Polemizowanie z rewolucją obyczajową to pułapka, ale milczeć też nie można/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 86/2021

Narodami, cywilizacjami czy ogólnie całą ludzkością powodują dwie przeciwstawne siły: postępu i rozkładu. Rewolucja obyczajowa nie jest postępowa, bowiem prowadzi wprost do rozkładu życia społecznego.

Piotr Sutowicz

Rewolucja obyczajowa – pułapka bez wyjścia

Zagadnienia związane z rewolucją obyczajową zajmują bardzo dużo miejsca w naszych mediach, polityce, a nawet życiu prywatnym, rodzinie, środowisku lokalnym itd.

Zdaje się, że ludzie, którzy ten temat podnieśli i wprowadzili w obieg, chcieli, by ci, którzy nie zgadzają się na różne dziwne rzeczy i propozycje mające zmienić mentalność społeczną, zareagowali ostro i tym samym wpadli w pułapkę dyskusji wokół spraw początkowo wyglądających na absurdalne i pozostające bez wpływu na życie społeczne.

Ale co było robić? Milczeć też nie wypada w okolicznościach, w których postulaty ruchów lewackich, LGBT+, feministek, zwolenników zrewolucjonizowania płci, języka i kultury wypływają z taką mocą, pukając np. do szkół, a nawet kościołów.

Nowa kultura

W rewolucji zawsze chodziło o tworzenie nowego człowieka, który żyje w nowej kulturze. Tę ostatnią trzeba więc po pierwsze tworzyć. Robić to należy na każdym poziomie: zarówno na katedrach uniwersyteckich, jak i w mediach; nie można pominąć szkół, teatrów kin, kawiarni i ulicy. Rewolucja obyczajowa, która ma napędzać zmiany, musi kroczyć ciągle do przodu. Generuje się więc coraz to nowe dyskusje wokół tego, jak mają być określane kobiety realizujące się w pewnych zawodach – tu rewolucjoniści zdecydowali, że pani minister musi zostać ministerką albo ministrą, a pani marszałek – marszałką. Lista zmian jest długa.

Nie są to rzeczy całkowicie na nowo wymyślone, w czasach bardzo głębokiego komunizmu też na siłę tworzono żeńskie nazwy dla różnych, niekiedy męskich zawodów, do których zaganiano kobiety, wmawiając im, że w ten sposób dostąpią awansu społecznego. W latach pięćdziesiątych w sferze publicznej pojawiły się traktorzystki, murarki, brygadzistki czy kolejarki. Większość z tych wyrazów na trwałe nie przyjęła się w powszechnym użyciu: traktorzystki i murarki raczej zniknęły, kobieta pracująca na kolei została zaś kolejarzem lub pracownikiem kolei. W niczym jej to nie uwłaczało, a nawet odwrotnie – podkreślało fakt bycia w pierwszym rzędzie człowiekiem, w odniesieniu do którego używamy raczej form męskoosobowych, choć trzeba podkreślić, że tu chyba rozegra się następny etap walki o język.

Na razie „wymyśliciele” przyszłych światów tworzą coraz to nowe kategorie płci i dostosowują do nich formy językowe. W tym względzie mamy do czynienia z jeszcze bardziej absurdalną gonitwą, skoro bowiem płci jest więcej niż dwie, to i rodzajów też musi być tyle, i nie chodzi tu chyba tylko o gramatyczny rodzaj nijaki, w odniesieniu do ludzi tradycyjnie stosowany np. do dzieci.

Nie będę się zresztą w tej kwestii rozpisywał, nie będąc polonistą i bojąc się wpaść w kolejną pułapkę. Wiadomo tylko, że w dalszej perspektywie ma się w dziedzinie języka zmienić bardzo wiele. Na razie trzeba nas z tym wszystkim jakoś oswoić. A więc, po pierwsze – musi się o tym mówić, po drugie – trzeba napiętnować tych, którzy uparcie trwają przy swoich przyzwyczajeniach i konserwatywnych normach językowych. Tym należy zarzucać mowę nienawiści, brak wrażliwości na drugiego człowieka i naruszanie jego godności. Taki bowiem zestaw słów rewolucjonisty, wsparty przez usłużny system medialno-polityczny, może zdziałać wiele. Jeżeli do tego zacznie się walkę o nowy język promować w szkole, to konflikt mamy gotowy.

Milczeć w tej sytuacji się po prostu nie da, bo kwestia ta i tak nas dosięgnie, a więc wszyscy „karmimy trolli”, nie mając na to najmniejszej ochoty.

Możemy udawać, że nie obchodzi nas to, że w oficjalnych przemówieniach i powitaniach zniknie formuła „Panie i Panowie”, zastąpiona przez coś zupełnie innego – nie wiem, przez co, ale wiadomo, że przy kilkudziesięciu istniejących w nowej kulturze płciach trzeba coś wymyślić i rzecz się stanie. Za językiem pójdą fakty pozostałe.

Nie jestem żadnym fachowcem od płci i zjawisk seksualnych w obrębie ruchu LGBT, ale widzę, że mam do czynienia z próbą ich afirmacji i odrzuceniem mojego punktu widzenia. Może wchodzimy w etap, w którym tacy jak ja, przekonani co do tego, że płcie są generalnie dwie (pomijając jakieś sytuacje jednostkowe), znajdują się poza obszarem dyskusji, a może i poza możliwością uczestniczenia w kulturze ze względu na wyznawanie opresyjnego światopoglądu. Tym samym wolność zostanie ograniczona do zwolenników rewolucji, którzy prędzej czy później pokłócą się między sobą, ale tej wojny ja mogę nie doczekać albo będzie ona przypominała rozgrywkę między stalinizmem a trockizmem w Związku Radzieckim, czego efekt dla zwolenników starego porządku był w zasadzie bez znaczenia.

Godność

Nie można milczeć wobec przemocy językowej, ale to jest dopiero początek tego, co dzieje się w naszej rzeczywistości.

Jeden z doradców ministra edukacji użył jakiś czas temu zwrotu „cnoty niewieście”. Termin może nieco archaiczny, ale ja zrozumiałem, o co chodzi – przecież kobiety od mężczyzn się różnią. Mimo że obie płcie są jednakowo ludźmi, to jednak ich proces wychowawczy przebiega inaczej.

Moja nieumiejętność porządkowania przestrzeni wokół mnie i cecha odwrotna u żony przekonuje mnie o tym niezbicie. Nie chcę tego banalizować, rzecz jest poważna, a i wystąpienia środowisk lewicowych były poważne. Zamierzano wzniecić kolejny tumult, poparty głosem mediów i środowisk opiniotwórczych. W pistolecie okazał się jednak tkwić kapiszon; tym razem rewolucja nie wypaliła. Może dlatego, że są wakacje, a może ci, którzy mają realny wpływ na masy, chcą go użyć w bardziej kluczowym momencie niż chwila obecna. Wydarzenia z zeszłej jesieni, o których zresztą pisałem w „Kurierze WNET”, przekonują mnie, że jest to możliwe.

Rzecz jest ciekawa o tyle, że ci sami, którzy podkreślają konieczność wypracowania nowego języka, uwzględniającego godność kobiety realizującej się w różnych zawodach, protestują przeciw wyodrębnianiu cech kobiecych i pielęgnowaniu ich w procesie wychowania. Przeczą istnieniu takich cech, a tym samym sensowności zajmowania się nimi. Dzieje się tak oczywiście dlatego, że mamy do czynienia z różnicą światopoglądów pomiędzy panem ministrem Czarnkiem i jego otoczeniem a zapleczem intelektualnym rewolucji. Jeżeli bowiem te dwa ośrodki używają nawet tych samych słów, to i tak pozostaną w niezgodzie.

Dla zwolenników przewrotu walka o godność oznacza np. demonstrację, w której idzie osobnik przebrany za psa, prowadzony na smyczy przez drugiego, za nic nie przebranego, a wręcz nieubranego. Dla mnie zaś jest to zjawisko pozostające na antypodach terminu ‘godność’.

Godność posiadamy z tytułu bycia człowiekiem. Polega ona między innymi na szacunku do siebie samego, do innych ludzi i oczekiwaniu odwzajemnienia. Oczywiście zagadnienie jest szerokie i nie będę się tu w nie wgryzał. Przyjmuję natomiast możliwość, że komuś brakuje szacunku do samego siebie. Jeżeli chce on być traktowany jak pies i prowadzany na smyczy, to dyskusja między nim a mną jest niesłychanie trudna. Według tej rewolucyjnej ideologii najlepiej, byśmy stali się psami, a bycie prowadzonym na smyczy jest symbolem uwolnienia. Nie da się o tym nie mówić w sytuacji, gdy wszyscy dookoła krzyczą, by takie oto postawy, identyfikowane jako LGBT, darzyć szacunkiem, a najlepiej afirmować. A kiedy media i politycy będą twierdzić, że w spotkaniu tych dwóch podejść do rzeczywistości to nie ja mam rację – jesteśmy u kresu podróży człowieka ku postępowi.

Paradoks

Rewolucja, którą opisuję, ma się dokonać w imię postępu. Jej przeciwnicy są zasadniczo konserwatywni, bo nie chcą radykalnych zmian. Tymczasem, jeśli spojrzeć na rzecz bez ideologicznych okularów, sprawa rewolucji obyczajowej kreowanej w świecie Zachodu przedstawia się zgoła odmiennie. Otóż narodami, cywilizacjami czy ogólnie całą ludzkością powodują dwie przeciwstawne siły: postępu i rozkładu. Rewolucja obyczajowa nie jest postępowa, bowiem prowadzi wprost do rozkładu życia społecznego.

Jeżeli permisywizm i nihilizm staną się normą społeczną, to w żaden sposób nie wyłoni się z nich pozytywna wizja współżycia między ludźmi, spójna nie tylko dla większej formy układu zbiorowego, ale nawet dla wspólnoty sąsiedzkiej.

Rzecz w tym, że wypracowane przez rewolucje definicje, pozostające w niezgodzie z rzeczywistością, będą czynnikiem niszczącym człowieczeństwo wszędzie, gdzie zapanują.

Co należy identyfikować z siłami postępu? Wydaje się, że tu mamy problem. Mianowicie wszyscy, którzy bronią wartości dorobku kultury ludzkiej, pozostają w odwrocie. Skoro skutecznie odsuwa się ich od wpływu na kulturę i możliwości uczestniczenia w jej tworzeniu, to stają się jedynie biernymi obserwatorami zmian. Niestety nie są nam pomocne ośrodki naukowe, które stają w pierwszym rzędzie transformacji; konstatacja tego faktu nastąpiła za późno.

Większość środków masowego przekazu też jest poza zasięgiem sił postępowych, służąc rozkładowi. Może nadzieja tkwi w tym, że jego heroldowie, pogrążeni w absurdalnych sporach i dążeniach, sami gdzieś się wyłożą, a wtedy nastąpi odpowiedź w postaci właściwego przewrotu.

Trzeba się do niego przygotować na wszystkich polach, o których mowa wyżej. Na razie zaś brońmy wartości, gdzie się da i zdobywajmy wiedzę o siłach rozkładu. Wdając się w polemiki z rewolucją obyczajową, pozwalamy się wciągać w pułapkę, ale milczeć też nie można.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja obyczajowa – pułapka bez wyjścia” znajduje się na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja obyczajowa – pułapka bez wyjścia” na s. 16 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Manosfera. Czy ruch zbuntowanych mężczyzn przejmie rolę feminizmu? / Łukasz Burzyński, „Kurier WNET” nr 65/2019

Feministki nie garną się do oddania monopolu na rolę ofiary w opresyjnym społeczeństwie. Mężczyźni w narracji lewicowej kojarzeni są z patriarchatem i z założenia mają się jawić jako źródło opresji.

Łukasz Burzyński

Manosfera – miejsce nowej rewolucji?

Twórca ruchów męskich

Druga połowa lat 60. ubiegłego wieku. Warren Farrell przeprowadza się wraz z żoną Ursulą do Nowego Jorku, gdzie dołącza do Międzynarodowej Organizacji na Rzecz Kobiet. W organizacji feministycznej zajmuje bardzo wysokie stanowiska, aż czterokrotnie zostaje wybrany na jej przewodniczącego w USA. Staje się ulubieńcem feministek.

Wspominał później: „Bez przerwy pytały mnie :»Jak możemy cię sklonować?« Na imprezach przyprowadzały do mnie swoich mężów i chciały, żebym nauczył ich, jak mają się zachowywać”. Farrell rzeczywiście był wymarzonym mężem – kochającym i wspierającym żonę w karierze matematyczki, pracownicy IBM. Oboje chętnie pozowali do zdjęć. Na jednym z najbardziej znanych Warren zajmuje się przygotowaniem posiłku, a Ursula czyta gazetę, co na tamte, jeszcze mocno patriarchalne czasy, było obrazem rzadkim. Po dziesięciu latach małżeństwo rozpadło się. Sam Farrell tak o tym opowiadał: „Zapytałem ją kiedyś, z jakim mężczyzną by się związała, gdybym umarł. Odpowiedziała, że obecnie łączy ją więź z kolegą z pracy. Wtedy wziąłem głęboki oddech”. Innym razem na pytanie, czy wolałaby mężczyznę o wysokim statusie społecznym i mocnym charakterze, pod warunkiem, że zostałaby w domu, czy mężczyznę równego jej statusem, odpowiedziała, że tego pierwszego – czym miał być głęboko zawiedziony.

Jak sam twierdzi, po rozstaniu z Ursulą doszedł do wniosku, że społeczeństwo zajmuje się tylko kobietami, powstaje dużo badań i prac naukowych o tym, jakie są one pokrzywdzone, a nie wspomina się o krzywdzie mężczyzn.

Następnie napisał serię książek o sytuacji mężczyzn we współczesnym świecie, m.in. Mit męskiej władzy, Czy feminizm dyskryminuje mężczyzn?. Dziś uznaje się go za „ojca ruchu mężczyzn”, który od czasu jego pierwszych manifestów ewoluował w różne odłamy – od mizoginistycznych po takie, które utożsamiają się z ideą feminizmu.

Pokrótce o ruchu mężczyzn

Czym jest ruch mężczyzn? Przede wszystkim kojarzy się ze stowarzyszeniami i fundacjami walczącymi o opiekę nad dziećmi po rozwodach i separacjach. W Polsce działają od lat m.in. Fundacja Ojców Pokrzywdzonych przez Sądy, Stowarzyszenie Obrony Praw Ojca i Dziecka czy Dzielny Tata. Te organizacje śmiało można zakwalifikować do ruchu mężczyzn, choć poruszają się one w wąskim obszarze zagadnień. Można postawić więc tezę, że ruch mężczyzn w życiu społecznym istnieje od dawna.

Od kilku lat na forach internetowych pojawia się jednak zupełnie nowe zjawisko, oparte na aksjomatyce demoliberalnej, czy inaczej rzecz nazywając – emancypacyjnej.

Zjawisko to w zachodnich społeczeństwach zostało naznaczone piętnem faszyzmu, mizoginizmu i wszelakiego zła, choć trzeba uczciwie przyznać, że głosami tych samych osób, które faszyzmem nazywają zgoła wszystko, co nie zgadza się z przyjętą przez nie wizją świata.

Ruch ten jest zróżnicowany. O ile w internecie dominują głosy bardzo niechętne kobietom, o tyle bardziej intelektualne formy ruchu mężczyzn nie sprzeciwiają się nawet feminizmowi trzeciej fali. Jeśli idzie o konkretniejszą definicję, należałoby go zdefiniować jako walkę o… równe traktowanie kobiet i mężczyzn. Mężczyźni, którzy czują się dyskryminowani ze względu na płeć, wprowadzają te zagadnienia do debaty publicznej, głównie online, w tzw. manosferze, czyli luźnym zbiorze ruchów męskich, często powiązanych ze skrajnie prawicowym ruchem określanym ogólnym mianem alt-right. Najbardziej popularne fora to amerykański reddit czy polski wykop. Tworzą także kanały na Youtube, jak MGTOW (polskie: MGTOW Polska lub Radio Samiec), fejsbukowe blogi, jak Men’s Rights (Men’s Rights Polska) czy strony internetowe, np. samczeruno.pl i forum braciasamcy.pl. Definicja ruchu może wskazywać na kolejną roszczeniową grupę społeczną, która szuka powodu, by nazywać się uciśnioną. Dopiero po analizie ich postulatów można dojść do wniosku, że ruch mężczyzn to odpowiedź na feminizm.

Jest albo anarchistycznym (bo nieformalnym i niehierarchicznym) zrzeszeniem przeciw roszczeniowym postulatom tego środowiska kobiet, które zdaje się dyskryminować mężczyzn, albo uzupełnieniem feminizmu w postaci emancypacji mężczyzn, tak jak do tej pory zajmowano się emancypacją kobiet.

W książce The Boy Crisis autorstwa Warrena Farrella i Johna Graya przytoczono badania na temat przedwczesnej śmierci w 20 krajach OECD. Ich wyniki są bezwzględne. Autorzy stwierdzają, że „bycie mężczyzną to obecnie największy czynnik ryzyka przedwczesnej śmierci”. Słowo „obecnie” jest tutaj kluczowe, bo mężczyźni do 50. roku życia są dwukrotnie bardziej niż kobiety narażeni na przedwczesną śmierć; jest to więcej niż podczas II wojny światowej. Z szacunkowych badań Nesse’a wynika, że mężczyźni umierają coraz młodziej. Statystycznie codziennie w USA 150 pracowników ginie podczas wykonywania swojego zawodu, a średnio 92% z tych pracowników to mężczyźni.

Farrell i Gray postawili tezę, że to społeczna rola mężczyzny jest powodem takiego stanu rzeczy. Wpisuje się to oczywiście w lewicową teorię konstruktywizmu społecznego. Autorzy zauważyli, że to, co jest szczególnego w przypadku samobójstw mężczyzn, to rodzaj usprawiedliwienia i sposób samobójstwa, świetnie opisany na przykładzie Brada, uczestnika trzeciej misji w Afganistanie.

Brad wrócił do kraju w 2016 roku z pieniędzmi zapewniającymi jemu i jego rodzinie bezpieczny byt. Podczas wojny został dotknięty zespołem stresu pourazowego (PTSD) i po powrocie nie mógł odnaleźć się w rodzinie. Pewnego dnia wręczył żonie kwiaty, a dzieciom kupił najnowszy model PlayStation. Pożegnał się z żoną i wsiadł do starszego z dwóch samochodów rodzinnych, mówiąc, że jedzie na zakupy. Popędził krętą szosą i „wypadł” z niej na zakręcie nad przepaścią. Żona Brada przyznała później, że w momencie pożegnania była świadoma, co się może stać. Powiedziała: „gdy puszczały mu nerwy, zwykle mawiał, że nie jest wart więcej niż polisa na życie”. Upozorował wypadek samobójczy, by rodzina mogła dostać odszkodowanie, gdyż nie traktowano tego jako samobójstwa.

Podobnie bywa w większości przypadków samobójstw mężczyzn. Wielu z nich jest przekonanych, że więcej korzyści przyniosą swojej rodzinie martwi. Decydując się na zakończenie życia, bardziej niż o sobie myślą o tym, by na ich pieniądzach skorzystali najbliżsi.

Badania pokazują, że mężczyźni czują presję posiadania środków finansowych na utrzymanie siebie i rodziny, a ci ubożsi uważają się za bezwartościowych.

Podczas kryzysu finansowego w badanych krajach na każde 100 samobójczyń przypadało 154 samobójców. W 2015 roku, zaliczanym do okresu stabilności finansowej, na 100 samobójczyń przypadało już blisko 350 samobójców płci męskiej.

Autorzy książki zwracają uwagę na inny problem mężczyzn, głównie młodych: bigoreksję, czyli przesadną dbałość o własny wygląd. Przytoczyli przykład Jonathana, którego brat był mistrzem zapasów w szkole średniej. Kolega z drużyny miał porównać braci do tytułowych bohaterów filmu Bliźniacy z Arnoldem Schwarzeneggerem (zbliżonego wyglądem do brata Jonathana) i Dannym DeVito (tym miał być Jonathan). Jonathan robił więc wszystko, by już nigdy nie być postrzeganym jako niski słabeusz. Zaczął obsesyjnie trenować i przyjmować suplementy, później brać sterydy, a wkrótce ich nadużywać.

Sfeminizowane i dyskryminujące społeczeństwo?

Ktoś może zauważyć, że jako społeczeństwo zmagamy się z pewnym problemami cywilizacyjnymi i nie ma co dzielić ich na męskie i kobiece. Jednak prawdą jest, że wiele mówi się o nierównościach płacowych, parytetach płci, „kulturze gwałtu”, społecznej pozycji kobiet czy o ich – niekiedy absurdalnych – roszczeniach. Milczy się zaś o problemach płci męskiej.

Ruch mężczyzn zwraca uwagę na mało w Polsce znane pojęcie ginocentryzmu. Ginocentryzm to koncentracja społeczeństwa na płci żeńskiej i umniejszanie wartości mężczyzn.

W roku 2016, podczas tzw. czarnych protestów, posłanka Scheuring-Wielgus krzyknęła przez pomyłkę słynne zdanie „Dość dyktatury kobiet!”. Paradoksem jest, że w tym zdaniu nie ma już nic śmiesznego, bo pracuje się nie nad poprawą obecnego prawa, ale nad pogłębieniem dyskryminacji mężczyzn. Lewicowe partie w Polsce domagają się zniesienia domniemania niewinności w przypadku tzw. przemocy wobec kobiet. Mężczyzna oskarżony przez kobietę o przemoc byłby z urzędu skazywany na wyrzucenie z domu i izolację od dzieci, a nawet areszt. Takie prawo istnieje już w Hiszpanii, gdzie dochodzi do tego, że kobiety wzywają policję w przypadku większej sprzeczki, a mężczyzna nie ma szans się obronić. Należy też wspomnieć, że mężczyźni za identyczne przestępstwa jak popełnione przez kobiety dostają niemal zawsze wyższe kary. System zdecydowanie sprzyja kobietom także w kwestii podzielności majątku porozwodowego czy prawa do dzieci, nawet w przypadkach, gdy istnieje prawdopodobieństwo, że matka je zaniedbuje.

Badania (autorstwa Tindera) wskazują, że blisko 80% mężczyzn jest klasyfikowanych przez kobiety poniżej średniej atrakcyjności! To znaczy, że zdecydowana większość kobiet musi zadowolić się kimś, kogo ma za „mniej niż przeciętnego”. W konsekwencji kobiety mniej cenią swoich partnerów, a te bardziej niezadowolone częściej występują z pozwami o rozwód, co potwierdzają statystyki. W kwestii wartościowania partnerów warto dodać, że badania potwierdzają roszczeniową postawę kobiet w Polsce: „mężczyzna zaczyna się od 180 cm wzrostu i 6 tys. zł pensji” (cytat z jednego z portali opiniotwórczych), a atrakcyjniejsi dla nich są partnerzy z krajów zachodnich i egzotycznych.

„Geniusz” feminizmu polega na tym, że nawet nie-feministki i znaczna część mężczyzn przyjmuje narrację ginocentryczną.

Incele

Najjaskrawszym odłamem ruchu mężczyzn jest Incel. Termin ‘incel’ pochodzi z połączenia dwóch angielskich słów involuntary celibates – niedobrowolny celibat. Incele to członkowie internetowej subkultury, którzy definiują siebie jako niezdolnych do podjęcia romantycznego lub seksulnego partnerstwa. Przez intelektualistów nowolewicowych ich postulaty nazywane są użalaniem się nad sobą, standardowym rasizmem i faszyzmem, mizoginizmem, a nawet mizantropią, a opis ich działalności internetowej w lewicowo-liberalnej prasie polega na wyciąganiu z kontekstu obraźliwych komentarzy wobec kobiet i kategoryzowaniu inceli jako nienawistników.

Incele są przez neolewicowców błędnie charakteryzowani jako społeczność konserwatywna. Jednak uważają oni, że rozwiązłość seksualna jest zjawiskiem naturalnym i domagają się „sprawiedliwej dystrybucji” seksu, co w środowiskach konserwatywnych jest nie do przyjęcia. Z kolei nietrudno wyobrazić sobie, że w programie co bardziej postępowych partii lewicowych znalazłby się zapis o refundacji seksu dla 80% mężczyzn i 22% kobiet, opatrzony podanym wyżej wynikiem badań. Ba! Pomysł usuwania nierówności w dostępie do seksu nie jest czymś nowym nawet w Polsce. W 2013 r. jeden z posłów Ruchu Palikota, Armand Ryfiński, wypowiedział się m.in. w programie „Młodzież kontra”, iż jego ugrupowanie popiera pomysł refundowania – dosłownie – „talonów na prostytutki dla osób chorych i niedołężnych”. Jest to więc postulat oparty na aksjologii lewicowego materializmu, bazującego na dogmatach oświeceniowych, w żadnym wypadku konserwatywnych.

Incele to niechciane dziecko aksjologicznego porządku myśli lewicowej – tj. wyzwolenia seksualnego i równej redystrybucji. Dlaczego niechciane? Przede wszystkim – na lewicy siedzą już feministki, które nie garną się do oddania komukolwiek monopolu na rolę ofiary w opresyjnym społeczeństwie. Z drugiej strony, mężczyźni w narracji lewicowej kojarzeni są z patriarchatem, więc z założenia mają się jawić jako źródło opresji, nie jej ofiara.

Doskonały dżentelmen

Brak akceptacji społecznej, ale także empatii ze strony współideowego mainstreamu pcha młodych mężczyzn w kierunku ekstremizmu i terroryzmu.

„Bunt prawiczków” rozpoczął 22-letni Elliot Rodger – syn hollywoodzkiego reżysera. Wieczorem 23 maja 2014 r. w Isla Vista w Santa Barbara w Kalifornii zadźgał on nożem dwójkę swoich współlokatorów i ich kolegę. Następnie wsiadł do swojego bmw i pojechał do Starbucksa, gdzie zamówił kawę i wysłał wideo zatytułowane „Zemsta” na swój kanał na Youtube, a także e-mail do swojej psychoterapeutki, z 141-stronicowym manifestem o tytule Mój pokręcony świat. Kilka minut po wysłaniu e-maila Elliot zapukał do drzwi żeńskiego akademika. Nikt mu nie otworzył, więc wyjął pistolet i zaczął strzelać do przechodzących dziewczyn. Zabił dwie studentki. Znów wsiadł do bmw, ostrzelał kawiarnię, zastrzelił chłopaka, jadąc pod prąd taranował pieszych, strzelał do ludzi. W końcu przystawił sobie pistolet do głowy i pociągnął za spust. Oprócz siebie zabił 6 osób i ranił 14.

Elliot już wcześniej wysyłał szereg sygnałów alarmowych, np. deklarację „wojny przeciwko kobietom za to, że odmówiły mu seksu”; jednak nikt nie spodziewał się, że może dopuścić się masowego morderstwa. Wspomniany manifest „Mój pokręcony świat” zawiera opis jego życia, jego relacji z ludźmi, a przede wszystkim z dziewczynami. Film „Zemsta” wyjaśnia jego pobudki; oto fragment: „To niesprawiedliwe. Wy, dziewczyny, nigdy nie czułyście do mnie pociągu. Nie wiem, dlaczego wy, dziewczyny, nie czujecie do mnie pociągu, ale ukarzę za to każdą z was. To niesprawiedliwość, zbrodnia, ponieważ nie wiem, dlaczego nic we mnie nie widzicie. Jestem doskonały, a mimo to rzucacie się na tych wszystkich ohydnych facetów zamiast na mnie, doskonałego dżentelmena. Ukarzę was za to… [śmiech]. (…) Dziewczyny, jedyne, czego chciałem, to kochać was i być przez was kochanym. Chciałem mieć dziewczynę. Chciałem seksu. Chciałem miłości, czułości, adoracji. Myślicie, że nie jestem tego wart. To zbrodnia, której nie można wybaczyć. Skoro nie mogę was mieć, dziewczyny, zniszczę was… [śmiech]. Odmówiłyście mi szczęśliwego życia, w zamian ja odmówię życia wam. [śmiech]. Tylko tak jest sprawiedliwie”.

Elliot Rodger został potępiony przez wszystkie główne media w USA, jednak stał się idolem młodych mężczyzn na forach dla inceli. Co ważne, wcześniej latami uczestniczył w ich internetowych dyskusjach. Niedługo okazało się, że po masakrze w Isla Vista dokonano jeszcze aż sześciu zamachów z podobnych co Elliot powodów, a niektórzy sprawcy odwoływali się do ich prekursora. Trzy zamachy miały miejsce w zeszłym (2018) roku (Parkland w święto zakochanych, Toronto i Tallahassee), a ostatni w sierpniu tego (2019) roku (Dayton).

Mężczyźni podążający własną drogą

Jednak ruch mężczyzn to nie tylko młodzi, pogrążeni w ekstremizmie incele. To także mężczyźni po przejściach z kobietami, którzy twierdzą, że idealistyczne podejście do kobiet, do instytucji małżeństwa i roli społecznej mężczyzn jest dla nich krzywdzące. Mowa jest o ruchu MGTOW, akronimu utworzonego od słów Men Going Their Own Way (Mężczyźni obierający własną drogę): „MGTOW to antyfeministyczna, głównie internetowa społeczność, która zaleca mężczyznom oddzielenie się od społeczeństwa, które uważają za szkodliwe dla mężczyzn, a szczególnie unikania małżeństwa i współżycia heteroseksualnego. Społeczność występuje pod postacią stron internetowych i obecności w mediach społecznościowych w ramach tego, co jest szerzej nazywane manosferą. MGTOW dąży do skoncentrowania się na sobie samym, a nie na zmianie status quo poprzez aktywizm i protesty, co dla członków jest odróżnieniem ich od ruchu na rzecz praw mężczyzn”. (Wikipedia anglojęzyczna; polskojęzycznego odpowiednika tego hasła nie ma).

Można wyróżnić różne poziomy zaangażowania MGTOW: od samej świadomości tego, jak funkcjonuje sfeminizowane społeczeństwo, poprzez odrzucanie związków (np. „strajki małżeńskie”) po bierność gospodarczą i społeczną.

Społeczność MGTOW uważa, że istnieje systemowa, gynocentryczna stronniczość wobec mężczyzn, w tym podwójne standardy w roli płci, uprzedzenia wobec mężczyzn w sądach rodzinnych, brak troski o mężczyzn fałszywie oskarżonych o gwałt i brak konsekwencji prawnych dla ich oskarżycieli.

Szczególnie w Polsce MGTOW podkreśla problemy fałszywych oskarżeń o ojcostwo, które prowadzą do wyłudzania alimentów. W Polsce, żeby udowodnić ojcostwo, należy pobrać próbki DNA ojca, dziecka i… matki, na co ta ostatnia lub prokuratura może nie wyrazić zgody. Mężczyźni zwracają także uwagę na przemoc w rodzinach, przede wszystkim na fakt, że kobiety bardzo często stosują przemoc psychiczną w postaci manipulowania czy tzw. „cichych dni”. Te ostatnie zachowania kobiet są w społeczeństwie uznawane nie tylko za normę, ale nawet „urok kobiet” (sic!).

Pisząc o polskiej manosferze, nie wypada nie napisać o forum braciasamcy.pl, własności Marka Kotońskiego, youtubera (twórca kanału Radio Samiec) i autora kilkunastu książek o relacjach damsko-męskich, w tym m.in. Kobietopedia czy Co z tymi kobietami?. Jak stanowi 11. punkt regulaminu forum, „Czynny udział w dyskusjach na Forum mogą brać jedynie mężczyźni, kobiety mogą zamieszczać posty w wydzielonym dziale Rezerwat”.

Forum skupia ponad 7 tysięcy kont. Regularnie korzysta z niego około 500 użytkowników dziennie. O czym piszą forumowicze? Udzielają sobie porad, rozmawiają o swoich relacjach, seksie, bójkach, pieniądzach, problemach alimentacyjnych, środowiskowych, zdrowotnych i rodzinnych. Pojawiają się czasem zgryźliwe komentarze na temat kobiet, jednak zarówno regulaminowo, jak i w praktyce obrażanie jest zabronione i karane banicją. Forumowicze nie są też incelami.

Wojna płci – koniec czasów

Nowa lewica w swoich filozoficznych założeniach podważa monogamię jako metodę życia. Poligamia/poligynia towarzyszyła ludzkości przez wieki; jest naturalna wśród niektórych zwierząt, np. goryli. Wkraczamy tutaj w sferę barbarzyńskiej siły fizycznej, w której zwycięża najsilniejszy.

Nauka dowiodła, że społeczeństwa monogamiczne są dużo mniej konfliktowe niż te, które opierają się na walce o zaspokojenie potrzeb seksualnych. Zmieniające się wzorce kulturowe nie napawają więc optymizmem.

Zamęt, w którym jednostki nie potrafią identyfikować się z wzorcem społecznym, mogą doprowadzić do nieprzewidywalnych konsekwencji. Już dzisiaj widzimy w mężczyznach niechęć do obciążania się małżeństwem i rodzicielstwem; tym bardziej nie sprzyja temu pewność, że w razie problemów zostaną oni przez partnerki puszczeni z torbami.

Od lat konserwatyści powtarzają, że świat nieskończonej emancypacji runie. Jeśli mają rację, to czy początkiem rewolucji będzie manosfera?

Artykuł Łukasza Burzyńskiego pt. „Manosfera – miejsce nowej rewolucji?” można przeczytać na s. 15 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Łukasza Burzyńskiego pt. „Manosfera – miejsce nowej rewolucji?” na s. 15 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego