Szpiedzy, agenci, zamachy, spiski. Ciąg dalszy burzliwych dziejów ukraińskiego ruchu narodowego – początek XX wieku

Popieranie ukraińskiego ruchu przez Wiedeń od początku było dla wszystkich jasne. Natomiast tylko część polskiej opinii publicznej podejrzewała przywódców ukraińskich o ścisłą współpracę z Berlinem.

Stanisław Orzeł

Wstrząs spowodowany zabójstwem w kwietniu 1908 r. Namiestnika Galicji, Andrzeja Potockiego, wywołał niespodziewane reakcje również w pruskich służbach specjalnych. Można założyć, że właśnie to wydarzenie doprowadziło do pierwszej wielkiej kompromitacji nacjonalistów ukraińskich.

Ukrywane przez stronę ukraińską przed opinią publiczną ich bezpośrednie powiązania z manipulacjami pruskich sił i służb specjalnych zostały ujawnione w 1909 r. przez… pruskiego szpicla, który ewidentnie wymknął się spod kontroli dotychczasowych mocodawców, a ostatecznie – podczas I wojny światowej – zaczął pracować dla Ententy.

Tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny potwierdziły to publikacje polskiego dziennikarza i działacza narodowego z Wielkopolski. Przyglądając się takim wydarzeniom i życiorysom, jak specyficzna kariera zabójcy Potockiego, należy dostrzegać, że budując przeciwwagę dla sojuszu rosyjsko-francuskiego, do którego doprowadziła samobójcza tajna dyplomacja Bismarcka, pruska polityka zagraniczna już na początku XX w. zwróciła uwagę na potencjał tkwiący w rodzącym się nacjonalizmie ukraińskim.

Przykłady niemiecko-ukraińskiej współpracy przypomniał Tadeusz Gluziński w książce Sprawa ukraińska, wydanej w Warszawie w 1937 r.: „Popieranie ukraińskiego ruchu przez Wiedeń od początku było dla wszystkich jasne. Natomiast tylko część polskiej opinii publicznej podejrzewała przywódców ukraińskich o ścisłą współpracę z Berlinem. (…) W 1909 r. pojawiły się dokumenty, (…) dostarczone przez szpiega pruskiego Rakowskiego”. Informacje byłego agenta policji pruskiej Bolesława Rakowskiego zostały opublikowane w „Rzeczpospolitej” I, nr 17 z 16 października 1909 r. („Przegląd Historyczny”, t. 45, PWN 1954, s. 657). Z akt Überwachungsstellen wiadomo, że Rakowski został zwerbowany przez Paula Frosta [„trojga imion i nazwisk (…): Paweł Frost, inaczej Michael Franke albo Grzegorz Pawłowicz Ziemski”, jak pisze „Dr. Vitelius” [w:] Spowiedź szpiega pruskiego, [w:] Bibljoteczka Historyczno-Geograficzna nr 99, T-wo Wyd. „Rój” s. z o.o., Warszawa (1928), s. 5 – S.O.], pracownika Oddziału III Królewskiego Prezydium Policji w Poznaniu, który wypełniał w Krakowie swoje zadania przez trzynaście lat (A. Pankowicz, Kościół krakowski w życiu państwa i narodu polskiego, t. 7, Wyd. Nauk. PAT 2002, s. 168).

Dzięki donosom Rakowskiego Oddział III zainicjował tajną współpracę z Królewskim Komisariatem Granicznym w Bytomiu, którym kierował osławiony antypolską zaciętością wobec Górnoślązaków Wilhelm Maedler.

Rakowski umiał pozyskiwać zaufanie patriotów krakowskich i wyciągać od nich informacje potrzebne prześladowcom polskości na Śląsku.

„Były one (…) tak zaskakujące, że zaczęły budzić podejrzenia w Oddziale III, czy Rakowski nie komponuje doniesień w celu powiększenia swoich wynagrodzeń. Wyjechał więc Frost na kilka dni do Krakowa, ażeby skontrolować konfidenta. Kontrola potwierdziła rewelacje Rakowskiego, co zostało korzystnie ocenione w poznańskiej centrali” (J. Krupiński, Na tropie Górnoślązaków: akcje policji pruskiej w latach 1902–1910, KAW RSW Prasa, Książka, Ruch, 1981, s. 9).

Agent Rakowski był figurą bardzo dwuznaczną. Urodził się około roku 1880 jako syn byłego nauczyciela szkoły ludowej, później korektora poznańskiego pisma „Praca”, założonego przez pochodzącego ze Śląska, a działającego w Wielkopolsce bankiera i działacza niepodległościowego, Marcina Biedermanna [który po przejęciu na własność Domu Bankowego Drwęski i Langer po 1896 r. przeciwdziałał akcji kolonizacyjnej Hakaty, wykupując zagrożone majątki polskie lub kupując majątki od Niemców w Wielkopolsce i na Śląsku, a odsprzedawał je w ręce polskie – S.O.].

Według znanego publicysty Kazimierza Rakowskiego [od 1919 r. osiadłego w majątku Rudzica koło Pszczyny, śląskiego polityka, później posła na Sejm Śląski i jego wicemarszałka z list chadecji w latach 1922–1924, mimo tego samego nazwiska nie mającego nic wspólnego z Bolesławem – S.O.], młody B. Rakowski wykradł w 1898 r. w piśmie „Praca”, gdzie też zaczął pracować, kwitariusze kasowe i z kilkuset markami uciekł do Torunia. „Nie przyjęty z powrotem do pracy mimo próśb ojca, nie zawahał się zadenuncjować K. Rakowskiego, który na skutek tego został wydalony z Niemiec. Wówczas zaczęły się jego kontakty z pruską policją, której „przynosił nieraz coś interesującego”. W październiku 1901 r. ponownie zadenuncjował K. Rakowskiego, gdy ten przybył nielegalnie do Wrocławia na konferencję z Biedermanem i Korfantym w sprawie tworzenia pisma »Górnoślązak«” (Historia, [w:] Acta Universitatis Vratislaviensis, Nauki społeczne, PWN, 1965, s. 76).

Następnie B. Rakowski, który w Krakowie z kryjówki w oberży „Pod baranami” na Basztowej szpiegował Górnoślązaków przyjeżdżających do dawnej stolicy, został aresztowany przez inspektora policji krakowskiej, Bronisława Karcza, brata redaktora „Nowej Reformy” (Spowiedź szpiega…, s. 23). Ostatecznie B. Rakowski „w 1909 r. znalazł się w Paryżu, skąd we wrześniu przekazał swoje rewelacje redakcji »Rzeczypospolitej«. Nie taił w nich swojej roli jako agenta policji pruskiej, nie podał też, co go skłoniło do „nawrócenia” (Historia, [w:] Acta Universitatis Vratislaviensis, jw., s. 76).

Akta dotyczące spraw rusińskich w Galicji wschodniej otrzymał – aby napisać memoriał dla kanclerza Bűlowa – pracujący dla pruskiej policji dziennikarz-poliglota dr Jorky, nałogowy alkoholik i hazardzista, z którym Rakowski onegdaj pojechał do Londynu z zadaniem szpiegowskim.

Rakowski spotkał go w Berlinie. „Chcąc za każdą cenę akta dostać w swoje ręce”, zaprosił go „do Linden-Casino, gdzie można było dostać znakomite piwo angielskie”. Gdy Jorky „spił się niemożliwie”, Rakowski załadował „trupa” do dorożki i zawiózł „do hoteliku. (…) Następnie szybko wrócił do swojego mieszkania, gdzie odpisał dokumenty, m.in. korespondencję osobistą miedzy dr. Bovenschenem, dr. Wegnerem, dyrektorem policji Zacherem i prowodyrami Ukraińców we Lwowie. Potem odniósł je spitemu Jorky’emu”.

„Rewelacje te ogłosił Wacław Gąsiorowski [Wiesław Sclavus, ten od Szwoleżerów gwardii – S.O.] w »Kurierze Warszawskim«. Powtórzyła je cała prasa polska i zagraniczna. (…) »Diło« i inne ukraińskie piśmidła wyparły się wszystkiego, bo skądżeby oni (Ukraińcy) mieli mieć związki z Prusami?!… Oni, tak czysty, niewinny naród mieliby plamić sobie ręce zamachami i zbrodniami? Więc zaskarżyli do sądu »Słowo Polskie«, »Kurjer Lwowski« i »Czas« krakowski oraz »Głos Narodu« o zniewagę. Na rozprawę do Krakowa i Lwowa” przyjechał Rakowski i zeznał pod przysięgą, że dokumenty są prawdziwe. „Przysięgał także Dr. Jorky, choć pijak i biedak, lecz uczciwy, gorliwy katolik. I Ukraińcy zamilkli” (Spowiedź…, s. 21). Tak o tych wydarzeniach pisał w 1911 r. Feliks Koneczny:

Powszechną uwagę zwróciło nadzwyczaj wyzywające zachowanie się prasy ruskiej w Galicji względem rządu austryackiego i Polaków, pogróżki rzezi i pożarów, a równocześnie napływ żywiołów anarchistycznych z Rosyi, niszczycielskie awantury na uniwersytecie, wreszcie częste podróże działaczów ruskich do Berlina.

Bezpośrednio z tem zeszły się znane rewelacye Rakowskiego, wprost druzgocące dla rządu pruskiego. Choćby tylko część ich była prawdziwą, wypadałoby podejrzewać rząd pruski, że już od r. 1904 prowadził między Rusinami agitacyę wyborczą kosztem marek niemieckich, celem wybrania jak największej liczby posłów – deutsch-freundlicher Ruthenen. Pieniędzmi sypać także wśród młodzieży ruskiej, a i posłów ruskich wciągać do roboty, dawać subwencje najhałaśliwszemu z dzienników »ukraińskich«, wreszcie popierać »sicze« wiejskie – to wszystko leży niewątpliwie w interesie Prus – i choćby Rakowski mijał się z prawdą w szczegółach, kierunek jego rewelacyj świadczy o kierunku polityki pruskiej.

Jaki wszelako cel ostateczny miała tajna policja pruska, o tem dowiadujemy się z raportu konsularnego: należy przede wszystkiem „objaśniać« opinię publiczną w Niemczech czy to z trybuny parlamentarnej, czy przez prasę i na zgromadzeniach publicznych o politycznym ucisku, na który Rusini galicyjscy są wystawieni (…). Chodzi o utworzenie agentury politycznej pruskiej we Lwowie, którąby był każdorazowy Niemiec – namiestnik galicyjski – to ulubione życzenie Rusinów” („Świat Słowiański – miesięcznik”, jw., s. 267; o enuncjacjach b. agenta pruskiego Rakowskiego dotyczących ukraińskiego ruchu narodowodemokratycznego [w:] „Prawo Ochronne”, tamże, 8 VII, nr 27, s. 306).

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy ukraińskiego ruchu narodowego na początku XX w. w świetle dowodów” znajduje się na ss. 10–11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy ukraińskiego ruchu narodowego na początku XX w. w świetle dowodów” na ss. 10–11 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Namiestnictwo Andrzeja Potockiego w Galicji 1903-1908, zakończone zabójstwem dokonanym przez nacjonalistę ukraińskiego

Zabójstwo A. Potockiego odbiło się szerokim echem w całej Polsce pod zaborami; dzień tego mordu stał się datą symboliczną w stosunkach Polaków z Galicji i Rusinów podkreślających swoją ukraińskość.

Stanisław Orzeł

W czerwcu 1903 r. Namiestnikiem Galicji został Andrzej Potocki herbu Pilawa (ur. 10 czerwca 1861 r. w Krzeszowicach, zm. 12 kwietnia 1908 r. we Lwowie), który był politykiem związanym z konserwatystami krakowskimi, marszałkiem Sejmu Krajowego Galicji.

Na początku urzędowania nieco złagodził ostrą politykę w stosunku do socjalistów i ludowców poprzedniego namiestnika – Podolaka L. Pinińskiego. W latach 1903 i 1906 podejmował całkowicie odmienne niż jego poprzednik decyzje wobec strajków rolnych w Galicji Wschodniej. Pisał wprawdzie do Wiednia, że mają one nie tyle ekonomiczny, co antyziemiański charakter, wskazywał, że bezrolni i małorolni chłopi ukraińscy zwrócili się w ich trakcie nie przeciw wielkiej własności rolnej w ogóle, ale szczególnie przeciw polskiej wielkiej własności w Galicji. Jednak w odróżnieniu od L. Pnińskiego, jako środek zaradczy przeciw spowodowanemu strajkami brakowi rąk do pracy proponował zahamowanie emigracji chłopów ukraińskich i zalecał to starostom w poufnym okólniku z kwietnia 1904 r. (Wikipedia).

Gdy w 1904 r. wygasły strajki na Śląsku austriackim, w lipcu „wstrzymano pracę przy robotach wiertniczych, wydobyciu ropy naftowej i wosku ziemnego w okręgach: borysławskim, krośnieńskim i jasielskim. (…) Ponieważ strajkujących oceniano wówczas na 7000 osób, na prawie każdego robotnika wypadał uzbrojony żołnierz. Niezależnie od tego wysłano wówczas oddziały wojskowe w rejon Krosna. Nie zdecydowano się jednak ogłosić stanu wojennego, jak tego domagali się przedsiębiorcy. Obawy władz były wówczas tak wielkie, że (…) namiestnik Galicji hr. Andrzej Potocki przerwał kurację w Karlovych Varach, przybył na miejsce owego wielkiego strajku i skłonił się do ustępstw wobec robotników. Z drugiej strony zjawili się tu także czołowi przywódcy socjaldemokratyczni polscy i ukraińscy, jak I. Daszyński, Z. Marek, Z. Żuławski, J. Drobner, K. Kaczanowski, J. Schiffler, S. Wityk, T. Mełeń, a także prezes Unii Górników, wybitny socjaldemokrata czeski P. Cingr” (J. Buszko, Dzieje ruchu robotniczego w Galicji Zachodniej: 1848–1918, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1986, s. 221).

Potocki podjął rozmowy z przywódcami socjalistów (m.in. z Ignacym Daszyńskim) w duchu pojednawczym, zmierzając do uwzględnienia przez władze i przedsiębiorców większości postulatów strajkujących. Dzięki temu strajk zakończył się „częściowym sukcesem: skróceniem dnia roboczego w tej gałęzi przemysłu do 9 godzin na dobę. Powstawały wspólne związki zawodowe (…)

Kiedy w 1905 r. wybuch rewolucji w Rosji spowodował w Galicji wzrost napięcia politycznego, falę zebrań, wieców, demonstracji ulicznych i strajków, w tym politycznych, wzywających do solidarności z wydarzeniami „za kordonem”, a jednocześnie postulującym demokratyzację ustroju, Potocki – jako namiestnik cesarski – zdecydowanie się temu przeciwstawił. Zarzucano mu m.in., że arystokracja galicyjska posiadająca majątki w zaborze rosyjskim wpływała na niego, aby podkreślić w ten sposób lojalność w stosunku do cara. Jednak na jego postawę wobec wydarzeń rewolucyjnych w Rosji oddziaływała – nie bez podstaw, jak pisał w okólniku z 5 lutego 1905 r. o fali strajków w Królestwie Polskim – obawa przed ich rozprzestrzenieniem się na teren Galicji. Zwłaszcza, że podobne obawy zgłaszały wówczas władze Prus. Nic więc dziwnego, że 15 lutego 1905 r. wszelkie objawy solidaryzowania się z ruchem rewolucyjnym w Królestwie potępiła uchwalona w porozumieniu z Potockim rezolucja Koła Polskiego w Wiedniu. Natomiast pismem z 27 maja 1905 r. Potocki okazał niezadowolenie krakowskiej Dyrekcji Policji, która nie udzielała żandarmerii rosyjskiej informacji o przebywających w Galicji działaczach socjalistycznych z Królestwa. Coraz liczniejsze manifestacje poparcia dla wydarzeń w Królestwie zaniepokoiły namiestnika do tego stopnia, że wydał generalny zakaz zebrań, których porządek dzienny przewidywałby „omówienie wydarzeń w Rosji”. Skoro w coraz bardziej zapalnej sytuacji nie udawało się tego zakazu w pełni wykonywać, polecił policji rozpędzać takie zebrania. (…)

W tym czasie na terenie autonomii galicyjskiej pod presją nastrojów antyukraińskich we własnym obozie, Potocki i podległa mu administracja poparli w wyborach sejmowych z lutego 1908 r. „moskalofilów”, a nie kandydatów ukraińskiej odrębności narodowej. (…) Namiestnik, rozumiejąc swój błąd, próbował wznowić pertraktacje z Klubem Ukraińskim. (…) W świetle później ujawnionych dokumentów należy rozważyć, czy szowinistyczna agitacja rozpętana przez ukraińskich nacjonalistów, do której dali się wciągnąć Podolacy i endecy, połączona z nawoływaniem do fizycznej rozprawy z przeciwnikami, nie była elementem pruskich manipulacji, których celem było storpedowanie próby kolejnej ugody polsko-ukraińskiej. Zwłaszcza, że rząd pruski 20 marca 1908 r. wprowadził w życie ustawę o przymusowych wywłaszczeniach, dążąc do ostatecznej zmiany stosunków własnościowych w Wielkopolsce i Prusach Zachodnich, tak aby własność niemiecka osiągnęła tam trwałą przewagę. Tymczasem w autonomii galicyjskiej pod rządami Habsburgów procesy przebiegały w zupełnie przeciwnym kierunku: polska własność i wpływy polityczne we władzach Galicji umacniały się. Proces ten mogły utrwalić podejmowane przez namiestnika Potockiego kolejne próby ponownego porozumienia z narodowcami ukraińskimi. W interesie Berlina i Moskwy było przerwanie tych działań, a na straży zbliżenia niemiecko-rosyjskiego stał premier Rosji, Piotr Stołypin.

Wywołane szowinistyczną nagonką emocje doprowadziły do zbrodni: 12 kwietnia 1908 r. we Lwowie, o godzinie 13:30, student III roku filozofii Uniwersytetu Lwowskiego, Ukrainiec Mirosław Siczynśki, zjawił się na audiencji u namiestnika i w jej trakcie strzelił czterokrotnie z rewolweru do Potockiego.

(…) Śmiertelnie ranny Potocki bezpośrednio po zamachu był jeszcze na tyle przytomny, że w otoczeniu rodziny sporządził ustny testament.

(…) Zabójstwo A. Potockiego odbiło się szerokim echem w całej Polsce pod zaborami; jego śmierć wywołała powszechne oburzenie nie tylko wśród Polaków galicyjskich, a dzień tego mordu politycznego stał się datą symboliczną w stosunkach Polaków z Galicji i Rusinów podkreślających swoją ukraińskość. Jak pisał Czesław Partacz, był to koniec „epoki złudzeń i sentymentów w stosunkach polsko-ukraińskich w Galicji”, złudzeń i sentymentów, których ziemianie wschodniogalicyjscy nigdy nie mieli wobec narodowców ukraińskich”. (…)

Za zabójstwo Potockiego Siczynśki został skazany na karę śmierci. Wyrok – w wyniku zabiegów polityków ukraińskich, zbieżnych z poglądami namiestnika Michała Bobrzyńskiego, do którego dotarł przyjaciel Siczynśkiego, wspomniany Cehłynśkij oraz, co szczególnie ciekawe, austriackiego szefa sztabu generalnego, gen. F. Conrada v. Hőtzendorffa – został złagodzony przez cesarza do 20 lat więzienia. (…)

Czy maczały w tym palce pruskie służby specjalne – trudno udowodnić, ale faktem jest, że w nocy z 9 na 10 listopada 1911 r. dzięki funduszom zebranym w Galicji, Rosji i Ameryce przyjaciele Siczynśkiego, głównie socjaliści galicyjscy, zorganizowali jego ucieczkę z więzienia męskiego w Stanisławowie „i wyjazd w przebraniu kupca żydowskiego przez Czerniowce, Lwów i Kraków do”… Berlina.

Siczynśki nie skorzystał z zaproszenia do USA i udał się przez Norwegię do Szwecji. „Po wybuchu pierwszej wojny światowej (…) jako korespondent gazety szwedzkiej wyjechał do Austro-Węgier [nikt go nie aresztował – S.O.], gdzie spotykał się z różnymi osobistościami politycznymi, m.in. (…) z liderem austriackiej socjaldemokracji W. Adlerem. W drodze powrotnej (…) zatrzymał się w Berlinie, gdzie odrzucił [? – S. O.] wcześniejszą propozycje austriacką podjęcia dywersji w USA na rzecz państw centralnych, zarazem jednak zdecydował się tam wyjechać. Tam od 1915 r. stał na czele Sejmu Ukraińskiego w Ameryce i „Federaciji Ukrainśkij”. Koneksje w Foreign Languages Information Service ułatwiły mu m. in. audiencję u prezydenta W. Wilsona. „W r. 1918 skierował list do (…) Wilsona z wezwaniem do poparcia sprawy ukraińskiej i protestem przeciw przyznaniu Galicji Wschodniej przyszłej Polsce” (A.A. Zięba, Iwan Andrij Myrosław Siczynśkij, Internetowy Polski Słownik Biograficzny). W czasach ZSRR trzykrotnie „odwiedzał Ukraińską SRR, zarówno w latach 30. (Połtawa), jak i 60. XX wieku (Lwów)”. Co znaczące – 25 czerwca 2013 r. rada obwodu lwowskiego przyjęła uchwałę o upamiętnieniu czynu M. Siczynśkiego, określonego jako bohaterski (Wikipedia), mimo, że w „karierze” tego zbrodniarza widać wiele tropów działania służb specjalnych Prus i Austro-Węgier, a od lat 20. XX w. – również sowieckich.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Namiestnictwo Potockiego a pruskie manipulacje w Galicji. Rewolucja 1905-1907” znajduje się na ss. 10 i 11 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Namiestnictwo Potockiego a pruskie manipulacje w Galicji. Rewolucja 1905-1907” na ss. 10 i 11 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak konflikt ekonomiczny i społeczny między polskim dworem a wsią ruską stał się konfliktem narodowościowym

Potencjał demograficzny i ekonomiczny ludów Ukrainy musiał być łakomym kąskiem dla mocarstw zaborczych. Wszyscy chcieli ten potencjał skonsumować, zanim ukraiński demos sam zacznie decydować o sobie…

Stanisław Florian

Polityczno-partyjne przejawy kształtowania się społeczeństwa ukraińskiego na przełomie XIX i XX w. trzeba widzieć na tle rywalizacji Austro-Węgier Habsburgów i zjednoczonych przez Prusy Hohenzollernów Niemiec z głoszącym idee panslawistyczne rosyjskim imperium pseudo-Romanowów. Rywalizacja Austro-Węgier i Rosji pierwotnie dotyczyła Bałkanów, ale drugim obszarem konfliktu była podzielona w wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej Polskiej na część rosyjską i habsburską – Ukraina.

Poprzez włączenie Galicji do tzw. Przedlitawii owa habsburska cześć Ukrainy znalazła się w kręgu oddziaływania austriackiej koncepcji Europy Środkowej, czyli tzw. Mitteleuropy. Jak można przeczytać w Wikipedii, był to „polityczny program będący celem wojennym Niemiec podczas I wojny światowej, zakładający dominację Cesarstwa Niemieckiego nad Europą Środkową i jej eksploatację przez Niemcy, aneksję terytoriów zamieszkanych w większości przez ludność nieniemiecką oraz stopniową germanizację ludów podbitych. Koncepcja Mitteleuropy (jedności regionu środkowoeuropejskiego) powstała w XIX wieku w Austro-Węgrzech. Została wyrażona po raz pierwszy w 1848 przez austriackiego ministra Felixa zu Schwarzenberga”.

Habsburska wersja tej koncepcji zakładała w austriackiej Przedlitawii „pogłębienie i udoskonalenie systemu kompromisów wypracowywanych od roku 1867; system federacyjny, który miał przekształcić monarchię habsburską w »Stany Zjednoczone Naddunajskiej Europy Środkowej«. (…)

W kontraście do habsburskiej kształtowała się pruska wersja Mitteleuropy. „Narzuca się tutaj porównanie z wewnętrzną i intraeuropejską »kolonizacją« Rzeszy Niemieckiej. Paralelnie do swojej polityki kolonialnej, (…) Rzesza troszczy się, zwłaszcza od roku 1886, o germanizację swych wschodnich, polskich regionów. Głębokie przyczyny owej (…) kolonizacji wewnętrznej miały ekonomiczny i społeczny charakter: brak wystarczających możliwości zatrudnienia w rolnictwie spowodował ucieczkę ze wsi do dużych miast i na zachód Rzeszy (ale także emigrację za morze, do Ameryki Północnej), co pociągnęło za sobą regularny niż demograficzny w rolnych prowincjach wschodniej części Prus. Wśród chętnych do wyjazdu więcej było Niemców niż Polaków, w związku z czym liczba polskiej populacji na tle całkowitej populacji wschodnich terytoriów Rzeszy wzrastała, reakcją zaś na ten wzrost było podtrzymywanie działań sprzyjających »germanizacji ziemi«. (…)

W ramach kształtowania się owej pruskiej wersji Mitteleuropy należy rozpatrywać sytuację Ukrainy. Pierwsze sygnały zainteresowania Ukrainą popłynęły ze zjednoczonych przez Prusy „krwią i żelazem” Niemiec już pod koniec kanclerskich rządów Bismarcka. „W 1889 r. w berlińskim czasopiśmie »Die Gegenwart« pojawił się artykuł niemieckiego filozofa Eduarda von Hartmanna, prezentujący ideę oderwania od Rosji ziem ukraińskich i utworzenia z nich »Królestwa Kijowskiego«. (…)

Ziemie podległe Rosji stanowiły około 80% ukraińskich terenów etnicznych; mieszkało tu prawie 85% całej ludności ukraińskiej. Pod koniec ХIX w. Ukraińcy stanowili największą część ludności na Lewobrzeżu (95%), Prawobrzeżu (88%) i Ukrainie Słobodzkiej (85,9%), nieco mniej było ich na stepowej (południowej) Ukrainie (71,5%). W części austriackiej Ukraińcy stanowili około dwóch trzecich całej ludności Galicji i Zakarpacia oraz około trzech czwartych ludności Bukowiny”. Na rosyjskiej Ukrainie w 1897 r. żyło wówczas tylko 2,5 mln Rosjan (Y. Hrycak, jw., s. 26 i 304). Co znaczące, w „1897 r. Ukraińcy stanowili jedynie trzecią część mieszkańców miast. Ukraińscy chłopi (…) Woleli (…) wykorzystywać swe siły w rolnictwie. (…) Mimo to „udział Ukrainy w produkcji przemysłowej europejskiej części imperium rosyjskiego wzrósł ponad dwukrotnie – z 9,4% w 1854 r. do 21% w 1900 r. (…). Według niektórych wskaźników rozwój Ukrainy wyprzedzał rozwój gospodarczy centralnych guberni rosyjskich” (Y. Hrycak, jw., s. 78–79).

Dzięki wynikom spisu powszechnego z 1900 r. znamy też bardziej szczegółowo ówczesną strukturę narodowościową Galicji: a) Galicja Zachodnia: – mieszkańcy narodowości polskiej 95,3%, – wyznania rzymskokatolickiego – 88,5%, – wyznania mojżeszowego 7,7%, – narodowości ukraińskiej 3,1%, – narodowości niemieckiej 1,6%; b) Galicja Wschodnia: – mieszkańcy narodowości rusińskiej (ukraińskiej) 62,5%, – narodowości polskiej 33,9%, – wyznania rzymskokatolickiego 23,5%, – wyznania mojżeszowego 10,4% (z tego 2,4% podało narodowość niemiecką); – narodowości niemieckiej (w tym 2/3 Żydów) 3,6% (Kronika XX wieku, Warszawa 1991, s. 30).

(…) W habsburskiej Galicji rywalizacja mocarstw prowadziła do zadziwiających wolt politycznych. „W związku z rozwojem ukraińskiego ruchu narodowego, który (…) domagał się usunięcia Lachów za San i stawał się coraz bardziej lewicowo-populistyczny i (…) agresywny, część polskich ziemian-konserwatystów zaczęła tolerować, a nawet popierać ruch moskalofilski, dostrzegając w nim naturalnego sojusznika. Robili to głównie (…)”ze względu na jego konserwatywne zabarwienie społeczne. Podolaków bardziej niepokoił silniejszy i społecznie (…) radykalny ruch narodowców i nowo powstała partia radykalna”. (…)

Wydarzenia te należy widzieć w perspektywie ówczesnej gry wielkich mocarstw: 10 września 1900 r. brytyjski minister kolonii Joseph Chamberlain tak zdefiniował interesy Korony Brytyjskiej: „W naszym interesie leży, aby w Chinach i gdzie indziej Niemcy przeciwstawiały się Rosji. Naprawdę obawiamy się tylko jednego – zawarcia przez Rosję i Niemcy sojuszu, do którego bez wątpienia przystąpiłaby Francja. Najlepszą gwarancją naszego bezpieczeństwa byłby konflikt interesów niemieckich i rosyjskich (…). Musimy robić wszystko co w naszej mocy, aby powiększyć nieporozumienia między Niemcami a Rosją (…)”.

Doszło do umasowienia konfliktu rusińsko-polskiego w Galicji. „Decydujący był tu rok 1902 r. i postawa ugodowo nastawionych moskalofilów wobec strajków ruskiej ludności chłopskiej w Galicji Wschodniej, które swoim zasięgiem objęły dwadzieścia osiem powiatów, w tym Zbaraż, Tarnopol, Skałat, Trembowlę, Czortków, Buczacz i Zaleszczyki.

O ile w czerwcu 1902 r. pierwsze strajki wybuchały przeważnie spontanicznie i miały podłoże ekonomiczne, o tyle później coraz częściej były owocem agitacji radykałów i nacjonalistów ukraińskich (m.in. studentów ukraińskiego pochodzenia. Pod ich wpływem zaczęło dochodzić do »awantur strajkowych« i gwałtów, tłumnego oblegania dworów przez chłopów uzbrojonych w kije, napadów na sprowadzanych robotników, niszczenia zżętego zboża czy też grożenia pobiciem lub podpaleniem.

Doliczono się 440 aresztowanych rusińskich chłopów i agitatorów, z których 350 miało sprawy karne. Kiedy strajki nabrały politycznego charakteru, moskalofilska Ruska Rada stanęła po stronie polskich ziemian, uważając akcję strajkową za lekkomyślną i szkodliwą dla Rusinów. Wydała specjalną, stanowczą odezwę do chłopów‑Rusinów, w której potępiono strajki i określono je jako »szalbierczą robotę socjalistów rozmaitych odcieni«” („Gazeta Narodowa”, nr 196 z 4 sierpnia 1902 r., s. 1). Główna przyczyna strajków leżała w konflikcie ekonomicznym i społecznym między dworem polskim a wsią ruską, ale ukraińscy narodowcy i radykałowie starali się nadać im charakter konfliktu narodowościowego. Jednocześnie Rada wskazywała, że radykalizm społeczny ukraińskich stronnictw narodowych i lewicowych, powinien skłonić polityków polskich do współpracy z moskalofilami (A. Górski, Powikłane…, s. 189). (…)

W tym kontekście trzeba widzieć, że „liczne (…) delegacje ukraińskich działaczy nacjonalistycznych, trwające co najmniej od 1902 r., zaowocowały nawiązaniem stosunków dyplomatycznych pomiędzy ukraińskimi nacjonalistami a berlińskim MSZ”. (…) Czy za tym, że w 1902 r. Galicję Wschodnią ogarnął strajk chłopski, w którym wzięło udział około dwustu tysięcy chłopów – nie stały środki asygnowane na ukraiński ruch narodowy z Niemiec?

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy w ukraińskim ruchu narodowym na początku XX wieku” znajduje się na ss. 10 i 11 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Pruskie interesy w ukraińskim ruchu narodowym na początku XX wieku” na s. 10 i 11 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stosunki polsko-ukraińskie. Pojawienie się z końcem lat 60. XIX w. konfliktów, które do dziś rzutują na nasze relacje

Gdy wybuchło powstanie styczniowe, chłopi zwłaszcza na rosyjskiej Ukrainie, dzięki „objaśnieniom” kleru prawosławnego uważali, że powstanie „polskich panów” odbierze im dopiero co przyznaną wolność.

Stanisław Orzeł

Kiedy carat więził Tarasa Szewczenkę i pozbawiał go możliwości nie tylko publikacji, ale nawet tworzenia poezji – w Galicji po przebudzeniu narodowym Wiosny Ludów (1848–1849) decyzją nowego cesarza Franciszka Józefa zlikwidowano we Lwowie polską Centralną Radę Narodową. Jednak kolaborującej z austriackim zaborcą Hołownej Radzie Ruskiej władze wielonarodowej monarchii niemieckich Habsburgów pozwoliły funkcjonować aż do 1851 r.

W tym czasie namiestnikiem Habsburgów w Galicji (1849–1859) był pierwszy hrabia z tytułem doktora, ordynat na Skale, Agenor Romuald Gołuchowski.

Ten konserwatysta z krwi i kości, przeciwnik reformy włościańskiej i ruchu spiskowego, „lojalnie współpracował z władzami austriackimi, dbając o interesy ziemiaństwa” polskiego. „Prowadząc walkę o język wykładowy w szkołach, godził się na ustępstwa na rzecz niemczyzny w Galicji zachodniej w zamian za równorzędne z ukraińskimi prawa języka polskiego we wschodniej części kraju”.

Współcześni nie dostrzegali jego starć z „niemiecką administracją i (…) postępującej polonizacji ośrodków władzy w Galicji. Dzięki kontaktom z bratem cesarza Karolem Ludwikiem udało mu się przeforsować budowę linii kolejowej z Wiednia do Lwowa, zwanej wówczas Carl Ludwig Bahn. (…) Z jego inicjatywy zbudowano we Lwowie wyższą szkołę realną, szkołę handlową i przemysłową, gimnazjum polskie i szkołę ogrodniczą z ogrodem botanicznym, a także w Brodach, Tarnopolu, Samborze i Stanisławowie. Jako przeciwnik podziału kraju na część polską i rusińską oraz wprowadzenia kurii narodowych w wyborach do Sejmu Krajowego, proponował Ukraińcom używanie alfabetu łacińskiego (Wikipedia). Doprowadziło to do konfliktu z jednym z twórców Rusałki Dnistrowej – Jakiwem Hołowaćkim, który w grudniu 1848 r. został kierownikiem Katedry Języka i Literatury Ruskiej na zgermanizowanym Uniwersytecie Lwowskim. Podjął się on tam próby stworzenia literackiego języka ruskiego na bazie używanego w Cerkwi podczas nabożeństw języka staro-cerkiewno-słowiańskiego.

Już jako minister spraw wewnętrznych Austrii (1859–1861) A. Gołuchowski – z pomocą innego Rusina, który określał się jako gente Rutheni, natione Poloni – Euzebiusza Czerkawskiego, wówczas radcy szkolnego dla Galicji i Bukowiny – próbował narzucić Rusinom alfabet łaciński. Zostało to jednak odebrane jako zamach na kulturę ruską. W rezultacie alfabetu nie zmieniono, ale Hołowaćki (wtedy już Głowackij), który do tego czasu nie tylko został rusofilem i panslawistą, ale wręcz próbował zrusyfikować język ukraiński, za sprawą Gołuchowskiego musiał opuścić Galicję. Trafił do Wilna na płatną posadę w zaborze rosyjskim.

W tym czasie na zgermanizowanym Uniwersytecie Lwowskim, na wydziałach teologicznym i prawniczym zorganizowano wykłady w języku Rusinów, co odbierano jako dyskryminację Polaków przez władze austriackie, bo ci mieli na uczelni jedynie Katedrę Języka Polskiego.

Pomimo takich starć w tym okresie Rusini okazali się bardzo prężni kulturalnie, co może świadczyć o politycznym dojrzewaniu ich elit. (…)

Kiedy okres absolutyzmu pierwszej fazy panowania Franciszka Józefa zelżał w obliczu klęsk Austrii w walkach z Francją w 1859 r., rozpoczęły się procesy przebudowy monarchii Habsburgów w kierunku demokratycznym. Jedną ze zmian było utworzenie sejmów krajowych na mocy tzw. dyplomu październikowego z 1860 r. Utworzenie w 1861 r. Sejmu Krajowego we Lwowie stworzyło tak Polakom, jak i Rusinom w Galicji możliwość artykułowania swoich politycznych żądań. Jak pisał Artur Górski (Powikłane polityczne relacje polsko-ruskie w Galicji Wschodniej w okresie autonomii, w: „Studia politologica Ucraino-Polona” 2013, s. 185): „Rząd w Wiedniu, aby hamować usiłowania i ambicje szlacheckich posłów polskich, którzy podnieśli hasła autonomii Galicji, przy pomocy niemieckich urzędników wprowadził do tegoż Sejmu nie tylko liczną rzeszę posłów chłopskich, ale też czterdziestu posłów ruskich (nazywanych przez Polaków starorusinami). Posłowie ci byli w Galicji posłusznym narzędziem w rękach rządu austriackiego, a wobec autonomicznych aspiracji Polaków okazali się zdecydowanymi centralistami, gdyż obawiali się rządów polskiej szlachty, nazywanej przez nich „polskimi panami”(…). Jak pisał Józef Szujski, „stronnictwu świętojurskiemu chodzi o pozycję quand même [„za wszelką cenę” — przyp. A.G.], o przeszkadzanie i niweczenie wszelką siłą autonomicznego dążenia sejmu”.

Rok 1861 charakteryzowało jeszcze jedno – decydujące dla sprawy ukraińskiej – wydarzenie: reforma uwłaszczeniowa w Rosji. (…) W ten sposób zgermanizowany car-batiuszka Rosji stał się „dobroczyńcą” chłopskiej ludności na Ukrainie, a austriacki cesarz z niemieckiego rodu Habsburgów – „ojczulkiem” dla Rusinów w Galicji.

Gdy w styczniu 1863 r. wybuchło polskie powstanie styczniowe – chłopi nie tylko na ziemiach Królestwa Polskiego, ale zwłaszcza na rosyjskiej Ukrainie, dzięki „objaśnieniom” kleru prawosławnego uważali, że powstanie „polskich panów” chce im odebrać dopiero co przyznaną wolność. Nie mogło tego przekonania zmienić czysto symboliczne umieszczenie na rządowych pieczęciach i powstańczych chorągwiach obok polskiego Orła i litewskiej Pogoni – archanioła Michała, godła Rusi, nawiązujące z opóźnieniem do wygasłego mitu unii hadziackiej. Nawet wydanie przez władze powstańcze i odczytywanie we wsiach ukraińskich tzw. Złotej hramoty, dokumentu, który przewidywał uwłaszczenie chłopów ruskich na terenie zaboru rosyjskiego, niewiele mogło zmienić. (…)

Wielu studentów-Rusinów z Galicji, którzy podjęli polskie hasła patriotyczne, przekraczało kordon i szło do powstania. W jego trakcie odbyły się co najmniej dwa spotkania w celu przyciągnięcia Rusinów do walki. Jednak żadne polityczne rozmowy między władzami Rządu Narodowego a elitami Rusinów galicyjskich nie zakończyły się powodzeniem ze względu na rozmijanie się interesów obu stron. Nie utworzono ani jednego ruskiego oddziału powstańczego.

Mimo to klęska powstania styczniowego, a zwłaszcza brak wśród Rusinów entuzjazmu dla głoszonego przez władze powstańcze programu federacyjnego, który miał skutkować uzyskaniem niepodległości połączonych ze sobą Polski, Litwy i Rusi – nie doprowadziły wówczas jeszcze do konfliktów polsko-ukraińskich w Galicji.

Dopiero po uzyskaniu przez Galicję z końcem lat 60. XIX w. statusu autonomicznego, wskutek wyartykułowania spraw spornych przez rozwijający się politycznie ukraiński ruch narodowy ujawniły się nowoczesne konflikty, które rzucają cień na stosunki polsko-ukraińskie do dziś.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Ruch ukraiński od Wiosny Ludów do powstania styczniowego” można przeczytać na ss. 11 i 12 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Ruch ukraiński od Wiosny Ludów do powstania styczniowego” na s. 11 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Taras Szewczenko – poeta i malarz, który jedynie dziewięć lat ze swojego 47-letniego życia spędził jako człowiek wolny

Za niewdzięczność wobec kręgów dworskich, które wykupiły go z pańszczyzny, poeta został skazany na zsyłkę do twierdzy w Orenburgu, a car Mikołaj dopisał na wyroku „zakaz pisania i malowania”.

Stanisław Orzeł

Taras Szewczenko w 1843 r., już jako znany malarz i poeta, wyjechał po czternastu latach, jako towarzysz Jewhena Hrebinki, na swoją umiłowaną i wyśnioną Ukrainę. Zamiast wymarzonej ojczyzny pełnej słońca i ciepła, jako człowiek wolny i już oświecony, zobaczył samowolę rosyjskiej i kozackiej szlachty panoszącej się dzięki nieludzkiemu wyzyskowi ukraińskich chłopów pańszczyźnianych. Zobaczył łzy swojej rodziny, w Kiryłówce zapędzanej batem na pańszczyznę… W trakcie ośmiomiesięcznego pobytu odwiedził dwory i dworki starszyzny kozackiej, prowincjonalnej szlachty ukraińskiej, gdzie pod powierzchowną maską gościnności i dobroduszności dostrzegł pamiętaną z dzieciństwa pychę i próżność tych ludzi. W Kijowie zetknął się z tamtejszym pisarzem Pantalejmonem Kuliszem, w Jagotynie, gdzie w dworze Repnina malował jego portret, napisał po rosyjsku poemat Stypa. Był na Hortycy i w Czehrynie, a pod wrażeniem tych historycznych miejsc kozackiej „sławy” w drodze powrotnej, już w Moskwie, napisał poruszający wiersz patriotyczny Czehrynie, Czehrynie…. Po powrocie do Petersburga nie mógł się otrząsnąć z rozczarowania i żalu. Podejmując zakończone niepowodzeniem próby wykupienia rodziny z poddaństwa, namalował i wydał (1844 r.) w albumie cykl obrazów Malownicza Ukraina, zawierający akwaforty ze scenami życia codziennego. (…)

Po 1843 r. Taras Szewczenko, zniechęcony nieprzychylnymi recenzjami części krytyków oraz problemami z cenzurą carską, zaprzestał publikacji drukiem swoich utworów. Postanowił ograniczyć się do zbierania ich we wspólnym albumie i odczytywania w gronie zaufanych osób. Albumowi temu nadał tytuł Trzy lata. Wiersze te zostały wydane po raz pierwszy w niemieckim Lipsku, dopiero po piętnastu latach, w 1859 r.

Szczególne miejsce zajmuje wśród nich poemat „Do umarłych i żywych i nienarodzonych rodaków moich na Ukrainie i nie na Ukrainie list mój przyjacielski”, w którym wypomniał, że jego rodacy podający się za wierzących nie kierują się w życiu miłością bliźniego, nie czują też miłości do swojej ojczyzny, którą oceniają w kategoriach „dostojnej ruiny”.

T. Szewczenko, Dom rodzinny w Kiryłówce | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Przypominał, że żyjąc na Ukrainie, szlachta nie dba o nią i nie chce walczyć o jej wolność. Zamiast tego bezlitośnie wyzyskuje swoich poddanych, również Ukraińców, ale chłopów. Wzywał ich, by „byli ludźmi” i „otrzeźwieli”, grożąc, że w przeciwnym razie wybuchnie nowy bunt społeczny, od którego „krew spłynie rzekami”. Według Szewczenki głównym punktem odniesienia ukraińskiej szlachty byli wówczas rosyjski car i jego otoczenie pochodzenia niemieckiego, których określa krótko: „Niemcy”. Atakował szlachtę-słowianofilów, twierdząc, że ludzie ci nic nie wiedzą o własnym narodzie, mają usta pełne frazesów o ideach, ale nawet części z nich nie realizują w swoim otoczeniu.

Jakby przekreślając wymowę napisanych pod wpływem petersburskich kół dworskich Hajdamaków, protestował przeciw ślepemu i powierzchownemu traktowaniu historii, chwaleniu bez głębszej refleksji Kozaczyzny i jej udziału w upadku Polski. Wyraźnie zerwał z wyidealizowanym obrazem Kozaków i wskazywał, że obok dni chwały były w historii Ukrainy również ciemne karty, z których najciemniejszą była postawa dawnych elit kozackich, a w jego czasach – ukraińskich, które bezrefleksyjnie popierały Rosję, nie przewidując konsekwencji, jakie to przyniosło. Szewczenko nie potępiał jednak całych dziejów Ukrainy, wierzył w zdobycie niepodległości i budowę jej potęgi, jeśli będzie oparta na powszechnym szacunku. Kończył wezwaniem wykształconych Ukraińców, by zmienili nastawienie do patriotyzmu i do niewykształconych warstw ukraińskiego chłopstwa, prosił, by niepiśmienny lud uznali za taką samą jak oni część narodu i zaczęli działać na rzecz jego jedności i siły. (…)

T. Szewczenko, Ławra Poczajewska o zachodzie | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Najostrzejszą krytyką caratu był napisany w 1844 r. poemat Sen (ukr. Сон), w którym Ukrainę nazywa Szewczenko „nieszczęśliwą wdową”. Śniący ów sen początkowo jest zachwycony krajobrazem: widzi drzewa, stepy i pola. Następnie zwraca uwagę na los jej mieszkańców – ciężko pracujących chłopów pańszczyźnianych, mężczyzn przymusowo wcielanych do wojska, dziewczyny uwiedzione i porzucone z dzieckiem przez szlachciców lub rosyjskich żołnierzy. Skłania go to do dramatycznych pytań do Boga o to, czy widzi niedolę Ukrainy i czy długo jeszcze będzie ona trwała. Milczenie Boga składnia go do bluźnierstwa, zakwestionowania ponadczasowej sprawiedliwości bożej i wezwania do podjęcia walki o wolność. (…)

W tymże 1845 r. powstał poemat Szewczenki Kaukaz (kopię przesłał Adamowi Mickiewiczowi), w którym bezpardonowo krytykował imperialną politykę carskiej Rosji.

Przechodząc od słów do czynów, w kwietniu 1846 r. poeta wstąpił do tajnego Bractwa Cyryla i Metodego, założonego przez kijowskich studentów z inspiracji Mykoły Kostomarowa. (…)

W czasie dyskusji Bractwa dochodziło do sporów Szewczenki z działającymi w Kijowie jego znajomymi Polakami. Poważnie i bez uprzedzeń omawiano możliwości przyszłego związku obu narodów jako wolnych i równych sobie.

Podczas spotkań Bractwa czytano też „nielegalne” – według doniesienia szpicla-prowokatora – wiersze Szewczenki. W następnym roku Bractwo, stawiające sobie za cel zjednoczenie Słowian w jednym państwie demokratycznym, zostało zdekonspirowane, a jego członkowie aresztowani. Gdy aresztowano Szewczenkę, znaleziono u niego rękopisy antycarskich utworów. Za tę swoją działalność, a zwłaszcza za niewdzięczność wobec kręgów dworskich, które wykupiły go z pańszczyzny – poeta został skazany na zsyłkę do twierdzy w Orenburgu, a car Mikołaj własnoręcznie dopisał na wyroku „zakaz pisania i malowania”. Innych członków Bractwa skazano na znacznie łagodniejsze kary, które zresztą po pewnym czasie im darowano…

Podczas zsyłki Szewczenki do twierdzy w Orsku nad Morzem Aralskim między rokiem 1847 a 1850 powstał jego wiersz Do Polaków (ukr. Полякам), który najpełniej wyraża poglądy ukraińskiego poety narodowego na wpływ, jaki miała Polska na dzieje ludu i ziem Ukrainy. (…)

Trudne warunki zesłania Szewczenki z czasem łagodniały, m.in. za sprawą przyjacielskich kontaktów z polskimi zesłańcami, ale na skutek donosów Rosjan i kolejnych rewizji wracały do stanu wyjściowego. Od 1857 r. poeta formalnie był wolny, jednak nie mógł wrócić ani do Petersburga, ani na Ukrainę. W drodze do stolicy carów dotarł Wołgą do Moskwy. W 1859 r., dwa lata po formalnym zakończeniu kary, otrzymawszy oficjalną zgodę, mógł wreszcie wyjechać w ojczyste strony i odwiedzić rodzinę w Kiryłówce. Na Ukrainie Prawobrzeżnej spotykał się z chłopami, co nie umknęło uwagi władz carskich, alarmowanych kolejnymi donosami, że szerzy bluźniercze teorie i podburza lud. Aresztowany i osadzony w twierdzy w Czerkasach, został następnie przewieziony do Kijowa, gdzie ostatecznie zwolniono go z poleceniem udania się do Petersburga. (…)

Pocztówka. Grób Tarasa Szewczenki pod Kaniowem. Krzyż został zdemontowany przez władzę sowiecką w 1920 r. | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Szewczenko zmarł 10 marca 1861 r. w Petersburgu i tam został pierwotnie pochowany. W maju 1861 r. przewieziono jego zwłoki, zgodnie z życzeniem wyrażonym w utworze Testament, pod Kaniów na wysokie wzgórze, skąd roztacza się szeroki widok na Dniepr i pola Ukrainy. Eksportacja jego ciała do Kaniowa stała się manifestacją polityczną. Pośrodku cerkwi ustawiono katafalk przybrany kwiatami i wieńcami. Msza żałobna zgromadziła przede wszystkim młodzież. Najwięcej było Polaków i Rusinów…

Taras Szewczenko w trakcie swojego 47-letniego życia spędził jedynie dziewięć lat jako człowiek wolny. Poddaństwo, zsyłki i nadzór policyjny wypełniły niemal całe jego życie. Represje władz carskich ograniczyły szerszy wpływ politycznej refleksji poety na kierunek rozwoju świadomości narodowej ludów Ukrainy.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Dojrzała twórczość Tarasa Szewczenki a rozwój świadomości narodowej Ukraińców” można przeczytać na ss. 10–11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Dojrzała twórczość Tarasa Szewczenki a rozwój świadomości narodowej Ukraińców” na ss. 10–11 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Taras Szewczenko: niezwykła droga od niewolnika przez artystę do męczennika i wieszcza narodowego Ukrainy

Po swoim wyzwoleniu Szewczenko intensywnie uzupełniał wykształcenie, pochłaniał literaturę rosyjską i polską, czytał Mickiewicza w oryginale. Studiował nauki przyrodnicze, odwiedzał muzea i teatry.

Stanisław Orzeł

Taras Szewczenko, Autoportet, 1840 | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Jak doszło do tego, że to Taras Szewczenko został ojcem języka ukraińskiego? W liście do redaktora rosyjskiego czasopisma „Narodnoje Cztienije. Kniżka II. 229” sam Szewczenko pisał tak: „Jestem syn chłopa

Grzegorza (Hryhora – S. O.) Szewczenki. Urodziłem się d. 25 lutego 1814 r. we wsi Kiryłówce (kijowsk. gub. zwinogrodz. powiatu) (w rzeczywistości urodził się we wsi Moryńka – S. O.), w majątku obywatela pewnego. (…)

Rodzice Szewczenki od świtu do nocy pracowali na pańskim, pańszczyzna dochodziła do sześciu dni w tygodniu, na poddanych zarządcy właściciela nakładali podatki, daniny, szarwarki, dodatkowe robocizny, nierzadko zapędzali do roboty w niedziele i święta. Kara chłosty była na porządku dziennym, a przy braku zwierząt pociągowych, do pługów zaprzęgano kobiety i dziewczęta…

W takich warunkach zmarła w 1823 r. jego matka, a ojciec ożenił się z wdową, która miała troje własnych dzieci, nienawidziła inteligentnego Tarasa, biła go i upokarzała. Żeby go chronić przed jej prześladowaniami, ojciec oddał go do szkółki parafialnej, jednak w 1825 r. również on zmarł.

„Straciwszy (…) ojca i matkę – pisał Szewczenko – znalazłem się w szkole u diaka parafialnego (Bogorskiego – S.O.), jako żak-popychadło. Żacy ci w stosunku do diaków mają się tak samo, jak chłopcy oddani od rodziców lub innej władzy na naukę do rzemiosł. Prawa majstra nad nimi nie określają się żadnemi granicami. Są to najzupełniejsi niewolnicy jego. Na nich to się zwalają wszystkie domowe roboty, wszystkie zachcenia gospodarza i domowników jego. Wyobraźcie więc sobie, czego wymagał ode mnie diaczek, pijaczysko okrutne, i co to ja musiałem wypełniać z niewolniczą pokorą, nie mając ani jednej istoty na ziemi, co mogłaby lub chciała pomyśleć o mnie. Jakkolwiek bądź, w ciągu dwuletniego ciężkiego życia przeszedłem Gramatykę i Psałterz. Pod koniec szkolnego zawodu mojego diaczek wyręczał się mną, skoro wypadło czytać Psałterz po duszach zmarłych, i raczył mi płacić za to dziesiąty grosz jako zachętę. Pomoc ta pozwalała srogiemu nauczycielowi mojemu oddawać się więcej niż kiedy ulubionej butelce, wraz z przyjacielem swoim Jonaszem Lirnarem, tak że wracając z nabożnych wycieczek moich, zastawałem ich zawsze śmiertelnie pijanych. Diak mój obchodził się okrutnie nie tylko ze mną, lecz i z innymi żakami, i wszyscyśmy go nienawidzili serdecznie. Bezmyślna surowość i czepianie się jego zrobiło nas mściwymi i obłudnymi; okpiwaliśmy go przy każdej zręczności i uprzykrzaliśmy się najrozmaitszemi figlami. Despota ów, pierwszy, z którym zetknąłem się w życiu, wpoił mi na zawsze głęboki wstręt i pogardę ku wszelkiej przemocy”. Wypada podkreślić tę samoocenę Szewczenki i zapamiętać ją…

„Serce moje dziecinne po milion razy obrażane było przez tego wyrzutka seminarskiego – i skończyłem z nim tak, jak zwyczajnie kończą wyprowadzeni z cierpliwości ludzie bezbronni — zemstą i ucieczką. Zastawszy go raz pijanego bez czucia, użyłem przeciwko niemu własnego oręża jego — rózgi, i o ile wystarczyło mi sił dziecinnych, odemściłem mu za okrucieństwa doznane”.

„Ze wszystkich sprzętów diaka pijanicy najkosztowniejszym wydawała mi się zawsze książeczka jakaś z kunszcikami, tj. rycinami, zapewnie najlichszej roboty. Czy nie widziałem w tem grzechu, czy też nie

Taras Szewczenko, Hamalia, 1842 | Fot. domena publiczna, Wikipedia

zwyciężyłem pokusy — dość, że ukradłem książeczkę — i w nocy uciekłem do miasteczka Łysianki”. (…) W Łysiance wynalazłem nowego nauczyciela w osobie malarza dyakona, który, jak wkrótce się przekonałem, bardzo niewiele odróżniał się pod względem zasad i obyczajów od pierwszego mojego mentora. W przeciągu trzech dni najpotulniej dźwigałem pod górę wodę wiadrami z rzeki Tykicza i rozcierałem na blasze farbę miedzianą. Na czwarty dzień cierpliwość mię zawiodła i uciekłem do wsi Tarasówki do diaczka-malarza słynnego na całą okolicę z malowania męczennika Mekity i Iwana rycerza. Do tego to Apellesa udałem się z postanowieniem niezłomnem przeniesienia prób wszystkich, nieodłącznych, jak mi się zdawało, od wszelkiej nauki. Najgoręcej pragnąłem nabycia, chociażby w najmniejszej cząstce, mistrzowskiej umiejętności jego. Ale niestety! Apelles spojrzał badawczo na lewą rękę moją i wręcz odmówił nauki, zawyrokowawszy ku wielkiemu zmartwieniu mojemu, że jestem do niczego, nawet do szewstwa i kołodziejstwa niezdolny”. Te fatalnie zakończone doświadczenia z przedstawicielami duchowieństwa prawosławnego ukształtowały u Szewczenki odruchową niechęć nie tylko do cerkwi prawosławnej, ale i wszelkiego kleru.

„Straciwszy wszelką nadzieję zostania kiedykolwiek chociażby tuzinkowym malarzem, z sercem zgryzionem powróciłem do wsi rodzinnej. Uśmiechał mi się natenczas w myśli los nader skromny, któremu jednak wyobraźnia moja dodawała wiele prostodusznego powabu. Chciałem zostać „niewinnym trzód pasterzem”, jak mówi Homer, ażeby chodząc za gromadzką watahą, czytać ulubioną książeczkę moją z kunszcikami”.

Szewczenko został najpierw pastuchem, później służącym u popa, parobkiem, aż wreszcie pewien malarz ze wsi Chrypnowka zgodził się go przyjąć na naukę, ale zażądał formalnego pozwolenia nowego właściciela: Szewczenko był przecież chłopcem pańszczyźnianym ziemianina Pawła Wasiliewicza Engelhardta(…). Zanim jednak Szewczenko trafił do służby u Engelhardta, Dymowski uczył go wiedzy elementarnej i języka polskiego (S.O. za: M. Jackiewicz, Związki Tarasa Szewczenki z Wilnem i Litwą, UDK 82, 191, ss. 133–134). Szewczenko z żalem pisze, że nie został pasterzem: „Lecz i to mi się nie udało. Pan mój, który w tym samym czasie odziedziczył majętność ojcowską, zapotrzebował roztropnego chłopaka — a skutkiem tego obszarpany żak i włóczęga odziany został w kurtkę i szarawary i awansowany na pokojowego kozaczka”. (…)

Taras Szewczenko. Ławra Poczajowska w południe | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Jak przykre musiały być obowiązki „kozaczka”, świadczy następująca opinia Szewczenki: „Wynalazek pokojowych kozaczków należy do cywilizatorów Ukrainy zadnieprzańskiej — Polaków. Obywatele innych narodowości przejmowali i przejmują od nich kozaczków; jako wymysł niezaprzeczenie rozumny. W krainie niegdyś kozackiej przyswoić Kozaka od lat dziecinnych jest prawie to samo, co w Laponii ukorzyć woli ludzkiej szybkonogiego rena. Dawniejsi panowie polscy utrzymywali kozaczków nie tylko jako lokajów, lecz nadto jako teorbanistów i tancerzy. Kozacy przygrywali dla ubawienia panów wesołe piosenki dwuznaczne, utworzone z biedy przez pijaną muzę ludową, i puszczali się przed panami »siudy tudy na prysiudy«, jak mówią Polacy. Najnowsi przedstawiciele wielmożnej szlachty z uczuciem dumy oświeconej nazywają to protegowaniem ukraińskiej narodowości, którem się mieli odznaczać ich antenaci. Pan mój ze stanowiska ruskiego Niemca zapatrywał się na Kozaków praktyczniejszym poglądem. Opiekując się po swojemu narodowością moją, wyznaczył mi za obowiązek milczenie i nieruchomość w kąciku przedpokoju, dopóki się nie rozlegnie głos jego, rozkazujący podać stojącą tuż obok lulkę czy nalać mu szklankę wody pod samym nosem. Powodowany wrodzonem mi zuchwalstwem, łamałem rozkaz pański, nucąc po cichu tęskne piosenki hajdamackie i przerysowując ukradkiem malowidła suzdalskiej szkoły, zdobiące pokoje pańskie. Do rysowania używałem ołówka, który, przyznam się bez najmniejszego wstydu, ukradłem u miejscowego rachmistrza”. (…)

„Nie mogę powiedzieć, ażeby pozycya moja podówczas zdawała mi się nieznośną; dzisiaj dopiero przestrasza mię ona, wydając się jakimś snem gorączkowym. Wielu też niezawodnie z ludu ruskiego popatrzy niegdyś po mojemu na przeszłość swoją”.

„Wałęsając się z panem moim od jednego domostwa do drugiego, korzystałem z każdej zręczności, ażeby ściągnąć ze ściany partackie malowidło jakie — i tym sposobem zgromadziłem sobie kollekcyję nielada. Szczególniejszymi ulubieńcami moimi byli bohaterowie historyczni: Sofowiej razbojnik (bohater klechd wielkorosyjskich), Kulniew Kutuzow, kozak Płatów i inni. Zresztą nie powodowała mną chciwość dobra cudzego, lecz niezwalczona żądza kopijowania, którą też zaspakajałem przy pierwszej lepszej zręczności”. „Razu jednego, w czasie pobytu naszego w Wilnie, d. 6 grudnia 1829 r., państwo moi wyjechali na bal wydawany w resursie szlacheckiej z powodu imienin cesarskich. Cały dom uspokoił się, zasnął. Zapaliłem w najustronniejszym pokoju świecę i rozwinąwszy kradzione skarby swoje, wybrałem Płatowa i z namaszczeniem kopijować począłem. Czas leciał niepostrzeżenie dla mnie. Już zabrałem się był do malutkich Kozaków hasających u kopyt olbrzymich jeneralskiego rumaka — w tem z tyłu otwarły się drzwi i wszedł pan mój powracający z balu. Ze wściekłością rzuciwszy się na mnie, naszarpał mi uszu i nadawał policzków — nie za umiejętność moją, o, nie! na umiejętność nie zwrócił on uwagi — a za to, że jakobym mógł spalić nie tylko dom, ale i miasto całe. Na drugi dzień rozkazał on furmanowi Sidorce osmagać mię należycie, co też ten i wypełnił z sumienną gorliwością”. (…)

Taras Szewczenko, Kateryna, 1842 | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Wiosną 1830 r. P. Engelhardt wyjechał z rodziną i służbą do Warszawy, a stamtąd, gdy w Warszawie zaczęły się burzliwe dni powstaniowe, w lutym 1831 r. uciekł do Petersburga, zabierając ze sobą wszędzie T. Szewczenkę. To właśnie mieszkając w Królestwie Polskim i uciekając z Warszawy, Taras dostrzegł nicość systemu, którym carat niewolił podbite narody.

W Petersburgu Szewczenko zaczął realizować swoje marzenia artystyczne. „W 1832 r. skończyło mi się lat 18, a ponieważ nadzieje pana co do lokajskiej roztropności mojej jakoś się nie sprawdzały, uwzględniając przeto nieodstępne me prośby, zakontraktował mię na cztery lata cechowemu mistrzowi rozmaitych dzieł malowniczych, niejakiemu (Wasylowi – S. O.) Szyrajewowi w Petersburgu”. (…) „Poznałem się – pisał Szewczenko – z artystą Iwanem Maksymowiczem Soszenką (pochodzącym z Ukrainy, wówczas jeszcze studentem Akademii Sztuk Pięknych, który zaprosił go do swojego mieszkania – S.O.), z którym dotychczas pozostaję w najserdeczniejszych stosunkach braterskich”.

„Za radą Soszenki wziąłem się do akwarelowych portretów z natury. Za model posługiwał mi najcierpliwiej inny mój ziomek i przyjaciel, Kozak Iwan Nicziporenko, dworski pana mojego. Razu jednego ten spostrzegł u Nicziporenka robotę moją, która do tego stopnia podobała się jemu, iż począł mię używać do zdejmowania portretów z ulubionych kochanek swoich, za co mię aż całym rublem wynagradzał czasami”.

Szyriajew natomiast kazał mu rozrabiać farby, malować parkany, podłogi i szyldy. W drodze wyjątku zezwolił na współpracę przy malowaniu wnętrza teatru, senatu i synodu…

W tym czasie Soszenko przedstawił Szewczenkę przebywającemu w Petersburgu Jewhenowi Hrebince (1812–1848). Był to ukraiński poeta, bajkopisarz, beletrysta, wydawca i społecznik. (…) Kilka lat później to właśnie Hrebinka pomógł wydać drukiem pierwszy zbiór wierszy Szewczenki Kobziarz. (…)

Soszenko zaprezentował Szewczenkę sekretarzowi Akademii Sztuk Pięknych W. I. Hrehorowiczowi „z prośbą – jak pisał Szewczenko – wyzwolenia mię od ciężkiego losu mojego. Hrehorowicz zniósł się w tej mierze z W.A. Żukowskim, który też stargowawszy się naprzód z właścicielem moim, poprosił K.P. Briułłowa, ażeby zdjął portret z niego celem rozegrania go w loteryę prywatną. Wielki Briułłow natychmiast się zgodził i wkrótce portret Żukowskiego był gotów. Żukowski za pomocą hr. M.I. Wielhorskiego urządził loteryę na 2 500 r. ass.; za cenę tę kupiona została swoboda moja 22 kwietnia 1838 r.”.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Łabędzi śpiew mitu unii hadziackiej a Taras Szewczenko” znajduje się na s. 10 i 11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Łabędzi śpiew mitu unii hadziackiej a Taras Szewczenko” na s. 10–11 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jeszcze w latach 30. XIX w. szlacheccy patrioci polscy uważali rusińską ludność Ukrainy za regionalną odmianę Polaków…

Tymczasem pod wpływem oddziaływań austriackich i rosyjskich część kleru Ukrainy oraz zdominowana przez niego raczkująca inteligencja rusińskiej Ukrainy zaczęła się określać jako odrębna narodowość.

Stanisław Orzeł

Narodziny narodów w XIX w., czyli łączenie całych społeczeństw – oprócz kręgów panujących politycznie (szlachty, magnaterii, dynastii książęcych, królewskich i cesarskich), również mieszczaństwa i chłopstwa, określonych w czasach rewolucji francuskiej jako stan trzeci, który jest wszystkim – przebiegały różnie w zależności od tego, czy naród wcześniej miał państwo, czy nie. W tym drugim przypadku małe lub młode narody uruchamiały procesy destrukcji istniejących wówczas państw. Taki był „wkład” kozaczyzny ukraińskiej w upadek Rzeczypospolitej szlacheckiej.

W XIX wieku Polacy i Ukraińcy – jedni i drudzy pod rozbiorami – musieli w różny sposób walczyć o swobodny rozwój narodowo-kulturalny: Polacy o odrodzenie państwowości, a lud Ukrainy o uznanie, że jest narodem odrębnym zarówno od Rosjan jak i Polaków, a następnie – o prawo do utworzenia własnego państwa w warunkach kolonialnej polityki imperialistycznych mocarstw – Rosji i Austrii.

Na zagrabionych przez nie Kresach Wschodnich upadłej Rzeczypospolitej rodzący się narodowy ruch ludów zamieszkujących ziemie Ukrainy nie miał wówczas wystarczającej mocy państwotwórczej. Miał jednak dość siły demograficznej, by – dążąc do kulturowego odróżnienia się od Rosjan, a zwłaszcza Polaków – stać się atrakcyjnym narzędziem obu zaborców do osłabiania pozycji ekonomicznej i politycznej trwających tam od czasów Rzeczypospolitej polskich środowisk panujących: magnackich i szlacheckich.[related id=79248]

Ten potencjał najpierw uruchomiły władze austriackie w Galicji. Trop w trop za polityką Habsburgów wobec mieszkańców ziem ukraińskich podążyła polityka drugiego zaborcy, pozostającego pod panowaniem niemieckich dynastii: Rosji. Tzw. dynastia Romanowych od czasów Piotra III i jego żony, Katarzyny II zwanej „Wielką”, nie była bowiem dynastią rosyjską. Piotr III urodził się jako Karl Peter Ulrich von Holstein-Gottorp i nawet jako imperator Rosji nigdy nie nauczył się poprawnie mówić po rosyjsku, a czuł się (i był) dziedzicem niemieckiego księstwa Holstein (Holsztyn). Jego sławetna małżonka urodziła się jako Sophie Friederike Auguste von Anhalt-Zerbst i była ostatnią z rodu anhalcką księżniczką z dynastii askańskiej. Tej samej, którą założył Albrecht Niedźwiedź, margrabia Marchii Północnej, założyciel Marchii Brandenburskiej na terenach podbitych i wymordowanych plemion Słowian połabskich Brzeżan i Wkrzan. (…)

Problem w tym, że jeszcze w latach 30. XIX stulecia szlacheccy patrioci polscy uważali rusińską ludność Ukrainy za regionalną odmianę Polaków. Tymczasem pod wpływem oddziaływań austriackich i rosyjskich część kleru prawosławnego i greckokatolickiego Ukrainy oraz zdominowana przez niego raczkująca inteligencja rusińskiej Ukrainy zaczęła się określać jako odrębna narodowość, dążąca do samodzielności od polskich panów.

W efekcie tak pod zaborem rosyjskim jak i austriackim tzw. przebudzenie narodowe ukraińskich Rusinów, które było jednym ze źródeł procesu tworzenia się nowoczesnego narodu ukraińskiego, dokonało się w pierwszej połowie XIX w. w konfrontacji z niepodległościowym ruchem Polaków. Konfrontację tą od początku wykorzystywały niemieckojęzyczne władze zaborcze Rosji i Austrii.

Wbrew apologetom cesarsko-królewskiej belle époque w Galicji, warto pamiętać – jak przypomina I. Rajkiwski (Stosunki ukraińsko-polskie w XIX w.), że imperialna polityka „dziel i rządź” była stosowana nie tylko przez władze Rosji, ale i przez władze austriackie, które połączywszy polskie i rusińskie ziemie etniczne w jednej prowincji z centrum we Lwowie, przeciwdziałały zbliżeniu ukraińsko-polskiemu, które było stymulowane zagrożeniem ze strony Imperium Rosyjskiego. Pierwszym przejawem tych manipulacji habsburskich było w 1817 r. urzędowe narzucenie Rusinom w Galicji obowiązku nauki w tzw. łacince, czyli zapisywanej w alfabecie łacińskim mowie Rusinów – wbrew starocerkiewnym tradycjom ludów Ukrainy. Na efekty tej decyzji nie trzeba było długo czekać. W 1827 r. w Moskwie Michaiło Maksymowicz opublikował Małorossijskije piesni, czyli Pieśni Małoruskie, bo tak władze imperium carów nazywały tereny Ukrainy.

(…) rusińscy chłopi z Kijowszczyzny i innych terenów Ukrainy odegrali decydującą rolę w klęsce powstania listopadowego: w większości nie poparli zrywu „polskich panów”, co nie pozwoliło powstaniu na Kresach nabrać rozmachu i wesprzeć rajd Dwernickiego, a w niektórych sytuacjach swoją postawą wręcz zablokowali i stłumili polskie zarzewia powstańcze. Dlatego nie jest przesadą twierdzenie, że taka polityczna postawa ludu ukraińskiego w roku 1831 jest cezurą narodzin szerokiego ukraińskiego ruchu „przebudzenia narodowego”.

Klęska powstania listopadowego, a szczególnie szlachty polskiej na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie również w tym sensie stanowiła przełom i przyczyniła się do umasowienia ukraińskiego ruchu narodowego, że uświadomiła wielu chłopom ukraińskim słabość polskiego panowania na tych ziemiach. U wielu z nich musiało nastąpić rozróżnienie własnych zbiorowych interesów politycznych od interesów Polaków. Co więcej – niejeden Ukrainiec zaczął sobie uświadamiać, że to nie on, jako chłop, jest faktycznie zależny od polskiego pana, ale odwrotnie: to polscy właściciele majątków są zależni od rusińskich chłopów. I choć na co dzień, gospodarczo i w sensie prawnym, „polscy panowie” mogli wymuszać swoją wolę na ukraińskich poddanych, ale w razie konfrontacji – musieli się liczyć z ich zbiorowymi reakcjami…

Ten konflikt interesów ludów zamieszkujących ziemie Ukrainy w bezwzględny sposób wykorzystywały władze rosyjskie i austriackie, posługując się m.in. coraz bardziej rozbudowanymi agenturami tajnych służb i coraz liczniejszymi renegatami lub zdrajcami w obu środowiskach.

W Galicji również klęska powstania, widok pobitych oddziałów Dwernickiego i rozproszonych oddziałów partyzanckich internowanych po austriackiej stronie czy zbiegów z rosyjskiej części Ukrainy zmienił sposób reagowania środowisk rusińskich na polską dominację w życiu kulturalnym i publicznym.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Manipulacje Rosji i Austrii a przebudzenie narodowe na Ukrainie” znajduje się na s. 6-7 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Manipulacje Rosji i Austrii a przebudzenie narodowe na Ukrainie” na s. 6-7 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pierwsza wojna językowa polsko-ukraińska rozpoczęła się zakazem używania grażdanki w habsburskiej Galicji

Pod wpływem kontaktów z „liberalną” Austrią zakiełkowały ziarna narodowego ruchu ukraińskiego. Z tej części ziem ukraińskich po I rozbiorze Polski zaczął płynąć strumień ukraińskiego życia narodowego.

Stanisław Orzeł

Rozbiór Ukrainy kozackiej zapoczątkowany ugodą perejasławską z 1654 r. uruchomił procesy rusyfikacji lewobrzeżnej Ukrainy Naddniestrzańskiej wcielonej do Rosji. Ugoda ta została oprotestowana przez prawosławnego metropolitę Kijowa Sylwestra Kossówa, który nie chciał uznać nadrzędności Patriarchy Moskiewskiego, a pragnął pozostać w jurysdykcji Patriarchy Konstantynopola. Dlatego – w przeciwieństwie do Bohdana Chmielnickiego – dwukrotnie odmówił złożenia carowi Rosji przysięgi poddańczej i nie asystował Kozakom przy tej ceremonii, bo uważał, że podporządkowanie eparchii kijowskiej Patriarchatowi Moskiewskiemu wywoła polskie represje wobec administratur pozostających w granicach Rzeczypospolitej. W ten sposób cerkiew na Ukrainie na krótki czas wpłynęła na przyhamowanie moskiewskich tendencji do rusyfikacji Ukrainy. Dzięki temu w architekturze Hetmanatu rozwinął się tzw. barok ukraiński, odróżniający kulturę Ukrainy od cerkiewnej kultury Rosji.

Jednak po niespodziewanej śmierci metropolity Sylwestra w 1657 r. działania na rzecz uzyskania z Konstantynopola autokefalii przez Kościół prawosławny w Rzeczypospolitej, w tym na prawobrzeżnej Ukrainie – załamały się.

Po traktacie Grzymułtowskiego w 1686 r. carscy dyplomaci przekupili sułtana Mehmeda IV, by ten wymógł na patriarsze Konstantynopola wydanie dekretu tymczasowo przekazującego zwierzchność nad eparchią kijowską patriarsze Moskwy. Pozwoliło to Rosji od czasów Piotra I nie tylko rusyfikować wschodnią część Ukrainy, ale i – za pośrednictwem Cerkwi – ingerować w sprawy wewnętrzne Rzeczypospolitej. (…)

Wraz z likwidacją Hetmanatu, który podtrzymywał oryginalną kulturę Kozaków Zaporoskich związaną z barokiem, pod presją imperatorów Wszechrusi i degeneracją społeczności kozackiej, której przejawem były m.in. bunty hajdamaków, następowała postępująca rusyfikacja kozaczyzny i języka starorusińskiego na Ukrainie. Służyła temu również presja caratu w sprawach Kościoła prawosławnego na ziemiach ukraińskich, m.in. różnice liturgiczne między Ukrainą a innymi eparchiami Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego były stopniowo likwidowane: Metropolia Kijowska straciła szczególną autonomię administracyjną, a ryt unifikowano według wzorca patriarchatu moskiewskiego.

Wyrazem rusyfikacji Ukrainy poprzez podporządkowany carom moskiewski Kościół Prawosławny był m.in. nakaz budowy cerkwi w stylu moskiewsko-jarosławskim lub neobizantyjskim, aby ujednolicić prawosławną architekturę cerkiewną imperium. Jak trafnie przypomniała Katarzyna Barczyk, „Nie brakuje (…) ukraińskich historyków podkreślających, że to tylko pomogło wyodrębnić się miejscowej kulturze – Rusini, którzy wcześniej czuli obcość i niechęć do polskich panów, sądzili, że bliżej im do Moskwy. Gdy jednak znaleźli się w obrębie jednego państwa, dostrzegli, że ich język, kultura i tradycje różnią się znacząco, co dało im poczucie odrębności i bodziec do kształtowania się narodu ukraińskiego takiego, jaki znamy dziś” (K. Barczyk, Kiedy naprawdę powstała Ukraina? Ciekawostki historyczne.pl). (…)

Jak pisał Ihor Rajkiwski, to dopiero „rozbiory Rzeczypospolitej wprowadziły istotne zmiany do sytuacji społeczno-politycznej na Kresach, gdzie się pojawił trzeci czynnik – carat rosyjski na prawym brzegu Dniepru oraz władze austriackie w Galicji.

Na skutek tego rekonstrukcja mniej więcej realnego obrazu stosunków ukraińsko-polskich w XIX wieku jest możliwa jedynie pod warunkiem wielostronnego badania stosunków w nowo powstałych trójkątach: rząd rosyjski (lub odpowiednio – austriacki) – Polacy – Ukraińcy.

Znamienne jest, że w owym czasie o losach Ukraińców (Małorosów, Rusinów) decydowano bez ich udziału. Konflikty ukraińsko-polskie w celu umocnienia własnej pozycji umiejętnie wykorzystywała lokalna administracja rosyjska, wdrażając w życie sprawdzoną zasadę imperium rosyjskiego: divide et impera (dziel i rządź). Ta polityka była wcielana w życie także przez władze austriackie, które połączyły polskie i ukraińskie ziemie etniczne w jednej prowincji z centrum we Lwowie. Zależność ilościowa między dwojgiem narodów była tu mniej więcej jednakowa”. (I. Rajkiwski, Stosunki ukraińsko-polskie w wieku XIX, „Kurier Galicyjski” 29/08/2012).

W wyniku rozbiorów Polski nastąpił również kolejny rozbiór ziem ukraińskich. Wprawdzie pod berłem Romanowów nastąpiło zjednoczenie całej wschodniej Ukrainy, warto jednak pamiętać, że od czasów Katarzyny II tzw. dynastia Romanowych to faktycznie niemiecka dynastia askańska Anhalt-Zerbst, czyli brandenburska, wywodząca się od Albrechta Niedźwiedzia, który tworząc Marchię Północną podbił i wymordował połabskich Brzeżan i Wkrzan (za te „bohaterskie” czyny Adolf Hitler ogłosił Albrechta Niedźwiedzia patronem NSDAP).

Natomiast zachodnia część Ukrainy: Królestwo Galicji i Lodomerii (przez Polaków potocznie określane jako Galicja, przez Ukraińców – Hałyczyna) znalazło się pod panowaniem niemieckiej dynastii Habsburgów. I to pod wpływem kontaktów z „liberalną”, terezjańsko-józefińską Austrią zakiełkowały pierwsze ziarna, z których miał się zrodzić narodowy ruch ukraiński. To z tej części ziem ukraińskich po I rozbiorze Polski zaczął wypływać coraz szerszy strumień ukraińskiego życia narodowego. W sytuacji postępującej rusyfikacji Ukrainy wschodniej rola ostoi rodzimych tradycji ukraińskich – paradoksalnie – przypadła unickiej, bo wyrosłej z unii brzeskiej 1596 r. cerkwi greckokatolickiej, działającej na terenach Ukrainy podległych wcześniej Rzeczypospolitej…

Źródłem animacji narodowych tendencji ukraińskich w Galicji były dalekowzroczne decyzje Habsburgów.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Rozbiory Rzeczypospolitej Obojga Narodów a początki narodu ukraińskiego” znajduje się na s. 10-11 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Rozbiory Rzeczypospolitej Obojga Narodów a początki narodu ukraińskiego” na s. 11 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Geneza nacjonalizmu ukraińskiego (I). Ślązak Bernard Pretwicz herbu Wczele – pierwszy hetman niżowy, postrach Tatarów

Gdy Kolumb odkrywał Amerykę, na Dzikich Polach odnotowano pierwszych Kozaków chrześcijańskich, których – dla odróżnienia od wcześniej znanych Kozaków muzułmańskich – współcześni nazywali Niżowcami.

Stanisław Orzeł

Wielki lud Ukrainy od wieków formuje swoją samostijnost w opozycji do imperialnych dążeń otomańskiej Turcji, kolonizatorskiego wyzysku magnackiej Polski i wielkoruskiego autorytaryzmu Rosji. O tym, jak te procesy były i są wzmacniane lub wręcz sterowane przez prące na wschód germańskie mocarstwa Europy Środkowo-Zachodniej, często się milczy. Dlatego warto przypomnieć kilka epizodów historycznych, które może pozwolą zrozumieć znaczenie tych inspiracji dla kształtowania się nowoczesnego nacjonalizmu ukraińskiego.

Zaczęło się od Dzikich Pól

Jak Ameryka miała swój „Dziki Zachód”, tak Unia Polsko-Litewska – swoje Dzikie Pola. Była to kraina historyczna nad dolnym Dnieprem, za osiemdziesięciokilometrowym jego odcinkiem przegrodzonym poprzecznymi progami skalnymi, tzw. porohami (stąd jej późniejsza nazwa – Zaporoże). Od XV w. wchodziła w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Na tym pozbawionym faktycznej władzy państwowej obszarze osiedlali się ludzie często uchodzący przed prawem lub uciskiem feudalnym, chłopi, ale też rycerze albo zwykli rozbójnicy uciekający zarówno z kresów Litwy, Polski czy Rusi Moskiewskiej, jak i podległych Turkom hospodarstw Mołdawii i Wołoszczyzny. Stykała się z nimi w coraz krwawszych starciach forpoczta imperium osmańskiego, Tatarzy Krymscy, dzięki którym do owych niespokojnych osadników z Dzikich Pól przylgnęła turecka nazwa quazzāq, czyli awanturnik, rozbójnik. Byli wśród owych pierwszych Kozaków również muzułmanie. Świadczy o tym fakt, że po tym, jak król Polski Jadwiga wkroczyła na czele panów małopolskich na Ruś Halicką, aby ją wyrwać spod panowania Zygmunta Luksemburczyka, a jego zwolennik, książę Władysław Opolczyk bezskutecznie wzywał mieszkańców tych ziem do stawiania oporu wojskom polskim – w 1388 r. Kozacy zostali odnotowani jako mahometanie na terenie Korony. Również Jan Długosz określił ich tatarską nazwą „zbiegów i zbójów”. Co więcej – według najstarszych spisów Kozaków, większość z nich miała nazwiska tatarskie…

Dopiero w roku 1492, gdy Kolumb odkrywał Amerykę, na Dzikich Polach odnotowano pierwszych Kozaków chrześcijańskich z okolic Kijowa, Niemirowa, Winnicy i Baru, których – dla odróżnienia od wcześniej znanych Kozaków muzułmańskich – współcześni nazywali Niżowcami (bo zbierali się nad dolnym, czyli niżnym Dnieprem). Byli wśród nich fałszywie oskarżeni lub niesprawiedliwie skazani przedstawiciele stanu rycerskiego, słudzy uchodzący przed okrucieństwami szlachty i magnatów, chłopi uciekający przed zbyt ciężkimi daninami rozwijającego się systemu folwarczno-pańszczyźnianego, ale i zwykli przestępcy, bandyci i zbrodniarze. Ponieważ Dzikie Pola były obszarem ścierania się wpływów turecko-tatarskich z litewskimi i polskimi oraz rosyjskimi – ludność Zaporoża musiała się liczyć z łupieskimi wyprawami każdej z tych stron. Dlatego spośród wszelkich uprawianych przez nią rzemiosł (handlu, rybołówstwa, hodowli) – rzemiosło wojenne było podstawą przetrwania na tych ziemiach.

Ślązak nauczył Zaporożców skutecznie walczyć z Tatarami

Stałą, sprawdzoną w bojach formę organizacji wojskowej wśród Kozaków Niżowych, Zaporożców zaprowadził w latach 30.–40. XVI w. przybysz z Dolnego Śląska, starosta barski, a później trembowelski, Bernard Pretwicz herbu Wczele. Dzięki wyszkoleniu wojskowemu jakie wprowadził wśród Niżowców, był przez nich uznawany za pierwszego nieformalnego przywódcę, hetmana.

Bernard Pretwicz herbu Wczele | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Warto przypomnieć postać tego Ślązaka, który nauczył Kozaków Zaporoskich bić Tatarów. Pochodził ze starego śląskiego rodu rycerskiego, którego pierwszym udokumentowanym przodkiem był Petrus de Prawticz (1283 r.), czyli Piotr Prawdzic z Lubrzy (późniejsze Liebenau) w ziemi lubuskiej, oddanej przez złej pamięci księcia Władysława Rogatkę za długi karciane Marchii Brandenburskiej. Nie ma pewności, czy rodzicami Bernarda byli dziedzice Gawronu, Stronnu, Mąkoszyc, Rybina i Kraczowa w ziemi sycowskiej – Piotr Pretwic i Ludmiła ze Stwolińskich. Pewne jest, że był zniemczonym Ślązakiem (mówił i pisał po niemiecku) o polskich korzeniach. Około 1525 r., gdy Zygmunt Stary przyjmował hołd od byłego wielkiego mistrza Krzyżaków, księcia pruskiego Albrechta Hohenzollerna – młody Bernard Pretwicz został dworzaninem polskiego władcy. Na wieść o klęsce i śmierci Ludwika Jagiellończyka pod Mohaczem (29 sierpnia 1526 r.) został wysłany do Pragi jako agent Korony, aby przeciwdziałać objęciu tronu węgierskiego przez Habsburgów. Podczas sejmu śląskiego 5 grudnia tego roku jako zaufany królowej Bony starał się namówić stany śląskie do połączenia Śląska z Koroną. Brał też rok później w Ołomuńcu udział w układach posłów koronnych z Ferdynandem Habsburgiem, a następnie woził listy wierzytelne dla komisarzy wytyczających granice Śląska. Jednak rola zaufanego agenta królowej Bony nie była jego przeznaczeniem.

(…) W 1535 r. Pretwicz dowodził już własną rotą, a gdy przyjęto taktykę ścigania czambułów aż po stałe koczowiska Tatarów nad Morzem Czarnym – był tym rotmistrzem, który stosował tę taktykę najbardziej konsekwentnie. Walczył z Mołdawianami Raresza w przegranej bitwie nad Seretem (1 lutego 1538 r.), gdzie zginęło 900 polskich żołnierzy obrony potocznej, i wziął udział w wyprawie odwetowej hetmana Jana Tarnowskiego na Chocim. Jako protegowany królowej Bony otrzymał od niej w tym roku Woniaczyn koło Winnicy, ale po protestach panów litewskich musiał go zwrócić, jako nadany cudzoziemcowi. Gdy w 1539 r. przepędził czambuł Tatarów na liman Dniestru i tam go rozbił – nadano mu w użytkowanie Szarawkę na Podolu.

W tym czasie odkrył spisek przygotowywany przez Marcina Zborowskiego na wypadek śmierci Zygmunta Starego. Kiedy w marcu 1540 r. stawił się w Krakowie, aby składać w tej sprawie zeznania, został ciężko postrzelony przez ludzi nasłanych przez Zborowskich i na trzy miesiące znalazł się pod opiekę Bonerów. Już w czerwcu 1540 r. stawił się jednak na popisie w Kamieńcu Podolskim, a jesienią razem ze starostą bracławskim, księciem Semenem Hlebowiczem Prońskim, rozbił Tatarów najpierw pod Cziczekli, a później na Wierzchowinach Berezańskich koło Oczakowa. W marcu 1541 r. ratował Prońskiego w Winnicy przed buntem jego własnych poddanych, a dzięki jego zdolnościom taktycznym niewielkie siły obrony potocznej okrążyły i rozbiły dwa czambuły tatarskie wracające z Ukrainy. Za te wyczyny otrzymał od Bony starostwo barskie.

Od tego czasu zamek w Barze stał się główną bazą operacyjną przeciwko Tatarom, a sam Pretwicz zyskał tak wielką sławę jako ich pogromca, że do Baru ściągała żądna rycerskich przygód szlachta nie tylko z Polski i Litwy, ale i z krajów niemieckojęzycznych. Sława jego była tak wielka, że już w 1540 r. werbował go agent elektora saskiego J. Spiegel.

W latach 1541, 1542 i 1549 Pretwicz wyruszał na odsiecz raz Białogrodowi, raz Oczakowowi, które atakowały kolejno wojska mołdawskie, tatarskie i kozackie. W 1543 r. bił Tatarów pod Barem, Oczakowem i Białogrodem, w 1544 r. rozbił kilka czambułów na stepach, a jeden z nich ścigał znów pod Białogród. W 1545 r. litewscy Kozacy po spaleniu Oczakowa upozorowali powrót do Baru i w ten sposób zrzucili na Pretwicza winę za ten najazd. Dlatego starosta barski musiał się tłumaczyć najpierw Zygmuntowi Augustowi, a następnie Zygmuntowi I, ale dochodzenie wszczęte przez starego króla uwolniło go od zarzutów i w ramach zadośćuczynienia otrzymał prawo dożywotniego korzystania z majątku w Szarawce. Wykorzystując tę sytuację, próbował go zwerbować Albrecht Hohenzollern, na co stanowczo zareagował Zygmunt Stary, a Bona napisała do niego wprost: „służby swej u nas pilnuj, a zamku tobie powierzonego pilnie strzeż”.

W latach 1547–1549 brał udział w demonstracji zbrojnej wojsk obrony potocznej w celu powstrzymania Turków od budowy twierdzy Balakiej, rozbił czambuł tatarski na szlaku kuczmańskim, zagarniał stada owiec wypasanych przez Tatarów na limanach wpadających do Morza Czarnego, a nawet rabował kupców tureckich na szlaku z Białogrodu do Kaffy. Otrzymał za to w dożywotnie posiadanie Leźniów i prawo wykupu i dożywocia na wsi królewskiej Werbki w powiecie latyczowskim. W 1549 r. pięć razy atakował wielki zagon Ordy Krymskiej, który wdarł się aż na Wołyń. Za te wyczyny w 1550 r. hospodar mołdawski Eliasz oblegał go w Barze i chciał go oddać sułtanowi jako podarek. Pretwicz odparł oblężenie i rozbił wracające za Dniestr wojska hospodara.

Można się zastanawiać, czy te działania służyły podtrzymaniu pokoju z Turcją, ale niewątpliwie zrodziły jego legendę jako „Postrachu Tatarów (Terror Tartarorum)” i Polskiego Muru. Musiał się z tych wyczynów ponownie tłumaczyć w Krakowie, tym razem już przed młodym królem, Zygmuntem Augustem. Jego tzw. apologię, która jest jedynym w swoim rodzaju traktatem o obronie kresów ukrainnych przed Tatarami, odczytano w senacie 13 grudnia 1550 r. Król jego wyjaśnienia przyjął, za zasługi nadał mu zamek i miasto Szarawkę z kilku wsiami na Podolu w posiadanie dziedziczne, jednak widząc w jego wyprawach nie tylko system paraliżowania najazdów tatarskich, ale też zagrożenie dla utrzymania pokoju z Turcją – odebrał mu starostwo Baru i w porozumieniu z Boną 2 lipca 1552 r. przeniósł go na bardziej oddalone od granic starostwo w Trembowli.

W 1551 r. Pretwicz miał pod swoimi rozkazami gotowych w każdej chwili do walki 300 jeźdźców, wśród których było wielu weteranów służących w podkresowych stanicach ponad 20 lat. Jak można przeczytać w Wikipedii, Pretwicz „opracował i rozwijał stopniowo nowy system obrony, w zależności od zmieniającego się pola walki.

Rozwinął sieć wywiadowców informujących o idących z terenu zagrożeniach. Dzięki jego pomysłowości południowe ziemie koronne Polski nie były zaskakiwane najazdami Tatarów. Wyszkolił załogi i obsadził zamki chroniące granice Polski przed Tatarami.

Dzięki opracowanemu systemowi informacji o zagrożeniach skrócił czas niezbędny do szybkiej reakcji w narażonych na niebezpieczeństwo miejscach, prowadząc przy tym działania zaczepne oddziałami obrony potocznej, mające na celu dekoncentrację sił przeciwnika. W konsekwencji jego system obrony i sposób walki znalazły powszechne uznanie”, zwłaszcza wśród Kozaków, których wyszkolił. Ciekawostką było, że jego drużynę przyboczną stanowili Czeremisi, czyli wojownicy z uralskich szczepów ludu Mari, o czym pisała m.in. do królowej Bony królowa Węgier, Izabela Jagiellonka: O p. Pretficza, przyczynia się Jej Królewska Mość, aby służbą żołnierską nie był upośledzon, gdyż jest potrzebniejszym i godniejszym od wielu inszych sługą W. Kr. Mości i bo go też król IMci zmarły nad insze nie upośledzał. A ktemu żeby też i na Czeremissów, którzy tejże służby jemu dopomagają, W. Kr. Mość łaskawe baczenie mieć raczyła (K. Pułaski, Szkice i poszukiwania historyczne, 1906). W tymże 1551 r. Pretwicz razem z księciem-atamanem kozackim Dymitrem Iwanowiczem Wiśniowieckim zwanym Bajdą oraz wojskami Koreckiego i Sieniawskiego złupili okolice Oczakowa w odwecie za zniszczenie Bracławia przez chana Dewlet Gireja.

(…) Podczas wszystkich lat służby Bernard Pretwicz podtrzymywał kontakty z rodziną na Śląsku. Pisał też do Fryderyka, księcia legnickiego, Jerzego II księcia brzeskiego i innych możnowładców na Śląsku w sprawach handlowych: dostarczał na Śląsk duże ilości wołów (do dziś w Mikołowie jest ulica Wielka Skotnica, którą przepędzano ich stada ze wschodu), koni – i tych zdobycznych, i zakupionych w Turcji – oraz namioty, dywany i poroża jeleni. Zygmunt August dobrze sobie zdawał sprawę, że wyprawy starosty barskiego na Tatarów przynosiły mu osobiste zyski… W końcu lat 50. Pretwicz był już autorytetem w sprawach tureckich, tatarskich i siedmiogrodzkich, jednak krytykował polską organizację obrony przed Tatarami, radził „pomnożyć cech kozaków niżowych nadawszy im jakowe bojarstwa”, narzekał na zaległości w wypłatach żołdu dla oddziałów obrony potocznej. Podkreślał brak odpowiedniej rekompensaty za swoje zasługi i uważał, że jest niedoceniany, ponieważ nie jest Polakiem, a Ślązakiem.

W 1561 r. Pretwicz zapadł w letarg i gdy już uznano go za zmarłego, wybudził się i wyprawił huczną biesiadę na swojej niedoszłej stypie.

Wkrótce, 12 lipca tego roku, scedował starostwo Trembowli na syna Jakuba, a zmarł 12 stycznia 1564 r. Pamięć jego wyczynów jeszcze w XIX w. trwała wśród ludu polskiego w przysłowiu: „Za pana Pretwica spała/wolna od Tatar granica”. Również na Śląsku znany był jeszcze w XIX w., o czym świadczy wydany w 1829 r. w Nysie jego mocno ubarwiony żywot (F. Minsberg, Oberschlesische Sagen).

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „O germańskich źródłach nacjonalizmu ukraińskiego” znajduje się na s. 2 i 3 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „O germańskich źródłach nacjonalizmu ukraińskiego” na s. 2 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wykład w Muzeum Śląskim na temat tradycji ochrony pracy na Śląsku, dla uczczenia stulecia Inspekcji Pracy w Polsce

W II Rzeczypospolitej 1588 roku w konstytucji sejmowej uchwalono: „będziem posyłać przy podskarbim komissarze co dwie lecie, którzy jurati mają doglądać, jakoby w żupach szkoda i ruina nie była etc.”.

Stanisław Orzeł

Na zaproszenie Muzeum i z rekomendacjami Międzyzakładowej Organizacji Związkowej nr 15 NSZZ Solidarnośćʼ80 w Państwowej Inspekcji Pracy historyk kultury pracy na Śląsku, Roman Adler, zaprezentował genezę ochrony pracowników na Górnym Śląsku, począwszy od norm dotyczących zatrudniania górników w średniowieczu, przez rozwiązania epoki nowożytnej, reformy XIX w., do nowoczesnej formy Inspekcji Pracy (po 1918/1928 r.).

Pierwsze przepisy dotyczące powoływania specjalistów – po łacinie „montes iuratores”, czyli przysięgłych górniczych – którzy mieli dbać o bezpieczeństwo i rozstrzyganie sporów między gwarkami a kopaczami w kopalniach kruszców, spisano ok. 1248 r. w Jihlawie na południu Moraw i znane są jako igławskie prawo górnicze.

Za sprawą opata Mikołaja z klasztoru cystersów w Lubiążu na Śląsku, który sprowadził odpis tego prawa już w roku 1268, przepisy te nakazał stosować w swoim księstwie książę legnicki Bolesław Rogatka – skądinąd niezbyt chlubnie zapisany na kartach naszej historii za oddanie Marchii Brandenburskiej jako zastawu za długi hazardowe „klucza do Śląska”, czyli Ziemi Lubuskiej…

Stosowanie prawa igławskiego i uprawnienia owych przysięgłych górniczych potwierdzali później, nawiązując do wcześniejszych decyzji Elżbiety Łokietkówny i Kazimierza Wielkiego – Władysław Jagiełło w przywileju z 1426 r. i Aleksander Jagiellończyk w tzw. Statutach Olkuskich. W 1517 r. Zygmunt Stary utworzył dla całego Królestwa Polskiego urząd podkomorzego górniczego, a w 1518 r., gdy żupnikiem był Jan Boner, pierwsza królewska komisja lustracyjna żup solnych dokonała opisu stanu technicznego kopalń, warzelni i budynków górniczych w dobrach królewskich. Lustracje takie odbywały się średnio co dwa lata i obejmowały m.in. „ogląd dołu co do robót odbytych i odbyć się mających w celu bezpieczeństwa kopalni”.

Przysięgli gorni, już jako urzędnicy państwowi, bo opłacani z kasy książęcej, zostali powołani w 1528 r. przez ostatniego Piasta opolsko-raciborskiego, Jana II Dobrego, Ordunkiem gornym, który objął przepisami również hutników kruszcowych. Pierwszy przysięgły, znany z 1532 r., miał na imię Stanisław. Na wzór Ordunku… w 1577 r. cesarz Rudolf II ogłosił ordynację górniczą dla Śląska i hrabstwa kłodzkiego, która ujednoliciła przepisy i wprowadziła nadzór cesarski nad górnictwem we wszystkich księstwach należących do cesarza jako króla Czech.

W Rzeczypospolitej Obojga Narodów pod wpływem doświadczeń w salinach wielickich i bocheńskich zaczęła się krystalizować inna koncepcja nadzoru nad warunkami pracy: w 1588 r. w konstytucji sejmowej uchwalono: „będziem posyłać przy podskarbim komissarze co dwie lecie, którzy jurati mają doglądać, jakoby w żupach szkoda i ruina nie była etc.”. Wówczas po raz pierwszy nadzór nad warunkami pracy podporządkowano Sejmowi, czyli władzy ustawodawczej, a nie – jak dotąd – władzy wykonawczej (książę, król lub cesarz). W XVII w. władza wykonawcza (król) skupiła się na zapewnieniu wyboru i dozoru oraz wynagrodzenia dla cyrulika (prowizora) w żupach solnych (1658–1660 pierwszym był Józef Wolf).

W 1698 r. po egzaminie przed profesorami Uniwersytetu Jagiellońskiego cyrulikiem w żupach solnych krakowskich została „kobieta potrzebną zdolność posiadająca, Magdalena Bendzisławska wdowa” po lekarzu. (…)

Pokłosiem wykładu jest zainteresowanie kilku środowisk koncepcją zasygnalizowaną przez R. Adlera: utworzenia na Śląsku muzeum przemysłu i kultury pracy, w którym znalazłaby się stała ekspozycja na temat genezy i historii urzędów nadzoru nad warunkami pracy na ziemiach polskich, w tym – Państwowej Inspekcji Pracy.

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Tradycje ochrony pracy na Śląsku” znajduje się na s. 9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Tradycje ochrony pracy na Śląsku” na s. 9 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 57/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego