Majowy felieton. Polska dusza jest wdzięcznym tematem szczególnie w oktawie naszych majowych świąt

„Kolejny rok, kolejna wiosna i kolejny 2 maja za nami a my…  A My wciąż na Wyspie. Mniemam tak, widząc oczami duszy jak Państwo czytają mój felieton. Dlaczego padła we wstępie data: 2 maja? To Dzień Polonii i Polaków za Granicą, który obchodzimy od 2 maja 2002 roku.” – dokładnie tak napisałem na łamach miesięcznika MiR rok temu. Ale dziś będzie przede wszystkim o duszy, w którą nie wszyscy wierzą. Często w moich rozważaniach, tak poetyckich jak […]

„Kolejny rok, kolejna wiosna i kolejny 2 maja za nami a my…  A My wciąż na Wyspie. Mniemam tak, widząc oczami duszy jak Państwo czytają mój felieton. Dlaczego padła we wstępie data: 2 maja? To Dzień Polonii i Polaków za Granicą, który obchodzimy od 2 maja 2002 roku.”

– dokładnie tak napisałem na łamach miesięcznika MiR rok temu. Ale dziś będzie przede wszystkim o duszy, w którą nie wszyscy wierzą.

Często w moich rozważaniach, tak poetyckich jak i literacko naukowych interesuje mnie rozbita polska dusza, która chcąc zgłębić tajemnice ukrytej prawdy i przez to popada w coraz większą rozpacz i boleść.

Polska dusza jest wdzięcznym tematem szczególnie w oktawie naszych majowych świąt. Chociaż coraz częściej dochodzę do wniosku, że sprawy roku 1793, majowej polskiej konstytucji, podobnie jak Dzień Flagi Narodowej (nazywany też Dniem Polonii) niewiele Polek i Polaków na Wyspach interesuje.

Dublin. Fot. arch. Studio 37 Dublin.

 

Piszę to nie po to, aby zdenerwować naszą Polonię i przydać jej na licu kolejnych zmarszczek w i tak trudnych okolicznościach wiosny roku 2022.

Na Ukrainie trwa wojna, kryzys i recesja coraz dotkliwiej dają o sobie znać, Polska staje się krajem przyfrontowym a nawet Republika Irlandii myśli o tym, czy aby nie porzucić swojej idei bycia neutralną. Ale, ale…

Powracając do naszej polskiej duszy i Polaków jako zbiorowości, zadaję pytanie. Po co ten cały zawrót głowy nazywany życiem, kiedy utracimy naszą korzenność i kompas wiedzy „skąd nasz ród”.

Czy chcemy być tylko konsumentami, zjadaczami węglowodanów i przetworzonych cukrów, niezadowolonymi pracownikami pod niebem Irlandii, czy innych krajów, gdzie wyemigrowaliśmy, narzekającymi na co tylko się da. A najbardziej na tych, którzy po 1 maja 2004 roku goszczą nas na swoich ziemiach, tak jak Irlandczycy?

Czy chcemy wciąż brnąć w narrację, że rodaków najlepiej unikać poza granicami i nie afiszować się przesadnie z nimi?

Co w nas jest takiego, że w sytuacji próby (kolejne edycje WOŚP, czy zbiórka darów dla walczących i tracących dorobek całego życia Ukraińców) potrafimy solidarnie coś zrobić, a w czasie tak zwanej stabilizacji i czasu szarości nic nam nie wychodzi za bardzo. Dotyczy to i kolejnych premierów z ministrami a kończąc na nas, szeregowych obywatelach. Czyżby w nieskończoność przetarcie polskiej materii na trzy osobne zabory od roku 1772 wciąż sprawia, że nie umiemy być zjednoczeni i solidarni, życzliwi i po prostu dobrzy dla siebie? Skąd ta skryta boleść?

Fot. congerdesign (CC0, Pixabay.com)

 

A boleść jest oznaką choroby. Ale czy w tym wypadku chorobę jasno i precyzyjnie potrafimy zdiagnozować?

Oczywiście to zależy od wielu czynników: symptomów chorobowych, objawów i przebiegu, wiedzy lekarza i wreszcie, woli współpracy z medykiem samego pacjenta. A jak jest ze stanem polskiej duszy?

Do końca lat 20. XIX stulecia polscy poeci i pisarze unikali tego problemu. Nie próbowali nawet starać się dociekać co jest przyczyną polskiego fatalizmu, ciągu klęsk i tragedii narodowych z utratą suwerenności i rozbiorem ziem przez sąsiadów na czele. Być może powodem braku zainteresowania tym tematem była wszechogarniająca groza i lęk przed przekroczeniem granicy. Być może nie chciano kusić w żaden sposób losu i łamać polskiego tabu.

W skarbnicy polskiej literatury do czasu romantyzmu na próżno odszukać dzieła opowiadające o „polskiej wędrówce w głąb zrozumienia samych siebie”. Dopiero w XIX wieku „piekło przybyło na [polską] ziemię”, parafrazując wypowiedź J. A. Cuddona.

Romantycy, natchnieni przeczuciem istnienia słowiańskich bytów, wierzeń i rozbudowanej mitologii przed milową datą 966 roku, zaczęli coraz częściej stawiać pytania o naszą zapomnianą przeszłość.

Mówię i piszę tutaj o przeczuciach nie bez powodu. To przecież romantyzm jest apoteozą „czucie i wieszczenie”, to kult czynu i zapału, to wiara w lud, który oparł się „szkiełku i oku” i wciąż trwa przy starych wierzeniach odprawiając dziady czy nucąc piosnki o „dawnym świecie praojców”.

Skoro nic nie może dziać się bez konkretnej przyczyny, to diagnozując „polską chorobę” trzeba powtórzyć za prof. Marią Janion fundamentalną tezę:

„Pragnę tylko, aby dla uzyskania równowagi uświadomić sobie dalekosiężne skutki, jakie odcisnęło w polskiej mentalności fatalistyczne przeświadczenie o naszej marginalności w Europie i wytworzenia w związku z tym mesjanistycznych fantazmatów. Z dystansu lepiej widać zgubne umysłowe skutki kulturowej opozycji ‘lepszości’ i ‘gorszości’.”

Przy tej okazji musimy powrócić myślami do dwóch starożytnych imion: Dike i Ananke. Dike to imię jednej z trzech córek Zeusa i Temidy (tak zwanych Hor), które były boginiami pór roku oraz społecznego ładu i porządku.

Dike (Ateńczycy nazywali ja także Aukso) była uosobieniem sprawiedliwości. Razem z siostrami (Eunomią i Eirene) odpowiadała za utrzymanie społeczności jako grupy oraz czuwała nad cyklem wegetacji.

Ananke zaś (z jęz. greckiego „konieczność”; w mitologii rzymskiej nosiła imię Necessitas i nie była postacią tylko poetycką alegorią), to bogini z mitologii greckiej. W tradycji antycznej była personifikacją siły zniewalającej do bezwzględnego podporządkowania się wyrokom przeznaczenia. Z biegiem wieków stała się ona boginią śmierci i symbolem „Siły najwyższej”.

Te dwa imiona – pojęcia ukształtowały w pewien sposób grecką tragedię. Wypada zadać pytanie, czy twórcy polskiego romantyzmu, kreując swoich bohaterów i ich losy, wybierali dla nich ramy fatalizmu „epoki i historii” w sposób celowy. Według mnie był to zabieg bardziej niż umyślny.

