Filosek: Polskie lotnictwo jest martwe [VIDEO]

O upadku polskiego lotnictwa amatorskiego i tym jak temu zaradzić mówi Wiesław Filosek, prezes Stowarzyszenia Lotniczego Bornego Sulinowa.

Wiesław Filosek opowiada o początkach Stowarzyszenia Lotniczego Bornego-Sulinowa oraz polskim lotnictwie amatorskim.

Polskiego lotnictwa po prostu nie ma […] W stosunku do sąsiadów wypada bardzo mizernie.

Nasz gość dodaje, iż mit silnej polskiej awiacji jest wykreowany przez polityków. Podkreśla, że nie mamy konstruktorów, dzięki którym Polska stworzyłaby, chociażby samolot szkoleniowy.

Wszędzie na całym świecie lotnictwo amatorskie jest wspierane przez państwo […] Polski urząd zarządza całym lotnictwem i efekty tego dzisiaj widzimy.

Filosek przytacza przykład produkowanego przez firmę prywatną samolotu Bielik, który jego zdaniem mógł być hitem eksportowym. Zabrakło jednak wsparcia ze strony państwa. Prezes Stowarzyszenia Lotniczego Bornego Sulinowa podkreśla jaka przepaść dzieli nas i Czechy, gdzie jest 3000 lekkich samolotów i 50 zakładów, które je obsługuje, podczas gdy w Polsce zakładów jest kilka i w dodatku, jak jest to w przypadku Bornego Sulinowa, są w nich maszyny na czeskich znakach.

Zwróciliśmy się do Kukiz ‘15 i tam zostaliśmy wysłuchani. Marszałek Tyszka wystosował interpelację w naszej sprawie.

Gość „Poranka WNET” mówi o zbiegach o „uwolnienie polskiego lotnictwa”, w której to sprawie nie został wysłuchany przez polityków obozu rządzącego, więc zwrócił się z nią do opozycji. Jak mówi, niemal w całej Unii Europejskiej lotnictwo amatorskie jest kontrolowane przez organizacje społeczne, a  nie rządowe. Krytykuje także wprowadzenie nowych przepisów, wzorowanych na angielskich, które jak sądzi „nie zostaną zaakceptowane przez sąsiadów” i oddalą polskie lotnictwo amatorskie od innych krajów europejskich.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Leszczyńska: Siarkopol jest ewenementem na światowym rynku producentów siarki

Agnieszka Leszczyńska, wicedyrektor Siarkopolu o tym, czym Siarkopol różni się od innych firm z branży, jak obecnie się wydobywa siarkę i planach budowy nowych kopalni.

Gościem „Radiowej Kroniki Budowy” jest Agnieszka Leszczyńska z firmy Siarkopol, która opowiada o tym, jak wygląda sam proces wydobycia siarki, oraz opisuje, jakie rodzaje siarki produkowane są w jej firmie.

Jesteśmy jedynym na świecie producentem kopalnianej siarki, którą wydobywamy w kopalni siarki „Osiek”. Siarkę nierozpuszczalną, mieloną i świadczymy także innego rodzaju usługi, głównie w oparciu o naszą infrastrukturą kolejową, bo jesteśmy właścicielami szerokiego toru.

Siarkopol, jako firma działająca na terenie Rzeczypospolitej, jest ewenementem na światowym rynku siarki. W dzisiejszych czasach siarkę pozyskuje się bowiem głównie przy procesie rafinacji ropy naftowej, uzyskuje się ją także z gazu i z innych surowców naturalnych, w tak zwanym procesie Klausa.

Historycznie Polska była największym producentem siarki, a w szczególności eksport liczono w milionach ton. Dzisiaj została tylko kopalnia „Osiek”.

Obecnie nasz kraj stanowi 0,5% światowej produkcji siarki. Jak mówi wicedyrektor Siarkopolu, firma połowę eksportuje, co jest poważnym źródłem dochodu dla niej. Stwierdza, że obecnie nie są oni w stanie zaspokoić zapotrzebowania polskiego rynku na siarkę. Poza Siarkopolem działają w Polsce firmy pozyskujące siarkę w sposób sztuczny.

Bardzo nam zależy na tym, żeby wybudować kolejną kopalnię, tym bardziej że mamy do tego kompetencje, wiedzę. Wiemy jak to zrobić z poszanowaniem środowiska, w sposób ekologiczny.

Siarkopol znalazł dwa miejsca, w których można by postawić nowe kopalnie. Są to miejscowości Okrągła i Rudniki w gminie Połaniec, niedaleko obecnej kopani oraz gmina Baranów Sandomierski. Leszczyńska podkreśla, że wbrew obawom niektórych, w tym części samorządowców, wydobycie siarki ich metodą nie stanowi zagrożenia dla środowiska. Dziś siarczek nie jest w Polsce wydobywany standardową na świecie metodą odkrywkową, a metodą podziemnego wytopu, gdzie stosowany jest zamknięty obieg wód. To powoduje, że te konsekwencje dla środowiska są minimalne. Firma prowadzi także proces rekultywacji na wszystkich terenach poeksploatacyjnych i nie ma żadnych ograniczeń po zakończeniu eksploatacji do tego, żeby te tereny wykorzystywać w innym celu, nawet inwestycyjnym.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Pilch: Wokół Rzeszowa powstaje kolej aglomeracyjna za 600 mln złotych

O budowie dojazdu do przyszłej aglomeracji rzeszowskiej, podkarpackich złożach gazu i siarki mówi Piotr Pilch – wicemarszałek województwa podkarpackiego.

Piotr Pilch o ostatnich wyborach samorządowych i  mocnej przewadze PiS-u na Podkarpaciu. Partia ta ma 25 z 33 radnych w sejmiku podkarpackim, a w niektórych miejscowościach posiada nawet do 80% poparcia. Wspomina także o  rzeszowskiej Dolinie Lotniczej, gdzie znajduje się aż 90% polskiego przemysłu lotniczego. Jak mówi, „nie jesteśmy tylko montownią, mamy centrum innowacji, które będziemy wspierać”. Na Podkarpaciu planowane i realizowane są kolejne inwestycje rządowe i samorządowe. Do tych pierwszych należy Via Carpathia, która „otworzy drogę na północ i południe stworzy jeden z największych w Europie węzłów komunikacyjnych w rejonie Rzeszowie”.

To już jest projekt bardzo zaawansowany, mamy podpisany wszystkie umowy. Kupujemy pociągi, Będą tworzone parkingi, na których będzie można zostawić samochód. Pieniądze są już wydawane.

Projektem realizowanym przez podkarpacki samorząd jest kolej aglomeracyjna za blisko 600 mln złotych. Ma ona ułatwić dojazd do tworzącej się aglomeracji rzeszowskiej.

PGNiG zaczęło wiercić na tym samym obszarze trochę głębiej i okazało się, że pokłady gazu są nadal olbrzymie. Na pewno jest to co najmniej 20 mld m³.

Na pytanie Krzysztofa Skowrońskiego o złoża gazu, jego rozmówca odpowiada, że wydobycie tego surowca wciąż trwa. Podkarpacie to najważniejszy region pod tym względem, a obecne tu złoża są ewenementem na skalę ogólnopolską. Złoże Przemyśl funkcjonuje nieprzerwanie od 60 lat, jak odkryło niedawno PGNiG, jest ono dalekie od wyczerpania. Z kolei w Lubaczowie powstaje prywatna inwestycja wydobycia siarki rodzimej. Jak podkreśla Pilch, zakład jest bardzo nowoczesny i zapewni wiele nowych miejsc pracy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Jurkiewicz: Po co nam świecka Wigilia? To, jakby zrobić przyjęcie urodzinowe i nie zaprosić solenizanta

Kulisy niesławnego głosowania o zmianie cen bonifikat, muzeum KOD oraz świecką Wigilię komentuje na antenie Radia WNET warszawski radny Cezary Jurkiewicz

Warszawski radny Cezary Jurkiewicz opowiada na antenie Radia WNET o szczegółach pomysłu zmniejszenia przez Rafała Trzaskowskiego bonifikaty z poziomu 98-99 proc. do 60 proc. – To, że platforma okazała się być niewiarygodną partią, nie jest dla nikogo zaskoczeniem, ale do tej pory warszawska PO się hamowała, przepchnięcie zmiany cen bonifikaty było tak haniebne, że dla każdego kto żyje w Warszawie, nawet dla zwolenników Trzaskowskiego taki sposób rządzenia jest nieakceptowalny – mówi.

Jurkiewicz chwali postawę mediów, także tych liberalnych, oraz mieszkańców Warszawy, wobec tego prawa, które skłoniło Trzaskowskiego do wycofania się rakiem z tego pomysłu.

Gość Radia WNET ostro krytykuje warszawski ratusz za wycofanie się z dekomunizacji ulic, a śmiechem przez łzy reaguje na plotki o planach stworzenia muzeum Komitetu Obrony Demokracji, pytając, co tam właściwie ma się znajdować na wystawie. Radny opowiada również o petycji świeckiej wigilii w Ratuszu, która wypadła… absurdalnie. – Po co organizować takie wydarzenie? – pyta. Jego zdaniem nie można nie przyjmować religijnego charakteru świąt Bożego Narodzenia. – To jakby organizować przyjęcie urodzinowe i nie zaprosić solenizanta – dodaje.

Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!

mf

Nie jestem wielkim fanem demokracji, ale jak już w niej partycypujemy, to ma ona sens tylko i wyłącznie w samorządzie

Decyzje podejmowane na szczeblu lokalnym mają największe znaczenie dla nas, mieszkańców. To tu mamy realny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość i wszystko, co dzieje się w naszej małej ojczyźnie.

Artur Szczepek

Od wielu lat obywatele zastanawiają się, jak zreformować polski samorząd, aby był mniej opresyjny oraz bardziej przyjazny dla mieszkańców. Funkcjonowanie danej jednostki terytorialnej zazwyczaj budzi wiele kontrowersji wśród społeczności lokalnej. Swoją frustrację często wylewają w rozmowach prywatnych czy na forach internetowych. W większości przypadków są to opinie bardzo krytyczne. Głównym winowajcą dla powyższych jest zarządca (burmistrz, prezydent czy wójt), ale czy aby na pewno możemy winić tylko samych urzędników? Wedle mojej opinii nie. (…)

Jedynym możliwym rozwiązaniem, które umożliwi im uczestnictwo w procesie elekcyjnym, jest wprowadzenie głosowania internetowego. Będzie to łatwa droga do oddania głosu przy najmniejszych nakładach czasowych oraz kosztowych. W systemie będzie możliwe zapoznanie się z sylwetkami kandydatów i procesem wyborczym. Głosowanie przez internet może zwiększyć komfort mieszkańców, poprawić znacznie frekwencję oraz obniżyć koszty organizacji wyborów. (…)

Najważniejsze decyzje inwestycyjne powinny być skonsultowane z całym lokalnym społeczeństwem. Jak to zrobić? Trzeba organizować lokalne referenda, które byłyby wiążące dla rządzących. (…) Mieszkańcy będą mieli wolną wolę, ale będą jednocześnie odpowiedzialni za swoje decyzje. To samo tyczy się radnych czy wójtów, burmistrzów etc. Każdego będzie można odwołać drogą referendalną. (…) Bardzo głośnym tematem jest ostatnio kadencyjność, ale czy jest to dobre rozwiązanie, śmiem wątpić, bo zmiana „moich” na „twoich” nic nie zmieni. Winny jest system.

W mojej wizji idealnego samorządu gmina jest głównym poborcą podatkowym na danym terenie. Dzisiaj wygląda to w ten sposób, że większość danin trafia do budżetu centralnego, a centrala decyduje o przekazaniu tych pieniędzy w drugą stronę. Dla mnie jest to absurd.

Zdaję sobie sprawę, że aparat państwowy trzeba utrzymywać, ale w moim mniemaniu państwo polskie powinno się zajmować tylko i wyłącznie zapewnieniem bezpieczeństwa wewnętrznego oraz zewnętrznego i bronić naszych podstawowych praw.

Wolność, praworządność i własność prywatna oraz sprawiedliwość (nie mylić z sprawiedliwością społeczną) powinna być największym bogactwem obywateli.

Moglibyśmy ograniczyć odpływ pieniędzy do większych ośrodków, odpartyjnilibyśmy samorządy (już nie musielibyśmy zabiegać o nasze pieniądze, zaznaczam: nasze – u polityków), włodarze zostaliby zobligowani do zapewnienia jak najlepszych warunków do życia dla mieszkańców, a szczególnie dla przedsiębiorców. Wtedy my jako mieszkańcy posiadalibyśmy straszliwą broń, a mianowicie głos w wyborach. Doszlibyśmy do momentu, gdzie władza dziesięć razy zastanowi się, zanim podniesie nam podatki, a wyborcy tak samo będą zwracać uwagę, na kogo oddadzą swój jakże cenny głos. (…)

Działanie ponad 350 powiatów jest nieefektywne. Zajmują się zadaniami zleconymi, które de facto są finansowane z budżetu państwa. Równie dobrze moglibyśmy te wszystkie zadania przekazać do realizacji gminom.

Cały artykuł Artura Szczepka pt. „Nowy wymiar samorządów” znajduje się na s. 15 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Artura Szczepka pt. „Nowy wymiar samorządów” na s. 15 wrześniowego „Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wadowice – prywatny folwark burmistrza Mateusza Klinowskiego. Progresja agresji wobec przeciwników politycznych

Dzień 42. z 80 / Burmistrz jeździ po Polsce na różne manifestacje, zamiast się zabrać za pracę na terenie miasta […], bo dla niego ważny jest tylko PR – uważa jeden z rozmówców Witolda Gadowskiego.

W rozmowie uczestniczyli Jacek Warchał, właściciel Aromat Cafe, kawiarni przy Rynku w Wadowicach, i Zdzisław Szczur, szef wadowickiej Solidarności, wadowiczanin z urodzenia, który w latach 80. był represjonowany i znalazł się w więzieniu.

– Nowy burmistrz [Mateusza Klinowski -przyp.red], który nastał w Wadowicach po pani Ewie Filipak, zaczął nas szykanować nie ze względów biznesowych, ale politycznych – powiedział Jacek Warchał.

W trakcie kampanii w 2014 roku Jacek Warchał wspierał komitet opozycyjny względem aktualnego burmistrza i umieścił banery w ogródku kawiarnianym. Wyrażał w ten sposób sprzeciw wobec inicjatywy Klinowskiego Wolne Wadowice, mającej portal Wolne Wadowice, który, co ciekawe, zarejestrowała w Stanach Zjednoczonych, co uniemożliwia dochodzenie wszelkich praw przed polskimi sądami.

– Burmistrz chciał, abyśmy zrezygnowali z działalności – powiedział Warchał. W maju 2015 roku władze miasta wypowiedziały właścicielom Aromat Cafe lokal przy Rynku, który prowadzili od 16 lat i właśnie rok wcześniej wyremontowali go, na co wydali 400 tysięcy złotych. Jak donosiły media w tamtym okresie, po wypowiedzeniu umowy miasto nie zamierzało zwrócić rodzinie pieniędzy poniesionych na remont lokalu, bo – jak twierdzi burmistrz – nie było tego w umowie najmu.

– Podjęto kroki, aby zakręcić w lokalu wodę, i zakręcano ją kilka razy – wspominał Jacek Warchał. Co prawda ustalenie, który kurek zakręca wodę akurat Warchałom, trwało jakiś czas i udało się to dopiero za trzecim razem. Akcja ta, jak wspomina pan Jacek, skorelowana była z odwiedzinami sanepidu – dwukrotnie, gdy przyjeżdżał na kontrolę, woda w lokalu była, więc nic nie mógł zdziałać.

– Myśmy pilnowali lokalu od tyłu, żeby nikt nie wszedł do naszej piwnicy, tam gdzie jest zawór, ale o godzinie czwartej rano straż miejska zaatakowała nas, powaliła na ziemię, odcięła kłódki i zakręciła wodę – wspominał pan Warchał.

– Smutne i przykre to było, jak zostaliśmy wyrzuceni jako Solidarność – mówił Zdzisław Szczur.

[related id=33845]- Przecież dzięki Solidarności to miasto zyskało dużo, bo między innymi Solidarność przywróciła pomnik 12 Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej na należne mu miejsce – mówił rozgoryczony działacz. Przypomnijmy, że pomnik w latach 70. ubiegłego wieku rozebrano i przeniesiono na cmentarz wojskowy. Także Solidarność wadowicka przywróciła nazwę Marcina Wadowity lokalnemu liceum. Trudno tu nie wspomnieć o sprawie budowy muzeum Jana Pawła II, którego inicjatorem również była Solidarność. Zbierała też pieniądze na mieszkania dla rodzin zakwaterowanych w dawnych pomieszczeniach po Wojtyłach.

– Naprawdę dużo Wadowice zawdzięczają Solidarności, a ten „narcyz”, jak go nazywają lokalne media, po prostu wyrzucił nas na bruk – powiedział Zdzisław Szczur. Tłumaczenia i rozmowy na ten temat w żaden sposób nie przekonują aktualnego burmistrza, zdaniem działacza Solidarności „to była typowa zemsta tego człowieka”.

– Burmistrz jeździ po Polsce na różne manifestacje, zamiast się zabrać za pracę tutaj, na terenie miasta, i zadbać o jakieś dobro […], bo dla niego ważny jest tylko PR – mówił działacz Solidarności.

– To dla mnie jest też zaskakujące, sądzę, że Jan Paweł II chciał coś przez to powiedzieć wadowiczanom, żeby się zastanowili nad swoim postępowaniem – mówił – kto wie, być może jest potrzebne takie otrzeźwienie.

Nasi goście komentowali również ubiegłoroczny zjazd „progresywnych burmistrzów i prezydentów miast”, z prezydentem Słupska Robertem Biedroniem na czele.

Na szerszym, krajowym forum Klinowski zasłynął jako przykład chciwości samorządowców. Po objęciu przez niego stanowiska uznał, że powinien dostać podwyżkę pensji o… 10 tysięcy złotych! Choć zarabiał wówczas dokładnie 11 415 zł brutto miesięcznie, czyli ok. 8020 zł na rękę. A to nie jedyna sprawa, jaka ciągnie się za Klinowskim, bowiem niedawno sąd warunkowo umorzył sprawę, w której oskarżony był o złożenie kilka lat temu fałszywych oświadczeń majątkowych.

Fot. Facebook burmistrz Wadowic

Do szczególnego rodzaju kuriozalnego wybryku aktualnego burmistrza Wadowic można również zaliczyć „życzenia” świąteczne, jakie opublikował na swoim facebooku w grudniu 2015 roku (patrz screen z jego strony internetowej).

– Wadowice są skomplikowane i trudne, ale myślę, że w sposób naturalny – powiedział Michał Siwiec. Jak zauważył, świat tylko przywykł postrzegać Wadowice nieco cukierkowo i laurkowo, przez pryzmat papieskich kremówek, miejsca narodzin i młodości papieża Jana Pawła II.

MoRo

Chcesz wysłuchać Poranka Wnet, kliknij tutaj

O Mateuszu Klinowskim goście wspominali podczas całego Poranka Wnet

Wywiad z Jackiem Warchałem w części piątej Poranka Wnet

Wywiad ze Zdzisławem Szczurem szefem Solidarności w Wadowicach w części piątej Poranka Wnet

Wywiad z Michałem Śiwcem w części piątej, trzeciej i drugiej Poranka Wnet

Burmistrz Żywca Antoni Szlagor: Chcemy zrewitalizować Jezioro Żywieckie, odmulić je, zrobić ścieżki rowerowe

Dzień 41. z 80/Żywiec – Gdy udzielano mi absolutorium, to wszyscy radni mi go udzielili – powiedział burmistrz Żywca, który uważa, że w polityce na szczeblu lokalnym chodzi o to, by wszystkich łączyć.

– Wybory wygrałem trzykrotnie, nie należąc do żadnej partii. Stworzyliśmy koalicję samorządową, której na sercu leży miasto Żywiec i region Żywiec – mówił Antoni Szlagor, burmistrz Żywca od 2002 roku, który z żywieckim samorządem związany jest od początku lat 90. Był wtedy zastępcą przewodniczącego Rady Miasta (1994-98), a w późniejszym okresie przewodniczącym Rady Miasta Żywca (1998-2002).
Żywiec zaliczany jest do krajowych liderów w pozyskiwaniu środków unijnych, a także znalazł się w ekskluzywnym gronie laureatów nagrody przygotowanej przez prof. Pawła Swianiewicza z Uniwersytetu Warszawskiego, zatytułowanej „Sukces minionej kadencji”.

Wczoraj koncertem zakończył się trwający dziewięć dni Tydzień Kultury Beskidzkiej. Wystąpili zespół Ziemia Żywiecka, a wcześniej zespół gruziński, który porwał całą publiczność – tak na przeglądzie bywa rokrocznie. Jak przyznaje burmistrz, mimo że przedsięwzięcie do tanich nie należy, opłaca się, bo można obejrzeć zespoły z całego świata, a także rozkrzewić kulturę i folklor Żywiecczyzny.

– My z Gruzją mamy bardzo bliskie kontakty, jesteśmy bowiem miastem partnerskim Borjomi – powiedział burmistrz Żywca. Zwrócił uwagę, że tak jak Żywiec, słynie ona z wody mineralnej, ale nie tylko, bowiem analogii jest więcej – np. na Żywiecczyźnie jest zameczek prezydencki w Wiśle, a w pobliżu Borjomi jest również posiadłość prezydencka.

– Mamy piękne Jezioro Żywieckie […], chcemy je odmulić, zrobić nad nim ścieżki rowerowe i inne atrakcje, co nie jest takie proste, bo wymaga nakładów – powiedział burmistrz. Innym problemem przy rewitalizacji Jeziora Żywieckiego jest to, że znajduje się ono pod zarządem Regionalnej Dyrekcji Gospodarki Wodnej.

– Udało nam się zrobić 1400 km sieci kanalizacyjnej, 200 km sieci wodociągowej po to, by wszystkie te potoki i rzeki, które płyną do jeziora, były czyste – powiedział burmistrz, chwaląc się, że jezioro już jest czyste. Budżet Żywca to około 140 milionów złotych rocznie.

– To naprawdę nie są duże pieniądze – powiedział burmistrz, który mimo to nie zadłużył jeszcze miasta tak, jak to bywa w innych miastach w Polsce, bo Żywiec pożycza jedynie na „inwestowanie w coś, z czego będzie potem można czerpać jakieś korzyści”.

– Gdy udzielano mi absolutorium, to wszyscy radni mi go udzielili – powiedział burmistrz Żywca, który uważa, że w polityce na szczeblu lokalnym chodzi o to, by wszystkich łączyć.

MoRo

Czy na Żywiecczyźnie „jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej”? Czy ktoś „zapomniał” o 8 km drogi wokół Węgierskiej Górki?

Dzień 41. z 80 / Żywiec / Poranek WNET – O tym, czy gwarą da się powiedzieć „gender”, oraz o problemach z finansowaniem działalności powiatów na przykładzie powiatu żywieckiego w Wywiadzie WNET.

W poniedziałkowym Poranku WNET z Żywca Witold Gadowski rozmawiał z wicestarostą powiatu żywieckiego Stanisławem Kucharczykiem.

Gość audycji twierdzi, że sytuacja finansowa w samorządach jest trudna, szczególnie w powiatach. Powiaty nie mają własnych dochodów. Podobnie jak gminy, powiaty otrzymują określoną część z podatku dochodowego zebranego na ich terenie. Udział powiatów w podatku dochodowym od osób fizycznych jest jednak czterokrotnie mniejszy niż udział gmin.

Powiaty zajmują się przede wszystkim szkolnictwem średnim (liceami, technikami i szkołami zawodowymi), służbą zdrowia (szpitalami powiatowymi) oraz infrastrukturą drogową. Powiat żywiecki jest jednym z największych w województwie śląskim (drugi co do wielkości), ma ponad 150 tysięcy mieszkańców. W tak rozległym powiecie trudno jest – przy takim modelu finansowania – sprostać miejscowym potrzebom w zakresie, który leży w kompetencjach powiatu.

– My musimy utrzymywać szkolnictwo średnie. Dostajemy subwencję z ministerstwa [red. – MEN]. Tak naprawdę musimy wydać te pieniądze z ministerstwa, żeby zapłacić pensje nauczycielom, utrzymać szkoły, a niestety to nie są środki, które na to wystarczają; musimy po prostu do tego dopłacać – tak sytuację finansową powiatu zobrazował wicestarosta Stanisław Kucharczyk.

W starostwie żywieckim od dwóch lat rządzi koalicja Prawa i Sprawiedliwości oraz Porozumienia Samorządowego, którego przedstawicielem jest wicestarosta. W opozycji są stowarzyszenia i partie, w tym Platforma Obywatelska, przy czym w pracach bieżących konstruktywnie uczestniczą wszyscy. [related id=33425]

Polityka centralna wpływa jednak na wszystkich, na mieszkańców Żywiecczyzny również. Przenosi się to też na działalność w samorządzie. Upolitycznienie jest zdaniem wicestarosty największym złem, które spotyka samorządy. Dziury w drodze, szpitale itp. rzeczy, którymi zajmują się władze lokalne, nie powinny być polityczne.

W rozmowie, do której włączyła się także pani Anna Tomiak, także o tym, czy na Żywiecczyźnie mówi się o kwestii gender i multikulti oraz o problemach z siecią dróg w regionie, w tym o obwodnicy Węgierskiej Górki, o której – jak twierdzi wicestarosta – zapomniała wcześniejsza władza, planując wydatki infrastrukturalne, w części czwartej Poranka WNET. Zapraszamy do słuchania.

JS

 

 

 

Burmistrz Terespola Jacek Danieluk: Zrównoważony rozwój to fikcja. Kuriozalna mapa powodziowa groziła stagnacją miasta

Dzień 29. z 80 / Poranek WNET / Terespol – Gdyby wprowadzono mapy powodziowe to byłaby wielka tragedia nie tylko dla Terespola i jego mieszkańców, ale dla dużej części kraju – powiedział Danieluk.

 

Chyba nie ma człowieka w Polsce, który nie wiedziałby o istnieniu Terespola. Właśnie do tego miejsca na granicy Polski  z Białorusią często odliczane są kilometry dróg. Miasto przygraniczne na ważnym europejskim szlaku komunikacyjnym wschód-zachód. Jego burmistrzem już trzecią kadencję jest Jacek Danieluk, samorządowiec i nauczyciel.

– Nieważne kto rządzi w kraju, czy to Platforma, czy PiS, czy jakakolwiek inna partia to każdemu z nas tutaj na najniższych szczeblach samorządowych, czy gdzieś tam na górze na szczeblach rządowych powinno leżeć na sercu, aby każde miasto, każda wieś rozwijała się przynajmniej w miarę równomiernie – powiedział Jacek Danieluk, gość Poranka Wnet, burmistrz Terespola.

Rozwój zrównoważony tak modny za czasów poprzedniej władzy jest fikcją według burmistrza Terespola. Uważa on, że budżet który jest rozdysponowywany na cały kraj dla różnych samorządów przynajmniej powinien być w miarę równomierny. Niektóre samorządy mają to szczęście, że jest u nich kopalnia węgla kamiennego, uzdrowisko, suchy port przeładunkowy i dlatego mają pieniądze. Władze samorządowe w takich miejscach niewiele muszą robić, aby wykazać się.

– Miasto Terespol ma około 6 tys. mieszkańców, gdybyśmy mieli 5 tysięcy mieszkańców subwencja oświatowa byłaby wyższa. Dalej PROW [Program Rozwoju Obszarów Wiejskich – przyp.red.] dosyć łatwe środki zewnętrzne unijne, też nie możemy z nich skorzystać ponieważ jesteśmy małym miasteczkiem, gdybyśmy mieli 5 tysięcy mieszkańców lub gdybyśmy byli wioską, moglibyśmy korzystać. Czy to jest uczciwe i czy to jest sprawiedliwe? – pyta się burmistrz.

Jego zdaniem błędne jest rozdzielanie pieniędzy samorządom zależnie od liczby mieszkańców, a nie od ich potrzeb. Zaznacza przy tym, że wiele samorządów ma większy problem od Terespola, któremu udało się wywalczyć duże pieniądze – Terespol dzięki przychylności rady miasta, wielu ludzi życzliwych w tym parlamentarzystów, a przede wszystkim mieszkańców, pozyskał w ciągu ostatnich 10 lat około 100 milionów złotych.

– Staraliśmy się pozyskiwać wszelkie zewnętrzne środki możliwe do pozyskania. Nie mówię tu tylko o środkach unijnych – powiedział Jacek Danieluk, zastrzegając, że tymi pieniędzmi gospodaruje oszczędnie. Podał tu, jako przykład budowę chodników. W Terespolu każdego roku przybywa kilka kilometrów chodników. Jedyny przetarg, jaki urządzają władze dotyczy materiałów do budowy.

– Po przetargu budowa 1 metra kwadratowego chodnika waha się w granicach od 80 do stu paru złotych, a u nas budowa takiego chodnika to jest koszt około 40 złotych.

Terespol, aby uzyskać taki wynik korzysta z pracy osób zgłaszających się do Powiatowego Urzędu Pracy i skazańców odbywających karę w zakładzie karnym w Białej Podlaskiej. Osoby z PUP zatrudniane są na stażach, robotach publicznych i interwencyjnych.

– Dwa lata temu sprezentowano nam mapkę powodziową, mapkę wodną. Gdzieś tam iluś mądrych w Warszawie siedziało i tak sobie tworzyli – wspomina burmistrz Terespola, który uważa brak konsultacji z samorządem w tej sprawie za rzecz karygodną.

W Terespolu od dziesiątek lat powodzi nie było w odróżnieniu od okolicznych miejscowości, gdzie od czasu do czasu przy wysokiej fali te wsie „pływają”. Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej, autor owej mapki nie sprawdzając stanu faktycznego zaznaczył, że niemal 80 procent gruntów Terespola to teren zagrożony powodziowo. Oznaczało to przede wszystkim trudności w uzyskaniu pozwoleń na budowę dla mieszkańców Terespola i przedsiębiorców chcących tu zainwestować.

– Gdyby wprowadzono mapy powodziowe to byłaby wielka tragedia nie tylko dla Terespola i jego mieszkańców, ale dla dużej części kraju – powiedział burmistrz, który wyjaśnia, że mapka ta nie uwzględnia żadnych zabezpieczeń przeciwpowodziowych, jakie są na terenie Terespola w dodatku trudno określić metodę wykonania tego „dzieła” kartografii.

– Metoda skanu laserowego, gdzie badanoby wysokości bezwzględne nie została zastosowana u nas. Nie wzięto pod uwagę istniejących wałów, wałodróg, systemu przepompowni, bowiem cały Terespol jest praktycznie otoczony wałodrogami. Tam gdzie wysokość bezwzględna jest duża, stwierdzono, że to teren powodziowy, gdzie jest niższa, że to teren niepowodziowy – wyjaśnił burmistrz. Prowadzący rozmowę Tomasz Wybranowski przytoczył tu opinię osób, z którymi rozmawiał, że sporządzając te mapy poprzednia ekipa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej mogłaby skopiować mapy turystyczne i popełniłaby zapewne mniej pomyłek, a poza tym byłoby szybciej i taniej.

-Wręcz fenomenem było to, że zaznaczono na terenie administracyjnym Terespola wyspę białoruską i tego nie potrafiliśmy zupełnie zrozumieć  – powiedział burmistrz,

[related id=”32013″] który podziękował parlamentarzystom, a szczególnie senatorowi Grzegorzowi Biereckiemu i posłowi PO Stanisławowi Żmijanowi, którzy doprowadzili oni do upowszechnienia wiadomości na temat owej kuriozalnej mapki.

Przez nią mieszkańcy mają utrudnioną drogę by otrzymać pozwolenia na budowę, ponieważ muszą występować do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej o dodatkowe pozwolenie, ale „już jest dobrze” jak to ujął burmistrz -Mamy już dokument z Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, że w pierwszej kolejności będą zmodyfikowane i zweryfikowane mapy z obszaru Terespola i koryta rzeki Bug.

– Wszystko jest możliwe w Polsce, ale gdziekolwiek się dzieje jakieś dobro to jest to ogromny sukces. Mówi się tak, że człowiek nie jest w stanie świata zbawić, ale jeżeli pomożesz jednej osobie, jednemu sprawisz szczęście, dobro to jest to również ogromny sukces – powiedział na zakończenie rozmowy Jacek Danieluk.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy w siódmej części Poranka WNET z Terespola. Burmistrz uczestniczył też w rozmowie z dyrektorem liceum w Terespolu piątej części Poranka.

MoRo