Epilog epopei partyzanckiego oddziału Armii Krajowej legendarnego Stanisława Wencla – „Twardego” i dalsze losy dowódcy

„Figurant jest zdolny w każdej chwili zorganizować grupę swoich ludzi i objąć nad nimi dowództwo. Wynika to z jego cech, jak szybka decyzja, odwaga, umiejętność pozyskiwania ludzi i znajomość terenu”.

Wojciech Kempa

Ankieta sporządzona na podstawie pisma skierowanego do zastępcy komendanta ds. Służby Bezpieczeństwa Komendy Miejskiej MO w Zawierciu z 19 listopada 1963 roku:

Z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej w 1945 r. oddział Wencla St. zostaje rozbrojony, natomiast sam ucieka do Tarnowskich Gór, gdzie nawiązuje kontakt z Inspektorem AK ob. Kuzior Marian ps. „Kruk”. Prowadzi dalszą działalność współpracując z bandą Musialika Bolesława ps. „Bolesław”. W lipcu 1945 r. Wencel zostaje ujęty z bronią w ręku przy likwidowaniu bandy „Bolesława” i osadzony w więzieniu w Katowicach. W październiku 1945 r. na interwencję ówczesnego premiera Osóbki-Morawskiego i ogólnej amnestii zwolniono go z więzienia i jednocześnie ujawnił się jako członek AK. (…) W październiku 1950 r. w czasie akcji „K” został aresztowany i wyrokiem WSR Katowice skazany za udział w napadzie na posterunek MO w Mrzygłodzie i za udział w zabójstwie prac. UBP Zawiercie Kazimierza Machurę. Wspomnianą karę Sąd Najwyższy uchylił i uniewinnił Wencla Stanisława.

Stanisław Wencel zgodził się podjąć współpracę z Departamentem V MBP, który wysłał go w roku 1955 do Republiki Federalnej Niemiec z zadaniem inwigilowania środowisk emigracyjnych PPS. Z RFN Wencel udał się do Francji, przy czym żadnych informacji organom bezpieczeństwa nie przekazywał, za to szczegółowo poinformował liderów PPS o tym, co dzieje się w kraju. W roku 1956 powrócił do Polski. Z entuzjazmem powitał wydarzenia rozgrywające się w październiku 1956 roku, szybko jednak doszedł do wniosku, że sprawy nie idą w dobrym kierunku.

Warto jeszcze na zakończenie przytoczyć opinię ppor. Włodzimierza Kwietnia ze Służby Bezpieczeństwa w Zawierciu na temat Stanisława Wencla – „Twardego”, sporządzoną w dniu 21 października 1961 roku:

Pełniąc funkcję d-cy oddziału AK ob. Wencel Stanisław u swych podwładnych uchodził za człowieka bardzo odważnego. Zaufanie to Wencel St. zdobył sobie tym, że kiedy oddział ich miał wykonać jakieś zadanie w stosunku do Niemców, to Wencel dobierał sobie kilku ludzi i czele z nimi zadanie to zostało wykonane. Jednocześnie Wencla Stanisława cechuje dobry zmysł organizacyjny, dowodem czego było to, że potrafił on zorganizować dosyć liczną grupę ludzi, którzy po dziś dzień cenią go jako swego dowódcę.

Z materiałów znajdujących się w sprawie wynika, że Wencel Stanisław stara się być zawsze w ścisłym kontakcie z b. d-cami poszczególnych grup AK, jak Filipczyk Mieczysław, bracia Bartosikowie z Niegowy, Śnitko Stanisław, Biedroń Antoni i inni. Oprócz wymienionych Wencel Stanisław stara się być bezpośrednio względnie za pośrednictwem d-ców poszczególnych grup AK w kontakcie z poszczególnymi członkami, których bardzo często odwiedza, wykorzystując do tego celu różne okazje. Niezależnie od tego, że wymieniony utrzymuje szerokie kontakty z b. czł. AK z naszego terenu z treści informacji znajdujących się w sprawie wynika, że ob. Wencel utrzymuje obecnie szerokie kontakty z b. czł. AK zamieszkałymi obecnie na terenie Będzina, Dąbrowy Górniczej, Sosnowca, Katowic i innych miejscowości. (…)

W 1959 roku żona ob. Śnitki Stanisława, byłego dowódcy grupy AK, otworzyła prywatną jadłodajnię w Żarkach, do której systematycznie schodzili się byli członkowie AK, a wśród nich Wencel, Filipczyk, bracia Bartosikowie, Kluszczyński i inni. W czasie libacji pijackich poruszali oni różne tematy związane z aktualną sytuacją w kraju i za granicą. Najczęściej dyskutowali o możliwości wybuchu wojny i ich udziału w czasie działań. W wyniku prowadzonych dyskusji dochodzili do wniosku, że ich miejsce w razie wybuchu wojny jest w lesie, wobec tego przygotowywali teren, gdzie mogliby się ukrywać oraz możliwość zaopatrzenia poszczególnych członków w broń. Z toku dyskusji wynikało, że w broń zaopatrzyć ich może Bartosik Bronisław. (…)

Na podstawie całokształtu materiałów znajdujących się w sprawie p-ko ob. Wenclowi oraz indywidualnych rozmów wynika, że figurant jest zdolny w każdej chwili zorganizować grupę swoich ludzi i objąć nad nimi dowództwo. Wynika to z jego cech osobistych, jak szybka decyzja, odwaga, umiejętność pozyskania sobie ludzi i znajomość terenu.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Dzieje kompanii partyzanckiej Twardego. Epilog” znajduje się na s. 8 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Dzieje kompanii partyzanckiej Twardego. Epilog” na s. 8 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 53/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Piąta i ostatnia część epopei oddziału „Twardego”. Ujęcie i stracenie niemieckiego konfidenta Władysława Pacieja

W izbie stół był nakryty białym lnianym prześcieradłem, na stole krzyż i dwie świece. Wprowadziłem do izby Pacieja, trzymałem go pod rękę, zauważyłem, że zadrżał, widocznie zrozumiał swoje położenie.

Wojciech Kempa

Udało się wreszcie dopaść Władysława Pacieja. „Twardy”, ponaglany przez dowództwo, obawiał się, że zadanie to zostanie mu odebrane i powierzone „Hardemu”, na czym jego duma mocno by ucierpiała.

Zastanawiał się, co zrobić, gdy oto dotarła doń informacja, że Paciej ma słabość do pięknych kobiet i wyraźnie jest zainteresowany „Niuśką”, żoną „Granita” – Mieczysława Makieły, szefa kompanii. Zalecając się do niej, przedstawiał się jako inspektor AK.

„Twardy” poprzez „Niuśkę” nawiązał z nim kontakt. Oddajmy głos „Twardemu”:

Pierwszy meldunek miał charakter sprawozdania z działalności grupy z prośbą o zaopiekowanie się nami. Drugi był skargą na dowództwo AK, że nas jako pepesowców źle traktuje, żeśmy nie ubrani, bosi itd. Prosimy go, aby przybył do grupy, obejrzał na własne oczy nasze położenie oraz podjął interwencję u dowódcy dywizji. Jednocześnie informowałem go, że kontakt na dywizję podam mu przy najbliższym spotkaniu. Obydwa meldunki były zaopatrzone w oryginalną pieczątkę kompanii. Meldunek dostarczyła „Niuśka”. Paciej na pewno konsultował się z gestapem w Zawierciu. Tych zaszokował kontakt na dywizję – kazali mu jechać.

Tak więc Władysław Paciej wraz z „Niuśką” udali się na rowerach do obozu partyzanckiego kompanii „Twardego”. Ten w swej relacji wspomina:

Przybyłego „inspektora” powitano z wielkimi honorami, po czym przystąpiono do wymiany poglądów na temat stanu organizacyjnego ruchu oporu oraz jego aktualnych zadań. Przybyły gość zakończył swoje przemówienie apelem do nas, ażeby niszczyć jak najwięcej szpicli i prowokatorów, gdyż ci utrudniają pracę organizacjom konspiracyjnym. Podziwiałem bezczelność tego człowieka. Pod wieczór chciał odjechać, prosząc mnie o adres dywizji. Znów pod pretekstem, że dziś ma mieć miejsce zrzut, a takiej okazji szkoda zmarnować, namawiałem go do pozostania.

Paciej dał się namówić, widocznie ów zrzut go zainteresował. W międzyczasie partyzanci opróżnili jeden dom stojący na uboczu wsi Lgota Murowana, który miał zostać oddany do jego dyspozycji. „Twardy” wspominał po latach:

W izbie stół był nakryty białym lnianym prześcieradłem, na stole krzyż i dwie świece. Wprowadziłem do izby Pacieja, trzymałem go pod rękę, zauważyłem, że zadrżał, widocznie zrozumiał swoje położenie. Zasiedliśmy za stołem. Paciej w dalszym ciągu na honorowym miejscu. Resztę miejsca zajęła starszyzna grupowa. „Bolesław” położył przed sobą gruby brulion z ołówkiem. Czas było skończyć z komedią. Powstałem z miejsca, za mną reszta.

– Nazwisko i imię wasze? – zapytałem.

– Paciej Władysław – odpowiedział.

– Urodzony gdzie…

– Paciej Władysław, jesteście oskarżeni o zdradę główną. Będziecie odpowiadać przed polskim sądem polowym. Zanim będziemy was sądzić, przeprowadzimy śledztwo.

Paciej został zrewidowany – znaleziono przy nim trzy dokumenty wystawione przez Gestapo. Pierwszym było zaświadczenie wystawione przez Gestapo w Zawierciu i podpisane przez Ocyloka. Zawierało informację, iż jest on jego współpracownikiem i że należy udzielać mu wszechstronnej pomocy. Drugi dokument to zaświadczenie wydane w sierpniu 1943 roku, a więc jeszcze przed opisaną wcześniej falą aresztowań, na firmowym blankiecie zawierciańskiego Gestapo, podpisane przez jego szefa, Rotera. Na jego podstawie Paciej, jako zaufany człowiek Gestapo, mógł w dowolnym punkcie przekraczać granicę. Trzecie zaświadczenie wydane było przez Gestapo w Opolu. Na jego mocy mógł on żądać wszelkiej pomocy od policji i urzędów niemieckich, przekraczać w dowolnym punkcie granicę z GG, a także przeprowadzać przez granicę dowolną osobę nie posiadającą przepustki. Zajrzyjmy do książki Juliusza Niekrasza:

Gdy wzięto szpicla na przesłuchanie, oświadczył ze stoickim spokojem, że nic od niego nie wydobędą. Był to człowiek niskiego wzrostu, ryży, chuderlawy, wyglądał tym mizerniej, że stał całkiem nago, bo „Twardy” przed rewizją kazał go rozebrać. Nie prosił o łaskę.

„Twardy” kazał go wychłostać, dać mu zamiast ubrania worek z wymalowaną swastyką, z otworem na głowę i ręce, i zamknąć go do bunkra o chlebie i wodzie.

Zabrał się do studiowania notesu agenta, w którym były różne kolumny nazwisk z adresami. Rozszyfrowano bez trudu wykaz ofiar Pacieja oraz spis miejscowych konfidentów. Nie wiedziano natomiast nic o nazwiskach osób zamieszkałych w Radomiu, Warszawie i Łodzi.

Po trzech dniach Paciej zaczął krzyczeć, że chce złożyć zeznania. Były one tak rewelacyjne, że zawiadomiono Komendę Okręgu, a ta z kolei Komendę Główną AK w Warszawie. Paciej zeznał, że gestapo przeniosło go jako spalonego do dystryktu Radom, gdzie już się zameldował i otrzymał szczególne instrukcje, powrócił na Śląsk jedynie po to, aby dokończyć rozpoczętą akcję, która na tym terenie miała już być ostatnią. Niezrozumiałe dla „Twardego” nazwiska i adresy to materiał podany mu przez radomskie gestapo. Paciej wyjaśnił, że jedna kolumna nazwisk obejmuje osoby do rozpracowania, druga to przyszli współpracownicy.

Do obozu „Twardego” przyjechali oficerowie wywiadu z Warszawy i Radomia. Oficer z Radomia śmiał się z pomyłki, gdy w kolumnie radomskich konfidentów znalazł swoją łączniczkę. Według udzielonych przez niego informacji łączniczka ta była ostatnio kurierką na trasie Radom – skrzynka Komendy Głównej AK w Warszawie. Miała być osobą poza wszelkimi podejrzeniami. Jej mąż, wyższy oficer, miał przebywać w oflagu.

W jakiś czas później „Poczekalnia” (nasza komórka wymiany poczty z Generalnym Gubernatorstwem) doręczyła Komendzie Śląskiego Okręgu AK pismo z podziękowaniem za dobrą pracę i przyczynienie się do zdemaskowania groźnej agentki gestapo, jaką okazała się radomska kurierka, rzekoma żona oficera; zbędne dodawać, ile mogła sprowadzić nieszczęść, a może nawet już sprowadziła.

Paciej był przesłuchiwany przez szereg dni, protokół jego sprawy doszedł do 200 stron, znalazł się później w rękach prokuratora WSS i wywiadu. Wyrok na Władysławie Pacieju został wykonany w dniu jego imienin, 27 czerwca 1944 roku.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania Twardego ” cz. V znajduje się na s. 8 i 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania Twardego” cz. V na s. 8 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

„Twardy” był urodzonym żołnierzem i jego oddział partyzancki stanowił formację pod każdym względem wzorową

Pseudonim „Twardy” oddawał w pełni konstytucję psychiczną Stanisława Wencla. Charakter miał skomplikowany, był wobec ludzi przyjacielski i wylewny, ale jednocześnie potrafił być nieufny i podejrzliwy.

Wojciech Kempa

Niewiele wiadomo, czym zajmował się oddział „Twardego” przed włączeniem go do AK. Informacje na ten temat (…) są ogólnikowe i sprowadzają się do stwierdzenia, iż oddział ów przeprowadził wiele śmiałych akcji przeciwko okupantowi, po czym Kantyka [w swojej książce] dodaje: Nie były to jednak działania typowe dla oddziałów partyzanckich, gdyż oddział „Twardego” miał w tym czasie charakter grupy dywersyjnej i realizował zadania o takim właśnie charakterze. Sytuacja zmieniła się dopiero latem 1943 roku, z jednej strony w związku z masowym napływem ludzi z konspiracji, którzy szukali schronienia w oddziałach partyzanckich, z drugiej zaś w związku z akcją scaleniową z Armią Krajową. (…)

Bolesną stratę oddział „Twardego” poniósł w dniu 26 listopada 1943 roku. Tego dnia zginął zastępca „Twardego” – Stefan Skotnicki ps. Mucha. Oddajmy ponownie głos Z. Walterowi-Jankemu: Zastępca porucznika „Twardego”, plutonowy Stefan Skotnicki „Mucha” wraz z Zenonem Pazerą „Dańko” otrzymał kwaterę w dzielnicy Sosnowca Konstantynów, w mieszkaniu rodziny, której ojciec uciekł do GG w obawie przed aresztowaniem. Zdaje się, że dowódca terenowy nie był poinformowany o aktualnej sytuacji w tym domu. Pech chciał, że tej samej nocy w listopadzie 1943 r. policja niemiecka przyszła na tę kwaterę, aby pochwycić poszukiwanego gospodarza domu. Partyzanci na widok niemieckich policjantów otworzyli ogień. Niemcy wycofali się na ulicę Perla. Partyzanci ruszyli za nimi. Na ulicy „Mucha” został ranny w nogę, miał strzaskaną kość. Upadł na chodnik. „Dańko” dalej ścigał policjantów, którzy wycofali się na posterunek Sielec.

„Dańko” wrócił, podniósł kolegę. Ten ucałował swego waltera, oddał broń „Dańce” i poprosił, żeby oszczędził mu cierpień i dobił. Ale „Dańko” przetransportował go kilka domów dalej i oddał pod opiekę polskiej rodziny.

Wyszedłszy na ulicę z dwoma pistoletami, znowu ujrzał policjantów. Udało mu się zastrzelić jednego i wycofać pod osłoną porannej mgły na ulicę Pogoń, aby zaalarmować kolegów na innych kwaterach. Tymczasem w rodzinie, gdzie leżał ranny, ktoś pod wpływem strachu załamał się i zawiadomił Niemców. „Muchę” zabrano do szpitala w dzielnicy „Pekin”. Porucznik „Twardy”, zawiadomiony o wypadku, w pięć godzin później zorganizował rozpoznanie w szpitalu. Jednak przestraszony pracownik szpitala, członek konspiracji, zawiódł, dał świadomie mylne informacje, że „Mucha” został przewieziony do szpitala w Niwce. Zanim sprawdzono, że informacja była fałszywa, „Mucha” skorzystał w nieuwagi pilnującego go żandarma i popełnił w szpitalu samobójstwo.

Zastępcą por. „Twardego” został plutonowy Franciszek Michalak „Lis”, harcerz, ochotnik w kampanii 1939 r. Wzięty do niewoli – uciekł z niej. Jako jeden z pierwszych znalazł drogę do oddziału partyzanckiego. Porucznik „Twardy” powierzył mu nadzór nad moralną postawą żołnierzy oddziału.

29 listopada 1943 roku patrol pod dowództwem kpr. „Rysia” opanował skład monopolu tytoniowego w Sosnowcu przy ul. Piłsudskiego. Skład opróżniono całkowicie. 1 grudnia, według Waltera-Jankego, wysłano do Katowic sześć patroli z kompanii „Twardego”, przy czym w skład każdego z nich miało wchodzić po trzech–czterech ludzi. Ich zadaniem było zdobycie broni. Wszystkie patrole miały powrócić bez strat i ze zdobyczną bronią. (…)

Rosnący liczebnie ruch konspiracyjny potrzebował pieniędzy. Współpracujący z oddziałem członkowie konspiracji socjalistycznej z Poręby podsunęli pomysł zdobycia pieniędzy przewożonych z banku z Zawiercia do dyrekcji miejscowej fabryki obrabiarek. Po zebraniu niezbędnych informacji opracowano plan odbicia pieniędzy, który „Twardy” zaakceptował. Był on prosty i bezpieczny. Akcję w Porębie przygotował Mieczysław Makieła „Słaby”, „Granit”, wspólnie z Franciszkiem Kułakiem i „Gordonem”. Ponieważ ustalono, iż pieniądze dwa razy w miesiącu przewożone są dwukołową bryczką, która miała właściwie jednoosobową obstawę, gdyż obok woźnicy i kasjera znajdował się na niej tylko jeden strażnik, postanowiono, że akcja nastąpi w pobliżu wsi Kierszula, skąd było zaledwie 500 m do dużego kompleksu lasów. Akcję wyznaczono na 1.12.1943 r. (…)

[A]kcja nie doszła do skutku. Postanowiono ją ponowić 16 grudnia. Podobnie jak za pierwszym razem, grupa wypadowa zatrzymała się w Zawierciu u siostry „Twardego”. Zmieniono trasę dojścia do szosy, tak aby na dłuższym odcinku biegła równolegle do niej. Tym razem partyzanci musieli długo czekać. Prawdopodobnie formalności bankowe opóźniły wyjazd bryczki z Zawiercia. Stanisław Wencel „Twardy” wspominał po latach:

Skok miał nastąpić w czasie mijania nas przez bryczkę. Rozstawiliśmy się następująco: „Orski”, ażeby był nierozpoznany, szedł pierwszy lewą stroną szosy i miał ubezpieczać od przodu, ja szedłem o jakieś sto metrów [za nim] prawą stroną szosy. Za mną pięćdziesiąt metrów szli w tym samym kierunku „Dańko” i „Lis” – oni mieli rozpocząć akcję natychmiast, gdy ich minie bryczka. „Józik” szedł całkiem z tyłu i miał ubezpieczać od strony Zawiercia. Uzbrojeni byli w steny, a ja w visa.

Jan Kantyka pisze dalej: Tym razem akcja przebiegła sprawnie. W chwili, gdy partyzanci znaleźli się w najodpowiedniejszym miejscu, na drodze pojawiła się bryczka. Okrzykiem „Hände hoch!” „Lis” zaskoczył pasażerów. „Twardy” podskoczył do konia i chwytając go za uzdę, skręcił bryczkę w poprzek drogi, uniemożliwiając ucieczkę. Strażnik podniósł ręce do góry, a „Lis” wyjął mu z kabury pistolet. W tym czasie „Dańko” zabrał walizkę, w której znajdowały się pieniądze. Następnie „Twardy” nakazał strażnikowi zejść z bryczki, a „Dańko” przekazał mu walizkę. Woźnica i kasjer – obydwaj byli Polakami – otrzymali polecenie, iż mogą odjechać, gdy grupa znajdzie się w pobliskim lesie. Po 15 minutach forsownego marszu grupa znajdowała się już w bezpiecznej odległości od ośrodków, skąd mógł wyruszyć pościg. Z taką ewentualnością grupa musiała się liczyć, gdyż do lasu docierał ryk syren alarmowych, co potwierdzało, że wieść o rekwizycji dotarła do Poręby. Po wyładowaniu pieniędzy i rozdzieleniu ich między uczestników akcji, postanowiono rozrzucić bilon, gdyż było go zbyt dużo, utrudniałby bezpieczne wycofywanie się z akcji. Kiedy grupa znalazła się w lasach, których strażnik Tomala nie znał, postanowiono go puścić.

Nie będziemy śledzić dalszej drogi odwrotu i kolejnych perypetii grupy biorącej udział w tejże akcji, natomiast oddajmy jeszcze na moment głos „Twardemu”:

Miałem jeszcze później trochę kłopotów z tą robotą. Dowódca dywizji AK na Okręg Śląski, ppłk „Walter”, miał dokładne dane z raportów niemieckich o skonfiskowanej kwocie pieniędzy. Według rozliczenia brakowało około trzech tysięcy marek. Był to bilon, który rozrzuciliśmy w lesie, a tu musieliśmy się rozliczyć co do feniga. Z kwoty dziesięciu procent, które należały się mojemu oddziałowi, musiałem wyrównać różnicę. Nie pomogło żadne tłumaczenie ani meldunek placówki w Porębie, że na drugi dzień Niemcy zebrali ludzi i kazali szukać w śniegu bilonu. Taki już był pułkownik, a my go za to ceniliśmy.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania Twardego” (część 1)” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania Twardego” (część 1)” na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 46/2018, wnet.webbook.pl