięła się nie tylko na szczyty list sprzedaży płyt, najchętniej kupowanych singli, ale przede wszystkim zdobyła serca słuchaczy.

Od czasu „Pop” stało się jasne, że U2 stało się już wielką fabryką z korporacyjnymi przybudówkami na niemal każdym kontynencie. Marka U2 ma zarabiać i zarabia, a koncerty, mimo spadku jakości i braków zachwytów nad kolejnymi studyjnymi krążkami, same się kręcą.

Dla wielu fanów U2 to smutny przykład upadku z naprawdę dużej wysokości grupy, która z kultowej zmieniła się w korporacyjną maszynkę do robienia kasy.

Jeszcze surowiej oceniany jest Bono, zwłaszcza w rodzinnej Irlandii. Nie brakuje głosów, że z charyzmatycznego wokalisty przemienił się w najbardziej irytującego przedstawiciela przemysłu rozrywkowego, który sprawia wrażenie omnibusa.

O spełnieniu i niespełnieniu mówi Bono, w cytowanej już książce „Bono AboutBono” tak:

Można nas [U2] porównać do boksera, któremu zabrakło ze sześć cali do trafienia przeciwnika prawym sierpowym. Przeważnie właśnie tak się czuliśmy jako zespół. Bardzo rzadko, dlatego że działaliśmy szybko, jakaś wewnętrzna siła pozwalała nam osiągnąć jeden czy drugi z naszych celów, ale zwykle zamiary były ambitniejsze niż rzeczywiste osiągnięcia.

 

U2 i The Joashua Tree Tour 2017, Tokio. Fot. witryna u2.com

Korporacyjny „rock” od U2 kontratakuje. Apple, Apple, Apple…

Korporacjonizm to trzeci rozdział w dziejach grupy U2. Podczas  „PopMart World Tour” zaczęli romansowanie na całego z nową technologią. Okazało się jednak, że sympatycy U2, zgodnie stwierdzili, że zabrnęło to za daleko.

Oto firma Apple miała zapłacić U2 100 milionów dolarów za album „Songs Of Innocence”, który trafił na konta iTunes 9 września 2014 roku. Przypadek? Zbieg okoliczności? Koincydencja czasu i przestrzeni? Ani trochę. Oto mniej więcej w tym samym czasie hegemon Apple wypuszcza na rynek iPhone’a 6.

 

Bono poczas trasy U2 360° TOUR z 2009. Fot. witryna u2

Starzy fani uznali to za zdradę ideałów z przeszłości kwartetu z Dublina. Jeszcze ostrzej zareagowali młodzi użytkownicy. „Songs Of Innocence” został automatycznie pobrany na konta iTunes ponad 500 milionów użytkowników. To wywołało wielkie oburzenie! Ortodoksyjni fani oniemieli twierdząc, że „muzyka U2 i ich płyta nie może być swoistą reklamówką nowych produktów Apple”! Młodzi użytkownicy sklepu iTunes i często niesłuchający dublińczyków oburzyli się owym „darmowym darem muzycznym”.

Młodzi protestowali, ponieważ 11 nagrań z nowej płyty U2 pojawiło się w ich urządzeniach bez ich wiedzy. Potraktowano to słusznie jako ingerencję w prywatność. Ale brak wiedzy, skąd pochodzi album i dlaczego się znalazł w przenośnych urządzeniach to jedno, bowiem drugim i znacznie większym problemem była niemożliwość usunięcie piosenek U2 z kont.

Firma Apple wypuściła na rynek specjalną aplikację sześć dni po premierze, która wymagała od użytkowników zalogowania się na swoje konta AppleID, aby usunąć wszystkie niechciane 11 utworów U2. Tydzień po zdarzeniu Bono przeprosił. Powiedział, że to wyłącznie jego wina i bierze na siebie pełną odpowiedzialność za wywołane przez niego zamieszanie i oburzenie.

 

 

Ostatnią studyjną płytą, którą nagrali panowie z U2 jest „Songs of Experience” (premiera 1 grudnia 2017 roku). W recenzji sprzed pięciu lat napisałem, że

[…] poza trzema nagraniami: „Lights of Home”, cudną balladą „The Little Things That Give You Away” i „The Blackout” o reszcie nie warto się rozpisywać. I jak to jest, że najlepsza piosenka „Book of Your Heart” jest tylko dodatkiem w wersji Deluxe? Źle nie jest a dobrze wcale – jak mawia mój tata Józef. Tak samo można ocenić ten album, który jest znakomitym, bezbarwnym wypełnieniem tła, gdy potrzebujemy muzyki towarzyszącej. Nic nadto prócz wspomnianych piosenek”. […]

Przestraszyłem się tych słów sprzed lat. Pisząc ten tekst sięgnąłem po płytę i przesłuchałem ją dwa razy. Efekt? Nie zmieniam zdania, z jednym wyjątkiem. Piosenka „Landlady” wybija się ponad miałką średnią. Smutno robi się, kiedy wielcy U2 chcą brzmieć jak Coldplay, który także stał się muzyczną karykaturą siebie.

Jak zwykle łapię się na tym, że polegam wciąż (mimo pięćdziesiątki na karku) łapię się na lep mojej naiwności, która liczy na przebłysk U2 i objawienia kolejnych „War”  czy „Achtung Baby”. Wciąż wierzę, że to się wydarzy! Swoją drogą Bono, Adam, The Edge i Larry wiedzą doskonale, że każda ich nowa płyta będzie konfrontowana z ich muzycznymi szczytami. A to może być nad wyraz stresujące.

Wierzę też, że Bono, ten rockman z kompleksem mesjasza i zbawcy przez muzykę porzuci uniform sarkastycznego weterana o własną sławę i przypomni sobie, że był największym idolem mojej (naszej?) młodości?

Pierwszy krok ku temu już zrobił wydając autobiografię „Surrender. 40 piosenek, jednak opowieść” i wyznając:

„Urodziłem się z sercem ekscentryka i ego większym od poczucia własnej wartości”. – Bono.

Polecam tę książkę absolutnie do przeczytania. Inaczej spojrzymy na Bono, czyli Paula Davida Hewsona i – wierzę, że dacie mu jeszcze jedną szansę. Tak jak ja… od 39 lat.

Tomasz Wybranowski

 

Studio Dublin – 10.05.2019 – Goście: Agnieszka Grochola, Agnieszka Mądry, Bogdan Feręc –portal Polska-IE, Jakub Grabiasz

W piątkowym Studiu Dublin, jak zwykle wieści z Irlandii. Obok rozmów i przeglądów prasy, także korespodencja z Galway, muzyczne kalendarium „urodzinowe” oraz zapowiedź sportowych emocji z Dublina.


Prowadzenie: Tomasz Wybranowski

Współprowadzenie: Tomasz Szustek (gościnnie)

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin)

Realizacja: Paweł Chodyna (Warszawa)

Produkcja: Studio 37 – Radio WNET Dublin


 

Bukiet świeżej, piątkowej irlandzkiej prasy. Fot. Studio 37 Dublin

W piątkowy poranek w Studiu Dublin, nasze słuchaczki i słuchaczy tradycyjnie przywitaliśmy z Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska-IE.com. Dzisiejszy program rozpoczęliśmy od tematów wyborczych.

24 maja Irlandczycy z Republiki i rezydenci wybiorą eurodeputowanych oraz swoich przedstawicieli do władz lokalnych nazywanych city counsil albo country counsil. 

Republika Irlandii podzielona jest na 34 okręgi administracyjne, na które skłąda się 29 hrabstw i pięciu dużych miast: Dublin, Cork, Galway, Limerick i Waterford.

W odróżnieniu od Polski, gdzie prawo do głosowania daje nam sam fakt zameldowania w danym miejscu, w  Republice Irlandii wyborca sam musi się zarejestrować w specjalnym spisie wyborczym. 

Republika Irlandii w tym roku wybierze swoich trzynastu reprezentantów do Parlamentu Europejskiego.

 

Najnowsze sondaże przedwyborcze przewidują w eurowyborach zwycięstwo rządzącej Fine Gael, ale wysoko w rankingach wyborczych  także kandydaci opozycyjnej Fianna Fáil. W wyborach lokalnych natomiast, jak przewiduje Bogdan Feręc, będzie inaczej:

„rządzący złapią zadyszkę, co wykorzystają kandydaci niezależni, oraz ci wystawieni przez Fianna Fáil i Sinn Féin.”

 


 

Irlandzki system wyborczy 

Wybory w Irlandii odbywają się w oparciu o proporcjonalny system wyborczy za pomocą pojedynczego głosu przechodniego. Nazwiska kandydatów są umieszczone na karcie do głosowania w porządku alfabetycznym i z ramienia jednej partii politycznej może startować więcej niż jeden kandydat.

Fot. arch. Studio 37 Dublin

Osoba głosująca wybiera poszczególnych kandydatów zaznaczając swoje preferencje '1′, lub '2′ lub '3′, itd. przy nazwisku kadydata. Wyborca może oddać głos na jednego kandydata lub na więcej niż jednego ale zawsze zaczynając  numerem '1′ przy kandydacie pierwszego wyboru, a następnie kontunuując zaznaczanie numeryczne. Zaznaczanie '1′ lub '2′ lub '3′, itd. dwukrotnie, przy więcej niż jednym kandydacie spowoduje nieważność głosu.

Po zakończeniu pierwszego liczenia głosów zostaje określona 'quota’, która wykorzystuje formułę sumy oddanych ważnych głosów i liczbę mandatów do rozdzielenia. Quota określa liczbę głosów, które musi otrzymać kandydat aby zostać wybranym. Kandydaci, których głosy w pierwszym liczeniu przekroczyły „quota” zostają uznani za wybranych, zaś nadmiar głosów które uzyskali rozdziela się pomiędzy pozostałych kandydatów (tych, którzy nie osiągnęli quota).

Zasady głosowania 

Przed wyborami, osoby upoważnione do głosowania powinny się upewnić, że są zarejestrowane i widnieją w Rejestrze Wyborców. Zasady głosowania są następujące: głosując, należy zaznaczyć „1” w kwadracie obok imienia i nazwiska kandydata pierwszego wyboru, na którego chcecie oddać swój głos. Następnie, jeśli wyborca chce też oddać głos na kolejnego kandydata należy zaznaczyć „2” przy jego fotografii i nazwisku.

I tym oto sposobem można dalej oddać głos na innych kandydatów zaznaczając przy ich nazwiskach kolejno 4, 5, 6 itd. Następnie należy złożyć kartę do głosowania i wrzucić do zapieczętowanej urny wyborczej.


 

W przeglądzie prasy irlandzkiej Tomasz Szustek omówił bardziej niż ciekawy tekst, który ukazał się w dzienniku „Irish Times”.

Patsy McGarry w artykule „Państwo musi skończyć z upamiętnianiem Powstania z 1916” zszokował obywateli Republiki Irlandii.

Patsy McGarry napisał o Powstaniu Wielkanocnym między innymi takie słowa:

„Powstanie z 1916 r. było czynem przestępczym popełnionym przez nielicznych, którzy podnieśli broń przeciwko imperium brytyjskiemu, z którego Irlandia wycofywała się stosując środki parlamentarne. Ten właśnie sposób uwolnienia się od imperium był popierany przez zdecydowaną większość Irlandczyków.”

Komentatorowi „The Irish Times” nie podobał się marsz sympatyków Nowej – IRA, którzy w ten sposób uczcili 103. rocznicę wybuchu Powstania Wielkanocnego. Patsy McGarry przypomniał, że miało to miejsce zaledwie kilka dni po zabójstwie północnoirlandzkiej dziennikarki Lyra McKee, do którego przyznała się Nowa – IRA.

Czytelnicy dziennika nie zostawili na autorze artykułu „State must end practice of commemorating 1916 Rising” (tytuł oryginalny) przysłowiowej suchej nitki. Oto fragment komentarza jednego z nich:

„Większość krajów ma swój Dzień Niepodległości i upamiętnia walki i wojny o nią. Większość tych wojen była chaotyczna i nie każdy aspekt ich działań może być w pełni uzasadniony. Takie jest jednak życie, zaś większość szanujących się krajów po prostu /…/ szanuje mężczyzn i kobiety, którzy walczyli o wolność. Aby w pełni ocenić, jak absurdalne jest to, o czym piszesz , to wyobraźmy sobie jak to USA odwołuje święto 4 lipca, ponieważ niektórzy skrajnie prawicowcy także mogą to święto obchodzić i być uczestnikami oficjalnych obchodów?”

 

 


Tomasz Wybranowski, w drugiej części irlandzkiego przeglądu prasy, omówił kilka artykułów z dwóch czasopism polskojęzycznych ukazujących się w Republice Irlandii: dwutygodnika „Nasz Głos” i miesięcznika „MIR – magazynu informacyjno – rozrywkowego”.


 

Agnieszka Mądry i Agnieszka Grochola (w centrum, z flagą Polski), w otoczeniu zaproszonych gości. Uśmiechnięty minister Kancelarii Prezydenta RP Adama Kwiatkowskiego (drugi od prawej), w otoczeniu dyrektor Polskiej Szkoły w Galway i Jolanty Oliwiak. Fot. arch. Polska Szkoła w Galway.

W Studiu Dublin powróciliśmy wspomnieniami do majowych świąt. Irlandzka Polonia miała powody do zadowolenia i dumy. Z okazji Dnia Flagi Polskiej Agnieszka Mądry, uczennica VI klasy Polskiej Szkoły w Galway im. Wisławy Szymborskiej, miała zaszczyt uczestniczyć w uroczystościach państwowych na placu Belwederskim w Warszawie.

Towarzyszyła jej prezes Polskiej Macierzy Szkolnej w Irlandii pani Agnieszka Grochola i Jolanta Oliwiak, sekretarz Macierzy.  Delegacja Polskiej Szkoly w Galway otrzymala z rąk prezydenta RP Andrzeja Dudy flagę Polski podczas oficjalnych uroczystości państwowych w Belwederze.

Tomasz Wybranowski na antenie Radia WNET rozmawiał z bohaterkami uroczystości, Agnieszką Mądry i Agnieszką Grocholą.

 


 

W sportowej części „Studia Dublin” Kuba Grabiasz opowiadał o pasjonujących rostrzygnięciach w półfinałowych meczach piłkarskiej Ligii Mistrzów i supremacji angielskiej piłki nożnej w tym sezonie, oraz łzach argentyńskiego szkoleniowca Mauricio R. Pochettino Trossero. W finale FC Liverpool zmierzy się z jedenastką Tottenhamu Hotspur. 

 

Jakub Grabiasz. Fot. arch. Studio 37 Dublin.

Nasz sportowy ekspert zaprosił także na finał rozgrywek rugby w ramach Heineken Champions Cup, z udziałem irlandzkiego Leinster i angielskiego klubu Saracens. Ten pasjonujący finał Heineken Champions Cup już jutro (sobota, 11 maja 2019) na St. James’ Park w Newcastle.

 


W Studiu Dublin mówiliśmy także o urodzinach Bono Vox, a właściwie Paula Hewsona, który przyszedł na świat 10 maja 1960 roku w Dublinie. Dzieciństwo i młodość spędził w Glasnevin (dzielnica Dublina Północnego). Od maleńkości, późniejszy frontman grupy U2,  otoczony był kultem muzyki.

Jego Ojciec – Rob, mimo, że pracował jako urzędnik pocztowy serce i duszę zaprzedał operze. Po pracy, wieczorami śpiewał w zaciszu domowym arie operowe.

 

Bono 1983, fot. Tom Kern, Pixabay CC0 via Wikimedia Comons

To Rob zaraził syna miłością do muzyki. Kiedy zmarł – Bono z U2 koncertował w Ameryce Południowej. Wyrazem bólu, miłości i tęsknoty do ojca jest przejmująca piosenka z krążka „How To Dismantle An Atomic Bomb”„Sometimes You Can’t Make It On Your Own”.

Bono jak równy z równymi rozmawia o problemach głodu, wykorzystywania dzieci i kryzysie krajów Trzeciego Świata. Bakcyla społecznikostwa połknął za sprawą sir Boba Geldofa. Irlandzki rockman zaprosił U2 do udziału w koncercie Live Aid. Od tego momentu czwórka z Dublina stała się gwiazdą.

Bono w 2011roku. Fot World Economic Forum CC BY SA 2.0, via Wikimedia Commons

W roku 1987, kiedy U2 za sprawą płyty „Joshua Tree” odniosła sukces artystyczny, jak i koncertowy, Bono ze swoją piękną żoną Ali wyjechał do Etiopii, aby lepiej poznać tamtejsze realia.

Przez kilka tygodni pracowali w jednym z etiopskich szpitali, z dala od wygód i cywilizacji.

Walka Bono o równość wszystkich ludzi w kwestii dostępu do edukacji, lecznictwa publicznego i poszanowania praw jednostki zawstydzała wielu. Jeden ze znanych amerykańskich pastorów powiedział kiedyś: „Jestem pastorem, głoszę słowo Boże a ten Irlandczyk jest jak przykład, chwalebny przykład z Biblii. I nie robi tego dla jakichś korzyści.”

W naszym kalendarium Tomasz Szustek nieco „odbrązowił” sylwetkę wokalisty i autora tekstów legendarnej U2. W kalendarium wiele faktów, których nawet najwięksi fani U2 i samego Bono po prostu nie znają.

 

 


 

partner Studia Dublin i Radia WNET

 

                                  Produkcja Studio 37 – Radio WNET Dublin © 2019