10 lat temu na wieki zasnął najtkliwszy gitarzysta świata – Gary Moore (4 kwietnia 1952 – 6 lutego 2011 roku).

Dzisiaj, 6 lutego 2021 roku mija dziesięć lat odkąd Gary Moore odszedł na drugą stronę luster. Irlandzki syn Belfastu był jednym z największych wirtuozów gitary, choć niestety niedocenianym….

Tutaj do wysłuchania wspominkowy program „Cienie w jaskini”, który wcoraj poświęciłem Gary’emu Moore’owi:

 

Dokładnie dzisiaj, 6 lutego,  mija dziesięc lat odkąd Gary Moore odszedł na drugą stronę luster. I wciąż nie mogę się z tym pogodzić i naiwnie wierzę, że usłyszę Jego nowe nagrania i ujrzę roześmianą twarz na koncercie, podczas wywiadu, czy w przekazach telewizyjnych…

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jackiem Moorem, synem legendarnego Gary’ego Moore’a:

 

Gary Moore – muzyk, artysta i człowiek wiele dla mnie znaczył. Mimo, że nigdy nie przebił się do grona najlepszych gitarzystów świata nazywanych wirtuozami, wymienianych jednym tchem przez krytyków i znawców gitary, to zawsze był w kręgu gitarzystów poważanych i z którymi trzeba się liczyć.

Gary Moore był, jest i będzie moim ulubieńcem, bez względu na to, czy wracam do nagrań Thin Lizzy, Jego płyt znaczonych heavy metalem, czy bluesową maestrią i przestrzenią w fakturze evergreenów.

Patrząc na koleje mojego życia, Gary Moore był (i jest) dla mnie najważniejszym muzykiem i najbardziej ukochanym…

Był przede wszystkim znakomitym gitarzystą, ale ja rozkochałem się w Jego głosie. Nie ważne czy wykrzyczał z pasją frazy z „Murder In The Skies”, czy „Run For Cover” (heavy metalowy okres Jego kariery), czy czule wyśpiewywał strofy „Still Got The Blues”, albo „Separate Ways” (bluesowe historie). Jedno jest pewne, że kiedy śpiewał ballady, całym sobą, tkliwie, z uczuciem i do bólu prawdziwie, to nie miał sobie równych! A czy w ogóle jest ktoś, kto nie kocha Jego głosu? Czy jest ktoś, Kto nie zna Jego brzmienia gitary?

Robert William Gary Moore i urodził się 4 kwietnia 1952 roku w Belfaście, w Irlandii Północnej. Miłością do muzyki zaraził go ojciec, Robert, lokalny animator kultury i promotor młodych zespołów. To ojciec podarował ośmioletniemu Gary’emu zdezelowaną, niemiecką gitarę akustyczną na której dość szybko zaczął grać melodie The Shadows.

Sześć lat później, to także ojciec dołożył brakujące banknoty, aby Gary mógł dzierżyć w rękach pierwszy dobrej jakości instrument. Była to legendarna gitara elektryczna Fendera Telecastera.

Kiedy zobaczyłem w Belfaście koncert Jimiego Hendrixa a trochę potem Johna Mayalla i jego Bluesbreaker’s wiedziałem, że muszę pójść w kierunku bluesowo – rockowym, gdy mowa o grze na gitarze, marzeniach i całym życiu” – wspominał

Wielkim wzorem dla młodego muzyka był przede wszystkim lider Fleedwood Mac – Peter Green. Dlaczego? O tym za chwil kilka. Prawie czterdzieści lat później Gary Moore złożył mistrzowi specjalny hołd pod postacią albumu „Blues for Grenny” (1995). Jako młodzieniec spotkał Greena i wykorzystał moment wspólnego z nim muzykowania w jednej z sal Belfastu.

 

                             Czas dojrzenia, czas olśnienia i Peter Green

Gary Moore ukończył piętnaście i przeniósł się do Dublina. Od tej pory jego ścieżki życia przecięły się nierozerwalnie z Philem Lynottem. Razem zaczęli muzykować w grupie Skid Row. Sam Lynott długo nie zagrzał miejsca w składzie bandu, ponieważ myślał już o założeniu Thin Lizzy.

Gary Moore podtrzymywał jeszcze przez prawie cztery lata muzykowanie ze Skid Row. Nie odniósł z zespołem spektakularnych sukcesów, ale odnalazł swoją muzyczną drogę i przeznaczenie. Ale też nie od razu. Gdyby nie Skid Row, który pewnego razu rozgrzewał publiczność przed koncertem Fleedwood Mac, to Gary Moore nie miałby szans by poznać osobiście legendarnego założyciela grupy i wielkiej muzycznej osobowości – Petera Greena.

Gwiazda muzyki zafascynowana poziomem i jakością gry Moore’a postanowiła działać. Green nie przebierając w słowach po prostu zażądał od swojego menedżera, aby załatwić kontrakt płytowy dla Skid Row.

W taki oto sposób nieznana szerokiej publiczności grupa z Irlandii podpisała wymarzony kontrakt z potentatem CBS. Sam Gary Moore odkupił od oszołomionego Jego grą Greena model gitary 1959 Gibson Les Paul Standard, która na prawie dwadzieścia lat stała się jego głównym instrumentem.

Wrócił do niej nagrywając album „Blues For Grenny”. A oto jeden z piękniejszych korali z tej płyty. To oczywiście „I Loved Another Woman”, którą napisał pod koniec lat 60. Peter Greenbaum.

Gary Moore. Fot. Nymf (talk). Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0

Skid Row wydał kilka singli i albumów, zagrał parę udanych tras koncertowych, ale komercyjnego sukcesu nie odniósł. Zniechęcony takim obrotem sprawy Moore pożegnał się z formacją w roku 1972 i założył własny zespół: Gary Moore Band, z którym wydał album „Grinding Stone” (1973). W tym czasie współpracował także z Philem Lynottem z Thin Lizzy oraz w legendarnej formacji Colosseum II.

W składzie Thin Lizzy zagościł kilka lat później, kiedy Lynnott poprosił go o gitarowe wsparcie podczas koncertów na amerykańskiej trasie wschodzącej wtedy gwiazdy grupy Queen. Styl gry Moore’a podbił serca fanów i zdrową zazdrość samego Briana May.

Potem przyszedł czas na solowy debiut: „Back On The Streets” (1978) nagrany z przyjaciółmi z Thin Lizzy. Przebojem stała się piosenka „Don’t believe a Word” zaśpiewana przez Phila Lynnotta.

Krążek „Back On The Streets” słynny jest z innego nagrania. W zestawie dziewięciu nagrań znalazła się perełkowy, klasyczny już evergreen, cudowna ballada „Parisienne Walkways”. Duet Gary Moore – Phil Lynott stworzyli piękne i ponadczasowe muzyczne dzieło.

Trwająca niewiele ponad trzy minuty piosenka podbiła cały świat. Utwór powstał w oparciu o melodię jazzowego standardu „Blue Bossa” Kenny’ego Dorhama. Ten riff zna każdy! Absolutnie każdy! Nie tylko zakochani, ale i ci co tęsknią do tego uczucia.

Utwór trafił na ósme miejsce zestawienia UK Single Chart. Przypominam moim zdaniem najlepsze koncertowe nagranie tego szlagieru, z gorącego koncertu w Montreux w 2010 roku, na niespełna pół roku przed Jego śmiercią.

 

 

                      Przyjaźń z Philem Lynnottem i złoty okres Thin Lizzy

Ukoronowaniem ich muzycznych dokonań był solowy album Lynnotta „Solo In Soho” z 1980 roku, z udziałem właśnie Garry Moore’a, oraz takich gwiazd jak Mark Knopfler z Dire Straits, czy Midge Ure z Ultravox.

Album uważany jest za jeden z najlepszych w dyskografii grupy przyniósł także sukces komercyjny a sukces samego Thin Lizzy przyczynił się do wzrostu popularności Moore’a.

Gary Moore przestał być anonimowy, zaś krytycy i inni gitarzyści coraz częściej entuzjastycznie wypowiadali się o umiejętnościach Gary Moore. Ale niesforny syn Belfastu nie był w stanie wpasować się na stałe w zespół Philo. Po kłótniach i licznych nieporozumieniach, dodam, że nie tylko artystycznych, opuścił Thin Lizzy by działać już na własne nazwisko.

Nie zapomniał jednak o pracy muzyka sesyjnego i udzielał się w innych projektach, jak choćby na płytach takich tuzów jak Greg Lake z Emerson, Lake And Palmer i czy Cozy Powell.

                      Gary Moore prawdziwe narodziny (muzyczne)

Rok 1982 przyniósł krążek „Corridors Of Power”, gdzie znalazły się m.in. ognisty i zagrany z hard – rockowym rozmachem „Don’t Take Me For A Loser”, dynamiczny „Rockin’ Every Night”, czy cudowną balladą „Always Gonna Love You”. Od tej pory ballada rockowa stała się Jego znakiem rozpoznawczym. Jak się nie wzruszyć oglądając ten klip?

Trzeci album Moore’a powstał w gronie zacnych i szanowanych muzyków. Oto za zestawem perkusyjnym zasiadł sam Ian Paice (Deep Purple). Neil Murray (basista) i Don Airey (klawisze) prawie na zawsze weszli już do składu towarzyszącego naszemu bohaterowi. „Corridors Of Power” dały Moore’owi posmak sukcesu.

Podkreślano w recenzjach, że „miał ogromne wyczucie w grze wyczarowując dokładnie tyle dźwięków ile trzeba”. Co ważne, Gary Moore nie potrzebował żadnych dodatkowych efektów by wzmocnić swój gitarowy przekaz.

Grał w rodzaju natchnionego gitarowego wieszcza, który raz staje się nastrojowym lordem Byronem, aby za chwilę przemienić się w Oscara Wilde’a gitary. Już wtedy wykreował swój specyficzny styl.

Bez znaczenia było już co w danej chwili gra, heavy metal, rock domieszką hard, eksperymentatorski fussion, czy najsmakowitszy blues. Biały blues. Zawsze było wiadomo, że to On.

 

W roku 1985 Gary Moore zdeklasował konkurencję albumem „Run For Cover”. Dla wielu krytyków i fanów muzyki rockowej to najdoskonalsze dzieło czarodzieja gitary z Belfastu. Trudno się dziwić.

Rozmach produkcji, dobór znakomitych utworów i udział w sesji gwiazd z panteonu hard & heavy (by wymienić tylko Phila Lynotta, basistę Glena Hughesa – ex – Deep Purple, czy perkusistę Charlie Morgan) i znakomita produkcja przyniosły oczekiwany efekt!

Phil Lynott, jedna z fotografii z wystawy pisma „Hot Press” – „Boy is Back in Town”. Fot. T. Wybranowski.

Od tytułowego „Run For Cover” po kończący, z popowym sznytem i wiosną miłości w powietrzu, „Listen To Your Hearbeat” nie ma tu słabych momentów. Jednym z największych przebojów Gary Moore’a w historii (obok „Parisienne Walkways”) okazał się wydany na singlu „Out In The Fields”. Oczy i usta same się śmieją, a nogi podrygują i chcą biec tak szybko by ulecieć! To jeden z moich najulubieńszych utworów Mistrza.

Mała płytka szybko powędrowała na miejsce piąte brytyjskiej listy przebojów. Swoje „pięć groszy” dodał w tym nagraniu Phil Lynott, który kapitalnie zagrał partię basu i brawurowo odśpiewał wraz z Garym liryczne wezwanie.

Dla Lynnotta to był najgorszy czas z możliwych. Kolejne zespoły, które zakładał po zawieszeniu działalności Thin Lizzy, były źle przyjmowane przez słuchaczy i krytyków. Nałogi zwyciężały, odchodzili kolejni przyjaciele, bliscy, rodzina.

Na placu boju pozostaje jedynie Gary Moore, który wierzy, że dzięki muzyce można go jeszcze uratować. Co prawda Gary Moore sygnował całe wydawnictwo „Run For Cover”, ale wydając singel „Out In The Fields” zdecydował by na okładce małej płytki pojawiły się dwa nazwiska: Gary Moore i Phil Lynott.

 

Ściana Sław Muzycznych Dublina, jedna z trzech w obrębie Temple Bar. Na każdej z nihc musi być postać Phila Lynotta. Fot. Tomasz Wybranowski.

Nieco później pomiędzy 23 a 26 września 1985 roku, u boku Gary Moore, Phil Lynott gra cztery koncerty w Londynie i Manchesterze, jak się później okaże – ostatnie w jego życiu.  Zresztą posłuchajcie, podziwiajcie i płaczcie, bo dziś takich zapaleńców gitary i rocka już nie ma.

Muszę wspomnieć także „Military Man”. Piosenkę skomponował i zaśpiewał Phil Lynnott dla którego był to [niestety] łabędzi śpiew. Złowiony na złowieszczą wędkę alkoholizmu i narkotyków dla swego przyjaciela wykrzesał mnóstwo energii i siły by zajaśnieć pełną gamą na „Run For Cover”. „Militart Man” zaczyna się werblem i ciężkim, powtarzalnym i motorycznym riffem w który wtapia się mocny śpiew Lynotta.

Potem przychodzi uspokojenie, balladowy zmierzch koresponduje z przesłaniem lirycznym tekstu. Syn, który w mundurze musi walczyć, mówi matce, że kiedyś napisze dla niej najpiękniejszy miłosny list. To jeden z najtkliwszych momentów dla mnie w muzyce rockowej po wieczność! To także było ostatnie nagranie w jakim Phil Lynott wziął udział w swoim życiu.

 

                                      „Wild Frontier” droga na szczyt

Album „Wild Frontier” (1987) dla mnie osobiście ma w sobie sznyt magii i arkadyjskiego światła, kiedy człowiek z dziecka przemienia się w młodzieńca. Każde nagranie z tej płyty trafia w punkt słuchacza. Artysta zadedykował płytę zmarłemu przyjacielowi – Philowi Lynottowi.

Otwierający „Over the Hills and Far Away” z przepięknie wplecionymi motywami irlandzkimi przydają celtyckiego mistycyzmu i aury Szmaragdowej Wyspy. Oto krzesząca metalowe iskry gitara Gary Moore’a kłóci się ze skrzypcami, dudami i całym folkowym żywiołem Irlandii. Klimat Szmaragdowej Wyspy nie odpuszcza przy nagraniu tytułowym.

Tytułowa „dzika granica” to linia demarkacyjna między dzielnicami katolików i protestantów w Belfaście, rodzinnym mieście artysty. „Wild Frontier” przynosi najtkliwszy, najdelikatniejszy i skąpany w siatce promieni księżyca nagranie w dorobku Gary Moore’a –  „The Loner” / „Samotnik”.

O tym utworze mógłbym pisać bez końca i o tym co dzieje się, gdzieś na przełęczy serca i duszy… Lepiej jednak posłuchać go z oklaskami, z tysiącem fanów wstrzymujących oddech by posłuchać mistrza, który czaruje dźwiękiem i nastrojem.

Moore powrócił do tego nagrania i niejako dał mu drugie życie. „The Loner” jest nagraniem, którego Gary Moore jest współkompozytorem. W nieco innej wersji utwór pojawił się na krążku Cozy Powella „Over The Top” z 1978 roku. Na gitarze zagrał inny sztukmistrz sześciu strun David „Clem” Clempson.

 

 

Z płyty wykrojono pięć singli, z czego największą popularnością cieszył się pierwszy z nich „Over The Hills And Far Away” (grudzień 1986). Płyta znakomicie zagrana i zaaranżowana, która przyniosła wiele radości słuchaczom, bo któż nie lubi wpadających melodii, dobrych solówek i światła radości na padole szarości codziennych zmagań?

Kolejna płyta „After The War” (1989) była najostrzejszą w dorobku Gary Moore’a. Tytułowy utwór to popis gry Irlandczyka.

Ale z całego zestawu w sercu pozostają szczególnie dwa nagrania: „Blood Of Emeralds” oraz instrumentalny, dostojny, już z zapowiedzią bluesowej drogi Artysty „The Messiah Will Come Again”, o którym gitarzysta zespołu Scream Maker Michał Wrona mawia: Doskonałość i tyle!

 

                                                W stronę bluesa

Blues zawsze krył się z grze Gary Moore’a. Ukłucie tą muzyką z przełomu lat 60. i 70. Pozostało niezagojoną raną serca i duszy, bólem i radością, niespełnieniem i szczęściem twórcy, który po prostu chce być sobą. Jego zew, choć zaszczepiony, przyszedł niespodziewanie. W jednym z wywiadów dla czasopisma „Gitarzysta” powiedział:

Opuściłem Thin Lizzy w 1980 i założyłem band nazywany G-Force, potem miałem parę solowych rzeczy. Znajduję, że kiedyś w garderobie, gdzie przygotowywałem się do koncertu, zacząłem grać bluesa. Poczułem, że jest to jakaś małe przesłanie dla mnie. Około ’89 wystartowałem z bluesem ponownie.

Miałem okazję spotkać Go kilkakrotnie w Dublinie i porozmawiać. Prywatnie był bardzo skromnym człowiekiem, typem wyspiarskiego dżentelmena w każdym calu. Jak mawiał pasją Jego życia była muzyka. A muzyka była Jego życiem.

Jego znakami firmowymi były (i będą na zawsze) TO charakterystyczne brzmienie oraz długo wydobywane dźwięki, które wywołują drżenia serca i spragnionej światła duszy. Jego gra, muzyczne dokonania i niezwykłe koncerty zawsze będą inspirować, tak gitarzystów, jak i miliony fanów na całym globie. Cała prawda o Nim.

A imię Jego: GARY MOORE.

Ciąg dalszy nastąpi…

Tomasz Wybranowski

Rok temu odszedł Romuald Lipko, współtwórca Budki Suflera i jeden z najważniejszych polskich kompozytorów. Wspomnienie

Był twarzą legendarnej Budki Suflera, kompozytorem największych polskich przebojów, multiinstrumentalistą a prywatnie bardzo pogodnym i otwartym człowiekiem… Rok temu odszedł Romuald Lipko.

 14 lutego 2020 roku Budka Suflera miała zagrać koncert w miejscu szczególnym – radiowym Studiu im. Budki Suflera. A potem jeszcze kilka koncertów w największych polskich miastach. Niestety pozostał już tylko czas przeszły dokonany.

Nie tylko chodzi o pandemię i czas pod jej uciskiem. 6 lutego 2020 roku odszedł po wyczerpującej i bardzo ciężkiej chorobie Romuld Lipko.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj rozmowy z Romualdem Lipko:

 

Oto wspomnienie pewnej rozmowy z wielkim Romualdem Lipko, kiedy mój program „Polska Tygodniówka” nadawany w irlandzkim Radiu NEAR FM obchodził swoje dziesięciolecie. Padły wówczas piękne słowa, także o przemijalności, ale i o magii prawdziwego radia. Odszedł kolejny Mistrz prawdziwych melodii.

Słuchaj tutaj:

 

Nie chcę pisać banałów, ale muszę. Polska scena muzyczna bardziej niż bardzo zubożyła się dzisiejszej nocy.

Dnia 6 lutego koło północy, po przegranej walce z nowotworem, odszedł Romuald Lipko, jeden z najwybitniejszych kompozytorów polskiej muzyki rozrywkowej końca XX i początku XXI w., współtwórca i kreator zespołu Budka Suflera, autor wielu wielkich polskich przebojów. Z ogromnym żalem i smutkiem zawiadamiają Rodzina i przyjaciele z  zespołu Budka Suflera. – możemy przeczytać na oficjalnej stronie grupy Budki Suflera.

 

Romuald Lipko odszedł. Fot. archiwum Budki Suflera.

W roku 1970 do grupy Romualda Lipki Stowarzyszenie Cnót Wszelakich dołączył Krzysztof Cugowski. I wtedy powstał zalążek Budki Suflera, jednej z najważniejszych grup w Polsce.  Romuald Lipko był jednym z najważniejszych i najbardziej rozchwytywanych kompozytorów muzyki rozrywkowej wPolsce.

To on skomponował nie tylko wszystkie największe przeboje Budki Suflera (w tym „Za ostatni grosz”, „Ona przyszła prosto z chmur”, dedykowany pamięci Anny Jantar, „Takie tango „, czy absolutne klasyki „Jolka, Jolka pamiętasz” czy „Czas ołowiu”.

Był autorem piosenek dla wspomnianej już Anny Jantar (m.in. „Nic nie może wiecznie trwać”, „Do żony wróć”), Urszuli (m.in. „Malinowy król” i „Dmuchawce, latawce”), Izabeli Trojanowskiej (m.in. „Wszystko, czego dziś chcę” czy „Jesteś moim grzechem”) i wielu innych artystów, w tym Ireny Santor, Zdzisławy Sośnickiej i Maryli Rodowicz.

Bez Krzysztofa Cugowskiego powrócił do nagrywania pod szyldem Budka Suflera, czego przykładem było sierpniowe nagranie „Gdyby jutra nie było” i zapowiedź trasy „45 lat – Powrót do korzeni”.

Z Romualdem Lipko znałem się od czasu pracy w lubelskim Radiu Puls (lata 1992 – 1994).

Przegadaliśmy wiele godzin i to nie tylko w zaciszu radiowych studiów. Zawsze otwarty, pogodny, skromny i uśmiechnięty. W planach mieliśmy kolejne rozmowy na antenie Radia WNET. Mieliśmy… Pozostała cisza, jak tytuł pewnej płyty Budki Suflera i … czas przeszły.

Dzisiaj w Muzycznej Polskiej Tygodniówce w Radiu WNET Jego Muzyka i moje wspomnienie… 

 

Studio Dublin – 5. 02. 2021 – Marcin Chlebicki, Bogdan Feręc, Kuba Grabiasz i Alex Sławiński

W piątkowy poranek tradycyjnie w Radiu WNET przenosimy się do Republiki Irlandii. W Studiu Dublin informacje, wywiady, analizy oraz korespondencje. 1 lutego przyszła już piękna, celtycka wiosna.

W gronie gości:

  • Marcin Chlebicki – polski przedsiębiorca w Republice Irlandii, piekarnia „MMM Family Bakery”,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin,
  • Alex Sławiński – szef Studia Londyn Radia WNET, poeta i literat. 

 

 

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Współpraca: Katarzyna Sudak i Bogdan Feręc

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek

Wydawca techniczny: Andrzej Karaś i Aleksander Popielarz

Realizator: Mikołaj Poruszek (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

 

Jak zwykle, kiedy wybija godzina 8:10 pod niebem Irlandii, wtedy w głównym wydaniu Studia Dublin usłyszą państwo głos Bogdana Feręca, szefa najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE. Fot.: arch. Bogdana Feręca.

Irlandczycy żyją w oczekiwaniu na 5 marca, kiedy mają zostać poluzowane ograniczenia epidemiczne.

Tymczasem jak zauważa Bogdan Feręc, 3/4 nowych zachorowań w Irlandii to brytyjska odmiana wirusa.

Obawa przed kolejną falą karze powściągliwie podchodzić do luzowania obostrzeń. Można się spodziewać otwarcia obecnie zamkniętych sklepów. Zamknięte pozostaną zapewne zakłady usługowe.

Czekamy z niecierpliwością na dzień 5 marca, kiedy irlandzki rząd ma podjąć decyzję w kwestii luzowania pandemicznych obostrzeń. Choć prywatnie rewelacyjnych zmian się nie spodziewam. – powiedział szef portalu Polska-IE.com.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

 

 

Kolejnym goście Studia Dublin jest Marcin Chlebicki, prowadzący rodzinną firmę „MMM Family Bakery”.

Marcin Chlebicki, współwłaściciel piekarni MMM Family Bakery w Castlebar, hranstwo Mayo (Irlandia). Fot. arch. MMM Family Bakery

Marcin Chlebicki mówi jak sobie radzi jako przedsiębiorca w dobie pandemii. Ocenia także pomoc irlandzkiego rządu dla przedsiębiorców.

Irlandzki Rrząd rekompensuje pracownikom czas, kiedy nie mogą pracować.

Najgorzej mają właściciele pubów i restauracji. Przedsiębiorca mówi, że cały czas pracuje nad swoim biznesem, który prowadzi już od 15 lat. Opowiada jakie chleby oferuje jego piekarnia.

Naturalna fermentacja żytnia to samo zdrowie. – podkreśla Marcin Chlebicki.

Jeden z trzech najsłynniejszych piekarzy w Republice Irlandii mówił w Studiu Dublin o swojej nowej pasji – winiarstwie.

 

Ówczesny premier rządu Republiki Irlandii Enda Kenny i bracia Chlebiccy. Fot. arch. MMM Family Bakery

MMM Family Bakery zatrudnia prawie sto osób i wypieka ok. 35 – 40 tys. bochenków chleba tygodniowo. Wypieki trafiają do sklepów i hurtowni w całej Republice Irlandii i Ulsterze. Jako ciekawostkę można podać fakt, że z okazji ubiegłorocznego Tłustego Czwartku cukiernicy MMM Family Bakery wypiekli ponad 65 tys. pachnących polskich pączków. A Tłusty Czwartek już 11 lutego!

W roku 2021 firma MMM Family Bakery obchodzi swoją 15. rocznicę istnienia. Jak twierdzi Marcin Chlebicki, rozmówca Tomasza Wybranowskiego, nie zmienił ani jednej rzeczy czy decyzji przez ten okres:

Jestem szczęśliwym człowiekiem a bazą jest kochająca się rodzina. Bogactwem jest moje rodzeństwo i cała rodzina!

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Marcinem Chlebickim:

O godzinie 10:00 tradycyjnie serwis informacyjny ze Studia 37 Dublin „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat” i prognoza pogody dla Irlandii. W Dublinie i Belfaście celtycka wiosna, ale w weekend popruszy śniegiem. 

Tutaj do wysłuchania serwis informacyjny ze Studia 37:

 

 

W okienku sportowym nie mogło zabraknąć Jakuba Grabiasza, który z radością poinformował, że nowa edycja Six Nations Cup – Puchar Sześciu Narodów edycja 2021 staje się faktem! Pierwsze mecze rugby już w ten weekend. 

Jakub Grabiasz, redaktor sportowy Studia Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37.

Francuska federacja zażądała niedawno zawieszenia tych rozgrywek do wiosny.

Udało się jednak przekonać Francuzów do zmiany zdania.

W weekend Irlandia podejmie Walię, Włochy Francję, A Anglia zagra ze Szkocją.

Sportowy korespondent Studia Dublin i Radia WNET opowiadał również o zbliżającym się tenisowym turnieju Wielkiego Szlema – Australian Open.

Uczestnicy Australian Open objęci są ścisłym reżimem sanitarnym. Zmagania rozpoczną się 8 lutego. Ciężko wskazać faworytów turnieju.

Omówiony zostaje także temat przełożonych na tegoroczne lato igrzysk olimpijskich w Tokio.

Mieszkańcy Japonii są przeciwni organizacji imprezy w tym roku.

Jakub Grabiasz komentuje również decyzję światowej federacji golfa – Professional Golfers’ Association of America (PGA) o pozbawieniu jednego z pól należących do byłego prezydenta USA Donalda Trumpa prawa do organizacji międzynarodowego turnieju.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jakubem Grabiaszem:

 

Londyn / Fot. BondSupanat / CC.0

Alex Sławiński i „Londyński WNETowy zwiad” w finale programu.

Korespondent Radia WNET w stolicy Wielkiej Brytanii wspomina śp. Zbigniewa Siemaszko, historyka, publicystę i pisarza emigracyjnego.

Zbigniew Siemaszko był jednym z ostatnich przedstawicieli starej, londyńskiej Polonii.

Każdego roku ubywa osób, które tworzyły powojenne życie w polskim Londynie. Spieszmy się ich kochać.

Alex Sławiński porusza ponadto sprawę rozkradania polonijnego majątku. Apeluje o interwencję polskiego Ministerstwa Kultury i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ocenia, że w polskim środowisku Londynu coraz większe wpływy mają ludzie powiązani z PRL.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Alexem Sławińskim:

 

Opracowanie: Andrzej Karaś, Alekasander Popielarz i Tomasz Wybranowski

Współpraca: Katarzyna Sudak & Bogdan Feręc – Polska-IE.com

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek


 

Partner Radia WNET

 

 

 

 

Partner Studia 37 Dublin

 

  Produkcja Studio Dublina Radia WNET – LUTY 2021 (C)

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.

XXVIII Welconomy Forum. Dr Jacek Janiszewski: Jest to ciepłe spotkanie ludzi różnie patrzących na świat

Były minister rolnictwa zaprasza na kolejną edycję Welconomy Forum. Mówi o wyzwaniach gospodarczych dla Polski i Europy oraz konieczności współpracy państw Starego Kontynentu.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z doktorem Jackiem Janiszewskim:

 

Dr Jacek Janiszewski był gościem Tomasza Wybranowskiego w programie Studia 37 Dublin. Były minister rolnictwa w rządach Jerzego Buzka i Hanny Suchockiej mówił o potencjalnym wpływie Nowego Zielonego Ładu na ekonomię, gospodarkę i życie społeczne. Zapowiada tym samym początek epoki wodoru:

Trzeba będzie się z tym jakoś zmierzyć.

Były minister rolnictwa przyznaje, że gospodarka polska nie jest jeszcze gotowa na pełne odejście od węgla. Ocenia, że wprowadzenie neatralności klimatycznej w Unii Europejskiej nie będzie w stanie wpłynąć na stan środowiska na całym świecie.

Te i inne zagadnienia będą poruszone podczas XXVIII edycji, Welconomy Forum, zaplanowanej na 31 maja i 1 czerwca 2021 roku.

Zawsze chcieliśmy, by nasze forum  było ciepłym spotkaniem ludzi różnie patrzących na świat.

Gość Tomasza Wybranowskiego wskazuje ponadto na niekonsekwentną politykę rolną UE. Jak jednak dodaje, Zjednoczone Królestwo wkrótce pożałuje brexitu:

Jeżeli jako Europa nie będziemy zjednoczeni, globalnie zostaniemy jedynie karzełkiem.

Welconomy Forum in Toruń to kongres społeczno-ekonomiczny. Wydarzenie jest organizowane od 1994 roku, a od 2008 roku w Toruniu. Pomysłodawcą i głównym organizatorem jest dr Jacek Janiszewski, były Minister Rolnictwa rządzie Jerzego Buzka.

Welconomy Forum in Toruń jest jedym z najważniejszych wydarzeń społeczno-gospodarczych w Polsce. Wiosenny termin sprawia, że otwiera ono corocznych spotkań biznesmenów. Organizatorem XXVIII Welconomy Forum in Toruń  jest Stowarzyszenie „Integracja i Współpraca”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Staroirlandzki początek wiosny. Tomasz Wybranowski: Na drugi dzień lutego przypada rozpoczęcie nowego roku

Co symbolizowały w Irlandii świece? Kiedy świstak widzi swój cień? Tomasz Wybranowski o święcie Matki Bożej Gromnicznej, Dniu Świstaka i początku „celtyckiej wiosny”.

 

Tomasz Wybranowski zauważa, że kojarzone z Świętem Ofiarowania Pańskiego świece miały symboliczną wymowę także w czasach przedchrześcijańskich. W pogańskiej Hibernii (jak nazywano Irlandię) świec używano po to, aby sobie czegoś zażyczyć. Prowadzący Studia Dublin dodaje, że

Na drugi dzień lutego przypada rozpoczęcie nowego roku i to nie tylko odśnieżanie […], ale to również sprzątanie obejściu domów i zagród, by symbolicznie magicznie oczyścić wodą ręce nogi i głowę i czekać na to, co przyniesie wiosna.

Z tym dniem związany jest także Dzień Świstaka. Zgodnie z wróżbą jeśli 2 lutego świstak po wyjściu z nory zobaczy swój cień to zima potrwa jeszcze sześć tygodni. Jeśli jednak dzień jest pochmurny, to oznacza rychłe nadejście wiosny.

Na wigilię Matki Bożej Gromniczej przypada celtyckie święto Imbolc wyznaczające początek wiosny. Tradycyjnie w ten dzień Celtowie spożywali nasiona i napoje ziołowe symbolizujące wzrastające plony. Pity przez nich tego dnia miód swą złocistą barwą przypominał słońce.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Polska staje się moim drugim domem. Lubię tutaj być, koncertować, nagrywać, pisać piosenki i spotykać ludzi

Od pierwszego kontaktu uważam Polskę za bardzo otwartą na muzykę. Kiedy dajesz z siebie moc energii, czujesz się dobrze i duchowo scalisz z salą, to w Polsce dostajesz zwrot tej energii z naddatkiem.

Tomasz Wybranowski, Jack Moore

Jack Moore – brytyjski muzyk, gitarzysta i kompozytor. Jest synem nieżyjącego już genialnego gitarzysty i wokalisty Gary’ego Moore’a, autora m.in takich hitów jak Still Got The Blues, Empty Rooms czy Over the Hills and Far Away. Jack przez wiele lat występował wraz z ojcem na światowych scenach. Grał też m.in w Royal Albert Hall, uświetniając koncert Joe’go Bonamassy i Deep Purple. Do wspólnych koncertów zaprosił go również Thin Lizzy. Występował na festiwalach w całej Europie (w tym wielokrotnie w Polsce). Jack Moore grywa z zespołem Cassie Taylor, realizując równocześnie własne projekty muzyczne. Jest związany z projektem Gary Moore Tribute Band, z którym koncertuje w Polsce i Europie.

Wiesz, że Radio WNET planuje już specjalne programy i koncerty w 2022 roku, związane z Twoim ojcem. To moje wielkie marzenie. A Twoje?

Oczywiście. Mam nadzieję, że uda nam się właściwie i w sposób pełny uczcić 70. rocznicę urodzin taty. To będzie bardzo specjalne wydarzenie. Jak wiesz, z powodu pandemii w tym roku trudno było świętować trzydziestolecie premiery płyty Still Got The Blues. Bardzo chcieliśmy uczcić tę datę i dać ludziom na całym świecie okazję do muzycznego świętowania, ale nie udało się. Ale jak wszystko wróci na właściwe tory – a wierzę, że stanie się to szybko – odbędą się specjalne wspominkowe koncerty. (…)

A jak znalazłeś Alicję Sękowską? Czy to może Alicja znalazła Ciebie?

Zgrywasz się. Doskonale znasz tę historię. Spotkaliśmy się na jakiejś wystawie albo koncercie ponad rok temu. Właściwie to robiła ze mną wywiad, a ja nie byłem świadomy tego, że Alicja cokolwiek robi muzycznie. Potem zaczęliśmy od czasu do czasu wymieniać informacje i posty na Instagramie. I w końcu okazało się, że śpiewa!

Jak powstała piosenka Inni? To znakomity singiel i zapada w pamięć.

Przez kilka tygodni muzykowaliśmy, próbując znaleźć wspólny muzyczny mianownik, który odpowiadałby nam obojgu. Alicja wpadła na świetny pomysł muzyczny i zaczęła pisać piosenkę. A potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Weszliśmy do studia i był to bardzo szybki i naturalny proces. Innych nagraliśmy w jakieś dwa tygodnie. To było może pięć sesji w studiu. Oboje byliśmy bardzo podekscytowani i zadowoleni z ostatecznego efektu. Mieliśmy wspólną wizję artystyczną, więc singiel Inni brzmi dokładnie tak, jak chcieliśmy. Szybko powstało wideo, które możecie oglądać. I wiem, że regularnie pojawia się w Twoim radiu.

To znakomita piosenka rockowa, z bluesowym sznytem, choć czuć trochę brzmienia à la americana. Ale zdarzyła się rzecz niezwykła. Umieściłeś klip Innych na swoich kontach społecznościowych i…?

Byłem bardzo zaskoczony pozytywną reakcją, i to nie tylko z powodu muzyki. Zaskoczenie i zdumienie wzbudził we mnie fakt, że ludzie na świecie w zasadzie nie rozumieją języka polskiego, a jednak, patrząc na komentarze, przekonałem się, iż muzyka jest najważniejsza sama w sobie. W większości nie rozumieją, o czym Alicja Sękowska śpiewa, ale kochają tę piosenkę. Wiem, że ten utwór ma potencjał. Jeśli będzie częściej grywana w stacjach radiowych, to pokocha ją większe audytorium. (…)

Powiedz mi coś więcej o swoim odczuwaniu Polski.

To bardzo interesujący kraj. Od pierwszego kontaktu uważam Polskę za bardzo otwartą na muzykę. Myślę, że Polska i Polacy nie zawsze dostają muzykę, na którą zasługują. Polacy są bardzo wdzięczni. Kiedy przychodzi grać mi tutaj koncerty, to widzę publiczność, która ma w sobie pasję muzyki i czuje ją. Poziom energii jest bardzo wysoki, ludzie dobrze się bawią. I szczerze mówiąc, myślę, że w Polsce mamy największą koncertową publiczność – a trochę grywałem po całym świecie. Tutaj zdarzają się nadzwyczajne koncerty. Kiedy dajesz z siebie moc energii, czujesz się dobrze i duchowo scalisz się z salą, to w Polsce dostajesz zwrot tej energii z naddatkiem. Powtórzę: Polska to jedno z najlepszych miejsc do koncertowania. Oswajam się i wrastam w to miejsce całym sobą. Poznałem kilka polskich miast, szczególnie Warszawę. I powtórzę się: czuję się teraz w niej jak w prawdziwym domu. Mam tutaj także dobrych i sprawdzonych przyjaciół. (…)

Nawiązując do twórczości Gary’ego Moore’a, Twojego ojca, i nazwy jego albumu Still Got the Blues: rock i blues wciąż będą trwać?

Myślę, że zdecydowanie tak. Blues jest na swój sposób historią muzyki, bo sięga do jej samych korzeni, ponieważ… on jest tym korzeniem. Nawet kiedy spojrzysz na lata osiemdziesiąte w muzyce, blues był po prostu jej fundamentem. I zasadniczo to blues jest początkiem wielu różnych stylów: rocka, hard rocka czy heavy metalu. Tak wiele z bluesa wynika, że tkwi on głęboko w muzycznej tożsamości. I zawsze będzie blisko. Blues tkwi w duszach biednych ludzi, doświadczonych życiowo. Bogaci z wielkich metropolii nie zrozumieją go. Myślę, że blues wciąż jest ważny i czytelny dla osób, które borykają się z licznymi problemami. A dziś też ich nie brakuje. Blues to muzyka, która powstała w zetknięciu z cierpieniem i rozpaczą. Wciąż tam tkwi.

Ponieważ rok 2022 związany będzie z wyjątkową rocznicą 70. urodzin Twojego ojca, to już teraz zapraszam Cię na specjalne obchody i nie tylko na nie.

Bardzo się cieszę z tego powodu. Możecie na mnie liczyć.

Cały wywiad Tomasza Wybranowskiego z Jackiem Moore’em, pt. „Polska to jedno z najlepszych miejsc do koncertowania”, znajduje się na s. 19 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Tomasza Wybranowskiego z Jackiem Moore’em, pt. „Polska to jedno z najlepszych miejsc do koncertowania”, na s. 19 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tomasz Wybranowski: Gałczyński miał reporterski osąd i trzeźwą jaźń

Tomasz Wybranowski opowiada o Konstantym Ildefonsie Gałczyńskim z okazji 116. rocznicy urodzin poety.

Tomasz Wybranowski zauważa, że mimo sukcesów w życiu prywatnym i artystycznym Gałczyński zmagał się z chorobą alkoholową. Zachował przy tym trzeźwe spojrzenie na otaczającą go rzeczywistość, co przekazał w swych utworach. Historyk literatury mówi, że autokreacja Gałczyńskiego to połączenie Stańczyka z Papkinem. Według krytyków literatury był to

Człowiek, który zawsze starał się przypodobać władzy. Przed wojną związał się z Bolesławem Piaseckim […], a po wojnie napisał poemat dla zdrajcy. Mowa rzecz jasna o Czesławie Miłoszu.

Poeta często powtarzał, że jest dzieckiem szczęścia. Został wyrzucony z podchorążówki, w której dał się poznać jako birbant. W rezultacie w kampanii wrześniowej służył jako szeregowy żołnierz w Korpusie Ochrony Pogranicza. Będąc szeregowcem doczekał się zwolnienia z niewoli sowieckiej, w przeciwieństwie do oficerów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Poznaj Studio Filmów Rysunkowych, które stworzyło m.in Bolka i Lolka czy kultowego Reksia!

Od czego zaczyna się tworzenie bajek? Jak zmieniały się one na przestrzeni lat oraz dlaczego polskie animacje biły na głowę zachodnie produkcje?

Czym byłoby dzieciństwo maluchów urodzonych w powojennej Polsce, gdyby ich czasu nie umilały tak kultowe bajki jak Reksio, Bolek i Lolek, czy Porwanie Baltazara Gąbki? Te i inne filmy rysunkowe tworzone przez legendarne Studio Filmów Rysunkowych towarzyszyły kilku pokoleniom Polskich dzieci, nieustannie bawiąc, ale także edukując.

Dziś Tomasz Wybranowski, specjalnie dla słuchaczy Radia WNET rozmawia z jednym z twórców, operatorem zdjęć, grafikiem i animatorem Romanem Baranem, który w przejmujący sposób opowie jak powstawały opoki Polskiej animacji.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z panem Romanem Baranem:

                                          Nauka przez zabawę

Bajki niosą za sobą coś specyficznego – zauważa artysta. Gagi, które znamy choćby z bajek Disneya bawią, jednak na dłuższą metę są tylko zlepkiem zabawnych sytuacji. Animacje tworzone przez Studio Filmów Rysunkowych niosły za sobą coś więcej – kontynuuje gość Studia 37. Te bajki miały inny potencjał pedagogiczny.

Reksio, który ratował przyjaciela po wypadku, karmił go i doprowadzał w zabawny sposób do finału był czymś jak powiew wiosny po długiej zimie. Budował w nas coś sympatycznego.

Kadr z filmu „Koziołeczek” / Studio Filmów Rysunkowych

                                Początki kultowego studia

Wszystko zaczęło się w roku 1947, kiedy to przy redakcji Trybuny Robotniczej powstało Eksperymentalne Studio Filmów Rysunkowych. Po roku jego twórcy, czyli bracia Zdzisław i Macieja Lachura, Władysław Nehrebecki, Leszek Lorek, Alfred Ledwig, Mieczysław Poznański, Aleksander Rohoziński, Wiktor Sakowicz, Rufin Struzik i Wacław Wajser, przenieśli wytwórnie z Katowic.

Wisła była epizodem w wędrówce i poszukiwaniu miejsca. […] Finalną siedzibą naszego studia miał być Wrocław, który znajdował się na ziemiach odzyskanych i tam też część kultury i twórców miała się osiedlać. […] Natomiast ojcowie założyciele zatrzymali się w Bielsku-Białej.

Choć w swoich początkach Studio zajęło się produkcją filmów dla osób dorosłych, to jednak szybko zaczęły powstawać filmy wykonywane metodą poklatkową kierowane do młodszych widzów. Rok 1953 przyniósł “Koziołeczka”, który zdobył I nagrodę na festiwalu w Karlovych Varach. To była pierwsza tego typu nagroda wywalczona przez polską animację.

10 lat po Koziołeczku narodził się wielki mit, bo możemy mówić że, jakby nie patrzeć, to są mitologiczne postacie – Bolek i Lolek – zauważa Tomasz Wybranowski.

Rzeczywiście, rok 1963 przyniósł telewidzom, bo przecież oprócz naszych milusińskich filmy te z przyjemnością oglądali także dorośli, pierwszy odcinek Bolka i Lolka.

To oni stali się kołem zamachowym dla kolejnych filmów w naszej wytwórni. Złote lata to był przełom lat 60-tych i lata 70-te.

Zauważa animator i przypomina, iż początek lat 70-tych to wprowadzenie na ekran bohaterów takich, jak choćby Smoka Wawelskiego, Kucharza Bartłomieja Bartoliniego czy szpiega z Krainy Deszczowców Don Pedro de Pommidore.

Kadr z bajki „Bolek i Lolek” / Materiał Studia Filmów Rysunkowych

                                 Na początku był… pomysł

Tworzenie animacji to proces, w który zaangażowany jest cały zespół utalentowanych ludzi: od kierownika projektu, poprzez scenarzystę, ilustratora, animatora czy osobę odpowiedzialną za dźwięk.

Roman Baran w swojej pracy, szczególnie w rozmowach z entuzjastami, często spotyka się z pytaniem: co było na początku drogi filmowej? Jak wyjaśnia gość Studia 37, na początku zawsze jest pomysł, który rodzi się w głowie twórcy. Jak dodaje:

Oczywiście może to być praca wspólna, kreowania pomysłu podczas tzw. burzy mózgów, ale ja z doświadczenia twierdze, że akurat w sztuce nie ma demokracji. Jestem zwolennikiem indywidualizmu. Twórca kreuje pewien świat, który chce pokazać widzom.

Gdy pojawi się ten zalążek przyszłego filmu, nieodzowne jest przelanie swojego pomysłu na kartkę papieru. Na bazie tego tworzy się tzw. storyboard, czyli scenoryt, scenopis obrazkowy.

On wizualizuje to wszystko co reżyser, twórca na bazie scenariusza sobie wymyślił, w postaci małych, nieruchomych obrazków.

Scenorys to, jak kontynuuje rozmówca Tomasza Wybranowskiego, coś w rodzaju komiksu, który w poszczególnych klatkach pokazuje, jak wszystko ostatecznie miałoby wyglądać w ruchu dając efekt finalny na ekranie.

Roman Baran z Bolkiem i Lolkiem / Kadr filmu TAJEMNICE ANIMACJI, odcinek 7/ Studio Filmów Rysunkowych

                              Jak wprawić postać w ruch?

Gdy gotowe są projekty plastyczne postaci, zawierające ich cechy charakterystyczne, takie jak wzrost czy rodzaj ubioru [jeśli oczywiście takowy posiada – przyp. red.],  kolejnym etapem jest animatik. To rodzaj filmu nieporuszonego, ale nadającego tempa narracji filmowej. Następnie reżyser przystępuje do tworzenia animacji, czyli ruchu postaci rysunkowych – kontynuuje swoją opowieść Roman Baran.

Z kolei zadaniem layoutera jest narysowanie klatek kluczowych, to szkicowanie postaci i emocji z różnej perspektywy, które później w ruch wprawia animator.

Za czasów moich początków było stanowisko fazisty, to były osoby które wypełniały rysunkami pośrednimi każdy ruch głównej animacji. Tak to się wtedy odbywało, trzeba było narysować każdy ruch na osobnej kartce – kiedyś papieru, dziś jako osobny plik rysunkowy.

W etapie produkcji nie można zapomnieć także o magii płynącej z odpowiednio dobranej muzyki, efektów dźwiękowych i oczywiście głosów postaci, które dzięki lektorom nabierają ostatecznego kształtu.

Ostatnim i równie skomplikowanym  etapem jest postprodukcja, w której opracowywany jest ostateczny kształt i wygląd filmu, poprawiana jest kolorystyka oraz dodawane są efekty specjalne. Dopiero po takich ostatnich szlifach, produkcja uważana jest za gotową.

 

                        Przyszłość polskiej animacji

Rok 2015 przyniósł decyzję Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o przekształceniu Studia Filmów Rysunkowych sp. z o.o. w państwową instytucję kultury.

Wróciliśmy pod skrzydła Ministerstwa, dzięki czemu mogliśmy realizować niektóre rzeczy przy jego wsparciu. To zainicjowało proces rozbudowy i remontu wytwórni a także stworzenia Interaktywnego Centrum Bajki i Animacji.

Aktualnie studio oprócz tworzenia kolejnych bajek stawia również na edukację zapraszając do siebie gości i pokazując jak wygląda proces twórczy w Willi Rotha w Bielsku-Białej, będącej główną siedzibą studia. Jak zauważa doświadczony operator zdjęć, przyszłość polskiej animacji maluje się w jasnych barwach.

Przychodzą do nas młodzi ludzie pełni wigoru, z głowami pełnymi pomysłów i przede wszystkim chęcią. […] Proszę mi wierzyć, że rośnie młody narybek i są osoby które tworzą i robią naprawdę wspaniałe rzeczy.

A.M.K.

Wspomnienia Czesława Niemena. Przypomnienie obchodów 80. rocznicy Jego urodzin. A dziś mija 17 lat od Jego odejścia…

23 lutego 2019 roku, na antenie WNET doszło do niezwykłego wydarzenia radiowego. Przez całą dobę trwał „Dzień wspomnień o Czesławie Niemenie, w 80. rocznicę Jego urodzin”. Przeżyjmy to jeszcze raz.

Przed dwoma laty moim głównym gościem naszych radiowych, WNETowych wspomnień o autorze „Bema pamięci żałobnego rapsodu” i całej legendanej płyty „Enigmatic” była Maria Gutowska, pierworodna córka Czesława Niemena.

 

Maria Gutowska, córka Czesława Niemena. For. archiwum Marii Gutowskiej.

 

Rozmowa z panią Marią była dla mnie przeżyciem niezwykłym. To pełna ciepła i tęsknoty, nostalgiczna i bardzo szczera rozmowa o największym twórcy muzycznym, jakiego nasza ziemia wydała.

Talent Czesława Wydrzyckiego, późniejszego Czesława Niemena, nie miałby takiego bodźca do rozwoju, gdyby nie wyjechał we właściwym czasie do Polski.

 

Potwierdziły to dwa powroty Czesława Niemena do Wasiliszek, najpierw w roku 1976 i potem w 1979.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Marią Gutowską, córką Czesława Niemena, gdy świętowaliśmy na antenie Radia WNET Jego 80. rocznicę urodzin Artysty:

 

Pani Maria powiedziała, że Czesław Niemen tęsknił za swoimi Starymi Wasiliszkami, arkadią dzieciństwa i młodości:

„Zdecydowana decyzja Czesława Wydrzyckiego o szukaniu ojczyzny, skoro ona nie wraca na swoje dawne tereny, wypaliła w nim ślad na resztę życia. Tęsknotę za krainą dzieciństwa w jego twórczości muzycznej i w poezji słychać już było zawsze. Każda myśl warta wyśpiewania, oglądana była przez czas przeszły, zaszczepione wartości domu rodzinnego – wartości szlachetnego, prostego życia, grobów przodków, smętek straty cennego, pierwotnego daru, który jednocześnie dał mu wolność tworzenia i stworzył prekursora nowych nurtów w polskiej muzyce. „

W marcowym wydaniu miesięcznika „Kurier Wnet”, z roku 2019 znalazł się wywiad specjalny z panią Marią Gutowską, którego autorem był nasz redakcyjny kolega Sławomir Orwat.

Link do wywiadu znajdą Państwo tutaj: wnet.fm/kurier/byl-perla-i-wyjatkiem-maria-gutowska-corka-czeslawa-niemena-wspomina-swojego-ojca-w-rozmowie-ze-slawkiem-orwatem/

 

Józef Skrzek, legendarni i wciąż twórczy współzałożyciel grupy SBB.

W kolejnym niezwykłym zakątku wspomnień o wielkim Czesławie Niemenie, opowiadania i anegdoty Józefa Skrzeka, jednego z naszych najważniejszych muzyków i kreatorów dźwięku ostatnich pięćdziesięciu lat.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Józefem Skrzekiem:

 

Józef Skrzek, w latach 1972-1973, właśnie z Czesławem Niemenem i innymi muzykami, pod nazwą Grupa Niemen, nagrali albumy: „Strange Is This World” (1972), „Ode to Venus” (1973), oraz „Niemen Vol. 1” i „Niemen Vol. 2” (oba albumy później w reedycji kompatowej zebrano, jako krążek  „Marionetki”) (1973).

 

Zdjęcia Czesława Niemena, wykonane w Wasiliszkach Starych w roku 1979, ze zbiorów pani Marii Gutowskiej, z jej zgodą na publikacje w materiałach Radia WNET, związanych z programami specjalnymi „Wspomnienie Czesława Niemena w 80. rocznicę Jego urodzin”.

Autorką fotogramu Czesława Niemena (profil w kapeluszu) jest pani Małgorzata Niemen.

 

Cenzura w sieci! Wybranowski: Brytyjski publicysta punktuje podwójne standardy lewicowych mediów

Tomasz Wybranowski o artykule brytyjskiego dziennikarza nt. niebezpiecznych praktyk platform społecznościowych oraz o sytuacji w Irlandii w obliczu brexitu i koronawirusa.

Prowadzący Studia Dublin zapowiada, że po wynikającej z przyczyn technicznych przerwie w nadawaniu jego audycja wróci w przyszłym tygodniu. Przybliża artykuł Daily Express poświęcony mediom społecznościowym. Dziennikarz Leo McKinstry zauważa w nim, że social media stają się niebezpieczne same dla siebie, gdy wyznaczają sobie prawa.

Media społecznościowe stają się źródłem niezgody zagrażając naszej wolności, prawom obywatelskimi i demokracji.

Autor artykułu dodaje, że bogacące się dzięki swym monopolistycznym praktykom Twitter i Facebook stanowią w swej najgorszej formie „toksyczne bagno ekstremizmu, nadużyć i nietolerancji”. Te ostatnie jest daje im tylko pretekst do dalszego zwiększania swej kontroli.

Henryk, książe Sussexu wycofał się razem ze swą żoną z mediów społecznościowych narzekając na „bezlitosne trollowanie”. McKinstry zauważa, że para książęca trąbiła o swej prywatności, używając przy tym platform społecznościowych jako środka reklamy. Ocenia, że

To właśnie ten podwójny standard wyrządził im tak wiele szkód.

Leo McKinstry odnosi się także do zablokowania amerykańskiego prezydenta. Dla Donalda Trumpa media społecznościowe były jednym z ważnych atutów.

Żyjemy w niebezpiecznych czasach, a media społecznościowe pomogły podsycić to niebezpieczeństwo. W razie potrzeby należy ograniczyć ich uprawnienia w drodze skutecznych regulacji i demokratycznego nadzoru.

Tomasz Wybranowski mówi także o sytuacji na Szmaragdowej Wyspie. Irlandzkie Stowarzyszenie Transportu wystosowało ostrzeżenie do premiera Irlandii, że wskutek Brexitu grozi załamanie łańcuchów dostaw. Irlandczycy mogą doświadczyć pustych pułek.

Zaczyna powoli brakować lekarstw, sprzętu AGD.

Tymczasem irlandzkie linie lotnicze nie wpuszcza na swój pokład pasażerów bez aktualnego testu na obecność SARS-CoV-2. Dotąd test PCR obowiązywały jedynie pasażerów ze Zjednoczonego Królestwa i Republiki Południowej Afryki. Obecnie dotyczą wszystkich krajów obsługiwanych przez Ryanair i Aer Lingus.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.