W RPA chcą odebrać białym farmerom ziemię. Jest to „sprawiedliwość dziejowa”, a prezydent Zuma chce zapewnić „sukcesję”

Ratując zagrożoną władzę, prezydent Zimbabwe Robert Mugabe odebrał ziemię białym farmerom, ogłaszając, że zaprowadza w ten sposób dziejową sprawiedliwość.

Siedemnaście lat później to samo i z tego samego powodu powiedział prezydent sąsiedniej RPA, Jacob Zuma.

W Zimbabwe Mugabe osiągnął swój cel. Wywłaszczając białych farmerów, sterroryzował ich i zmusił, by przestali wspierać rosnącą w siłę zimbabweńską opozycję, wyrosłą ze związków zawodowych. Mugabe zrujnował rolnictwo kraju, ale zachował władzę i sprawuje ją do dziś. Jego sąsiadowi i koledze po fachu, Zumie, nie chodzi o dożywotnie utrzymanie władzy; obiecując wywłaszczenie białych farmerów, chce on sobie zapewnić korzystny wynik sukcesji.

Zuma, który w tym tygodniu obchodził 75. urodziny, w grudniu przestanie być przywódcą rządzącej w RPA partii Afrykański Kongres Narodowy (ANC), a w 2019 r., wraz z końcem drugiej i ostatniej prezydenckiej kadencji, złoży urząd szefa państwa. Niewykluczone zresztą, że pożegna się z władzą i prezydenturą jeszcze w tym roku, po zapowiedzianym na początek grudnia zjeździe ANC, podczas którego wybrany zostanie nowy przywódca partii i jednocześnie jej kandydat na następnego prezydenta (szefa państwa wybiera w RPA parlament – Zgromadzenie Narodowe).

Niezliczone gafy, afery i skandale z Zumą w roli głównej sprawiły, że jego przejścia na emeryturę nie mogą doczekać się nawet w ANC, któremu fatalna prezydentura Zumy odbiera zwolenników (w sierpniu ANC, partia Nelsona Mandeli, poniosła prestiżowe porażki w wyborach samorządowych w Kapsztadzie, Pretorii i Johannesburgu). Martwiąc się, że pozbawiony władzy wyląduje na ławie oskarżonych za łamanie konstytucji, nadużycia władzy i afery korupcyjne, Zuma za wszelką cenę usiłuje tak przeprowadzić kampanię sukcesyjną, by nowym przywódcą został ktoś, kto zagwarantuje mu bezpieczeństwo. Na następczynię upatrzył sobie swą byłą żonę Nkosazanę Dlamini-Zumę (byłą minister we wszystkich południowoafrykańskich rządach po 1994 r. i byłą przewodniczącą Komisji Unii Afrykańskiej), a żeby ułatwić jej (i sobie) wygraną, sięgnął po kartę ziemi.

Zrobił to po kolejnym kryzysie politycznym, jaki sam sprowokował, gdy wbrew zagranicznym i rodzimym inwestorom, znacznej części przywódców ANC i ogromnej większości zwykłych obywateli, pod koniec marca zwolnił powszechnie szanowanego ministra finansów Pravina Gordhana. Kilka dni później, próbując odzyskać polityczną inicjatywę, Zuma zapowiedział „radykalną transformację gospodarczą”.

„Nasi czarnoskórzy rodacy w większości wciąż cierpią biedę i są bardzo rozczarowani tym, że wolność nie przyniosła im poprawy losu” – ogłosił Zuma w przeddzień 23 rocznicy upadku apartheidu. – Całe bogactwo tego kraju wciąż znajduje się rękach niewielkiej grupy ludzi. To się musi zmienić. Zbyt długo nasza polityka finansowa i gospodarcza prowadzona była tak, by podobało się to ekonomistom, wielkiemu biznesowi i zagranicznym inwestorom. Z całym szacunkiem, ale jesteśmy rządem ludowym – dodał nowy minister finansów, Malusi Gigaba.

Prezydent nie przedstawił żadnych szczegółów „radykalnej transformacji”, ale zapowiedział, że zrobi wszystko, by przyspieszyć tempo reformy rolnej i proces przejmowania ziemi przez czarnoskórych, a także – jeśli zajdzie taka potrzeba – zmieni konstytucję, by umożliwić wywłaszczanie białych farmerów bez konieczności płacenia im odszkodowań. – Niepotrzebna nam konstytucja, która utrzymuje ludzi w biedzie – powiedział Zuma.

Przejmując w 1994 r. władzę w kraju, ANC obiecywał reformę rolną, która miała bez niszczenia rolnictwa przywrócić ziemię dawnym czarnoskórym właścicielom, pozbawionym jej przez białą mniejszość, dominującą do 1994 r. w południowoafrykańskiej polityce i gospodarce. ANC zagwarantował prawo własności w konstytucji i obiecał, że jedynym sposobem przejmowania ziemi od białych będzie jej dobrowolna sprzedaż. Powolne tempo reformy rolnej sprawiło, że ćwierć wieku po upadku apartheidu w ręce czarnoskórych właścicieli nie przeszła nawet dziesiąta część ziemi uprawnej w kraju, a jej właścicielami pozostają biali farmerzy i państwo.

Większość południowoafrykańskich komentatorów uważa, że podobnie jak Mugabe w Zimbabwe, Zuma sięga po ziemię tylko po to, by przejąć inicjatywę polityczną, a dzięki zyskaniu głosów wiejskiej biedoty narzucić temat grudniowemu zjazdowi i zapewnić wygraną byłej żonie, z którą po rozwodzie pozostaje w przyjaźni. Populistyczny ton zjazdowej debaty osłabiłby głównego rywala Dlamini-Zumy – obecnego wiceprezydenta Cyrila Ramaphosę, bogacza i byłego przedsiębiorcę, któremu niezręcznie byłoby licytować się z Dlamini-Zumą na populistyczną lewicowość i któremu sprzeciw wobec „radykalnej transformacji” nie zyskałby głosów na zjeździe.

Osiągnąwszy swój cel, czyli sukcesję po swojej myśli, Zuma zaraz zapomni o dzisiejszych obietnicach – tym bardziej, że do zmiany konstytucji potrzeba większości dwóch trzecich głosów, a ANC nie ma tylu przedstawicieli w parlamencie. W dodatku rządząca partia jest bardzo podzielona, a w lutym odrzuciła w parlamencie wniosek populistycznej partii Bojownicy o Wolność Gospodarczą (EFF), by wywłaszczać farmerów bez odszkodowania. W marcu odrzuciła też wniosek w sprawie nacjonalizacji kopalń.

Pesymiści przypominają jednak, że Zuma wiele razy dowiódł, iż w drodze do osiągnięcia swych politycznych celów nie liczy się z niczym, a przechodząc na polityczną emeryturę, może zechcieć, by zapamiętano go nie jako nieudacznika i aferzystę, ale męża stanu, który przywrócił dziejową sprawiedliwość i oddał czarnoskórym ziemię odebraną im przed laty przez białych. Mówi się o tym także w Namibii – byłej kolonii Niemiec i protektoracie RPA, sąsiadującym z Zimbabwe i RPA. Pod koniec marca, podczas Dnia Niepodległości, tamtejszy prezydent Hage Geingob również wspomniał o konieczności przyspieszenia reformy rolnej, zmiany konstytucji i wywłaszczania białych farmerów bez odszkodowań.

źródło:pap

Czytaj więcej:Święta wielkanocne w sercu Afryki. Barwne stroje, żywiołowe tańce i śpiewy na kilka głosów. Wspomnienia podróżnika

Południowoafrykański poeta Breyten Breytenbach laureatem Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta

„Breytenbach jest wybitnym poetą i wybitnym człowiekiem. (…) Wartość ludzka przyniosła mu podziw i siedem lat więzienia. Wartość poetycka przynosi mu dzisiaj Nagrodę im. Zbigniewa Herberta”.

Międzynarodową Nagrodę Literacką im. Zbigniewa Herberta przyznano w tym roku po raz piąty. Jak podano w poniedziałek, wyróżnieniem uhonorowano Breytena Breytenbacha, południowoafrykańskiego poetę, prozaika, eseistę oraz malarza, przeciwnika apartheidu, wieloletniego więźnia politycznego. Jury uznało, że połączenie walorów artystycznych jego twórczości oraz bezkompromisowej postawy moralnej, zaangażowania po stronie krzywdzonych, jest doskonałym wcieleniem postawy najbliższej Zbigniewowi Herbertowi, autorowi słynnych słów „Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze/ ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych”. Uroczystość wręczenia nagrody odbędzie się 25 maja w Warszawie.

Breytenbach jest – obok J. M. Coetzee’go – najbardziej znanym twórcą wywodzącym się z Republiki Południowej Afryki. Opublikował około 50 książek. Pierwszym tomem jego poezji opublikowanym po polsku był „Cały czas” (1980). W 2016 r. Breytenbach brał udział w Festiwalu im. Czesława Miłosza. Z tej okazji wydano zbiór „Refren podróżny. Wiersze wybrane”.

– Mój mąż zawsze podkreślał, że o formacie pisarza świadczy nie tylko jego talent, ale również, a może nawet przede wszystkim, charakter, moralna postawa. Jednemu ze swych młodszych kolegów dał nawet radę: „nigdy nie zabłądzisz, jeśli będziesz z tymi, których biją, i z tymi, których mniej”. Cieszę się, że w tym roku jury wybrało twórcę, który połączył wybitny talent z tak bezkompromisową postawą, opowiedzeniem się po stronie krzywdzonych – powiedziała Katarzyna Herbert, wdowa po poecie i założycielka fundacji jego imienia.[related id=”1530″ side=”left”]

Poeta urodził się 16 września 1939 r. w niewielkiej miejscowości Bonnievale w RPA. Studiował filologię oraz malarstwo na Uniwersytecie w Kapsztadzie. Na początku lat 60., coraz bardziej krytyczny wobec polityki apartheidu (brał udział w studenckich protestach przeciwko niedopuszczaniu do nauki czarnoskórej młodzieży afrykańskiej), ale też szukając dla siebie malarskiej drogi, wyjechał do Paryża. Tam w 1962 r. poznał Yolande Ngo Thi Hoang Lien, córkę ambasadora ówczesnego Wietnamu Południowego. Wzięli ślub, naruszając obowiązującą w RPA ustawę zabraniającą małżeństw mieszanych rasowo, co przyniosło im zakaz wjazdu do RPA.

W latach 60., mieszkając we Francji, Breytenbach zaangażował się w działania przeciwko apartheidowi w RPA. W 1975 r., posługując się fałszywym paszportem, wrócił do ojczyzny, by pomagać czarnoskórej ludności tworzyć związki zawodowe. Został aresztowany, oskarżony o działalność terrorystyczną i skazany na 9 lat więzienia.

Dzięki międzynarodowym protestom zwolniono go po 7 latach. Wyjechał do Francji i przyjął francuskie obywatelstwo. Od tego czasu został laureatem wielu nagród literackich. Wykładał m.in. na New York University, wystawiał obrazy w galeriach na całym świecie. Obecnie mieszka we Francji i w RPA.

Laureata nagrody wskazało międzynarodowe jury, w skład którego weszli poeci, eseiści, tłumacze i wydawcy: Jurij Andruchowycz (Ukraina), Edward Hirsch (USA), Michael Krueger (Niemcy), Jarosław Mikołajewski (Polska) oraz Mercedes Monmany (Hiszpania).

– Breytenbach jest wybitnym poetą i wybitnym człowiekiem. Cechą jego wierszy i poematów jest moralne napięcie, rozległość i dynamika wyobraźni. Cechą jego człowieczeństwa – nakaz bycia po stronie słabszych, niezgoda na przemoc, dyskryminację. Wartość ludzka przyniosła mu podziw i siedem lat więzienia. Wartość poetycka przynosi mu dzisiaj Nagrodę im. Zbigniewa Herberta – uzasadnił wybór jury Jarosław Mikołajewski.

Jurij Andruchowycz podkreślił zaś, że Breytenbach pisze wiersze w kilku językach, także w afrikaans – języku, któremu grozi dziś zniknięcie z powierzchni ziemi. – Breytenbach przedłuża jego istnienie, tworząc poezję, czyniąc ją niejako cząstką ruchu oporu – mówił ukraiński pisarz.

Międzynarodowa Nagroda Literacka im. Zbigniewa Herberta jest przyznawana od 2013 r. za wybitne dokonania artystyczne i intelektualne, nawiązujące do idei, które przyświecały twórczości polskiego poety. Jej dotychczasowymi laureatami byli: William Stanley Merwin, Charles Simic, Ryszard Krynicki i Lars Gustafsson.

PAP/lk