Prof. Witakowski: W świadomości społecznej rzezi Woli nie ma. Przecież skala tej masakry przewyższa zbrodnię katyńską!

– Rzeź Woli była ludobójstwem o porażającej skali. Jest ona wielokrotnie większa niż zbrodnia katyńska, o której wie każdy na świecie. O masakrze w stolicy wie mało kto – mówi prof. Piotr Witakowski.


Prof. Piotr Witakowski, członek Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem, opowiada o organizowanej przez Stowarzyszenie Solidarni 2010 konferencji pt. „Osądzić rzeź Woli”. Wydarzenie odbędzie się 28 września w Warszawie.

Gość Poranka przybliża szczegóły masakry w stolicy. Była to zbrodnia ludobójstwa popełniona przez siły zbrojne III Rzeszy podczas pierwszych dni powstania warszawskiego w sierpniu 1944 r. w warszawskiej dzielnicy Wola. W tamtym czasie wymordowano na ulicach tysiące niewinnych osób.

„Jest to po pierwsze zbrodnia ludobójstwa, (…) ale po drugie skala tej zbrodni jest porażająca. To jest wielokrotnie większa skala niż zbrodnia katyńska, o której wie każdy na całym świecie. Natomiast o rzezi Woli właściwie nikt nie wie”.

Prof. Witakowskiego przeraża brak wiedzy na temat eksterminacji ludności stolicy. Według badań socjologicznych przeprowadzonych przez prof. Andrzeja Szpocińskiego z Polskiej Akademii Nauk wynika bowiem, że rzeź Woli nie istnieje w świadomości społecznej.

Członek Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem zaznacza, że wykonawcy masakry w Warszawie nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Co więcej, niejednokrotnie piastowali oni stanowiska cieszące się szacunkiem społeczeństwa. Gościa Poranka zdumiewa, że Polska nigdy nie upomniała się o sprawiedliwość dla pomordowanych. Zwraca uwagę, że podjęcie tego kroku nie byłoby raczej zadaniem skomplikowanym. W 1946 r. powołano bowiem Najwyższy Trybunał Narodowy, który miał osądzić zbrodnie wojenne niemieckich zbrodniarzy. Po dwóch latach zaprzestał on jednak swojej działalności, przekazując wszystkie sprawy karne do sądów cywilnych. Nie został on jednak nigdy rozwiązany. Prof. Witakowski sądzi, że nic nie stoi na przeszkodzie wznowienia jego działalności.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Hambura: Grecy przecierają drogę polskim roszczeniom wobec Niemiec [VIDEO]

Raport dotyczący polskich strat powinien być opublikowany jak najszybciej, a działania Greków i Włochów mogą być dla nas przykładem, komentuje Stefan Hambura z Ruchu Prawdziwa Europa.

Stefan Hambura, gość Poranka WNET, wypowiada się na temat roszczeń za straty w czasie II wś odnosząc się do amerykańskiej ustawy 447 i do przygotowywanego przez Parlamentarny Zespół ds. reparacji raportu na temat polskich strat wojennych.

Drzwi dotyczące reparacji zostały otwarte i politycy niemieccy o tym wiedzą.

Hambura zauważa, że obywatele Włoch mogą wnosić do swoich sądów sprawy przeciwko RFN o straty spowodowane przez Niemcy w czasie II wojny światowej, a Grecja przygotowuje w tej sprawie oficjalną notę dyplomatyczną skierowaną do rządu niemieckiego. W Polsce podobną możliwość jaką cieszą się Włosi może dać pozytywne rozpatrzenie wniosku złożonego w tej sprawie przez stu polskich posłów do Trybunału Konstytucyjnego. Odnosząc się do propozycji ustawy „anty 447” popieranej przez Kukiza i Konfederację, Hambura przestrzega przed uchwalaniem jakichkolwiek aktów prawnych, które mogłyby zostać wykorzystane w batalii prawnej przeciw Polsce.

Nadszedł czas żeby wszyscy Polacy i nie tylko Polacy się z tym raportem zaznajomili.

Jak stwierdza gość WNET, z gotowym raportem na temat polskich strat wojennych podobno mogli już się zapoznać prezydent, premier i prezes PiS. Hambura podkreśla, że nie należy czekać z jego publikacją do września, tylko należy go przedstawić polskiej i światowej opinii publicznej jak najszybciej. Dodaje, że poza działaniami ze strony rządu, ważne dla dochodzenia sprawiedliwości za zbrodnie wojenne są inicjatywy oddolne takie jak „Genocide Wola 44” : Osądzić Rzeź Woli, w ramach której planowana jest konferencja poświęcona tej zbrodni i zbierane są podpisy pod petycją o osądzenie jej sprawców.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!


A.P.

73. rocznica Powstania Warszawskiego. Marsz w hołdzie cywilnym ofiarom powstania warszawskiego

Mieszkańcy stolicy przeszli w sobotę wieczorem ulicami Woli w Marszu Pamięci, by oddać hołd cywilnym ofiarom powstańczego zrywu. Po drodze zapalano znicze w miejscach upamiętniających zamordowanych.

Marsz, który rozpoczął się po uroczystościach przed pomnikiem poświęconym zamordowanym mieszkańcom Woli, znajdującym się w rozwidleniu al. Solidarności i ul. Leszno, przeszedł ulicami dzielnicy. Jego uczestnicy otrzymali świece, biogramy jednej z ofiar oraz opisy 20 miejsc upamiętniających pomordowanych. Tam po drodze wolontariusze Muzeum Powstania Warszawskiego, organizatora Marszu, złożyli kwiaty i zapalili znicze.

Marsz zakończył się w Parku Powstańców Warszawy, gdzie jest prezentowana wystawa „Zachowajmy ich w pamięci”. Umieszczono na niej ponad 90 białych brył z imionami i nazwiskami cywilnych ofiar powstania, a tam, gdzie to było możliwe, z datami ich urodzenia i ostatnim znanym warszawskim adresem. Uczestnicy Marszu w każdym z tych miejsc zapalili świece.

Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski powitał wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego i podziękował za zaangażowanie Wojska Polskiego w uroczystość i w Marsz. Podkreślił także, że Niemcy, którzy wykonali rozkaz Hitlera m.in. tu, na Woli, dążyli do zabicia nie tylko ludzi, ale i pamięci o nich.

Zaznaczył, jak ważne jest zachowanie pamięci o ludziach, by „plan III Rzeszy zabicia tej pamięci się nie udał”. „I jak co roku prosimy o wszelkie informacje, które państwo macie, o tych ofiarach. Przekazujcie je do nas. Naszym obowiązkiem jest pamiętać” – mówił Jan Ołdakowski.

Uczestniczka powstania Wanda Traczyk-Stawska podkreśliła, że to miejsce, obok Cmentarza Powstańców Warszawy, nadal żyje. „Przychodzą tu mamy z dziećmi i ważne, że te dzieci, kiedy dorosną, będą o tym cmentarzu pamiętać. Ważne także, by jak najszybciej powstał Mur Pamięci, na którym będą wykute nazwiska tych dotąd bezimiennych ofiar powstania” – powiedziała.

Apelowała także do mieszkańców stolicy o pamięć o cywilnych ofiarach zrywu. „Ludność cywilna Warszawy tym się różni od wszystkich innych, że stanęła do walki. Bez nich my byśmy nie trwali 63 dni. Dlatego pamiętajmy o nich. Będziemy także zbierali pamiątki, bo tu stanie Izba Pamięci. Jeśli więc macie jakieś pamiątki, przynoście je” – apelowała Wanda Traczyk-Stawska.

Ksiądz Stanisław Kicman wspominał Rzeź Woli, w której uczestniczył jako siedmioletni chłopiec. „Mieszkaliśmy przy ul. Dworskiej 7, blisko szkoły. Nastąpił 8 sierpień, ten dla nas najtragiczniejszy dzień powstania. Wypędzono nas z mieszkań w okrutny sposób, strzały, wybuchy granatów. Na podwórzu ustawianie, wydawało się, że będzie egzekucja. Wywożono cały nasz dobytek, była powszechna grabież. Domy płonęły. Pod kościołem św. Wojciecha rozdzielano kobiety i dzieci, i mężczyzn. We wnękach kościoła erkaemy. Czekać trzy godziny na śmierć jest bardzo ciężko, ale ostatecznie przeżyliśmy. Mama modliła się wtedy w tym kościele i myślę, że wymodlila to nasze przeżycie. Chciałem to świadectwo dać państwu” – opowiadał duchowny.

PAP/MoRo

73 lata temu rozpoczęła się Rzeź Woli. Niemcy wymordowali 60 tysięcy cywilów w tym kobiety, starców i dzieci

5 sierpnia 1944 r., Brygada SS Oskara Dirlewangera wymordowała na warszawskiej Woli ok. 20 tys. ludzi i 10 tys. na Ochocie. W następnych dniach liczba zamordowanych wzrosła do 40-60 tysięcy.

[related id=”33656″]Zbrodni na mieszkańcach Woli i Ochoty dokonywała nowo utworzona grupa uderzeniowa pod dowództwem SS Gruppenfuehrera Heinza Reinefahrta. W jej skład wchodziły: pułk z brygady SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA), dowodzony przez SS Brigadefuehrera Bronisława Kamińskiego – ok. 2 tys. żołnierzy; pułk SS dowodzony przez SS-Standartenfuehrera Oskara Dirlewangera (dwa bataliony, 3381 ludzi), 2. Azerbejdżański Batalion „Bergmann”, dwa bataliony 111. Pułku Azerbejdżańskiego i 3. Pułk Kozaków – razem ok. 2,8 tys. ludzi; 608. Pułk Ochrony z Wrocławia płk. Willy’ego Schmidta – ok. 600 ludzi.

Himmler: „zastraszający przykład”

Te oddziały uderzyły na Wolę i częściowo też na Ochotę – dzielnice, które w ocenie władz niemieckich musiały być w pierwszej kolejności „oczyszczone” z powstańców i z cywili. Niemcy chcieli utrzymać przelotowe arterie przez mosty Poniatowskiego i Kierbedzia dla zapewnienia komunikacji z frontem i oswobodzić odcięte przez powstańców niemieckie dowództwo garnizonu warszawskiego i władze cywilne, ulokowane w Pałacu Bruehla.

Niemcy nie ograniczyli się do samych walk z powstańcami. Rozstrzeliwania, które były doraźnym odwetem za wybuch powstania, zaczęły się już pierwszego dnia. Jednak 5 sierpnia wojska niemieckie rozpoczęły wprowadzanie w życie rozkazu Hitlera przekazanego przez Heinricha Himmlera:

„Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

„Rozkazy Himmlera brano dosłownie. Potyczki z obrońcami miasta z Armii Krajowej były działaniem niemal marginesowym, albowiem przez dwa dni Niemcy skupili się na masakrowaniu każdego mężczyzny, każdej kobiety i każdego dziecka, którzy się znaleźli w ich polu widzenia. Nie oszczędzano nikogo – nawet sióstr zakonnych, pielęgniarek, leżących w szpitalach pacjentów, lekarzy, kalek i dzieci” – pisał Norman Davies w „Powstaniu ’44”.

Rynsztokami Woli płynęła krew

Cywilów mordowano z broni maszynowej lub wrzucano granaty do zamieszkałych domów, które później podpalano. Osoby, którym nie udało się uciec, mordowano, a zwłoki wrzucano do płonących budynków. Jeszcze tego samego dnia podjęto decyzję o poszerzeniu skali akcji. Ludzi zapędzano na teren dużych zabudowań, placów lub parków i rozstrzeliwano z broni maszynowej. Największe egzekucje miały miejsce koło wału kolejowego przy ul. Moczydło oraz w fabrykach „Ursus” i Franaszka przy ul. Wolskiej.

Gruppenfuehrer SS Heinz Reinefahrt skarżył się 5 sierpnia do przełożonych tymi słowami: „Co mam robić z cywilami? Mam mniej amunicji niż zatrzymanych”.

Żołnierze metodycznie – dom po domu, ulica po ulicy – dokonywali masowych egzekucji. „Obok Holocaustu jest to największa zbrodnia wojenna, o wszelkich cechach ludobójstwa, dokonana na ziemiach polskich. Według różnych szacunków na małym obszarze jednej tylko dzielnicy w ciągu zaledwie kilku dni zostało zamordowanych od 30 do 60 tysięcy całkowicie bezbronnych ludzi. Pod względem liczby ofiar tę hekatombę – Rzeź Woli – +przewyższa+ tylko Rzeź Wołyńska. Uwzględniwszy jednak czynnik czasu i miejsca, nie było drugiego takiego wydarzenia w dziejach Polski” – pisał Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, w przedmowie do książki Piotra Gursztyna „Rzezi Woli”.

Ludobójstwo bez kary

Egzekucje przy ul. Młynarskiej tak wspominała ówczesna mieszkanka Woli Janina Rozińska: „Razem z dziećmi znalazłam się w zajezdni (tramwajowej – przyp.red.) w tłumie ok. 200 osób, przeważnie kobiet i dzieci oraz kobiet ciężarnych (…). Z karabinu maszynowego Niemcy otworzyli ogień do naszej stłoczonej grupy. Po pierwszej salwie ze stłoczonego tłumu zaczęli się podnosić ranni, a wówczas Niemcy rzucali w tłum granaty ręczne (…). Aż do zmroku podchodzili do leżących Niemcy, celując do poruszających się równocześnie z żartami i śmiechami, zwłaszcza gdy ranny został trafiony”. („Powstańcze miejsca pamięci. Wola 1944”)

Ciała ofiar kazano od razu palić. Niemcy rozkazali polskim jeńcom wraz ze zwłokami palić wszystkie dokumenty, tak aby nie można było zidentyfikować tożsamości zabitych. W efekcie przytłaczająca większość ofiar pozostała po dziś dzień bezimienna.

„Rzeź Woli jest zbrodnią tym bardziej wstrząsającą, że nigdy nie ukarano winnych, a powojenne losy SS-Gruppenfuhrera Heinza Reinefartha – kata Woli- urastają do jednego z największych skandali zeszłego stulecia. Zbrodniarz mający na rękach krew dziesiątków tysięcy ludzi przez kilkanaście lat był burmistrzem kurortu Westerland na wyspie Sylt w Szlezwiku – Holsztynie, posłem do lokalnego Landtagu, a do końca życia cenionym prawnikiem. Jego bezkarność obciąża nie tylko powojenne Niemcy, ale też władze PRL oraz zachodnich aliantów” – przypomniał Jan Ołdakowski.

Rzeź Ochoty przez RONA

[related id=”33659″]Mordowanie cywilów miało miejsce w wielu innych miejscach walczącej Warszawy. 5 sierpnia 1944 r. pułk RONA (Rosyjska Ludowa Armia Wyzwoleńcza) rozpoczął pacyfikację i mordy na mieszkańcach Ochoty. Największe zbrodnie popełniono w okolicach ulicy Grójeckiej i Opaczewskiej, Kolonii Staszica, tamtejszych szpitalach oraz Instytucie Radowym. W wyniku masowych mordów zginęło około 7-8 tys. osób.

Po południu 5 sierpnia do Warszawy przyjechał mianowany szefem sił pacyfikacyjnych gen. Erich von dem Bach-Zelewski. Obserwując skalę mordów cywilów zmienił częściowo rozkaz zakazując zabijania kobiet i dzieci. „Od tamtego czasu zbrodni także było bez liku, nie było jednak dążenia do eksterminacji wszystkich mieszkańców. Masowe mordy na powstańcach i cywilach towarzyszyły atakom niemieckim do końca, ale większość wziętych do niewoli żołnierzy i mieszkańców Warszawy przeżyła” – tłumaczył w rozmowie z PAP historyk prof. Włodzimierz Borodziej, autor m.in. niemieckojęzycznej monografii powstania („Der Warschauer Aufstand 1944”).

Główni sprawcy Rzezi Woli nie ponieśli odpowiedzialności sądowej. Bronisław Kamiński został rozstrzelany przez SS 4 października 1944 r. za uchylanie się od wykonywania rozkazów oraz rabunek wartościowego mienia. Oskar Dirlewanger zginął tuż po wojnie. Gen. Heinz Reinefarth zmarł w 1979 r., nie niepokojony przez zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości, mimo interwencji ze strony Polski i NRD.

Po wojnie Reinefarth zrobił polityczną karierę. W 1951 r. został burmistrzem Westerlandu. Siedem lat później zdobył mandat do parlamentu Szlezwiku-Holsztyna. Urząd burmistrza sprawował do 1963 r., z landtagu odszedł w 1967 r. Potem pracował jako adwokat. Prowadzone przeciwko niemu w latach 60. śledztwo umorzono z braku dowodów.

W 2014 r. burmistrz Westerlandu Petra Reiber z wyspy Sylt prosiła Polaków o przebaczenie za krzywdy wyrządzone im przez kata Woli i innych zbrodniarzy nazistowskich.

PAP/MoRo