Oreada muzyczne objawienie na mapie polskiego folku z domieszką brzmienia pop i funk. „Mówili mi ludzie” płytą tygodnia

Łódzka, choć korzeniami w Moszczenicy, grupa Oreada tworzy folkOFF. Ja natomiast mawiam i piszę, że to OFfolk. Ich długogrający debiut „Mówili mi ludzie” wypełnia centrum polskiej sceny folk. Recenzja

Dlaczego centrum tejże bogatej i bardzo urozmaiconej sceny, z mnogością stylów i odmian? Bowiem na prawym szańcu folk heavy (power) metalowa Runika (autorzy znakomitej płyty „Pradawna noc”) a po lewicy legendarna formacja Żywiołak, którą założył Robert Jaworski. Nazywam go ojcem polskiego neofolku (polecam w szczególności „Pieśni pół/nocy” i ostatni album „Wendzki sznyt”, który często obdarzam muzycznym przydomkiem „antropologicznej acz muzycznej bałtyckiej odysei”).

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Kasią Biesagą, sercem i głosem Oready:

 

Ale co z Oreadą? – zapyta urocza czytelniczka, zada pytanie czujny czytelnik. Członkowie Oready (5 + Jedna) odnajdują w sobie podczas aktu twórczego podszept i impuls polskiej kultury ludowej. Do tego jeszcze teksty autorstwa perkusisty grupy Kamila Kaźmierczka, które odnoszą się do wypartego w lamus podświadomości echa słowiańskich wierzeń i światła (niezwykła „Południca” czy „Legenda o wiecznej miłości” – to już tekst Kasi Biesagi – z ich trzynagraniowej „OREADA EP 2017”). Warto przywołać ich pierwszą nazwę Oreada i Paduchy, o czym nieco później.

Paduchy to zdeprawowane oprychy, którzy przemieszczając się z miejsca na miejsce mordują, kradną i dopuszczają się absolutnie wszelkich nieprawości. Ale Kasia Biesaga stwierdziła, że łatwiej bęzie zapamiętać słuchaczom pierwszy człon nazwy. Oreada to (z mitologii greckiej) nimfa jaskiń i górskich przestrzeni.

 

To drugie nagranie nazywam pieśnią założycielską Oready. Rzecz powiem jest o legendarnym powstaniu najwyższego wodospadu w polskich Karkonoszach. Próg wodospadu z wysokości 843 m n.p.m. spada trójdzielną kaskadą o wysokości prawie trzydziestu metrów do przepięknego Wąwozu Kamieńczyka. I tutaj czai się owa wypierana legendarność czasu słowiańskiego.

W jednej ze smutnych legend Wodospad Kamieńczyka został zasilony łzami siedmiu rusałek opłakujących śmierć jednej z ich sióstr, która poszukując wysoko w górach swojego ukochanego Kamieńczyka Bronisza spadła w przepaść. Warto poznać tę ledendę, aby na powrót przypomnieć sobie czym jest miłość bezwarunkowa, bez słowa „dlaczego„, ale akcentem na „pomimo wszystko”.

I w zetknięciu z tą legendą zestawiam, może nazbyt mistycznie, genezę nazwy grupy:

(…) Oreada przebudziła się z trwającego tysiąc lat snu. Odrzuciła włosy, przetarła oczy i bez zastanowienia opuściła górską jaskinię. Przeznaczenie pokierowało ją w kierunku dolin, w stronę ludzkich siedlisk. To ludzie przerwali jej sen swoją arogancją wobec natury i niewiarą w pradawne siły. Jednak Oreada nie chce pouczać ani się mścić. Oreada opowiada swoje sny (…)

Ale nie tym, bo o muzyce i albumie Oready piszę. Muzyczna stal i pocisk metafor ich pieśni wykuwane i wytapiane były podczas licznych koncertów, festiwali i przeglądów.  Oreada „rozstrzelała” konkurencję podczas Studenckiego Przeglądu Piosenki Turystycznej Yapa 2017.

Tych wyróżnień było znacznie, znacznie więcej. Najważniejsze jest jednak to, że wreszcie możemy się rozkoszować ich pierwszym, dużym albumem „Mówili mi ludzie”. Album ten jest „bardziej niż bardzo…” jak mawiam. 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Kacprem Bienią:

 

W zestawie „Mówili mi ludzie” dziesięć nagrań plus jedno, z oklaskami „Mgła”, które zamyka ten niezwykły zbiór. Słowiańska synkopa pulsuje od pierwszego tytułowego nagrania. I już nie odpuszcza ani na moment. Oreada to zbiór młodych, ale świadomych już siebie muzyków. 

Duch polskiej muzyki ludowej i naszego korzennego ducha wciąż jest obecny mimo funkującego groove, czasem falującego reggae („Kapliczkowe panny” a przede wszystkim „Idą paduchy”), czy rockowej sekcji i purplowskich klawiszy. Tak dzieje się w przebojowym, tanecznym, ale i dającym wiele przemyśleń, gdy mowa o warstwie lirycznej „Głosie”. W rolach głównych Maciej Kłys – bas, Kamil Kaźmierczak – perkusja i Kacper Bienia – instrumenty klawiszowe oraz akordeon).

Oreada. Fot. Wiktor Franko

Nad wszystkim jednak niczym tęcza po letniej burzy, tuż przed Sobótką unoszą się skrzypce  Adama Marańdy, tak jak w nagraniu „Złudzenia”. Jest tu bardzo rockowo i riffowo, mimo jazzującego, onirycznego i nieco sennego refrenu. Ale czy sen to nie ułuda, wedle powiedzenia „Sen – mara, Bóg – wiara”?

Partia skrzypiec Adama bardziej niż bardzo. Jazz- słowiańska synkopa, która roztkliwia. Tak, to dobre określenie. Roztkliwia… 

Jeszcze przebojowy i przepełniony duchem św. Franciszka, który kochał wszystkie zwierzęta „Skacz sarenko, skacz” (jeden z naszych, kolejnych już z tej płyty częstograjów) i folk – progresywny hit „Zaorane”. I na deser słów kilka o moim faworycie z tego długograja – „Święty gaj”.

Tak jak Skandynawowie mają opiewany w mitach Yggdrasil, ów boski jesion, tak Słowianie obdarzali czcią i szacunkiem dostojny dąb. Wedle wierzeń słowiańskich i mitologii wspierało ono nieboskłon, zaś jego korzenie sięgały samej Nawii, tworząc opokę tego miejsca. Oreada wyczarowali rzecz niezwykłą. Oto o historii świętego gaju, gdzie czczono bóstwa Słowian, opowiada właśnie dąb. Smutna to pieśń, która każe nam zadać pytanie, co wydarzyłoby się gdyby naszych praojców ewangelizował św. Patryk, patron Irlandii.

Muzycznie to małe gitarowe dzieło sztuki Mateusza Jędraszczyka, który harmonicznie odczarował być może tamtem świat. Groza, mrok i przestrach nie mijają nawet, kiedy nagranie dobiegło już końca. Smutek kołacze się między pozbawionymi poczucia ulgi i rozwiązania melodyczno – harmonicznymi naprężeniami. I jeszcze niczym echo powracają wersy wyśpiewane przez Kasię Biesagę z przetrąconym koścem akcentów. Nagranie niezwykłe – „Święty gaj”.

 

Grupa OREADA w pełniej krasie. Fot. Wiktor Franko

Sercem i głosem grupy jest Katarzyna Biesaga, która z jednej strony jazzuje wysmakowanym popem, aby za chwil kilka zauroczyć ludową frazą, że aż zastanawiam się jak też brzmi w pełni wyzwolony, gdzieś hen w górach (albo jaskiniach, jak to z Oreadą bywa) Jej biały głos. I znakomicie interpretuje metafory swoje (dwa songi), Marty Ambrozik (autorka jednego tekstu z zestawu „Mówili mi ludzie”) i Kamila Kaźmierczaka, autora reszty tekstów na album. 

Najbardziej urzekł mnie przekaz piosenki „Głos”, ponieważ dotyczy kwestii wolności wyboru z jednej strony i nacisków grup, środowisk, kręgów, etc. Ale oddam głos Kasi Biesadze:

Z pozoru Głos może się wydawać zwyczajną historią dziewczyny, która po prostu nie chciała małżeństwa, gdyż umiłowała wolność w każdym tego słowa znaczeniu. Jednak dla mnie utwór ten jest swojego rodzaju protest songiem – myślę, że każdy, kto czuje jakąkolwiek presję wywieraną przez rodzinę, przyjaciół, grupy społeczne czy partie polityczne, może się utożsamić z bohaterką piosenki. – powiedziała Kasia Biesaga.

 

Oreada w debiucie pokazuje swoją indywidualność, oryginalną drogę muzyczną na totalnie schodzonym szlaku z drogowskazem „folk(owe)” i błysk niezależności. OREADA to żywioł i dobra doza szaleństwa!

I jeszcze jedno! Gwarantuję po pierwsze: absolutny brak nudy podczas odbioru albumu „Mówili mi ludzie”, po drugie zaś odkrycie znakomitego zespołu, którego nazwa za kilka chwil będzie odmieniana przez wszystkie polskie przypadki. A jest ich aż siedem, to o dwa więcej niż w klasycznej grece. Bardziej niż polecam!

Tomasz Wybranowski

 

Studio Dublin – 24 maja 2019 – Agnieszka Grandowicz, Anna Hurkowska, Frederico Pawlowski, Alex Sławiński i Bogdan Feręc

W piątkowym Studiu Dublin, jak zwykle wieści z Irlandii, Portugalii i Brazylii. Obok przeglądu prasy i korespondencji, kalendarium „zbójnickie” i łyk kultury, z pewną nagrodą dla naszej rodaczki w tle

Prowadzenie: Tomasz Wybranowski

Współprowadzenie: Tomasz Szustek (gościnnie)

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin)

Realizacja: Paweł Chodyna (Warszawa)

Produkcja: Studio 37 – Radio WNET Dublin


Fot. Studio 37.

W piątkowy poranek w Studiu Dublin, nasze słuchaczki i słuchaczy tradycyjnie powitali Tomasz Wybranowski oraz Tomasz Szustek wraz z Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska-IE.com. 

Szef najpoczytniejszego portalu informacyjnego dla Polaków pogodowo zameldował, że w Galway, o dziwo!, nie pada.

Tomasz Wybranowski spekulował z Bogdanem Feręcem, co też mogą przynieść lokalne i eurowybory Republice Irlandii. 

Dzisiaj bowiem (24 maja 2019) o godzinie 7:00 otwarte zostały lokale wyborcze w całym kraju, a w tych odbywają się wybory do władz samorządowych i Parlamentu Europejskiego. Czy wzorem Wielkiej Brytanii w wyborach lokalnych główne siły polityczne odczują niechęć wyborców?

Drugim tematem była prośba irlandzkiego Ministerstwa Rolnictwa, aby osoby przyjeżdżające do Republiki Irlandii nie wwoziły na teren wyspy wieprzowiny, zarówno tej w stanie półsurowym, jak i wyrobów gotowych, co związane jest z rozwijającą się epidemią ASF.

 

Minister Michael Creed, nie rozważa jeszcze możliwości zamknięcia irlandzkiego rynku przed wieprzowiną z krajów, w których występuje ASF, jednak ten środek bezpieczeństwa brany jest już pod uwagę, jako kolejna z możliwości. – powiedział szef portalu Polska-IE.com Bogdan Feręc.

 


Aleksander Sławiński. Fot. arch. prywatne.

We „Wnetowym Londyńskim Zwiadzie”, tym razem nie z Londynu a z okolic portugalskiej Fatimy, Aleksander Sławiński opowiadał o pierwszych refleksjach związanych z brytyjskimi wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Miał być Brexit i Brytyjczycy nie mieli już zasiadać w parlamencie europejskim, ale … jest jak jest.

Szef londyńskiego studia Radia WNET dementował „bardziej niż rozpaczliwe” doniesienia jednego z polskich portali informacyjnych, że „rezydenci, w tym i Polacy, mieli problemy z oddaniem głosu” w czwartkowych wyborach.

Mimo różnic we wskazaniach opinii publicznej media liberalne, na długo jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników wyborów, na zwycięzców namaszczają partie i ugrupowania lewicowe. Według tego trendu w Wielkiej Brytanii bardziej niż ultraproeuropejscy Zieloni są promowani na zwyciezców. Przyznam, że tak nachalnej propagandy i dezinformacji chyba sam „mistrz” niemieckiej propagandy z czasów II Wojny Światowej Goebels nie potrafiłby wymyśleć a co dopiero przekuć w czyny. – mówi Alex Sławiński.

 


W piątkowych dziennikach wydawanych w Republice Irlandii królowały dwa tematy. Pierwszy z nich to wybory do lokalnych samorządów w Republice Irlandii i wybór trzynastu europosłów. Drugi zaś to wielkie zamieszanie związane z wizytą prezydenta Donalada Trumpa, do której dojdzie 5 czerwca.

Tomasz Szustek omówił artykuły z dzienników „The Irish Times” i „Irish Independent”, opisując niezwykłe zdjęcie Nialla Carsona, które zrobił podczas irlandzkich wyborów na wyspie Inishbofin. 

Fot. PAP/EPA/Chris Kleponis

Wiemy też, że choć prezydent Donald Trump co prawda chciał, aby premier Republiki Irlandii Leo Varadkar, odwiedził go w jego irlandzkiej posiadłości w hrabstwie Clare, to szef rady ministrów postawił na swoim. Do krótkiego spotkania dojdzie na „neutralnym” terenie, na lotnisku w Shannon.

„Prezydent Donald Trump na tyle obawia się o swoje życie, że środki bezpieczeństwa, jakie podjęte zostaną podczas jego wizyty w Irlandii, zaczynają być chyba kuriozalne.” – napisał Bogdan Feręc w artykule „Strach Trumpa ma wysoką cenę”.

Oto na wspomnianym już lotnisku w Shannon stanie bateria rakiet przeciwlotniczych obcego państwa na ziemi irlandzkiej, która zawsze była neutralna. Donald Trump rozegra partię golfa na swoim polu w Doonbeg, gdzie bezpieczeństwa prezydenta USA pilnować będą snajperzy, dla których przygotowywane są specjalne wieżyczki obserwacyjne.

Dwa dni temu na Szmaragdową Wyspę przybył oddział sił zbrojnych USA, który przetransportowany został do hotelu centrum golfowego w Clare. Tutaj szczegóły:

 


Gościliśmy w Studio 37 panią Agnieszkę Grandowicz, młodą i utalentowaną Polkę, która od trzynastu lat mieszka w Dublinie. Agnieszka Grandowicz to artystka, grafik, ilustratorka i jednocześnie dyrektorka artystyczna Agencji Agrand. Jest absolwentkę Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, ale teraz to Irlandczyków zadziwia swoimi niezwykłymi dokonaniami artystycznymi.

 

Pani Agnieszka (na zdjęciu, obok swoich magicznych rysunków) została zaproszona do udziału w tegorocznym Dublińskim Festiwalu Literatury, a to w  związku z wydaniem niedawno książki, którą  bardzo interesująco zilustrowała.

Książka ta została także nominowana do nagrody Poczty Irlandzkiej (An Post Irish Book Awards), a także do Dziecięcej Książki Roku (Children’s Books Ireland Book of the Year Awards). 

Książka ta nosi tytuł  „Dr Hibernica Finch’s Compelling Compendium of Irish Animals”, czyli ”Zniewalające kompendium irlandzkich zwierząt wg Hiberniki Finch” a jej autorem jest Rob  Maguire.

Miło nam donieść, że pani Agnieszka Grandowicz i jej ilustracje zostały nagrodzone! 

Tomasz Wybranowski pytał Agnieszkę Grandowicz o swoje irlandzkie początki, dzielenie pasji między grafikę i reklamę, a ucieczkę w baśniowy świat rysunku.  Oto zapis rozmowy z Agnieszką Grandowicz.


W dzisiejszym Studiu Dublin odwiedziliśmy także Limerick.  Anna Hurkowska, działaczka społeczna i fotografik, opowiadała o przygotowaniach do zbliżającej się już V. edycji Kupala Night. To wielkie wydarzenie i widowisko odbędzie się w samym sercu Limerick, w Arthur’s Quay Park.

 

 

Tym samym Polacy na Wyspie pokazują Irlandczykom swoje prastare tradycje i obrzędy. 22 czerwca 2019 organizatorzy „Kupala Night” zapraszają do świętowania Midsummer Solstice Night, najbardziej magicznej nocy roku, której ślady znajdziemy w mitologiach słowiańskiej i celtyckiej, ale także w wielu legendach i baśniach.

Fot. Anna Hurkowka.

Noc Kupały to święto wielu wątków i znaczeń. Dotyczy ono takich przeciwstawnych żywiołów jak ogień i woda. Noc Kupały związana jest z dawnym kultem płodności, która nieodmiennie związana była w miłością.

Tej nocy żegnano wiosnę a witano lato. Z powodu szczególnego czasu, jakim jest najkrótsza noc w roku, jak twierdzili starożytni kapłani a także celtyccy druidzi, ułatwiony jest kontakt z zaświatami.

Świętujący rozpalają ogniska by przez nie skakać a potem kąpać się w rzekach. Wystawiają się przez to na oczyszczającą moc żywiołów. Tej nocy panny rzucały w nurt rzek uplecione przez siebie wianki. Gdy młodzieniec wyłowi wianek puszczony na wodę, dziewczyna, która uplotła ten wianek, stanie się jego żoną.

 


W kalendarium „Studia Dublin”  Tomasz Szustek opowiedział historię człowieka, którego znała i wciąż pamięta cała Irlandia. Martin Cahill, bo o nim mowa, był pospolitym, choć nie pozbawionym uroku i czaru, rabusiem – włamywaczem.

Ale co wspólnego ma jego życiorys i „przebieg kariery zawodowej” z kalendarium Studia Dublin? Już śpieszymy z odpowiedzią.

Oto 24 maja 1998 roku John Boorman otrzymuje nagrodę dla najlepszego reżysera na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. Laur dla najlepszego reżysera przypadł mu za obraz, który opowiada o losach tego nieszablonowego kryminalisty i przywódcy gangu.

Tak więc, ta data to dobra sposobność, aby opowiedzieć o „Generale” (taki przydomek nadano Cahill’owi). Ciekawostką jest taki fakt, że reżyser John Boorman był jedną z ofiar złodziejskiej działalności Martina Cahilla. „Generał” skradł jedno z filmowych trofeum, które Boorman otrzymał za film „Deliverance” z roku 1972.

Po wielu perypetiach związanymi z prawami autorskimi piosenki, John Boorman (jako reżyser filmu) otrzymał złotą płytę za singiel „Dueling Banjos”. I właśnie ta złota płyta została skradziona z jego domu przez dublińskiego gangstera, bohatera naszego kalendarium, Martina Cahilla. Co ciekawe Boorman odtworzył tę scenę w filmie „The General”.

 


 

Frederico Pawlowski. Fot. arch. prywatne.

Ostatnim gościem programu „Studio Dublin” był Frederico Pawłowski, Brazylijczyk o polskich korzeniach, tłumacz i miłośnik polskiej kultury i języka.

Na antenie Radia WNET opowiadał o trudnej sytuacji prezydenta kraju Jaira Bolsonaro, który od czasu wygrania batalii prezydenckiej jest pod nieustannym obstrzałem medialnym.

Wielu dziennikarzy i obserwatorów politycznych porównuje Jaira Bolsonaro do prezydenta Donalda Trumpa. Niektórzy nadali mu przydomek „tropikalny Trump”.

Ale Frederico Pawlowski nie widzi wielu podobieństw obu polityków poza jednym –  chęcią dobra dla swoich krajów i afirmacją rodziny, jako najważniejszej i świętej sprawy każdego człowieka.

Fot. Frederico Pawlowski.

Frederico Pawlowski w rozmowie z Tomaszem Wybranowskim rzuca więcej światła na dramat, który rozgrywa się w Wenezueli. Do Brazylii przybywa wielu uciekinierów z tego niegdyś bogatego i zamożnego kraju. Głównym destabilizatorem wenezuelskiego snu jest Kuba.

Na pytanie kto, albo co odpowiada za rozgrabienie i rozmontowanie gospodarki Wenezueli, odpowiada krótko: Socjalizm i komunizm!

Jak podkreśla Frederico Pawlowski, dla Brazylijczyków obraz Wenezueli jest teraz tragiczny i pełen bólu. Do Brazylii trafiają setki tysięcy Wenezuelczyków, którzy uciekają ze swojego kraju, ponieważ tam po prostu „nie daje się żyć”:

Brakuje żywności, lekarstw, nic nie funkcjonuje prawidłowo, kraj jest całkowicie sparaliżowany, a ludzie żyją w nędzy.

 


 

Partner Radia WNET i Studia Dublin

 

 Produkcja Studio 37 – Radio WNET Dublin © 2019