Dr inż. Ryszard Kapuściński: uregulowania wprowadzane przez UE w kwestii strategii leśnej nie do końca są przemyślane

Ryszard Kapuściński / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio Wnet

„Jeśli chodzi o zrównoważoną gospodarkę leśną, to nasz model jest najlepszy w Europie” – mówi dr inż. Ryszard Kapuściński, członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Piotr Poziomski: Ceny surowca drzewnego w Polsce uderzają w rodzimy przemysł

Dla nas w Kamerunie koronawirus i Covid -19, to naprawdę mały pikuś. – ks. Dariusz Godawa o realiach życia w Kamerunie.

Misja Kamerun istnieje od 1994 r. Jej sercem jest ks. Dariusz Godawa, który założył Foyer St. Dominique, które pełni rolę Domu Dziecka. Od 2009 r. placówka znajduje się w Yaounde, stolicy Kamerunu.

Kamerun to kraj większy od Polski, który leży na zachodzie Afryki Środkowej, nad Zatoką Gwinejską. Ten piękny i malowniczy kraj toczy rak totalnego ubóstwa. Wskaźnik śmierci noworodków rośnie, zaś połowa Kameruńczyków żyje poniżej granicy ubóstwa. Głód jest częstym towarzyszem, a najciężej doświadczają go dzieci. W większości wsi, a nawet na przdmieściach brak jest prądu, często wody i kanalizacji sanitarnych.  Szczytem marzeń dzieci jest pójście do szkoły. 

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Sonntag, 26. April 2020

I właśnie do Kamerunu zawitał ksiądz Dariusz Godawa, misjonarz o wielkim sercu i wierze, że świat można zmieniać na lepsze (zaczynając od zera codziennie), od dwudziestu siedmiu lat pomaga kilkuset ubogim maluchom i nastolatkom, z których kilkanaście mieszka w Foyer St. Dominique.

 

Ks. Dariusz Godawa z Misji Kamerun w otoczeniu swoich wychowanków. Fot. arch. Misji Kamerun.

Rozmawiając z księdzem Dariuszem czuje się całym sercem, że potrzeba ulżenia tym dzieciom w biedzie, danie dachu nad głową i nakarmienie, wreszcie umożliwienie edukacji, to całe jego życie i wielka misja.

Do Younde przeprowadziłem się z Bertoua w 2009 r. Z początku mieszkaliśmy w wynajętym domu, starając się cały czas znaleźć działkę budowlaną i zbudować własny dom, zaprojektowany z uwzględnieniem naszych specyficznych potrzeb. Nastąpiło to w 2011 r., kiedy zbudowaliśmy pierwszy z naszych domów. Drugi powstał dwa lata później. Mieszczą się one w dzielnicy Odza, na południe od centrum strasznie rozwleczonego miasta. Okolica nie jest najbogatsza, ale nie są to też slumsy. – opisuje swój kawałek nieba nad ziemią ks. Dariusz Godawa.

Rozmowa z księdzem Dariuszem Godawą do wysłuchania tutaj:

 

Misja-Kamerun liczy już sobie prawie dwadzieścia siedem lat. Pierwsza placówka znajduje się w Bertoua. Od maja 2009 także w Yaounde, stolicy Kamerunu. Sierociniec „Les Enfants of Sun” to owoc ciężkiej pracy wielu misjonarzy, ale wśród potrzebujących dzieci pozostał tylko on – ksiądz Dariusz Godawa.

Teraz w naszych domach – sierocińcach mieszka około czterdzieścioro dzieci w różnym wieku. Oprócz mnie jest jeszcze do pomocy młode małżeństwo intendentów – Marianne i jej mąż Achille. Sytuacja w domu jest cały czas dynamiczna. Jeśli warunki materialne rodziny poprawiają się, to wtedy niektóre z dzieci mieszkających w naszym domu wracają do swoich bliskich. Jednak częściej zdarza się inaczej. W kryzysowych sytuacjach to my musimy przyjąć kolejne dziecko, nawet jeśli dom już pęka w szwach. Pod naszą opieką jest również 350 dzieci mieszkających z rodzicami, któe dzięki naszemu wsparciu mogą chodzić do szkoły – mówi ksiądz Dariusz Godawa.

Przemoc i śmierć spotykana jest tutaj na każdym kroku. Kamerun, kraj w Afryce Subsaharyjskiej, nie jest w tej kwestii odosobniony. Średnia długość życia w Kamerunie wynosi dla kobiet ok. 52 lat, zaś dla mężczyzn rok, póltora mniej. Odpowiadają za to nie tylko warunki sanitarne, głód i życie poniżej poziomu minimum, ale i liczne choroby. Kiedy pytam księdza Dariusza o życie w Kamerunie w cieniu pandemii koronawirusa, odpowiada z lekkim uśmiechem w głosie:

Dla nas tutaj i tych ludzi koronawirus i Covid – 19, to mały pikuś, bzdet i łatwizna. My tutaj na codzień zmagamy się z malarią, na którą umierają tysiące dzieci do piątego roku życia, tularemię i oczywiście epidemię AIDS. Do tego dochodzą rozboje, napady czy terroryzm. W Kamerunie jest w miarę bezpiecznie patrząc na inne kraje Afryki, ale sam już miałem i pistolet w ustach, czułem stal maczety na karku, czy lufę na potylicy głowy. – odpowiada ksiądz Dariusz Godawa.

Z myślą o wspieraniu kameruńskich dzieci powstało w roku 2008 Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca. Jego głównym celem było ukonstytuowanie i wspieranie Misji Kamerun (www.misja-kamerun.pl), której serce bije dla dzieci w Bertoua i stołecznego Yaounde.

Prosto z kuchni, w naszym imieniu, Sandrine dziękuje Tym, którzy nam dzisiaj 24.04.20 pomogli wpłacając na nasze konto. Dariusz Godawa – Inteligo50 1020 5558 1111 1209 2800 0024lub PKOStowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca 03 1020 2498 0000 8002 0268 4942lub w euro:46 1020 4900 0000 8802 3185 8825W tytule: sierociniec o.dariuszalub : sierociniec w KamerunieJest możliwość pomocy przez paypal : darek@misja-kamerun.plDla tych, którzy nie wiedzą co zrobić ze swoim 1%, to nasz KRS : 0000313743Gdyby ktoś koniecznie chciał, to jest zielone światlo dla udostępnianie tego tu posta.

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Freitag, 24. April 2020

Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca oprócz prowadzenia domu dziecka Foyer St. Dominique także finansuje naukę kilkudziesięciu dzieci i młodzieży. Co cieszy i warte wspomnienia owa nauka wspierana jest na każdym poziomie educkacji, od przedszkola aż po (i to nie jest żart) studia doktoranckie!

Nasza pomoc to jednak mała kropla wobec potrzeb kameruńskich dzieci. Dlatego też gorąco proszę o wsparcie, także słuchaczek i słuchaczy Radia WNET, które umożliwi im pójście do szkoły. 500 polskich złotych wystarczy, aby na rok posłać do szkoły kameruńskie dziecko z wszystkimi opłatami. 10 złotych to miesięczny koszt szkoły w jakiejś wiosce. – objaśnia ksiądz Dariusz Godawa.

24.04.20 – 18:30 – na żywo – Różaniec z 50-cioma „zdrowaśkami” (… narazie, bo ile można wykuć od rana) prawie po ANGIELSKU. Mimo że kraj jest dwujęzyczny oficjalnie, w praktyce to tylko jego dwa województwa. Większość mówi po francusku i w jednym lub kilku z przeszło 280 języków miejscowych. Jasiu mówi, że damy rade od tej 18:30 z tym angielskim.

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Freitag, 24. April 2020

Powyżej Janek Majchrzak, lat 4,5 i jego wykonanie pieśni oazowej św. Jana Pawła II. 

Nie jest do końca pewne, ale i wielce prawdopodobne, że to pod wpływem swojej wizyty w 1995 w placówce w Bertoua Ryszard Kapuściński napisał w swojej książce „Heban” takie oto słowa:  

Wystarczy zatrzymać się gdzieś w wiosce, w miasteczku, a nawet po prostu w polu – od razu pojawi się gromada dzieci. Wszystkie nieopisanie oberwane. Koszuliny, porcięta w nieprawdopodobnych strzępach. Za jedyny majątek, za jedyne pożywienie mają małą tykwę z odrobiną wody. Każdy kawałek bułki czy banana zniknie pochłonięty w ułamku sekundy. Głód wśród tych dzieci jest czymś stałym, jest formą życia, drugą naturą. A jednak to, o co proszą, nie jest prośbą o chleb czy owoc, nie jest nawet prośbą o pieniądze. Proszą o ołówek. Ołówek kulkowy, cena 10 centów. Tak, ale skąd wziąć dziesięć centów? A oni wszyscy chcieliby chodzić do szkoły, chcieliby się uczyć. – Ryszard Kapuściński; „Heban”; Wydawictwo Czytelnik, Warszawa 1999, s. 242-243)

 

Przy sobocie w robocie !

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Samstag, 25. April 2020

 

                                                                                HISTORIA

  • 1994 – ks. Dariusz Godawa rozpoczyna opiekę nad najuboższymi mieszkańcami zaniedbanej dzielnicy Mokolo IV w Bertoua tworząc Misję-Kamerun.
  • 1997 – ks. Dariusz Godawa rozpoczyna ogólnopolską akcję informującą o potrzebach najuboższych dzieci Bertoua, pozyskując darczyńców z Polski i zagranicy. Powstaje strona www.misja-kamerun.pl
  • 1998 – 2002 – Kilkaset dzieci z dzielnicy Mokolo IV otrzymuje pomoc w postaci dofinansowania czesnego, przyborów szkolnych, butów i mundurków szkolnych, dzięki regularnemu wsparciu z Polski.
  • 2002 – na terenie domu parafialnego powstaje Dom Dziecka – Foyer St. Dominique, gdzie znajduje schronienie 16-25 dzieci i młodzieży. Są to sieroty, półsieroty albo dzieci pochodzące z rodzin patologicznych lub dotkniętych przez skrajną nędzę.
  • 2006 – rozpoczyna się budowa specjalnego budynku przeznaczonego wyłącznie dla dzieci mieszkających w Foyer St. Dominique.
Ks. Dariusz Godawa z Misji Kamerun i jego podopieczni.
  • 2007 – Zakończona zostaje budowa budynku Domu Dziecka w Bertoua.
  • 2008 – Misja-Kamerun przejmuje odpowiedzialność za prowadzenie i utrzymanie szkoły podstawowej w dzielnicy Mokolo IV. Poszukiwani są sponsorzy z Polski i zagranicy.
  • 19.09.2008 – Zostaje oficjalnie zarejestrowane Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca, które obejmuje opieką Misję Kamerun.
  • 27.05.2009 – Misja – Kamerun rozpoczyna równoległą działalność charytatywną w Yaounde, stolicy kraju.
  • 2009 – Stowarzyszenie otrzymuje status Organizacji Pożytku Publicznego, co umożliwia przekazywanie 1% (KRS 0000313743).
  • 2009 – podopieczna naszego domu dziecka w Bertoua rozpoczyna studia w Polsce (początkowo język polski w Łodzi, a później położnictwo w Kaliszu).
  • 2011 – Misja-Kamerun rozpoczyna budowę sierocińca w Yaounde.
  • 2013 – Koniec budowy drugiego budynku sierocińca.
  • 2013 – kolejna podopieczna naszego domu dziecka Sonia rozpoczyna studia na Politechnice Krakowskiej.
  • 2020 – mamy już sześciu stypendystów na studiach w Polsce. To Sonia, Veronique, Cynthia, Thibot, Nicephore, Agnes!

Jeśli chcecie pomóc afrykańskim Dzieciom, by jak najszybciej zaczęły nowe życie w naszej placówce, wybierzcie najdogodniejszą dla siebie formę wsparcia, a jest w czym wybierać:

Codzienna modlitwa za wszystkie Dzieci – sieroty i pozostawione same sobie
Wsparcie naszego Dzieła dowolną kwotą i wpłacając na konto INTELIGO:

DARIUSZ GODAWA

PL50 1020 5558 1111 1209 2800 0024
BIC: BPKOPLPWXXX

Jest możliwość wpłat w systemie PayPal:

WWW.PAYPAL.COM na adres mailowy: [email protected]

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Samstag, 25. April 2020

Tadeusz Loster chciał się dowiedzieć, jak zginął we wrześniu 1939 r. jego stryj. Dzięki temu powstała niezwykła książka

Gdy ktoś będzie wytrwale starał się wyjaśnić ważne dla siebie wydarzenie, prawda ma szanse wyjść na jaw, oświetlając również szersze procesy i zjawiska. O takich staraniach teraz opowiem.

Andrzej Jarczewski

We wrześniowym numerze „Kuriera WNET” (nr 63/2019) w reportażu historycznym Sprawa podporuczników Kapuścińskich Tadeusz Loster opisuje bitwę pod Przyłękiem (9.09.1939), w której śmiercią bohatera zginął jego stryj por. Tadeusz Loster oraz ppor. Stanisław Kapuściński. Inny podporucznik Kapuściński, Józef, zdezerterował, przeżył wojnę, a fałszywą biografię dopisał mu wiele lat później syn – słynny reporter Ryszard Kapuściński. (…) [related id= 85415]

Autor omawianej teraz publikacji – Tadeusz Marcin Loster – również rocznik powojenny, otrzymał na chrzcie imiona swojego stryja, bohatera polskiej wojny obronnej z września 1939, dowódcy 9. kompanii III batalionu 84. Pułku Strzelców Poleskich, odznaczonego Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. By ci dwaj Tadeusze nam się nie mylili, starszego nazwę Tadeuszem I, a młodszego – Tadeuszem II. Brak staranności w tym względzie sprawił, że w równoległej historii błędnie utożsamiono dwóch różnych poruczników Kapuścińskich, a nawet na nagrobku Stanisława dopisano imię „Józef”, co z bohatera zrobiło dezertera.

W latach pięćdziesiątych Tadeusz II na strychu domu swojej matki znalazł stary lipowy kufer podróżny. Jak wielu Polaków wypędzonych po wojnie ze Lwowa, Losterowie nie rozpakowali od razu tego kufra. Widziałem wiele takich skrzyń czy pakunków wileńskich i lwowskich w Gliwicach. Niektórych nie otworzono do dziś!

Oczywiście – nie można powiedzieć, że lwowianie naprawdę spodziewali się rychłego powrotu do swojego miasta. Po prostu nie byli zdolni do dezercji z krainy marzeń i nadziei. Niech późne wnuki odnajdą swoją rodzinną prehistorię.

Okładka omawianej książki Tadeusza Lostera

W takim właśnie kufrze – wśród różnych lwowskich bibelotów – Tadeusz II znalazł mundur Tadeusza I, a także jego oficerski neseser z przyborami toaletowymi. Zachowała się również przedwojenna buteleczka wody kolońskiej, ale zakrętka ustąpiła pod wpływem być może wstrząsów i cały kufer wypełnił się zapachem lawendy, utrzymującym się przez dziesiątki lat. Tadeusz II postanowił dotrzeć do prawdy o swoim stryju i przez pół wieku zbierał różne relacje i dokumenty. Wyniki tej zadziwiającej pracy opublikował w wydanej właśnie książce pod tytułem, który w pełni zrozumieć mogą tylko lwowianie: „Kufer pełen zapachu lawendy”. (…)

Oś kompozycyjną, wokół której rozwija się cała opowieść, wyznaczają losy por. Tadeusza Lostera. Wykształcenie, promocje zawodowego oficera, wybuch wojny, walki, śmierć. Można powiedzieć – typowy życiorys polskiego żołnierza. Dla czytelnika ważne jest jednak coś innego niż dla autora. Bohaterskie historie znamy w tysięcznych wariantach. O wiele słabiej opracowane są odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego tę wojnę tak strasznie przegraliśmy?! A książka Lostera do tej odpowiedzi przybliża w ciekawy sposób. (…)

9. kompania, którą dowodził Loster, stacjonowała w Łunińcu, na wschód od Pińska, gdzieś w połowie szerokości dzisiejszej Białorusi. Nowe miejsce to Broszęcin, 40 kilometrów od Wielunia. Najkrótsza droga między tymi miejscowościami liczy dziś 618 km. Należy tu brać pod uwagę nie tylko odległość fizyczną. Oto część armii polskiej, przygotowanej, wyposażonej i uzbrojonej w sposób właściwy do obrony kraju przed wojskami sowieckimi, zostaje przeniesiona na teren obcy pod każdym względem topograficznym i cywilizacyjnym.

Żołnierze, którzy na – wykluczających użycie czołgów – poleskich mokradłach i torfowiskach ćwiczyli odpieranie ataków ze wschodu, mieli się zmierzyć z wrogiem zupełnie inaczej uzbrojonym i dowodzonym. Trudno się więc dziwić, że pierwszy tydzień września upłynął im na walkach odwrotowych.

(…) Polska przygotowywała się do wojny, ale do marca 1939 roku nawet Hitler planował zupełnie inną kolejność podbijania krajów Europy. Na pierwszy ogień miała iść Francja. Hitler zmienił decyzję dopiero na przełomie marca i kwietnia, gdy zorientował się, że w razie ataku na Francję Polska uderzy na Niemcy na pewno, a w razie ataku na Polskę… Francja na Niemcy uderzy nie na pewno. Tymczasem strategiczna myśl polska zakładała wciąż ograniczone działania obronne i zaczepne, odciążające Francję. Mieliśmy mapy, pozwalające posuwać się trochę do przodu. Nie mieliśmy map przydatnych w odwrocie. Bo nie mieliśmy planu odwrotu!

Książka Lostera pokazuje na kolejnym przykładzie, jak złą pracę wykonywali historycy w PRL i jak dużo wciąż pozostaje do zrobienia w III RP. (…) W odniesieniu do bitwy pod Przyłękiem wielką część tej pracy wykonał dopiero swoją książką Tadeusz Loster po 80 latach! Nie historyk. Inżynier. Szukał śladów swojego stryja, chciał się dowiedzieć, jak zginął, a dzięki temu opisał nie tylko samą bitwę.

Tadeusz Loster, „Kufer pełen zapachu lawendy”, Wydawnictwo Instytutu Tarnogórskiego, Tarnowskie Góry 2019

Cały artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Reportaż przeczy reporterowi” można przeczytać na s. 3 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Reportaż przeczy reporterowi” na s. 3 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kto spoczywa na cmentarzu w Jeżowie? Ryszard Kapuściński niezgodnie z prawdą dopisał swemu ojcu martyrologiczny rys

Nie istniał ppor. Józef Stanisław Kapuściński! Ppor. Józef Kapuściński po „zgubieniu się” ok. 6 września, przeżył wojnę, natomiast Stanisław zginął 9 września i spoczywa na jeżowskim cmentarzu.

Tadeusz Loster

Por. Tadeusz Marcin Loster, stryj Autora, który w wieku 29 lat zginął 9.09.1939 r. w bitwie pod Przyłękiem i pośmiertnie został odznaczony orderem Virtuti Militari. Jest pochowany na cmentarzu wojskowym w Jeżowie | Fot. T. Loster

Publikacja ta przedstawia niewygodną prawdę o Józefie Kapuścińskim, ojcu znanego reportażysty i publicysty Ryszarda Kapuścińskiego. Bohaterska historia ojca została „stworzona” przez „cesarza reportażu”, syna Józefa, i jest do chwili obecnej łączona z życiorysem Ryszarda K. Sprawa ppor. rez. Józefa Kapuścińskiego łączy się również z losami mojego stryja, dowódcy 9. kompanii 84 psp, u którego do około 6 września 1939 roku Kapuściński był dowódcą 1. plutonu. (…)

Zgodnie z obsadą personalną na dzień 1 września 1939 roku (Wwp, s. 180–184), ppor. rez. Józef Kapuściński był d-cą 1. plutonu 9. kompanii w 84. pułku strzelców poleskich. Według wielu publikacji miał zginąć dnia 9.9.1939 r. w bitwie pod Przyłękiem i został pochowany na cmentarzu wojskowym w Jeżowie. Jest sprawą dziwną, że w tak wielu pracach pisanych przez zawodowych historyków nikt nie zwrócił uwagi, że na wymienionym cmentarzu pochowany został Stanisław Kapuściński, a nie Józef. Józef Kapuściński nie brał udziału w bitwie pod Przyłękiem. Podobno wcześniej odłączył się od kompanii (zaginął). Był ojcem znanego pisarza Ryszarda Kapuścińskiego.

Pisarz ten, wspominając w książkach swoje dzieciństwo, a w tym rodziców, stwarza podstawy, aby odtworzyć wojenne i powojenne losy Józefa Kapuścińskiego. Materiałem do odtworzenia życiorysu „zaginionego oficera” są również biografie pisarza, w których nie brakuje osoby ojca. (…)

Dzień 23 marca 1939 roku był pierwszym dniem mobilizacji. Termin gotowości bojowej wynosił 36 godzin. Trzeci batalion, w skład którego wchodziła 9. kompania pod dow. por. Tadeusza Lostera mobilizowała się w Łunińcu i tam dnia 23 marca musiał przyjechać ppor. rez. Józef Kapuściński, który objął dow. 1. plutonu 9. komp. Oddziały 84. psp zostały w dniach 25–27.03 przewiezione koleją w okolicę Szczercowa. Trzeci bat. w okresie marzec–sierpień 1939 r. rozmieszczony był w okolicy Broszęcin, Kodran (przyp. T.L.).

Mogiła ppor. Stanisława Kapuścińskiego z dopisanym imieniem Józef | Fot. T. Loster

Ta poniewierka zaczęła się wraz z wybuchem wojny, która zastała siedmioletniego Ryszarda z matką i młodszą o rok siostrą w Pawłowie, około trzysta kilometrów od Pińska, licząc najprostszymi drogami. Udali się tam razem ze sparaliżowanym ojcem matki (wiezionym furmanką), wpadając od razu w tłum uchodźców (Beata Nowacka, Zygmunt Ziątek, Ryszard Kapuściński – biografia pisarza, Kraków 2008, s. 16; dalej: RK Bp).

W odróżnieniu od większości wędrówek wrześniowych tułaczy, martyrologia Kapuścińskich nie zakończyła się szczęśliwym powrotem do domu, lecz wkroczeniem w nowy, złowrogi świat. Bo kiedy zmęczeni wielodniową tułaczką dostrzegają wreszcie znajome wieże kościołów, domy i ulice, wtedy właśnie – na moście „łączącym miasteczko Pińsk z Południem świata – wyrastają przed nimi marynarze z czerwonymi gwiazdami na okrągłych czapkach. „Kilka dni temu przybyli tu aż z Morza Czarnego”… (RK Bp, s. 17).

„Ojciec, oficer rezerwy, uciekł z transportu do Katynia” (rozmowa J. Kapuścińskiego z W. Skulską, Raport, 1988).

Widzę, jak ojciec wchodzi do pokoju, ale poznaję go z trudem. Pożegnaliśmy się latem. Był w mundurze oficera, miał wysokie buty, nowy żółty pas i skórzane rękawiczki. Szedłem z nim ulicą i słuchałem z dumą, jak wszystko na nim chrzęści. Teraz stoi przed nami w ubraniu poleskiego chłopa, chudy, zarośnięty. Ma na sobie lnianą koszulę do kolan, przewiązaną parcianym paskiem, a na nogach łykowe kapcie. Z tego co mówi mamie rozumiem, że dostał się do niewoli sowieckiej i że pędzili ich na wschód. Mówi, że uciekł, kiedy szli kolumną przez las, i w jakieś wiosce zamienił z chłopem mundur na koszulę i łapcie (Opis powrotu Józefa Kapuścińskiego z wojny w 1939 r., zamieszczony w Imperium, Warszawa 1993; fragment ten za życia Ryszarda Kapuścińskiego umieszczony był na jego stronie internetowej – przyp. T.L.).

Następnego ranka ojca już nie było, podążył dalej do centralnej Polski, a do skromnego mieszkanka przy ul Wesołej dokładnie w noc po niespodziewanej wizycie wtargnęło kilku czerwonoarmistów i cywilów, zadając młodej kobiecie tylko jedno pytanie „muż kuda?” (RK Bp, s. 18).

Wątpliwościami co do ucieczki ojca z radzieckiej niewoli (nie mówiąc o ucieczce „z transportu do Katynia”) dzieli się ze mną szkolny przyjaciel Kapuścińskiego, Andrzej Czcibor-Piotrowski, pisarz i tłumacz. – Wielu pisarzy ma ciągoty do autokreacji, dopisywania do swojej biografii zmyślonych lub częściowo zmyślonych, ubarwionych wydarzeń – mówi. – Nie ma w tym nic sensacyjnego. Rysiek, jakiego pamiętam, lubił konfabulować.

Kapuściński opowiada o „ucieczce ojca z transportu do Katynia” w jednym z wywiadów, niespełna cztery lata przed śmiercią (wcześniej wspomina o tym w rozmowie z Wilhelminą Skulską w jej tekście Raport z 1988 r.)…

Pytam siostrę Kapuścińskiego, Barbarę, czy zna szczegóły ucieczki ojca z niewoli radzieckiej. Jest zaskoczona pytaniem. Mówi stanowczo, że ojciec nigdy nie był w radzieckiej niewoli, że Opatrzność Boża nad nim czuwała.

Nie uciekł więc – dopytuję – z transportu do Katynia? „Nie uciekł ani z transportu do Katynia, ani z żadnego z obozów dla polskich oficerów i żołnierzy. Ojciec nigdy nie był w niewoli, a gdyby był, na pewno wiedziałabym o tym. Wrócił, kiedy ustały walki, przebrany w cywilne ciuchy, i krótko potem przeprawił się z kolegą, Olkiem Onichimowskim, też nauczycielem, do Generalnego Gubernatorstwa. Musiał uciekać, bo pod okupacją radziecką, jako nauczycielowi, groziła mu wywózka na Wschód.

List stryja Kapuścińskiego, Mariana, który znajduję w pracowni mistrza na poddaszu, potwierdza wersję siostry. Na miesiąc przed wybuchem wojny Marian Kapuściński dostał posadę w nadleśnictwie w Sobiborze. We wrześniu 1939 roku, zanim Niemcy doszli do Sobiboru, zjawił się u niego Józef Kapuściński w mundurze wojskowym. Nadleśniczy, przełożony stryja, dał mu cywilne ubranie, żeby go nie złapano jako oficera i nie wywieziono do oflagu. Józef Kapuściński udał się w dalszą podróż do Pińska po cywilnemu”.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Sprawa poruczników Kapuścińskich” znajduje się na s. 1 i 3 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Sprawa poruczników Kapuścińskich” na s. 1 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET”, nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego