Ukraina nie była przygotowana do wojny! Deputowany do Rady Najwyższej: Zełenski nie wierzył, że Putin może zaatakować

Mykoła Kniażycki/ Fot. Piotr Mateusz Bobołowicz

Mykoła Kniażycki opisuje przemianę części środowisk prorosyjskich po wybuchu wojny. Wyjaśnia, jakie czynniki zadecydowały o tym, że Ukraina nie była do niej przygotowana.

W przestrzeni publicznej utarło się przekonanie, że Lwowa w ogóle nie dotyka trwająca wojna. Nie jest to jednak prawda. Miasto co prawda nie jest atakowane, lecz pochodzi z niego wielu żołnierzy walczących obecnie w Donbasie.

Cała lwowska obrona terytorialna walczy obecnie na wschodzie. Codziennie w mieście chowani są żołnierze polegli na froncie. Tylko się nam wydaje, że nie ma wojny

Mówi deputowany do Rady Najwyższej Mykoła Kniażycki. Parlament ukraiński nie zaprzestał pracy.

Czytaj także:

Tylko zdobycie przez Rosjan Bachmutu może spowodować wycofanie się wojsk ukraińskich – mówi Dmytro Antoniuk

Przed rosyjską inwazją wybuchł w nim poważny kryzys, związany ze słabnącym poparciem dla partii Wołodymyra Zełenskiego. Teraz wszyscy parlamentarzyści się zjednoczyli. Dotyczy to także części środowisk prorosyjskich. Doszło w nich do podziału.

Część polityków wspierających Putina wyjechało za granicę i raczej już nigdy na Ukrainę nie wróci. Inni z kolei zmienili swoją postawę. Zaczęli mocno wspierać Wołodymyra Zełenskiego.

Zjednoczenie parlamentarzystów w obliczu trwającej wojny jest niezwykle istotne. Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, że Ukraina nie była do niej przygotowana!

Prezydent Zełenski nie wierzył w rosyjską inwazję. Sądził, że z Putinem da się rozmawiać. Z tego powodu Rosjanie mieli od północy otwartą drogę do Kijowa. Gdyby się przygotowano, nie doszłoby do wydarzeń z Buczy i Irpienia.

K.B.