Wplątując polskich bohaterów romantycznych w meandry „sił wyższych” można było „wyłączyć myślenie i refleksję”. Owo „wyłączenie” myślenia związane jest z ciągłą afirmacją naszej typowej „polskiej mentalności” i jej praźródła.

Jej „kliniczne” (i zarazem wzorcowe) symptomy to przejmująca i wszechobecna świadomość bezsilności i stanu klęski, uczucie niższości kraju wobec innych narodów oraz przeświadczenie o bezwartościowości rodzimej sztuki i kultury, z literaturą na czele.

W schizofrenicznym zwidzie dostrzec można także nasze, typowo polskie megalomańskie zapędy, które na zasadzie kontrastu starają się zamazywać ów „bezlitosny stan klęsk”.

Źródło: Sarah Lötscher / Pixabay

 

Stąd przekonania o tym, że polskie cierpienia narodowe są wyjątkowe, zbawcze i „lepsze” niż rozterki i bóle egzystencjalne innych nacji.

Śmiem twierdzić, że to polscy poeci i pisarze epoki romantyzmu z pełną premedytacją postawili tezę o… zupełnym „odrętwieniu” bardzo popularnej do roku 1830 roku idei romantycznej, bo – nomen omen – „narodowej”.

Niestety, moim zdaniem ani krytycy epoki, ani filozofowie, a tym bardziej czytelnicy nie podążyli za tą ożywczą myślą. Gdyby tak się stało, to być może 227, 150, czy 33 lata temu zastanawialibyśmy się nad zagadnieniem: co powoduje głęboki kryzys polskiej tożsamości. Stąd już jeden krok do arcyważnych pytań:

– kim jesteśmy, że łatwiej nam przychodzi kapitulować niż zwyciężać?

– kto odpowiada za zapomnienie naszej tradycji?

Zastanowić się trzeba także nad przyczyną wielkiego uporu i precyzji średniowiecznych zakonników i duchowieństwa w dziele zapominania słowiańskiej „dawności” na ziemiach polskich. Wprowadzając w X wieku nową wiarę dla Polaków chrześcijańscy misjonarze – śmiem twierdzić – bez żadnej refleksji ani zrozumienia, starali się kropidłem i święconą wodą zmyć z nich dawne wyobrażenia duchowe, kulturowe dziedzictwo ojców, wreszcie dumę i poczucie godności.

Dlaczego Słowian nie ewangelizował i nie nawracał na chrześcijaństwo św. Patryk – patron Irlandii. Warto przez chwilę pochylić się nad tym wybitnym mędrcem żałując, że nie trafił nad Wisłę, świętując dzień naszej Konstytucji 3 Maja i Święto Polonii zgrane z Dniem Flagi Narodowej (2 maja, przypomnę).

Życząc zdrowia, wolności i myślenia                               

Tomasz Wybranowski

Tomasz Wybranowski

Pogodzić się z życiem i tym, co nieuniknione. Rammstein „Zeit” – recenzja Tomasza Wybranowskiego w „Cieniach w jaskini”.

Rammstein powrócił z tarczą z kolejnym albume "Zeit". Foto: Bryan Adams.

Można odetchnąć z ulgą! Oto Rammstein powrócił. Plotki pojawiające się podczas premiery poprzedniego albumu, że „jakoby” „Rammstein – zapałka” z 2019 roku miał być ostatnim okazały się tylko plotką.

Tutaj do wysłuchania cały program „Cienie w jaskini” – 29 04 2022:

 

Przedstawienie każdego kolejnego albumu niemieckich danz – metalowców to zawsze wielkie zdarzenie. I nieważne, czy na ich nowe studyjne dzieło czekamy trzy lata – tak jak z krążkiem „Zeit”  „Czas”, czy dziesięć jak w przypadku oczekiwania na „Rammstein” album z 2019 po „Liebe ist für alle da”, który ukazał się w 2009.

 Tomasz Wybranowski

 

 

„Zeit” wraca do rammsteinowych korzeni. Jest zdecydowanie gitarowo, z charakterystyczną długą serią ich przeciąganych riffów, mocno i to bez zanurzenia tychże w gęstym sosie elektronicznym. Nie znajdziemy tutaj nagrań w stylu „Radio” z poprzedniczki, czy przewrotmego, wręcz pop – metalowego „Ausländer”, z przewrotnym przesłaniem.

Niektórzy tym się martwią a ja się cieszę, choć do płyty „Rammstein” album równie sięgam często, co i do „Mutter”.

 

ANTIQUA, QUAE NUNC SUNT, FUÉRUNT OLIM NOVA 

– TO, CO JEST DZIŚ STARE, BYŁO KIEDYŚ NOWE

Pierwsze wrażenia po pięciodniowym obcowaniu z kompletem nagrań Landersa i spółki jest takie, że to bardzo solidna i równa płyta. Brak tu zdecydowanych szlagierów – błyskawic stadionowych, które będą ozdobą kolejnej trasy koncertowej, ale nie ma też nagrań, które odstają czy nie pasują od reszty.

Spotkamy za to wiele chóralnych zaśpiewów i niemal symfonicznych fraz, ale topos miejsca i duch (ich rodaka) Richarda Wagnera zobowiązuje.

Niezwykle jest już w otwierających „Armee Der Tristen”. Podobnie w szóstym z kolei „OK”, którego finał zdaje mi się być zagubionym ciągiem dalszym „Four Horsemen” Metalliki z debiutu Hetfielda i spółki.

Klimat „Zeit” jest zdecydowanie balladowy, aby nie powiedzieć kontemplacyjny, ale – jak mawiają klasycy – w pewnym wieku wszyscy łagodniejemy. Szczególnie my, panowie. I muszę się z tym zgodzić po przekroczeniu Rubikonu półwiecza żywota.

Czarodziejsko, delikatnie i zmierzchowo robi się już na wstępie. Teatralny patos i wzniosłość tematu urzekają w „Armee de Tristen” / „Armii Śpiących”, o którym już pisałem.

/…/ Ręka w rękę, nigdy więcej sam // Ręka w rękę, nie oglądaj się za siebie // Chodź, zewrzyjmy nasze szeregi // Marszowym krokiem przeciwko szczęściu /…/

Najpierw słyszymy lekko rozwibrowany syntezator a potem Till przechodzi „in medias res”, podobnie gitarowo czynią Landers i Kruspe. Piękno delikatnie zaplata swoją sieć, w czym nie przeszkadza moc industrialnej dźwięczności i metalowa ostra surowość.

Ale teraz jest inaczej niż zwykle. Bo jest odświętnie. Czuje się zdecydowanie aurę zadumę i … spokoju. To wymarzony prolog dla tego albumu, nad którym unosi się Seneka i jego przesłanie

„Mors malum non est, sola ius aequum generis humani”, czyli „Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki.”

Jak przystało na wzorzec muzycznego prądu Neue Deutsche Härte, jest marszowo, równo w rytm sekcji Riedel – Schneider i wtórze syntezatorów „Flake” Lorentza. Piosenka z „Armee de Tristen” zapowiada początek drogi ku zgłębieniu idei czasu („Zeit”). I kiedy wybrzmiewa „Armia Śpiących” pojawia się właśnie tytułowy „Zeit”.

 

QUAE VETERA NUNC SUNT, FUERUNT OLIM NOVA 

– TO CO TERAZ JEST STARE, KIEDYŚ BYŁO NOWE  (Z KWINTYLIANA)

Napisałem wcześniej, że na najnowszym longplayu Rammstein brakuje typowych szlagierów w rozumieniu ich reprezentacyjnych utworów, które weszły na stałe do koncertowych setów.

Teraz jednak, raz jeszcze wsłuchując się z nagranie tytułowe muszę napisać, że to absolutnie porywający, magiczny i nowy rammsteinowski standard. Klimatem i przesłaniem tekstu przypomina mi niezwykły, dotknięty oddechem Johanna Wolfganga Goethego „Spieluhr” („Pozytywkę”) z albumu „Mutter”.

 

 

W tytułowym „Zeit” Till Lindemann snuje opowieść o ulotności, przemijaniu i złudnych fetyszach, które raz po raz spotykamy na życiowej i wyboistej drodze:

Niektórzy powinni, a niektórzy nie powinni // Widzimy, ale jesteśmy ślepi // Rzucamy cienie bez światła /…/

Cała ta podniosła, iście wagnerowska pieśń ma wiele wspólnego z tytułem mojego sztandarowego programu „Cienie w jaskini”.

Till Lindemann odnosi się bezpośrednio do symbolu, ale i alegorii jaskini Platona. To właśnie tam Plato miał rozmyślać o istocie wiary i o tym, co się stanie kiedy zetknie się z wiedzą. I która wizja zwycięża?

My podobnie w życiu zdajemy się stać twarzą do zimnej skały, a gdzieś za naszymi plecami płonie ogień. Ale wyobraźmy sobie, że nie jesteśmy świadomi tego.

Mało tego, nie wiemy, że to ogień. Nie mamy pojęcia czym on jest. A skoro tak, to wszelkie poruszające się cienie (także nasz) postrzegamy jako samoistne istoty, a nie jako wizerunki tylko tych istot.

To test na myślenie, który ma obedrzeć naszą percepcję z rzeczywistości, choć nie tylko, bo również tego w jaki sposób indywidualny punkt widzenia może zniszczyć, znieważyć prawdę o wydarzeniu, rzeczy, osobie. Ale czym jest prawda więc… ?

 

W teledysku do piosenki „Zeit” oglądamy bardzo rozdzierający motyw. Oto ziarnka piasku czasu skrywają, pochłaniają bez śladu rodzące kobiety, które mają zawiązane oczy. W końcu ziarenka czasu pożerają i muzyków Rammstein. Czas przynosi śmierć i życie.

A jeśli to jego wyobrażeniem – Czasu – jest postać „Ponurego „Żniwiarza” z karykatury, którą widzimy w klipie? Oto rodzi się dziecko, które jest ufne, bez grzechu i wszelkich uprzedzeń. Ale nie wie jednego, że ale „Ponury Żniwiarz” rozporządza już nim niczym władca absolutny.

Nagranie „Zeit” jest także wyśpiewanym pragnieniem, choć może lepiej napisać, że wyzwaniem, a może odezwą do nas – słuchaczy, aby w każdy możliwy sposób zatrzymywać cenne chwile. Czynić na wzór farmera z teledysku, który nie chce, aby „Ponury Żniwiarz” okrył zaspą piasków czasu ukochaną. Kluczową wersy dla mnie w „Zeit” to:

/…/ Leżę tu w twoich ramionach // Och, tak mogłoby być zawsze // Ale czas nie zna litości // Chwila została przypieczętowała /…/

A przecież czas to niby tylko płaskie koło. Tak naprawdę jednak „Zeit” jest wyobrażeniem cyfry „8” tworzącą nieskończoność. I pięknie ujął to dawno temu bydgoski zespół Abraxas z Adamem Łassą, że zacytuję tytuł ich pierwszej dużej płyty w tym momencie

„…Cykl Obraca Się, Narodziny, Dzieciństwo Pełne Duszy, Uśmiechów Niewinnych I Zdrady…“

Urodziny, życie, czyli walka i w finale śmierć. Cykl będzie trwał w nieskończoność. Nawet kiedy nasza cywilizacja się skończy i ktoś pojawi się po nas nawet bez podświadomej zbiorowej wiedzy o naszym istnieniu.

A my wciąż  w tej hamletycznej pułapce na myszy szamoczemy się, chcąc unieważnić nasze złudne zmysły (metafora jaskini Platona) i uciec przed śmiercią (zmylić „Ponurego Żniwiarza”).

Jedno jest pewne, tytułowe nagranie to małe arcydzieło. Nagranie to godne jest być tytułowym na nowym longplayu muzyków Rammstein.

Kolejną perłą jest „Schwarz”, w którym króluje subtelny wręcz jaśminowy fortepian. Natchniony i bardzo podniosły jest także sam finał albumu – „Adiue”.

 

Ale zestaw jedenastu nagrań, które tworzą „Zeit” to mistrzowski mix nastrojów i klimatów. Obok uduchowionej strony longplaya, gdzie zespół ociera się o delikatną kameralną i klasyczną aurę, jest i ta mocna, pełna riffów, zadziorna, mocniejsza wersja Rammstein.

Tam znajdziemy sporo może niewyszukanych metafor Tilla, ale szczerych do bólu, co w poprawnym do porzygania świecie jest ożywcze i po prostu… ludzkie. Przykłady? „Giftig” („Trujący”), „Zick Zack” i „OK”. Te trzy nagrania to standard rammsteinowego grania, czyli taneczny metal z domieszką industrialu ze szczyptą melodyjności zmierzchowego popu. Do singlowego rozgrzewacza „Zick Zack” musiałem nieco przywyknąć. Także do tekstu i … teledysku, który powstał w Polsce. Ale po kolei.

VIVERE NOLIT, QUI MORI NON VULT – KTO NIE CHCE UMIERAĆ, TEN NIE CHCE TEŻ ŻYĆ. (TYM RAZEM Z SENEKI)

Przy tej okazji słów kilka o tym, jak Rammstein potrafi podgrzać aurę zainteresowania wokół siebie. W kwietniu zaczęła się rozprzestrzeniać w sieci ni to informacja, ni to plotka, że grupa zaczyna działania biznesowe.

 

Członkowie Rammstein mieli zainwestować w klinikę estetyczną pod nazwą „Zick Zack”. Jak można się spodziewać, podniósł się medialny tumult mediach podgrzewany przez fanów zespołu. Z całego globu dzwoniono na specjalną infolinię „Zick Zack”, aby ustalić daty wizyt i rozmawiać z ekspertami od poprawy wyglądu. Oczywiście był to zabieg marketingowy promujący nową piosenkę i album.

Ktoś może się oburzać za teksty Tilla Lindemana, ale sieczą one prawdą o ludziach współczesnych. Nie umiemy pogodzić się z upływem czasu, ani faktem, że kres naszego życia też nadejdzie. Zamiast pogodzenia się z życiem i zaakceptowania zmian, współczesny człowiek pragnie oszukać naturę … skalpelem, botoksem, nicią chirurgiczną i zestawem do liposukcji, aby podziwiać części swojego ciała dawno niewidziane z powodu otyłości brzusznej…

Zygzak, zygzak, odetnij to // Tik tak, tik tak, będziesz stary

Twój czas powoli się kończy

Kto chce być piękny, musi cierpieć

Próżność nigdy nie jest skromna

Igła, nić, nożyczki, światło /…/

Teledysk powstał w Warszawie w Teatrze Sabat Małgorzaty Potockiej. W klipie możemy obejrzeć piękne tancerki Baletu Sabat.

Od pierwszego przesłuchania zapada w pamięć „Angst”(„Strach”) z przewodnim, bardzo tłustym riffem, charakterystycznym dla Rammstein, gdzie w końcówce wzrasta napięcie aż do pasjonującego finału.

Kolejne utwory sprawiają radość słuchacza, który łapie się w sieć, że oto musi trwać przy głośniku, aby dowiedzieć się co wydarzyło się dalej. W warstwie tekstowej to najlepszy album od czasu „Mutter”. To oczywiście moja subiektywna ocena.

Till Lindemann znowu przenika, mimo prostoty słów i czasami brutalizacji języka, psychikę człowieka skaleczonego Covidem, chorego na wieczną młodość i sprawność, oszukującego siebie, że kres nie nadejdzie. Rammstein na albumie „Zeit” potłukł kolejne tabu o śmierci, strachu i gniciu życiowym w próżnej bezcelowości.

 

 

Muzycy nagrań dokonali pod niebem Francji w La Fabrique Studios w St. Rémy de Provence. Za okładkę „Zeit” i zdjęcia do wydawnictwa odpowiada kanadyjski rockowy muzyk i bardzo ceniony fotograf, Bryan Adams. Sesja zdjęciowa odbyła się na schodach budynku Trudelturm, w berlińskim parku aerodynamicznym.

„Zeit” to kontynuacja w nieco wydelikaconej, kameralnej i balladowej oprawie muzycznej drogi sześciu gentlemanów, którzy śpiewają o tym „jak naprawdę jest wokół nas (i z nami)”. Wciąż dajemy się ponosić ich operowemu rozmachowi ich wersji metalu, który serwuje nam endorfinowe uderzenia raz za razem.

Nie znajdziecie tu nudy ani kunktatorstwa. Wreszcie „Zeit” to bardzo solidna płyta, która staje się kolejnym pretekstem, aby Till, zawołany pirotechnik – wikliniarz odpalił kilkaset promienistych eksplozji oświetlając nam drogę ku prawdzie i pogodzeniu się z życiem.

Tomasz Wybranowski

(tekst dedykuję Katarzynie Wasik)

 

Rammstein to niemiecka grupa, która powstała w 1994 roku. Nazwa pochodzi od amerykańskiej bazy lotniczej Ramstein Air Base w Niemczech, w której doszło w 1988 roku do tragicznego wypadku podczas pokazów lotniczych.

Nazwa, jak twierdzi Till Lindemann, była wymyślona prześmiewczo i ze względu na ich niewiedzę omyłkowo zapisana przez dwie litery „m” .

Zespół, wliczając premierowy „Zeit”, ma na swoim koncie 8 studyjnych longplayów. Muzyka Rammstein to wzorcowy przykład Neue Deutsche Härte (styl w łonie hard i metalowej sceny rozwijającej się w Niemczech od lat 90. XX wieku, a inspirowany metalem industrialnym i muzyką elektroniczną). W tekstach poruszane są tematy prostytucji, polityki, narkotyków, a nawet trudnych tematów kazirodztwa i pedofilii, których w większości z nich jest wokalista grupy – Till Lindemann.

Pozostałymi członkami zespołu są: Richard Z. Kruspe (gitara), Paul Landers (gitara), Oliver Riedel (gitara basowa), Christoph Schneider (perkusja) oraz Christian Lorenz (instrumenty klawiszowe).

Studio Dublin – 29 kwietnia 2022 – Bogdan Feręc i Jakub Grabiasz

Tomasz Wybranowski

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

W gronie gości:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio Riverside Galway,
  • Jakub Grabiasz –  sportowy korespondent Studia Dublin

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

 

 

Tutaj do wysłuchania cały program:

 

 

W piątkowym Studiu Dublin łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego portalu irlandzkiej Polonii – Polska-IE.com.

Bogdan Feręc komentuje stanowczy sprzeciw irlandzkiego premiera Micheála Martina wobec ustawy proponowanej przez ministra Ryana, która dotyczy zakazu sprzedaży i używania torfu jako paliwa grzewczego.

Minister Ryan tłumaczy to potrzebą przejścia na energię (energie) odmawialne. Przeciwnicy zaś wskazują na czas recesji i drożyzny energetycznej w objęciach zapowiadanych kolejnych podwyżek.

Kolejnym tematem rozmowy było uzupełnienie rezerw złota przez NBP oraz podwojeniu ich przez Bank Centralny Republiki Irlandii w ciągu  ostatnich 12 miesięcy. Główne rezerwy tego kruszcu Republiki Irlandii, podobnie jak i Polski, znajdują się w Bank of England. Chociaż Polska ściągnęła kilka ton złota do kraju.

Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com jest przekonany:

Zabezpieczamy się przed wypadkami jakie mogą być udziałem Europy. Trzeba mieć pieniądze, żebyśmy mogli zareagować i się utrzymać, jeżeli dojdzie do sytuacji, że kryzys zacznie się rozwijać, bądź to energetyczny, bądź ekonomiczny albo żywieniowy.

Fot. congerdesign (CC0, Pixabay.com)

 

W świątecznym, majowym felietonie poruszony został przez Tomasza Wybranowskiego temat polskiej duszy.

W tych rozważaniach interesuje go rozbita dusza, która chcąc zgłębić tajemnice ukrytej prawdy przez to popada w coraz większą rozpacz i boleść. Boleść jest oznaką choroby. Ale czy w tym wypadku chorobę jasno i precyzyjnie potrafimy zdiagnozować?

Oczywiście to zależy od wielu czynników: symptomów chorobowych, objawów i przebiegu, wiedzy lekarza i wreszcie, woli współpracy z medykiem samego pacjenta. A jak jest ze stanem polskiej duszy? Do końca lat 20. XIX stulecia polscy poeci i pisarze unikali tego problemu. Nie próbowali nawet starać się dociekać co jest przyczyną polskiego fatalizmu, ciągu klęsk  i tragedii narodowych z utratą suwerenności i rozbiorem ziem przez sąsiadów na czele. Być może powodem braku zainteresowania tym tematem była wszech ogarniająca groza i lęk przed przekroczeniem granicy. Być może nie chciano kusić w żaden sposób losu i łamać polskiego tabu. W skarbnicy polskiej literatury do czasu romantyzmu na próżno odszukać dzieła opowiadające o „polskiej wędrówce w głąb zrozumienia samych siebie”. – twierdzi Tomasz Wybranowski.

Dopiero w XIX wieku „piekło przybyło na [polską] ziemię”, parafrazując wypowiedź J. A. Cuddona. Romantycy zaś,

natchnieni przeczuciem istnienia słowiańskich bytów, wierzeń i rozbudowanej mitologii przed milową datą 966 roku, zaczęli coraz częściej stawiać pytania o naszą zapomnianą przeszłość.

Flaga/Foto. VIVIANE6276/ pixabay

W tym kontekście redaktor naczelny portalu Polska-IE.com Bogdan Feręc zauważa, że nie widzi w polskiej diasporze w Irlandii większych przygotowań do obchodów Dnia Flagi / Dnia Polonii i Polaków za granicą.

Brakuje też solidarności rodaków – Polaków wobec siebie i szacunku dla własnej tradycji i korzeni:

Od wielu lat ta polskość i ten duch giną na Wyspie. Polacy nie włączają się do inicjatyw, aby w jakikolwiek sposób być aktywnymi. Nie chcą brać udziału w życiu politycznym, które ma bezpośredni wpływ na ich życie tutaj.

Na zakończenie, Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc omówili pilną sprawę – jak się wyrazili – powstania Instytutu Polskiego w Dublinie, który jednoczyłby wszystkich Polaków poza ojczyzną i szerzył polską kulturę na całym świecie.

Wszyscy już zapomnieli, że Republika Irlandii stała się jedynym agnielskojęzycznym krajem w Unii Europejskiej. Dobrze byłoby więc w tym miejscu opowiadać o naszej tradycji, kulturze i historii, że o snuciu własnej, polskiej narracji społeczno – politycznej nawet nie wspomnę. – powiedział Tomasz Wybranowski.

Wcześniej Bogdan Feręc zwrócił uwagę na niezrozumiałe zachowanie polskiej placówki dyplomatycznej w stolicy Republiki Irlandii, w kwestii wyłaniania uczestników spotkań polonijnych z okazji świąt państwowych organizowanych przez tę placówkę.

Robiąc wiele jako dziennikarz i publicysta czuję się często jak Polak drugiej kategorii – powiedział.

A tutaj do obejrzenia film o 30 – leciu ambasady RP w Dublinie z „legendarnymi” już skarpetkami polsko – irlandzkimi. Pytanie: „socks” czy „sucks”, bowiem wymowa ta sama:

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Bogdanem Feręcem:

 

W okienku sportowym „Studia Dublin” Jakub Grabiasz z wieściami ze świata irlandzkiego sportu. Cotygodniowy meldunek rozpoczął się od najświeższych informacji z GAA, czyli Gaelic Athletic Association.  GAELIC ATHLETIC ASSOCIATION. 

Jakub Grabiasz, redaktor sportowy Studia Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37.

W Studiu Dublin Jakub Grabiasz wyjaśnił czym są tradycyjne sporty irlandzkie: hurling i futbol gaelicki. Cieszą się one ogromną popularnością wśród Irlandczyków, nie tylko na Szmaragdowej Wyspie. Także po części w Australii i Nowej Zelandii.

Sam hurling jest dużo starszy niż pisana historia Irlandii. W sport ten grali już prastarzy synowie Hibernii już 1 200 lat przed Chrystusem. Pierwsze spisane relacje związane z hurlingiem sięgają natomiast V wieku naszej ery.

Obecnie rozgrywane są zawody o wyłonienie mistrzów czterch irlandzkich prowincji prowincji.

Jak przekazuje Tomasz Wybranowski, dzisiaj się rozpoczyna festiwal Riverfest Limerick, długo oczekiwany przez mieszkańców Szmaragdowej Wyspy:

Po raz 18. ta impreza o tematyce marynistycznej przyciąga nie tylko uczestników z Limerick, ale i z całej Irlandii, w tym Polaków.

Na koniec, odwołując się do nadchodzących świąt nasz korespondent podkreśla, że jednak mówi się o nich zdecydowanie za mało.

 

Tutaj do wysłuchania sportowy blok Studia 37 redaktora Jakuba Grabiasza:

K.P.

    Produkcja programu: Studio 37 Dublin Radia Wnet – kwiecień 2022 

 

Agnieszka Grochola: języka polskiego można się uczyć w 24 szkołach w Irlandii

Doradca metodyczny w Post-Primary Languages Ireland o nauczaniu języka polskiego w irlandzkich szkołach.

Tutaj do wysłuchania cała rozmowa z Agnieszką Grocholą:

Agnieszka Grochola, która reprezentuje Post-Primary Languages Ireland cieszy się, że w Republice Irlandii uczy się w szkołach dzieci emigrantów w ich językach ojczystych. W rozmowie z Tomaszem Wybranowskim wskazała na wieloletnie wysiłki organizacji polonijnych działających w Republice Irlandii, mediów (w tym Radia Wnet, polskiej sekcji dublinskiego Radia NEAR FM, czy portalu Polska-IE.com) i wielu polskich rządów, od roku 2005.

Agnieszka Grochola, doradca metodyczny w Post-Primary Languages Ireland podkreśla, że chodzi o działania unikatowe na skalę światową.

Jest to bardzo budujące i myślę, że jedno z takich unikatowych rozwiązań na całym świecie, że w lokalnym systemie edukacji […] wprowadzane są języki mniejszościowe.

Grochola: Jesteśmy informowani o tym, że dużo rodzin będzie wracało do Polski

 

Uczniowie Polskiej Szkoły w Galway świętują Dzień Flagi. Fot arch. Polskiej Szkoły w Galway

 

Była prezes Polskiej Macierzy Szkolnej w Irlandii a obecnie doradca metodyczny w ważnej instytucji edukacyjnej

Post-Primary Languages Ireland zaznacza, że współpraca z irlandzkimi dyrekcjami szkół jest dobra i bardzo dobra. Języka polskiego można się uczyć obecnie w 24 szkołach.

Ze znalezieniem wykwalifikowanej i dyplomowanej kadry uczącej języka polskiego nie ma najmniejszego problemu:

Nie mamy problemów ze znalezieniem zatrudnianiem dobrych kwalifikowanych nauczycieli, ponieważ w Irlandii jest wielu nauczycieli języka polskiego.

Agnieszka Grochola ze smutkiem zauważa, że często brakuje uczniów, żeby uruchomić zajęcia:

Żeby otworzyć zajęcia, potrzebna jest minimalna liczba uczniów.

Niepokojem napawa fakt, że powołane do życia organizacje często przechodzą obok tej inicjatywy, albo w ogóle jej nie dostrzegają:

Zastanawia mnie, dlaczego liczne organizacje, które powstały w Irlandii w celu popularyzowania języka polskiego w Irlandii i jego nauczania jak największej grupy polskiej młodzieży i najmłodszych, (że o czynnikach oficjalnych nie wspomnę nawet), nie kwapią się, aby wesprzeć, albo nawet chociażby poinformować o działaniach Post-Primary Languages Ireland. – dodaje Tomasz Wybranowski.

Naukę języka polskiego można zorganizować na każdym etapie w irlandzkich szkołach średnich. Od września 2020 język polski został wprowadzony do irlandzkiej podstawy programowej w szkołach średnich. Niestety zdarzenia z plagą Covid 19 przesłoniły ten ważny fakt dla polskiej społeczności na Szmaragdowej Wyspie.

Język polski w szkołach na wyspie oznacza jedno: możliwość zorganizowania bezpłatnych dla uczniów zajęćz języka polskiego w irlandzkiej szkole średniej. Oznacza to również możliwość zdawania matury z języka polskiego na poziomie podstawowym i rozszerzonym.

Organizacją zajmującą się wprowadzaniem języka polskiego do irlandzkich szkół średnich jest Post-Primary Languages Ireland. Strona internetowa: www.ppli.ie

Kontakt także pod dwoma adresami meailowymi: [email protected] (w języku angielskim) oraz [email protected] (w języku angielskim i polskim).

Do sprawy będziemy powracać w kolejnych wydaniach Studia Dublin i programach publicystycznych sieci Radia Wnet.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.P.

Studio Dublin – 22 kwietnia 2022 – Bogdan Feręc i Mateusz Romowicz

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

W gronie gości:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio 37.
  • Mateusz Romowicz – członek zarządu Legal Marine, radca prawny

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania najnowsze wydanie programu Studio Dublin:

 

W piątkowym Studiu Dublin łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego portalu irlandzkiej Polonii – Polska-IE.com.

Dzisiejsza rozmowa z Bogdanem Feręcem dotyczyła m.in. tematu prawa regulującego sprzedaż marihuany w Irlandii. Szef portalu „Polska-IE” zgadza się z Tomaszem Wybranowskim, który mówi o społecznym przyzwoleniu na palenie marihuany w Irlandii, mimo obowiązującego tam zakazu. Co więcej – tamtejsza policja nie zawsze reaguje na takie zachowania mieszkańców Szmaragdowej Wyspy.

Innym tematem Studia Dublin był pomysł stworzenia nowych irlandzkich mieszkań. Problemu upatruje się w możliwej izolacji poszczególnych grup społecznych, które, zamieszkując jeden budynek, mogą ograniczać swoje kontakty z mniej zamożnymi Irlandczykami. Bogdan Feręc przedstawia swój pomysł na zażegnanie takich obaw.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Bogdanem Feręcem, szefem portalu Polska-IE.com:

Tutaj do wysłuchania świąteczne wydanie Studia Dublin:

 

 

Mateusz Romowicz jest radcą prawnym specjalizującym się w podatkach marynarskich, dochodzeniu odszkodowań marynarskich, morskim prawie pracy i prawie międzynarodowym.

W dzisiejszym Studiu Dublin gościł także Mateusz Romowicz, członek zarządu Legal Marine, radca prawny, który pomaga Polakom pracującym poza granicami swojego kraju a mającymi problemy z fiskusem i kwestią podwójnego opodatkowania.

Mateusz Romowicz komentuje zmiany, które nastały w kontekście unikania podwójnego opodatkowania przez osobę pracującą w kraju Unii Europejskiej. Polacy pracujący poza krajem muszą teraz zmierzyć się z procedurą rozliczenia swoich dochodów.

Gość Studia Dublin opowiada m.in. o uldze podatkowej, o którą można się ubiegać, a która jest na wstydliwie niskim poziomie.

Radca prawny Mateusz Romanowicz porusza także negatywną, z punktu widzenia podatników, mroczną stronę nowego prawa nazywanego szumnie „Polskim ładem”, który co chwila jest poddawany zmianom, poprawkom i sanacyjnym zabiegom.

Tutaj do wysłuchania rozmowa Tomasza Wybranowskiego z Mateuszem Romowiczem, Legal Marine:

K.K.

Produkcja: Studio 37 Radia Wnet – kwiecień 2022

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Jakub Grabiasz i Piotr Słotwiński (Cork).

Najlepszy album Scream Maker w kolejce po muzyczne laury. „BloodKing” nadzieją i dumą polskiego klasycznego heavy metalu

Scream Maker, nasza rodzima, klasyczna heavy metalowa duma. Na fot. od lewej: Sebastian Stodolak, Jan Radosz i Michał Wrona. Fot. arch. zespołu.

Powiem szczerze, że rzadko pochylam się już nad recenzjami. Powód? Broń Boże, absolutnie nie grzech lenistwa. W medialnej gorączkowości Radia Wnet, irlandzkiego NEAR FM i paru innych działań…

… dziennikarsko – pisarskich, brakuje czasu na długą kontemplację jednego wykonawcy i jego dzieła.

Ale są takie longplaye, które absolutnie są warte tego, by pisać o nich rozwlekle, wyczerpująco, aż do ostatniego słowa i ostatniej świetlistej refleksji.

Tak jest z najnowszym albumem formacji Scream Maker „BloodKing”, który od styczniowej premiery dzieli i rządzi na polskiej metalowej scenie wespół z CETI i ich tegorocznym albumem.

Oh mirror, mirror tell me no lies

What is the secret behind your black glass

Oh mirror, mirror I know that you know

Digital future or death to the soul

O lustro, lusterko nie powiadaj mi kłamstw

Jaki jest sekret twego czarnego szkła

O lustro, lusterko wiem, że ty wiesz

Cyfrowa przyszłość albo śmierć duszy

 Ten fragment tekstu Sebastiana Stodolaka, który przywołałem z singlowego rozgrzewacza „Mirro. Mirror” to fundament liryczny całej płyty „BloodKing” Scream Maker. Na szańcach klasycznych heavy – metalowych okopów Michał Wrona, główny architekt muzycznej budowli zespołu i znakomity gitarzysta oraz Sebastian Stodolak, liryka, głos i ogólny wyraz artystyczny.

 

Tutaj do wysłuchania rozmowy z Michałem Wroną i Sebastianem Stodolakiem:

Warszawski band Scream Maker jest bliski mojemu serca i nigdy tego nie ukrywałem. Czy bywało dobrze, czy działo się źle, nić naszego metalowego braterstwa nigdy nie została zerwana.

Dziennikarze muzyczni często mawiają, że nie przyjaźnią się z zespołami, aby w przyszłości nie mieć sytuacji niezręcznych, w stylu: „jak im powiedzieć, że wydali złą płytę”, albo „ale fatalne nagranie”.  Ja takich dylematów nie miewam. Zawsze mówię, jak jest i tak jak czuję.

Znajdź Scream Maker:

www.screammaker.com

www.facebook.com/screammaker

www.screammaker.bandcamp.com

 

Scream Maker – od lewej -Przemek Nalazek (były perskusja zespołu), Sebastian Stodolak (śpiew, teksty), Jan Radosz (gitara basowa) i Michał Wrona (kompozycje, aranże, gitary).

Dzięki ówczesnemu perkusiście zespołu Markowi Nadstawnemu, Scream Makerów znam już od przeszło 12 lat. 11 listopada 2012 roku ukazała się ich pierwsza EP-ka „We are not the same”. I wiecie co? Dla mnie, jako fana klasycznego heavy metalu,  była to potężna dawka endorfin, podbitych ożywczym szkwałem riffów spod znaku Najnowszej Fali Klasycznego Brytyjskiego Heavy Metalu – oddział Polska! I tak mi zostało do dzisiaj.

Pod polskim niebem mamy sporo zespołów, które klasycznie metalowo grają (m.in. Roadhog, Axe Crazy z braćmi Bigosami na gitarach, czy Ironbound), ale Scream Maker wygrywa zdecydowanie jakością komponowania, nośnością melodii, głębią przekazu tkaną ze słów i … brakiem koniunkturalizmu. Michał Wrona, Sebastian Stodolak, Jan Radosz i Tomasz Sobieszek jadą szeroka swoją własną, wytyczoną sznytem starej szkoły muzyczną autostradą dźwięków.

 

I wielbię ich za jeszcze jedną rzecz, Scream Maker nie robią tego, co znakomita większość innych grup, a mianowicie nie dopasowują się kompozycyjnie czy brzmieniem do aktualnym mód, które za pół roku przeminą. I mimo, że grają ożywczo, tak że chce się żyć, to nie wcielają w swoje granie innych elementów gatunkowych, aby „udziwnić, zaskoczyć i namieszać” ku uciesze redaktorów i „kolegów” muzyków innych.

Ale dość moich refleksji o samym bandzie. Czas przejść do opowieści o albumie „BloodKing”!

Trzeci longplay Scream Maker to nie tylko godny sukcesor poprzednich („Livin’ In The Past” 2014 i „Back Against The World” 2016, że o EPce „We Are Not The Same” nie wspomnę) , ale przede wszystkim dzieło najbardziej dojrzałe i kompozycyjnie najciekawsze!

Tutaj ukłon w stronę Michała Wrony, który stworzył najdoskonalsze riffy i melodie w historii bandu.

 

Słuchając współczesnych płyt spod znaku hard’n’heavy dopada mnie słuchowe przewidzenie, że oto „gdzieś już to słyszałem”. Inaczej jest z „BloodKing” i Kreatorami Krzyku. Mimo ukłonu muzyków dla tradycji gatunku, całość brzmi nowocześnie i nie znajdziemy tutaj ani odrobiny muzycznej pospolitości.

Przez ponad 66 minut ani przez chwilę metalowy gentleman ani nadobna metalowa fanka nie poczują znużenia, który mógłby owocować przeciągłym ziewaniem.

Już pierwszy rozgrzewacz po otwierającym „Invitation” (grzmoty, uderzenia młota i nocny, przed burzą posłany w eter riff) singlowa błyskawica „Mirror, Mirror” riffem i metalowym cwałem (nie tylko na wzgórza) porywa i przydaje endorfin.

Potem tytułowy „BloodKing”, w którym progresywna dostojność współbrzmi z soczystym riffem i thrashową galopadą, której mogą pozazdrościć klasycy z Iron Maiden z czasu „The Book of Souls” czy Queesnryche. I jeszcze wycyzelowana, bez zbędnych dróg „naokoło gryfu”, po prostu brzmiąca i intrygująca solówka Michała Wrony. Rozkosz dla uszu!

W warstwie tekstowej to drugi utwór w zestawie, w którym poetycko Sebeastian Stodolak wyłuszcza swoje dystopijne credo. Co ciekawe okres pandemii sprawił, że jego wersy brzmią jak spełniające się memento. Ale czy człowiek z owej nauki wyciągnie wniosek?

 

 

Obawiam się, że … niestety nie. „Krwawych królów”, łasych szelestu spadających papierków i marzących o jeszcze większej liczbie wirtualnych łańcuchów zarzuconych na karki coraz bardziej bezrozumnej tłuszczy, nigdy nie zabraknie. Tutaj zacytuję samego autora:

Sztuczna inteligencja, komputery i automatyzacja mogłyby być błogosławieństwem, ale w niepowołanych rękach, np. w rękach autokratycznych władców czy oligarchów, stają się zagrożeniem dla naszej wolności. O tym właśnie śpiewamy w tym utworze. Korumpująca natura władzy to temat przewodni całego albumu. Teksty powstały przed pandemią, ale dzisiaj są jeszcze bardziej aktualne – mówi Sebastian Stodolak.

Nic innego mi nie pozostaje, jak do elitarnego grona czarnowidzów świata tego, gdzie Orwell, Huxley czy Kindred Dick, dopisać i Stodolaka. Wsłuchajcie się w wieszcze teksty dwóch ballad – „Die in Me” i końcową „Too Late”.

Sebastian Stodolak, jako autor tekstów na „BloodKing”, staje się odbiciem w mrocznym zwierciadle (znowu „Mirror, Mirror”) samego Fredrica Jamesona, teoretyka literatury światowej i kultury symbolicznej.  Autor tekstów i głos Scream Maker pokazuje w jaki sposób zdobycze współczesnej cywilizacji (w tym internet i wszelkie wirtualności z kanałami komunikacyjnymi) w zetknięciu z otaczającym światem ujawniają dzisiaj granice naszych możliwości.

Owe granice okupione są wielkimi kosztami, ale przede wszystkim niedostatkami w jednakowym stopniu demokratycznej jak i niedemokratycznej władzy.

“BloodKing” dla mnie to bardzo ważna muzyczna personifikacja skrajnej dystopii, w której bezsens przetrwania daje się odczuć od początku. Bowiem po co żyć i trwać, skoro na wielkiej smyczy tylko biegamy po wirtualnym pastwisku – arenie ku uciesze „krwawych królów”, którzy rozporządzają nawet naszymi marzeniami (nagrania „When Our Fight is Over” z przejmującym dwuwierszem

„/…/ All that you can get // Remorse and regret / Wszystko, co możesz uzyskać // Wyrzuty i żal /…/” i „ Petrifier”).

W takiej przestrzeni traci sens nie tylko marzeń i planów, ale nawet szczątkowej próby oswojenia siebie w nowych czasach. Przestrzeń wirtualna jest abstrakcyjna, podobnie jak życie człowieka i działalność ludzi, ponieważ w żaden sposób nie przekłada się na kształtowanie wirtualnego uniwersum.

Tam są panowie („krwawi królowie”) i cała reszta (zwróć uwagę na piosenki „End of the World” czy „Powerlust”, z przerażającym tchnieniem tego, co nieuchronne i dusznymi wręcz gitarami Michała Wrony). Dość analizy i mojego mędrkowania! Słuchacze, do dzieła!

Obowiązkowo fani metalu i hard rocka muszą przesłuchać cały album. Po sześciu latach przerwy Scream Maker przybyli z nową płytą i znowu zwyciężyli. To w pełni dojrzały zespół, pełen mocy i świadomości siebie, ze znakomitymi instrumentalistami i wymykającemu się zaszufladkowaniu wokalistą (bo trzeba by go wrzucić do wielkiej komody, z dużą ilością szuflad).

Można pisać i mówić bez ustanku, że Sebastian Stodolak brzmi jak Bruce, Rob, czy Geoff Tate. Tak, pełna zgoda! Ale dodam od siebie, że takie porównania już ukazują jego ogromną wszechstronność i niepowtarzalność. W porównaniu do poprzednich albumów SM, Sebastian stał się złowróżbnie agresywny, szczególnie w molowych dołach. Ale taka jest ta nowa płyta Scream Maker. Przygnębiająco autentyczna patrząc na to, co dzieje się wokół nas.

Panowie, znakomita robota. Czekam na koncerty, bo ciekawi mnie jak zabrzmi pewniak stadionowy – jak dla mnie – „Join the Mob”. Starych fanów uspokajam, na krążku “BloodKing” znajdziemy także znane już singlowe „When Our Fight is Over” i „Hitting the Wall”. Scream Maker?! Muzyka klasycznie metalowa warta słuchania – ze znazkiem jakości Radia Wnet! Scream, Scream, Scream, We Are Scream Maker… Ja też! I czekam na kolejny memoriał ku czci i wspomnieniu Ronniego Jamesa Dio i ich kolejny, siódmy już podbój Państwa Środka! Pamiętajcie, że Stodolak & Wrona and Co. nigdy nie zwalniają tempa.

Tomasz Wybranowski

 

Zespół Scream Maker nagrał album w składzie: Michał Wrona (kompozycje, aranż, gitary), Sebastian Stodolak (liryka, linie melodyczne i współkomponowanie, głos, ogólny wyraz artystyczny), Jan „Jasiek” Radosz (gitara basowa, jeden z niewielu muzyków w Polsce z tytułem naukowym doktora) i Tomasz Sobieszek (perkusja).

Na albumie „BloodKing” znajdziecie nagrania:

  1. Invitation
    2. Mirror, Mirror
    3. BloodKing
    4. When Our Fight is Over
    5. End of the World
    6. Scream Maker
    7. Hitting the Wall
    8. Join the Mob
    9. Die in Me
    10. Powerlust
    11. Tears of Rage
    12. Petrifier
    13. Candle in the Wind
    14. Brand New Start
    15. Too Late

Luxtorpeda w Muzycznym Wtorku Radia Wnet: Jesteśmy piątką zwykłych chłopaków, którzy trafili na dużą scenę.

Luxtorpeda / Fot. Mateusz Otremba

Robert Drężek, Krzysztof Kmiecik, Tomasz Krzyżaniak, Przemysław Frenzel i Robert Friedrich mówią o nowej płycie zespołu, zatytułowanej „Omega” i o tożsamości grupy.

Przed premierą najnowszego studyjnego albumu Luxtorpedy muzycy grupy  Robert „Litza” Friedrich,  Przemysław „Hans” Frencel,  Tomasz „Krzyżyk” Krzyżaniak, Krzysztof „Kmieta/ Komboj” Kmiecik i On – Robert „Drężmak” Drężek byli gośćmi Tomasza Wybranowskiego w Muzycznym Wtorku sieci Radia Wnet (19 kwietnia 2022 roku).

Tutaj do wysłuchania cały program:

 

Powód wizyty oczywisty, 6 maja ukaże się ich najnowszy album o tytule „Omega”. To analogowe i bezkompromisowe oblicze zespołu

Po premierach trzech singli – „Hydra”, „Krew z krwi” i „Antonówka” – wiemy, że będzie to najmocniejszy i najbardziej rozmetalizowany w sznycie punkowej i czasami stoner/rockowej rebelii muzycznej w historii tego zespołu.

Na najnowszej płycie Luxtorpedy znalazło się 11 premierowych utworów, które ostro i dosadnie komentują rzeczywistość i kondycję współczesnego świata i człowieka. Do takich tekstów musiała powstać mocna i surowa muzyka, brzmieniem nawiązująca do lat 90. XX wieku.

– Wyszła nam rzecz osadzona w starych czasach (muzycznie), lecz nawiązująca do współczesnych problemów świata i człowieka. Przy tworzeniu „Omegi” siedziałem nad muzyką przy użyciu bardzo oldschoolowego wzmacniacza z lat 80., który w dużej mierze zainspirował mnie do napisania takich riffów, jakie można tam usłyszeć i w ogóle całego klimatu materiału. Co więcej produkcja również wypadła mocno oldschoolowo. Nie używaliśmy żadnych komputerowych plug-inów, tylko miksowaliśmy całość przy pomocy naszego starego miksera w stu procentach analogowo. Wyszła nam rzecz osadzona w starych czasach, lecz nawiązująca do współczesnych problemów. – powiedział Robert „Litza” Friedrich.

Ostatni singel „Antonówka” opowiada o ataku na wolność słowa i jak komentuje Litza:

Ataku na prawdziwe znaczenie pewnych określeń. Te rzeczy są obecnie w rękach manipulatorów próbujących obrzydzić nam to, co jest pewne i wartościowe.

Do płyty dołączone będą wersje instrumentalne oraz kod do pobrania plików w wysokiej jakości. To dla tych, którym brzmienie mp3 nie wystarcza.

Album zamawiać można już w sieci EMPIK pod TYM linkiem, a ekskluzywnie – przedpremierowo – płyta dostępna będzie już od 27 kwietnia!

Tomasz Wybranowski
Fot. Mateusz Otremba

 

Luxtorpeda / Fot. Mateusz Otremba

Dr Jacek Janiszewski: powinniśmy jako naród stawiać sobie długofalowe cele strategiczne, bez względu na poglądy

Dr Jacek Janiszewski i piękny Toruń w tle.

Pomysłodawca Welconomy Forum o znaczeniu działań prodemograficznych państwa i o tym, jak agresja Rosji zmieni sytuację w naszym regionie: „Po wojnie Ukraińcy będą nas uwielbiać”.

Dr Jacek Janiszewski analizuje wyzwania demograficzne dla Polski. Jak wskazuje, znaczna część społeczeństwa nie wywodzi już swojego podejścia do spraw rodzinnych z religii katolickiej.

Musimy wymyślić jakiś inny bezpiecznik, w którym kobieta jest chroniona bez względu na to, jak się jej rodzina ułoży. Musi być bezpieczna, nawet mając kilkoro dzieci i nawet, jeżeli z jej mężczyzną w międzyczasie cokolwiek się stanie. […] Dzieci to największy interes dla państwa.

Organizator Welconomy Forum wskazuje, że wzrost ludności naszego kraju przełoży się na większe jego znaczenie w Europie, chociażby poprzez podwyższenie kwoty europosłów. Ekspert zauważa, że według wielu badań mieszkańcy Starego Kontynentu postrzegają Polskę jako bardzo dobre do życia.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego odnosi się ponadto do agresji rosyjskiej na Ukrainę. Wyraża przekonanie, że odparcie inwazji wojsk Putina długofalowo zwiększy bezpieczeństwo w Europie. Jak dodaje:

Rosji jako państwa ucywilizować się nie da.

Ukraińcy po wojnie będą nas uwielbiali. Mamy szansę ułożyć sobie relacje z bliskim sąsiadem. Przez dekady nie umieliśmy tego zrobić. Taka szansa przytrafia się raz na kilkaset lat.

Dr Janiszewski zwraca uwagę, że polityka Berlina i Paryża wywołuje obecnie silną niechęć Kijowa, co dodatkowo umacnia pozycję Warszawy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Czytaj też:

Dr Janiszewski: Musimy stale szukać kompromisów i mieć świadomość, że Polska nie kończy się za naszego życia

Studio Dublin – 18 marca 2022 – Bogdan Feręc, Agnieszka Grochola, Jakub Grabiasz

Piątkowy poranek w sieci Radia WNET należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Gość audycji:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio 37
  • Agnieszka Grochola – doradca metodyczny w Post-Primary Languages Ireland
  • Jakub Grabiasz – szef działu sportowego Studia 37;

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

 

 

Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc z przeglądem prasy.


Agnieszka Grochola, doradca metodyczny w Post-Primary Languages Ireland

Agnieszka Grochola, doradca metodyczny w Post-Primary Languages Ireland  o sukcesach polskiej edukacji w Irlandii.

Rozmówczyni Tomasza Wybranowskiego podsumowuje ostatnie lata działalności Polskiej Macierzy Szkolnej.

W 2020 roku do irlandzkich szkół średnich weszły do programu nauczania cztery nowe języki: chiński, litewski, portugalski i polski

Agnieszka Grochola mówi, że to dobra wiadomość dla uczniów polskiego pochodzenia. Informuje, że w 24 szkołach w Irlandii można się uczyć polskiego.


Jakub Grabiasz komentuje przemówienie Joego Bidena z okazji Dnia Św. Patryka.

Prezydent Stanów Zjednoczonych w przemówieniu do uczestników Gali Biznesu mówił o sobie jako o Irlandczyku. Został zaproszony do odwiedzenia Irlandii.

 

Studio Dublin – 11 marca 2022 – Bogdan Feręc

Piątkowy poranek w sieci Radia WNET należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Gość audycji:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio 37

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowsk

 

 

W piątkowym Studiu Dublin łączyliśmy się tradycyjnie z Bogdanem Feręcem, szefem najważniejszego portalu irlandzkiej Polonii – Polska-IE.com.

W następny czwartek przypada ważne irlandzkie święto – Dzień Świętego Patryka. Co roku 17 marca na ulicach Dublinu króluje zieleń. Tegoroczne obchody przybiorą jednak barwy niebieskie oraz żółte. Dziennikarz opowiada o tym wymownym geście solidarności z Ukrainą.

Bogdan Feręc przybliża nam również oddolną inicjatywę, której owocem jest zorganizowanie transportu dóbr dla Ukraińców. Z Irlandii ma wyjechać nawet 20 autokarów, które dary dla dotkniętych wojną, przywiozą na granicę polsko-ukraińską. Na drogę powrotną zabiorą uchodźców z Ukrainy, którzy będą mogli pojechać na Szmaragdową Wyspę.

Zapraszamy do odsłuchania całej rozmowy:

K.K.