Wojciech Andrusiewicz: Rząd nie planuje wprowadzenia stanu nadzwyczajnego

Obostrzenia z minionej soboty powinny zahamować rozwój epidemii. Jeżeli tak się nie stanie, podejmiemy bardziej radykalne działania – mówi rzecznik Ministerstwa Zdrowia.

Wojciech Andrusiewicz mówi  o sytuacji w polskiej służbie zdrowia podczas pandemii koronawirusa.

Wzrost liczby zakażeń przybiera z dnia na dzień na sile, można powiedzieć, że restrykcje wprowadzone dwa tygodnie temu nie działają. Dopiero te obostrzenia z minionej soboty są naprawdę daleko idące, i to one powinny przynieść spektakularną zmianę w tym zakresie.

Rzecznik Ministerstwa Zdrowia, że rząd ma wciąż wystarczające rezerwy łóżek i respiratorów:

Trzeba jednak pamiętać, że służba zdrowia ma swoje granice wydolności. Nie da się zbudować nowego potencjału lekarskiego w kilka dni.

W przypadku, jeżeli rozwój epidemii nie wyhamuje, konieczne mogą być bardziej drastyczne obostrzenia:

W niektórych szpitalach brakuje wolnych miejsc. Chcemy, aby w każdym województwie nadal pozostawały dostępne łóżka.

Coraz więcej szpitali w dużych miejscowościach staje się covidowych. Pacjenci cierpiący na inne objawy są przewożeni często do placówek podmiejskich.

Leczenie w szpitalach covidowych osób cierpiących na inne choroby jest niedopuszczalne z punktu widzenia bezpieczeństwa epidemiologicznego.

Rzecznik resortu zdrowia zwraca uwagę, że trwające protesty społeczne zwiększają ryzyko transmisji koronawirusa.  Jak jednak dodaje, ci Polacy, którzy nie uczestniczą w demonstracjach, generalnie stosują się do zasad dystansu społecznego, dezynfekcji i noszenia maseczek.

Gość „Poranka WNET” podkreśla, że rząd nie zamierza wprowadzić  stanu nadzwyczajnego.

Dysponujemy szerokim wachlarzem innych metod zwalczania epidemii.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T / A.W.K.

Przed II wojną światową mówiono, że są dwa stany, kapłański i lekarski. Tu misja jest ważniejsza niż godność osobista

Czasami żartem pytamy: co jest misją chirurgii, a co jest w niej najpiękniejsze? Misja to ratowanie zdrowia i życia, a najpiękniejsze są oczy instrumentariuszki. Bo my się porozumiewamy oczami.

Adam Gniewecki, Krzysztof Bielecki

Przeczytałem książkę Anny Nozderki Medycyna? Nie jest na sprzedaż, opatrzoną mottem Pana Profesora: „Zamień ból i cierpienie na siłę, masz jeszcze tyle w życiu do zrobienia”. Stanowi ona relację z Pana rozmów z lekarzem med. Katarzyną Toruńską, o – mówiąc ogólnie – etyce lekarskiej, powołaniu i misji lekarza. Czy wyznaje Pan i stosuje myśl niesioną przez wspomniane motto?

Powyższe motto to słowa mojej matki. Jako pierwszy zostałem lekarzem w prawdziwie polskiej rodzinie ludzi mądrych, uczciwych i wyznających zasady. Ludzi ciężkiej, wytrwałej pracy. Gdy wracaliśmy z rodzeństwem ze szkoły, mama na nas zawsze już czekała, ojca zaś, który był tokarzem, widywaliśmy jedynie w niedziele i święta. Wychodził i wracał z pracy, gdy jeszcze albo już spaliśmy. Podobnie było w rodzinie, którą później sam założyłem.

To, co osiągnąłem, zawdzięczam rodzicom. Ojciec nauczył mnie ciężkiej pracy, a matka wartości, które stale wiodą mnie w pracy lekarza. Odpowiedzialności za słowa i czyny oraz wytrwałości. Z domu wyniosłem niechęć do nepotyzmu i klanowości. Myśl „Zamień ból i cierpienie na siłę, masz jeszcze tyle w życiu do zrobienia” daje mi, niezależnie od wieku, siłę, by stale się uczyć i dawać z siebie tyle, ile mogę. Tak też wychowałem syna i sądzę, że dzięki temu odnosi sukcesy. Słysząc dyskusje o wieku emerytalnym, zastanawiam się, o co chodzi.

Jeśli masz zdrowie i ochotę, znajdzie się dla ciebie praca. Wykonuj ją dobrze. Niech komuś lub czemuś służy. Zadając sobie pytanie o sens swojej pracy, dziękuję opatrzności, bo jestem człowiekiem wierzącym, dziękuję rodzicom, że zostałem lekarzem.

Jak postrzega Pan korelację takich pojęć jak: powołanie, poczucie misji, empatia i zawód – w przypadku lekarza, a także innych, zajmujących się bezpośrednio chorymi? Czy wszystkie te elementy jednocześnie są konieczne do osiągania powodzenia i skuteczności w tej, już nawet z nazwy, służbie?

Jestem przekonany, że lekarzem trzeba się urodzić, a wszystkie wymienione elementy mają znaczenie. My je nazywamy tzw. miękkimi wartościami. Nie ma takiego uniwersytetu, który uczy uczciwości, prawości, empatii, powołania, poczucia misji.

Są politechniki, są też szkoły medyczne. Dlaczego, szczególnie w zawodzie lekarza, te wartości są tak ważne? Ponieważ mamy do czynienia z człowiekiem. Zacytuję piękne zdanie wybitnego chirurga amerykańskiego, który powiedział:

„Włożyć niewprawną rękę do cudu Boskiej maszynerii, jaką jest ludzkie ciało, wiąże się z ogromną odpowiedzialnością”. Autor tego zdania jako chirurg określił warunki, jakie musi spełniać lekarz takiej specjalizacji. Moje ręce muszą robić to, za co jestem odpowiedzialny, to, co mam w głowie. To moja osobista odpowiedzialność wobec pacjenta.

Wciąż uczymy się dostępnej wiedzy medycznej, ale to nie wystarcza. Czasami zadajemy sobie pytanie, czy współczesny lekarz powinien być jak szaman, czy jak zimny, wyrachowany, otoczony nowoczesnymi aparatami, wyuczony, chłodny i pozbawiony ludzkich uczuć wykonawca. Ja wybieram rozwiązanie pośrednie, kompromisowe. Chcę być szamanem posługującym się współczesnymi przyrządami do rozpoznawania i leczenia chorób. Stawiam sobie pytanie, czy są nieuleczalnie chorzy? Czy to, że ktoś jest nieuleczalnie chory, jest skutkiem braku wiedzy na temat leczenia choroby albo zbyt późnego rozpoznania? Czy to wtedy mówi się, że ta choroba jest nieuleczalna?

Wracając do sprawy „miękkich wartości”. Nie przestawajmy być ludźmi, nie zamieniajmy się w zbiorowisko cyfr. Nie godzę się, by pacjent numer 7 wchodził do gabinetu numer 10 do doktora numer 15. Pacjent i lekarz to istoty ludzkie. Indywidualne, niepowtarzalne, noszące imiona i nazwiska, a nie odhumanizowane cyfry. Medycyna jest ludzka. Od człowieka dla człowieka. Mam już swoje lata, a pracuję i działam intensywnie. Zdarza się, że po dyżurze muszę wracać do szpitala do trudnego przypadku albo jechać do innego miasta, gdzie pacjent w nadziei, że przeżyje, czeka na moją pomoc. Pomaganie potrzebującym daje mi ogromną satysfakcję. A ludzi potrzebujących, mimo postępu medycyny, jest coraz więcej.

Jestem w szpitalu zawsze od 7 rano. W porze budzenia się pacjentów robię swój nieformalny obchód. Podchodzę do każdego chorego i mówię „dzień dobry”. Szczęśliwy dzień człowieka zaczyna się od poranka, gdy może usłyszeć te słowa i jeszcze kilka innych, tak potrzebnej otuchy od kogoś, kto, jak ufa, może mu swoimi kompetencjami ulżyć w cierpieniu. A mam tych chorych kilkudziesięciu. To też jest realizacja „miękkich wartości”.

Tego, czego nie nauczyliśmy się z książek i innych źródeł naukowych, musimy się nauczyć od drugiego człowieka. Ja miałem mistrzów, i to wielu, począwszy od rodziców, a kończąc na znakomitych lekarzach.

Julian Aleksandrowicz, wybitny internista i hematolog, pisze o sobie tak: „Wybrałem w życiu cel ważniejszy niż moja godność osobista”. To trudne do zrozumienia, bo twierdzi się, że najważniejszą cechą człowieka jest poczucie własnej godności. Ja uważam, że to nie dotyczy lekarza, który powinien kierować się umiejętnościami praktycznymi oraz misją wewnętrzną.

Przed II wojną światową mówiono, że są dwa stany, kapłański i lekarski. Tu godność osobista jest na dalszym planie. Ważniejsza jest misja. Zawód lekarza jest także wyborem postawy moralnej. Pieniądze powinny być na drugim planie. Czasami żartem stawiamy pytanie: co jest misją chirurgii, a co jest w niej najpiękniejsze? Misja to ratowanie zdrowia i życia, a najpiękniejsze są oczy instrumentariuszki. Bo my się porozumiewamy oczami.

Przechodząc do przyziemnej rzeczywistości: ludzie, nie zawsze, ale w większości pracują dla pieniędzy. Znane są liczne, nie tylko ostatnio i nie tylko w naszym kraju, strajki „ekonomiczne” pracowników służby zdrowia. Co, zdaniem Pana Profesora, powinno być wyznacznikiem wysokości pensji lekarzy i „białego” personelu medycznego? Czy tylko formalna ocena kwalifikacji? A może także, albo głównie, oparta na wielu złożonych przesłankach, ocena pacjentów?

Tej oceny powinni dokonywać pacjenci. Limity przyjęć do szpitali nie mają sensu, a jedynymi, którzy powinni móc szpital zamknąć, też są pacjenci. W reformie służby zdrowia słusznie zdecydowano, że „pieniądze idą za pacjentem”. W publicznej służbie zdrowia jest określona tzw. stawka kapitacyjna na leczenie każdego z nas. Zasada dobra, ale źle zrealizowana. Jeżeli szpital ma dobrą opinię, to znaczy, że są w nim dobrzy lekarze, nie tylko merytorycznie, ale mają też poczucie misji, empatii i dobroć. Kochają pacjentów. Profesor Kasprzak mówił: „Nauczcie się kochać pacjentów, nie wstydźcie się. Chory powinien być twoim przyjacielem, a nie tym, dzięki któremu zarabiasz. Raz zarobisz, innym razem nie, ale per saldo na pewno się wzbogacisz”. Ksiądz Twardowski, który był moim nauczycielem religii i przez całe życie przyjaźniliśmy się, a byłem jego osobistym lekarzem, mówił: „Uczmy się dawać i przyjmować”. Lekarz powinien dawać z siebie maksimum, ale jeżeli pacjent przyjdzie z podziękowaniami, nie wstydźmy się tej wdzięczności przyjąć. Oczywiście nie mam na myśli wdzięczności w formie materialnej.

Na jakich elementach można budować ocenę „jakości” lekarza?

Istnieją różne mierniki wartości lekarza. Są takie rankingi, jak „Znany Lekarz”, gdzie pacjenci mogą anonimowo wyrażać swoje oceny i opinie. Ale czy na tym można polegać? Na temat jednego lekarza czyta się dwadzieścia kilka ocen pozytywnych i pięć bardzo negatywnych. Anonimowość umożliwia także zawodową walkę konkurencyjną. Co do kryteriów skuteczności lekarza, zacznę od powiedzenia rektora Kasprzaka: „Lekarz czasami wyleczy, często może pomóc, ale zawsze powinien pocieszyć”. Obiektywne wskaźniki oczywiście istnieją.

Jeżeli chodzi o chirurgię, to np. śmiertelność okołooperacyjna, ilość powikłań pooperacyjnych, zakażenia, czas pobytu w szpitalu itd. Ale powtarzam: najważniejszym kryterium wartości lekarza jest ocena chorych.

Istnieje szeptana giełda, a i ja mam telefony z pytaniami: „Do kogo pójść, kogo pan uważa za najlepszego, komu zaufać?”.

Co do rozwiązania systemowego: jeżeli za pacjentem rzeczywiście szłyby pieniądze, to szpitale, gdzie lekarze są dobrzy pod względem merytorycznym oraz tzw. miękkich wartości, powinny opływać w dostatki, a te marne trzeba by było zamknąć. Dyrektor zamykanego szpitala mógłby mieć żal, ale usłyszałby: „panie, zrób pan coś, żeby do pana ludzie przyszli”. Wyobraźmy sobie, że w przychodni na pacjenta czeka przemyślana ankieta. Ten wymienia walory, czy też strony negatywne lekarza, podpisuje się i podaje swoje dane. To może wzburzać lekarzy. „Przecież pacjent się na tym nie zna”. Może się nie zna, ale wie, jak się czuje, czy leczenie mu pomaga, jak jest traktowany itd., a poza tym rozumu odmówić mu nie można. Jak już powiedziałem – praca lekarza to praca z człowiekiem.

Próby anonimowego ankietowania pacjentów już podejmowano. Nie były one zadowalające. Takie imienne ankiety powinny trafiać do gremium zobowiązanego do absolutnej dyskrecji. Powtarzam, po pierwsze ocena pacjentów, potem analizy merytoryczne. Na tej podstawie można by prowadzić indeksację pensji.

Jestem rzecznikiem praw pacjenta w moim szpitalu. Wpływają skargi, ale pochwały nie. Apeluję: proszę pisać, ale nie tylko skargi. Także opinie pozytywne!

Mówi się, że każdy lekarz jeździ super samochodem, Może tak, ale kosztem swojego zdrowia. Najwyższa śmiertelność jest wśród chirurgów do 50 roku życia. Ale jeżeli pozwolono na zatrudnienie w nielimitowanej liczbie miejsc pracy… Co wart jest pracownik, który 72 albo 96 godzin tygodniowo pracuje w szpitalu jako lekarz, pielęgniarka czy ratownik? Ja widzę, jak ci ludzie są przemęczeni. Ale jeżeli jeden z ministrów zdrowia mówi, że lepszy zmęczony lekarz niż żaden….

Podstawą służby zdrowia jest lekarz POZ – podstawowej opieki zdrowotnej. To są prywatne instytucje. Prywatne gabinety lekarzy POZ są finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia niezależnie od tego, czy jest to lekarz bardzo dobry – ze wszystkimi walorami, przeciętny, czy nawet zły. Może zacytuję: „Społeczeństwo nie powinno powierzać swego zdrowia ludziom zachłannym na pieniądze, ludziom tchórzliwym i nadmiernie ambitnym, widzącym jako cel działania jedynie własną karierę i własny prestiż, a nie dostrzegającym potrzeb innych”.

Cały wywiad Adama Gnieweckiego z prof. dr. n.med. Krzysztofem Bieleckim, pt. „Pięknie jest służyć człowiekowi i żaden wstyd”, znajduje się na s. 8 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Adama Gnieweckiego z prof. dr. n.med. Krzysztofem Bieleckim, pt. „Pięknie jest służyć człowiekowi i żaden wstyd”, na s. 8 październikowego „Kuriera WNET” nr 76/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Kleinrok: Polska potrzebuje większych nakładów na onkologię i leczenie chorób serca

Kardiolog, prof. Andrzej Kleinrok mówi o pandemii koronawirusa, sytuacji polskiej służby zdrowia w obliczu tego wyzwania i pomysłach na zapewnienie systemowi płynności finansowej.

Profesor Andrzej Kleinrok analizuje sytuację związaną z pandemią koronawirusa:

Liczba ofiar na świecie budzi przerażenie.

Gość „Poranka WNET” wskazuje, że naukowcy jeszcze zbyt mało wiedzą o nowym patogenie:

Obyśmy ustalili, że ten wirus jest mało groźny.

Kardiolog zapewnia, że polski system ochrony zdrowia jest dobrze przygotowany na nowe wyzwania:

W każdym szpitalu działają procedury epidemiczne.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego wskazuje, że należy więcej nakładów poświęcać na rozwój na polską onkologię i kardiologię:

Nowotwory i choroby sercowo-naczyniowe to najczęstsze przyczyny zgonów w naszym kraju. Ostatnio jednak idziemy w dobrą stronę.

Profesor Kleinrok mówi również o konieczności wprowadzenia różnych poziomów ubezpieczenia zdrowotnego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T / A.W.K.

Szefowa sztabu wyborczego Kosiniaka-Kamysza: Trzeba zakończyć wojnę polsko-polską. PSL od początku popierało 500+

Pojednanie, reforma służby zdrowia i sądownictwa, zmiana pokoleniowa. Magdalena Sobkowiak o początku kampanii prezydenckiej kandydata ludowców i tym co będzie chciał podkreślić w kampanii.

Magdalena Sobkowiak opowiada o kampanii wyborczej Władysława Kosiniaka-Kamysza, którą oficjalnie otworzy 29 lutego konwencja w Jasionce pod Rzeszowem. Wybór tego miejsca na inaugurację wiąże się z chęcią podkreślenia wagi tego regionu, gdzie rozwija się przedsiębiorczość oparta na nowoczesnych technologiach. Są to także rodzinne strony kandydata. Ważnym tematem jego kampanii będzie reforma służby zdrowia. W tej sprawie, jak przyznaje lider PSL, wszystkie dotychczas rządzące ekipy powinny uderzyć się w pierś. Przesłaniem tego kandydata jest zakończenie polsko-polskiego konfliktu. Jak zaznacza szefowa jego sztabu Kosiniak- Kamysz korzysta ze wsparcia polskich młodych ekspertów.

Stawiamy mocno na pokolenie 30-, 40- latków, bo ta zmiana pokoleniowa jest ważna.

Młodzi naukowcy mimo osiągnięć naukowych mają problemy by przebić się na polskich uczelniach. Sobkowiak odnosi się do faktu współtworzenia przez PSL w latach 2007-2015 koalicji rządzącej.

Nie wkładałabym Władysława Kosiniaka-Kamysza w buty opozycji totalnej. PSL był jedyną partią opozycyjną, która od początku popierała 500+.

Mówi także, jakie stanowisko kandydat PSL na prezydenta ma wobec reformy sądownictwa. Podkreśla, że skutki zamieszania wokół sądownictwa obijają się na zwykłych ludziach.

Mamy rozprawy odwoływane w sądach tylko dlatego, że mamy konflikt na górze.

Przytacza przypadek sędziego, który zrezygnował z rozpatrywania sprawy, ponieważ nie widział czy jego status sędziego nie będzie podważany.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Bronię doktora Tomasza Grodzkiego, mimo że jest marnym politykiem / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Próba wyeliminowania polityka Grodzkiego jest absurdalna i niebezpieczna. W żaden sposób nie zmieni patologicznego systemu lecznictwa. A może dowieść jedynie tego, że marszałek Grodzki był lekarzem.

Bronię, chociaż nie jestem nawet byłym ubekiem 😉 Ale bronię lekarza Grodzkiego, a nie polityka, którym próbuje być, choć nie potrafi. I jest dla mnie przykładem politycznej targowicy. Bronię z prostego powodu, dla którego kiedyś wystąpiłem w obronie doktora G., a którego to powodu w naszym zacietrzewieniu nie chcemy zauważać. Zapędzani na seanse nienawiści przez różne polityczne władze.

Najpierw budujemy patologiczny system lecznictwa, a potem oczekujemy uczestnictwa w nim tylko kryształowo uczciwych ludzi. Niezłomnych doktorów Judymów, którzy głodując i niedosypiając, będą leczyć nas z wszelkich możliwych dolegliwości. Dla idei, a nie korzyści własnej. Zarazem jednak zdajemy sobie sprawę, będąc prostymi pacjentami, że to system jest najbardziej chory.

Brnąc od 20 lat w tej społecznej schizofrenii, dobrnęliśmy do zapaści w naszym patologicznym systemie. (Opisałem to w tekście: Jak ugryźć 90 miliardów…). Bo nowo wyrosłe pokolenie lekarzy nie chce w tej patologii uczestniczyć i wybiera emigrację zarobkową. I dlatego mamy najmniej lekarzy w Europie.

Marszałem Tomasz Grodzki jest marnym politykiem, działającym przeciwko Polsce. Politykiem, jakich od czasów upadku I Rzeczpospolitej nigdy nie brakowało. Ale to nie znaczy, że jest brzydkim kurduplem i śmierdzi mu z gęby, i że na dodatek jest złodziejem, bo był/jest lekarzem.

Powiem wprost: lepiej nie wykazujmy lekarzowi Grodzkiemu nieuczciwości w postaci prywatnych płatnych wizyt, przekładających się potem na możliwość leczenia w państwowym szpitalu. Bo po takim precedensie będziemy musieli oskarżyć o podobną nieuczciwość całą kadrę lekarską w Polsce. W konsekwencji zmobilizujemy ją przeciwko nam – uzdrowicielom państwa – i przegramy kolejne wybory. Zamiast uzdrowić państwo, zakonserwujemy jedynie zastaną patologię.

Ostatnia próba wyeliminowania polityka Grodzkiego, podjęta m.in. przez „Gazetę Polską” za pomocą dowodzenia… że był lekarzem, jest absurdalna i niebezpieczna. Podejmowanie takich doraźnych działań w żaden sposób nie zmieni patologicznego systemu lecznictwa. A może dowieść jedynie tego, że marszałek Grodzki był lekarzem.

Chyba, że jest to próba udowodnienia Tomaszowi Grodzkiemu sprawstwa autorskiego patologicznego systemu lecznictwa w Polsce. Jeżeli tak, to temu śledztwu dziennikarskiemu sam przyklasnę. Oczekując zarazem prezentacji nowych systemowych rozwiązań, które po wdrożeniu przez obóz Dobrej Zmiay, polski system opieki zdrowotnej definitywnie uzdrowią.

Zaraz, zaraz, taka refleksja na koniec mnie ogarnęła: a może prezes Marian Banaś ze swoją Najwyższą Izbą Kontroli przeorałby wreszcie najwyższą kontrolą ten patologiczny system. Przeznaczamy na jego obsługę 25% budżetu, a on dalej nie działa. A może jest podobnie jak z tym zamówieniem w więzieniu w Kaliszu? Kupuje się za 369 tysięcy złotych coś, co warte jest najwyżej 65.

Jakby co, uprzejmie służę swoją wiedzą pacjenta publiczno-prywatnej służby zdrowia.

Jan A. Kowalski

PS. Jako czwarta władza 😊 nadal cierpliwie czekam na informację z Prokuratury, co stało się z naszymi obywatelskimi 300 tysiącami złotych ukradzionymi w Kaliszu.

Pacjenci i lekarze muszą dorosnąć… Długi marsz w kierunku V Rzeczypospolitej (7) / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Gdyby z perspektywy najbardziej ludzkiej, ale wpisanej w kontekst Bożego Sądu – zbawienia lub potępienia na wieki – tworzyć jakikolwiek system, to mam pewność, że byłby najdoskonalszy z możliwych.

Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy. (Łk 12)

W środę 16.01 w Akademiku Praskim w Warszawie odbyła się debata „Kim jest pacjent”. Byli biskupi, ministrowie, lekarze, pielęgniarki, pacjenci i ja – Wasz nieoficjalny wysłannik. No i wszyscy lekarscy święci – dla wierzących sprawa oczywista. Najważniejszym problemem, z którym próbowali się zmierzyć uczestnicy debaty, był system. Jaki być powinien, żeby z kłopotliwego dla lekarzy petenta, kosztu czy problemu chory stał się pacjentem. A nawet bliźnim w potrzebie.

Oczywiście aktualny minister zdrowia Łukasz Szumowski zapewniał, że system już jest dobry… tylko ludzie, pacjenci i lekarze, muszą trochę dorosnąć (skąd my to znamy?). Naprawdę był bardzo przekonujący 🙂

Oprócz wzniosłych deklaracji i trosk, a nawet deklamowanej poezji, były też próby całościowego podejścia do problemu. Nowatorskie, cybernetyczne spojrzenie przedstawił Dominik Dudek. A sposób prosty, logiczny i matematyczny dla stworzenia najkorzystniejszego dla pacjentów i lekarzy systemu zaproponował dr Krzysztof Kozak (i to pomimo dwunastogodzinnej podróży ze Szczecina [!]).

Jednak przed rozpoczęciem debaty krótką modlitwą pożegnaliśmy zabitego w niedzielę prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Nie dlatego, że był naszym przyjacielem, z którym moglibyśmy konie kraść. Wręcz przeciwnie, większość z nas jeszcze żywy Paweł Adamowicz określiłby mianem swoich nieprzyjaciół. I to w sposób na tyle barwny, żeby wzbudzić entuzjazm swoich zwolenników. Ale śmierć zmieniła wszystko – brutalnie zamordowany został nasz bliźni. Dlatego pomodliliśmy się o to, żeby miłosierny Bóg wybaczył mu wszystkie jego grzechy i przyjął go do swojego królestwa.

A zaraz po modlitwie wystąpił biskup warszawsko-praski Romuald Kamiński, gospodarz debaty, i zaproponował stare, ale w dzisiejszych czasach niemalże nowatorskie, bo chrześcijańskie podejście. Przywołaną przeze mnie w tytule nieuchronność śmierci jako punkt wyjścia do budowy dobrego systemu lecznictwa. I według mnie to było najbardziej konstruktywne zdanie, na którym powinniśmy oprzeć wszelkie próby zmiany systemu na lepszy. I wszelkie pomysły na to. I nie tylko na to.

Bo nieuchronność śmierci powinna być podstawą naprawy nie tylko systemu lecznictwa w Polsce. Powinna być również podstawą do naprawy systemu funkcjonowania naszego państwa, którego system ochrony zdrowia jest ważną częścią. I według mojego rozeznania nie da się zmienić jednego bez zmiany drugiego. Bo każdy, cząstkowy nawet system, jak jest w przypadku lecznictwa, podlega systemowi ogólnemu, państwowemu. A ten ogólnopaństwowy system w Polsce, system uczenia się, zarabiania pieniędzy, oszczędzania na starość, wreszcie leczenia, jest zbudowany w sposób biurokratyczny. I podporządkowany partiom i partyjkom politycznym. To dlatego jest tak nieudolnie zbudowany i zarządzany, bo przez swoich – wicie, rozumicie – obsadzany. W ramach zapłaty za partyjną wierność.

Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy. Co zabierzesz ze sobą? Wszystkie dystynkcje, insygnia, odznaczenia, mieszkania, samochody i pełny spichlerz pozostawisz tu na ziemi. Do życia wiecznego pójdzie jedynie twoja dusza. A gdzie pójdzie? Czy tylko do nieba, bo piekła nie ma, jak zapewniają ateiści wszelkich wyznań?

Na tym polega Boża sprawiedliwość: niezależnie od pozycji na tym świecie, bogactwa lub biedy, każdy z nas umrze i będzie musiał przed Bożym Sądem zdać relację ze swoich uczynków. I zostanie sprawiedliwie osądzony. Ja, Ty i Paweł Adamowicz, i wszyscy jego zacietrzewieni zwolennicy, i przeciwnicy również. Gdyby z tej perspektywy, najbardziej ludzkiej, ale wpisanej w kontekst Bożego Sądu – zbawienia lub potępienia na wieki – tworzyć jakikolwiek system, to mam pewność, że byłby najdoskonalszy z możliwych. Jakakolwiek próba układania dobrego życia dla siebie i dla naszych bliźnich (jak dla siebie samego) musi się opierać na tej jednej prawdzie.

W odróżnieniu od naszych medycznych wszystkich świętych, nie każdy lekarz, sędzia lub polityk będzie kandydatem na ołtarze. Ale ewangeliczne prawdy i społeczne przykazania z II tablicy Dekalogu są dla ludzi grzesznych, dla nas. Są nam pomocą. Ułatwiają, a nie utrudniają życie. I większość ludzi, z wyłączeniem dewiantów, ma tę świadomość. Ma ją w życiu prywatnym. Gdy jednak zaczyna działalność publiczną, zostawia Boga w domu i zaczyna mówić i robić jakby biblijne prawdy już nie obowiązywały. Bo w działalności publicznej obowiązują zobowiązania towarzyskie i partyjne, wskaźniki, procedury, uwarunkowania i sondaże.

Może jednak, skoro chcemy naprawiać wszystko złe, co się wokół nas dzieje, czas wrócić do starej chrześcijańskiej prawdy przypomnianej przez biskupa Kamińskiego. I na niej oprzeć budowę bardziej sprawiedliwego świata. Doczesności niekończącej się z chwilą obumarcia naszego fizycznego ciała. Ryzyko jest przecież niewielkie. Bo nie powinniśmy się chyba bać lepszego życia, lepszej śmierci, a w końcu lepszej wieczności.

Jan A. Kowalski