„Naród Słowian jest zagadką, którey dotąd nikt jeszcze należycie nie rozwiązał”. Narracja germańska a narracja naukowa

Odkrycia archeologii na wschodnim Podlasiu i północnym Mazowszu podważają poglądy epigonów pruskich pseudohistoryków o późnym pojawieniu się Słowian na ziemiach polskich, w VI i VII wieku naszej ery.

Stanisław Orzeł

W początkach XIX w. twórca polskiego słowianoznawstwa, Wawrzyniec Surowiecki napisał: „naród Słowian jest zagadką, którey dotąd nikt jeszcze należycie nie rozwiązał”. Rzeczywiście: odkrycia archeologii podczas budowy gazociągu jamalskiego na wschodnim Podlasiu (w Haćkach) i północnym Mazowszu (w Szeligach) podważają poglądy epigonów pruskich pseudohistoryków głoszących za rasistowską teorią Kossinny późne pojawienie się Słowian na ziemiach polskich w VI i VII wieku naszej ery. Datowane na V w. n.e., ukazują ludność słowiańską mieszkającą razem z ludnością kultury archeologicznej wielbarskiej (Goci? Gepidzi?), uważanej za germańską, oraz wieloetnicznej kultury przeworskiej (według nich z udziałem jednego z plemion Wandalów: Silingów), według owych nacjonal-historyków – podporządkowanej owym plemionom germańskim. (…)

Brak dostatecznych informacji źródłowych pozwalających wiązać zmiany w kulturach archeologicznych z faktami znanymi z historiografii starożytnej powoduje, że nadal przemian tych nie udało się naukowo odtworzyć z całkowitą pewnością. Jednak w ostatnich latach narasta w mediach (np. artykuły na polskich stronach „Wikipedii”) a ostatnio również w publikacjach niektórych polskich naukowców tendencja do jednostronnego wiązania kultur archeologicznych z dominacją plemion germańskich na ziemiach polskich od przełomu er do VI w. n.e. (…)

Odpowiedzią były publikacje m. in. profesorów Witolda Mańczaka w 2004, nieżyjącego już, a piszącego przez wiele lat w USA Zbigniewa Gołąba (2004), a zwłaszcza Tadeusza Makiewicza w 2005 r.

Szczególnie należy zwrócić uwagę na wynik prac archeologicznych zespołu T. Makiewicza, który o relacji twórców kultur przeworskiej i wielbarskiej na Pomorzu stwierdził: „Kultury te oddziela strefa wyraźnej pustki, a kontakty między nimi na tym obszarze były niewielkie, gdyż słabo zaznaczają się w materiale archeologicznym. Można stąd więc wnioskować, że reprezentują one wyraźnie odrębne grupy plemienne”.

Warto przy tym brać pod uwagę, że na wczesnym etapie swojej wędrówki, w I w. n.e. – jak podaje Jordanes – Goci „już wtedy ujarzmiając, wprzęgli do rydwanu swoich zwycięstw” plemiona Wandalów. Oznacza to, że jako lud podporządkowany należy ich wiązać wraz z Gotami z archeologiczną kulturą wielbarską i jej rozprzestrzenianiem się na południe i wschód. Nie ma natomiast śladów przemieszczenia nosicieli tej kultury na zachód, czyli śladów wędrówki np. Wandali w kierunku Śląska. Nic zatem dziwnego, że publikacje te spotkały się z ostrą reakcją zwolenników etniczno-germańskiej koncepcji kultur archeologicznych w Polsce i spór o początki Słowian, zwłaszcza zachodnich, rozgorzał na nieznaną dotąd w środowisku polskich naukowców skalę. (…)

Około połowy VIII w. p.n.e. przewaliła się przez Europę od stepów nad Morzem Czarnym po Półwysep Iberyjski fala ludności koczowniczej, w archeologii określana jako tzw. horyzont kimeryjski. Kimerowie byli Indoeuropejczykami spokrewnionymi z późniejszymi Scytami/Skołotami.

Ich znaczenie dla rozwoju ludów proeuropejskich było dwojakie: po pierwsze – to oni jako pierwsi na obszarach dzisiejszej Ukrainy zaczęli wytapiać żelazo z rudy darniowej, a w X w. p.n.e. wynaleźli pierwsze piece hutnicze i rozpoczęli na szerszą skalę produkcję stali. To oni byli na terenie Europy pionierami i pierwszymi mistrzami kowalstwa.

Po drugie – na obszarach naddunajskich ich ekspansja w poł. VIII w. p.n.e. przerwała więzi, do tego momentu w miarę jednolitej, ludności indoeuropejskiej: na południu rozkwita i kolonizuje wybrzeża Morza Czarnego oraz Śródziemnego cywilizacja Hellenów, kultura Etrusków, nad Adriatykiem pojawiają się plemiona Wenetyjskie. (…) Wpływ kimeryjski powodował jednak, że np. na Śląsku upowszechniły się z południa żelazne ozdoby i części strojów. Z tego okresu (ok. 700–400 lat p.n.e.) pochodzą najpewniej najstarsze kamienne kręgi kultowe na górze Ślęży. (…)

Najazd Scytów i zmiany spowodowane ochłodzeniem klimatu w VI w. p.n.e. połączone z etrusko/wenetyjską infiltracja kulturową doprowadziły do zrywania więzi między grupami przedkimeryjskiej ludności kultury łużyckiej na przyszłych ziemiach polskich.

Poddawana wielokierunkowym naciskom ludność, podtrzymująca przedkimeryjskie tradycje indoeuropejskiej kultury łużyckiej, różnicowała się etnicznie. (…) Trudno sobie jednak wyobrazić, by liczna – choć przetrzebiona – ludność kultury łużyckiej wyginęła albo w całości wywędrowała, a jej miejsce zajęła całkiem inna.

Dlatego uzasadnione jest założenie, że kultura pomorska rozprzestrzeniła się wśród potomków przedkimeryjskiej ludności wcześniejszej kultury łużyckiej. Podobna nieciągłość kultur archeologicznych dla tego samego okresu miała miejsce w Skandynawii, ale nikt nie wątpi, że mimo tej zmiany zamieszkiwały ją ludy, z których wykształcili się Germanowie.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich” znajduje się na s. 11 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Orła pt. „Nacjonalistyczna narracja germańska a początki przemysłu na ziemiach polskich” na s. 11 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Miały się sprawdzić słowa piosenki „Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”. Ciągle widzę ściernisko

Powstało podejrzenie, że inwestycja była udawana, żeby wyłudzić pieniądze na infrastrukturę w rejonie. W tym czasie Państwowy Instytut Geologiczny przymierza się do kupna działki w centrum Wrocławia.

Danuta Franczak

Centralny Magazyn Rdzeni Wiertniczych Państwowego Instytutu Geologicznego, bo tak brzmi pełna oficjalna nazwa, miał być sercem polskiej geologii. Dlaczego? W magazynie należącym do PIG zbierane są próbki z wierceń geologicznych, czyli każdy przedsiębiorca mający koncesję lub pozwolenie na wykonanie wiercenia musi w magazynie zdeponować rdzeń wiertniczy. Jest to praktyka stosowana we wszystkich krajach o rozwiniętej wiedzy geologicznej. Rdzeń wiertniczy (wg Wikipedia.org) to „wycinek skały w kształcie słupka cylindrycznego, uzyskany na skutek przewiercania warstw skalnych za pomocą świdra rdzeniowego. Uzyskiwany jest w otworach wiertniczych podczas procesów badawczych geologii w celu poznania budowy geologicznej badanego obszaru”.

Tu dochodzimy do meritum sprawy: jest to niemy dowód tego, co znajduje się pod ziemią. Na szczęście geolodzy znają wiele metod pozwalających badać rdzenie i na tej podstawie poszukiwać surowców. Tak między innymi odkryto polską miedź, węgiel czy siarkę. Ktoś mógłby zapytać: ale po co to magazynować? Można przejrzeć i wyrzucić! I to byłby wielki błąd i jeszcze większa strata informacji o tym, co kryje ziemia.

Technologie badań rdzeni rozwijają się prawie jak medycyna. Złoża mają ogromną wartość dla gospodarki. Czasami warto wrócić do próbek sprzed kilkunastu lub kilkudziesięciu lat, aby stosując nowoczesne metody, np. skanowanie, spróbować ponownie przeanalizować uzyskane wyniki i dokonać nowej interpretacji. Może to wpłynąć na odkrycie złóż wartych miliardy, dlatego czasami warto ponownie przebadać rdzenie wydobyte przed laty.

Większość krajów rozwiniętych ma swoje magazyny wyposażone w nowoczesne laboratoria badawcze, a dostęp do informacji geologicznej jest pieczołowicie chroniony. Magazyny w Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Norwegii nie odbiegają technologicznie od tych obsługujących paczki Amazona.

W Leszczach koło Kłodawy od lat znajduje się też stary magazyn rdzeni. (…) Ze względu na centralne położenie niedaleko węzła autostradowego kilka lat temu powstała koncepcja zlokalizowania w Leszczach Centralnego Magazynu Rdzeni Wiertniczych, wzorem innych wysoko rozwiniętych państw zachodnich. (…)

Wszyscy zainteresowani już widzieli oczami wyobraźni, jak Główny Geolog Kraju tuż przed wyborami samorządowymi otwiera w blasku fleszów nowoczesny magazyn. Lokalna społeczność zyskuje miejsca pracy, a naukowcy nowoczesne laboratorium badawcze. Miały się sprawdzić słowa piosenki „Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”. Sukces dla wszystkich. Wszystko szło w dobrą stronę, ale nic bardziej mylnego. Dziś, stojąc przy bielonej kapliczce, ciągle widzę ściernisko. Dlaczego się tak stało?

Tu bardzo istotna jest relacja osób uczestniczących w Radzie Geologicznej w Ministerstwie Środowiska sprzed ponad roku. Jednym z tematów była właśnie opisywana powyżej inwestycja.

Ku zdziwieniu zebranych wiceminister argumentował, że nie ma sensu lokalizowanie Centralnego Magazynu Rdzeni Geologicznych w Leszczach, gdyż „działka jest krzywa, a mieszkańcy znajdującego się obok gospodarstwa mogą protestować”. Pytał też członków Rady: „Czy ktoś z Państwa chciałby zamieszkać na takiej krzywej nieruchomości?”.

Padły kolejne absurdalne argumenty dotyczące braku w pobliżu lotniska. Jak się okazuje, nie miało znaczenia, że z kieszeni podatnika zainwestowano już milion złotych.

Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Sezon na geologiczne leszcze” znajduje się na s. 1 i 2 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Franczak pt. „Sezon na geologiczne leszcze” na s. 1 i 2 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Kompania „Twardego” część II – relacje świadków o losach jednego z najsłynniejszych oddziałów Armii Krajowej na Śląsku

Moment na siebie popatrzeliśmy i wspólny uścisk dłoni oraz siarczysty pocałunek wystarczyły nam na przedstawienie się. Tak w marcową noc na ścieżkach partyzanckich spotkali się dwaj dawni przyjaciele.

Wojciech Kempa

Kompania wykonała wiele akcji mających na celu zaopatrzenie w żywność partyzantów i ludzi ukrywających się. W tym celu dokonano napadu na urząd niemiecki – ratusz w Katowicach-Bogucicach – skąd zabrano kilkadziesiąt tysięcy kartek żywnościowych. Ponieważ taka jednorazowa pomoc nie wystarczała (kartki zmieniane były co sześć tygodni), trzeba było szukać innych sposobów zaopatrzenia. Pluton partyzancki ppor. „Ordona” miał grupę fachowców, którzy niezwykle wiernie podrabiali kartki żywnościowe. Po rozbiciu oddziału „Ordona” działalność ta jednak ustała. Porucznik „Twardy” polecił odszukać tę grupę fachowców, otoczył ich opieką, dostarczył im papieru z papierni w Myszkowie. Pomógł mu w tym dowódca batalionu GL PPS w Myszkowie Mieczysław Stelmach – „Zawierucha” i działaczka konspiracyjna Żywiołkowa. Akcją fałszowania kartek kierował „Znicz”. Była ona prowadzona na dużą skalę. Tygodniowo wypuszczano tysiące kartek, i to nie tylko na mąkę i mięso, ale i niemieckie kartki – na pomarańcze i czekoladę. Uzyskana w ten sposób żywność zaspokajała potrzeby organizacji, wysyłano ją również w paczkach do obozów koncentracyjnych i jenieckich. Działalność ta trwała, dopóki grupa por. „Twardego” nie odeszła do lasu. Przekazał on wtedy komórkę fałszowania kartek innej osobie.

Jednak fachowcy, orientując się, jakie zyski może im przynieść podobna działalność na własny rachunek, wymknęli się nowej osobie i zaczęli pracę w innym miejscu, bez kontroli i dla siebie. Nie wyszli na tym dobrze. Umieli robić kartki, ale nie potrafili ich ostrożnie przekazać innym. Już tydzień później wpadli w ręce gestapo.

19 grudnia patrole z kompanii „Twardego”, uzupełnione żołnierzami batalionu miłobądzkiego GL PPS wykonały wyroki na dziewięciu agentach, którzy doprowadzili do niedawnych masowych aresztowań. Przypomnijmy w tym miejscu, że 7 grudnia Gestapo aresztowało mjr. Cezarego Uthkego – „Tadeusza”, szefa Wydziału Wojskowego w Sztabie Okręgu Śląskiego AK i dowódcę Brygady Zagłębiowskiej GL PPS, inspektora sosnowieckiego AK por. Stefana Nowocienia – „Sztygara”, dowódcę pułku będzińskiego GL PPS kpt. Czesława Konopkę-Kunickiego – „Kaszuba” i wielu innych. Szczególne straty poniósł zwłaszcza batalion miłobądzki GL PPS. W czasie akcji wymierzonej w konfidentów, którzy przyczynili się do tychże aresztowań, w walce z żandarmem Mićką, byłym kapralem 23 pal, zginął partyzant „Kali”. Zajrzyjmy do relacji Stanisława Wencla – „Twardego”, bo w kolejnych dniach jego oddział poniósł szczególnie bolesne straty:

Niewesoło dla nas zanosił się rok 1944. W dniu 7 stycznia wpadło w ręce żandarmerii dwóch moich ludzi „Kazik” – Guzik i „Orski” – „Kapuśniak”. Następstwem tego była wpadka mojego zastępcy „Lisa” – Franka Michalaka i innych przy ulicy Floriańskiej w Sosnowcu. Poszło trzech chłopaków. W jakiś czas później na Śląsku, prawdopodobnie w Janowie, wpadli w ręce gestapa „Ranier”, „Sęp II” i „Cyganek”. Mało tego, że sami wpadli, ale wsypali „meliny”, gdzie kwaterowali.

Te same wydarzenia inaczej opisał Zygmunt Walter-Janke, według którego wpadka „Kazika” i „Orskiego” miała miejsce dzień później:

W dniu 8 stycznia jacyś dwaj podchmieleni młodzi ludzie obrabowali sklep volksdeutscha w dzielnicy Konstantynów. Po wyjściu ze sklepu udali się wprost do mieszkania starego klienta tego sklepikarza, Mazura. Volksdeutsch nie poszedł zawiadomić posterunku policji. Zamierzał tę sprawę załatwić z Mazurem, którego znał i cenił. Los jednak nie oszczędził Mazura. Jego dawna sublokatorka z zemsty doniosła do policji, że Mazur przechowuje szmuglerów. Policjanci po przybyciu do mieszkania Mazura zastali otwarte drzwi. Weszli niespodzianie i zabrali wszystkich obecnych mężczyzn do aresztu. W ten sposób „Kazik” i „Orski” znaleźli się w niemieckich rękach, a o godzinie piątej rano dom, w którym miał kwaterę plut. „Lis”, został otoczony przez niemieckich policjantów. Do drzwi zapukali „Kazik” i „Orski”. Plutonowy „Lis”, jak zwykle ostrożny, otworzył drzwi, trzymając palec na spuście pistoletu. Widząc ich otoczonych przez policjantów, otworzył ogień. Padł „Kazik”, „Orski” i jeden policjant. W dalszej strzelaninie padło jeszcze dwóch innych policjantów, ranna została też właścicielka mieszkania.

Aby otworzyć sobie drogę ucieczki, „Lis” rzucił granat w grupę policjantów. Wyskoczył na podwórko, ale za śmietnikiem siedział ukryty jeszcze jeden policjant. Serie z automatu skosiły „Lisa”. Padł ciężko ranny. Zdołał jeszcze włożyć lufę swego pistoletu do ust. Ostatni strzał i dzielny partyzant zakończył życie.

Gestapo łatwo ustaliło nazwisko plut. „Lisa”. Następnego dnia wezwało jego rodziców, aby z kostnicy zabrali ciało syna. Rodzice – przerażeni – nie chcieli się przyznać, że to ich syn. SS-man oburknął ich szorstko, że powinni być dumni ze swego syna, bo to jest „ein Held”, i odszedł. Rodzice zabrali ciało. W kondukcie pogrzebowym szły kobiety i dzieci. Kwiatami żegnały swego obrońcę, obrońcę Zagłębia, żołnierza-partyzanta, plut. Franka Michalaka.

W dniu 11 stycznia patrol z 1 kompanii Albina Władygi – „Sęka” zlikwidował trzy osoby, które przyczyniły się ujawnienia kwatery plut. „Lisa” i jego śmierci. (…)

Stanisław Wencel „Twardy” | Fot. archiwum autora

Ppor. „Twardy” ze swoimi ludźmi odszedł w lasy pradelskie, gdzie nawiązał kontakt z przebywającymi tam oddziałami BCh-AK, którymi dowodzili Stanisław Śnitko, używający pseudonimów „Sowa”, „Zawisza” i Mieczysław Filipczak ps. Mietek. Ten ostatni, stojący wówczas na czele 12-osobowego oddziału partyzanckiego z rejonu Żarek, tak opisał spotkanie z „Twardym”:

Był marzec 1944 r. Stałem wspólnie z grupą „Zawiszy” na Jasieńcu w lasach pradelskich. Była noc, kiedy warta oznajmiła, że została zatrzymana grupa „Twardego” oraz że d-ca tej grupy chce rozmawiać z d-cą grupy lub oficerem służbowym. Miałem właśnie służbę, poleciłem wpuścić do obozów d-cę oddziału celem przeprowadzenia rozmowy. O istnieniu takowej grupy wiedziałem od swojego członka z placówki Ogorzelnik „Kopyty” – Rasztabigi Jana i „Kowala” – Kota Piotra. Wiedziałem, że grupa jest z Rzeszy, że jest to Armia Krajowa, lecz jej ludzie składają się z członków PPS i wreszcie, jak mnie „Kopyto” informował, że d-ca tej grupy zna mnie osobiście. Konspiracja PPS nie była mi obcą, gdyż przez Przybynów i moje ręce przechodzili ludzie z PPS do Rzeszy i im również zorganizowałem skrzynkę dla przerzutu prasy nielegalnej w Choruniu u kolegi Masłonia.

Ciekawiła mnie tylko osoba d-cy tej grupy. Po kilku minutach wrócił wartownik, prowadząc z sobą człowieka w moim wieku, takiego samego wzrostu, lecz z bródką, która wyglądała jak niedawno zapuszczona. Na głowie miał zielony beret z pomponami i orzełkiem. Cywilna kurtka, na niej koalicyjka z kaburą „Cisa” na sznurku przewieszonym przez szyję.

Moment na siebie popatrzeliśmy i wspólny uścisk dłoni oraz siarczysty pocałunek wystarczyły nam na przedstawienie się. Był to kolega z Młodzieży PPS z Zawiercia Stanisław Wencel. Tak w ciemną marcową noc na ścieżkach partyzanckich spotkali się dwaj dawni przyjaciele, ażeby znów wspólnie prowadzić walkę z hitlerowskim najeźdźcą. Od chwili spotkania prawie już do końca okupacji koleje naszych grup były wspólne.

Cały artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania »Twardego« cz. 2” znajduje się na s. 9 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Kompania »Twardego« cz. 2” na s. 9 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

 

Ci, co bronili dobra wspólnego: znali kulturę swojego regionu, jej wyjątkowość, i bronili jej przed zniemczeniem

„Dlaczego miejsce urodzenia jest ważne?” Kilka tysięcy lat temu dał odpowiedź na to pytanie Syrach: „Któż będzie ufał człowiekowi, który nie ma gniazda i zatrzymuje się tam, gdzie go zmrok zastanie?”.

Zdzisław Janeczek

Powstanie Towarzystwa Przyjaciół Siemianowic Śląskich wpisuje się w głęboką tradycję tego typu stowarzyszeń. Ruch towarzystw regionalnych na ziemiach polskich ma bowiem ponad 200-letnią historię.

Już w XIX w. powstawały Towarzystwa Miłośników lub Przyjaciół zabytków i historii miast, np. Krakowa. Najczęściej rodziły się one z serdecznej troski o miejsce zamieszkania i dziedzictwo historyczne. Powoływali je do życia kolekcjonerzy, antykwariusze, artyści malarze, konserwatorzy, numizmatycy, historycy sztuki, prawnicy, znani lekarze, architekci, profesorowie w porozumieniu z burmistrzami i rajcami. Jednym z propagatorów tego ruchu był potomek magnackiego rodu, Artur Potocki (1787–1832). Apelował on do rodaków: „Otoczeni pomnikami czasów świetnych jesteśmy odpowiedzialni za ich utrzymanie, a nawet ozdobę. Na tej klasycznej ziemi naszych pamiątek kamienie mają głos, aby przeszłość opowiadać przyszłości. Obawiajmy się, by kiedy nie powstały na nas i nie rzekły: wiele uczynili ku wygodzie i użytku, nic dla obowiązku”. (…)

Każdemu ze stowarzyszeń działających w przeszłości i obecnie, także TPS-owi, mógłby patronować mistrz Jan Matejko. Utrwalił się on w pamięci potomnych m.in. jako bezkompromisowy obrońca cennych pamiątek przeszłości, m.in. zabytkowych budowli przy pl. Św. Ducha w Krakowie. Zaoferował władzom miasta odrestaurowanie na własny koszt kościoła św. Ducha i przeznaczenie go na pracownię malarską. Rada Miasta nie ustąpiła. Ostatecznie zburzono zabytkowe zabudowania szpitala i kościoła św. Ducha, co m.in. sprowokowało twórcę Hołdu pruskiego do zwrócenia władzom miasta honorowego obywatelstwa oraz wydanie zakazu wystawiania swoich dzieł w grodzie Kraka. (…)

Również i w rejonie siemianowickim w XIX i początkach XX w. znalazły się osoby, które bardzo silnie identyfikowały się z kulturą regionalną, której nosicielami byli przedstawiciele tutejszej społeczności, a także potrafili zaadoptować do swoich potrzeb elementy napływające z zewnątrz. Kultura ta podlegała obowiązującym w niej normom i wzorcom, a takie postaci jak ks. Antoni Stabik (1807–1887), Piotr Kołodziej (1853–1931), ks. Aleksander Skowroński (1863–1934), Franciszka z Janotów Morgałowa (1852–1937). Jan Nepomucen (1866–1922) i Helena (1865–1933) Stęśliccy tworzyli jej nowe wartości oraz odtwarzali i przetwarzali istniejące. Jednostki te na tyle identyfikowały się z kulturą swojego regionu, na ile miały wiedzę o tej kulturze i na ile same starały się w niej uczestniczyć oraz ją rozwijać. Z tytułu zaś wiedzy miały poczucie jej atrakcyjności, wyjątkowości, a przez to utożsamiały się z nią, a nie z obcą kulturą niemiecką. Jako nosiciele i uczestnicy polskiej kultury na Śląsku mieli świadomość, że jest ona żywa i podlega nieustannym zmianom. Brakowało tylko instytucji – stowarzyszeń powołanych oddolnie do tego, aby prezentować jej osiągnięcia.

Zanim pojawiły się amatorskie chóry i teatrzyki, TG „Sokół” i TCL, michałkowicki proboszcz ks. Antoni Stabik wydawał poczytne kalendarze, udostępniał mieszkańcom swój księgozbiór i był sławiony przez Norberta Bończyka w V Księdze Góry Chełmskiej jako „filar Ojczyzny”. Większość sztuk siemianowiczanina Piotra Kołodzieja powstała z najlepszych intencji i chęci przysłużenia się Śląskowi przez zapoznanie widzów z problemami, bogactwem, urokiem i pięknem tej ziemi. Zwracała uwagę humanistyczna postawa pisarza, doszukującego się zawsze i uparcie człowieka w kompleksie, jaki tworzy zagłębie przemysłowe. Górnik był dla P. Kołodzieja nie tylko niewolnikiem kopalni, zdanym na łaskę i niełaskę jej samej oraz ludzi, którzy nią rządzą, ale też wrażliwą osobą. Pisał więc dla ludu śląskiego, aby wyszlachetniał i „ukochał cnotę”. Wszystkie sztuki miały służyć budzeniu i umacnianiu narodowej świadomości. W 1890 r. w Lipinach Błażej Jaroń, przedstawiając publiczności P. Kołodzieja, zaprezentował pisarza jako wzór Górnoślązaka, który „własnymi siłami zdobył sobie wielką oświatę”. (…)

Izabela Mendel-Korytowska. Fot. archiwum autora

Izabela Mendel-Korytowska, dziecko architekta Wilhelma Korytowskiego i Stefanii Wolskiej, córki powstańca 1863 r., siostry aptekarzy Michała i Tomasza oraz notariusza Edwarda Wolskich, pochodziła z rodziny ziemiańskiej, silnie akcentującej swą przynależność narodową. Ojciec nigdy nie pogodził się z polityką kulturkampfu narzuconą przez kanclerza Ottona von Bismarcka i odmówił podpisania aktu lojalności, oświadczając pruskiemu urzędnikowi: „gdybym nawet podpisał, i tak byście pogardzali mą osobą”. Izabela wyjechała do krewnej do Hamburga, by uczęszczać na wykłady z etnografii i studiować w klasie fortepianu. Naukę w konserwatorium ukończyła z wyróżnieniem jako najlepsza na roku szopenistka. Ponadto biegle władała językami: francuskim, angielskim i niemieckim. Po powrocie zamieszkała w Bytomiu u wuja Michała Wolskiego, któremu pomagała w prowadzeniu apteki i działalności społecznej. W 1910 r. był on inicjatorem powstania pierwszego polskiego domu narodowego na Górnym Śląsku, tzw. „Ula”, założycielem Towarzystwa Śląskich Kół Śpiewaczych, a od 1911 r. prezesem Wydziału Dzielnicy Śląskiej TG „Sokół”, wreszcie założycielem Towarzystwa Górnośląskich Przemysłowców. Dzięki jego pomocy powstało na Zadolu boisko, na którym odbywały się zloty gniazd „Sokoła”, zjazdy polskich towarzystw śpiewaczych, i gdzie młodzi Ślązacy uczyli się posługiwania bronią. Izabela, jako działaczka TCL, w wiele tych przedsięwzięć była osobiście zaangażowana.

Pod koniec wojny poznała Stanisława Mendla, którego poślubiła 28 I 1918 r. Odtąd prowadziła działalność patriotyczną wspólnie z mężem w Zabrzu. W 1922 r. Mendlowie przeprowadzili się do Siemianowic. Tutaj Izabela Mendlowa pomagała mężowi w kierowaniu pracą drogerii oraz zajęła się szeroko pojętą działalnością społeczno-kulturalną. Współpracowała z Piotrem Pronobisem, redaktorem „Gazety Siemianowickiej”, spisywała zwyczaje śląskie, zbierała stare pieśni (słowa i nuty), opracowała słownik miejscowej gwary (zebrała i poddała analizie ponad 900 słów) i wzory haftów, organizowała wieczory gwiazdkowe dla biednych dzieci, prowadziła akcje charytatywne. Ponadto komponowała pieśni patriotyczne i kościelne (na zamówienie Ojców Paulinów na Jasnej Górze napisała muzykę do słów syna Witosława; pieśń zatytułowano Chwalcie Maryję). Współpracując z towarzystwami śpiewaczymi, odkryła talent muzyczny tenora Franka Bevala (1904–1962), któremu odtąd udzielała lekcji muzycznych, a następnie rekomendowała go wybitnemu etnografowi, dyrygentowi i kompozytorowi Stefanowi Stoińskiemu (1891–1945). Uchwałą z 17 XI 1937 r., na wniosek prezesa J. Bubały, skarbnika W. Adamka, sekretarza J. Szyguły i dyrygenta P. Pietrka, wyróżniono ją odznaką honorową chóru „Chopin”. Popierała także ideę budowy Muzeum Śląskiego w Katowicach. Część swych zbiorów, zeszyt z wzorami haftów, drewniane formy do drukowania płótna (7 sztuk), 3 talerze z Siemianowic ofiarowała do zbiorów tej placówki (nr inw. od 6118–6131, potwierdzone przez dr. Tadeusza Dobrowolskiego). Była też aktywnym członkiem zarządu Towarzystwa Popierania Przemysłu Ludowego.

W Siemianowicach Izabela Mendel-Korytowska organizowała miejscową społeczność do podejmowania wysiłków zmierzających do ugruntowania miejscowych wartości i kultury. Skupiała wokół siebie ludzi, tworząc swoiste towarzystwo miłośników przeszłości Siemianowic i okolic. Wyrastała – podobnie jak Faustyna Morzycka (pierwowzór dla Stefana Żeromskiego literackiej bohaterki Stanisławy Bozowskiej) – na miejscową „Siłaczkę” i patronkę ruchu, który, gdyby nie wojna, zaowocowałby formą organizacyjną, jak to miało miejsce w innych miastach Polski. Z racji jej zasług dla Siemianowic rodzi się pytanie, czy nie należałby się jej tytuł patronki TPSŚl. lub nazwanie imieniem Izabeli Mendel-Korytowskiej którejś z ulic.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O tych, co bronili dobra wspólnego” znajduje się na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „O tych, co bronili dobra wspólnego” na s. 6–7 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Obchody barbórkowe i św. Barbara znajdą się na liście krajowej Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO

Konferencja w MGW w Zabrzu nt. „Dziedzictwo niematerialne – lokalna tożsamość – globalne bogactwo”, z udziałem pomysłodawców wzbogacenia listy krajowej Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Tadeusz Puchałka

W temat zaangażowanych jest wiele organizacji, a także osób prywatnych. Ważnymi depozytariuszami tradycji barbórkowych, w sposób szczególny zaangażowanymi w ich kultywowanie, są miasto Knurów, także dyrekcja kopalni oraz związki zawodowe tam działające. W Knurowie od lat nieprzerwanie organizowane są uroczystości barbórkowe dla załogi kopalni i ich rodzin.

– Co 5 lat organizowana była „Poczta Szybowa”, za pomocą której przesyłki pocztowe z wizerunkiem św. Barbary były przewożone podziemnymi korytarzami, a następnie docierały do adresatów na całym świecie. Organizowano także „Mennicę na poziomie 850” – informuje B. Szyguła – gdzie wybijane były numizmaty z wizerunkiem Świętej Barbary. Okazjonalnie wydawane były także serie znaczków Poczty Harcerskiej 149, także z wizerunkiem naszej patronki. Dodajmy, że Mennica, jako najgłębiej działająca, została wpisana na listę rekordów i osobliwości…

Urząd Miasta Knurowa zaangażował się w odnowienie najstarszej kapliczki św. Barbary (1870). Miasto wystąpiło także z wnioskiem do Watykanu, by Święta Barbara stała się patronką miasta Knurowa. Już niedługo, dzięki inicjatywie władz miasta oraz mieszkańców, a także parafii knurowskiej, obok kościoła, tuż przy drodze, którą pokonać muszą górnicy podążający do pracy – stanie 8-metrowy postument naszej patronki.

Dodajmy także, że PZF Rybnik – Klub Zainteresowań „Kopasyny”, Koło Filatelistów nr 3 Knurów – zaangażował się w organizację Światowej Wystawy Filatelistycznej pt. „Górnictwo 93”. z tej okazji wydano w Knurowie medale i kopertę pocztową z wizerunkiem św. Barbary z kopalnianej cechowni.

W Izbie Tradycji KWK Knurów zorganizowano wystawę wizerunków św. Barbary z kopalń. Jednym z eksponatów stałej wystawy jest sztandar z 1948 roku. Można tam także podziwiać rzeźbę artysty Henryka Burzca z 1960 roku. Wydano także szereg publikacji ukazujących knurowskie Barbórki, zaś dla Telewizji „Silesia”, nakręcono 50 odcinków wspominających działalność „Gwarków”, które to spotkania za każdym razem zaczynały się od modlitwy pod wizerunkiem patronki górników.

Mennica Górnośląska w Knurowie wybiła 12 numizmatów z wizerunkiem św. Barbary wraz z opisem: „Święta Barbara o górnikach pamięta”, by górnicy mogli mieć zawsze przy sobie Jej wizerunek. – Dodajmy – przypomina B. Szyguła – że numizmaty wybito dla kopalń: „Budryk”, „Makoszowy”, „Dębieńska”, „Pniówek”, „Sośnica”,” Wujek”, Katowickiego Holdingu Węglowego, Bractwa Gwarków, Kręgu Barbar Śląskich oraz trzech z cechowni knurowskich kopalń.

(…) Konferencja zwyczajowo została poprzedzona uroczystą mszą świętą w kaplicy św. Barbary na poziomie 170 Zabytkowej Kopalni „Guido”, a przewodniczył jej Metropolita Katowicki abp. Wiktor Skworc. Po nabożeństwie goście udali się do gmachu Łaźni Łańcuszkowej. Na miejscu dokonano uroczystego otwarcia konferencji. W panelu dyskusyjnym można było wysłuchać opinii wielu ekspertów. W dalszej części konferencji przewidziano spotkanie wspomnianych depozytariuszy tradycji barbórkowych, po którym dokonano uroczystego podpisania deklaracji zgody wpisania kultu związanego z św. Barbarą, a także samej patronki górników na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Dziedzictwo – tożsamość – bogactwo” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Dziedzictwo – tożsamość – bogactwo” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Ogromny import węgla to WSTYD narodowy, a nawet HAŃBA dla rządzących / Marek Adamczyk, „Śląski Kurier WNET” 47/2018

Zawsze zdolności wydobywcze polskiego przemysłu węglowego są najmniejsze w czasie trwania koniunktury, a największe, kiedy ceny węgla szorują po dnie i na jego wydobyciu ponosimy ogromne straty.

Marek Adamczyk

Wstyd i hańba

Górnictwo węgla kamiennego w Polsce to dziedzina przemysłu, w której od 1990 roku, czyli od początku transformacji gospodarczej, nie mieliśmy dobrego gospodarza. Wydawało się, że rząd dobrej zmiany wreszcie przełamie tę fatalną passę i dokona cudu ekonomicznego, wyzwalając sektor z organizacyjnej niemocy. Niestety po 2,5 roku rządów, kiedy to obecni ministrowie w pełni odpowiadają za swoje decyzje (ze względu na ponad 2-letni cykl inwestycyjny w tej branży), mogę powiedzieć, że jest bardzo źle. I choć wyniki finansowe górnictwa są na tę chwilę dodatnie (ponad 3,6 mld zł netto), to czarne chmury nad nim gromadzą się szybciej niż nam się wydaje.

Obecne, świetne wyniki finansowe, są w ponad 95% wynikiem wzrostu cen węgla na rynkach światowych, a nie decyzji ministrów.

Polska nie ma w ogóle możliwości wpływu na ten rynek, ze względu na około jednoprocentowy (1%) udział w światowym wydobyciu. O wszystkim decyduje rynek w Azji Południowo-Wschodniej, przede wszystkim Chiny, a wkrótce również Indie. Niestety nasz udział w rynku węgla z każdym rokiem maleje i co gorsza, zawsze zdolności wydobywcze polskiego przemysłu węglowego są najmniejsze w czasie trwania koniunktury, a największe, kiedy ceny węgla szorują po dnie i na jego wydobyciu ponosimy ogromne straty.

To nie jest przypadek! Skoro nie możemy wpływać na ceny węgla na rynkach światowych, to czy możemy chociaż po części je przewidzieć, by w pełni korzystać z okresu hossy i przygotować się na nadejście bessy? Całą sytuację można porównać do małej łódki płynącej po wzburzonej rzece cen surowców energetycznych. Nie możemy płynąć po niej pod prąd, musimy płynąć z prądem i tak nią sterować, wykorzystując meandry rzeki, aby jak najmniejszym nakładem sił zawsze dobić do brzegu hossy, spić tam śmietankę koniunktury i obrosnąć tłuszczem pieniędzy. To ten „tłuszczyk” pozwoliłby bezpiecznie przetrzymać czas przyszłej bessy i umożliwiłby przygotowanie frontów wydobywczych na kolejną koniunkturę.

Tak to powinno wyglądać, ale niestety tak nie jest. Zawsze na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat rządzący postępowali odwrotnie, zawsze – wbrew oczywistym faktom i moim prognozom co do przyszłych trendów – inwestowali w rozwój mocy wydobywczych w szczycie koniunktury. Skutkowało to tym, że po 2–3 latach wpadaliśmy w pułapkę bessy z największymi zdolnościami wydobywczymi i największym bagażem kredytów inwestycyjnych do spłacenia. Brak popytu na węgiel i co za tym idzie, jego niskie ceny, oznaczają jedno: straty branży. To z kolei wymusza „reformy” i uzasadnia dalszą likwidację mocy wydobywczych, czyli ograniczenie strat. I tak wkoło Macieju przez ponad 20 lat. To wszystko doprowadziło do takiej sytuacji, że Polska z wielkiego eksportera węgla stała się jego wielkim importerem. Przecież to powód do wstydu!

I tak właśnie tę sytuację określa prof. Akademii Górniczo-Hutniczej dr hab. inż. Marek Ściążko w wywiadzie pt. Import węgla do Polski. Bez nowych złóż problem będzie narastał, udzielonym portalowi wnp.pl w dniu 06.04.2018 r.: „Moim zdaniem import węgla, w szczególności dla szeroko rozumianych potrzeb energetycznych, i to z kierunku wschodniego, jest wstydem narodowym.” Import węgla do Polski w 2017 roku wyniósł około 13,3 mln ton. W branży obawiają się, że w 2018 roku i latach następnych ten import będzie się mocno zwiększał (przekroczy 15 mln ton). Tyle publicznie mógł powiedzieć pan profesor, obawiając się szykan finansowych ze strony decydentów. Ja dopowiem resztę: to nie tylko wstyd narodowy, to hańba dla rządzących!

Czy to nie powinien być powód dla dymisji ministrów odpowiedzialnych za górnictwo i energetykę? Gdzie są górnicze związki zawodowe i dlaczego milczą w tej sprawie? Tylko Bogusław Ziętek, przewodniczący Sierpnia 80, zabiera głos:

„Jest rzeczą nieprawdopodobną, że pozwalamy do kraju, który węglem stoi, wwozić 13 mln ton, głównie rosyjskiego węgla. Chcę przypomnieć, że w czasach poprzedniej koalicji PO-PSL wielkość ta osiągnęła 10 mln ton i na granicach stanęły blokady. Dziś w Polsce zaczyna brakować naszego własnego surowca. Import rośnie i nic nie zapowiada, aby miało się to zmienić. I nikt nic z tym nie robi” – cytat pochodzi z tego samego co wcześniej artykułu.

Mam nadzieję, że odpowiedzialny za wszystko premier Mateusz Morawiecki pochyli głowę nad tym tematem i poważnie zajmie się problematyką górnictwa węgla kamiennego w oparciu o analizę zmian wielu kluczowych wskaźników ekonomiczno-politycznych. Mam nadzieję, że weźmie on pod uwagę nie tylko zysk polskiego górnictwa wypracowany w latach 2016 i 2017, ale przede wszystkim rozliczy ministrów z powodu niewłaściwego przejęcia zarządzania górnictwem – bez wykonania audytów na poziomie ministerstw (w gestii których uprzednio były kopalnie) oraz rozliczy z powodu niewykonania planu wydobycia węgla (utracony zysk) w tym okresie (wydobycie węgla w polskich kopalniach spadło w 2017 roku o 6,5%, do około 66 mln ton), a także z powodu braku rozliczenia audytów na poziomie spółek węglowych.

I wreszcie mam nadzieję, że wskaźnik bezpieczeństwa energetycznego i suwerenności energetycznej Polski będzie jednym z najważniejszych branych pod uwagę przy podejmowaniu kluczowych decyzji w tym zakresie. Przypomnę tutaj, że do połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku wynosił on 0,98, by w 2005 roku spaść do 0,85. Ile wynosi obecnie? Nie wiem. Wiedzę na ten temat posiada Ministerstwo Energii. Jednakże z ogólnych danych wynika, że z każdym rokiem bezpieczeństwo energetyczne kraju spada.

Import węgla do Polski rośnie w dramatyczny sposób. O ile w 2015 i 2016 roku wyniósł około 8,2 mln ton, to w 2017 roku wzrósł do 13,4 mln ton. Przewiduje się, że w latach następnych import przekroczy 15 mln ton. To kompletna porażka rządu, to efekt niezrealizowania obietnic wyborczych PiS-u z początku 2015 roku, złożonych osobiście przed kopalnią „Pokój” w Rudzie Śląskiej przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Jarosław Kaczyński obiecał wówczas, że każda złotówka przeznaczona przez koalicję PO-PSL na likwidację kopalń (chodziło wtedy o 2 mld złotych) po wygraniu przez PIS wyborów zostanie przeznaczona na zwiększenie mocy produkcyjnych w polskim górnictwie.

Gdyby dotrzymano obietnic, polskie górnictwo wkroczyłoby z większymi zdolnościami produkcyjnymi w okres koniunktury 2016/17 i całkowicie zaspokoiło rynek krajowy, eliminując węgiel importowany do naszego kraju. Większa produkcja, o co najmniej 10 mln ton, oznaczałaby obniżkę kosztów wydobycia, czyli pozwoliłaby na znaczące powiększenie zysków nie tylko kopalń, ale również producentów sprzętu górniczego pracujących na rzecz przemysłu górniczego. Przy racjonalnej gospodarce nie doszłoby również do skandalicznych decyzji o likwidacji kopalń „Krupiński” i „Makoszowy” z ogromnymi zasobami węgla koksowego w tej pierwszej i bardzo dobrego węgla energetycznego w tej drugiej.

O tym, że kopalnia „Krupiński” ma ogromny potencjał do wygenerowania zysku rzędu 10 mld złotych z eksploatacji pokładu 405/1 świadczą starania angielskiej firmy Tamar o przejęcie kopalni ze spółki SRK.

Jej biznesplan zakłada eksploatowanie wyłącznie pokładów węgla koksowego, których rok wcześniej nie chciał zauważyć Minister Energii, pomimo licznych monitów ze strony OKOPZN. Czas najwyższy naprawić błędne decyzje rządzących, i to nie poprzez sprzedaż majątku podmiotom zagranicznym. To Naród jest właścicielem zasobów naturalnych i zyski z ich wydobywania muszą zostać w całości w kraju. W związku z tym „Krupińskiego” i inne kopalnie powinny przejmować polskie firmy, najlepiej te w 100% państwowe lub takie, w których państwo polskie zachowuje pakiet kontrolny.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Wstyd i hańba” znajduje się na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Adamczyka pt. „Wstyd i hańba” na s. 1 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Krzyż Ewangelistów: nie ma na nim ukrzyżowanego Chrystusa. W centrum krzyża została przedstawiona Maryja z Dzieciątkiem

Świątek ten, mimo sielankowego przedstawienia, zawiera wiele tajemnic, które można odkrywać podczas dłuższych rozważań. Przedstawia podstawową teologię Pisma Świętego od Księgi Rodzaju po Apokalipsę.

Barbara Maria Czernecka

Motywy tego typu krzyża były popularne w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku i dosyć często spotykane wtedy w reklamujących je magazynach. Nabywali je głównie ludzie średnio zamożni, acz bogaci duchowo dzięki głębokiemu przeżywaniu wiary. (…)

Przedstawiony na obrazku typowo łaciński krzyż stanowi tylko tło dla ukazanych na nim postaci. Nie ma na nim jednak ukrzyżowanego Chrystusa. W centrum krzyża została przedstawiona Najświętsza Maryja Panna trzymająca w ramionach Dzieciątko siedzące na Jej prawej ręce, odziane w różową szatkę i trzymające w rączce krzyżyk. Maryja jest ubrana w białą suknię i błękitny płaszcz usiany gwiazdami oraz welon barwy złotej. Na głowie ma koronę. Zdobna w ornamenty aureola Maryi wypada dokładnie na spojeniu belek krzyża. Po stopami Matki Bożej widnieje księżyc oraz kula ziemska, którą oplata wąż. Kusiciel w paszczy trzyma jabłko. Ona przydeptuje go bosą stopą.

Fot. ze zbiorów autorki

Taki wizerunek Najświętszej Maryi Panny został zapowiedziany przez Pana Boga w Raju, po grzesznym upadku pierwszych ludzi, i nazwany „Protoewangelią”, czyli zapowiedzią Dobrej Nowiny o potomku Niewiasty, którym jest Mesjasz (por. Rdz 3,15). Nadzieją na Jego przyjście żyli potem Izraelici, aż do nastania pełni czasu. Ukoronowaniem tego proroctwa jest Madonna Apokaliptyczna: odziana w słońce, pod Jej stopami jest księżyc, a głowę ma uwieńczoną dwunastoma gwiazdami. Jest Matką Syna Bożego, Pasterza wszystkich narodów (zob. Ap 12 1–5).

Ponad Maryją i Dzieciątkiem została ukazana postać Boga Ojca jako starca z atrybutami królewskimi, ale bez korony. Biała Gołębica, będąca symbolem Ducha Świętego, dopełnia tego swoistego przedstawienia Trójcy Przenajświętszej.

W dekoracji krzyża dyskretnie występują liście akantu, mające symbolizować ogród Eden oraz Drzewo Życia. Na centralnym białym okręgu złotawymi literami zostały wypisane po łacinie słowa modlitwy: „O SANCTISSIMA VIRGO MARIA ORA PRO NOBIS”. Jest to najprostszy zwrot wstawienniczy do Matki Boga, który w języku polskim brzmi: „Najświętsza Panno Maryjo, módl się za nami”. Ten okrąg dodatkowo otacza wieniec z czternastu róż. Liczba ta jest sumą dwóch siódemek, czyli może symbolizować podwojone szczęście. Kwiaty zgrupowane w czwórki wskazują na pełnię wszechświata: żywioły i pory roku. Trójki – symbole doskonałości – kojarzone są z początkiem, środkiem i końcem, a także etapami życia ludzkiego: dzieciństwem, dojrzałością i starością. Róże zaś, jako kwiaty królewskie, oznaczały pamięć i miłość. Od wieńca tych kwiatów pochodzi nazwa Różaniec – modlitwa, której celem jest kontemplowanie najważniejszych wydarzeń z życia Jezusa i Matki Bożej, zapisanych w Ewangeliach.

Maswerkowe zakończenia ramion przedstawionego krzyża mają kształt masywnych kwadratów przeplatających się z ułożonymi w kształt koniczyny okręgami. Wskazują na jedność nieba i ziemi, czyli relację Boga z ludźmi. W tych zakończeniach zostały umieszczone wizerunki poszczególnych Ewangelistów, którym zawdzięczamy opisy życia, cudów i dzieła Zbawienia dokonanego przez Pana Jezusa. Zważywszy, że Ewangeliści byli bezpośrednimi towarzyszami samego Mesjasza bądź Jego najbliższych uczniów, musimy ich relacje uznać za najbardziej wiarygodne. Żadne późniejsze badania, sugestie czy spekulacje nigdy nie były w stanie podważyć jakiegokolwiek z przedstawianych przez nich szczegółów. Wszystko, co przekazali nam czterej Ewangeliści, jest również zgodne z wszelkimi źródłami historycznymi. Cieszą się więc oni szczególną wdzięcznością wszystkich wierzących za proste, zrozumiałe i ponadczasowe głoszenie Dobrej Nowiny o Królestwie Bożym. Ich wizerunki zaś, umieszczone na rozpostartych belkach krzyża, wskazujących kierunki kuli ziemskiej, mają też przypominać, że Słowo Boże powinno docierać do każdego zakątka świata.

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Krzyż Ewangelistów” znajduje się na s. 8 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Krzyż Ewangelistów” na s. 8 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Tolerancjonizm: wszyscy ludzie, choć mają różne poglądy, wyznają lub wyznawać powinni podstawowe ogólnoludzkie wartości

To, że narzucanie konkretnych wartości przeczy zasadzie tolerancji, byłoby tylko teoretycznym problemem, gdyby nie to, że jego realizacja doprowadziła wielekroć i dalej doprowadza do wielu tragedii.

Zbigniew Kopczyński

Od wielu lat rozlewa się po całym świecie, a szczególnie w krajach związanych z kulturą zachodnią, nowa świecka religia, którą na użytek tego felietonu nazwę tolerancjonizmem. Nowa świecka religia to oczywiście eufemizm, bo tak naprawdę chodzi o czysty zabobon. Zabobon, czyli pięknie brzmiącą teorię wymyśloną przez oderwanych od życia i wiedzy ideologów.

Z pozoru wszystko wygląda pięknie i ładnie. Wszyscy powinniśmy być tolerancyjni, akceptować odmienność innych, współżyć z nimi w przyjaźni, bo wszyscy ludzie, choć mają odmienne poglądy, wyznają lub wyznawać powinni podstawowe ogólnoludzkie wartości.

I tutaj wkraczamy w sferę fikcji. Nie ma czegoś takiego, jak ogólnoludzkie wartości. Ludzie w różnych kulturach wyznają przeróżne systemy wartości, często dokładnie sprzeczne z wyznawanymi w innych częściach świata. Ci, którzy choć pobieżnie zapoznali się z badaniami nad różnorodnością ludzkich kultur, doskonale wiedzą, że w żadnej kulturze nie ma takiej zbrodni czy okropności, która w innej nie byłaby uznaną za cnotę, i nie ma takiej cnoty, która gdzieś indziej nie byłaby potępiana.

To, co nazywane jest podstawowymi ogólnoludzkimi wartościami, jest zestawem zasad stworzonych w XVIII wieku, przede wszystkim w Paryżu, przez środowisko filozofów nazywających siebie oświeconymi. Zasady te są świecką wersją wartości chrześcijańskich, bo tylko w cywilizacji łacińskiej mogły one powstać, choć, paradoksalnie, są one używane przede wszystkim do walki z chrześcijaństwem.

Dziś intelektualni spadkobiercy paryskich filozofów usiłują narzucić stworzony przez nich system wartości tym, którzy ich nie podzielają. To, że takie narzucanie wyznawania konkretnych wartości przeczy samej zasadzie tolerancji, byłoby tylko teoretycznym problemem, gdyby nie to, że jego realizacja doprowadziła wielokrotnie i dalej doprowadza do wielu nieporozumień i tragedii.

Przyczyną tych tragedii jest skrajna nietolerancja wyznawców toleracjonizmu. Nietolerancja ta polega na tym, że tolerancjoniści nie dopuszczają do swych oświeconych a ciasnych umysłów tego, że nie wszyscy myślą tak jak oni. To właśnie niezrozumienie różnic uniemożliwia im zauważenie problemu konfliktu systemów wartości. Gdy konfliktu nie daje się nie zauważyć, następuje zaklinanie rzeczywistości i forsowanie przeciwskutecznych rozwiązań w rodzaju zwiększania ilości tolerancji w tolerancji.

Stąd zdziwienie tolerancjonistów tym, że islamscy przybysze nie tylko nie integrują się w krajach ich przyjmujących, lecz usiłują narzucić gospodarzom swój styl życia, a Żydzi widzą Zagładę inaczej niż pozostali Europejczycy. Odstąpić od tego będą mogli tylko wtedy, gdy przestaną być muzułmanami i żydami, a przyjmą kulturę europejską. Tego nie można osiągnąć ulubionymi przez tolerancjonistów odgórnymi nakazami i inżynierią społeczną.

Dopóki piewcy tolerancji nie przyjmą do wiadomości, że muzułmanin nie przestaje być muzułmaninem po przekroczeniu granic Unii Europejskiej, dopóty będą wybuchały bomby, a spacerowicze będą rozjeżdżani samochodami.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Tolerancjonizm” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Tolerancjonizm” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Akademia po Szychcie w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu: „Państwowa Kopalnia Węgla »Brzeszcze« w Brzeszczach”

„Ta kopalnia stanowi przedmiot specjalnego zainteresowania i powoduje publiczne wystąpienia zarówno konkurencji, jak i ze strony zasadniczych przeciwników »etatyzmu«” (PKW Brzeszcze, Kraków 1937).

Zenon Szmidtke

Tegoroczny cykl prelekcji „Akademia po Szychcie”, organizowanych przez Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, zatytułowany Górnictwo w Drugiej Rzeczypospolitej. W stulecie odzyskania Niepodległości, poświęcony jest kopalniom (węgla kamiennego, soli, ropy naftowej), które były „perłami w koronie II RP” – ze względu na skalę produkcji, innowacyjność, historyczne tradycje, duży udział właścicielski kapitałów polskich: państwowych i prywatnych. W dniu 27 marca br. drugą z kolei prelekcję w ramach wspomnianego cyklu, Państwowa Kopalnia Węgla „Brzeszcze” w Brzeszczach, wygłosiła Dorota Połedniok, kierowniczka Zespołu Relacji z Otoczeniem w TAURON Wydobycie SA. (kopalnia „Brzeszcze” obecnie wchodzi w skład tej spółki).

Hala maszyn kopalni „Brzeszcze”; ze zbiorów Archiwum Kopalni „Brzeszcze”, autor nieznany

Za prelegentką chciałbym przytoczyć informacje o najważniejszych i najciekawszych, zdaniem autora niniejszej relacji, aspektach funkcjonowania kopalni „Brzeszcze” w okresie międzywojennym:

  • W dwudziestoleciu międzywojennym Państwowa Kopalnia Węgla „Brzeszcze” była jedynym czynnym przedsiębiorstwem węglowym pozostającym całkowicie w rękach rządu RP. „Ta właśnie kopalnia stanowi przedmiot specjalnego zainteresowania i powoduje publiczne wystąpienia zarówno konkurencji, jak i ze strony zasadniczych przeciwników »etatyzmu« (Państwowa Kopalnia Węgla „Brzeszcze”, Kraków 1937, s. 6).
  • W czasach II RP w kopalni „Brzeszcze” pracowały maszyny wydobywcze o łącznej mocy 2740 KM równej mocy silników 5 samochodów marki Ferrari F430.
  • W przeliczeniu na obecne złotówki nakłady inwestycyjne w czasach II RP sięgały 217,5 mln zł.
  • Na terenie Brzeszcz działała filia Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet, na czele którego stała Zofia Moraczewska – żona premiera Jędrzeja Moraczewskiego. ZPOK był polską organizacją feministyczną, popierającą politykę Józefa Piłsudskiego. Do głównych celów Związku należały m.in. walka o zwiększenie aktywności kobiet w życiu publicznym i zrównanie płac kobiet i mężczyzn.

Artykuł Zenona Szmidtkego pt. „Akademia po Szychcie. Państwowa Kopalnia Węgla »Brzeszcze« w Brzeszczach” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zenona Szmidtkego pt. „Akademia po Szychcie. Państwowa Kopalnia Węgla »Brzeszcze« w Brzeszczach” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Imponderabilia polskie, węgierskie i te wspólne jako potężna wartość i spoiwo wspólnoty suwerennych państw Trójmorza

Polska Mazowieckiego, Wałęsy, Buzka, Millera i Tuska wyrzekała się wielkiej, niepodległościowej idei i nie była w stanie stworzyć pragmatycznych narzędzi dla obrony polskiego interesu narodowego.

Szymon Giżyński

Miarą oceny skuteczności i optymalności polityki państwowej zawsze pozostają wzajemne proporcje i relacje między jej najważniejszymi komponentami: wielką, budującą tożsamość ideą i opowieścią oraz wspierającą ją całą gamą pragmatycznych celów i środków. Polskie elity po 1989 roku, pomimo fenomenu „Solidarności” i nauczania Jana Pawła II – takiej wielkiej, dumnej, suwerennościowej idei nie zdołały wypracować. Podobnie miały się sprawy w innych europejskich państwach i narodach po rozpadzie Związku Sowieckiego. (…)

Przełom w Europie Środkowo-Wschodniej nastąpił dopiero na Węgrzech Viktora Orbána i w Polsce Jarosława Kaczyńskiego. (…)

Ciekawe studium przypadku – także spektakularnie – stanowi na tym tle fenomen węgierski, wieloaspektowy i nie wolny od kontrowersji, świetnie zresztą przez premiera Orbána wygrywanych.

Węgry silnie akcentują kulturowy, ale i etniczny charakter swej narodowej wspólnoty, do czego przecież mają święte prawo. Dlatego wspierają mniejszość węgierską i dbają o jej status w ustrojowych realiach innych państw: Rumunii, Słowacji, Ukrainy. Zwłaszcza konflikt na tym tle z ukraińskim rządem przez prostodusznych albo zadaniowanych krytyków jest przypisywany prorosyjskiej orientacji Węgier. A przecież spór węgiersko-ukraiński uderza bezpośrednio w interesy Niemiec jako protektora Ukrainy i pośrednio w interesy Rosji jako okupanta Ukrainy i niemieckiego sojusznika w dziele budowy euroazjatyckiego wału atlantycko-pacyficznego, od Lizbony po Władywostok.

Lekcja przypadku węgierskiego dobrze również służy rozumieniu idei kształtującego się stopniowo Trójmorza. Balansowi, w obszarze Trójmorza, interesów trójki wielkich mocarstw – USA, Chin i Rosji – powinien towarzyszyć stały balans interesów poszczególnych państw – w tym Polski i Węgier – Trójmorze stanowiących.

Koncepcja Trójmorza nie uderza w obecność Węgier czy Polski ani w strukturach Unii Europejskiej, ani w formule Trójkąta Weimarskiego (w przypadku Polski) lub Grupy Wyszehradzkiej. Obecność Polski w Trójmorzu czyni bowiem nasze uczestnictwo w innych ciałach i organizacjach europejskich wyrazistszym, bogatszym i pragmatycznie: bardziej służebnym wobec polskiej racji stanu.

Tezie o istotnym znaczeniu Węgier w balansie europejskich państw wybitnie sprzyjają polsko-węgierskie paralele. Polacy i Węgrzy nie boją się wolności; przeciwnie: kochają wolność, upajają się nią. Śnią o niej i o nią walczą. I cenią wolność jako spoiwo swych narodowych dziejów.

Cały artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „Geopolityka. Znaczenie Węgier” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Szymona Giżyńskiego pt. „Geopolityka. Znaczenie Węgier” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl