Dumna 17 rocznica Muzycznej Tygodniówki w irlandzkim radiu NEAR FM

Początkowo audycja nadawana była internetowo, ale przeniosła się na fale eteru Radia Wnet. Ale najpierw była nadawana i wciąż jest w dublińskiej stacji radiowej Near.fm.

To najdłużej i nieprzerwanie nadawany polski program, który swoją premierę miał 7 czerwca 2006 roku i od tego czasu nie schodzi z anteny.

„Polska Tygodniówka” to program nadawany z Dublina, znanego słuchaczom Radia Wnet (i nie tylko im) i Studia 37, które samo w sobie jest historią. Autorem programu jest natomiast Tomasz Wybranowski, który jak niewielu już dziennikarzy muzycznych potrafi wprowadzić w klimat, ten utrzymać, a potwierdza to liczne grono fanów dyrektora muzycznego sieci Radia Wnet oraz jego audycji.

Tomasz Wybranowski. Fot. Tomasz Szustek. Tomasz Wybranowski. Foto do biogramu i wydanie papierowego jednego z jego tomików wierszy.

Tutaj do wysłuchania jeden z programów Polska Tygodniówka NEAR FM:

 

Mówiąc o „Polskiej Tygodniówce NEAR FM”, pomogę sobie własnymi doświadczeniami, gdyż wielokrotnie dane mi było gościć w Studiu 37, gdzie równie często jestem świadkiem i uczestnikiem radiowych wyczynów Tomka Wybranowskiego, prywatnie mojego przyjaciela. Nie raz i nie dwa dane mi było, siedząc na kanapie w radiowej cienistej jaskini Studia 37 wsłuchiwać się w słowa płynące w eter, patrzeć i słyszeć nabudowywany klimat, a w chwilach, kiedy z Państwa radiowych głośników płynęły dźwięki muzyki, na bieżąco komentować słowa prowadzącego i wymieniać z nim poglądy o wszystkim tym, co stało się chwilę wcześniej.

Dzisiaj ważniejszy jest jednak sam program, bo to przecież kilkanaście lat historii, historii jednego człowieka na irlandzkiej wyspie i historii radia, jakie „Wybran”, bo tak nazywany jest przez znajomych i przyjaciół tworzy dla słuchaczy z Polski, Irlandii, Wielkiej Brytanii, Europy i świata.

O programie powiedziano i napisano już wiele słów, a warto też przypomnieć, jak w dziesiątą rocznicę, czyli w 2016 roku pisał o audycji redaktor Sławomir Orwat – twórca listy Polish Chart:

– W czerwcu 2006 roku po raz pierwszy wyemitowano „Polską Tygodniówkę”. Debiut programu przypadł na gorący czas Mistrzostw Świata w piłce nożnej w Niemczech. Smaczku programowi dodawał fakt, że na żywo łączyli się realizatorzy programu ze Stanisławem Bobkiewiczem, członkiem zarządu PZPN, który relacjonował wydarzenia na boisku podczas gier z Niemcami i Ekwadorem.

Słuchacze programu „Polska Tygodniówka” (początkowo zawsze w środę o 21.00. w radiu Near Fm, od lutego. 2009 od 20.30, zaś od marca 2011 roku od godziny 10:00 czasu dublińskiego) mogą posłuchać starannie wyselekcjonowanej polskiej muzyki rockowej i pereł klasyki światowej. Okazuje się, że „Polska Tygodniówka” słuchana jest i w Polsce. Świadczą o tym maile i rzadkie (ale zawsze) telefony od słuchaczy. Bardzo często o swoich karierach, nagraniach, filozofii życiowej i przemyśleniach mówią same gwiazdy. Tak było w przypadku m.in. grupy De Mono i Andrzeja Krzywego, zespołu Big Cyc, Jacka Jędrzejaka „Dżej Dżeja” i Krzysztofa Skiby, Andrzeja „Kobry” Kraińskiego i zespołu Kobranocka, grupy Myslovitz z Przemkiem Myszorem („Styczeń z Myslovitz”). W programie gościli także m.in.  Grzegorz Markowski i Perfect, Wojciech Hoffmann, lider Turbo, Sztwyny Pal Azji. Krzysztof Jary Jaryczewski, głos Oddziału Zamkniętego, Jarek Janiszewski z grupy Bielizna oraz Jerzego Durała i grupy Ziyo, oraz twórca potęgi i jakości grupy HEY – Piort Banach, z Indios Bravos i BAiKĄ. Częstym gościem na antenie jest Krzysztof Schramm – prezes Towarzystwa Polsko – Irlandzkiego i wybitny poeta polski Juliusz Erazm Bolek, oraz legenda pióra Ernest Bryll.

 

Przez kolejne lata do wymienianego przez redaktora Orwata grona dołączali kolejni artyści, a nie sposób wymienić ich wszystkich, czy choćby przypomnieć osoby, które stawały się gośćmi „Polskiej Tygodniówki” i Tomasza Wybranowskiego, związanego z radiem od chwili, gdy ukończył studia polonistyczne na UMCS Lublin o specjalności edytorsko – medialnej.

W jednym z tekstów, jaki powstał w styczniu 2022 roku o swojej pracy i celu, jaki przed sobą postawił na łamach portalu Pisarze.pl, redaktor Wybranowski wspomina:

Od przyjazdu do Republiki Irlandii marzyłem o jednym tylko, aby nie stracić kontaktu z radiem. Już z Dublina współpracowałem z redakcjami radia Vox FM, radiowej publicznej Jedynki, byłem też korespondentem Informacyjnej Agencji Radiowej. Ale własny program w irlandzkim radiu był moim celem numer 1. Marzenie to spełniło się 7 czerwca 2006 r., kiedy to po raz pierwszy w eterze zabrzmiała „Polska Tygodniówka”. Pierwszymi gośćmi byli: gitarzysta grupy Myslovitz Przemek Myszor oraz wokalista De Mono Andrzej Krzywy. Przeżycie niezwykłe. Brak słów, aby to opisać.

W czerwcu 2006 roku Tomasz Wybranowski nie przypuszczał, że ten program przetrwa w irlandzkim eterze tak długo, i że stanie się tak ważny także dla muzycznego środowiska w Polsce i na świecie. A przecież dziś 17. urodziny programu. Tomasz wspomina dalej:

Ja po prostu uwielbiam słuchać moich gości, daję im się wypowiedzieć, wygadać. Dobry klimat sprzyja otwarciu na różne tematy, często kontrowersyjne. Tak było podczas wywiadu z profesorem Normanem Davisem o pierwszym ruchu „Solidarność”.

Tak było w przypadku nagrywanego wywiadu z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, który powiedział bardzo ważne słowa o nas Polakach. Brzmiało to tak:

„Jeżeli my Polacy odbijemy, odnajdziemy w sobie szacunek dla samych siebie, to wtedy wspólnie uczynimy takie rzeczy, które zadziwią świat”. – wspomina Tomasz Wybranowski.

Nie można zapominać, o wywiadach z pierwszym ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Irlandii, pisarzem i poetą, ale też dziennikarzem Ernestem Bryllem, które pojawiały się w „Muzycznej Polskiej Tygodniówce”, a tą drogą trafiły do uszu słuchaczy. Autorski program Tomasza Wybranowskiego to również prezentacja młodych artystów, wschodzących gwiazd estrady i to one, jako perełki naszych polskich możliwości prezentowane są wielokrotnie przez dyrektora muzycznego Radia Wnet.

Tu ponownie moje prywatne odniesienie do „Polskiej Tygodniówki” i prezentowanych w niej utworów oraz osób, bo przecież to przez Tomka poznałem wielu artystów, ale też wielokrotnie byłem jednym z pierwszych, którzy dostąpili zaszczytu wysłuchania nagrań zespołu, a ten miał być dopiero promowany w programie i w eterze Wnet w audycji „Muzyczna Polska Tygodniówka”.

Twórcy audycji „Polska Tygodniówka NEAR FM” i miesięcznika „Wyspa” dla Polaków w Irlandii (lata 2006 – 2008): Tomasz Wybranowski, Katarzyna Sudak i Tomasz Szustek.

Muszę tu też zaznaczyć, iż wielokrotnie słyszałem od Tomka, podczas niezliczonych godzin rozmów, jakie ze sobą prowadzimy, że ten lub ów zespół stanie się w najbliższych tygodniach albo miesiącach popularny. Wiele razy, co mogę potwierdzić, to właśnie muzyczne odkrycia Tomasza Wybranowskiego, ich pierwsze piosenki, które „grane” były w „Polskiej Tygodniówce” w Radiu Wnet i Near.fm, stawały się przebojami, a o artystach tą drogą dowiadywały się inne stacje radiowe.

W programie gościły również gwiazdy światowego formatu (m.in. Jim Kerr, wokalista Simple Minds, lider grupy New Model Army – Justine Sullivan, muzycy kultowego Marillion, pierwszy wokalista Marillion – Fish, Jack Moore, syn Gary’ego Moore’a i doborowe grono irlandzkich zespołów), co było wyróżnikiem audycji, gdyż ta nie zamykała i nie zamyka się wyłącznie na naszą rodzimą twórczość.

W historycznych nagraniach, chociaż nie tak odległych, jak można by się spodziewać, „Polska Tygodniówka” przechodziła niekiedy w inny tryb działania, więc były to wakacyjne wydania programu, a wtedy można było usłyszeć ciekawe rozmowy o narodowych trunkach irlandzkich z perspektywy historycznej, oczywiście: Guinnessa i whiskey.

„Polska Tygodniówka” byłaby też niczym, gdyby nie programy wspominkowe i przywołujące w pamięci największych artystów polskiej sceny oraz estrady, a wśród nich pojawiały się takie nazwiska jak Marka Jackowskiego, Grzegorza Ciechowskiego, Romualda Lipki, czy Czesława Niemena.

„Polska Tygodniówka” to też ikona stylu, nie znajdzie się w niej typowej muzyki popularnej, chociaż od czasu do czasu redaktor Wybranowski lubi zaskoczyć radiosłuchaczy, albowiem niektóre z programów tworzone są wyłącznie po to, by dać oddech od sztuki muzycznej wysokich lotów.

Wybran w radiowym uniesieniu. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37

Mija właśnie dziś 17 lat, gdy w eterze zabrzmiał sygnał „Muzycznej Tygodniówki”, a to oznacza tyle, że program rozpoczął właśnie 18 lat, stał się pełnoletni i można go nazwać historycznym na radiowym firmamencie Polski i Republiki Irlandii. To zasługa Tomasza Wybranowskiego, Katarzyny Sudak i Tomasza Szustka.

Historyczny, to słowo, które jakże dobrze oddaje wszystko to, co może określić obecnie program „Polska Tygodniówka NEAR FM”, bo przez tyle lat, nie schodzi z radiowych anten, odcinków powstało mrowie, a jak w rozmowie ze mną Tomasz Wybranowski przyznał, iż nie powiedział jeszcze ostatniego radiowego słowa, czyli audycja będzie trwać, trwać i trwać, by cieć uszy naszych wiernych słuchaczy.

Naszych, tak użyłem tego zwrotu, bo i ja od czasu do czasu goszczę w „Polskiej Muzycznej Tygodniówce”, chociaż zachodzę w głowę, dlaczego tak się dzieje… Na muzyce się nie znam, daleko mi też do wiedzy, jaką w tym zakresie posiadł red. Wybranowski, nie mam w moim radiowym studiu kilkudziesięciu tysięcy płyt, a i pytany przez Tomka o wrażenia, po prezentacji jakiegoś utworu, odpowiadam zazwyczaj lakonicznie, że „dobry”, czy też „niezły”.

Jak wiele innych osób czekam na kolejne audycje „Polskiej Tygodniówki NEAR FM”, a i zapraszam do ich słuchania, bo to jednak stale i niezmiennie uczta dla ucha. No, ale Tomka też możecie regularnie słuchać w Radiu Wnet, oczywiście.

Bogdan Feręc

 

Płyta roku 2023, której każdy potrzebował. Lorein „Próba przeczekania wiatru”. Recenzja Tomasza Wybranowskiego

Rockowi muzykologowie i wytrawni dziennikarze od winyli, kompaktów i kaset, słuchając najnowszej płyty Lorein „Próba przeczekania wiatru”, mogą lekko i bez wysiłku ustalić spokrewnienia tych melodii i fraz. Podobnie jest z odszyfrowaniem korzeni i muzycznej genealogii dziewięciu nagrań Łukasza Lańczyka i Aleksandra Kaczmarka.    Tomasz Wybranowski   Tutaj do wysłuchania rozmowa z Łukaszem Lańczykiem:   Podobieństwa należy jednak rozpatrywać jedynie z perspektywy klimatu i pięknej atmosfery tej nadzwyczajnej płyty, […]

Rockowi muzykologowie i wytrawni dziennikarze od winyli, kompaktów i kaset, słuchając najnowszej płyty Lorein „Próba przeczekania wiatru”, mogą lekko i bez wysiłku ustalić spokrewnienia tych melodii i fraz.

Podobnie jest z odszyfrowaniem korzeni i muzycznej genealogii dziewięciu nagrań Łukasza LańczykaAleksandra Kaczmarka. 

 

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Łukaszem Lańczykiem:

 

Podobieństwa należy jednak rozpatrywać jedynie z perspektywy klimatu i pięknej atmosfery tej nadzwyczajnej płyty, a nie z racji zewnętrznych dźwiękowych podobieństw. Analogii prędzej przemyślnie stwierdzonych wyrobionym muzycznym smakiem, porywem fali uczuć podmiotu lirycznego, który stanowi alter ego Łukasza Lańczyka, autora zmierzchowych poetycji i głosu Lorein, niż wprost odczytanych, wysłuchanych przez kalkę epigonów i powszednich przepisywaczy nut.

Piszę tak dlatego, że albumu „Próba przeczekania wiatru” z niczym nie da się porównać. To ożywcza bryza, która przewraca pionki na trochę zastałej szachownicy polskiej muzyki rockowej. Czwarty album Lorein (choć lepiej powiedzieć, że to nowe narodzenie zespołu) to mocny akcent na lata w polskiej muzyce. Taki akcent, który wyróżnia Lorein od akcentów innych muzyków.

Pierwszy akcent to oryginalność i niespotykana klimatyczność. Drugi akcent jest dowodem na nieprzeparty charakter indywidualnego istnienia dusz wspomnianych artystów, którzy los człowieka pogubionego podczas dętej nocy covidianów potrafią upiększyć gamą odczuć, wahań, zagubieni i zwątpień odbijających się w duszach ogółu.

I akcent trzeci – teksty, które dają pogubionym ludziom w zwariowanym czasie reglamentowania prawdziwej wolności i szaleńczej pogoni za przemijającymi modami, które znikają szybciej niż kartki z kalendarza, bazę i wyraźny azymut marszruty!

Gdzie Łukasz Lańczyk i Aleksander Kaczmarek nauczyli się tego śpiewu i muzykowania różnego od innych? Gdzie go usłyszeli? To jest właśnie owa magia tworzenia sztuki.

Nie będę w recenzji pisał o historii grupy, roszadach personalnych, rozczarowaniach i trudnych chwilach. Słowa też nie poświęcę poprzednim albumom. Powód? Na czwartym studyjnym longplayu Lorein rodzą i definiują się na nowo. „Próba przeczekania wiatru” jest tym, czym dla U2 był album numer 4. „The Unforgettable Fire” czy „Kid A” dla Radiohead.

Aleksander Kaczmarek i Łukasz Lańczyk – opoki nowej muzycznej twarzy Lorein. Fot. arch. zespołu.

 

9 nagrań kunsztownie ułożonych w przepiękną muzyczną przypowieść o poszukiwaniu olśnienia i nowych marzeń, o niełatwej walce z losem sypiącym piach w oczy i relacji człowiek – zmieniający się świat.

Łukasz LańczykAleksander Kaczmarek odnaleźli swoją muzyczną ojczyznę, która nie jest już tylko senno – marzycielską utopią, ale realnym, doskonałym rockowym i niezależnym lądem z zmierzchu.

Przy tej okazji jako historyk literatury muszę dorzucić pewien cytat z powieści Marcela Prousta z monumentalnego dzieła „W poszukiwaniu straconego czasu”:

„Każdy artysta wydaje się obywatelem jakiejś ojczyzny nieznanej, zapomnianej przez niego samego, różnej od tej, z której się zjawi i wyląduje na ziemi inny wielki artysta.”

Lorein w warstwie muzycznej wciąż jest niezłomnie wierny indie – rockowemu rodowodowi. Klimatycznie spacerujemy po klubach Manchesteru i Bristolu. Znajdujemy też na dnie muzycznego kielicha kilka kropel dekadencji i powiewu fin de siècle, oraz electro zmierzchu. Jest jeszcze akord spod znaku shoegaze. Całość okrasza i spija psychodeliczny granat, który raz wybucha z siłą tysiąca wulkanów, aby za chwilę wniknąć w cień małego przydrożnego kamienia, o którym pisał mistrz Zbigniew Herbert.

Ten powracający muzyczny klimat wspomnień, kiedy zasłuchiwałem się „Storm in Heaven” czy „Isn’t Everything”, wzbudza uśmiech na mej twarzy.

Teraz pojawi się to najważniejsze zdanie w recenzji:

Longplay „Próba przeczekania wiatru” Lorein, którego niewielu się spodziewało jest tym na który każdy świadomy siebie słuchacz oczekiwał i potrzebował! To platynowy kandydat do miana albumu ro©ku a Lorein jest już jednym z najważniejszych zespołów nie tylko w Polsce. Kto nie pozna „Próby przeczekania wiatru” jest uboższy o jedną z najpiękniejszych muzycznych pereł ostatnich przynajmniej 10 lat.  

 

 

„PRÓBA PRZECZEKANIA WIATRU”, czyli…

Łukasz LańczykAleksander Kaczmarek wykreowali 9 nadzwyczajnych nagrań, które oparte na bazie rocka alternatywnego z domieszką elektroniki i smyczkowych smaczków, rozpisują na nowo brytyjskie brzmienia z wielką dawką gitarowych riffów, które wielkim twórcom jak Bilinda Butcher, Jonny Greeenwood, Dave Evans czy Robert Smith.

Fundamentem dziewięciu nagrań z płyty jest porywający bas Aleksandra Kaczmarka. Jego nośność i wczucie w krwiobieg słuchaczki i słuchacza jest nie do wypowiedzenia. Na tej osnowie Łukasz Lańczyk zawiesza swój głos niosący przesłania dla pokaleczonych dżumą XXI wieku i dojmującą samotnością ludzi:

/…/ przyjdą sny, których już nie zmaże nic /…/ fragment tytułowej piosenki.

Łukasz Lańczyk, który dysponuje i operuje specyficznym, wysokim i ekspresyjnym głosem, nie boi się melizmatów, przeciągać niektóre sylaby i dźwięki przydając z jednej strony spokoju, zaś z drugiej dramaturgii kreacji. Pojawiają się głosy, że Łukasz Lańczyk przypomina Artura Rojka.

Powiem od siebie, że każdy wokalista kogoś przypomina wokalnie. Mamy ograniczoną gamę głosów. Wazne jednak jest to, co się z tym głosem robi w sposób świadomy. Łukasz Lańczyk z tego zadania wywiązuje się znakomicie. Za jego sprawą po raz pierwszy w języku polskim manchesterski i bristolski sposób piosenkarskiego opowiadania nie razi.

Muzycznie to prawdziwy majstersztyk! Piosenki Lorein przekonują i wciągają słuchacza w sam środek rzeczy jak mawiali starożytni.

Aleksander Kaczamarek, który jest współkompozytorem muzyki, wyprodukował także cały krążek „Próba przeczekania wiatru”. Wyprodukował, ale jak! To absolutnie światowa produkcja. Przy londyńskich drzwiach Olka już powinna stać długa kolejka chętnych do współpracy muzyków i grup. Ostatnie produkcje Ricka Rubina jako producenta (przepraszam mistrzu!), są przy realizacji Aleksandra Kaczmarka zwykłym brudnopisem.

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Aleksandrem Kaczmarkiem:

 

Słuchając „Próby przeczekania wiatru” widać wyraźnie pokrewieństwo dusz duetu Lańczyk – Kaczmarek. Ten ostatni młody gentleman wnosi wielki wkład artystyczny w Lorein i inspiracje stosujące się do aranżacji jak i samego pisania piosenek. Czuć wyraźnie wielkie wyczucie, kunszt i smak.

W moim odczuciu Olek po mistrzowsku umie odnaleźć te miejsca w piosenkach (na etapie ich tworzenia), gdzie części instrumentów kolidują ze sobą. Sam miks i efekty to mistrzostwo świata! Pamiętajcie, że (gdyby coś), to mam prywatny numer do Aleksandra Kaczmarka.

O piosenkach tym razem nie napiszę niczego. Dlaczego? Słuchajcie w nieskończoność tej płyty! Ma jedną małą wadę… Zbyt szybko się kończy a wtedy trzeba zacząć słuchać jej od nowa. Moim najulubieńszym nagraniem jest „Nierzeczywistość”! W finale recenzji kłaniam się pani Anicie Lańczyk, bez której zaufania i wiarę w muzykę, tych dźwięków być może by nie było.

Tomasz Wybranowski

Lorein „Próba przeczekania wiatru” 2023 – album przełomu marca i kwietnia sieci Radia Wnet

Lista nagrań:

1. Sen nocy letniej
2. Tacy mali
3. Na ulicach wielkich miast
4. Gwiezdny pył Skrzypce, wiolonczela: Marcin Wujek
5. Próba przeczekania wiatru
6. Wszystko za życie
7. Nierzeczywistość
8. Bezmiłość
9. Meteor

 

Sukcesy Caroline Baran i przywracanie pamięci o Konstancji Markiewicz z drem J. Płacheckim- Studio Dublin – 21.04.2023

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, w którym informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Gość „Studia Dublin:

dr Jarosław Płachecki –  dziekan Staropolskiej Szkoły Wyższej w Dublinie

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski


Dzięki muzyce mogę ludziom przekazać ważne rzeczy – powiedziała  w 2015 r. podczas wywiadu dla Radia Wnet Caroline Baran.

Młoda wokalistka mieszkająca w USA pierwsze laury zbierała na Liście Polish Chart Sławomira Orwata.

Ważne jest dla mnie, by śpiewać po polsku, by cała rodzina mnie rozumiała.

Dzisiaj Caroline Baran znana jest jako Kaeyra i występuje w „American Idol”.

Caroline Baran / Fot. Facebook

Dr Jarosław Płachecki zapowiada spotkanie z Patrickiem Quigleye, autorem trylogii o rodzinie Markiewiczów.

Markiewiczowie łączą w sobie historię Polski, Irlandii i Ukrainy.

Po jesiennych wyborach w Zjednoczonym Królestwie, które odbyły się 14 grudnia 1918, grupa 78 posłów z Irlandii kategorycznie odmówiła zasiadania i czynnego brania udziału w posiedzeniach w Westminsterze. Irlandzcy posłowie i jedyna posłanka – Konstancja hrabina Markiewicz (angielskie imię i nazwisko tej bohaterki Powstania Wielkanocnego / Easter Rising o polskich korzeniach to Constance Gore – Booth) ustanowili działalność parlamentu w stołecznym Dublinie – Dail Eireann.

Konstancja hrabina Markiewicz, irlandzka bohaterka. Na fotografii uwieczniona podczas walk w trakcie Powstania Wielkanocnego 1916 roku.

Wysłuchaj całej audycji już teraz!

Wyśmienity powrót grupy Myslovitz! Recenzja albumu „Wszystkie narkotyki świata” Tomasza Wybranowskiego

Warto było czekać tyle lat na płytę, która tę poetyckość, fantazję i radość słuchania łączy z jakością przeżycia ważnych chwil.

Wiedziałem! Po prostu wiedziałem, że kiedyś ten dzień nadejdzie. Oczami duszy jawiła mi się nowa okładka płyty Myslovitz a reszta zmysłów w imaginacyjnym porywie marzeń o nowych wybornych piosenkach Przemka Myszora, braci Kuderskich i Wojtka Powagi nie pozwalała spocząć i podsycała ten stan.

Któraś z czytelniczek – słuchaczek i czytelników – melomanów być może skwituje ten wstęp komentarzem: redaktora Wybrana ponosi poetyckość i świat wyobraźni… Jak zawsze, dodam od siebie. Ale warto było czekać tyle lat na płytę, która tę poetyckość, fantazję i radość słuchania łączy z jakością przeżycia ważnych chwil. To właśnie znajdziecie na longplayu „Wszystkie narkotyki świata”, który obok albumu formacji Oranżada „Karma Tango” był wydawniczym skarbem sieci Radia Wnet w marcu.

Tomasz Wybranowski

 —————————————————————————————————————

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Przemysławem Myszorem:

 

O historii grupy, która przekroczyła rubikon 30lecia w 2022 roku, pisać nie będę. Myslovitz przecież to jedna z najważniejszych grup rockowych w historii, o której wszyscy słyszeli.

Poza tym pierwszą i znakomitą biografię tego jednego z najsłynniejszych polskich zespołów rockowych napisał mój serdeczny druh Leszek Gnoiński.

Polecam książkę Myslovitz. Życie to Surfingszczególnie tym, którzy jej jeszcze nie czytali. To pasjonująca opowieść na prawie 300 stronach, mnóstwo ciekawych dykteryjek i ciekawostek, że o zbiorze unikalnych ponad 300 fotogramów nie wspomnę.

Leszku, czas dopisać aneks do tej ważnej pozycji, ze szczególnym uwzględnieniem albumu!

A oto moje refleksje:

Wszystkie narkotyki świata

Doskonałe otwarcie longplaya! Rockowa rakieta, która od razu wynosi na nową orbitę stacji „Myslovitz”. Jeżeli ktoś do tego momentu twierdził, że Myslo zakończyło swój właściwy żywot po odejściu Artura Rojka, to teraz musi powiedzieć: byłem w błędzie!

To tytułowe nagranie definitywnie zakończyło pewien etap grupy. Kropka! Teraz otwieramy nowy rozdział, który zapowiada piękne chwile. Melancholijne, deszczowo – jesienne gitary, jak to w Myslovitz, które mocno i pewnie rozbłyskują w refrenie.

Tekst niby prosty, ale aura rachunku sumienia w duchu pogodzenia się z życiem każe zatrzymać się na dłużej. To ten moment, kiedy świadomie wiemy co jest ważne. Być może wciąż nie wiemy czego pragniemy, ale definitywnie wiemy już czego doświadczać nie chcemy już. A tą najważniejszą ideą i dominantą powinna być miłość, która odcieniami dodaje mocy szacunkowi, przyjaźni i prawdzie.

Ciekawi mnie tylko jak Mateusz i Sharon Corr zabrzmieliby w duecie. Ale może kiedyś, koncertowo pod niebem Szmaragdowej Wyspy? Kto to wie? Los pisze najpiękniejsze i najbardziej zaskakujące scenariusze.

Miłość

Pierwsze co uderza przy pierwszym przesłuchaniu nagrania, to niezwykłość powtarzalnych, niczym kropla drążących zmysły, gitarowych akordów i zagrywek niby od niechcenia. Zapadają w pamięć i delikatnie wciskają w fotel podróżny, który serpentynową trasą wiódł będzie ku finałowi tej płyty, która odmienia przez wszystkie przypadki (a może bardziej koniugacje) słowa miłość, zakochanie (ergo: miłowanie, stany serca).

Nowoczesne brzmienie nie przesłania specyficznych muzycznych smaczków, które cechowały Myslovitz w latach 90. XX wieku. Jedno nie przeczy drugiemu. Głos Mateusza Parzymięsa brzmi poniekąd jak brakujący od dawna element grupy.

Ale co w warstwie lirycznej albumu? W wywiadzie dla „Muzycznej Polskiej Tygodniówki” Przemysław Myszor powiedział wprost:

„Wiodącym tematem płyty są relacje międzyludzkie, głównie między mężczyzną a kobietą, na różnych etapach znajomości. Chodzi o szeroko rozumiane uczucia, ale także o ich komunikatywność i zrozumienie.”

Jeśli jeszcze nie widzieliście klipu według scenariusza i w reżyserii Pascala Pawliszewskiego, to macie okazję uczynić to teraz:

 

 

Pakman

Wspaniała kolejna melodia. Muzycznie jako słuchacz znowu mam 25 lat mniej, pachnie skoszoną trawą u zbiegu Barton Square i St John Street, kiedy pierwszy raz z daleka podziwiałem Beetham Tower. Bas i perkusja niosą Mateusza niczym dobra deska surfera po falach, a klawisze mile łechcą wspomnieniem Happiness Is Easy”.

Lirycznie oddam głos autorowi tekstu. Pięknie opisał stał twórcy – nostalgicznego melancholika:

„Pisząc tekst, zawsze zastanawiam się ile powiedzieć o sobie, ile wyjawić, jak bardzo odsłonić kotarę. I zawsze… im więcej, im bardziej o sobie, bez zmyślania, ukrywania i zbędnej poezji, tym lepiej. Jak to mówią; szczerość za szczerość… Podobno naukowo dowiedzione jest, że zakochanie trwa tylko 3 lata i się kończy. Gdyby trwało permanentnie, to wszyscy chodzilibyśmy jak zombie …we śnie…” – Wojciech Powaga-Grabowski

Król wzgórza

Ależ to ballada i popis Przemka Myszora, kompozytora i autora słów! Ta piosenka ma w sobie coś z tej unikalności melodyki i atmosfery irlandzkich zespołów. Myslovitz i moich muzycznych ziomków ze Szmaragdowej Wyspy łączy klimatyczność, artystyczny, choć nieco smutny błogostan i jakość życia, które ulotnie składa się z małych chwil. Tak jak ta pieśń.

Balladowy pop w delikatnej polewie neoromantycznych impresji porywa. I chce się nucić tę melodię myśląc o Bogu – Stwórcy, który po stworzeniu świata zamarzył o dopełnieniu go człowiekiem. Ja dostrzegam też dojrzałego mężczyznę, który analizuje przeszłe historie z życia i zastanawia się, czy stać go na jeszcze jedną miłość. Tę ostatnią i spełnioną?

Przemek Myszor uśmiechnie się czytając te moje kilka słów i powtórzy, jak w ostatnim wywiadzie ze mną:

każdy ma prawo zinterpretować po swojemu i dostrzec to, co chce. Ważne, aby tekst i muzyka wzbudzały emocje. Ciągle wierzę, że wartością piosenek jest to, jak one zostały napisane. Jeśli utwór jest dobry, to może ją zaśpiewać każdy, a ona wciąż powinna działać.

Przemo! Dopiszę, że wzbudzają i uruchamiają zmysły oszałamiająco! Sam się zastanawiam w punkcie zero osi rzędnych i nucę:

Czy to już

Po całym zamieszaniu opadł kurz

I cisza wreszcie lek na każdy ból

No podnieś wzrok i popatrz jesteś,

Ty jesteś Królem wzgórza – Ty

 

 

Przypadkiem

To kolejny mój faworyt. Piosenka ma w sobie melodyjną nośność szlagieru z dopieszczonym aranżem, który buduje łagodnie nastrój z miłosną eksplozją w drugim refrenie i finale utworu. Ów refren w stylu wydelikaconego shoegaze, bo głos Mateusza jest niczym zaprawa w tym pięknym gitarowo – groove’owym witrażu Znakomity popis braci Kuderskich!

Bas Jacka i perkusja Wojtka Lali brzmią jak dobrze zestrojony z czasem uniwersum zegar na które nawleczono wskazówki migoczących dealaye’ami gitar, których (Johnny i Ed mogą pozazdrościć). Jeśli szukacie definicji zakochania z leżącą w trawie powieścią Gabriela G. Marqueza „Sto lat samotności” (z piękną Remedios), to znajdziecie ją w tym właśnie nagraniu. Swoją drogą dziwne, że żaden z recenzentów nowego albumu Myslovitz nie zwrócił uwagi na ten klejnot.

Motyle obsiadły mnie

Straciłem głowę, dobrze mi z tym

 Wszystko co chcę – tylko Ty

 

 

Latawce

Czwarty singel, który był heroldem premiery płyty, dla mnie osobiście to lider do tytułu „duet ro©ku”.  Kasia Gołomska, piękniejsza połowa duetu ATLYNTA, z Mateuszem Parzymięsem z stworzyli subtelny duet. Tekst Przemka Myszora i Wojtka Powagi – Grabowskiego inspiruje i daje siłę. Brzmi to jak banał w każdej recenzji, ale jak inaczej spuentować piosenkę, którą w szaleństwie świata i cywilizacji, udaje nam się wychwycić w szumie eteru i internetu, aby wysłuchać zdumiewających dwóch fraz:

/…/ i upadają tylko anioły,

bo przecież nie My 

/…/ nikt nie chce kochać,

Ale każdy chce być kochanym /…/

Mamy kolejny szlagier na lata! W kilkunastu linijkach tekstu credo nadziei i przetrwania, gdy wokół chaos w sercu i duszy niepewność. Oddaję raz jeszcze głos Przemkowi Myszorowi:

„Wielokrotnie zastanawiałem się, gdzie jest ten koniec sznurka. Szukałem i wciąż szukam. Nigdy nawet nie zbliżyłem się do tego miejsca, ale wiem, że gdzieś tu jest. Gdzieś blisko. Podobno jest ukryte we mnie, ale wiadomo, o sobie zwykle wiemy najmniej… Co chwilę ktoś mi ten sznurek próbuje złapać, coś go ciągnie, raz w jedną, raz w drugą stronę, w górę, a potem w dół. Trochę się temu poddaję, a trochę opieram.”

 

Inny

Przebój absolutny! Słysząc tę piosenkę, bez względu na smutki i nieznośny ciężar życia, od razu się uśmiechamy. Tak jest przynajmniej ze mną. I znowu miłosny tekst Przemka i Wojtka. Nikt z nas facetów nie chce być tym trzecim, więc kiedy uruchamia się ukłucie zazdrości to … Odsyłam do tekstu i drugiej części recenzji. To jedna z dwóch najbardziej melodycznych scen na płycie, gdzie gadające gitary malują nie tylko barwy, ale i zapachy lata. I szemrząca niczym struga w parny wieczór perkusja. Cudo!

 

Zdążyć przed wschodem słońca

Kolejna piękna kompozycja, w której Mateusz Parzymięso wokalnie tworzy magiczny mikroklimat, w którym najlepiej poczuć się we dwoje we wczesny sobotni poranek, albo piątkowo zmierzchowo. Melodycznie niby stare Myslovitz znany ze starych albumów, ale brzmiące dostojniej, pełniej i bardziej sugestywniej. Nie potrafię tego wyrazić bardziej, bo mocniej czuję. Jedna z piękniejszych gitarowych melodii wyczarowanych przez Jacka Kuderskiego i Myslo! Brit pop z krztyną nocnego, pełnego cykad dream popu i te lekko bluesowe klawisze Przemka Myszora. Czym jest przestrzeń w miłości? Posłuchajcie „Zdążyć przed wschodem słońca”.

 

19

O tym nagraniu jeszcze ani słowa. Muszę go jeszcze przemyśleć i odkryć ścieżkę do niego.

 

Powoli

Marc Chagall „La Mariee”

 

Przepiękne nostalgiczne dźwięk i metafory, które – chcąc nie chcąc – nasuwają się z longplayem „Korova Milky Bar”. Niezmienne, jednostajne tempo gitar. Jest coś niezwykle pociągającego w tym niespiesznym zawieszeniu.

Ma się wrażenie lotu pod obłokami. Od razu nasuwa się skojarzenie z miłością, która daje po prostu szczęście. Marc Chagall, baśniowy malarz urodzony w Witebsku, twierdził, że nie można doświadczyć szczęścia, jeśli nie przygrywa mu jednostajnie, niespiesznie koza … Tak jak na obrazie „La Mariée” / “Panna młoda”.

 

Dziewczyna z wiersza Lennona

To mój kamień węgielny tego doskonałego longplaya. Absolutna doskonałość. Słuchać, słuchać i słuchać w nieskończoność.

Poza tym warto nadmienić, że była taka dziewczyna, podobnie jak i wiersz Johna Lennona.

 

Kosmita

Dawno temu zaczytując się w dziełach profesora Władysława Tatarkiewicza bardzo często sięgałem do „Drogi przez estetykę”.  Czytając o próbach odtwarzania rzeczy, czy też stawiania form albo wypowiadania o doznaniach próbowałem odnajdywać prawdziwą sztukę. Często i gęsto opinie krytyków, twórców mód i prądów nie pokrywały się z moimi odczuciami.

Wtedy pojąłem, że nie każde odtworzenie, konstrukt czy wyrażanie jest ponadczasowym kunsztem. Od tamtej pory za sztukę uznaję tylko to, co jest w stanie mnie zachwycić i tkliwie (oksymoronicznie) wstrząsnąć. I takim ujęciu przekonuje „Kosmita”. I takie odczucia, przeżycia, wrażenia, impresje mam przesłuchując po raz kolejny wszystkie piosenki ze zbioru „Wszystkie narkotyki świata” grupy Myslovitz!

 

Myslovitz AD 2023. Fot. Łukasz Gawroński

 

Co daje słuchanie ostatniego longplaya Myslovitz

Często dostaję zapytania, dlaczego piszę tak mało recenzji, a jeśli już to po kilku tygodniach od premier albumów? Odpowiedź jest zawsze ta sama. Ostatnimi czasy mało ukazuje się albumów muzycznych, które w całości są doskonałe, potrafią czule wstrząsnąć i dać się ponieść. Po drugie, zawsze zwlekam z pisaniem na gorąco, w przypływie chwili i emanacji nastrojów.

Czekam kilka dni, kilka tygodni, aby przekonać się czy stylowa herbata jest naprawdę znakomita. A prawda jest taka, że prawdziwy smak herbaty ocenić można dopiero po łyku trzecim. Pierwszy to ledwie wstęp i przygotowanie do picia. Łyk numer dwa to przygotowanie zmysłów na ucztę, a dopiero trzeci dać może pełnię wrażeń.

Z każdym kolejnym haustem nagrań z „Wszystkich narkotyków świata” grupy Myslovitz jest wciąż bardziej niż dobrze. Te same listki – piosenki zaparzam po raz enty. Muzyczna herbata ma wciąż charakterystyczny, solidny, choć delikatny aromat. Dzieje się tak (tak myślę), że do parzenia naparu nie użyto naczynia nasiąkniętego innym oparem.

Stara skrzynka na dobre się rozleciała i ślad po niej nie pozostał. A gubiąc trop metafor napiszę wprost: dobrze stało się, że Artur Rojek osierocił Myslovitz.

Reszta rodziny czuła się w roku 2012 zdezorientowana, zła, zdesperowana i zasmucona. Z perspektywy 11 lat od rozstania z zespołem Artur Rojek nie pokazał niczego, co może zachwycić i przykuć uwagę słuchacza (to moja subiektywna ocena).  Myslovitz zaś wręcz przeciwnie! Krążkiem „Wszystkie narkotyki świata” wracają na parnas muzyczny. Ten come back jest w pełni zasłużony.

Mateusz Parzymięso zdał egzamin dojrzałości! Nie jest kopią Rojka i ani myśli być nią. I znakomicie, bowiem nie ma tej cierpiętniczej aureoli i pesymistycznej maski wokół siebie. Ma aurę dobrej energetyczności patrząc przez pryzmat migawek wychwyconych w sieci z ich ostatnich zimowo – wiosennych koncertów.

 Myslovitz, który prezentuje jeszcze lepszy warsztat instrumentalny i aranżacyjny, że o tekstowym nowym otwarciu nie wspomnę, na nowo hipnotyzuje.  

Bardzo dobrze, że muzycy „zapomnieli dawno, jak to jest o migdałach śnić”, że strawestuję lekko tekst Wojtka Powagi – Grabowskiego. Czas wielkiej smuty po odejściu Artura Rojka przepracowali i zmartwychwstali mentalnie i kompozytorsko. Teraz tworzą autentyczny monolit wykonawczy, bez gwiazdorskich much w nosie i cierpiętniczej otoczki tych i owych.

Sam Mateusz Parzymięso znakomicie wkomponował się w Myslovitz, tworząc z Przemysławem Myszorem, Wojciechem Kuderskim, Wojciechem Powagą – Grabowski i Jackiem Kuderskim wybornie zgrany zespół! Aż chce się wyśpiewać frazę Thoma Yorke’a

„Jigsaw falling into place
So there is nothing to explain”.

Żałuję, że nie mogłem zobaczyć w lutym ubiegłego roku w gdańskim „Starym Maneżu” ich niezwykłego show. Opinie moich znajomych były bardziej niż entuzjastyczne, w tym także od ortodoksyjnych fanek, które 10 – 11 lat temu nie wyobrażały sobie Myslo bez Artura Rojka.

Krążkiem „Wszystkie narkotyki świata” i tegorocznymi koncertami Myslovitz udowadnia, że prawdziwie dobra muzyka nigdy nie odchodzi do lamusa. Od kiedy pamiętam krytycy mędzą, że „rock umiera”. Okazuje się, skorych do jego grania, ale i do słuchania bez względu na wiek, wciąż nie brak.
Nowy frontman tchnął w zespół drugie życie, tak jak pod koniec lat 80. XX wieku Steve Hogarth w Marillion po odejściu Fisha. Mysłovitz odrodził się lepszy, wzmocniony, doskonalszy i szlachetniejszy. Tak mawiam. Amen!

 

 

Polemizując z innymi recenzentami

Dominik Lubowicki, autor recenzji z portalu proanima.pl napisał, że jego mieszane uczucia budzi w nagraniu „Inny”:

„prostota w połączeniu z pierwszoosobową perspektywą zazdrosnego chłopaka, która momentami nasuwa chęć pominięcia utworu, a szkoda, bo muzycznie utwór ma „letni” i przyjemny charakter.”

Z mojej punktu widzenia i doświadczeń literacki zabieg bohatera – narratora jest w przypadku tej piosenki jak najbardziej uzasadniony.

Podmiot liryczny jest wiarygodny i dobrze skrojony psychologicznie. Ile to razy młodzieńcy, chłopcy czy dojrzali faceci przygotowują tego typu przemowy dla dziewcząt, kobiet, dam którym w darze chcą złożyć serce?

Nadto piosenka „Inny” jest kameralna, wręcz intymna i daje możliwość do pokolorowania życia przez odbiorcę wielowątkowych miłosną emocją. To szlagier na lato, który obowiązkowo będę prezentował w sieci Radia Wnet z singlową petardą Sabiny „Twist”!

To nie ja 

Ja jestem inny, Ty wiesz

Ja cały świat widzę tak,

 jakbym patrzył przez Ciebie

W finale recenzji muszę dopisać, że w zestawie nowych nagrań czuje się dawny rytm Myslovitz z umiejętnie zaanektowanymi współczesnymi brzmieniami. Z jednym zastrzeżeniem! Przemek Myszor i reszta doborowej kompanii dalecy są od sprzyjania gustom słuchaczy i radiowych ekonomom mód chwilowych.

Mamy na nowym krążku zespołu radosne granie, serce i jakość życia, zamiast kunktatorstwa kompozytorskiego. Po premierze „Wszystkich narkotyków świata” napisać muszę, że na naszej rodzimej scenie muzycznej ciężko odnaleźć porównywalny do nich zespół, który jest w stanie przedstawić publiczności tej starszej (+50), jak i tej najmłodszej tak znakomitej marki dojrzałe, a przy tym melodyjne, potoczyste kompozycje.

Ten longplay bezwzględnie wyróżnia się na tle innych albumów wykonawców z ostatnich kilku lat. Teraz czekam na album kolejny. Wiem, że to będzie krążek, który przebije wszystko co nagrali do tej pory. Ciężkie zadanie przed nimi, ale z takim zapałem i świeżością dokonają tego!

Tomasz Wybranowski

 

Rockowe Wielkopostne rekolekcje w programie „Cienie W Jaskini” Tomasza Wybranowskiego. Część I.

Jezus wciąż jest natchnieniem. Nie ma w historii żadnej innej postaci, która daje inspirację miliardom ludzi. Łaska miłości, dar nadziei i przyrzeczenie odkupienia nie omija także muzyków rockowych.

Często piosenki, które znamy i nucimy powstały z myślą o Zbawicielu. Tylko my o tym nie wiemy. Nie wiemy? A może nie chcemy wiedzieć albo nie chcemy się wsłuchać baczniej w wyśpiewane metafory.

Mnóstwo znakomitych nagrań często wyszło spod piór i strun muzyków, którym w życiu codziennym bardziej niż daleko od chrześcijańskiej tradycji. Ale czy aby do końca?

Okazuje się, że wciąż w muzyce rozrywkowej a i rockowej jest miejsce na wiarę i na Jezusa! W czasie Wielkiego Postu w moich programach w cyklu „Cienie w jaskini” prezentuję nagrania, które są modlitwami do Boga i bezpośrednimi zwrotami do Jezusa.

 

                                                                                                    Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania cały program „Cienie W Jaskini – Jezus”:

 

Te wyzwania ducha nie zawsze są uniżone i proste w odbiorze, ale zdecydowanie cechuje je prawda i szczerość. I jeszcze jedno – poruszają serca, nie tylko w wielkim tygodniu!

 

Wyobraźmy sobie Jerozolimę prawie dwa tysiące lat temu. Zmierzchało, ale nocne niebo nad Palestyną rozświetlały bladawe promienie księżyca. Następnego dnia Żydzi mieli spożyć Paschę. W tym czasie Jezus i apostołowie przekraczali potok Cedron. Kierowali się wprost do ogrodu Getsemani, który był oddalony od wieczernika o jakieś pół godziny drogi. Ale nie było już z nimi Judasza.

 

Moc muzycznych przykładów

Któż nie zna trzeciego albumu Lenny’ego Kravitza i rockowej, tytułowej błyskawicy na otwarcie. Piosenka opowiada o Jezusie Chrystusie i o wyborze, jaki Bóg stawia przed każdym z ludzi. Czy podążymy za Nim? Czy pozostaniemy głusi? Sam Lenny jest chrześcijaninem i otwarcie mówi o swojej wierze i ufności w Boga.

„Czy Bóg to tylko myśl w twej głowie, czy część ciebie? Czy Chrystus to tylko imię, które przeczytałeś w księdze, gdy byłeś młody? – śpiewa Lenny.

15 lat temu zespół płocka formacja Lao Che wydała płytę „Gospel”. Do dziś to wciąż pasjonujący zestaw najdojrzalszych opowieści o teraźniejszych relacjach między człowiekiem a Bogiem.

Spięty zwraca naszą uwagę nie na dewocjonalia i odpustowość, ale przeczucie niewyrażalnego absolutu Boga.

 

Bono w Red Rocks Amphitheatre, Denver 1983. Fot. z witryny u2.com

 

Oto gwiazdorzy z U2, którzy muzycznie trochę dołuję od ponad dekady. Ale wróćmy myślami do albumu „Achtung Baby” z 1991 roku. Znajdziemy tam nagranie „Until The End Of The World”. To nie błaha piosenka, jak może się dawać nam, o zdradach na różnych poziomach.

Bono ukazuje te sytuacje przez przedstawienie ostatniej wieczerzy z perspektywy Judasza. Jest w niej żal z powodu zdrady przyjaciela i wyrzuty sumienia, które doprowadziły Judasza, jedną z najtragiczniejszych i przeklętych postaci Nowego Testamentu do samobójstwa. U2 nie unika wyrażania wiary w muzyce, którą tworzy.

Ale z drugiej strony była to zdrada, która rozpoczęła wydarzenia, które wspominamy w tajemnicy Triduum Paschalnego. Jest to opowieść o niespełnionych nadziejach, nienawiści, kłamstwie i zdradzie. Opowieść o najgorszych postawach, z których – jak naucza Kościół – wypłynęło największe w historii dobro.

 

Dezerter, koncert w dublińskim klubie Village. Marzec 2011. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37 Dublin

 

Dezerter o Jezusie

Piosenkę o Jezusie nagrała kultowa punk – rockowa formacja Dezerter. Słowa perkusisty grupy Krzysztofa Grabowskiego z albumu „Ziemia jest płaska” (1998) stawiają konkretne pytania i to nie tylko przed ludźmi wierzącymi.

Jak nauczałby Jezus Gdyby żył w naszych czasach?

Czy prowadziłby odczyty Na śródmiejskich placach?

Czy miałby program w radiu Albo show w telewizji?

Czy chciałby iść do wojska? Czy ufałby policji?

Jaki rodzaj śmierci Jezusowi by zadano?

Czy umarłby na krześle Czy też by go rozstrzelano?

Jaki symbol męczeństwa Swojego zbawcy

Na złotych łańcuszkach nosiliby wyznawcy?

Czy dziś bylibyśmy Judaszami czy stali się bardziej św. Piotrem, co trzykrotnie wyrzeka się i zapiera? Ta piosenka grupy Dezerter wzbudza we mnie pytanie, czy zdrada Judasza była konieczna do zbawienia.

Wiem, że ta kwestia dzieli teologów do dziś, a oni nie są w stanie bezsprzecznie rozstrzygnąć. Ale słuchając Dezertera i wspominając scenę z Poncjuszem Piłatem, Barabaszem i tłumem mieszkańców Jerozolimy pojawia się problem wolnej woli i planu Boga. Przecież istniała na pewno perspektywa, aby zbawienie przyszło na świat w inny sposób. Niekoniecznie przez Judasza. Ale to nie on sam odpowiada za śmierć Jezusa.

Sanhedryn cały czas szukał fałszywych oskarżeń przeciwko Jezusowi, ale to Piłat i Herod nie mieli odwagi oprotestować wyroku śmierci. To tak naprawdę lud Jerozolimy wolał Barabasza.

 

Ozzy Osbourne w Dublinie. Fot. Tomasz Wybranowski

Black Sabbath śpiewają o Jezusie! Zdziwieni???

 

Myślałeś kiedyś o swej duszy − czy można ją uratować?

A może sądzisz, że po śmierci po prostu zostajesz we własnym grobie

Czy Bóg to tylko myśl w twej głowie, czy też część ciebie?

Czy Chrystus to tylko imię, które wyczytałeś w książce, kiedy byłeś młody?

/…/ Cóż, ja ujrzałem prawdę, tak, zobaczyłem światło i zmieniłem się

I będę gotów, gdy będziesz samotny i przerażony u kresu naszych dni

Czy to możliwe, żebyś się bał? Co powiedzieliby twoi przyjaciele

Gdyby wiedzieli, że wierzysz w Boga w niebie?

Powinni zrozumieć zanim skrytykują

Że Bóg to jedyna droga do miłości

Ile razy cięgi zbierałem, że na antenie Wnet prezentuję grupę Black Sabbath. Jak na ironię bowiem w tym opisie „Cieni w jaskini – opowieści o Jezusie”, Black Sabbath dla wszystkich „znawców rocka i muzyki” kojarzony się ze złym i szatanem. Kropka! Z bólem piszę i smutkiem, że większość ludzi ignoruje to, że

Ozzy Osbourne na ogół poprzez treści swych piosenek chwali Boga i podkreśla, że szatan został pobity.

Nagranie „After Forever” z doskonałej trzeciej płyty grupy „Master of Reality” (1971 rok) ma święcie wyraźny i prosty przekaz. Ozzy Osbourne hard – rockowe rekolekcje wierzącym. Chce, aby byli oni w pełni przeświadczeni o swojej wiarze nawet w czasach prześladowań i szykan. Warto to znieść, bowiem jak śpiewa:

Jedyną drogą do miłości jest Bóg.

                                                                                                         Tomasz Wybranowski

 

40 lat minęło. „War” U2 to wciąż jeden z najważniejszych rockowych albumów wszech czasów

„War” był pierwszym albumem U2, który otrzymał złoty certyfikat sprzedaży w Stanach Zjednoczonych. Kwartetowi z Dublina udało się zbić ze szczytu brytyjskiej listy przebojów Michaela Jacksona i jego kultowy album „Thriller”. U2 wchodzili na szczyt dostępny tylko dla prawdziwych herosów rocka.

U2 w roku 1982 uznali, że ich trzeci album będzie wstrząsającym dokumentem czasów pachnących wojną. Dosłownie i w przenośni. Na plan pierwszy wysuwa się mrok irlandzkich czasów cichej wojny domowej.

U2, kwartet z Dublina, o którym pisałem na tym portalu nie 7 ani 77 razy, od samego początku byli pod silną inspiracją rewolucyjnego punk rocka, nie tylko w kwestii bałaganiarstwa muzycznego (tak charakterystycznego dla punkowej sceny), ale także filozofii idei i zaangażowania w naprawę świata. Tak naiwną, młodzieńczą, że aż świeżą w swojej baśniowości. Kto kiedykolwiek nie marzył, że może zmienić świat (i go zmieni) niech pierwszy rzuci kamieniem!

Na początku lat 80. ubiegłego wieku U2, młodzi i biedni Irlandczycy, byli ucieleśnieniem młodzieńczej pasji życia i ku istnieniu ludzkim zwracali się w swoich piosenkach, bez upiększeń i ucieczek od trosk dnia codziennego.

Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania I. część programu o albumie „War”:

 

„Is That All?” / „Czy to wszystko?” taki tytuł nosi ostatnie nagranie z płyty „October” wydanej w październiki 1981 roku. Było to także pytanie o przyszłość i przetrwanie U2. Młodzi wówczas muzycy przeżywali całe mnóstwo rozterek osobistych i religijnych.

Cała płyta przesiąknięta była duchem mesjanizmu i religijnych uniesień. Bono, The Edge i Larry Mullen Jnr szukali ukojenia w ramionach grupy religijnej Shalom Christianity, którą cechowało życie w ubóstwie i z dala od zgiełku świata. Ta sytuacja męczyła Adama Claytona, który coraz bardziej dystansował się od reszty grupy i uciekał w emigrację wewnętrzną. Gdyby nie postawa producenta Stevena Lillywhite’a i przekonanie The Edge’a, że chce grać rocka, to być może „October” byłby drugą i ostatnią płytą U2.

 

Świat, który pachnie konfrontacją zbrojną! W oku zarzewia ognia wojen!

 

 

U2 pozbierali się jednak, okrzepli niczym lawa po erupcji dwóch młodzieńczych albumów – wulkanów, które odnosiły się do dojrzewania członków grupy, relacji rodzinnych, świadomości strat i śmierci najbliższych, oraz kwestii religijnych i tożsamościowych, o których pisałem już.

U2 w roku 1982 uznali, że ich trzeci album będzie wstrząsającym dokumentem czasów pachnących wojną. Dosłownie i w przenośni. Oczywiście na plan pierwszy wysuwa się mrok irlandzkich czasów określanych mianem „The Troubles” (z języka angielskiego „kłopoty”), które charakteryzowała działalność paramilitarna protestanckich lojalistów ciążących ku Londynowi i katolickich republikanów chcących zjednoczenia Irlandii w jedno państwo.

Lata „The Troubles” usiane nieskończoną liczbą zabójstw i zamachów terrorystycznych w Irlandii Północnej przerażały U2 i budziły w sercach muzyków przestrach, bojaźń, gorycz, które prowadziły do wybuchu gniewu.

Ale początek lat 80. XX wieku w Irlandii, Europie i na świecie, kiedy Bono, The Edge, Adam Clayton i Larry Mullen junior rozpoczynają prace nad kolejnym krążkiem, to nie tylko apogeum czasów „The Troubles” na Szmaragdowej Wyspie.

Barykady na autostradzie w Byblos w Libanie / Fot. Paweł Rakowski Radio WNET

Pierwsze lata ósmej dekady XX wieku to także barbarzyństwo sił izraelskich podczas Wojny Libańskiej, co bezpośrednio doprowadziło do masakr w palestyńskich obozach Sabrze i Szatili. Liban stał się sceną krwawych walk wojny domowej.

Oddziały libańskich chrześcijan walczyły z druzami i muzułmańskimi szyitami wspomaganymi przez Syrię. Bejrut został podzielony między walczące strony i zmieniał się w miasto ruin, miasto śmierci i rozpaczy.

Konflikt brytyjsko-argentyński zamienił się w wojnę o wyspy Falklandy – Malwiny. Wieści o rzeziach chrześcijan albo muzułmanów na Bliskim Wschodzie w radiu i telewizji, przedzielały newsy i prasowe reportaże o rewolucjach i kontr – rewolucjach przeciwko amerykańskiej korupcji w Ameryce Środkowej. Nikaragua, Honduras, Salwador…  I tak dalej, i tak dalej.

Afganistan/Pixabay

Związek Radziecki, który dokonał inwazji na Afganistan miał coraz większe problemy. Mudżahedini sunniccy i sziccy, oraz bojówki maoistów nic nie robili sobie z rojeń Breżniewa, Andropowa, Czernienki, Gorbaczowa i Nadżibullaha o wojnie błyskawicznej, która przeistoczyła się w długotrwały konflikt zakończony dopiero w lutym 1989 roku.

Nie pamiętamy już, że mudżahedinów i afgańskich niepodległościowców wspierały USA, Wielka Brytania, Niemcy a nawet … Chiny. Nie każdy wie, a wielu nie chce pamiętać, że z rzeszy partyzantów sunnickich wykreowała się w 1988 roku terrorystyczna Al – Ka’ida Abd Allaha Azzama, którą „rozsławił” Osama bin Laden.

Początkowo Al-Ka’ida walcząca z ZSRR w Afganistanie zaczęła dławić wpływy Stanów Zjednoczonych i państw Zachodu w krajach muzułmańskich. Co było później? Doskonale wiemy – „wojny z terroryzmem” wypowiedziane przez Busha seniora i Busha juniora, prezydentów USA.

Dziwny jest ten świat? Nie, nie jest dziwny! Jest cyniczny i zły do szpiku kości, gdy mowa o polityce i biznesie.

W 1982 i 1983 roku wszystko i wszędzie, bez względu na długość i szerokość geograficzną, wskazywało na wojnę. Wojny wszystkich ze wszystkimi. Nic dziwnego, że „wojna” – „War” była, wobec tego, wybranym tytułem płyty, która miała skupiać zwięźle zimne lata 80. XX wieku i ohydne czyny, które stały się codziennością.

 

U2 z czasów albumu War. Fot. Anton Corbiojn z witryny u2.com

 

Tutaj do wysłuchania II. część programu o albumie „War” grupy U2:

 

Sunday Bloody Sunday i duch Iana Flemminga

U2 w roku 1982 pachnącym wojnami stwierdzili, że nie będą unikali bolesnych tematów trapiących także podzieloną Irlandię. W sierpniu został napisany utwór „Sunday Bloody Sunday”, upamiętniający wstrząsające wydarzenia z historii najnowszej Irlandii Północnej.

Co ciekawe, w tym czasie Bono nie był w Irlandii. Świeży żonkoś, totalnie zadłużony jak i reszta bandu zastanawiał się, gdzie zabrać Ali w podróż poślubną. Chris Blackwell, jeden z właścicieli wytwórni Island Records dla których U2 nagrywali, wiedział o tych problemach.

Zaproponował bez zbędnych ceregieli, żeby Ali i Bono wyjechali na Jamajkę i wyspy Bahamy na jego koszt.

Blackwell, właściciel kilku posiadłości na Karaibach i fan Jamesa Bonda, jako gniazdko miodowych dni wskazał dom, który niegdyś należał do Iana Flemminga.

Tak oto nowożeńcy znaleźli się w Goldeneye! Tam powstały dwie piosenki na album „War”„Two Hearts Beats As One” i „Drowning Man”.

W tym czasie w Irlandii Dave Evans The Egde przeżywał twórcze męczarnie. Nie wierzył w siebie jako kompozytora i twórcę. Te dylematy ciągnęły się od czasów prac nad albumem „October”.

Sierpniową porą 1982 roku słuchał w radiu kolejnych krwawych doniesień z Ulsteru o kolejnych starciach lojalistów z republikanami. The Edge przypomniał sobie o zdarzeniach z 21 listopada 1920 roku z dublińskiego stadionu Croke Park i 30 stycznia 1972 roku z Derry.

 

Krwawa historia Irlandii, krwawa…

 

21 listopada 1920 roku siły brytyjskie (funkcjonariusze Królewskiej Policji Irlandzkiej i żołdacy z oddziału Czarno – Brunatnych) otworzyły ogień do kibiców oglądających mecz futbolu celtyckiego na stadionie Croke Park w Dublinie. Czternaście osób zginęło, zaś prawie setka została ranna.

Niedoszła panna młoda Jane Boyle, jedna z ofiar Krwawej Niedzieli 21 listopada 1920 roku.

Do tych bestialskich zabójstw Anglików doszło na tle irlandzkiej wojny o niepodległość. Lepszym określeniem od wojny jest walka partyzancka, która rozpoczęła się w 1919 roku między siłami brytyjskimi a Irlandzką Armią Republikańską (IRA), powołaną przez irlandzkiego bohatera, piewcę polskich powstańców styczniowych 1863 roku Michaela Collinsa. IRA dążyła do pełnej niepodległości Irlandii od Wielkiej Brytanii.

 

Pośród zamordowanych uczniowie William Robinson (11 lat), Jerome O’Leary (10 lat) and John William Scott (14 lat).

 

Przed krwawymi wypadkami na stadionie Croke Park, wywiadowcy IRA zlikwidowali 14 osób i zranili kilku innych w serii kilku skoordynowanych ataków w Dublinie. Celem byli brytyjscy agenci wywiadu, szpiedzy i sprzedajni donosiciele. Władze brytyjskie przypuszczały, że niektórzy z ludzi Collinsa rozpłynęli się w tłumie kibiców w Croke Park. Wysłano policję królewską do zablokowania wszystkich wyjść i przeszukania tysięcy widzów. Wybuchła panika, kiedy policja zaczęła nieodpowiedzialnie i na oślep strzelać do tłumu.

Wśród 14 ofiar śmiertelnych było trzech uczniów w wieku 10, 11 i 14 lat – Jerome O’Leary, William Robinson i John William Scott, oraz przyszła panna młoda, która miała się pobrać w ciągu kilku dni.

Stowarzyszenie Gaelic Athletic Association (w skrócie GAA), które w niedzielę 21 listopada 1920 r. zorganizowało ten mecz pomiędzy drużynami Dublina i Tipperary, przygotowało w setną rocznicę w Croke Park ceremonię upamiętniającą mord Brytyjczyków.

Archiwalna fotografia z 1972 roku, bojowniczki z IRA przeszukują zatrzymanego mężczyznę.

Do drugiej krwawej niedzieli doszło 30 stycznia 1972 r. w miejscowości Derry. Manifestacja w Derry była protestem przeciwko uchwalonemu przez brytyjskie władze prawu, które pozwalało na internowanie każdego Irlandczyka podejrzewanego o terroryzm i zakazywało organizowania zgromadzeń.

Na ulice wyszło ponad osiem tysięcy wspierających republikanów mieszkańców miasta.Brytyjscy komandosi, choć ja napiszę o nich – zwykli bandyci – z Patratroop Regiment (Army’s Parachute Regiment) bez zapowiedzi otworzyli ogień do uczestników pokojowego marszu. W bestialski, zwyrodniały i cyniczny sposób zamordowano 14 osób (jedna z ofiar zmarła dwa dni później w szpitalu), a 15 zostało poważnie rannych.

Przejmujące są zdjęcia i filmowe migawki z katolickiej dzielnicy Derry – Bogside. Pomocy rannym udzielał uczestniczący w pokojowym marszu katolicki biskup Edward Daly, który czołgając się do rannych machał do brytyjskich żołdaków chusteczką imitującą białą flagę.

 

 

Ten gest biskupa Daly’ego miał wpływ na wykonanie piosenki U2 „Sunday Bloody Sunday”, która po dziś dzień jest jednym z najważniejszych punktów każdego koncertu Irlandczyków.

Jedna z trzech najsłynniejszych prezentacji na żywo tego songu, została uwieczniona na koncertowej EPce i filmie z koncertu „U2 Live at Red Rocks: Under a Blood Red Sky”. To zapis niezwykłego występu grupy, który odbył się 5 czerwca 1983 roku w amfiteatrze Red Rocks pod niebem amerykańskiego stanu Kolorado.

Światło kilkunastu pochodni, spowity we mgle i dymach amfiteatr „Red Rocks” i U2 grający z wielką pasją i furią bezsilności, a pośród nich natchniony Bono, który w dramatycznym momencie piosenki instaluje na środku sceny wielką białą flagę… Przejmujące. Redaktorzy magazynu „Rolling Stone” urzeczeni nadzwyczajnością wykonania ten występ U2 umieścili na złotej liście „50 momentów, które zmieniły historię rock’n’rolla” – „50 Moments that Changed the History of Rock and Roll”.

 

 

Krwawa niedziela

Tragiczne wydarzenia z Derry posłużyły za kanwę wielu piosenek – mieli je w swym repertuarze m.in. John Lennon, Paul McCartney i grupa Black Sabbath. Jednak żadna nie może się równać popularnością z „Sunday Bloody Sunday” U2, na pomysł której wpadł gitarzysta The Edge.

To właśnie od jego charakterystycznego gitarowego riffu i mocnego, marszowego, pełnego furii rytmu perkusji Larry’ego Mullena rozpoczyna się trwający niemal pięć minut utwór, uważany za jeden z najważniejszych rockowych protest songów w historii rocka.

U2 Red Rocks Amphitheatre, Denver 1983. Fot. wutryna u2.com

Jak przyznaje sam The Edge, ten mistrzowski riff zagrał go po raz pierwszy po burzliwej kłótni ze swoją ówczesną dziewczyną, Źródło frustracji wybiło mocniej z powodu jego niemocy twórczej podczas komponowania muzyki na nową płytę zespołu.

To również The Edge był twórcą pierwszej wersji tekstu piosenki. W przeciwieństwie do wersji ostatecznej była bardziej upolityczniona. W pierwszej redakcji „Sunday Bloody Sunday” The Edge z nazwy wymieniał wszystkie strony północnoirlandzkiego konfliktu. Bono przerobił tekst po swojemu, dorzucił parę biblijnych cytatów i nadał piosence bardziej uniwersalny charakter.

Tutaj do wysłuchania program a debiucie U2, albumie „Boy”:

 

Jeden z trzech koncertów życia U2!

 

Czerwcowa wersja nagrania z amfiteatru „Red Rocks” w Kolorado była oficjalnym teledyskiem U2, który towarzyszył promocji albumu i trasy koncertowej. Dużą rolę w promocji zespołu i całego albumu odegrała stacja MTV, która niemal co godzinę nadawała na swojej antenie wideoklip.

Szczególnie było to ważne przy promocji III. części trasy „WarTour”, która objęła w lipcu i sierpniu 1983 roku najważniejsze muzyczne festiwale ówczesnej Europy (m.in. w belgijskich Torhout i Werchter – „Festival Grounds”, oraz norweskim Oslo podczas „Kalvoya Festival”).

To przyczyniło się do awansu kwartetu z Dublina do ścisłej światowej czołówki rocka lat 80. XX wieku.

Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że „Sunday Bloody Sunday” jako trzeci singel z albumu (tylko w Holandii i zachodnich Niemczech) ukazał się na siedmiocalowej płytce 21 marca 1983 roku.

Krążek „War” pojawił się w sprzedaży 28 lutego 1983 r. Premierę poprzedził singel „New Year’s Day” (10 stycznia 1983). Pozostałe to „Two Hearts Bit As One” (21 marca 1983) i przepiękny, psalmowy „40” (5 sierpnia 1983, tylko w zachodnich Niemczech).

Nowe płytowe dzieło U2 objawiło się na pierwszym miejscu angielskiej listy przebojów. Płyta „War” ostatecznie zdefiniowała styl grupy, którą uznano

za najbardziej zaangażowaną politycznie od czasów rebeliantów z The Clash.

 

Zarazem obwoluta płyty, jak i poszczególnych singli przedstawiają zdjęcia twarzy małego chłopca. Owym młodzieńcem jest Peter Rowen, młodszy brat Guggiego, przyjaciela Bono i byłego członka Virgin Prunes. O Guggim i przygodach bandy młodego Pula Davida Hewsona, późniejszego Bono, przeczytacie na stronach autobiografii tego ostaniego „Surrender. 40 piosenek – jedna opowieść”, do czego zachęcam fanów i gorących jego oponentów Bono. Napiszę krótko: warto tę książkę przeczytać!

Co ciekawe, Peter Rowen był zaznajomiony z U2 już od dawna. Chłopak po raz pierwszy pojawił się na okładce debiutu „Boy”. Tam jednak jego twarz symbolizowała coś odmiennego. Jego odbicie w kontekście longplaya „War” miał określone znaczenie. Tutaj cytat z pisma Hot Press:

Bono uzasadnił, że najłatwiej byłoby umieścić na okładce np. zdjęcia czołgów czy żołnierzy. Grupie zależało jednak na tym, by pokazać, że wojna łączy się nie tylko z fizycznością, ale także dotyka sfery emocjonalnej, mentalnej.

Pierwszym singlem z krążka został utwór „New Year’s Day”. Utwór osiągnął ogromny sukces, jeśli chodzi o opinie krytyków, głosy fanów i komercyjny wymiar na całym świecie. Pisząc tekst Bono myślał o swojej największej miłości – Ali.

Ale akt twórczy i jego geneza ma w sobie funkcję iście magiczną. Oglądając doniesienia z Polski ogarniętej nocą stanu wojennego, z czołgami na ulicach miast i szpalerami uzbrojonych żołnierzy. Bono zrozumiał, że wersy zostały zainspirowane ruchem „Solidarności”.

„Solidarność”, o której na początku lat 80. XX wieku mówił cały świat, zwłaszcza w kontekście stanu wojennego, zwróciła jego baczniejszą uwagę. Zmienił tekst.

Niall Stokes, redaktor naczelny irlandzkiego pisma muzycznego Hot Press, zanotował, że Bono usłyszał informację, że generał Jaruzelski ma zawiesić stan wojenny w Polsce 1 stycznia 1983 roku. I tutaj pojawia się magia.

Wyobraził sobie – pisze Niall Stokes – że żona Wałęsy i żony internowanych tęsknią do swoich mężów. Pada obietnica ze strony reżimu, że wszystko wróci do normy. Ale artysta ma przeczucie, że „nic się nie zmieni w Nowy Rok”.

Jak wiemy tak też się stało! I jak tu nie wierzyć bardom – poetom? – zapytam.

/…/ I will be with you again And so we’re told

This is the golden age And gold is reason for the wars we wage

Though I want to be with you Be with you night and day

Nothing changes On New Year’s Day /…/

„War” był pierwszym albumem U2, który otrzymał złoty certyfikat sprzedaży w Stanach Zjednoczonych. Kwartetowi z Dublina udało się zbić ze szczytu brytyjskiej listy przebojów Michaela Jacksona i jego kultowy album „Thriller”.

U2 wchodzili na szczyt dostępny tylko dla prawdziwych herosów rocka. Ciąg dalszy nastąpi.

 

Tomasz Wybranowski

„Sztandary Niepodległości”. Nie wolno przegapić poetyckiego koncertu patriotycznego Artura Gotza. Poleca Radio Wnet

Artur Gotz stworzył na potrzeby spektaklu muzykę do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego o tytule „Wiatr”.

Przed rokiem Radio Wnet było patronem medialnym koncertu „Wola 44”, poświęconego ofiarom warszawskiej Woli, zamordowanym w Powstaniu Warszawskim 1944 roku przez Niemców.

Jak mówił wówczas na antenie „Muzycznej Polskiej Tygodniówki” Artur Gotz projekt rodził się przez wiele lat.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Arturem Gotzem:

 

W 2008 roku przeprowadziłem się do Warszawy. Rok później zagrałem w spektaklu „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” według Mirona Białoszewskiego, w warszawskim Teatrze Kamienica. Wtedy zacząłem przemierzać miasto i zatrzymywać się w wielu punktach, czytać pamiątkowe tablice, spotykać się z Powstańcami, ludźmi, którzy przeżyli wojnę. – wspomina Artur Gotz.

 

Ofiary Rzezi Woli 1944 roku. fot. Archiwum

Mój gość Artur Gotz, aktor, piosenkarz, reżyser i producent od siedmiu lat mieszka na warszawskiej Woli, w kamienicy z 1937 roku, która przetrwała wojnę. Jak twierdzi, to miejsce wyjątkowe, bo naznaczone krwią bestialsko pomordowanych cywilów o których Europa i świat nigdy nie usłyszeli:

Dosłownie kilometr ode mnie obok stacji metra Młynów jest miejsce masakry podczas „Rzezi Woli”. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że w ciągu kilku dni zginęło na Woli ponad 50.000 ludzi. Niektóre źródła podają nawet 65.000 ofiar. Ten fakt jest marginalizowany podczas wspomnień o Powstaniu Warszawskim. Dlatego moim celem jest opowiadanie historii poprzez teksty poetyckie i świadectwa osób, które przeżyły tę tragedię – mówi Artur Gotz.

Artur Gotz stworzył na potrzeby spektaklu muzykę do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego o tytule „Wiatr”. Kulisy powstania bajkowe, trochę mesjanistyczno – romantyczne, były takie:

Wziąłem tomik poety, który mam od szkoły podstawowej. Pod koniec lat 90. XX wieku zakreśliłem kilka wierszy, które zrobiły na mnie wrażenie m.in. „Wiatr”. Zacząłem kilka razy czytać ten tekst, szukać w nim sensów i przyszła mi do głowy wokaliza, która rozpoczyna i kończy utwór, a następnie siadłem do instrumentu i wymyśliłem całą piosenkę. Myślę, że to jakiś znak od Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, bo rok temu kilka dni przed rocznicą jego śmierci zapalałem znicz na jego grobie i nuciłem fragmenty piosenki „Ty żyjący”, którą wtedy nagrałem.

 

 

Zapraszamy serdecznie na koncert Artura Gotza opatrzony tytułem „Sztandary Niepodległości”. Spektakl obejrzeć będzie można w Klubie DGW – Dowództwa Garnizonu Warszawa, przy Alei Niepodległości 141 a w Warszawie.  Czas: najbliższa sobota, 6 sierpnia, godzina 17:00.

To wyjątkowa okazja do usłyszenia piosenek, które gram niezwykle rzadko. – powiedział Radiu Wnet Artur Gotz.

Wstęp za okazaniem bezpłatnej wejściówki, które można zarezerwować w Klubie DGW tel. 261 871 072, 261 871 073, 261 842 335

„Sztandary Niepodległości”  to poetycki koncert patriotyczny, który łączy nostalgię i zadumę nad otaczającą nas rzeczywistością. Tytuł programu to piosenka Romana Kołakowskiego z koncertu telewizyjnego, który został zrealizowany w 2018 roku.

W trakcie wydarzenia zaprezentowane zostaną także kompozycje Mateusza Pospieszalskiego do fragmentów „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. oraz Zygmunta Koniecznego do wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Czesława Miłosza.

Usłyszeć będzie można teksty Agnieszki Osieckiej i Tadeusza Różewicza oraz znane piosenki patriotyczne („Pałacyk Michla”, „Sanitariuszka Małgorzatka”, czy „Tango na głos”).

Artur Gotz. Fot. Wojciech Jachyra

 

Artur Gotz jest aktorem, piosenkarzem, producentem, reżyserem i wykonawcą wielu projektów muzyczno-teatralnych, m.in.  „Wola’44” czy „Białoszewski 100”.

Artur Gotz jest także dumnym mieszkańcem warszawskiej Woli, aktorem scen Warszawy i Łodzi.

Jako wokalista nagrał 4 płyty długogrających, w tym „Kabaret Starszych Panów. Przeboje wszech czasów spiewa Artur Gotz”„Miłość z Facebooka”.

Na całym świecie dał prawie 600 koncertów nie tylko w Polsce i Europie, ale także Stanach Zjednoczonych Ameryki, Australii, Nowej Zelandii. oraz Kubie.

Stał się także tytułowym bohater powieści „Idol” Marty Fox. W roku 2016 został laureatem nagrody „Wokalista Roku 2016”. Oficjalna strona: www.arturgotz.pl

Tomasz Wybranowski

Poeci pamiętają o Powstaniu Warszawskim. Premiera najnowszego wiersza Juliusza Erazma Bolka. Zaprasza Tomasz Wybranowski

Patrząc przez soczewki czasu na powstanie warszawskie, którego 78. rocznica przypadła 3 dni temu, krajobrazy możemy dostrzec niezmiennie dwa. Z jednej strony sierpniowy zryw był  przepiękną, choć straceńcza insurekcją – epopeją chęci bycia wpnym głównie młodych ludzi, którzy podjęli rozpaczliwą walką nie tylko o wolną Polskę, ale i o własną godność.   Tutaj do wysłuchania rozmowa z Juliuszem Erazmem Bolkiem:   Patrząc z przeciwnej strony, widzimy tragiczny bilans powstania, […]

Patrząc przez soczewki czasu na powstanie warszawskie, którego 78. rocznica przypadła 3 dni temu, krajobrazy możemy dostrzec niezmiennie dwa. Z jednej strony sierpniowy zryw był  przepiękną, choć straceńcza insurekcją – epopeją chęci bycia wpnym głównie młodych ludzi, którzy podjęli rozpaczliwą walką nie tylko o wolną Polskę, ale i o własną godność.

 

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Juliuszem Erazmem Bolkiem:

 

Powstaniec warszawski wyciągnięty przez niemieckich żołnierzy ze stołecznych kanałów / Bundesarchiv, Bild 146-1994-054-30, August Ahrens (CC-BY-SA 3.0)

Patrząc z przeciwnej strony, widzimy tragiczny bilans powstania, który wielu historykom dyktuje niełatwe i kłopotliwe pytania o jego logikę i sens.

Ale niezależnie od ocen celowości wybuchu powstania, nie ma – i o tym jestem przekonany – nikogo, kto nie doceniałby zastępów młodych Polaków walczących z Niemcami tak długo, w tak trudnych do wyobrażenia warunkach.

Wypada popaść w zadumę, pomilczeć i oddać hołd bohaterom. Tak jak poeta Juliusz Erazm Bolek, który w 78. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego napisał wiersz, który ukazuje bestialstwo okupantów, relatywzim zdarzeń w zależności czy czas tak zwanego pokoju, czy wojny (cokolwiek ona nie znaczy).

Czytając ten wiersz po raz pierwszy miałem przed oczami nie barykady i walki, ale postaci mordowanych betialsko mieszkańców Warszawy.

Dziś w dobie poprawności i relatywizowania absolutnie wszystkiego, to bardzo ważny głos, głos autorytetu. W XXI wieku ludzie niestety niechętnie chcą go rozpoznać, a co dopiero zrozumieć! Autorytet przegrywa z użyciem, historia i pamięć o przodkach wypierana jest przez rojenia polityków i nowe paktowania.

Wobec tego poeta piszący o historii musi zachować krytyczną wręcz zimną świadomość tego, że przeszłość i przyszłość ludzkości to horyzont, który otacza każdy nasz krok. Zaś „dike”„ananke” to pojęcia, które nie odeszły do lamusa, szczególnie „konieczność”
„Ananke” w tradycji antycznej była personifikacją siły zniewalającej do bezwzględnego podporządkowania się wyrokom przeznaczenia. Tutaj zastanowić się na chwilę co jet naszym przeznaczeniem, potomków bohaterów Powstania Warszawskiego. I na to pytanie w tropach metafor odpowiada Juliusz Erazm Bolek.
Tomasz Wybranowski

Juliusz Erazm Bolek: POWSTANIE

 

krwawe walki wybuchły

bo byli tacy co nienawidzili

i tacy co pragnęli wolności

 

miasto

zalało się krwią i ogniem

masowo dochodziło do

rabunków

gwałtów

i mordów

na żołnierzach

i cywilach

ofiarami

były nawet

dzieci

masowe egzekucje

były na porządku dziennym

mordowany był każdy

kogo można było zabić

 

powstanie wolności

to były urwane kończyny

rozlane jelita

zwęglone ciała poległych

zmiażdżone zwłoki

zasypanych

w zbombardowanych domach

stosy pomordowanych ciał

których nie miał kto grzebać

strach

cierpienie

śmierć

 

ginęli

synowie

matki

ojcowie

siostry

bracia

dzieci

wszyscy

 

ci co żyli mieli

otwarte

ropiejące rany

byli głodni

przerażeni

i spragnieni

końca koszmaru

 

to było piekło

stworzone przez

kulturalnych

i cywilizowanych

okupantów

których szczytowym

intelektualnym osiągnięciem

było wymyślenie

obozów zagłady

 

z nienawiści do ludzi

pragnących wolności

doprowadzili do zagłady

miasto

które stało się

cmentarzem

 

dramatu

nie da się opisać

cyframi

rachunkami strat

i krzywd

ani żadnym

straconym życiem

jednego człowieka

który miał marzenia

marzenia

 

mijają lata

trwa spór

o sens

o cenę wolności

którą były

setki tysięcy ofiar

spór bez sensu

bo przecież

nikt nie miał

szklanej kuli

w której można by

zobaczyć przyszłość

 

przyszłość

jest jedna

to opowieść

o narodzie

który zawsze

walczy

 

Studio Dublin – 29.07.2022 r. – Tomasz Wybranowski, Bogdan Feręc, Łukasz Sikora i Jakub Grabiasz

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Goście Studia Dublin:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio Riverside Galway,
  • Rafał Żurek – animator życia kulturalnego i organizator koncertów w Republice Irlandii
  • Jakub Grabiasz –  sportowy korespondent Studia Dublin

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin), Daniel Chybowski (Warszawa)

 

Tutaj do wysłuchania cały program Studio Dublin z 29 lipca 2022:

Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Bogdan Feręc i Tomasz Wybranowski komentują kontrowersję wokół publikacji największego irlandzkiego dziennikaThe Irish Times”.

Oliver Sears w liście do redakcji tej gazety stwierdził, że granatowa policja brała udział w aresztowaniu jego rodziców w okupowanej przez Niemców Łodzi. Twierdzi też publicznie, że Polacy masowo kolaborowali z Niemcami.

Bogdan Feręc wyjaśnia, że list miał związek z wystawą zdjęć historycznych na Zanku Dublińnskim, które Sears prezentował. Irlandzkie media zwróciły uwagę na samą wystawę poświęconą losom rodziny Searsa z początku II Wojny Światowej,

a nie na jego słowa o „polskich granatowych policjantach”. Obecnie list nie jest już dostępny na stronach internetowych.

Tomasz Wybranowski zaznacza, że kolejne polskie rządy nie są zainteresowane promowaniem polskiej wizji historii za granicą. Republika Irlandii nie doczekała się Instytutu Polskiego, mimo że

To jedyny kraj Unii Europejskiej, gdzie mówi się po angielsku i brama do serc Amerykanów.

Szef portalu Polska-IE.com Bogdan Fęręc chciałby, aby polski rząd zaczął prezentować naszą historię. Podkreśla, że placówki dyplomatyczne są powołane do podkreślania wagi naszego kraju w świecie. Zaznacza, że Polonia oczekuje czegoś więcej od polskich ambasad i konsulatów niż tylko administracyjnych historii i wystawiania dokumentów.

 

Kolejnym gościem Studia Dublin jest Rafał Żurek, który opowiada o pracy organizatora koncertów polskich wykonawców na Szmaragdowej Wyspie i animatora życia kulturalnego polkiej diaspory.

Rafał Żurek stwierdza, że jeśli zespół jest dobry, to nie ma problemów ze sprzedażą biletów i zaintersowaniem.

9 października w klubie The Academy w Dublinie odbędzie się koncert legendarnego Kultu.

Rafał Żurek zaznacza, że utwory Kultu i liryka Kazimierza Staszewskiego są ponadczasowe. Z wieloma piosenkami sam się utożsamia.

 

Sportowa część Studia Dublin należy do Jakuba Grabiasza. Dziennikarz o wydarzeniach Ligii Irlandzkiej.

Dubliński klub St. Patrick’s Athletic zakwalifikował się do III rundy Ligi Konferencji. Sligo Rovers pokonało Motherwell 2:0.

Studio Dublin – 22.07.2022 r. – Tomasz Wybranowski, Bogdan Feręc, Łukasz Sikora i Jakub Grabiasz

Piątkowy poranek w sieci Radia Wnet należy do Studia Dublin, gdzie informacje, przegląd wydarzeń tygodnia i rozmowy. Nie brak też dobrej muzyki i ciekawostek z Irlandii. Zaprasza Tomasz Wybranowski.

Goście Studia Dublin:

  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Studio Riverside Galway,
  • mgr inżynier Łukasz Sikora – energetyk, operator bloku gazowo-parowego w elektrociepłowni
  • Jakub Grabiasz –  sportowy korespondent Studia Dublin

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Redaktor wydania: Tomasz Wybranowski

Realizacja: Tomasz Wybranowski (Dublin), Daniel Chybowski (Warszawa)

Trwa kryzys w Belfaście. Tomasz Wybranowski opisuje tę sprawę tymi słowami:

Wszystko wskazuje na to, że Demokratyczna Partia Unionistyczna blokuje powstanie rządu w Irlandii Północnej, a wiemy, że muszą znaleźć się w nim przedstawiciele dwóch partii – tak głosi porozumienie wielkopiątkowe z 1998 roku.

Tutaj do wysłuchania cały program Studio Dublin:

 

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com i szef Studia Riverside Radia Wnet.

Redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, Bogdan Feręc, widzi szanse na zakończenie kryzysu politycznego w Belfaście. Demokratyczna Partia Unionistów wciąż blokuje utworzenie władzy ustawodawczej oraz wykonawczej na Północny.

Ma to związek z żądaniami DUP o zmianie brzemienia Protokołu Irlandzkiego, co jednocześnie doprowadziło do impasu politycznego.

Od lutego tego roku w Irlandii Północnej parlament jest w stanie zawieszenia. Po majowych wyborach nie można wybrać przewodniczącego Stormont.

To z kolei zablokowało możliwość wyznaczenia premiera, wicepremiera i ministrów rządu, więc ponownie mamy sytuację, kiedy Irlandia Północna nie ma własnego gabinetu. Ale pojawia się cień nadziei.

Ten pat może się wkrótce zakończyć. Do parlamentu trafił wniosek, aby ten zebrał się w przyszłym tygodniu i zdecydował, czy należy wybrać spikera izby. Jeżeli ten wniosek uzyska poparcie, a są na to duże szanse, to Demokratyczna Partia Unionistyczna znajdzie się w dosyć nieciekawej sytuacji.

Dublin. Fot. arch. Studio 37 Dublin.

 

Z uwagi na wzrost zakażeń, w Irlandii trwają dyskusję nad powrotem obostrzeń sanitarnych.

Obecnie w Republice Irlandii mówi się o nowym wariancie z serii Omicron, nazywanym Centaurus. Pojawienie się tej mutacji może mieć wpływ na przyszłe decyzje rządu, więc spowodować wprowadzenie jakichś form ograniczeń.

W przypadku Centaurusa BA.2.75 ma on dodatkowe mutacje w białkach kolców, więc WHO uważa go za znacznie bardziej zakaźny od odmiany BA.2.

Rząd myśli o powrocie niektórych ograniczeń. [..] Możliwe, że większe zmiany nastąpią na jesieni, jednak nie mam przekonania, że lockdown ponownie się tu pojawi – gospodarka jest zbyt zdestabilizowana.

Wysłuchaj całej rozmowy z Bogdanem Feręcem już teraz!

Dublin i rzeka Liffey przy ujściu do Morza Irlandzkiego i w tle dubliński port. Fot, Studio 37 Dublin.

 

W „Studio Dublin” mgr inż. Łukasz Sikora skomentował kryzys na rynku energetycznym. Operator bloku gazowo-parowego w elektrociepłowni mówił m.in. o polityce Unii Europejskiej.

Brak opisu.
Mgr inżynier Łukasz Sikora – energetyk, operator bloku gazowo-parowego w elektrociepłowni

Rządy wszystkich europejskich krajów, jak mantrę powtarzają, że dla każdej europejskiej rady ministrów priorytetem staje się „zapewnienie bezpieczeństwa gazowego i energetycznego”.

W traktatach europejskich możemy przeczytać o solidarności europejskiej w kwestii energetycznej.

Jak pokazuje jednak historia z Nord Stream 2 często sąto tylko słowa, słowa, słowa – cytując Wiliama Szekspiera. Funkcjonuje także pojęcie „klauzula bezpieczeństwa państwowego”. O tym jak to wygląda rzeczywiście, czy mieszkańcy Polski i Irlandii mogą czuć się energetycznie bezpieczni zapytaliśmy fachowca.

Łukasz Sikora ocenia sytuację energetyczną Republiki Irlandii ze stolicą w Dublinie. Jego zdaniem, jest ona bezpieczna.

Generalnie Irlandia nie powinna mieć większego problemu z wytwarzaniem energii elektrycznej. Plany rządu są ambitne – tak jak tego polskiego. Irlandia prądu z importu nie ma dużo. Mamy dwa interkonektory – jest planowany trzeci, z Francją.

Niektórzy z polskich polityków utrzymują, że mimo posiadania zasobów węglowych przez Polskę, bardziej opłacalne jest importowanie surowca z dalekich stron świata.

Na pewno węgiel tam jest tańszy, bo, np. w Australii, kopie się go kilka, kilkanaście metrów pod powierzchnią ziemi – u nas schodzi się chyba nawet na około kilometr.

Z drugiej strony, lepiej mieć swoje kopalnie, by nie być uzależnionym od innych.

Wysłuchaj całej rozmowy z Łukaszem Sikorą już teraz!

 

Sportowa część Studia Dublin należy do Jakuba Grabiasza. Dziś dziennikarz zapowiada mecz finałowy w walce o puchar w futbolu irlandzkim.

 

Jakub Grabiasz, redaktor sportowy Studia Dublin. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37.

Przed nami wielki mecz o puchar futbolu irlandzkiego. W najbliższą niedzielę Galway zmierzy się z Kerry. Faworytem jest hrabstwo Kerry, które puchar zdobyło aż 30 razy.

Sam redaktor Kuba Grabiasz nie ukrywa swej sympatii do druzyny z Galway i jest zdania, że ta drużyna w niedzielę może „napsuć wiele krwi swoim rywalom”.

Drużyna z Galway jest czarnym koniem tego pucharu. Na początku sezonu nikt na nich nie stawiał. Fakt ten działa na ich korzyść. Chłopaki nie mają nic do stracenia.

Wysłuchaj całej rozmowy z Jakubem Grabiaszem już teraz!

K.K.

Tutaj najdziesz konto instagramowe Studia 37 Dublin Radia Wnet. Irl

Produkcja Studio 37 Dublin Radia Wnet – lipiec AD 2022

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątek, zawsze po Poranku WNET ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Piotr Słotwiński, Sławomir Cichy (Irlandia Pólnocna) oraz Jakub Grabiasz.