Wspaniałość i niepokojące cechy państwa australijskiego / Celina Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 81/2021

Ciekawe, jak potoczą się losy społeczności, w której przyjmuje się różne normy prawne dla różnych grup ludności, a jednakowe traktowanie wszystkich obywateli zostaje złożone na ołtarzu ideologii.

Celina Martini

Chociaż tyle w świecie miast, więcej niż na niebie gwiazd, najmilsza sercu jest Warszawa – śpiewano kiedyś. Ja zaś mam ochotę zaśpiewać o Sydney, które jest jedną z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie światowych metropolii. Rozrzucone nad postrzępionym zatokami brzegiem oceanu, nurza się w zieleni i kwiatach, pełne wizjonerskich, futurystycznych budowli i pieczołowicie przechowywanych architektonicznych pamiątek przeszłości. Nad samym brzegiem olśniewa niepohamowaną fantazją kształtów słynna Opera. Wygląda jak porzucona przez olbrzyma garść gigantycznych muszli, które osunęły się jedna na drugą, połyskując bielą na tle zieleni morza.

Opera w Sydney jest pięknością samą dla siebie, przede wszystkim wizytówką miasta, pomnikiem jego ambicji i możliwości. Nazwa „opera” jest tylko pretekstem sugerującym powagę kulturalną przedsięwzięcia. Owszem, odbywają się tam TAKŻE przedstawienia operowe i koncerty, ale niejako w roli listka figowego dla istnienia wspaniałej BUDOWLI, dumy mieszkańców Sydney.

Podobne zjawisko budowy imponujących architektonicznie oper bez oper obserwuję na całym świecie. W Kopenhadze, na przykład, obeszłam dookoła ogromne, przeszklone gmaszysko nowej opery w bezowocnym poszukiwaniu jakiegokolwiek afisza anonsującego przedstawienie muzyczne. W Sydney wykonywano jeden czy dwa znane tytuły, jednak w porównaniu do choćby opery w Poznaniu repertuar był żenujący. Za to już samo oglądanie słynnego budynku, który z każdym krokiem, przy każdym nowym kącie widzenia prezentuje inne uroki, inne detale, daje ogromną satysfakcję. Architekt Jorn Utzon za podstawę bryły Opery wziął cztery wycinki kuli różnej wielkości i w natchnieniu stworzył z nich dzieło, które mimo swego ogromu wydaje się za chwilę ulecieć w górę i szybować nad falami.

Niedaleko Opery rozciąga się park pełen nieograniczonej ilości najpiękniejszych drzew, krzewów i kwiatów. Spacerując wraz z Janem wśród pokrytych trawą polanek i cienistych zakątków, mijaliśmy urocze fontanny w antycznym stylu i solidne pomniki zasłużonych historycznych postaci. Co chwila ulegałam pokusie, aby chwycić aparat, robiąc nieskończone ilości zdjęć oszałamiających okazów flory. W parku ma siedzibę konserwatorium muzyczne zbudowane w sposób, za który lubię Sydney: do zachowanego z pietyzmem neogotyckiego zameczku, który był kiedyś stajnią gubernatora, dobudowano harmonijnie nowoczesne skrzydło.

Centrum Sydney pełne jest drapaczy chmur, ale o ile piękniejsze są one od amerykańskich! W przeciwieństwie do chciwych Jankesów, którzy rachunek ekonomiczny mają za jedyne kryterium przedsięwzięcia, w Sydney nie wyburza się starych budynków. Pracowicie odrestaurowane fasady wdzięcznych secesyjnych kamienic wznoszą się na wysokość swoich kilku pięter, jakby oparte plecami o wysmakowane elewacje strzelistych wieżowców, które wyrastają spoza nich, jak nowe pędy ze starych bulw.

(…) Miejscowych Aborygenów ujrzałam po raz pierwszy w porcie Sydney, gdy półnadzy, pomalowani w tradycyjne wzory mające na celu odstraszenie wroga, siedzieli na chodniku, trąbiąc na swoich długich, prawie dwumetrowych, prostych drewnianych trąbach. Burcząco-dudniący niski, jednostajny dźwięk powodował u mnie nerwowy ból brzucha. Z pewnością był to skuteczny sposób walki! Niektórzy grający unowocześniali swoją muzykę, dodając perkusyjny playback z głośnika. W efekcie powstawało coś w rodzaju techno. Każdy z artystów („artystów”?) oferował do sprzedaży swoje CD, nie skusiliśmy się jednak na zakup.

Pisząc o Sydney, nie sposób nie wspomnieć słynnego Harbour Bridge. Arcydzieło techniki inżynierskiej sprzed pierwszej wojny światowej do dziś spełnia swoja rolę, łącząc brzegi zatoki łukiem z żelaznej koronki. Rówieśnik Golden Bridge w San Francisco okazał się zaledwie dwa metry krótszy od niego. Ta drobna różnica spowodowała, że most z Kalifornii pobił swoją popularnością dzieło inżynierów z Sydney.

(…) Wśród tych dziwacznych budowli odbywała się polityczna uroczystość: przeprosiny Aborygenów za „skradzioną generację”. Tego dnia parlament australijski przyjął rezolucję napisaną z udziałem działaczy aborygeńskich, w której Australijczycy przepraszali za to, że kilkadziesiąt lat temu wiele aborygeńskich dzieci zostało zabranych ze swych rodzin i oddanych na wychowanie białym rodzinom zastępczym. Obecnie twierdzi się, że cierpiały one z tego powodu tak dalece, że uniemożliwiło to ich prawidłowy rozwój: większość z nich popadła w alkoholizm i utrzymuje się z pomocy socjalnej.

Na placu w Melbourne odbył się koncert, pełno było młodych ludzi w czarnych koszulkach z białym napisem „sorry”, zbierano podpisy pod deklaracjami. Nie widać jednak było żółtej czy czarnej młodzieży – nie wiadomo, czy nie czuli się winni, czy nie czuli się Australijczykami.

Osiedleńcy z Europy, którzy zbudowali w XIX i XX w. świetne państwo zachodniej demokracji, przez długi czas nie mieli dylematów moralnych związanych z kolonializmem i rasizmem. Problemy te dostrzeżono dopiero po II wojnie światowej. Sprawa jest o wiele bardziej niejednoznaczna, skomplikowana i niepoddająca się prostym politycznym zabiegom. Polityczna poprawność, która w żelaznych kleszczach autocenzury trzyma społeczeństwa zachodniej demokracji, nie pozwala wyartykułować pewnych faktów.

W poczuciu winy za niesprawiedliwości uczynione w dobie kolonializmu wprowadzono niepisany zakaz gradacji ocen różnych kultur, określając je wszystkie jako „różne, lecz jednakowo wartościowe”. Taka arbitralna ideologiczna pozycja usuwa możliwość obiektywnej oceny zjawisk.

W momencie osiedlania się białych przybyszów w XIX w. wiele plemion Aborygenów żyło tak, jak w epoce kamienia łupanego. Nie wytworzyli żadnej struktury plemiennej, nie mieli nawet rodziny –ot, po prostu stadko: lubry (tak nazywano kobiety aborygeńskie) z małymi i samce. Nie uprawiali żadnych roślin ani nie hodowali zwierząt. Nie budowali chat, nie lepili garnków. Żywili się tym, co znaleźli. Do ich przysmaków należały wyrzucone przez morze mięczaki w muszlach. Kapitan James Cook (zanim został zjedzony) nie wzbudził pojawieniem się swojego żaglowca żadnego zainteresowania. (…)

Cywilizacja, którą przyniósł do Australii biały człowiek, odległa była o lata świetlne od stanu, w jakim żyli aktualni mieszkańcy kontynentu. Zetknięcie się ich ze światem białego człowieka było szokiem, z którym ich mentalność, wytworzona w skrajnie prymitywnych warunkach, i przywykłe do postu organizmy nie potrafiły sobie poradzić.

Aborygeni ciągle mają trudności z przystosowaniem się do życia w cywilizacji. Dostatek pożywienia przy ich wrodzonej przemianie materii sprawia, że są nadmiernie otłuszczeni. Obciążeni są ogromną skłonnością do popadania w nałogi – alkoholizm i wąchanie benzyny należą do najczęstszych.

Ich obyczaje seksualne odbiegają od naszych norm i stawiają australijskie sądownictwo w dwuznacznej sytuacji między „poszanowaniem praw plemiennych” a dobrem pokrzywdzonych. Niedawno oglądaliśmy w TV relację z kontrowersyjnej sprawy o zbiorowy gwałt wśród Aborygenów na niedorozwiniętej dziesięcioletniej dziewczynce. Rzeczniczka sądu musiała tłumaczyć się, dlaczego uniewinniono sprawców gwałtu. Sąd wyszedł z założenia, że należy wykazać zrozumienie dla obyczajów tubylców i nie stosować kary, mimo drastyczności wypadku.

Swoją drogą ciekawe, jak potoczą się losy społeczności mieniącej się demokratyczną, w której zacznie się przyjmować różne normy prawne dla różnych grup ludności. Wiekopomne osiągnięcie jednakowego traktowania wszystkich obywateli państwa zostaje złożone na ołtarzu ideologii.

Do lat siedemdziesiątych ub. wieku, czyli do czasu wykrystalizowania się nowego spojrzenia na sprawy wielokulturowości, biali mieszkańcy Australii uważali, że wychowanie dzieci w warunkach cywilizacji jest dla nich korzystniejsze. Dlatego pragnąc ratować przynajmniej dzieci aborygeńskie półkrwi, których jedno z rodziców było białe, rząd prowadził szeroką akcję adopcji tych dzieci przez rodziców zastępczych.

Z pewnością nie wszystkie rodziny wywiązały się dobrze ze swojej trudnej roli, możliwe były nadużycia, jednak intencja z pewnością była szlachetna. Zresztą Aborygeni, którzy nie zostali zabrani od swych bliskich, nie wykazali lepszego rozwoju. Wielu z nich z nich żyje bezczynnie, oddając się nałogom i utrzymując się z zasiłków opieki społecznej, czyli z pracy podatnika australijskiego. Sytuacja jest bardzo trudna zarówno z etycznego, jak i ze społecznego punktu widzenia. Prawdę mówiąc, nie widać dobrego rozwiązania. Powiedzenie „sorry” w jakiś sposób poprawia samopoczucie Australijczyków, którzy stosunkowo niedawno dowiedzieli się o swojej winie, i daje pewną moralną satysfakcję rdzennym mieszkańcom, którzy nie potrafili się odnaleźć w nowym świecie.

Efekt tego wzniosłego „mea culpa” będzie trywialny: już rozpoczyna się seria żądań wielomilionowych odszkodowań dla Aborygenów. Spodziewać się należy, że najlepiej finansowo wyjdą na tym działacze plemienni i pobierający horrendalne prowizje prawnicy. Zresztą, jeśli jakieś pieniądze dotrą do przeciętnego tubylca, niewiele mogą zmienić w jego życiu, gdy po prostu nie może poradzić sobie sam ze sobą.

Ogół Australijczyków przyjął pomysł przeprosin z entuzjazmem. Nowy premier w imieniu rządu i parlamentu australijskiego publicznie powiedział „sorry” do przedstawicieli Aborygenów zasiadających w galerii dla publiczności. Jednak jeden z przedstawicieli opozycji, mimo że poparł oficjalne przeprosiny, oświadczył, że obecne pokolenie nie powinno przepraszać za coś, co było robione kiedyś w najlepszych intencjach. Przedstawiciele „skradzionej generacji” z wyraźnym gniewem, ale milcząco słuchali jego zarzutów: „Alkohol, korzystanie z pomocy socjalnej bez odpowiedzialności, izolacja od życia społeczno-ekonomicznego, korupcyjne zarządzanie środkami, nepotyzm, niedbałość o posiadanie mieszkania, tolerowanie przez władze przemocy i zaniedbania wobec dzieci – wszystko to gwałci nasze zasady, wszystko to sprawia, że wciąż zbyt wielu Aborygenów i rdzennych mieszkańców wiedzie życie egzystencjalnej bezcelowości” – mówił parlamentarzysta.

Pierwszy przedstawiciel „skradzionej generacji” otrzymał 525 000 dolarów jako odszkodowanie za cierpienia moralne. W 1957 r. w wieku trzynastu miesięcy został on zabrany ze szpitala i przekazany rodzinie zastępczej. Obecnie twierdzi, że wskutek tego wpadł w depresję i alkoholizm.

Prawnicy domagali się jeszcze 800 000 dolarów tytułem odsetek za pięćdziesiąt lat, według dziwnej logiki, że kapitał odszkodowania należał się poszkodowanemu już w wieku 13 miesięcy, kiedy nie był jeszcze przecież depresyjnym alkoholikiem. Sąd obniżył sumę odsetek do 250 tysięcy, ale i tak prawnikom starczy na nowy jacht. Miejmy nadzieję, że reszta wygranej sumy, która dotrze do aborygeńskiego zwycięzcy procesu, przyniesie korzystną zmianę w jego życiu.

Cały artykuł Celiny Martini pt. „Kawa w Australii” znajduje się na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 81/2021.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Celiny Martini pt. „Kawa w Australii” na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 81/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Raport: Do 2050 roku wysiedlonych może zostać ponad 1 mld ludzi, a ponad 5 mld będzie borykać się z brakiem wody pitnej

Institute for Economics&Peace przedstawił raport, z którego wynika, że w skutek kryzysu klimatycznego, Europa zmierzy się z wielkimi migracjami, a 1/3 ludzkości z brakiem bezpieczeństwa żywnościowego.

Według najnowszego raportu „The Ecological Threat Register 2020” opublikowanego przez Institute for Economics and Peace (IEP) z Sydney, globalny kryzys klimatyczny może spowodować, że ponad 1 mld ludzi zostanie wysiedlonych ze swoich domów w ciągu najbliższych 30 lat. Kryzysu klimatyczny ma doprowadzić do masowych migracji, konfliktów zbrojnych i katastrof ekologicznych.

Naukowcy z Sydney uważają, że do 2050 r. wysiedlonych może zostać 1,2 miliarda ludzi z, a globalna populacja wzrośnie do 10 mld ludzi. Najsilniej dotknięte kryzysem klimatycznym zostaną najbiedniejsze państwa, a zmiany dotkną 31 państw o najniższej odporności z takich regionów, jak Afryka Subsaharyjska, Azja Południowa, Bliski Wschód i Afryka Północna.

Kontynent Amerykański i Europa będą mniej narażone na zmiany klimatyczne, ale będą musiały zmagać się z napływem wielkiej ilości imigrantów.

Zagrożenia, które dotkną ludzkość, związane będą ze wzrostem populacji, stresem wodnym, brakiem bezpieczeństwa żywnościowego, suszami, powodziami, cyklonami oraz wzrostem temperatury i poziomu mórz.

Obecnie żyje na świecie 7,8 miliarda ludzi, a do 2050 roku liczba ta wzrośnie do 10 miliardów, co ma wpłynąć na przeciążenie eksploracji zasobów naturalnych świata, a globalne zapotrzebowanie na żywność wzrośnie o 50%, co przełożyły się na fakt, że 3,5 miliarda ludzi może cierpieć z powodu braku bezpieczeństwa żywnościowego.

Jeszcze większy problem ma stanowić niedobór wody. Już dziś z tym problemem boryka się 2,6 mld ludzi, a liczba ta ma się podwoić do 2040 roku, gdy z powodu ograniczeń w dostępie do wody cierpieć będzie 5,4 mld ludzi. Wśród tych państw wymienione są dwa najludniejsze państwa globu, czyli Chiny i Indie. Powołując się na dane firmy WorldWater, w ciągu ostatnich 10 lat, liczba incydentów skutkujących przemocą, spowodowanych sporem o wodę wzrosła o 270% w skali globu.

W wyniku klęski żywiołowej w 2019 roku w Indiach, swoje domu musiało opuścić rekordowa w historii liczba 5 mln osób. Tylko w 2019 roku na całym świecie z powodu klęsk żywiołowych zostało przesiedlonych 25 mln ludzi.

Najbardziej wrażliwy był region Azji i Pacyfiku gdzie miało miejsce 29% wszystkich klęsk żywiołowych, jakie wydarzyły się w ciągu ostatnich 30 lat. Drugie miejsce pod tym względem zajęła Europa. Z powodu klęsk żywiołowych w państwach najuboższych, które nie posiadają odpowiednich środków do opanowania ich skutków, umiera siedem razy więcej ludzi, niż w krajach wysoko rozwiniętych.

Źródło:CNN

M.K.

Jastrzębski: po pięciu latach milczenia przywódca ISIS Abu Bakr al-Baghdadi pojawia się przed kamerami

Al-Baghdadi oznajmił, że wielkanocne ataki na Sri Lance są zemstą za bojowników ISIS poległych w Lewancie.

Al-Arabiya:

1. Al-Baghdadi pojawia się na nagraniu wideo po raz pierwszy od pięciu lat

Przemówienie przywódcy zostało wygłoszone na żywo przy pomocy kanałów aplikacji Telegram należących do Państwa Islamskiego.

W wideo pod tytułem „W gościnie u emira wierzących” widać Al-Baghdadiego siedzącego po turecku obok innych bojowników maskujących swoje twarze. Przywódca ISIS ma na głowie czarną chustę, jego broda posiwiała, choć zdaje się, że jej końcówki są farbowane na rudo. Długość trwania wideo to 18 minut. Informacja na jego początku każe twierdzić, że film zostało nagrane na początku kwietnia.

Autentyczność tego nagrania nie została potwierdzona.

W wideo Al-Baghdadi informuje, że Bitwa o Al-Baghuz al-Fauqani w Syrii została zakończona, nawiązując tym samym do wypędzenia ostatnich oddziałów ISIS z Syrii, do którego doszło około miesiąca temu.

Przywódca ISIS potwierdził, że wybuchy, które miały miejsce na Sri Lance 21 kwietnia w Wielką Niedzielę są zemstą za porażkę ISIS we wspomnianej bitwie o Al-Baghuz w Syrii.

Al-Baghdadi powiedział, że ISIS przeprowadziło 92 ataki w ośmiu państwa mszcząc się za swoich braci poległych w Lewancie.

Stany Zjednoczone oferują 25 milionów dolarów za pomoc w dotarciu do Al-Baghdadiego.

2. Siły Wolności i Zmiany ogłaszają tzw. mobilizację milionów po tym jak wojsko zgadza się na negocjacje

Wiceprzewodniczący Przejściowej Rady Wojskowej Generał Mohammed Hamdan Hamidati powiedział, że Rada jest gotowa na negocjacje w celu zakończenia kryzysu w Sudanie.

Generał podkreślił, że na żądania przekazane Radzie przez delegację Sił Wolności i Zmiany nie sposób przystać i że zaprezentowane stanowiska trudno uznać za wiarygodne.

Warto przypomnieć, że Przejściowa Rada Wojskowa została powołana przez ministra obrony Awada bin Aufa 11 kwietnia br. w celu przejęcia kontroli nad krajem na czas dwóch lat. Minister postanowił także rozwiązać Radę Ministrów, samorządy lokalne, rady legislacyjne i wstrzymać prace nad konstytucją.

 

Al-Jazeera:

1. Turcja odpowiada na zdeterminowaną decyzję Waszyngtonu, aby zaklasyfikować Bractwo Muzułmańskie jako organizację terrorystyczną.

Rzecznik rządzącej w Turcji Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AK Parti)powiedział, że wola prezydenta Donalda Trumpa, aby zaklasyfikować Bractwo Muzułmańskie jako organizację terrorystyczną, jest następstwem prośby prezydenta Egiptu Abd al-Fattaha as-Sisiego.

Rzecznik uznał, że jest to groźny krok, który jedynie wzmocni Państwo Islamskie. Podkreślił także, że Bractwo Muzułmańskie poddaje się idei demokracji i prawu, a ponadto zawsze stroniło od przemocy.

Polityk podkreślił również, że decyzja Trumpa wzmocni anty-islamizm na zachodzie i na całym świecie i zada poważny cios żądaniom demokratycznej zmiany na Bliskim Wschodzie, a także odetnie drogę do udziału w życiu politycznym elementom demokratycznym.

Według New York Times, wpisanie Bractwa Muzułmańskiego na listę organizacji terrorystycznych wiązałoby się z nałożeniem sankcji i ograniczeń w podróżach na firmy i jednostki powiązane lub współpracujące z Bractwem.

2. Oddziały Haftara zbliżają się do Trypolisu

Oddziały wierne Marszałkowi Polnemu pojmały dwóch obywateli Turcji podejrzanych o szpiegostwo.

3. Makron wzywa Bahrajn do poszanowania i ochrony praw obywatelskich i dialogu obywatelskiego

W oświadczeniu wydanym po spotkaniu w Pałacu Elizejskim podkreślono, że ochrona praw obywatelskich jest podstawą dla zachowania stabilności w Bahrajnie.

Napominanie francuskiego prezydenta w stosunku do Króla Hamada zostało poniekąd wyegzekwowane przez organizację Human Rights Watch, która podniosła larum wokół, jak sama to określiła, niemal totalitarnego ograniczenia wolności poprzez rozwiązanie partii opozycyjnych i zdelegalizowanie ich istnienia, a także zamknięcie opozycyjnych mediów.

 

ANF News:

1. Australijska policja informuje, że ładunki wybuchowe ISIS podłożone w emirackim samolocie pochodzą z Turcji

Australijski sąd skazał 51-letniego Khalida Khayyata za podłożenie bomby w młynku do mięsa transportowanym na pokładzie samolotu pasażerskiego EY451 emirackich linii lotniczych udającego się z Sydney do Abu Dhabi. Do zdarzenia doszło w 2017 roku.

Australijska policja poinformowała, że ładunki wybuchowe pochodzą z Turcji.

Zadecydowano o nałożeniu na zamachowca kary dożywocia dnia 16 lipca br

 

Maciej Maria Jastrzębski