Jak zrodził się pomysł na zbrodnię katyńską? Dlaczego wymordowano elity? / Wojciech Pokora, „Kurier WNET” 70/2010

Czy Katyń był osobistą zemstą Stalina za klęskę w wojnie z 1920 roku? A co, jeśli stał się zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry?

Wojciech Pokora

Dlaczego doszło do Katynia?

2 marca 1940 roku Ławrientij Beria – Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR (szef NKWD) skierował do Józefa Stalina tajną notatkę nr 794/B (794/Б), w której poinformował, że polscy jeńcy wojenni w liczbie 14 736 osób ( w tym 97 proc. narodowości polskiej) oraz więźniowie w więzieniach Zachodniej Białorusi i Ukrainy w liczbie 18 632 osoby, z tego 1207 oficerów i 5141 policjantów (w tym 57 proc. obywateli narodowości polskiej), stanowią zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej.

W związku z powyższym stwierdził, że

NKWD ZSRR uważa za uzasadnione: rozstrzelanie 14,7 tys. jeńców i 11 tys. więźniów bez wzywania skazanych, bez przedstawiania im zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia

oraz zlecenie rozpatrzenia spraw i podejmowania decyzji trójce NKWD w składzie: Wsiewołod Mierkułow, Bogdan Kobułow, Leonid Basztakow. Notatkę swoimi podpisami zatwierdziły cztery osoby: Stalin, Woroszyłow, Mołotow i Mikojan. Ponadto z dopisku sekretarza dowiadujemy się, że Kalinin i Kaganowicz zagłosowali „za”. Zgodnie z notatką Biuro Polityczne KC WKP(b) w dniu 5 marca 1940 roku wydało tajną decyzję nr P13/144 z zaproponowaną przez Berię treścią:

I. Polecić NKWD ZSRR:

1) Sprawy 14 700 znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych byłych polskich oficerów, urzędników państwowych, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i dozorców więziennych, 2) Jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi w liczbie 11 000 członków różnych k-r [kontrrewolucyjnych; W.P.] organizacji szpiegowskich i dywersyjnych, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników państwowych i zbiegów – rozpatrzyć w trybie specjalnym z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania. II. Rozpatrzenie spraw przeprowadzić bez wzywania zatrzymanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia – w następującym trybie: a) wobec osób znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych – na podstawie informacji przedłożonej przez Zarząd ds. Jeńców Wojennych NKWD ZSSR, b) wobec osób zatrzymanych – na podstawie informacji z akt przedłożonej przez NKWD Ukraińskiej SRR i NKWD Białoruskiej SRR.

III. Rozpatrzenie spraw i powzięcie uchwały zlecić trójce towarzyszy w składzie: Mierkulow, Kobułow i Basztakow (naczelnik I Wydziału Specjalnego NKWD ZSRR).

14 marca 1940 r. w gabinecie Bogdana Kobułowa, szefa Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD, spotkali się szefowie zarządów NKWD obwodu smoleńskiego, kalinińskiego i charkowskiego, ich zastępcy oraz naczelnicy tzw. wydziałów komendanckich wymienionych zarządów obwodowych NKWD. Uczestniczył w niej również Piotr Soprunienko, szef powołanego przez Berię we wrześniu 1939 roku Zarządu do spraw Jeńców Wojennych Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR, jeden z głównych organizatorów mordu katyńskiego. Soprunienko zmarł w Moskwie w 1992 roku.

22 marca 1940 r. Beria wydał tajny rozkaz nr 00350 „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR”.

3 kwietnia 1940 roku z obozu w Kozielsku wyruszył pierwszy transport jeńców kierowanych na egzekucję do Katynia. Rozstrzeliwań dokonywano w ścisłej tajemnicy w Katyniu, Miednoje koło Tweru, Piatichatkach na przedmieściu Charkowa i Bykowni koło Kijowa. Wciąż nieznane jest miejsce mordu i pochowania ok. 7 tys. ofiar z tzw. białoruskiej i ukraińskiej listy katyńskiej.

Tak wygląda zorganizowanie i przebieg zbrodni w encyklopedycznym skrócie. Jednak najważniejsze zostaje pytanie – dlaczego do tego doszło? Skąd pomysł na masową zbrodnię w takim kształcie? Dlaczego postanowiono zgładzić polską elitę? Czy faktycznie należy na poważnie brać tezę, że wydarzenia z 1940 roku były osobistą zemstą Stalina za klęskę bolszewików w wojnie 1920 roku? W tej legendzie jest ziarnko prawdy, ale prawda może zdumiewać. A co, jeśli Katyń jest zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry? Polsko-sowieckiej rozgrywki o Ukrainę? Taką tezę postawił amerykański historyk Timothy Snyder i wydaje się ona całkiem prawdopodobna.

Polska Organizacja Wojskowa

Przed wybuchem I wojny światowej we Lwowie powołano do życia dwie organizacje, których wpływ na późniejsze wydarzenia skutkujące odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. jest nieoceniony.

Pierwszą z nich była powołana przez działaczy Organizacji Bojowej PPS tajna organizacja wojskowa o nazwie Związek Walki Czynnej. Inicjatorem powołania Związku był Kazimierz Sosnkowski (z inspiracji Piłsudskiego), który w 1908 r. rozpoczął tworzenie tej organizacji na bazie kół milicyjnych PPS. W 1909 r. na czele ZWC stanął osobiście Józef Piłsudski.

W tym samym roku, także we Lwowie, powstała Organizacja Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie”, która dwa lata później powołała do życia Polskie Drużyny Strzeleckie. Już w 1911 r. doszło do spotkania Komendy Naczelnej Drużyn Strzeleckich z Komendą Główną Związku Walki Czynnej, na którym uchwalono wspólną linię szkoleniową dla rekrutów. Nawiązana wówczas współpraca zaowocowała tym, że po wybuchu I wojny światowej, w sierpniu 1914 r. obie organizacje połączyły się w Warszawie w jeden podmiot uznający zwierzchnictwo komendanta Wojsk Polskich Józefa Piłsudskiego. W październiku tego samego roku dowództwo nad organizacją przejął emisariusz Piłsudskiego, ppor. Tadeusz Żuliński, który nadał jej nazwę Polska Organizacja Wojskowa. Opracowano dokument programowy POW, w którym stwierdzano, że „celem POW jest zdobycie niepodległości Polski drogą walki zbrojnej”. Za głównego przeciwnika uznano wówczas imperium rosyjskie.

Polska Organizacja Wojskowa działała do 1921 roku. Członkowie POW najpierw zasilili Legiony Polskie, a od 1917 roku brali udział w walce z państwami centralnymi o niepodległą Polskę. Na tym etapie działalności jej komendantem został Edward Rydz-Śmigły. W 1918 roku Polska Organizacja Wojskowa wraz z Pogotowiem Bojowym PPS stała się główną formacją Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie. Dzięki oddziałom POW rządowi Daszyńskiego udało się przejąć kontrolę m.in. nad Lublinem. Komendant Główny POW, Edward Rydz-Śmigły, został ministrem wojny. Jednak już 11 listopada 1918 r. rozkazem Rydza-Śmigłego rozpoczął się proces likwidacji POW. Jej członkowie zostali wcieleni do Wojska Polskiego. Jednak działalność kontynuowała jedna komenda – Komenda Naczelna nr 3 w Kijowie.

Na Wschodzie bowiem pojawił się nowy wróg, w związku z czym nie zaprzestano pracy wywiadowczej na tyłach wojsk sowieckich. Komendę KN-3 POW ulokowano w Warszawie i podporządkowano ją Naczelnemu Dowództwu Wojska Polskiego. Komendantami naczelnymi KN-3 byli kolejno: Przemysław Barthel de Weydenthal, Henryk Józewski i Stefan Bieniewski. POW w 1920 r. podzielono na Wschodzie na pięć terenów i siedem okręgów: Teren A – ukraiński z okręgami kijowskim i charkowskim, Teren B – Zagłębie Donieckie, Teren C – czarnomorski z okręgami odeskim, krymskim i besarabskim, Teren D – bliskiego wschodu z okręgami konstantynopolskim i tyfliskim oraz Teren E – kozacki w Rostowie nad Donem. Istniały również struktury w Moskwie, Mińsku (KN-5) i na Bałkanach. Wszystkie te struktury zlikwidowane zostały do 1921 roku. Jednak w propagandzie sowieckiej działały o wiele dłużej.

Piłsudski wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowcami

W 1918 roku, po 123 latach, Polska ponownie stała się niepodległym państwem. Państwem bez unormowanych stosunków z sąsiadami, z praktycznie niewytyczonymi granicami. Jednak ówczesna sytuacja Polski, mimo spodziewanych konfliktów o granice, była o wiele pewniejsza niż sytuacja dążącej do niepodległości Ukrainy. Po wycofaniu się wojsk niemieckich na Ukrainie zapanował stan niepewności i próżni.

Scenariusze były różne. Ukraina mogła zostać wchłonięta przez bolszewicką Rosję, mogło się jeszcze odbudować imperium rosyjskie, które także upomniałoby się o te tereny, a mogła także – na wzór polski, stać się niepodległym krajem. Po tym, jak bolszewicy odrzucili traktat brzeski, jasne stało się, że wyciągną ręce po Ukrainę.

Należało więc działać. W grudniu 1918 r. ukraińska armia pod wodzą Symona Petlury, po wznieceniu powstania przeciwko wspieranemu przez Niemców Hetmanatowi Skoropadskiego, wkroczyła do Kijowa.

Polska uznała, że niepodległość Ukrainy jest warunkiem polskiego bezpieczeństwa i poparła sprawę ukraińską. W lipcu 1919 r. wojska generała Antona Denikina odbiły Kijów z rąk ukraińskich i odpierały ataki napierającej Armii Czerwonej. Polska – czwarty uczestnik sporu, zbierała informacje wywiadowcze właśnie przez Komendę Naczelną III Polskiej Organizacji Wojskowej. W chwili, gdy bolszewicy zaczęli przeważać nad białymi Denikina, Polska przystąpiła do działania, choć fizycznie na Kijów wyruszono dopiero w kwietniu 1920 r., po formalnym zawarciu sojuszu z Symonem Petlurą – głównodowodzącym armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wiceministrem spraw wewnętrznych ukraińskiego rządu został Henryk Józewski – pochodzący z Kijowa członek POW, późniejszy wojewoda wołyński, współtwórca eksperymentu wołyńskiego. Ruszono na Kijów. Józewski dostał od Petlury zadanie przygotowania elity kulturalnej Ukrainy na powrót Ukraińskiej Republiki Ludowej. Do tego zadania miał zwerbować ludzi z kręgu ukraińskiego historyka literatury, członka Rady Najwyższej Ukraińskiej Republiki Ludowej – Serhija Jefremowa, który obiecał mu swoje wsparcie.

Armia Czerwona opuściła Kijów bez walki. Jednak nie na długo. Po przegrupowaniu się odbiła miasto już w czerwcu 1920 roku. Skutecznie także wykorzystano wyprawę kijowską w celach propagandowych, przedstawiając ją jako imperialistyczną próbę przywrócenia własności polskim obszarnikom. Wojska sprzymierzone opuściły Kijów. Na zachód ruszyła ofensywa Armii Czerwonej. Dla Polski zaczęła się wojna o wyznaczenie ogromnego pogranicza pomiędzy Polską a państwem bolszewickim. Najlepiej, gdyby ta przestrzeń politycznie nie była zależna od Rosji. Armia Czerwona natomiast miała postawioną za cel ogólnoświatową rewolucję i pod takimi sztandarami parła, by zmiażdżyć Polskę i po jej trupie ruszyć dalej. Na czele partii stał wówczas Lenin, komisarzem wojny był Trocki, Dzierżyński kierował Czeka.

Za ukraiński front odpowiedzialność polityczną ponosił jednak Józef Stalin. I na nim spoczywała, przynajmniej w części, odpowiedzialność za klęskę, którą Armia Czerwona poniosła w wyniku polskiej kontrofensywy.

W 1921 roku w Rydze podpisano polsko-bolszewicki układ pokojowy, kładący kres dążeniom Ukrainy do niepodległości. Piłsudski, rozumiejąc zagrożenie ze strony sowieckiej Rosji, dążył do oddzielenia od niej Polski państwami sprzymierzonymi lub sfederowanymi. Narodowa Demokracja większe zagrożenie widziała ze strony Niemiec i Żydów. Dla nich Ukraińcy nie byli narodem, ale surowcem etnicznym, który mógł zasilić Rosję lub Polskę. Ale zbudowana na tym surowcu niepodległa Ukraina szybko, ich zdaniem, stałaby się państwem marionetkowym w rękach Niemiec. W związku z tym postanowiono ugłaskać Moskwę, oddając jej tereny, na których Piłsudski widział niepodległe państwa. Polsce zostawiono jedynie pogranicze, które w opinii Endecji dałoby się zasymilować. Mówiono, że obóz Piłsudskiego wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowymi demokratami.

Bitwa o Wołyń, Polskę, Ukrainę…

Traktat położył kres sojuszowi Piłsudskiego z Petlurą. Polska zobowiązała się do internowania swoich dotychczasowych sprzymierzeńców. Na wschodzie zachowały się, co prawda, resztki struktur POW i doszło nawet do próby inwazji na bolszewików pod przywództwem oficera Komendy Naczelnej III POW, Jerzego Kowalewskiego, i Jurko Tiutiunnyka z Ukraińskiej Komendy Powstańczej, ale Pochód Zimowy z 1921 r. był katastrofą. Co ważne, Kowalewski działał oficjalnie na własną rękę i gdyby nawet wrócił żywy z tej awantury, zapewne zostałby aresztowany. Polska Organizacja Wojskowa przestała istnieć. Polska rozpoczęła mozolny proces odbudowy państwa po latach niewoli i wojen. Na wschodzie, za nowo uformowaną granicą zamieszkał wróg. Piłsudski wycofał się z polityki, bolszewicy utworzyli Związek Radziecki, obejmujący Ukraińską Socjalistyczną Republikę Radziecką, a Polska pod przywództwem narodowych demokratów budowała państwo monoetniczne, mimo że zamieszkiwały ją różne narody. Traktat ryski podzielił granicami nie tylko tereny zamieszkiwane przez Białorusinów czy Ukraińców, ale także serce żydowskiej Europy.

Nikt nie z rządzących nie miał pomysłu, jak zagospodarować kilka milionów Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Pomysł na to mieli natomiast komuniści, których poczynaniom przyglądali się odsunięci od władzy piłsudczycy.

W 1926 roku doszło w Polsce do wydarzeń, które przewróciły scenę polityczną. Piłsudski w wyniku zamachu stanu przejął władzę i zamierzał ją sprawować poprzez swoich zaufanych ludzi. Najbardziej ufał tym, których sprawdził w boju, więc nie dziwi, że sięgnął po legionistów, którzy rekrutowali się w dużej mierze z Polskiej Organizacji Wojskowej. Peowiacy wrócili do gry. Do gry chcieli przyłączyć się także komuniści. W chwili, gdy Piłsudski dokonywał przewrotu, na terenie Rzeczpospolitej działały trzy partie komunistyczne: Komunistyczna Partia Polski, Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi i Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Podczas przewrotu majowego komuniści poparli Piłsudskiego – przywódcy partyjni zaoferowali mu swoje usługi, strajki na kolei uniemożliwiły wsparcie strony rządowej przez próbujące przedostać się do Warszawy wojsko.

Wszystko wskazuje na to, że polskim komunistom wesprzeć Piłsudskiego nakazał Stalin, sądząc, że szybko uda się go obalić i dokończyć rewolucję. I to był kolejny błąd Stalina. Piłsudski „dokonał rewolucji bez rewolucyjnych konsekwencji”, bo masy robotnicze nie podchwyciły rewolucyjnych haseł. Stalin nie chciał pamiętać, że Polska Partia Komunistyczna wywodziła się z organizacji socjalistycznych o dłuższym rodowodzie niż rewolucja bolszewicka i u swojego zarania były one wymierzone przeciw caratowi. Zatem i przeciw Moskwie. Trudno było przekonać ludzi, by spojrzeli w stronę Moskwy życzliwiej.

Gdy Stalin to zauważył, Piłsudski już zainstalował się z nową władzą. Zostało zatem obciążyć odpowiedzialnością za swój błąd polskie struktury partyjne. Natychmiast wycofano komunistyczne poparcie dla Marszałka i już w czerwcu 1926 roku narzucono nową retorykę – Piłsudskiego zaczęto nazywać faszystą.

Równocześnie postanowiono wzmocnić rewolucyjną agitację w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, bardzo aktywnej na południowo-wschodnich krańcach Polski – w Galicji i na Wołyniu. I nie pomylono się.

Na tych obszarach Ukraińcy i Żydzi stanowili większość, zatem agitacja przeciwko polskim obszarnikom trafiała na podatny grunt. Szczególnie jeśli chodzi o Ukraińców, bo ich regionalne powstanie było o wiele bardziej prawdopodobne niż ogólnokrajowa rewolucja komunistyczna. Wystarczyło ich wesprzeć, wzniecić niepokoje społeczne na pograniczu i usprawiedliwić w ten sposób interwencję wojskową. Poza tym Ukraińcy z Galicji nie tak dawno toczyli już z Polską wojnę. W latach 1918–1919 próbowali przecież wywalczyć swoją niepodległość. Zatem tendencje nacjonalistyczne były tu dość silne.

Z kolei na Wołyniu bardzo popularna była Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Pojawił się zresztą na tym terenie nowy, charyzmatyczny przywódca – Tiutunnyk. Ten sam, który wyruszył z ofensywą zimową w 1921 roku, po czym przeszedł na stronę bolszewików, wracając na tereny Rzeczpospolitej jako sowiecki partyzant. W 1924 roku Wołyń był miejscem nasilonych ataków sowieckiej partyzantki. Dochodziło do setek napadów na placówki graniczne, na posiadaczy ziemskich i ich mienie, a nawet na pociągi, którymi podróżowali oficerowie Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli zajmujący się wywiadem. Sowieci szykowali plan przyłączenia terenów wschodnich Rzeczpospolitej, nazywanych przez nich Zachodnią Ukrainą, do sowieckiej Ukrainy, nazywając to zjednoczeniem i wyzwoleniem narodowym. I trafiali z tym przekazem do zamieszkujących południowo-wschodnie terytorium Polski Ukraińców.

W chwili, gdy rząd polski zamykał ukraińskie szkoły, odbierał cerkwie, które trafiały w ręce Kościoła rzymskokatolickiego, zasiedlał wschodnie tereny wojskowymi osadnikami, Sowieci prowadzili zmasowaną akcję propagandową, pokazującą, jak w Związku Radzieckim wspierana jest ukraińska kultura, a ukraińskim chłopom żyje się dostatnio.

Komunizm odnosił sukces. Żeby temu zapobiec, należało jak najszybciej wprowadzić na tym terenie reformy, które usuną społeczne i narodowe zaplecze komunizmu. W ten sposób narodził się pomysł eksperymentu wołyńskiego Henryka Józewskiego, który miał na celu wyrwać Ukrainę z rąk bolszewików. Józewski, który pełnił funkcję Szefa Gabinetu Prezesa Rady Ministrów, został przeniesiony do Łucka na stanowisko wojewody wołyńskiego. Po objęciu tej funkcji napisał w pamiętniku: „W oczach niejednego z moich przyjaciół przeniesienie na Wołyń (…) było degradacją. Nikt się nie domyślał, że właśnie w Łucku przyjdzie do mnie i będzie ze mną wielka przygoda mego życia. …Rozpocząłem bitwę o Wołyń, Polskę, Ukrainę, bitwę o samego siebie”.

Cdn.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarz Vytautasa Landsbergisa po sławetnej lekcji z historii ex catedra cremlina wygłoszonej przez Wołodimira Putina

Świat kapitalizmu był zły, a świat czerwonego socjalizmu z jego terrorami i „hołodomorami” lśnił w czystości niczym łza niemowlęcia. Nigdy na nikogo nie napadał, a na odwrót – wszystkich wyzwalał.

Vytautas Landsbergis

Nauczycielowi lepiej się nie przeciwstawiać, bo wystawi złą ocenę. Nie za wiedzę, tylko za sprawowanie. A czy nauczyciel może otrzymać złą notę? Może, jeżeli uczniowie dojdą do wniosku, że jest jakiś kopnięty i nie zasługuje na szacunek.

Takie myśli powstają po wysłuchaniu sławetnej lekcji z historii ex catedra cremlina.

Usłyszeliśmy w niej ważne novum. Ale były i antiqua. Na przykład, że świat kapitalizmu podstępnie osaczający Ojczyznę ludu pracującego całego świata, był zły i nie do naprawienia, pełen błędów i zbrodni, zasługujący na zgubę; natomiast świat czerwonego socjalizmu z jego terrorami i „hołodomorami” lśnił w czystości niczym łza niemowlęcia. Nigdy na nikogo nie napadał, a na odwrót – wszystkich wyzwalał. (Brunatny socjalizm na razie zostawiamy na boku). Łgarze mówią, że ZSRS i Niemcy porozumieli się, aby rozpocząć drugą wojnę światową przeciwko Finlandii, Estonii, Łotwie, Litwie i Polsce, poczynając od Polski. To nieprawda, gdyż „Prawda” ustaliła, że to Brytyjczycy z Francuzami zaatakowali swojego rywala – Niemcy, którym ZSRS sumiennie pomagał, zgodnie z zawartym pomiędzy nimi traktatem o przyjaźni. Niestety, za agresję przeciwko sąsiadom ZSRS został wyrzucony z Ligi Narodów. Widocznie Niemcy miały rację, że wcześniej (w 1933 r.) same opuściły tę burżuazyjną organizację. Niebawem agresor Hitler dokonał napadu na sprawiedliwego towarzysza Stalina, mimo że to właśnie Stalin wcześniej triumfował, podpisując traktat o rozbiorach narodów: „Naduł Gitlera!” („Oszukałem Hitlera!”).

Nawet Litwa podpisała traktat z Hitlerem – słyszymy z Kremla – oddając swój jedyny port Kłajpedę. Austria oddała całą siebie, tylko niepotrzebnie po wojnie uznano to za winę Niemiec. To wina Austrii, tak samo jak Litwy w sprawie Kłajpedy. Czechosłowacja też zawiniła, gdyż nie wpuściła wyzwalającej wszystkich i po bratersku przygarniającej Armii Czerwonej.

Szkoda, że ZSRS nie przytulił zaproponowanych przez Hitlera dwóch milionów niemieckich i austriackich Żydów. Zamiast Birobidżanu przygarnął ich Auschwitz.

A wielką wojnę zaczęła, widzicie, nieustępliwa Polska, wersalski bękart, po uprzednim odkrojeniu dla siebie kawałka sprzedanej przez innych Czechosłowacji. I cóż miał począć ojciec narodów Stalin wobec takich łajdaków? Nic, tylko napaść na „kraj trzeci” – Polskę (zgodnie z traktatem zawartym z Hitlerem), wprawdzie po utrzymaniu w tej kompozycji niewielkiej luft-pauzy (w muzycznej terminologii – pauza w oddechu). Wkrótce po zwycięstwie nad Polską, 22 września 1939 r., sojusznicy odbyli wspólną defiladę w Brześciu nad Bugiem.

Zawarcie układu moskiewskiego z 23 września 1939 r. przeciwko Polsce i reszcie ofiar dziś przedstawia się jako spryt i sukces dyplomacji sowieckiej, tyle że potępienie Stalina za ten przebiegły a podstępny czyn zbrodniarza światowego pozostaje w mocy, gdyż rezolucji Zjazdu Deputowanych Ludowych ZSRS z dnia 24 grudnia 1989 r. wciąż nie odwołano. Gdy odwołają, staną otwarcie obok towarzysza Hitlera.

Tak wygląda historia męczeństwa i ofiarności Sowietów według powtarzanej oraz nieco odnowionej kremlowskiej narracji. Podczas wojny miały miejsca wszelkie nieładne rzeczy, nawet zbrodnie wobec ludzkości, okrutne zdrady – lecz tylko nie ze strony Sowietów.

Z Katyniem dotychczas nie jest wszystko jasne; może ci wrodzy Polacy sami się zastrzelili po wzięciu do niewoli.

Tej niejasności nie rozwiewają nawet podpisy Stalina i Berii, potwierdzające, że polscy jeńcy wojenni są winni i podlegają likwidacji za antysowiecką propagandę. Czerwonoarmiści byli samym wcieleniem człowieczeństwa, zwłaszcza wobec milionów oswobodzonych niemieckich kobiet. Nawet sowieccy generałowie zachęcali do swoiście humanitarnej zemsty na niemieckich kobietach od 8. do 80. roku życia.

Wojna jest rzeczą straszną i oczyszczenie nie jest łatwe, a zatem powiedzenie wszystkiego, jak to dziś namawiają kremlowscy włodarze, byłoby słuszne. Tylko prawa międzynarodowego nie należałoby odsyłać do lamusa.

Artykuł Vytautasa Landsbergisa pt. „Wykłady z historii” znajduje się na s. 12 lutowego „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Vytautasa Landsbergisa pt. „Wykłady z historii” na s. 12 lutowego „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jakóbik: Aktualnie na przesyle gazu gazociągiem Jamalskim zarabiamy 20 mln zł rocznie, a powinniśmy kilka miliardów…

Czym różni się gaz pochodzący z gazociągu a gaz skroplony (LNG)? Jak trwają przygotowania do budowy polsko-duńskiego gazociągu? Jak mogą zmienić się stosunki polsko-rosyjskie?

 

 

Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl komentuje budowę Baltic Pipe — gazociągu łączącego Danię i Polskę. W Danii wybory wygrali socjaldemokraci, jednak nie powinno być to przeszkodą do kontynuacji projektu:

Na pewno socjaldemokraci będą patrzeć na aspekty środowiskowe, będą pilnować, żeby wszelkie inwestycje, szczególnie jeszcze z użyciem złych paliw kopalnych, bo tak na nie patrzą zwolennicy odnawialnych źródeł, będą prowadzone z dotrzymaniem wszelkich standardów. Natomiast jeśli chodzi o politykę Duńską, to jest ona realizowana w drodze konsensusu. Zwykle partie polityczne umawiają się tam na coś i prowadzą stałą politykę.

Jak wyjaśnia gość Poranka WNET, Baltic Pipe ma wspierać polską energetykę poprzez uniezależnienie nas od dostaw z Rosji:

Będzie rosła niezależność od dostawcy rosyjskiego, który jest niebezpieczny politycznie i dzięki temu będzie można energetykę przestawiać w coraz większym stopniu na gaz, a razem z nim, na odnawialne źródła energii, czyli prowadzić potrzebną nam transformacje energetyczną. […] Efekt będzie taki, na który się wszyscy w Europie umówiliśmy, czyli mniejsza emisyjność, mniejsza szkodliwość dla klimatu.

Dowiedzieliśmy się także, na jakim etapie dzisiaj jest Baltic Pipe, zarówno ze strony Polski, jak i ze strony Duńskiej:

Zapadła ostateczna decyzja inwestycyjna o tym, że projekt zostanie zrealizowany i teraz trwają przygotowania. W toku są badania dna morskiego. Rozpoczynane są wszystkie działania, które mają doprowadzić do tego, abyśmy w przyszłym roku mogli zacząć budować ten gazociąg i mogli go skończyć tak, aby w październiku 2022 roku mógł płynąć tamtędy już gaz do Polski. Ta data jest kluczowa z tego względu, że wtedy też kończy się kontrakt Jamalski.

Wojciech Jakóbik podkreśla również, że gaz pochodzący z rurociągu jest lepszy aniżeli skroplony gaz (LNG), pomimo iż kupno tego drugiego wydaje się lepszym rozwiązaniem. Powodem takiej sytuacji jest stabilność ceny z rurociągu. Gość porannego programu Radia WNET opowiada również o stosunkach polsko-rosyjskich w kontekście polityki energetycznej obydwu krajów.

Posłuchaj całej audycji już teraz!

K.T. / A.M.K.

Kaczyński: Opozycja ma jedną politykę, którą kontynuuje od początku – kłamać, kłamać i jeszcze raz kłamać

Jarosław Kaczyński wspomina pierwsze powojenne wolne wybory, przytacza historie powstania Porozumienia Centrum, odnosi się do ostatniej wypowiedzi D. Tuska oraz komentuje aktualną sytuację Polski.

Krzysztof Skowroński rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim o jego wspomnieniach związanymi z pierwszymi w powojennyej historii Polski kontraktowymi, półwolnymi wyborami, które odbyły się 4 czerwca 1989 roku:

To wspomnienie bardzo miłe, z napięciem czekałem na wyniki wyborów. Przychodziły informacje z Warszawy, że w przypadku senatu może być druga tura, na szczęście wygraliśmy w pierwszej turze, jeśli chodzi o senat. Gdy dowiedziałem się, że wygrał mój śp. brat, to czułem wielką radość i nadchodzącą zmianę.

Prezes Jarosław Kaczyński opowiadał także o swojej nadziei , która wówczas graniczyła z pewnością, że wybory zakończą się pomyślnie dla Solidarności:

Jeszcze na pół roku przed wyborami założyłem się o butelkę wódki, że za pół roku będziemy mieli rząd. Od razu dostaliśmy zlecenie skonstruowania rządu od Lecha Wałęsy.

Jak tworzyło się Porozumienia Centrum?

Gość Poranka WNET streścił przebieg rozmów koalicyjnych i przytoczył listę wielu pojawiających się komplikacji i zawirowań towarzyszących tym rozmowom:

Środowiska, które do dzisiaj symbolizuje Gazeta Wyborcza, stawiały na Bronisława Geremka jako premiera rządu. Wałęsa już długo przedtem, chyba jeszcze na jesieni 1988 roku poinformował  mojego brata o tym, że raczej stawia na Tadeusza Mazowieckiego, chociaż miał wahania, bo mówił też o Bronisławie Geremku.

W dalszej części wywiadu Krzysztofa Skowrońskiego, prezes Prawa i Sprawiedliwości opowiadał, jak powstało Porozumienie Centrum. Jarosław Kaczyński mówił także o tym, jaki wówczas był jego i Lecha Kaczyńskiego, stosunek do Lecha Wałęsy:

Mój brat był zdecydowanym przeciwnikiem tego, żeby Lech Wałęsa został prezydentem. Nie wziął w tym udziału, nie był w komitecie Wałęsy. Dzięki Lechowi Kaczyńskiemu mogło powstać porozumienie Centrum, bo to była ta siła przyciągająca. […] Ja też byłem w kierownictwie Solidarności, ale nie byłem osobą aż tak przyciągającą do siebie ludzi jak mój brat, chociaż również tworzyłem pewne środowisko. Dzięki temu już dość łatwo można było zorganizować grupę, która później zmieniła się w partię polityczną. […] Poparłem Lecha Wałęsę w wyborach prezydenckich bo nie widziałem na tematen moment innego rozwiązania dla naszej partii […] Mam nadzieję że Bog na sądzie ostatecznym mi to wybaczy.

Prezes Kaczyński stanowczo zdementował informację, która pojawia się w wielu opracowaniach,  że podczas wyborów w 1991 roku w ramach Obywatelskiego Porozumienia Centrum startowało także ugrupowanie KLD (Kongres Liberalno – Demokratyczny), w którym pojawił się Donald Tusk:

To zupełne nieporozumienie. KLD miało własny komitet wyborczy. Opowieść o tym, że KLD i Porozumienie Centrum startowały razem, jest opowieścią zupełnie nieprawdziwą. Były pewne relacje pomiędzy nami. Wielu ludzi się znało, tak jak mój śp. brat z Donaldem Tuskiem, ale to dzisiaj nie ma znaczenia. Później Tusk mówił, że mój brat pił z Kiszczakiem, co jest wierutnym kłamstwem. Donald Tusk ma obyczaj kłamać i kłamie w każdej sprawie. Oczywiście on w Magdalence nie był, gdyż był wtedy człowiekiem niespecjalnie ważnym.

Tusk porównuje aktualną opozycję do Solidarności

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego nawiązał także do ostatniej wypowiedzi Donalda Tuska, który 4 czerwca w Gdańsku, stwierdził, że „to jego środowisko reprezentuje wolność, natomiast partia rządząca władzę autorytarną”.

Donald Tusk powiedział także, że „dzisiejsza opozycja jest jak niegdyś Solidarność, która musiała walczyć z siłą rządowej telewizji przy pomocy podziemnych drukarni”:

To jest zabieg tak skrajnie prymitywny, że nie sądzę, żeby ktokolwiek się na to nabrał. Każdy ma w domu telewizor i wiele innych programów, zupełnie innych niż telewizja publiczna. Wiele z nich nas mocno atakuje, z TVN-em na czele. Nie wspomnę już o wielu prywatnych radiach. To jest coś, co może przemówić tylko do ludzi, którym brakuje elementarnej wiedzy, bądź mają skrajnie złą wolę.

Prezes Kaczyński odniósł się także do swojego wystąpienie wygłoszonego podczas wieczoru wyborczego na temat zbliżającej się kampanii parlamentarnej, która „może być bardziej brutalna niż dotychczas”:

To jest kwestia znajomości naszych przeciwników, a także bardzo konkretnej wiedzy, którą nie będę się teraz dzielił, odnośnie do przygotowań opozycji w różnych wymiarach.

Prezes PiS acharakteryzował i ocenił strategię opozycji wykorzystaną w kampanii do Europarlamentu oraz działania bardziej niż negatywnie nastawionych zdecydowanej grupy mediów, z Gazetą Wyborczą na czele:

Okazało się, że jestem najbardziej dorobionym politykiem, właściwie miliarderem. Powiedzieć można wszystko. Można powiedzieć, co bardzo chętnie bym przyjął, że jestem wysokim, młodym, pięknym, blondynem, chociaż tego akurat nami przeciwnicy nie powiedzą. Kłamać, kłamać i jeszcze raz kłamać — to jest polityka, którą oni kontynuują od początku. Cała ta opowieść o dyktaturze w Polsce, o naszej przewadze medialnej, to jest komiczne, bo jeszcze do niedawna mówiono, że telewizji publicznej nikt nie ogląda, a teraz opozycja twierdzi, że te wybory wygrało TVP i Jacek Kurski.

Polska nie będzie płacić za niemieckie zbronie

Jarosław Kaczyński w kwestii amerykańskiej ustawy JUST 447 stwierdził, że Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy jest partią prorosyjską, stosującą narrację szkodzącą Polsce. Jedynym zaś, jak stwierdził gwarantem przeciwko roszczeniom żydowskim jest Prawo i Sprawiedliwość:

Polska nie będzie płaciła [żadnych pieniędzy – red.] za niemieckie zbrodnie w czasie drugiej wojny światowej. Jeśli żydzi mają jakieś roszczenia, to niech zgłaszają się do Niemiec.

Kształt Europarlametu i stosunki polsko-rosyjskie

Rozmówca Poranka WNET snuł refleksje o przyszłości Unii Europejskiej i pozycji Grupy Wyszehradzkiej, która, jego zdaniem, powinna mieć taką pozycję, jak choćby Francja czy Niemcy. Prezes J. Kaczyński podsumował także możliwość stworzenia wspólnego bloku razem z Matteo Salvinim:

Mamy taki problem, że Pan Salvini chce założyć nową grupę razem z takimi formacjami, których w  żadnym razie nie jesteśmy w stanie zaakceptować. To jest zgromadzenie narodowe Pani Le Pen, czy potencjalnie Alternatywa dla Niemiec. Nie możemy tego zaakceptować. […] Salvini dąży do stworzenia bardzo dużej grupy. Propozycje zjednoczenia padały, ale z formacją która jest wyraźnie proposyjska, a źródła są dla nas nie do zaakceptowania. Szczególnie w kontekście ojca Pani Le Pen, który wcześniej przewodniczył jej formacji.

Prezes Kaczyński wypowiedział się także na temat napiętych stosunków polsko-rosyjskich oraz roli polskich prokuratorów, którzy badają w Smoleńsku wrak prezydenckiego Tupolewa:

Co do polepszenia się stosunków Polsko-Rosyjskich, to musi być decyzja Rosji. O tym, że zmienia stosunek do Polski. Obawiam się, że może być z tym poważny kłopot. Bardzo chciałbym się mylić, ale wydaje mi się, że druga strona nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, że tutaj istnieje państwo podmiotowe, które może odgrywać rolę w europie środkowej i które jest konkurencyjne wobec Rosji. Musimy umieć wywalczyć tę podmiotowość, ponieważ jeśli ktoś nie walczy o swoje interesy, to pod każdym względem na tym straszliwie traci.

W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim prezes PiS powiedział, iż nie wie, czy w Polsce powstanie Fort Trump. Jarosłąw Kaczyński zapewnił jednak, że kontyngent amerykański nadal będzie stacjonował w Polsce i będzie się stale powiększał.

 

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.M.K.

Polska i Ukraina mają ten sam cel i tego samego wroga / Wywiad z Jadwigą Chmielowską, „Kurier WNET” 46/2018

Jeśli ktoś, będąc Polakiem, bardziej nienawidzi Ukrainy niż kocha Polskę, to znaczy, że gotów jest poddać się rosyjskiemu panowaniu. To samo, odpowiednio zmieniając sformułowanie, dotyczy Ukraińców.

Jadwiga Chmielowska
Władysław Niedaszkiwski

Mamy ten sam cel i tego samego wroga

O perspektywach relacji polsko-ukraińskich, możliwościach rozwiązania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego oraz o obecnej sytuacji wewnętrznej Ukrainy z redaktor naczelną „Śląskiego Kuriera WNET” Jadwigą Chmielowską, opozycjonistką z czasów PRL, współprzewodniczącą Autonomicznego Wydziału Wschodniego Solidarności Walczącej, Sekretarzem Generalnym Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ekspertem KRRiT – rozmawia ukraiński dziennikarz Władysław Niedaszkiwski.

W latach 80. zajmowała się Pani wyzwoleniem politycznych więźniów. Dziś ten temat jest bardzo aktualny na Ukrainie. Jakiej rady może Pani udzielić naszym obrońcom praw człowieka? Na co trzeba w pierwszej kolejności zwrócić uwagę, żeby uwolnić więźniów Kremla?

Uważam, że jedynie międzynarodowa opinia publiczna jest w stanie wpłynąć na władze państw totalitarnych. Tak było w latach 80. XX wieku w Polsce i tak jest dzisiaj. Rosja Putina jest, niestety, bardzo często przedstawiana społeczeństwom wolnego świata jako jedyne państwo, które jest w stanie sprzeciwić się paranoicznym pomysłom elit zachodnich. Kreml przeznacza olbrzymie pieniądze na budowanie wizerunku Putina jako obrońcy europejskich wartości chrześcijańskiej cywilizacji oraz na wojnę informacyjną (na etatach są tysiące hakerów, informatyków, trolli). Dlatego powinno się podawać do wiadomości publicznej wszelkie przykłady łamania praw człowieka przez Rosję, obnażać jej terrorystyczno-imperialny charakter. Potrzebne są konkretne posunięcia – w tym wypadku pozwy sądowe do trybunałów międzynarodowych.

Uważam też, że w dobie wojen hybrydowych, gdy najskuteczniejszym narzędziem jest informacja, przekaz powinien odbywać się również w języku rosyjskim, aby skutecznie trafiał do wyborców Putina.

Obowiązkiem Unii Europejskiej jest wydzielenie realnych funduszy na walkę informacyjną przeciwko dezinformacji płynącej z Kremla. W chwili obecnej w Brukseli zajmuje się tą sprawą około 20 urzędników – przeciwko parunastu tysiącom informacyjnych żołnierzy Putina. To kpina.

Istnieje kwestia zakładników, którzy znajdują się w niewoli u bojówkarzy w Donbasie. Jak można doprowadzić do ich uwolnienia?

Jestem zwolenniczką rozwiązań siłowych. Swoich należy uwalniać. Do tego służą wyszkolone oddziały specjalne. Armia Krajowa odbijała swoich z rąk katów niemieckich i sowieckich, choć podczas okupacji warunki były o wiele trudniejsze. Ja w ogóle nie rozumiem, dlaczego tak duże państwo jak Ukraina ma problem w Donbasie i Ługańsku. Nie jest jasne, czy to jest agresja Rosji, czy walka z terrorystami lokalnymi. To, co się stało na Krymie, jest wynikiem błędnej polityki prowadzonej od lat 90. XX wieku. Kijów nie wspierał dostatecznie Tatarów, nie umożliwił powrotu wszystkim Tatarom na Krym, nie przekazał w ręce Medżlisu władzy nad Autonomią Tatarską. Ukraina być może teraz dopiero odzyskuje kontrolę nad dowództwem swojej armii.

Jak Pani scharakteryzuje dzisiejsze stosunki polsko-ukraińskie w świetle niedawnych decyzji polskich polityków, na przykład dotyczących penalizacji banderyzmu?

Nowelizację ustawy o IPN oczywiście popieram, bo przeciwstawia się niemieckiej propagandzie, próbującej zrzucić odpowiedzialność za Holokaust, lub jej część, na Polaków (chodzi o sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”). Na początku tłumaczono, że to określenie wskazuje tylko geograficzną lokalizację obozu w Auschwitz, ale później poczynano sobie coraz śmielej. Nadal mówi się wszędzie o jakichś mitycznych „nazistach”, a nie Niemcach, którzy przecież ogromną większością (ponad 90%) wybrali w demokratycznej procedurze Hitlera.

Jednak zapis o Ukrainie w tej nowelizacji jest (nie tylko moim zdaniem) typową kremlowską „wrzutą”. Wielu polskich publicystów zwróciło uwagę na to, że „punkt ukraiński” pojawił się w ostatniej chwili, w końcówce roku 2016. Ponad rok trwała cisza i raptem 25 stycznia 2018 r. w sejmie odbyło się drugie czytanie.

Oficjalnie jako działanie sterowane przez Rosjan ocenił to były premier prawicowego rządu, obrońca więźniów politycznych i opozycjonista w PRL-u – adwokat Jan Olszewski. Spotkał go za to olbrzymi atak środowisk prorosyjskich.

Moim zdaniem ten zapis, wciśnięty przez środowiska narodowe i Ruch Kukiz’15, miał powstrzymać funkcjonowanie ustawy i ją skompromitować. Określenie terminu zbrodni banderowskich na lata 1925–1950 dyskwalifikuje autorów tego sformułowania. W 1925 roku Bandera miał 16 lat i jeszcze nie było żadnych banderowców. OUN powstał w 1929 r., a na przełomie 1940/1941 rozpadł się na dwie frakcje – melnykowców i banderowców.

Poseł Rzymkowski z Kukiz’15 przyprowadził do komisji sejmowej trzech ekspertów ds. ukraińskich – profesorów Włodzimierza Osadczego, Czesława Partacza i Wojciecha Muszyńskiego z IPN. Ten ostatni powinien znać historię. Sądzę więc, że jedynie miał uwiarygadniać pozostałych ekspertów.

Profesor Partacz zajmuje się stosunkami polsko-ukraińskimi. W 2015 r. skorzystał z zaproszenia władz rosyjskich i wziął udział w konferencji w Jałcie. Uwiarygodnił tym samym obecność Rosji na Krymie. Występował też w Sputniku – czołowej sieci propagandowej Rosji. Tak więc Partacz dołączył do zdrajców interesów Polski. Skandalem jest, że taki człowiek ma wpływ na legislację w Polsce.

Na Krymie w lutym 2015 r. był też Adam Śmiech z Klubu „Zawsze Wierni Rzeczpospolitej” Jest to wyjątkowo antysemicka i prorosyjska grupa, realizująca politykę Putina.

Z kolei prof. Włodzimierz Osadczy jest członkiem władz wojewódzkich Stowarzyszenia Polska – Wschód, czyli dawnego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. W ubiegłym roku panowie Osadczy i Partacz zorganizowali konferencję z Zapałowskim, kolejnym działaczem prorosyjskim w Polsce, znanym z propagowania rozbioru Ukrainy. Prof. Osadczy straszy, że Ukraińcy pracujący w Polsce w pewnym momencie rzucą się na Polaków i jak banderowcy będą mordować. Tak więc, znając autorów tej „ukraińskiej poprawki”, śmiem twierdzić, że powstała ona przy bliskiej współpracy z ambasadą Rosji albo wręcz na Łubiance.

Rosyjskim priorytetem jest doprowadzanie do jak największego napięcia w stosunkach Ukrainy z Polską. Pamiętamy wszyscy, jak olbrzymim poparciem Polaków cieszył się Majdan, czyli walka Ukraińców o niepodległość! Polacy zdają sobie sprawę, że dopiero przynależność Ukrainy do NATO może na trwałe zagwarantować bezpieczeństwo całego naszego regionu – od Tallina i Warszawy do Erewania, Sofii i Aten – czyli państw Międzymorza.

Dlatego uważam działalność prorosyjskiej agentury w Polsce, szczującej na Ukraińców, za równie szkodliwą, jak działanie pana Wiatrowycza z ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Gloryfikuje on zbrodniarzy z tej części UPA, która rzeczywiście dokonywała rzezi. Dla Polaków i Ukraińców najważniejsze jest stanięcie w prawdzie, aby płacz nad trumnami nie przesłonił nam wolności. By znowu nie zwyciężyli Moskale. Bo mordy na Polakach organizował i Berlin, i Kreml. I choć Bandera był w obozie niemieckim, to jednak podlegli mu Ukraińcy mordowali Polaków w imię jego nacjonalistycznej ideologii.

Należy też pamiętać, że niektórzy przywódcy UPA byli przeciwni rzezi Polaków, jak np. Taras Bulba-Borowieć.

Co Pani sądzi o takich kontrowersyjnych elementach naszej wspólnej historii, jak rzeź wołyńska? Spory trwają do dziś. Czy jest jakaś szansa, by nasze kraje wreszcie się porozumiały?

Wszystkie te sprawy należy spokojnie wyjaśniać, rzetelnie opisywać, przeprowadzać ekshumacje, stawiać pomniki itp. Pamiętajmy, że w Hrubieszowie, choć AK z UPA zażarcie się zwalczały, dokonując pacyfikacji wiosek, to po wkroczeniu Sowietów zaczęły współpracować w obliczu wspólnego wroga. Tak musi być i dzisiaj. Tylko współpraca Polski i Ukrainy pozwoli zachować nam wolność.

Wyjaśnienie przyczyn zbrodni, które objęły swoim zasięgiem Wołyń i część ówczesnej Małopolski Wschodniej, jesteśmy winni nie tylko tym, którzy zginęli, ale też sobie i przyszłym pokoleniom. Ta historia dla wszystkich Ukraińców i Polaków powinna być przestrogą przed tym, co dzieje się, gdy się nie wspieramy.

Przez wieki połączone wojska litewskie, rusińskie i polskie nie tylko zwyciężały Rosjan, ale i zdobyły Kreml. Natomiast walki między pobratymcami sprawiły, że popadliśmy w niewolę. Tak więc, czy się to nam podoba, czy nie, jesteśmy skazani na współpracę, jeśli chcemy być wolni.

Jeśli ktoś, będąc Polakiem, bardziej nienawidzi Ukrainy niż kocha Polskę, to znaczy, że gotów jest poddać się rosyjskiemu panowaniu. To samo, odpowiednio zmieniając to sformułowanie, dotyczy Ukraińców. Należy też zdawać sobie sprawę z tego, że Rosja prowadzi wojnę informacyjną, której zadaniem jest skłócać narody.

Wojna w Donbasie trwa już ponad trzy lata. Aktualna jest kwestia misji pokojowej ONZ. Czy, zdaniem Pani, ta inicjatywa może się powieść?

Zależy, kto miałby się w tych wojskach pokojowych znaleźć. Bo jeśli rosyjscy „mirotworcy”, to taka misja zagrażałaby niepodległości Ukrainy. Jeśli żołnierze innych państw, to powinni oni stać na granicy Ukrainy z Rosją, aby uniemożliwiać przesiąkanie rosyjskiej broni i żołnierzy. Wtedy to miałoby jakiś sens. Jeśli natomiast takie wojska miałyby odgradzać okupowane tereny od reszty kraju, będzie to wzmacniało pozycję samozwańczych prorosyjskich władz okupacyjnych. Efekt będzie odwrotny od zamierzonego.

Pani ściśle współpracuje z ruchem Tatarów krymskich. Na czym polega ta współpraca i co udało się osiągnąć?

Wraz z kolegami z Autonomicznego Wydziału Wschodniego Solidarności Walczącej od 1989 współpracowaliśmy z OKND (Narodową Organizacją Ruchu Krymskotatarskiego), a potem z Medżlisem i Światowym Kongresem Tatarów Krymskich. Z Piotrem Hlebowiczem często przyjeżdżałam na Krym. Wraz z gronem przyjaciół pomagaliśmy w powrotach Tatarów na półwysep. Staraliśmy się nagłaśniać w całym świecie sytuację narodu deportowanego w całości przez Stalina. Z 400 000 osób wywiezionych 18 maja 1944 roku przeżyła połowa. Duża część zmarła podczas deportacji.

Piotr Hlebowicz i przedstawiciele Tatarów krymskich, 2013 | Fot. archiwum prywatne P. Hlebowicza

Niestety Ukraina nie wspierała należycie powrotu Tatarów na Krym. Musieli wykupywać swoje majątki – domy i ziemię, które przez wieki należały do ich przodków. Na Krym powróciła tylko połowa deportowanej przez Sowietów populacji tego narodu. Rząd ukraiński, zamiast udogodnić powrót wszystkich Tatarów krymskich z Uzbekistanu i innych miejsc zsyłki, by zmniejszyć procentowo liczebność Rosjan na Krymie – robił rzecz odwrotną – wszelkimi metodami utrudniał ich przyjazd. Klasyczne strzelanie sobie w stopę. To oni – Tatarzy – powinni rządzić Krymem. Jednak głupota władz Ukrainy sprawiła, że Kijów cały czas zachowywał w tej sprawie dystans.

Sama słyszałam, gdy przestrzegałam przed możliwą zdradą Rosjan, że „przecież Rosjanie to Słowianie i chrześcijanie, a Tatarzy są tureckojęzycznymi muzułmanami”. I z dwojga złego lepiej jest oddać Krym Rosji, niż pozwolić na stworzenie Autonomii Krymskotatarskiej i zagrożenie „fundamentalizmem islamskim”. Tak wypowiadali się różni politolodzy oraz politycy ukraińscy i proszę – efekty nie kazały długo na siebie czekać. I choć politycy ukraińscy mają teraz nauczkę, to obawiam się, że nawet ta okupacja niewiele ich nauczyła. Wojska ukraińskie oddały Krym bez jednego wystrzału! Czy po tym odbyły się procesy dowódców? Przecież ktoś był odpowiedzialny za ten stan rzeczy.

Krymscy Tatarzy do szlachetny i wykształcony naród. Ci z nich, którzy osiedli na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej (początek osadnictwa – koniec XIV wieku), otrzymali szlachectwo lub zostali przyjęci do stanu rycerskiego. Byli zawsze wierni swojej nowej ojczyźnie. Do dziś ani Litwini, ani Polacy nie mają z Tatarami żadnych zatargów. Z tego, co wiem, również nie są zarzewiem żadnych konfliktów Ukrainie. To Ukraina zdradziła Tatarów, a nie Tatarzy Ukrainę.

Obecnie są oni na Krymie represjonowani. Próbowaliśmy nagłaśniać procesy przywódców tatarskich, interesować dziennikarzy za granicą ich problemami. Rosja kilkakrotnie usiłowała przyklejać Tatarom łatkę muzułmańskiego fundamentalizmu. Na szczęście prawie nikt w to nie wierzy. Przeszły 4 lata od aneksji i okupacji, a rząd Ukrainy wraz z prezydentem prawie nic nie zrobili w sprawie Tatarów. Są mgliste obietnice tatarskiej autonomii kulturalnej (!) na Krymie, przyjmuje się uchodźców z okupowanego półwyspu, jednak nie jest to najlepiej zorganizowane.

W jednej ze swoich publikacji pisała Pani, że Rosja stara się zacząć wojnę pod pretekstem religijnym. Mamy najazd migrantów w Europie, mamy „państwo islamskie”. Czy to wszystko jest częścią tego planu? Jaka jest w tym rola Ukrainy?

Rosja próbowała ocieplić stosunki z USA, a nawet wciągnąć Stany Zjednoczone do współpracy na niwie walki ze światowym terroryzmem, choć sama od kilkudziesięciu lat go budowała. Po 11 września 2001 r. to się jej częściowo udało. Świat zaczął walczyć z terroryzmem islamskim i raptem zapomniał, kto go tworzył.

Niemcy realizują w Unii Europejskiej politykę rosyjską. Chcą Amerykanów wypchnąć z Europy i to jest oczywiście korzystne dla Rosji. Warto przypomnieć gazociągi pod Morzem Bałtyckim. Na rękę Rosji jest destabilizacja Europy i państw narodowych. Merkel swoją polityką doprowadziła do tego, że w kolejnych państwach wygrywają partie narodowe, upatrujące w Putinie, niestety, zbawcę od zachodnioeuropejskich dewiacji, tak propagowanych przez Niemcy.

Obecnie jednak i USA, i Wielka Brytania nie dają się Rosji wodzić za nos. Donald Trump wymienił sekretarza stanu USA. Został nim dotychczasowy szef CIA, po którym można się spodziewać zdecydowanie twardszego stosunku do Rosji niż miał Tillerson. Bardziej stanowczą postawę Wielkiej Brytanii wobec Rosji widać zaś np. w związku z otruciem na terenie Wielkiej Brytanii Siergieja Skripala. Rosja się przeliczyła, licząc na tak mizerną reakcję, jak po otruciu Litwinienki.

Przy okazji sprawy Skripala także Niemcy i Francja zostały zmuszone do jasnego opowiedzenia się, czy są po stronie Rosji, czy Zachodu. Donald Trump, Theresa May, Emmanuel Macron i Angela Merkel podpisali się pod wspólnym oświadczeniem, wzywającym Rosję do złożenia wyjaśnień ws. użycia broni chemicznej do ataku na Skripala. Solidarność z Wielką Brytanią wyraził kilka dni wcześniej polski premier.

Należy zacieśniać jak najbardziej kontakty i współpracę z NATO i USA. To leży także w interesie Ukrainy, która musi wreszcie przestać dawać się oszukiwać Niemcom.

Czym były manewry „Zapad 2017” – demonstracją mocy czy próbą rozszerzenia swojego władania? Czy te manewry były skuteczne?

Manewry Zapad – zorganizowane z wielkim szumem na Białorusi – miały zastraszyć wolny świat. Kto jest strachliwy, ten zawsze ma problem. Zapad 2017 był w tym kontekście bez znaczenia. Pokazał jedynie całkowitą zależność łukaszenkowskiej Białorusi od Rosji. Niepokojący jest jednak proceder budowania nowych rosyjskich baz wojskowych na Białorusi oraz wzrost liczebności żołnierzy rosyjskich u naszych wschodnich granic. To także groźba dla Ukrainy, która ma sporą granicę z Białorusią.

Jak, Pani zdaniem, powinna się odbyć deokupacja Krymu i Donbasu? Czy okupowanie tereny potrafią zreintegrować się z pozostałą częścią Ukrainy?

Po pierwsze musi nastąpić wycofanie wojsk rosyjskich z Krymu i Donbasu oraz bandziorów nazywających siebie separatystami. Potem nowi osadnicy z Rosji powinni jak najszybciej wrócić do domu, czyli do „matuszki Rasiji”. Z reintegracją nie będzie oczywiście żadnych problemów. Ukraińcy widzą, jak żyje się w wolnym świecie, ich paszporty są ważne w całej Europie, i nie potrzebują wiz. Już słyszałam, że Rosjanie z Krymu starają się w Kijowie o potwierdzenie ukraińskiego obywatelstwa. No cóż, lepiej być Ukraińcem niż Rosjaninem.

Naturalnie trzeba rozliczyć pomocników okupantów – krymskich Rosjan zaangażowanych w represje przeciwko Tatarom krymskim oraz zamieszkałym na Krymie Ukraińcom. Codziennie FSB i okupacyjne służby pomocnicze przeprowadzają rewizje w domach działaczy krymskotatarskich, są aresztowania, pobicia, procesy sądowe, stała inwigilacja. Od czasu zajęcia Krymu zabito wielu młodych Tatarów krymskich. Okupanci nazywają to następująco: „Porwani i pozbawieni życia przez nieznanych sprawców”.

Jak Pani ocenia to, co obecnie obserwujemy w życiu politycznym w Polsce? Są obawy, że za sprawą polityki PiS-u Polska kieruje się w stronę autorytaryzmu i dyktatury. Czy to prawda? Jakie konsekwencje ewentualny polski autorytaryzm będzie miał dla Ukrainy?

Straszenie PiS-em to oczywisty element wojny propagandowej Rosji i Niemiec. Polska wreszcie zaczęła realizować swoje interesy, zamiast być kolonią Niemiec. Gospodarka się rozwija, program prorodzinny zwiększył dzietność i zamożność rodzin. Panuje absolutna wolność słowa i przekazu mediów, zarówno publicznych, jak i prywatnych. Nie istnieje kaganiec w postaci tzw. poprawności politycznej. Narzekają jedynie te media, które są własnością kapitału niemieckiego, ale one realizują politykę swoich właścicieli. Reagują nerwowo, bo ludzie przestają kupować prasę, która kłamie.

Polska jest jedynym na świecie krajem, w którym autorytaryzm nigdy nie miał żadnych szans. Nie było absolutyzmu królów – była demokracja szlachecka. Zaborcom nie udało się narzucić Polakom swoich norm, skoro w każdym kolejnym pokoleniu wybuchały przeciw nim powstania. Niemcy w II wojnie światowej nas nie ujarzmili, nie było w narodzie polskim zdrajców, nie powstał rząd kolaboracyjny i żadne formacje wojskowe wspierające III Rzeszę Hitlera.

Komunizm w okresie PRL też się nie przyjął. Pomimo że była to strefa okupacyjna Rosji sowieckiej, to rodzimym namiestnikom, pomimo terroru, nie udało się spacyfikować Polaków. Chłopi zachowali ziemię, Kościół przetrwał prześladowania. W komunizm nie wierzyli nawet partyjni, którzy zapisywali się dla świętego spokoju, a i tak chrzcili dzieci i chodzili do kościoła. Tylko idiota może wierzyć w to, że Polska stanie się kiedykolwiek krajem autorytarnym. Polacy kochają wolność! Widać to na każdym kroku.

Na początku 2013 roku Pani i Piotr Hlebowicz zbieraliście na Krymie podpisy w intencji wydania zakazu działania organizacji prorosyjskich na terenie półwyspu. Czym się kierowaliście? Obecnie wszystko wygląda tak, jak przepowiadaliście i czemu usiłowaliście przeciwdziałać.

Rosjanie dopuścili się w styczniu 2013 roku prowokacji, czyli urządzili wystawę plenerową ku czci Stalina. Tatarzy tę wystawę zniszczyli. I mieli rację! Prowokacją było czcić na Krymie kata odpowiedzialnego za eksterminację tego narodu. Wtedy ujawniły się różne prorosyjskie bojówki, przed którymi ostrzegałam dyrektora Departamentu Spraw Zagranicznych prezydenta Juszczenki.

Krym, Mołodiożnoje, aktywiści Russkowo Jedinstwa pikietują przed miejscem spotkania z mieszkańcami – Tatarami Krymskimi | Fot. Wojciech Jankowski

Piotr Hlebowicz często bywał na Krymie i widział rozwój tych paramilitarnych organizacji prorosyjskich, które przechodziły profesjonalne szkolenia wojskowe w Rosji. Stworzono m.in. organizację Kozaków krymskich, która miała za zadanie bronić kołchozowej ziemi przed rozdysponowaniem jej pomiędzy Tatarów krymskich. „Pokrzywdzonymi” byli oczywiście rosyjscy kołchoźnicy.

Przykładem może być konflikt w Mołodiożnoje k. Symferopola. Tatarom nie przydzielano ziemi, gdyż kołchoz chciał sprywatyzować pola i oddać je kołchoźnikom (większość kołchoźników to Rosjanie). Tatarzy kilka lat temu odcięli sobie z tego kołchozu kawałek ziemi i się nią podzielili. Zaczęli stawiać na niej małe, tymczasowe domki. Niektórzy z nich mieli dowody na papierze, iż kołchoz został stworzony na gruntach ich przodków! W 2012 roku podniósł się wielki krzyk, do akcji wkroczyły paramilitarne organizacje rosyjskie. Parokrotnie burzyły zbudowane przez Tatarów budynki, były pobicia i zastraszanie. Oczywiście Siergiej Aksjonow i prorosyjski rząd Autonomii Krymskiej poparł kołchoźników.

We wrześniu 2013 roku Piotr Hlebowicz pojechał do Mołodiożnoje na spotkanie z mieszkańcami – przywitał go szpaler groteskowo wyglądających tzw. Kozaków krymskich oraz członków innych organizacji prorosyjskich. Mieli w rękach rosyjskie flagi i transparenty z hasłami typu: „Krym zawsze z Rosją!”. Ale samo spotkanie odbyło się spokojnie, ludzie wykładali swoje racje. Pytali, dlaczego władze Autonomii Krymskiej przydzielają ziemię Rosjanom, a dla Tatarów jej nie ma. Po spotkaniu w Mołodiożnym Hlebowiczowi zorganizowano konferencję prasową w Symferopolu. Liderzy tychże oddziałów kozackich i rosyjskich organizacji zadawali prowokacyjne pytania. W połowie spotkania demonstracyjnie wyszli. A za pół roku weszła nowa, okupacyjna władza i zaczęło się wielkie prześladowanie ludności tatarskiej na Krymie (z wyjątkiem kolaborantów mizdrzących się do rosyjskich agresorów).

Rozmawialiśmy w sierpniu 2008 roku o scenariuszach rosyjskich. Było to tuż po napaści na Gruzję. Niestety, nie posłuchano naszych ostrzeżeń. Oczywiście nie wynikają one z żadnego „jasnowidztwa”, a jedynie z dostępu do informacji i logicznego analizowania sytuacji. I nie mówię o żadnych tajnych danych, a jedynie o publikacjach prasowych, internetowych, wypowiedziach polityków, stałej obserwacji Hlebowicza podczas pobytów na Półwyspie Krymskim, itp.

Ciekawostką jest wielki atak rosyjskich mediów na Hlebowicza i na mnie, który trwa do dziś. Jestem z niego dumna, bo zdaję sobie sprawę, że trafiliśmy z diagnozą w dziesiątkę.

W jednym z wywiadów prorosyjski wasal Kremla na Krymie, Siergiej Aksjonow, komentując nasz list otwarty, wyraził się, iż Chmielowska i Hlebowicz powinni leczyć się psychiatrycznie. Martwiłabym się, gdyby rosyjska prasa mnie chwaliła. Zresztą uważam, że każdy, kto udziela wywiadu różnym rosyjskim „Sputnikom”, jest po prostu zdrajcą polskiej racji stanu. W wojnie informacyjnej współpracę z mediami rosyjskimi należy traktować jako współpracę agenturalną.

Stany Zjednoczone obiecały dać nam javeliny. Sytuacja przypomina tę z czasów wojny w Afganistanie – kiedy afgańscy mudżahedini dostali stingery, w końcu złamali radziecką przewagę. Czy Ukraina może liczyć na javeliny i czy to pomoże jej wygrać wojnę z Rosją?

Nie można tego porównywać z Afganistanem. Javeliny niszczą broń pancerną. Służą do obrony przed czołgami. Taką broń Ukraina powinna mieć, by obronić się przed atakiem Rosji. Ale żadne rakiety – czy to przeciwpancerne, czy też przeciwlotnicze – nawet najlepsze, nie pomogą, gdy nie będzie ducha walki. Niestety, Krym oddano bez jednego wystrzału, choć garnizony ukraińskie na Krymie były nieźle uzbrojone. Oprócz sprzętu potrzebni są ludzie, duch bojowy oraz motywacja – w tym wypadku miłość do swojej ojczyzny, pragnienie niezależności, bezpieczeństwa najbliższej rodziny, wszystkich rodaków.

Czy istnieje dzisiaj zagrożenie wojną światową? Jeśli tak, jak można temu zapobiec?

Na najbliższe lata nie widać żadnego zagrożenia wybuchem wojny światowej. Mogą powstawać lokalne konflikty, a w takich przypadkach wszystko zależy od woli odstraszenia Rosji. Jeśli ktoś się jej boi i klęka na kolana, to niech się nie dziwi, że go Moskale połkną.

Zanim nastąpiła agresja Krymu, Putin długo testował, czy odbędzie się to bez jednego wystrzału. I co? Miał rację. Potem żaden z dowódców na Ukrainie nie stanął przed sądem polowym ani przed plutonem egzekucyjnym. I co? Putin poszedł na Donbas.

I przypominam: na drodze Rosjan nie stanęła armia, tylko ochotnicy! Chłopcy i dziewczyny, którzy ukochali wolność i nade wszystko Ukrainę! Moim zdaniem z ukraińskiej armii powinni być usunięci wszyscy oficerowie i podoficerowie po moskiewskich szkołach. Młodzież patriotyczną należy szkolić w szkołach NATO i lokalnych ukraińskich.

Jak Pani widzi miejsce Ukrainy na arenie międzynarodowej?

Ukraina musi być stabilnym, przewidywalnym państwem. Powinna unikać zatargów z sąsiadami, bo w czyim one są interesie, widać choćby po prowokacji w Użhorodzie. Tam Polacy – obywatele polscy – w interesie Rosji chcieli spalić budynek stowarzyszenia węgierskiego. Wszystko według typowego scenariusza: walczą i się mordują Węgrzy, Polacy i Ukraińcy, a Moskale występują w roli „mirotworcow”, którzy nas „pogodzą”.

Teraz może być dla Ukrainy dobry czas, bo Polska weszła w skład Rady Bezpieczeństwa ONZ. Warunek jest jeden: skończyć kłótnie z Polską, zacząć rzeczowo rozmawiać. Obydwie strony powinny pozbyć się osób, które tworzą napięcia i zaogniają sytuację. Zaprzestać walki na wciąż na nowo odgrzewane, nieprawdziwe stereotypy, którymi szermują oba nasze narody.

Nie wiem, dla kogo pracuje pan Wiatrowycz z INP – być może jest tylko obarczony jakąś skazą umysłową, lecz mnie to bardziej pachnie agenturą rosyjską. To samo dotyczy Polski. W decyzjach dotyczących Ukrainy nie mogą brać udziału prorosyjscy naukowcy i politycy, tacy jak ci, których powiązania rosyjskie wykazałam.

A sprawa wydawałaby się taka prosta. Na pierwszym miejscu zawsze stawiajmy interes własnej ojczyzny. Szukajmy sprzymierzeńców wśród tych, którzy mają ten sam interes – walkę o wolność, której zagraża ten sam wróg. W polityce liczy się interes, a nie sentymenty. Racja stanu swojego państwa.

Wywiad ukazał się także w tłumaczeniu na język ukraiński na portalu https://uain.press/.

Wywiad Władysława Niedaszkiwskiego z Jadwigą Chmielowską pt. „Mamy ten sam cel i tego samego wroga” znajduje się na s. 8 i 9 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Władysława Niedaszkiwskiego z Jadwigą Chmielowską pt. „Mamy ten sam cel i tego samego wroga” na s. 8 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

Musimy udowodnić, że nie opłaca się nas atakować. Geopolityczny tygiel / Jerzy Targalski, „Kurier WNET” 46/2018

Antysemici i ludzie, którzy uważają, że trzeba siedzieć cicho, tak naprawdę są przekonani o tym, że Żydzi rządzą światem. I że my w starciu z Żydami amerykańskimi przegramy. Ja uważam, że wygramy.

Jerzy Targalski

Musimy udowodnić, że nie opłaca się nas atakować

W związku z kryzysem w stosunkach polsko-żydowskich i atakiem lobby żydowskiego w Ameryce oraz elit politycznych w Izraelu na Polskę, zaczęto mówić dużo o dialogu. Czemu taki dialog służy? Niczemu, poza dwoma celami: zaciemnić sytuację, stworzyć taką atmosferę, żeby nikt już nie wiedział, o co chodzi i żeby można było bezpiecznie skapitulować. Taki cel nie jest godny szacunku. Drugi to przedłużenie całej sprawy. Pod przykrywką bezproduktywnego dialogu toczą się negocjacje. W każdym konflikcie są strony, które liczą, jakie są straty w wypadku przegranej i jakie będą koszty, które trzeba ponieść w razie zwycięstwa. Zatem naszym celem powinno być zwiększenie kosztów przeciwnika, żeby zrozumiał, że nawet gdyby wygrał, będzie to pyrrusowe zwycięstwo i dlatego warto się z nami porozumieć.

Przypominam: Polska będzie miała sojuszników, jeżeli inne państwa będą się bały nas atakować. I to jest jedyny powód, dla którego warto będzie z Polską zawierać sojusze. Co zatem powiedział premier Morawiecki w Monachium; jaki przekaz został skierowany do środowisk żydowskich? Premier Morawiecki – świadomie czy nieświadomie – przekazał środowiskom żydowskim następującą informację: „Jeżeli będziecie nas atakowali, odpowiemy przypomnieniem prawdy o Holocauście. I wtedy wasza religia Holocaustu rozsypie się w proch. A zatem nie atakujcie, bo zlikwidujemy waszą religię Holocaustu, która jest dla was podstawą nie tylko jedności Izraela, nie tylko akcji emigracyjnej do Izraela, ale przede wszystkim podstawą wyciągania pieniędzy od wszystkich pozostałych. Dlatego nie opłaca się Polski atakować”.

Ten przekaz trzeba wzmocnić. Dlatego, czy ktoś jest zwolennikiem, przeciwnikiem, całkowitym, umiarkowanym czy wybiórczym krytykiem premiera Morawieckiego – to wszystko nie ma znaczenia i musi zejść na dalszy plan. Najważniejsza sprawa teraz – bo to jest najważniejszy konflikt, jaki w tej chwili toczymy – to wesprzeć premiera Morawieckiego, żeby nie skapitulował. Żeby się nie załamał, nie wycofał, nie uległ namowom rozmaitych „dialogantów”, co to będą opowiadali, jak to Żydom w Polsce dobrze było, jakby oni o tym nie wiedzieli albo ich to obchodziło – tylko jasno trzymał się tej taktyki:

Będzie prawda o Holocauście i nie utrzymacie swojej religii Holocaustu, chyba, że a) zrezygnujecie z kampanii nienawiści na forum międzynarodowym i w Izraelu przeciwko Polsce, i b) – zrezygnujecie z roszczeń do mienia bezspadkowego.

Na marginesie chciałem przypomnieć, jak wyglądała ustawa reprywatyzacyjna w Czechach w 1991 roku. Zakładała ona – a w grę wchodziło mienie Niemców sudeckich – że żeby odzyskać majątek, trzeba spełniać dwa warunki. Po pierwsze, być obywatelem czeskim, po drugie mieszkać w Czechosłowacji – bo wtedy jeszcze była Czechosłowacja. A zatem takie rozwiązania już były. Wtedy Czechosłowacja, a szczególnie Czechy i premier Klaus, nie byli tak atakowani. Dlaczego? Bo uznawano, że Czechy i tak będą częścią Niemiec, więc atak na Czechy byłby atakiem na Niemcy. Ale też dlatego, że Czesi, mimo opcji niemieckiej, potrafili bronić własnych interesów. Nie merdali ogonkami, nie padali na kolana, nie bili twarzą o ziemię, nie przepraszali, że istnieją. Twardo bronili swoich interesów.

Teraz zastanówmy się, co chcemy osiągnąć my. W tej sprawie zbiegają się interesy co najmniej czterech naszych przeciwników. Są to interesy organizacji żydowskich w Ameryce, które są najbardziej winne temu, że tylu Żydów zginęło w Holocauście, ponieważ to amerykańscy Żydzi odmawiali pomocy swoim braciom na Wschodzie. Następnie – elity żydowskie w Izraelu, które wiedzą, że nienawiść do Polski zwiększa szanse wyborcze, tak jak w Polsce nienawiść do Ukrainy, do Żydów, antysemityzm czy nieustanne polowanie na tak zwanych banderowców. Z tego korzystają nasi wrogowie – Niemcy i Rosja, a za tym stoją jeszcze rozmaici genderyści w Brukseli. Każdy interes jest inny, ale każdy sprowadza się do zniszczenia Polski, do złamania naszego oporu. Musimy się temu przeciwstawić. Jeśli wyłączymy z tego, za pomocą taktyki, o której mówiłem, lobby żydowskie w Ameryce i elity żydowskie w Izraelu, wówczas Niemcy i Rosja stracą instrument. Degeneraci w Brukseli zawsze będą mieli tu, w Polsce, kandydatów na zarządców Polski i nadal targowicę popiera około jednej piątej wyborców. Ale to już jest kwestia naszego stosunku do tych, którzy są zaprzańcami.

Reakcje antysemickie, jak i nawoływanie do dialogu, wynikają z dwóch przyczyn. Po pierwsze – z ogromnego strachu. To jest paradoksalne, że zarówno antysemici, jak i ludzie, którzy uważają, że trzeba siedzieć cicho, tak naprawdę są przekonani o tym, że Żydzi rządzą światem. I uważają, że my w starciu z Żydami amerykańskimi przegramy. Ja uważam, że wygramy. Wygramy, a nasza taktyka powinna polegać na stałym pokazywaniu im: wam się to nie opłaci.

Drugą przyczyną jest przekonanie, że jeśli nie będziemy cicho, jeżeli się nie poddamy, to ucierpią na tym stosunki amerykańsko-polskie; że lobby żydowskie w Ameryce zmusi Stany Zjednoczone do zerwania stosunków z Polską. I za tym znów stoi przekonanie zarówno antysemitów, jak i tak zwanych ugodowców, że polityka amerykańska jest dyktowana przez lobby żydowskie i Izrael. Ja się z tym nie zgadzam.

Dowodem na to, że mam rację, jest choćby to, że Ameryka zabroniła Izraelowi wszcząć wojnę z Iranem i dokonać prewencyjnych nalotów. Cały czas, zarówno za Obamy, jak i teraz, Izrael jest trzymany przez Stany Zjednoczone za gardło, bo one pilnują własnych interesów. Oczywiście są tam wpływy lobby żydowskiego, ale Stany pilnują własnych interesów. Jeżeli będą miały do wyboru sprzedawać nam swoją broń albo nie sprzedawać nic, tylko żebyśmy futrowali organizacje żydowskie w Ameryce, to chyba jest oczywiste, jaką opcję wybierze lobby zbrojeniowe w Ameryce. Lobby zbrojeniowe w USA jest naszym sojusznikiem.

Gdyby Stany Zjednoczone z nami zerwały, bo tak będzie chciało lobby żydowskie, to by znaczyło, że cała polityka amerykańska miała na celu wyłącznie postraszenie Niemców i Rosji, czyli że i tak by z nami zerwali. Moim zdaniem interesy amerykańskie polegają na stałej obecności na naszym obszarze, celem zrównoważenia wpływu Niemiec i niedopuszczenia do sojuszu niemiecko-rosyjskiego.

Co trzeba zrobić? Przede wszystkim trzeba rozszerzyć front i wprowadzić zamieszanie na polu przeciwnika. Po pierwsze, przypomnieć wszystkim państwom i narodom Międzymorza, że jeżeli upadnie Polska, to jako pierwsza, ale oni wszyscy będą płacili tak jak my albo jeszcze więcej. U nas szaulisów nie było. To nie my, to Nachtigall robił pogrom żydowski we Lwowie. To ksiądz Tiso wywoził Żydów słowackich do Oświęcimia. To nilaszowcy mordowali Żydów na Węgrzech. A więc, jeśli się ta operacja uda, będą płacili wszyscy inni.

Druga sprawa: przypomnieć państwom zachodnim, jak uniemożliwiały ratowanie Żydów. I zapytać organizacje żydowskie, zwłaszcza w Ameryce, czy na przykład domagają się odszkodowań od Stanów Zjednoczonych za to, że nie wpuszczając statku Saint Louis, spowodowały śmierć większości jego pasażerów, którzy uciekali przed Hitlerem.

Trzeba pamiętać, że w latach 30. hitlerowcy wysłali dwóch późniejszych wysokich funkcjonariuszy aparatu zagłady do Palestyny, żeby się zorientowali, czy jest możliwe przesiedlenie tam Żydów. Tamci stwierdzili, że nie. Takie były podstawy historyczne decyzji o wymordowaniu narodu żydowskiego. Ale gdyby Zachód zgodził się na przesiedlenie Żydów, tych ofiar by nie było. Gdyby Zachód zgodził się na propozycję Polaków zbombardowania torów do Oświęcimia, tylu ofiar by nie było. Niech wszyscy wiedzą, że oni też będą płacić, nie tylko Polacy.

I sprawa najważniejsza: przypominanie o skali kolaboracji żydowskiej w wymordowaniu narodu żydowskiego. Nie tylko w Polsce, ale na wszystkich możliwych dostępnych forach zagranicznych, w językach obcych. Niech się przeciwnicy zorientują, że tę wojnę przegrają i lepiej, żeby się na czas wycofali, bo poniosą koszty. My zapłacimy, ale i tak jesteśmy nielubiani. A jeżeli oni przegrają, to wszyscy się na nich rzucą. To są nasze argumenty i podstawy pod nasze zwycięstwo. Ale warunek najważniejszy: nie wolno się wycofywać ani chować się pod stół.

Jaka na tym tle jest oferta niemiecka? Bądźcie naszym landem, to was obronimy. Za moich młodych lat mówiło się: „Nie ze mną te numery, Brunner, ty świnio!” Druga oferta to ta, którą Sigmar Gabriel złożył ostatnio, bardziej niebezpieczna: wróćmy do status quo sprzed wojny; my znów będziemy dla was pilnowali Europy. Mam nadzieję, że Ameryka na to nie pójdzie, a my pomożemy jej zrozumieć, że to oszustwo.

Z głupoty, z nienawiści, z chęci zdobycia popularności czy zysku albo pod dyktando Łubianki rozpowszechniane są, oprócz odsądzania od czci i wiary wszystkich Żydów, trzy tezy: że w Polsce będzie okupacja żydowska, że Żydzi dążą do stworzenia państwa wyspowego, czyli zajęcia wszystkich miast na obszarze Międzymorza – co samo w sobie jest wielką głupotą, bo Żydów by nie starczyło – i trzecie, że amerykańskie bazy w Polsce są po to, żeby strzelać do Polaków, gdyby się chcieli buntować przeciwko Żydom. Powtarzają to rosyjscy agenci, a głupcy łykają. Jest to pogląd podsuwany przez Łubiankę, który wykorzystuje strach, rzekłbym, atawistyczny, że w Izraelu nikt o niczym nie myśli, jak tylko o tym, żeby się przesiedlić do Polski i nas zniewolić. Tymczasem podstawowym celem Izraela i pokolenia sabrów, czyli Żydów urodzonych już w Izraelu, jest wzmocnić Izrael. W tej chwili sprowadzają Żydów z Europy Zachodniej do Izraela, a służy temu między innymi ostrzeganie przed zagrożeniem islamskim. I dlatego w ostatnich kilku latach z Francji przesiedliło się do Izraela 30 000 Żydów.

Jakie są cele rosyjskie? Bardzo proste. Z jednej strony chodzi o budowę w Polsce antysemickiej, prorosyjskiej partii narodowej, która zwiąże Polskę z Rosją i spowoduje zerwanie naszych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Z drugiej strony chodzi o to samo, co po Kielcach i po Marcu. O przedstawienie Polaków na Zachodzie jako dziczy antysemickiej. Zachód będzie miał usprawiedliwienie, żeby Polaków oddać pod kuratelę Rosjanom albo Niemcom, a najlepiej jednym i drugim, i wtedy będzie z nami święty spokój. Tak więc musimy wykazać, że zaczepianie Polski jest niebezpieczne.

Całe życie walczyłem z antysemitami i doskonale wiem, jaka jest skala nastrojów antysemickich w Polsce, ale też – jakie są ich przyczyny. A przyczyny nowego antysemityzmu w Polsce są dwie: komuniści żydowscy i działalność Wybiórczej. To Wybiórcza jest największym generatorem postaw antysemickich w Polsce – jej ataki na Polskę, Polaków, naszą tradycję i w ogóle na państwo polskie.

Jestem zasypywany listami, że Polska nie ma szans w starciu z lobby żydowskim, że ta wojna z góry jest przez nas przegrana. Nie wiadomo, skąd ci specjaliści wiedzą, że przegramy, ale wiedzą; tylko kapitulacja może nas ocalić. Kapitulacja oznacza, że będziemy płacili do końca świata rozmaite odszkodowania, które mają to do siebie, że rosną w tempie miliarda dziennie. Dlatego takie alarmistyczne nawoływania nie robią na mnie żadnego wrażenia. Co najwyżej przypomina mi się młodość, kiedy mnie przekonywano w 1976, w ‘80, w ‘82 roku, jaka to bezpieka jest potężna, jakie KGB niezwyciężone, a Związek Sowiecki to już wieczny jest i dlatego nie ma żadnego sensu cokolwiek robić.

Kto nie podejmuje wyzwania, ten zawsze przegrywa; szanse na zwycięstwo daje tylko podjęcie walki. Oczekiwanie, że administracja państwowa coś zrobi, jest w Polsce bezcelowe. W Polsce żadna instytucja państwowa nic nie zrobi, ponieważ ci ludzie są sparaliżowani strachem. Polacy mają tę wyższość nad innymi narodami, że potrafią działać bez państwa. Nie musimy mieć rozkazu instytucji państwowych, możemy działać sami. Dlatego od naszej aktywności zależy wynik tej rozgrywki. Chciałem zauważyć, że już pierwszy efekt jest, ponieważ są głosy, że wprawdzie to była bardzo malutka grupka, ale jednak ta symboliczna grupka Żydów kolaborowała. Tyle tylko, że ich kolaboracja była usprawiedliwiona, bo oni ratowali własne życie, biorąc udział w likwidowaniu czy też w mordowaniu swoich braci poprzez wydawanie i sporządzanie list, i tak dalej. Ja na ten temat mam inny pogląd. Uważam, że jeżeli człowiek chce zachować człowieczeństwo, nie może ratować własnego życia, biorąc udział w mordowaniu innych, niewinnych ludzi. Żeby zachować człowieczeństwo, czasem trzeba wybrać śmierć. I to jest ta zasadnicza różnica, jeżeli chodzi o etykę. Tak mnie w domu uczono.

Swojego czasu nastąpił huraganowy atak na Szwajcarię, po którym nastąpiło pewne odprężenie. Tymi, którzy wyciągnęli rękę do zgody, byli działacze żydowscy z Izraela. Ale rolę głównych atakujących wzięły na siebie organizacje żydowskie w Stanach Zjednoczonych.

Myślę, że teraz my jesteśmy na tym samym etapie: zaczęło się pewne odprężenie z Izraelem, w związku z czym należy się spodziewać skoncentrowanego ataku amerykańskich organizacji żydowskich. Dlatego trzeba po raz kolejny przypomnieć (napisał to też Szewach Weiss), że Żydzi amerykańscy są winni obojętności wobec zagłady Żydów wschodnioeuropejskich. I nie przejmować się tymi wszystkimi katastroficznymi zapowiedziami.

W czasie, kiedy kapitulanci będą zbierali pieniądze na odszkodowania, my zastanówmy się nad sytuacją w Turcji. Polityka prezydenta Turcji Recepa Erdoğana jest przez agenturę rosyjską w Polsce przytaczana jako wzorzec dla Polaków. Tak jak Erdoğan, powinniśmy się zdystansować do Ameryki i zbliżyć do Rosji. Zobaczmy, co to Turcji przyniosło.

Przed Erdoğanem polityka turecka opierała się z jednej strony na sojuszu z USA, a z drugiej na wymaganiach: jesteśmy sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, ale nie dajemy nic za darmo. Erdoğan zerwał z tą zasadą i z jednej strony zdystansował się od USA, a nawet popadł z nimi w konflikt, a z drugiej strony zbliżył się do Rosji, zgodził się na Turk Stream, kupił rakiety S400. Co osiągnął?

Jeżeli chodzi o Europę, jest całkowicie izolowany i pozostaje w konflikcie z Niemcami. Jeżeli chodzi o USA, myślał, że swoją polityką żądań, dystansowania się i szantażowania stosunkami z Rosją uzyska od Stanów Zjednoczonych zezwolenie na zajęcie terenów kurdyjskich w Syrii. Nie udało się.

Od Rosji oczekiwał wsparcia w zajęciu enklawy Afrin w płn. Syrii, ale co się okazało? Po pierwsze Kurdowie w Afrinie porozumieli się z Asadem, który jest głównym sojusznikiem Rosji, i Asad wsparł Kurdów. Do tego Kurdowie zaczęli się porozumiewać z Irańczykami i wychwalany przez agenturę sojusz Turcja-Iran-Rosja, który miał podbić pół świata, zaczął trzeszczeć w szwach, ponieważ porozumienie kurdyjsko-irańskie oznacza konflikt między Turcją i Iranem. Rosjanie nie zgodzili się na usunięcie Asada, jak chciał Erdoğan, i zaatakowanie Afrinu przyniosło wojskom tureckim klęskę. Czyli tu też Erdoğan nic nie uzyskał.

Popadł w konflikt z Izraelem, ponieważ Izrael popiera Kurdów. W tej chwili Turcja jest izolowana na wszystkich frontach. W ten sposób okazuje się, że polityka Erdoğana, która miała przywrócić przynajmniej częściowo wpływy osmańskie na Bliskim Wschodzie, zakończyła się przegraną.

Czyli tak naprawdę polityka Erdoğana doprowadziła do tego, że Turcja nie tylko stała się nieprzewidywalnym członkiem NATO, ale znalazła się w okrążeniu sił jej przynajmniej niechętnych. I to jest model zalecany przez opcję prorosyjską w Polsce. Erdoğan miał być wzorcem dobrych stosunków z Rosją i dystansowania się od Stanów Zjednoczonych.

Oczywiście sojusz ze Stanami Zjednoczonymi nie oznacza, że spełniamy każde życzenie, że nie mamy własnych postulatów czy interesów. Skoro zwolennicy kapitulacji uważają, że kręgi żydowskie w Stanach Zjednoczonych będą decydowały o polityce USA wobec Polski i dlatego trzeba natychmiast kapitulować i się porozumieć, to co będzie, jak organizacje żydowskie w Stanach dogadają się z Rosją? Dopiero wtedy nastąpi katastrofa, bo nie dość, że nie będziemy mieli zapewnionego bezpieczeństwa, to jeszcze wcześniej za ten brak bezpieczeństwa zapłacimy haracz.

Wola walki jest nam potrzebna również w stosunkach z Unią Europejską, bo to, że obie strony już się do siebie uśmiechają, to jest teatr dla ludu, ale żądania Unii Europejskiej się nie zmieniły. Co najwyżej dochodzi jeszcze kwestia konfliktu żydowskiego, który Unia chce przeciwko nam wykorzystać.

Oczywiście możemy się uśmiechać, ale jeśli nie będziemy walczyli o nasze interesy, to przegramy. I nie możemy ustąpić, bo to jest kwestia naszego być lub nie być.

Tekst został opracowany na podstawie audycji w TV Republika „Geopolityczny tygiel” i opublikowany za zgodą Autora i TV Republika.

Artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Musimy udowodnić, że nie opłaca się nas atakować” znajduje się na s. 4 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Musimy udowodnić, że nie opłaca się nas atakować” na s. 4 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl

„Kurier WNET” 39/2017, Paweł Czyż: Całkowicie nie zgadzam się z poglądami marszałka Morawieckiego w sprawie Rosji

Bez Armii Czerwonej Polacy mogli się wyzwolić. Zostaliśmy i tak potraktowani jak pokonani. PRL nie była w dużo lepszej (może nawet gorszej?) sytuacji niż okupowana przez ZSRR Czechosłowacja czy Węgry.

Paweł Czyż

Po co głaskać kobrę?

 

Sprzeciwiam się usuwaniu stojących jeszcze w Polsce ok. 200 obelisków pamięci poległych żołnierzy sowieckich – napisał w tekście otwierającym 147 nr „Gazety Obywatelskiej” marszałek senior Sejmu RP VIII kadencji, poseł dr Kornel Morawiecki.

Polscy administratorzy z sowieckiego nadania, a tylko tacy byli w 45-letnim okresie PRL, odbudowali stolicę i kraj. Wykształcili nowe kadry. (…) Czy byłoby to możliwe, gdyby Niemcy nie przegrały wojny na Wschodzie, gdzie poniosły 80% strat militarnych? Czy wyzwolilibyśmy się sami? Z pomocą Amerykanów i Anglików, którzy sprzedali nas w Teheranie i Jałcie? Czy byłoby to możliwe bez ofiar 600 tys. żołnierzy sowieckich poległych na terenie naszego kraju? Rosjanie, pokonawszy Niemców, ujarzmiali Polskę przez 45 lat, osłabiali naszego ducha, ale nie odmawiali nam prawa do istnienia, co było do końca wojny w planach niemieckich.

Nie zgadzam się w całej rozciągłości z poglądami w sprawie Rosji, które prezentuje marszałek Morawiecki.[related id=37206]

Roman Dmowski w „Naszym Patriotyzmie” (1893) pisał, że rząd rosyjski rozmaitymi czasy rozmaicie usprawiedliwiał swoje gwałty na Polsce. Dowodząc, że ziemie litewskie i ruskie stanowią odwieczną jedność z moskiewskim rdzeniem państwa carów, dziką działalność swą w tych ziemiach nazywał wyzwalaniem swego ludu z pod jarzma polskiego. (…) Wieszanie i masowe wysyłanie na Sybir najlepszych sił społeczeństwa polskiego nazywało się uzdrawianiem narodu z chorobliwych marzeń, gwałty na unitach – przyjmowaniem na łono swego kościoła braci, których niegdyś przemoce oderwano i którzy teraz dobrowolnie powracają. Do ostatnich jeszcze czasów słyszeliśmy, że rząd rosyjski nic nie ma przeciw pomyślnemu rozwojowi narodowości polskiej, że chodzi mu tylko o zachowanie w całości granic państwa, o wytępienie dążności separacyjnych.

Tymczasem minister Witold Waszczykowski „popełnił” wywiad dla rosyjskiego „Kommiersanta”, wskazując, że Polska jest gotowa na normalizację stosunków z Federacją Rosyjską. Można odnieść wrażenie, że deklaracje Waszczykowskiego zostały wsparte zapewne zauważonymi przez Kreml krokami w postaci zerwania przez MSZ umowy na współfinansowanie TV Biełsat.

Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektorka stacji, powiedziała PAP, że w grudniu zeszłego roku MSZ zmniejszył budżet telewizji Biełsat na 2017 r. z 17 mln zł do 5,6 mln zł. Zaraz potem resort wypowiedział umowę, na podstawie której przyznawano każdego roku środki Biełsatowi, głównie z polskiego resortu spraw zagranicznych, TVP oraz ze źródeł międzynarodowych. Według ostatnich, reprezentatywnych badań, telewizja Biełsat znana jest 1/3 Białorusinów. Ogląda ją 10% dorosłej widowni, 82% darzy ją zaufaniem lub pełnym zaufaniem. Ostatnio stacja uzyskała wsparcie programowe ze strony BBC. W komentarzu na swoim profilu na jednym z portali Agnieszka Romaszewska-Guzy napisała wprost: Jeżeli zapytać „Qui bono?” to JEDYNYM KORZYSTAJĄCYM NA TYM JEST ROSJA. Bo wbrew pozorom w białoruskiej przestrzeni dominują nawet nie białoruskie państwowe, a ROSYJSKIE media.

Rosyjska skaza?

Wracając do tez Kornela Morawieckiego. Po pierwsze, Roman Dmowski pod koniec XIX wieku nie miał żadnych złudzeń co do kierunku polityki Rosji. Jego polityczny adwersarz Józef Piłsudski również nie łudził się, że Rosja może być dla Polski przyjaznym sąsiadem: Pamiętajcie, że dusza Rosjanina, jeśli nie każdego, to prawie każdego, jest przeżarta duchem nienawiści do każdego wolnego Polaka i do idei wolnej Polski. Oni są łatwi i zdolni do uczucia nawet wielkiej przyjaźni i będą was kochać szczerze i serdecznie, jak brata, dopóki nie poczują, że w sercu swoim jesteście wolnym człowiekiem i boicie się ich miłości, w której dominującym pierwiastkiem jest żądza opieki nad wami, inaczej mówiąc: władzy. To jest skaza urodzeniowa ich duszy, dziedziczna i kilkusetletnia, za ich niewolę, za Tatarów, za Iwana, za opryczników, za odwieczne bunty topione we krwi. Jeśli własna wolność jest nieosiągalna, wolność cudza wzbudza zawiść i odrazę. Jesteśmy od wieków zbyt bolesnym dla nich wzorem, zaprzeczeniem ich własnego losu. Obawiam się, że dużo czasu upłynie, zanim oni zrozumieją, że nikt i nic, chyba śmierć, odbierze nam prawa do wolności….

Kornel Morawiecki twierdzi, że „polscy administratorzy” Kremla doprowadzili po 1944 roku do odbudowania stolicy i kraju oraz kształcili nowe kadry. Ponad pół wieku wcześniej (…) pełniącym obowiązki prezydenta Warszawy był Sokrates Starynkiewicz (1875-92). Można go również uznać za nietypowego rusyfikatora, który w przeciwieństwie do innych carskich włodarzy Warszawy wybrał metodę marchewki zamiast kija. W swoich pamiętnikach wielokrotnie podkreślał, że jest rosyjskim patriotą. Jego doktryną była pełna inkorporacja gospodarcza, polityczna i społeczna Polaków do Rosji, co realizował polityką pokojowego zmiękczania społeczeństwa poprzez pozytywne inicjatywy gospodarcze i społeczne. Ostro polemizował z polskimi patriotami – także, gdy był już na emeryturze.

Z tymi modernizacjami i odbudowami warto uważać, bo to właśnie postawa Armii Czerwonej w 1920 i z lat 1944–45 doprowadziła do zniszczenia wielu polskich miast. Za carskiej Rosji kształcono również kadry, które jednak miały służyć nie Polsce, a państwu zaborczemu. Po 1944 roku zamysł był podobny. Stalin nakazał wymordowanie polskiej elity m.in. w Katyniu, albowiem nie miał żadnych złudzeń, że po zajęciu polskiego terytorium kadry te mogły być nam użyteczne dla szybszego wybicia się na niepodległość.

Inne kadry, te, o których pisze marszałek Morawiecki, miały głównie za zadanie wzmacniać obcy Polakom komunizm, np. taka Wisława Szymborska z jej poezją: „Niech nam żyje Józef Stalin, co ma usta słodsze od malin” lub Sławomir Mrożek, Julian Przyboś i inni „zasłużeni” tzw. Rezolucją Związku Literatów Polskich w Krakowie w sprawie procesu krakowskiego. Ta odezwa z 8 lutego 1953 r. podpisana przez 53 sygnatariuszy – członków krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich – wyrażała poparcie dla stalinowskich władz PRL po aresztowaniu pod sfabrykowanymi zarzutami duchownych katolickich, skazanych na karę śmierci w sfingowanym procesie pokazowym zwanym procesem księży kurii krakowskiej. Pokłosia „komunistycznych kadr” do dziś nie można się pozbyć chociażby z sądownictwa.

Co byłoby możliwe?

Ówczesny świat docenił znaczenie zwycięstwa Polaków nad bolszewikami w 1920 r. Ambasador brytyjski w Berlinie lord Edgar Vincent d’Abernon podsumował znaczenie Bitwy Warszawskiej: Gdyby Karol Młot nie powstrzymał inwazji Saracenów, zwyciężając w bitwie pod Tours, w szkołach Oxfordu uczono by dziś interpretacji Koranu, a uczniowie dowodziliby obrzezanemu ludowi świętości i prawdy objawienia Mahometa. Gdyby Piłsudskiemu i Weygandowi nie udało się powstrzymać triumfalnego pochodu Armii Czerwonej w wyniku bitwy pod Warszawą, nastąpiłby nie tylko niebezpieczny zwrot w dziejach chrześcijaństwa, ale zostałoby zagrożone samo istnienie zachodniej cywilizacji. Bitwa pod Tours uratowała naszych przodków przed jarzmem Koranu; jest rzeczą prawdopodobną, że bitwa pod Warszawą uratowała Europę Środkową, a także część Europy Zachodniej przed o wiele groźniejszym niebezpieczeństwem, fanatyczną tyranią sowiecką.

Marszałek Morawiecki pyta: Czy byłoby to możliwe, gdyby Niemcy nie przegrały wojny na Wschodzie, gdzie poniosły 80% strat militarnych? Czy wyzwolilibyśmy się sami? Z pomocą Amerykanów i Anglików, którzy sprzedali nas w Teheranie i Jałcie? Czy byłoby to możliwe bez ofiar 600 tys. żołnierzy sowieckich poległych na terenie naszego kraju?

Faktycznie Niemcy przegrały wojnę na Wschodzie. Tyle, że od 23 sierpnia 1939 roku do 22 czerwca 1941 roku Niemcy i ZSRR współpracowały ściśle nie tylko gospodarczo, ale w celu zniszczenia Polaków, czego wyrazem były cztery konferencje GESTAPO-NKWD. To Józef Stalin sprzeciwił się koncepcji pozostawienia okrojonej Polski, w efekcie czego Hitler powołał tzw. „Generalne Gubernatorstwo”. Pomysł Hitlera był oparty na doświadczeniach tzw. Królestwa Polskiego z lat 1917–18 i miał stanowić pierwotnie bazę do porozumienia z Polakami, w co jeszcze w 1939 roku Hitler wierzył.

Trzeba tu dodać, że w III Rzesza proponowała Polsce korekty graniczne, które zostały odrzucone w mowie ministra spraw zagranicznych Józefa Becka z 5 maja 1939 roku. Zatem 24 października 1938 minister spraw zagranicznych III Rzeszy Joachim von Ribbentrop, w rozmowie z ambasadorem RP w Berlinie Józefem Lipskim wysunął następujące propozycje (do końca marca 1939 pozostawały one tajne):

  • przyłączenia do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska,
  • przeprowadzenia eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez polskie Pomorze (tzw. „polski korytarz”),
  • przystąpienia Polski do paktu antykominternowskiego – czyli jawnego zadeklarowania się Polski jako politycznego partnera III Rzeszy a strategicznego przeciwnika ZSRR.

W zamian III Rzesza proponowała:

  • przeprowadzenia przez terytorium Gdańska podobnej eksterytorialnej autostrady lub drogi oraz linii kolejowej oraz wolny port,
  • gwarancji zbytu polskich towarów na terenie Gdańska,
  • wzajemne uznanie granicy polsko-niemieckiej (lub uznanie terytoriów obu krajów),
  • przedłużenie układu o nieagresji o kolejne 25 lat,
  • niemiecką zgodę na zmiany terytorialne na korzyść Polski na wschodzie i wspólną granicę polsko-węgierską,
  • współpracę w kwestii emigracji Żydów z Polski oraz w sprawach kolonialnych,
  • wzajemne konsultowanie wszystkich decyzji dotyczących polityki zagranicznej.

31 marca 1939 r. Wielka Brytania jednostronnie udzieliła Polsce gwarancji niepodległości (ale nie integralności terytorialnej), obiecując pomoc wojskową w przypadku zagrożenia. 11 kwietnia 1939 r. Hitler nakazał rozpoczęcie prac nad planami ataku na Polskę (Fall Weiss) i ukończenie ich do końca sierpnia. 23 maja na zebraniu wysokich rangą wojskowych powiedział, że zadaniem Niemiec będzie wyizolowanie Polski. Ostateczną decyzję w sprawie ataku na Polskę podjął 22 sierpnia. Zatem do reorientacji zamiarów Hitlera doprowadziła jednostronna deklaracja Anglii.

W 1940 roku Hitler wstrzymał ofensywę na Dunkierkę, wierząc w możliwość zawarcia separatystycznego pokoju, którego jednym z elementów mogło być odtworzenie państwa polskiego, w innych granicach. Naturalnie Hitler liczył na to, że Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie w efekcie pokoju wesprą atak na ZSRR. Podobną rolę pełniła Finlandia zaatakowana przez ZSRR jeszcze w 1939 roku (tzw. „wojna zimowa”). Jednym z elementów tej gry było ujawnienie przez Niemców zbrodni w Katyniu. Nieformalne negocjacje z pomocą Abwehry trwały.

Jest prawdopodobne, że ZSRR w porozumieniu z Anglią (tajenie akt) zorganizowała zamach na gen. Władysława Sikorskiego, aby zapobiec przerzuceniu wojsk polskich z Zachodu do kraju w 1943–44 r., co przy ustąpieniu im pola przez Wehrmacht (lokalne porozumienie) mogło powstrzymać Armię Czerwoną na tyle, aby nie powstała nigdy NRD, a Polskę mogli wyzwolić Polacy. Aby temu przeciwdziałać, Anglicy uwikłali np. elitarną 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową gen. Stanisława Sosabowskiego w operację „Market Garden”.

Już w pod koniec 1943 roku Sosabowski udał się do Stanów Zjednoczonych. Ustalił tam, że amerykańskie samoloty C-47 Dakota są w stanie przewieźć polską brygadę do Warszawy. Również 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka mogła zostać użyta do walk w kraju. Warto zauważyć, że jeszcze w 1944 roku Wehrmacht miał potężne siły zdolne do operacji zaczepnych, np. w Ardenach. Liczebność zaś PSZ na Zachodzie oceniało się w 1944 roku na 200 tys. żołnierzy.

Przerzucenie wojsk polskich z zachodu do kraju postawiłoby Polskę w innej perspektywie, bowiem „zyskiem” dla Niemiec byłoby uwolnienie sporych sił, a dla Polaków „przywitanie” Armii Czerwonej nie tylko siłami AK czy NSZ, ale regularnego wojska. Przerzucenie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie do kraju przesunęłoby jedynie „żelazną kurtynę” – być może na naszą obecną wschodnią granicę.

Spora część zwykłych żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego przeszłaby front i wyzwoliła się spod rozkazów radzieckich, jak tysiące tych, którzy zbiegli do lasu po przekroczeniu przedwojennej granicy RP.

Ocalałaby ludność Warszawy, albowiem inaczej mógł się potoczyć spisek von Stauffenberga, którego celem było obalenie Hitlera i pokój z aliantami z Zachodu (USA, Anglia, Francja).

Reasumując: bez Armii Czerwonej Polacy mogli się wyzwolić. Zostaliśmy i tak potraktowani jak pokonani. Armia Czerwona – potem Armia Radziecka – pozostała w Polsce do 1993 roku. PRL nie była w o wiele lepszej (może nawet gorszej?) sytuacji niż okupowana przez ZSRR Czechosłowacja czy Węgry.

Dużo trudniej przede wszystkim byłoby siać mit o „wyzwoleniu” przez ZSRR naszego terytorium, gdy mogło ono zostać wyzwolone naszymi własnymi siłami. Nowa okupacja rosyjska byłaby czytelniejsza, bo 25 kwietnia 1943 r. Stalin zerwał stosunki z legalnym polskim rządem. Trzeba wspomnieć, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Władysław Raczkiewicz odmówił podpisania układu Sikorski-Majski, a zatem formalnie II RP nadal pozostawała w stanie wojny, którą wywołał ZSRR.

Totalitarne pamiątki

Poseł Morawiecki napisał: Rosjanie, pokonawszy Niemców, ujarzmiali Polskę przez 45 lat, osłabiali naszego ducha, ale nie odmawiali nam prawa do istnienia, co było do końca wojny w planach niemieckich.

Po pierwsze, od 1918 roku II RP zlikwidowała wszystkie zaborcze monumenty, w tym takie pokaźne, jak monstrualna cerkiew – sobór św. Aleksandra Newskiego na warszawskim placu Saskim. Ostatecznie, mimo kilku protestów, świątynia została rozebrana w latach 1924–1926, razem z większością cerkwi w Warszawie. Pozostawiono tylko dwie: cerkiew pw. Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny (na warszawskiej Pradze) i cerkiew pw. św. Jana Klimaka (na Woli, w granicach cmentarza prawosławnego).

Z rozbiórki uczyniono wydarzenie polityczne i narodowe. Wypuszczono obligacje, aby „dać każdemu Polakowi szansę uczestniczenia w rozbiórce”. Papiery były zabezpieczone wartością materiałów odzyskanych z budynku. Przeciwko rozbiórce protestowała część polskiej elity kulturalnej, m.in. Antoni Słonimski.

Latem 1924 r. senator Wiaczesław Bogdanowicz wygłosił płomienną mowę w obronie soboru. 17 października 1939 r. aresztowany przez NKWD i wywieziony w głąb Rosji, zmarł podczas transportu z Mołodeczna do Mińska lub został rozstrzelany zaraz po aresztowaniu w więzieniu wileńskim. Senator RP przekonywał: Wystarczy pójść na plac Saski i popatrzeć na odarte kopuły na wpół zniszczonego soboru. Tylko nie mówcie panowie, że on musiał być zniszczony jako pomnik niewoli. Powiedziałbym, że dopóki on stoi, jest najlepszym pomnikiem dla przyszłych pokoleń, uczącym je, jak można szanować i strzec swojej ojczyzny, rozebrany będzie haniebnym pomnikiem nietolerancji i szowinizmu! Nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że w tym soborze są wybitne dzieła sztuki, w które włożono wiele duchowych sił najlepszych synów sąsiedniego narodu – i ci, którzy tworzyli te dzieła sztuki, nie myśleli o żadnej polityce. Polski naród czuje to, a także poważne skutki takiego postępowania i już tworzy swoją legendę dotyczącą zniszczenia soboru… Ale naszych politykierów to w żaden sposób nie porusza. A przecież przyjeżdżają cudzoziemcy – Anglicy, Amerykanie – patrzą na to ze zdziwieniem, fotografują, a fotografie rozpowszechniają po całym świecie, naturalnie razem z opinią o polskiej kulturze i cywilizacji.

W Sejmie RP odbyło się 22 czerwca br. głosowanie nad przyjęciem senackiego projektu ustawy o zmianie ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. Debata była gorąca. W efekcie presji społecznej nawet 15 z 16 posłów PSL poparło zmiany ustawowe. Niestety za pozostawieniem tej totalitarnej spuścizny opowiedział się m.in. poseł Janusz Sanocki, niezależny poseł z Nysy.

Dziś Janusz Sanocki wznosi peany dla opinii w tej sprawie, którą przedstawił marszałek Morawiecki: cyt. Z wielką radością przyjąłem tekst Kornela Morawieckiego (…) sprzeciwiający się burzeniu poradzieckich pomników – pamiątek po II wojnie. Nareszcie głos rozsądku odcinający się od – jakże łatwego dzisiaj i płytkiego, bo pozbawionego historycznej refleksji – tzw. antykomunizmu (…) Bez ofiary wielu milionów Rosjan, którzy oddali życie walcząc z Hitlerem, w tym 600 tys. czerwonoarmistów, którzy polegli na naszych ziemiach, nie byłoby dziś wolnej Polski. (…) Dzisiaj bowiem to już nie są pomniki sowieckie czy komunistyczne. To są pomniki poświęcone chłopakom i dziewczynom, różnym Iwanom, Borysom, Wierom – którzy polegli na naszej ziemi.

O ile mogę zrozumieć, że marszałek Kornel Morawiecki widzi jakąś formę, ma jakąś wizję wspólnoty słowiańskiej z Rosją, to jednak jest to sprzeczne z opiniami takich wielkich mężów stanu, jak Dmowski czy Piłsudski. Po przewrocie bolszewickim i rozpędzeniu 18 stycznia 1918 r. demokratycznie wybranej rosyjskiej Konstytuanty, 28 stycznia 1918 roku dotychczasowe bojówki partyjne bolszewików, zwane Gwardią Czerwoną, na mocy dekretu Rady Komisarzy Ludowych zostały przekształcone w Robotniczo-Chłopską Armię Czerwoną.

Od 18 stycznia 1918 roku, tj. rozpędzenia rosyjskiej Konstytuanty, nie ma najmniejszych szans na to, że Rosja stanie się cywilizowanym, demokratycznym państwem. Podkreślanie roli Armii Czerwonej jako „wyzwolicielskiej” – do tego poza granicami Federacji Rosyjskiej – tylko osłabia antyputinowską opozycję i gruntowanie postaw propaństwowych na Białorusi czy na Ukrainie.

Myślę, że Kornel Morawiecki powinien przemyśleć swoją strategię, np. zaangażować się w upamiętnienie rosyjskich oddziałów walczących w 1920 roku pod stronie polskiej. W miejscowości Perespa (lubelskie) znajduje się zrujnowany cmentarz Rosjan walczących pod zwierzchnictwem marszałka Piłsudskiego za wolność Rosji i wolność Polski od komunistycznego jarzma. W tej miejscowość w II RP znajdował się nawet pomnik, który warto przywrócić. Warto upamiętnić gen. Stanisława i Józefa Bułak-Bałachowiczów. Nie widać najmniejszego sensu w upamiętnieniu Armii Czerwonej w Polsce. Takie widzenie trąci tym, że zaraz ktoś wpadnie na pomysł, że w Wehrmachcie było wielu poległych na naszym terytorium, zwykłych Hansów, którzy musieli…

Apeluję do marszałka Kornela Morawieckiego, aby włączył się w ratowanie TV Biełsat i w walkę o upamiętnienie 111 091 Polaków ludobójczo zamordowanych przez NKWD w tzw. „operacji polskiej” w latach 1937–38 (na mocy rozkazu NKWD nr 00485) czy ludobójstwa OUN/UPA na Wołyniu. Dbajmy o pamięć Polaków, a inne narody niech się zmagają ze swoją. Skoro chcą głaskać kobrę… to im wolno, prawda?

Autor jest członkiem redakcji „Niezależnej Gazety Obywatelskiej” w Bielsku-Białej.

Cały artykuł Pawła Czyża pt. „Po co głaskać kobrę?” znajduje się na s. 19 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Czyża pt. „Po co głaskać kobrę?” na s. 7 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego