Unia może zapewnić Estonii lepsze życie, ale NATO zapewnia po prostu życie; i zawsze potrzebujemy wsparcia Polski

Ameryka to największe mocarstwo, ale Polska to najbliższe silne państwo, kluczowe dla bezpieczeństwa Litwy, Łotwy i Estonii. Bez pełnego zaangażowania Polski w NATO nie ma dla nas nadziei.

Antoni Opaliński
Trivimi Velliste

Byłem współzałożycielem Towarzystwa Dziedzictwa Estonii. Estoński ruch zachowania dziedzictwa był pierwszym ruchem ogólnonarodowych i oddolnym. Pojawił się już w 1986. Mogę chyba powiedzieć, że pewną inspirację stanowiła dla nas polska Solidarność (…). Przykład Polski był dla nas ważniejszy nawet od wcześniejszych o 12 lat wydarzeń w Czechosłowacji, czy jeszcze wcześniejszych – też o 12 lat – na Węgrzech.

Te dwunastoletnie przerwy – to też jest bardzo interesujące. Powstanie węgierskie zostało przez Rosjan zdruzgotane, podobnie stało się 12 lat później w Pradze. Ale w 1980 r. w Polsce nie mogli nic zrobić, bo Polska jest za duża, a jej rola jest kluczowa dla sytuacji w Europie Środkowej.

My w Estonii rozumieliśmy, że skoro nie są w stanie spacyfikować Polski, to jest początek końca rosyjskiego, sowieckiego imperium. Bo Polska jest za duża i stanowi zbyt ważny punkt odniesienia w polityce. Okazało się, że mieliśmy rację. (…)

I tak, krok za krokiem, w 1997 mieliśmy już wielkie zgromadzenia, festiwale ochrony dziedzictwa. A w kwietniu 1988, w Tartu, naszym drugim najważniejszym mieście, takim estońskim Krakowie, pojawiliśmy się z estońską flagą – niebiesko-czarno-białą. Przy okazji, nie wiem, czy wiecie, ale flaga miasta Tartu, czyli Dorpatu, jest biało-czerwona i pochodzi z czasów jego przynależności do Polski.

Zatem wyciągnęliśmy flagę Estonii, co w czasach sowieckich uchodziło za poważne przestępstwo karane aresztowaniem. Był to więc istotny krok naprzód. Dotąd mieliśmy małe kroki, to już był duży krok. KGB nie bardzo wiedziało, co z tym zrobić. Dziś wiemy, że Gorbaczow polecił KGB przywrócenie porządku w Estonii, na Litwie i Łotwie, ale bez użycia broni palnej. Tak zaczął się rozkład sowieckiego panowania. (…)

Z prawnego punktu widzenia Estonia nie stanowiła nigdy części Związku Sowieckiego, byliśmy cały czas pod okupacją sąsiedniego państwa. Podobnie jak Polska czy Dania były okupowane przez nazistowskie Niemcy. Przecież Dania nie jest państwem sukcesyjnym nazistowskich Niemiec, mimo że była po ich okupacją. Czechy zostały nawet włączone do Niemiec a jednak dziś nie są państwem dziedziczącym zobowiązania prawne nazistowskich Niemiec. Taka sama jest sytuacja Litwy, Łotwy i Estonii.

Nigdy legalnie nie należeliśmy do Związku Sowieckiego. Byliśmy jego częścią de facto, lecz nie de iure. To było kluczowe i dlatego w całej Estonii zakładaliśmy lokalne komitety obywatelskie. (…)

24 lutego 1990 roku, w estoński dzień niepodległości zorganizowaliśmy wybory do Kongresu Estonii. Kongres stał się drugim parlamentem. Mieliśmy wtedy dwa parlamenty – funkcjonującą w budynku dawnego parlamentu marionetkową Radę Najwyższą. To był sowiecki marionetkowy parlament, podobne „rady najwyższe” funkcjonowały w Moskwie, w Rydze czy w Wilnie. Wśród członków tej rady znajdowali się sowieccy oficerowie. Kongres Estonii został wybrany tylko przez obywateli Estonii. Natomiast w wyborach do Rady Najwyższej mógł głosować każdy, kto przebywał w Estonii, włącznie z żołnierzami wojsk sowieckich.

Powstało więc pytanie, które z tych zgromadzeń posiada demokratyczną legitymację? Przez prawie dwa lata, 1991–1992, sytuacja była bardzo dziwna. Ludzie chcieli, żeby Kongres osiągnął realną władzę. Tymczasem Kongres miał bardzo ograniczone środki, tylko z dobrowolnych wpłat obywateli. Natomiast prawdziwy budżet był w rękach sowieckiej Rady Najwyższej. Czyli wciąż byliśmy prowincją Rosji. (…)

Dwudziestego sierpnia, tuż przed północą, w Tallinie wydano deklarację o przywróceniu niepodległości Estonii. To było niezwykle istotne z prawnego punktu widzenia, w jaki sposób ogłosimy naszą niepodległość. Kiedy wróciłem, doszło do istotnych porozumień między Kongresem i Radą Najwyższą. Ja byłem szefem komitetu spraw zagranicznych w Kongresie, a Lennart Meri ministrem spraw zagranicznych w przejściowym rządzie powołanym przez Radę. Na szczęście mieliśmy te same poglądy. On podobnie jak ja uważał, że niepodległość de iure cały czas istnieje, chodzi tylko o to, jak ją osiągnąć de facto. (…)

Relacje między Rosją a Estonią nie należą do serdecznych. Rosja od wielu lat prowadzi przeciw nam wojnę informacyjną (…), którą rozpoczęła zaraz po wycofaniu wojsk sowieckich. Przez te dwadzieścia lat wciąż przedstawiają nas jako kraje nieomal nazistowskie – bo podczas II wojny światowej Estończycy i Łotysze walczyli po stronie Niemiec przeciwko Armii Czerwonej i nosili niemieckie mundury. Czyli zapewne wszyscy byli nazistami.

Musimy tłumaczyć, że w czasie II wojny światowej musieliśmy brać broń od wroga numer dwa, żeby walczyć z wrogiem numer jeden. Bo dla nas w Estonii to Stalin był wrogiem numer jeden, a Hitler wrogiem numer dwa. Zapewne w Polsce było na odwrót. Dla nas, z powodów geopolitycznych, Stalin był dużo bardziej niebezpieczny. (…)

Cały czas bardzo uważnie obserwujemy amerykańską politykę, także wewnętrzną. Z powagą traktujemy amerykańskie deklaracje o aktualności sojuszniczych zobowiązań. Wiceprezydent Pence był u nas miesiąc temu. Liczymy też na zaangażowanie Brytyjczyków, którzy opuszczają Unię, ale przecież pozostają w NATO. Dla Estonii jest tak, że o ile Unia może zapewnić lepsze życie, to NATO zapewnia po prostu życie. (…)

Dla nas w Estonii najważniejszym graczem są Amerykanie. Ale historycznie patrząc, pamiętamy o roli Brytyjczyków. Brytyjskie okręty przybyły do nas z pomocą, kiedy odzyskiwaliśmy niepodległość w grudniu 1918 roku. Liczymy się też z rolą Niemiec w Europie.

Oczywiście jest też Polska, nie tylko z racji historycznych. W kontekście NATO wiemy, że bez wsparcia Polski niczego nie da się zrobić. Polska staje się prawie tak ważna dla nas jak USA. Ameryka to największe mocarstwo, ale Polska to najbliższe silne państwo, kluczowe dla bezpieczeństwa Litwy, Łotwy i Estonii. Bez pełnego zaangażowania Polski w NATO nie ma dla nas nadziei. Jeśli chcemy przeżyć nacisk ze strony Putina, zawsze potrzebujemy wsparcia Polski.

Cały wywiad Antoniego Opalińskiego z Trivimim Velliste pt. „Bez Polski nie przetrwamy” znajduje się na s. 9 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Antoniego Opalińskiego z Trivimim Velliste pt. „Bez Polski nie przetrwamy” na s. 9 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego