Powstanie Warszawskie. Z zamierzonych 3 dni, biorąc pod uwagę możliwości i zaopatrzenie w broń, powstańcy wytrzymali 63

Heinrich Himmler w jednym z listów do generałów niemieckich pisał, że „była to walka najbardziej zażarta spośród prowadzonych od początku wojny, równie ciężka jak walka uliczna o Stalingrad”.

Sebastian Szydłowski, Tomasz Wybranowski

1 sierpnia to dla mnie od zawsze ważna data. Album Lao Che, dwa sfatygowane tomy Kolumbów rocznik 20 Romana Bratnego, wreszcie gmach PAST-y, gdzie mieści się Radio WNET, przypominają mi zawsze o tym jednym z najbardziej dramatycznych zrywów w polskiej historii. To powstanie oszlifowało naszego polskiego ducha wieku XX.

Patrząc przez soczewki czasu na powstanie warszawskie, którego 77. rocznica przypada w tym roku, obrazy nasuwają się dwa. Z jednej strony była to przepiękna, choć straceńcza insurekcja głównie młodych ludzi, którzy podjęli rozpaczliwą walką o wolną Polskę. Patrząc z przeciwnej strony, widzimy tragiczny bilans powstania, który wielu historykom dyktuje niełatwe i kłopotliwe pytania o jego logikę i sens. Ale niezależnie od ocen celowości wybuchu powstania, nie ma – o tym jestem przekonany – nikogo, kto nie doceniałby tych zastępów młodych Polaków walczących z Niemcami tak długo, w tak trudnych do wyobrażenia warunkach. Wypada popaść w zadumę, pomilczeć i oddać hołd bohaterom.

Tutaj do wsyłuchania montaż melodii i wierszy poetów pokolenia Kolumbów ’20 (czyta Tomasz Wybranowski):

 

Warto pamiętać i przypomnieć sobie właśnie teraz profesora Normana Daviesa, który piętnaście lat temu opublikował zdumiewająco skrupulatną dysertację, która z dokumentalną precyzją opisała dzieje umęczonej, walczącej i dumnej Warszawy. Teza, a może bardziej pytanie, które stawia w książce profesor Davies, wprawia bowiem w coś więcej niż zakłopotanie naszych „stałych i nierdzewnych” aliantów: Anglików i Amerykanów.

Norman Davies, w przeciwieństwie na przykład do Piotra Zychowicza, autora „Obłędu ‘44”, nie pyta, dlaczego Powstańcy Warszawscy nie osiągnęli zamierzonych celów, ale przede wszystkim, dlaczego w ciągu dwóch miesięcy politycznych wahań i pustych rozmyślań zwycięscy sprzymierzeńcy nie zorganizowali pomocy dla Warszawy i jej walczących dzieci. – Tomasz Wybranowski.

„Żeby nie zajmować się samą wojną, urządzaliśmy sobie wieczory
artystyczne. Odbywały się, kiedy nie było żadnych wypadów ani nalotów, naturalnie przy wyłączonym świetle. To były bardzo przyjemne chwile. Śpiewaliśmy sobie pieśni lub przedwojenne piosenki wojskowe i harcerskie, deklamowaliśmy wiersze. Wierszy było dużo, ponieważ chłopcy „na gorąco” przekładali swoje przeżycia na poezję. To oni pisali najczęściej. Może byli bardziej wrażliwi, mocniej potrafili odczuć te chwile – to oni przecież byli z reguły na pierwszej linii”. Wspomnienie Cecylii Górskiej ps. Góra | Fot. Muzeum Powstania Warszawskiego

Krok ku wolności

Wieść o planowanym wybuchu powstania wywołała ogólne poruszenie. Dowódcy organizowali zbiórki swych oddziałów w konspiracyjnych lokalach. Przez okupowane miasto z narażeniem życia łączniczki przewoziły broń i rozkazy pisane na cienkich bibułach, które na wypadek rewizji można było dyskretnie zniszczyć.

Na kilka godzin przed planowanym rozpoczęciem walk na ulicach Warszawy zaczęły powiewać biało-czerwone flagi. Niektórzy szli na miejsce zbiórki w powstańczych opaskach na ramieniu, z niekompletnym ekwipunkiem wojskowym, często zdobytym na żołnierzach niemieckich podczas akcji dywersyjnych. Niewtajemniczeni mieszkańcy Warszawy, pełni obaw, ale z wielkim zaciekawieniem wyglądali z okien, poruszeni śpiewem i ogólnym zamieszaniem. Niemcy początkowo nie reagowali, w przekonaniu, że to tylko kolejna prowokacja. Tak naprawdę do końca nie zdawali sobie sprawy z sytuacji.

Komendant główny Armii Krajowej, gen. Tadeusz Komorowski ps. Bór, wyznaczył godzinę „W” na 17.00 dnia 1 sierpnia, choć pierwsze strzały padły na Żoliborzu w północnej części miasta już około godziny 13.00.

W potyczkach z patrolami i żandarmerią udało się w zasadzie zdobyć wyznaczone cele i trochę broni wraz z amunicją. Długo oczekiwany krok ku wolności nie został niestety wykonany równocześnie we wszystkich częściach miasta. Nawet rozkazy wojskowe nie były w stanie utrzymać w ryzach młodzieńczego zapału.

Za trzy dni w wolnej Warszawie…

Na prawie 35 000 zmobilizowanych żołnierzy Armii Krajowej tylko niespełna 10 000 posiadało jakąkolwiek broń. W arsenale poza zdobycznymi karabinami były również powstańczej produkcji karabiny „Błyskawica”, granaty i butelki z benzyną. W użyciu była również broń z czasów pierwszej wojny światowej, jak i broń sportowa. W miarę upływu czasu i rozwoju wydarzeń, sytuacja powstańców pod tym względem ulegała poprawie. Sami uczestnicy przyznali, że „o ile pierwszego sierpnia nie było czym walczyć, tak od połowy września nie było już komu chwytać za broń”.

Przez cały walk napływali nowi ochotnicy, ale bez doświadczenia i przygotowania wojskowego. Wreszcie wałczyła prawie cała Warszawa. Ale taka postawa doczekała się silnych represji. Niemcy odcięli gaz i prąd z wyjątkiem Powiśla, gdzie elektrownia długo pozostawała w rękach powstańców. Od końca sierpnia nasilił się ostrzał artyleryjski. W końcu doszło do masowych migracji z miasta, które w tamtym czasie zostało już zniszczone w siedemdziesięciu procentach.

Zasięg powstania warszawskiego | Fot. Wikipedia

Ostatnie trzy tygodnie powstania warszawskiego to bezustanna zmiana placówek, ewakuacja rannych i kierowanie wszystkich sił do Śródmieścia. A można tam się było dostać niemal wyłącznie kanałami.

3 października zaprzestano wszelkich działań zbrojnych. Z zamierzonych trzech dni, bo tyle tylko mogli walczyć, biorąc pod uwagę możliwości i zaopatrzenie w broń, powstańcy wytrzymali 63. Nie pomogły alianckie zrzuty, które w całości niemal trafiały w ręce Niemców. Nie pomogło również wsparcie 1 Pułku Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego, które przybyło zbyt późno, po nieudanej przeprawie przez Wisłę.

Wszyscy uczestnicy powstania otrzymali status wojskowy i zostali przetransportowani do obozów jenieckich.

Skrajne opinie

Powstanie warszawskie było częścią planu „Burza”, przygotowanego przez Armię Krajową w okupowanej Warszawie. Akcja zbrojna miała być połączona z ujawnieniem się i rozpoczęciem oficjalnej działalności najwyższych struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Głównym zamierzeniem zbrojnego wystąpienia nie była, jak można przypuszczać, chęć dania możliwości upustu emocjom ludności Warszawy obciążonej brzemieniem okupacji, lecz przede wszystkim próba ratowania powojennej suwerenności, a być może i niepodległości Polski.

Osiągnąć to można było poprzez odtworzenie w stolicy władz państwowych, które byłyby kontynuacją władz przedwojennych. Zryw miał więc mocne podstawy. Biorąc pod uwagę także fakt, że zbliżał się front i Armia Czerwona, podążając od lutego 1944 roku w kierunku zachodnim, odnosiła sukcesy militarne, począwszy od zimowej klęski wojsk niemieckich pod Stalingradem, wybór daty nie był przypadkowy.

Istotną rolą powstania warszawskiego było także zadanie ciężkich strat Niemcom. Erich von dem Bach-Zelewski, generał policji i SS w Generalnej Guberni, ocenił je na 17 tys. zabitych i 9 tys. rannych. Heinrich Himmler w jednym z listów do generałów niemieckich pisał, że „była to walka najbardziej zażarta spośród prowadzonych od początku wojny, równie ciężka jak walka uliczna o Stalingrad”.

Natomiast Jerzy Kirchmayer w publikacji dotyczącej powstania przedstawił je jako wielki symbol, pisząc: „Bohaterstwo, ofiarność i zaciętość powstańców są największym w naszej historii przejawem walki o wolność jako wartości wyższej niż życie ludzkie, kalectwo, wszystkie dobra materialne. Byłoby ciężkim błędem nie doceniać, a co gorsza odżegnywać się od takich wartości duchowych”.

Sceptycy i defetyści tego wydarzenia oskarżali i wciąż oskarżają (jak chociażby przywołany przeze mnie Piotr Zychowicz) dowództwo Armii Krajowej o głupotę, odpowiedzialność za zniszczenie miasta na skutek prowokacji wroga dysponującego większym potencjałem zbrojnym i za cierpienia ludności cywilnej. Wielu przyznaje defetystom rację, choć nader łatwo zauważyć jest i optymizm, i ducha walki w oczach młodych ludzi na archiwalnych zdjęciach z sierpnia 1944 roku.

Tak naprawdę powstanie zbrojne było tylko kwestią czasu od samego początku niemieckiej okupacji Warszawy. W obliczu wroga nawet małe dzieci nie wiedziały, co to strach. Powstanie warszawskie to czas, gdzie każdy był bratem i siostrą. Strach zamieniony został w przyjaźń, a silna wola wyparła kompromisy. Udowodniliśmy, czym dla Polki i Polaka jest wolność. Pomimo utraty materialnego dorobku kulturowego naszego narodu, ten jego element nie został naruszony.

 

                                Spotkanie z dumnym warszawiakiem

1 sierpnia przypomina mi także mojego starego przyjaciela Sebastiana Szydłowskiego, którego spotkałem na emigracji w Irlandii. Ten poeta, publicysta i dziennikarz, współpracujący m.in. z miesięcznikiem „Wyspa”, był i jest zafascynowany powstaniem, „miastem nieujarzmionym” i „straceńcami wolności”, jak mówił i pisał o powstańcach. Od czego trzeba zacząć, by poczuć ducha powstania warszawskiego? zapytałem go kiedyś.

– Przemierzyłem bojowe szlaki powstańców, czytając niezliczone publikacje wspomnień, pamiętnikowych zapisków, a także suche fakty w podręcznikach historii, leksykonach i książkach. Krok po kroku na tej podstawie odtwarzam plan sytuacyjny z dnia pierwszego sierpnia 1944 roku.

Do tego potrzebujesz mapy albo wielu map Warszawy z 1944 roku.

O tak! Na planie Warszawy wykałaczkami wbitymi w plastelinę oznaczam miejsca stacjonowania powstańców, nazwy batalionów wraz z miejscami zbiórek i stanem osobowym. W kolorze szarym, polnym oznaczam pozycje 9 Armii Niemieckiej. Niemalże z dokładnością do numeru domu przy ulicy.

Ale szlaków bojowych w pełni odtworzyć nie sposób. Czas, ludzkie zapominanie i przypadkowość architektoniczna po 1945 roku to wszystko utrudnia.

Przemijający czas, powojenna odbudowa i przebudowa miasta, w końcu zamieszanie i nieregularność walk powstańczych nie sprzyjają temu. Zawsze popadam w zadumę na warszawskim Czerniakowie, gdzie po 63 dniach wszystko się skończyło. Jednak Niemcy tego starcia nie wygrali! To żołnierze polskiego podziemia złożyli broń, mając w perspektywie bezsens dalszych walk.

Tomasz Wybranowski & Sebastian Szydłowski

Wspominając Powstanie Warszawskie. Niemcy tego starcia nie wygrali! To żołnierze podziemia złożyli broń…

Obchodzimy w tym roku 74. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Popadam więc w zadumę i zastanawiam się, ile osób w tym roku upamiętni młodzieńczy zryw, który miał wieść ku wolności, a jak wiemy, przyczynił się do podziału na Jego zwolenników i przeciwników.   Fascynacja nakazuje przemierzyć bojowe szlaki powstańców poprzez niezliczone publikacje wspomnień, pamiętnikowych zapisków i suchych faktów w podręcznikach historii. Krok po kroku na tej podstawie odtwarzam plan sytuacyjny z dnia pierwszego […]

Obchodzimy w tym roku 74. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Popadam więc w zadumę i zastanawiam się, ile osób w tym roku upamiętni młodzieńczy zryw, który miał wieść ku wolności, a jak wiemy, przyczynił się do podziału na Jego zwolenników i przeciwników.

 

Fascynacja nakazuje przemierzyć bojowe szlaki powstańców poprzez niezliczone publikacje wspomnień, pamiętnikowych zapisków i suchych faktów w podręcznikach historii. Krok po kroku na tej podstawie odtwarzam plan sytuacyjny z dnia pierwszego sierpnia 1944 roku.

Na planie Warszawy wykałaczkami wbitymi w plastelinę oznaczam miejsca stacjonowania powstańców, nazwy batalionów wraz z miejscem zbiorki i stanem osobowym. W kolorze szarym, polnym pozycje 9. Armii Niemieckiej. Niemalże z dokładnością do numeru ulicy…

Szlaków bojowych w pełni odtworzyć nie sposób. Przemijający czas, powojenna odbudowa i przebudowa miasta, w końcu zamieszanie i nieregularność walk powstańczych nie sprzyjają temu.

Raz jeszcze popadam w zadumę na warszawskim Czerniakowie, gdzie po 63 dniach wszystko się skończyło. Jednak Niemcy tego starcia nie wygrali. To żołnierze podziemia złożyli broń, mając w perspektywie bezsens dalszych walk.

 

Krok ku wolności

 

Wieść o planowanym wybuchu powstania wywołała ogólne podekscytowanie. Dowódcy organizowali zbiórki swych plutonów w konspiracyjnych lokalach. Przez okupowane miasto z narażeniem życia łączniczki przewoziły broń i rozkazy pisane na cienkiej bibułce, którą na wypadek rewizji można było dyskretnie zniszczyć. Na kilka godzin przed planowanym rozpoczęciem powstania na ulicach Warszawy zaczęły powiewać biało – czerwone flagi.

Niektórzy szli na miejsce zbiórki w powstańczych opaskach na ramieniu, niekompletnym ekwipunku wojskowym zdobytym na żołnierzach niemieckich podczas akcji dywersyjnych.

Mieszkańcy pełni obaw, ale z zaciekawieniem wyglądali z okien poruszeni śpiewem i ogólnym zamieszaniem. Niemcy początkowo nie reagowali w przekonaniu, że to tylko kolejna prowokacja. Tak naprawdę do końca nie zdawali sobie sprawy z sytuacji.

Komendant główny AK, gen. Tadeusz Komorowski ps. „Bór” wyznaczył godzinę “W” na 17.00 dnia 1 sierpnia, choć pierwsze strzały padły na Żoliborzu w północnej części miasta już około godziny 13.00.

W potyczkach z  patrolami i żandarmerią udało się poniekąd zdobyć wyznaczone cele i trochę broni wraz z amunicją.

Długo oczekiwany krok ku wolności nie został niestety wykonany w jednej chwili we wszystkich częściach miasta. Nawet rozkazy wojskowe nie były w stanie utrzymać w ryzach dyscypliny i  młodzieńczego zapału.

 

Za trzy dni w wolnej Warszawie…

 

Na prawie 35 000 zmobilizowanych żołnierzy AK niespełna 10 000 posiadało broń. W arsenale, poza zdobycznymi karabinami, był również powstańczej produkcji karabin „Błyskawica”, granaty i butelki z benzyną. W użyciu była również broń z czasów pierwszej wojny światowej, także broń sportowa. W miarę upływu czasu i rozwoju wydarzeń sytuacja powstańców pod tym względem ulęgała poprawie.

Sami uczestnicy przyznali, że

„o ile pierwszego sierpnia nie było czym walczyć, tak od polowy września nie było już komu chwytać za broń”.

 

Przez cały ten okres napływali ochotnicy, bez doświadczenia i przygotowania wojskowego. Wałczyła cała Warszawa. Informacje, prowiant i woda i wielkie pokłady zaangażowania napływały z każdej strony. Taka postawa doczekała się silnych represji. Niemcy odcięli gaz i prąd z wyjątkiem Powiśla, gdzie elektrownia długo pozostawała w rekach powstańców.

 

Profesor Witold Kieżun, podczas walk w Powstaniu Warszawskim, tuż po zdobyciu komendy niemieckiej policji.  Jedno z najsłynniejszych zdjęć z Powstania Warszawskiego. Fot. archwum Muzeum Powstania Warszawskiego.

 

Od końca sierpnia nasilił się ostrzał artyleryjski. W końcu doszło do masowych migracji z miasta, które w tamtym czasie zostało już zniszczone w 70 procentach. Ostatnie trzy tygodnie to bezustanna zmiana placówek, ewakuacja rannych i kierowanie wszystkich do Śródmieścia. A można tam się było dostać niemal wyłącznie kanałami.

3 października zaprzestano wszelkich działań zbrojnych. Z zamierzonych 3 dni – bo tyle tylko mogli walczyć biorąc pod uwagę możliwości i zaopatrzenie w broń – powstańcy wytrzymali 63 dni. Nie pomogły alianckie zrzuty, które w całości niemal trafiały w ręce Niemców.

Nie pomogło również wsparcie 1 Pułku Piechoty 1 Armii Wojska Polskiego, które przybyło zbyt późno po nieudanej przeprawie przez Wisłę. Dodać należy, że za te akcję dowódca 1 Armii Wojska Polskiego, generał Zygmunt Berling został zdymisjonowany i zdegradowany na wyraźny rozkaz samego Stalina.

Wszyscy uczestnicy powstania otrzymali status wojskowy i zostali przetransportowani do obozów jenieckich.

 

Skrajne opinie

 

Powstanie Warszawskie było częścią planu „Burza”, przygotowanego przez Armię Krajową w okupowanej Warszawie. Akcja zbrojna miała być połączona z ujawnieniem się i rozpoczęciem oficjalnej działalności najwyższych struktur Polskiego Państwa Podziemnego.

Głównym zamierzeniem zbrojnego wystąpienia nie była, jak można przypuszczać, chęć dania możliwości upustu emocjom ludności Warszawy obciążonej brzemieniem okupacji, lecz przede wszystkim  próba ratowania powojennej suwerenności, a być może i niepodległości Polski.

Osiągnąć to można było poprzez odtworzenie w stolicy władz państwowych, które byłyby kontynuacja władz przedwojennych. Było więc zrywem nie bezpodstawnym.

Biorąc pod uwagę jeszcze fakt, że zbliżał się front i Armia Czerwona podążając  od lutego 1944 w kierunku zachodnim odnosiła sukcesy militarne (począwszy od zimowej klęski wojsk niemieckich pod Stalingradem) – wybór daty nie był przypadkowy.

Istotną rolą Powstania było zadanie ciężkich strat Niemcom. Erich von dem Bach – Zelewski, generał policji i SS w Generalnej Guberni ocenił je na 17 tys. zabitych i 9 tys.rannych.

Heinrich Himmler w jednym z listów do generałów niemieckich pisał, że

„była to walka najbardziej zażarta spośród prowadzonych od początku wojny, równie ciężka jak walka uliczna o Stalingrad”.

 

Natomiast Jerzy Kirchmayer, w publikacji dotyczącej Powstania Warszawskiego, ujął je jako wielki symbol, pisząc:

„Bohaterstwo, ofiarność i zaciętość powstańców są największym w naszej historii przejawem walki o wolność jako wartości wyższej niż życie ludzkie, kalectwo, wszystkie dobra materialne. Byłoby ciężkim błędem nie doceniać, a co gorsza odżegnywać się od takich wartości duchowych.”

 

Sceptycy i pesymiści tego wydarzenia oskarżają dowództwo o glupote, odpowiedzialność za zniszczenie miasta na skutek prowokacji wroga dysponującego większym potencjałem zbrojnym i cierpienia ludności cywilnej. Nie można odebrać im racji, choć nader łatwo zauważyć optymizm i ducha walki w oczach młodych ludzi na archiwalnych zdjęciach.

Tak naprawdę powstanie zbrojne było tylko kwestią czasu od samego początku okupacji Warszawy. W obliczu wroga nawet małe dzieci nie wiedziały, co to strach. Pomimo utraty materialnego dorobku kulturowego narodu, ten jeden nie został naruszony. Powstanie Warszawskie to czas, gdzie każdy był bratem i siostrą. Strach zamieniony został w przyjaźń, a silna wola wyparła kompromisy. Wszystko po to, by pokazać światu, czym dla polaka jest wolność.  

 

Sebastian Szydłowski

Dumny Warszawiak

fot. Tomasz Wybranowski