Synonimem szczęścia były dla niego wartości materialne. Z domu nie wyniósł wzorców związanych z wiarą katolicką

Przez dłuższy czas żył z daleka od Boga, dopóki nie poznał swojej przyszłej żony, która zaczęła prowadzić go w stronę Kościoła. Wciąż jednak była to wiara martwa, nie znał Boga żywego.

Pewnego razu mama żony Kuby opowiedziała im o mszy, na której dzieją się niesamowite rzeczy. Powiedziała, że koniecznie muszą to zobaczyć. Pojechali więc, zobaczyli modlitwę o uzdrowienie. Było też namaszczenie olejami św. Charbela. ,,Podchodzimy do księdza Jarosława. Ksiądz namaszcza mnie olejem i wtedy doświadczam spotkania z Jezusem. Teraz wiem, że nazywa się to spoczynek w Duchu Świętym. Padłem na ziemię. Gdy otworzyłem oczy, to zacząłem tak strasznie płakać. To był płacz oczyszczający. Płacz po doświadczeniu wielkiego Miłosierdzia.”