Wyrok NSA ws. warszawskiej reprywatyzacji. Jan Śpiewak: czas, by państwo pokazało, że nie jest z kartonu

Featured Video Play Icon

Jan Śpiewak / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Czy po orzeczeniu Najwyższego Sądu Administracyjnego warszawski ratusz zacznie przejmować nieruchomości handlarzy roszczeniami? Zdaniem Jana Śpiewaka niekoniecznie.

NSA sprząta po aferze reprywatyzacyjnej, którą w dużej mierze wywołały właśnie sądy administracyjne. Jego wyrok jest spóźniony o wiele lat.

Jan Śpiewak podkreśla, że od dawna podnosili bezprawność procesu nazywanego reprywatyzacją.

Teraz jest czas, by państwo pokazało, że nie jest z kartonu i zaczęło odbierać te majątki.

Przewodniczący stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa przewiduje, że prezydent Warszawy będzie sabotował prace nad zwrotem nieruchomości miastu.

Rafał Trzaskowski pokazał, że jest częścią tego układu.

Jan Śpiewak: NSA orzekł, że kupcy roszczeń reprywatyzacyjnych nie byli stronami w postępowaniach

Aktywista stwierdza, że Trzaskowski jest chroniony parasolem liberalnym mediów. Nie rozliczają go one z niespełnionych mediów. Podkreśla, że paru aktywistów nie może zastąpić dziennikarzy i prokuratury.

Oddolnie wymuszaliśmy na urzędnikach działania na rzecz interesu publicznego. Nie może być tak, że państwo jest na barkach kilku aktywistów. Piłka jest teraz po stronie dziennikarzy.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.P.

Jan Śpiewak: NSA orzekł, że kupcy roszczeń reprywatyzacyjnych nie byli stronami w postępowaniach

Kompleks Naczelnego Sądu Administracyjnego (z lewej) i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (z prawej) w Warszawie przy ul. Boduena 3/5, widok od strony ul. Jasnej/Adrian Grycuk/CC BY-SA 3.0 PL

Tysiące budynków powróci na własność miasta? Przewodniczący stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa poinformował w mediach społecznościowych o nowych wyroku Najwyższego Sądu Administracyjnego.

30 czerwca Najwyższy Sąd Administracyjny orzekł w uchwale siedmiu sędziów, że

Nie jest stroną postępowania nabywca wierzytelności w sprawie o ustalenie odszkodowania za wywłaszczenie nieruchomości w wyniku zdarzenia lub aktu ze sfery prawa publicznego. Źródłem interesu prawnego jest norma prawa powszechnie obowiązującego, a nie skutki czynności prawnej.

W poniedziałek, jak informuje Jan Śpiewak, wydane zostało nowe orzeczenie, w rozszerzonym składzie. Nie zostało ono jeszcze opublikowane.

A.P.

Sebastian Kaleta: Reprywatyzacja Poznańskiej 14 to modelowy przykład dzikiej prywatyzacji w Warszawie [VIDEO]

Śpiewak: Nie można naprawiać starych i często dość iluzorycznych krzywd wyrządzając konkretnym ludziom nowe

Gościem Radia Wnet jest Jan Śpiewak – przewodniczący stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Energia Miast, który komentuje bieżącą sytuację na linii Polska – Izrael.

Jan Śpiewak komentuje niedawno wprowadzone zmiany w kodeksie postępowania administracyjnego – przewodniczący Stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa nie kryje swojego poparcia dla tych rozwiązań, sprzeciwiając się tak sformułowanej redystrybucji dóbr.

Nie można naprawiać starych lub bardzo starych i często dość iluzorycznych krzywd wyrządzając konkretnym ludziom nowe. Szacujemy, że nawet 50 tysięcy osób w Warszawie mogło zostać wyrzuconych z domu skutkiem orzecznictwa, które Trybunał uznał za niekonstytucyjne.

Analizując sytuację, gość Radia Wnet zwraca również uwagę na brak rzeczywistych podstaw do krytykowania tego posunięcia w taki sposób, w jaki czyni to w tym momencie minister spraw zagranicznych Izraela. Powtarzane przez niego oskarżenia stanowią raczej pretekst do umocnienia narracji, na jakiej rząd Izraela opiera swoją politykę nie od dziś.

Wydaje mi się, że to pretekst, aby przywalić Polsce i budować własną pozycję polityczną. Tam stało się coś podobnego jak przy wprowadzeniu ustawy o IPN w Polsce – ta bardziej radykalna frakcja opcji rządzącej postanowiła zbijać na tym kapitał polityczny.

Konsekwencją omawianej sytuacji jest wyraźny impas w stosunkach polsko-izraelskich, jakiego nasza polityka zagraniczna nie widziała od lat. Ciężko na ten moment wskazać optymalne rozwiązanie dla tej sytuacji.

Mam nadzieję, że to się jakoś uspokoi, lecz problem polega na tym, że minister Lapid ma zostać za dwa lata premierem, według umowy koalicyjnej w Izraelu. Z drugiej strony można zauważyć komentarze, że Amerykanie wystraszyli się radykalnego podejścia Lapida i nie zgodzili się na wspólne stanowisko przeciwko Polsce.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

PK

Bogatko: Niemieckie media niewiele piszą o nowelizacji polskiego kodeksu postępowania administracyjnego

Korespondent Radia WNET w Niemczech o tamtejszych echach wydarzeń politycznych w Polsce oraz m.in. o odpadnięciu drużyny Joachima Löwa z Euro 2020.

Całe Goerlitz po przegranym meczu z Anglią było ciche.

Jan Bogatko relacjonuje nastroje w Niemczech po odpadnięciu z EURO 2020. Zwraca uwagę na to, że era ustępującego selekcjonera Joachima Löwa niemal idealnie pokryła się czasowo z erą Angeli Merkel.

Kanclerz w tej chwili zajmuje się prawdopodobnie pakowaniem walizek przed wyjazdem na Capri.

Korespondent Radia WNET omawia ponadto niemieckie echa nowelizacji polskiego kodeksu postępowania administracyjnego. Nie są one zbyt głośne:

Niemcy nie chcą za bardzo się wypowiadać na ten temat. Można rozumieć dlaczego.

Jedna z gazet żydowskich z Berlina pisze o „uderzeniu w twarz polskich ofiar nazizmu”. W innych niemieckich mediach sprawa jest omawiana w kontekście polsko-niemieckiej dyskusji o reparacjach.

W Niemczech uważa się, że Polsce nie należą się reparacje, ponieważ otrzymała granicę zachodnią na Odrze i Nysie. Zapomina się jednak o ogromnych stratach terytorialnych na wschodzie.

Poruszony zostaje również temat postulatu „uspołecznienia koncernów mieszkaniowych” w Berlinie.

Referendum w tej sprawie mogłoby wywołać kolejną berlińską rewolucję. W mieście raczej nie będzie sezonu ogórkowego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Ardanowski: Jair Lapid słynie z wypowiedzi, w których próbuje zrównać Niemców i Polaków w odpowiedzialności za Holokaust

Jan Krzysztof Ardanowski komentuje stosunki polsko-izraelskie: „Dochodzę czasami do wniosku, że bieżąca polityka w Izraelu w sposób istotny rzutuje na wypowiedzi polityków odnoszące się do Polski.”


W najnowszym „Poranku WNET” poseł PiS, przewodniczący prezydenckiej Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich, Jan Krzysztof Ardanowski, mówi o stosunkach polsko-izraelskich. Jak na razie posłowie z jednego kraju nie mają kontaktów z drugim krajem, gdyż w Izraelu nie została utworzona grupa dotycząca dialogu dwóch państw. Jak komentuje polityk, sytuacja ta była skutkiem trwającej dwa lata destabilizacji politycznej w Izraelu:

Ostatnie dwa lata w Izraelu to były niekończące się wybory i nie było z kim rozmawiać. Grupa w Polsce jest uformowana. (…) Kolejne wybory do Knesetu sprawiły, że nie było analogicznej grupy w parlamencie izraelskim – stwierdza Jan Krzysztof Ardanowski.

Poseł PiS wskazuje na polskie działania, mające na celu podtrzymywać pozytywne relacje między Polską a Izraelem. Jak podkreśla rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego, takimi działaniami jest choćby wspólne celebrowanie żydowskich rocznic i uroczystości:

My się skupiamy na upamiętnianiu tych wszystkich ważnych dla Żydów wydarzeń i uroczystości, które mają miejsce w Polsce – zaznacza Jan Krzysztof Ardanowski.

Polityk Prawa i Sprawiedliwości uważa, że izraelska krytyka działań polskich władz wynikają z wewnętrznych gier izraelskich polityków. Jan Krzysztof Ardanowski nawiązuje m.in. do licznych wypowiedzi szefa izraelskiego MSZ, Jaira Lapida:

Dochodzę czasami do dziwnego wniosku, że bieżąca polityka w Izraelu w sposób istotny rzutuje na wypowiedzi izraelskich polityków odnoszące się do Polski. (…) M.in. Jair Lapid, lider partii Jest Przyszłość, słynie z bardzo ostrych wypowiedzi, w których od wielu lat próbuje zrównać Niemców i Polaków w odpowiedzialności za Holokaust – podkreśla Jan Krzysztof Ardanowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Prof. Gontarski o sporze z Izraelem ws. reprywatyzacji: nie możemy robić wyjątków od zasady rządów prawa

Prawnik tłumaczy, że nowelizacja polskiego kodeksu prawa administracyjnego nie niesie za sobą dyskryminacji żadnej grupy narodowościowej, a dyskusja na temat mienia bezspadkowego będzie kontynuowana.


Profesor Waldemar Gontarski tłumaczy zawirowania wokół nowelizacji kodeksu postępowania administracyjnego. Ocenia, że atak Izraela na Polskę jest bezprzedmiotowy.

Przypomnijmy fakty: to Polska została pozostawiona po II wojnie światowej przez sojuszników.

Jak podkreśla prawnik, nowelizacja nie wykazuje cech dyskryminacji jednej grupy narodowościowej. Zwraca uwagę, że przedawnienie jest normalnym instrumentem prawnym, dotyczącym nawet ciężkich przestępstw.

Jeżeli zrobimy jeden wyjątek od zasady rządów prawa, będzie trzeba robić kolejne.

W opinii gościa „Poranka WNET” ws. mienia bezspadkowego konieczny jest dialog z USA i Izraelem, jednak nie należy dopuszczać do obraźliwych stwierdzeń skierowanych do Polaków.

Poruszony zostaje również temat kopalni Turów. Prof. Gontarski postuluje powołanie międzynarodowej komisji ekspertów, którzy stwierdzą, czy Polska eskploatując kopalnię faktycznie wyrządziła szkody ekologiczne.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

III RP jak paser nie wahała się sprzedawać ocalałych dworów ziemiańskich/ Krzysztof M. Załuski, „Kurier WNET” nr 75/2020

W gruzy rozsypują się ostatnie gniazda ziemiańskie. Ziemię nadal przejmują za bezcen hochsztaplerzy. Powstają latyfundia, liczące po kilkanaście tysięcy ha. Bogacą się kaci, ofiary pozostają z niczym.

Krzysztof M. Załuski

Pandemia reprywatyzacyjnej impotencji

6 września 1944 roku tzw. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wydał dekret o tzw. reformie rolnej. Ofiarą nacjonalizacji padły miliony polskich patriotów. Przymusowa parcelacja, przeprowadzona przez sowiecką agenturę, doprowadziła do zniszczenia tradycyjnej polskiej wsi i ostatecznej zagłady – szczególnie zasłużonej dla Rzeczpospolitej warstwy społecznej – ziemiaństwa. Napisany pod dyktando Stalina „dekret”, pomimo upadku komunizmu, obowiązuje do dziś. Co gorsza, coraz więcej polityków pragnie ograniczyć prawo właścicieli i ich spadkobierców do zwrotu zagrabionych przez komunistów majątków.

Polska Ludowa przestała ponoć istnieć 4 czerwca 1989 roku. Jednak usankcjonowana prawnie „sprawiedliwość dziejowa”, narzucona Polakom w roku 1944 przez sowieckich agentów, nadal jest aktualna.

Pomimo kilku prób uchwalenia przez Sejm ustawy reprywatyzacyjnej, Polska pozostaje ostatnim niepodległym państwem postsowieckim w Europie, w którym nie tylko nie dokonano restytucji zrabowanego przez komunistów mienia, lecz nadal nie zwrócono honoru i dobrego imienia ofiarom stalinowskiego terroru.

Pomimo transformacji ustrojowej, kurs polityczny wobec ziemiaństwa, „znacjonalizowanych” w podobny sposób przemysłowców i tzw. kułaków pozostaje niezmienny od czasów, kiedy zręby „demokracji ludowej” tworzyli nad Wisłą towarzysze Berman, Minc i Bierut. Nic dziwnego, że tak wielu ograbionych przez „władzę ludową” obywateli ma coraz większe wątpliwości, czy III RP jest w ogóle państwem prawa, czy może raczej stała się republiką złodziei i paserów? I czy rzeczywiście transformacja ustrojowa roku 1989 była wybiciem się Polski na niepodległość, czy jedynie kosmetycznym zabiegiem, mającym na celu utrzymanie postkomunistycznego status quo?

Ziemiańska Tarcza

Zagłada ziemiaństwa polskiego zaczęła się we wrześniu roku 1939. Na ziemiach wschodnich, zaanektowanych przez ZSRR, ziemianie, którzy nie zdołali uciec na zachód, byli mordowani lub całymi rodzinami wywożeni w syberyjską tajgę i w stepy Kazachstanu. Pod okupacją niemiecką ich los był nieco lepszy. Wprawdzie w Wielkopolsce, na Pomorzu i północnym Mazowszu, które zostały włączone do III Rzeszy, wielu właścicieli ziemskich zostało rozstrzelanych albo zesłanych do obozów, lecz eksterminacja fizyczna nie dotyczyła, jak w strefie sowieckiej, całych rodzin z małymi dziećmi włącznie.

Ruiny zabytkowych dworów szlacheckich, młynów, manufaktur i gorzelni nie są niczym niezwykłym w wiejskim krajobrazie III RP. Jeśli polskie władze nadal będą uchylać się przed przyjęciem ustawy reprywatyzacyjnej, za parę lat po tych zabytkach kultury ziemiańskiej nie pozostaną nawet cegły. Na zdjęciu XIX-wieczny dwór w Szulmierzu – w 1887 r. mieszkał w nim i pracował jako guwernant Stefan Żeromski. Swój pobyt w majątku opisał w Dziennikach. Wyznaje w nich: „Przeszłość pozostawiona w Szulmierzu należeć będzie do najlepszych, jakie pozostawiłem za sobą. Dobre to było życie”. Atmosferę szulmierskiego dworu odtwarza również w opisie Nawłoci w Przedwiośniu oraz w nowelach Rozdziobią nas kruki, wrony! i Zapomnienie. Ostatnim właścicielem majątku Szulmierz był Kazimierz Załuski – dziadek autora tekstu. Fot. archiwum Autora

W Generalnym Gubernatorstwie Niemcy pozostawili zdecydowaną większość ziemian w ich majątkach. Wprawdzie wyznaczone kontyngenty zboża, mleka, mięsa i innych produktów były drakońskie, jednak pewne nadwyżki żywności udawało się ukryć przed władzami okupacyjnymi, przemycić do głodującej Warszawy, zaopatrzyć oddziały partyzanckie – żołnierzy Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. W pałacach i dworach położonych w GG goszczono także krewnych, znajomych, a często całkiem obcych ludzi, najczęściej uciekinierów z Warszawy – przedwojennych polityków, artystów, uczonych – kwiat polskiej inteligencji, zagrożonej fizyczną eksterminacją.

Jesienią 1941 roku na terenach Generalnego Gubernatorstwa i ziem wcielonych do III Rzeszy powstała konspiracyjna, paramilitarna organizacja ziemiańska „Uprawa-Tarcza”. Jej członkowie zajmowali się dostarczaniem funduszy na potrzeby podziemia, utrzymywaniem łączności z władzami wojskowymi ZWZ i AK, zbierali także informacje z terenu, ukrywali i organizowali przerzuty zdekonspirowanych członków organizacji podziemnych, kupowali i zaopatrywali w broń odziały partyzanckie, udzielali schronienia zbiegom z terenów pod okupacją radziecką oraz osób prześladowanych przez Niemców, w tym rodzinom żydowskim, zaopatrywali w żywności jeńców obozów koncentracyjnych, wykupywali z rąk gestapo więźniów politycznych, organizowali kursy i punkty sanitarne. W dworach prowadzono także tajne nauczanie. Stanowiły one punkty wywiadowcze i kontrwywiadowcze ZWZ–AK.

Generał Tadeusz Bór-Komorowski już po wojnie pisał o tej ziemiańskiej organizacji następująco: „Gdyby nie Uprawa-Tarcza, Armia Krajowa nie mogłaby była spełnić wielu swoich zasadniczych zadań (…) opieka Tarczy uchroniła od głodu, demoralizacji i rabunku wiele oddziałów partyzanckich, powstających jak grzyby po deszczu po 1943 roku”.

Organizacji tej poświęcona jest także tablica pamiątkowa na jednym z krakowskich budynków – oto jej treść: „W hołdzie ziemianom, polskim bohaterom walk o niepodległość, członkom ZWZ-AK i Uprawy-Tarczy, wiernym Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, prześladowanym i pomordowanym przez Niemców, Sowietów i władze komunistyczne w Polsce – Rodacy”.

Nic dziwnego, że komuniści po wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej, jako głównego wroga upatrzyli sobie właśnie ziemian. Nowi władcy „Polski Ludowej”, często nie posiadający nawet polskich korzeni, zdawali sobie bowiem doskonale sprawę, że jedynie całkowite wytępienie przedwojennej elity, składającej się głównie z ziemiaństwa, otworzy im drogę do pełnego zniewolenia polskiego narodu. Dlatego też pierwszy edykt władzy ludowej – tzw. Manifest PKWN – wyraźnie akcentował przekazanie ziemi „obszarników” chłopom.

Twierdza AK

Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego był samozwańczym, całkowicie uzależnionym od ZSRR, tymczasowym organem władzy, działającym na obszarze Polski zajmowanym w 1944 r. przez Armię Czerwoną. Został powołany w Moskwie decyzją Józefa Stalina – tego samego zbrodniarza, który wydał rozkaz wymordowania polskich oficerów w Katyniu. To on osobiście zdecydował o powstaniu, nazwie, statusie i kształcie personalnym tego „komitetu”. PKWN, jako obca agentura, nie miał więc prawa do wydawania jakichkolwiek dekretów na terenie Państwa Polskiego.

Jak wówczas mówiono, sama nazwa „Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego” zawierała trzy kłamstwa: nie polski – tylko sowiecki, nie komitet – lecz szajka bandytów, i nie wyzwolenia narodowego – lecz zniewolenia narodu w myśl sowieckich instrukcji.

Opublikowany 22 lipca 1944 r. Manifest PKWN, jak każda tego rodzaju „rewolucyjna” proklamacja, był ogólnikowym zbiorem sloganów. Obiecywał polskiemu „ludowi pracującemu” swobody demokratyczne, równość obywateli wobec prawa, szybki rozwój kraju, bezpłatne szkolnictwo i takąż służbę zdrowia. A także wolność prasy, wolność zrzeszania się w organizacjach politycznych i zawodowych… W rzeczywistości przyniósł śmierć, gwałty i zniewolenie.

Pierwszą sprawą, jaką dla Polski załatwili „patrioci” z PKWN, była nowa polsko-radziecka granica. Porozumienie w tej sprawie między PKWN a rządem ZSRR podpisał Edward Osóbka-Morawski. Nową granicę wytyczono wzdłuż tzw. linii Curzona. Tym samym Polska utraciła prawie połowę swojego przedwojennego terytorium. Poza granicami państwa pozostały m.in. Lwów, Wilno i Grodno oraz miliony Polaków, skazanych na łaskę i niełaskę bolszewików.

Równie propolska była tzw. reforma rolna. Jej twórcy założyli, że parcelacji podlegać będą „nieruchomości rolne stanowiące własność Skarbu Państwa, będące własnością obywateli III Rzeszy i obywateli polskich narodowości niemieckiej, będące własnością zdrajców narodu skazanych prawomocnie przez sądy polskie za zdradę stanu, pomoc udzieloną okupantowi i inne podobne przestępstwa, stanowiące własność lub współwłasność osób fizycznych lub prawnych, jeżeli ich rozmiar łączny przekracza bądź 100 ha powierzchni ogólnej, bądź 50 ha użytków rolnych, a na terenie województw poznańskiego, pomorskiego, śląskiego, jeśli ich rozmiar łączny przekracza 100 ha powierzchni ogólnej, niezależnie od wielkości użytków rolnych tej powierzchni”. W ten sposób patriotów zrównano ze zdrajcami.

Realizację „reformy rolnej” powierzono funkcjonariuszom Urzędu Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz robotniczym i wojskowym brygadom parcelacyjnym.

Pozbawianemu własności ziemiaństwu zabroniono zbliżania się do swoich dóbr na odległość nie mniejszą niż 30 km (notabene przepisu tego w III RP nikt do tej pory nie uchylił), w przypadku zaś stawiania oporu poczynaniom nowej władzy groziła im kara śmierci – co zapisane zostało w art. 2 Dekretu o Ochronie Państwa, wydanego przez PKWN 30 października 1944 roku.

Z danych Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego wynika, że w latach 1944/45 komuniści dokonali zaboru 9707 majątków ziemskich o łącznej powierzchni około 7,5 miliona hektarów. Z tego areału ok. 1,5 mln zatrzymano w rezerwie państwa, tworząc z nich następnie tzw. Państwowe Nieruchomości Ziemskie (przekształcone wkrótce w PGR-y), sześć milionów hektarów rozdzielono zaś pomiędzy robotników rolnych i właścicieli karłowatych gospodarstw.

Folwarki ziemiańskie komuniści nazywali „twierdzami AK”. I tak jak żołnierzy podziemia niepodległościowego, ziemian tępili w sposób wyjątkowo bezwzględny. Równolegle z akcją parcelacyjną trwały aresztowania. Część właścicieli ziemskich, przewidując los, jaki ich czeka, uciekła za granicę. Ci, którzy pozostali w kraju, w najlepszym razie zostali wypędzeni ze swojej ojcowizny wraz z rodzinami. Wielu, zwłaszcza zajmujących eksponowane stanowiska w II Rzeczypospolitej, trafiło do ubeckich katowni, sporo ziemian wywieziono do ZSRR do kopalń i obozów pracy, skąd naturalnie nigdy już do Polski nie powrócili. Osierocone rodziny także zostały przepędzone, a wcześniej – zgodnie z nauką wodza sowieckiej rewolucji, Włodzimierza Iljicza Lenina: „grab zagrabione!” – obrabowano je do ostatniej kołdry i poduszki… Przez parę lat szykanowane były również dzieci ziemian – uniemożliwiano im studia, utrudniano znalezienie pracy. Zdarzało się, że wyroki w pokazowych procesach otrzymywały za samo nazwisko.

Tak właśnie wyglądała „reforma rolna” i „sprawiedliwość dziejowa”, zaimplementowane Polakom przez komunistów.

Odrodzenie ziemiaństwa

Wbrew głoszonej w PRL komunistycznej propagandzie – szlachta (bo z niej w 90% składała się warstwa ziemiańska) aż do wybuchu II wojny światowej stanowiła elitę Polskiego Narodu. Była to warstwa silna zarówno społecznie, jak i pod względem ekonomicznym.

I to pomimo konfiskat i wywózek na Sybir po powstaniach listopadowym i styczniowym, po uwłaszczeniu chłopów, po zawirowaniach gospodarczych spowodowanych przez I wojnę światową, a potem przez światowy kryzys lat 1929–1935. Przynależność do tej warstwy była prestiżem. Pierwszy Sejm II Rzeczypospolitej zniósł wprawdzie w roku 1921 tytuły arystokratyczne, ale nie miało to większego znaczenia – dwór polski nadal promieniował na najbliższą okolicę jako ośrodek kultury i cywilizacji. Chłopska wieś patrzyła ku niemu z szacunkiem, przyjmując nowinki techniczne, sposób ubierania się, wyrażania i spojrzenia na świat.

W 1944 roku świat ten jednak został skazany na zagładę. „Reforma rolna” oznaczała likwidację całej warstwy społecznej, liczącej – wraz z tzw. rezydentami – około 200 tysięcy osób. Wcielenie w życie komunistycznej „sprawiedliwości dziejowej” było równoznaczne z całkowitym zniszczeniem wielowiekowej polskiej kultury reprezentowanej przez społeczność ziemiańską, ruinę dworów i pałaców (z których wiele było arcydziełami architektury) wraz z mieszczącymi się w nich dziełami sztuki – meblami, rzeźbami, obrazami mistrzów malarstwa polskiego i obcego, z bibliotekami i archiwami rodzinnymi, stanowiącymi często bezcenne źródła historyczne.

Gniazda „krwiopijców” unicestwiane były kompleksowo, według bolszewickiego scenariusza. Wszelkie ślady po ziemiaństwie miały zniknąć z powierzchni ziemi – w parkach wycinano masowo drzewa, rozbierano na materiał budowlany zabudowania folwarczne.

Z około 16 tysięcy ziemiańskich rezydencji, jakie znajdowały się w granicach II RP, do końca PRL dotrwało niespełna tysiąc – ocalały te, w których pomieszczone zostały szkoły, biblioteki lub inne instytucje publiczne. To, że dziedzictwo „krwiopijców i wyzyskiwaczy” było niszczone przez stalinowskich nadzorców „Polski Ludowej”, można poniekąd zrozumieć, ludzi tych bowiem przepełniała dzika, patologiczna wręcz nienawiść do wszystkiego, co polskie. Na tej nienawiści i kompleksach budowali swoje władztwo w zniewolonym kraju. Budowla ta notabene okazała się wyjątkowo trwała – po czerwcu 1989 roku, czyli rzekomym upadku komunizmu, polityczna kasta III RP, jak na dzieci i wnuki sowieckich agentów przystało, nadal lansowały lewacką wersję historii, z której miało wynikać, że przedwojenna elita intelektualna i finansowa Rzeczypospolitej to „zdrajcy narodu polskiego”. Dziwi jednak fakt, że po przejęciu władzy przez prawicę, szlacheckie dwory nadal się rozpadają – obecnie w Polsce stoi jeszcze niewiele ponad 400 oryginalnych tego rodzaju budynków.

We wrześniu 1989 roku gdański pisarz Stanisław Załuski wpadł na pomysł, aby zjednoczyć ziemian i upomnieć się o swoje prawa. Koncept padł na podatny grunt – zjazd założycielski Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego zgromadził w auli Politechniki Warszawskiej ponad tysiąc dawnych właścicieli ziemskich i ich potomków. Rozpoczęła się długa walka o restytucję zrabowanego przez komunistyczne państwo mienia…

Wydawało się, że reprywatyzacja ziemskich folwarków jest rzeczą prostą, zwłaszcza że na odszkodowania czekali także przemysłowcy, aptekarze, młynarze, a nawet bogaci chłopi (tzw. kułacy). Okazało się jednak, że III RP jest nie tylko prawnym sukcesorem Polski Ludowej, lecz że jej ówczesne władze zamierzają respektować bandyckie dekrety Bieruta i Stalina.

Państwo niczym paser – pomimo protestu właścicieli – zaczęło sprzedawać ocalałe dwory. Szybko stało się jasne, że nowa Polska ziemiaństwa nie potrzebuje, przynajmniej tych z tradycją.

Przez 10 kolejnych lat Zarząd Główny PTZ walczył o ustawę reprywatyzacyjną. Dopiero zimą 2001 roku parlament, w którym większość posiadała Akcja Wyborcza Solidarność, przyjął akt prawny, zgodnie z którym dawni właściciele lub ich spadkobiercy mieli otrzymać rekompensaty w wysokości 50% wartości zagarniętego mienia. Niestety prezydentem był wówczas Aleksander Kwaśniewski, komunistyczny aparatczyk, który ustawę zawetował. Potem nastąpiły rządy kolejnego genseka z czasów komuny – Leszka Millera, który wprawdzie uchwalił ustawę reprywatyzacyjną, ale dotyczyła ona jedynie Zabużan z dawnych Kresów Wschodnich II RP. Kolejną próbę rząd RP podjął w roku 2008 (Ustawa o zadośćuczynieniu z tytułu krzywd doznanych w wyniku procesów nacjonalizacyjnych w latach 1944–1962), ale i ona skończyła się fiaskiem. 25 czerwca 2015 r. posłowie uchwalili natomiast tzw. małą ustawę reprywatyzacyjną, która dotyczyła jedynie gruntów warszawskich.

Pod koniec rządów Leszka Millera, w kwietniu 2003 r., Jarosław Kaczyński wysłał list do prezesa londyńskiego oddziału Polskiego Związku Ziemian, w którym napisał: „Reprezentuję środowisko polityczne, które od zarania III Rzeczypospolitej wypowiadało się za reprywatyzacją i które już przed wielu laty sformułowało postulat moralnej rewolucji”. Prezes PiS ubolewał w nim, że polskie państwo nie zwróciło znacjonalizowanych majątków, co według niego jest przejawem „poważnej choroby naszego życia publicznego”.

Z treści listu wynika, że dla prezesa Kaczyńskiego reprywatyzacja jest elementem walki z postkomuną i kwestią moralną, bo racja leży po stronie potomków przedwojennych ziemian, którym władze komunistyczne wyrządziły krzywdę. Wyraził także nadzieję, że w Polsce nastąpi rewolucja moralna i – po wygranych wyborach – PiS doprowadzi kwestie reprywatyzacji do końca.

Dwa lata później w wyborach parlamentarnych rzeczywiście zwyciężyło Prawo i Sprawiedliwość i kwestia reprywatyzacji znowu stanęła na porządku obrad Sejmu. Partia Jarosława Kaczyńskiego żadnej ustawy nie zdążyła jednak uchwalić. Po dwóch latach, w wyniku przedterminowych wyborów, władzę w kraju przejęła lewicowo-liberalna Platforma Obywatelska. W swoim programie wyborczym partia Donalda Tuska miała punkt, mówiący o konieczności przeprowadzenia reprywatyzacji. Po dojściu do władzy lider PO oświadczył jednak, że jego rząd zajmować się tą sprawą nie będzie, bo „Polski na reprywatyzację nie stać”. Zaproponował, podobnie jak Aleksander Kwaśniewski, aby byli właściciele dochodzili swoich praw na drodze administracyjnej – przed polskimi sądami i Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. W efekcie tej decyzji niejasny stan własnościowy wielu nieruchomości do tej pory powoduje blokowanie inwestycji i paraliż planowania przestrzennego.

Z okazji 20-lecia powstania Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, które przypadło w roku 2010, prezydent RP Bronisław Komorowski polukrował ziemian, dekorując najbardziej zasłużonych działaczy Towarzystwa wysokimi odznaczeniami… Od tamtego wydarzenia minęła kolejna dekada. Sędziwi potomkowie polskiej elity odchodzą jeden za drugim z tego świata. Na naszych oczach dogorywa także ostatni relikt siedemsetletniej świetności Rzeczpospolitej – polski dwór.

Ojcowizna ludzi, którzy za Polskę gotowi byli oddać życie, nadal rozgrabiana jest przez wnuków komunistycznych bandytów i kolaborantów. Czerwona zaraza, która spłynęła na nasz kraj od Wschodu, nie odpuszcza. Czyżby ta mentalna pandemia miała trwać wiecznie?

Moralność a ekonomia

Od zwycięskich dla Prawa i Sprawiedliwości wyborów minęło pięć lat. W mediach publicznych wiele mówi się o tradycji i o wartościach – o polskiej tożsamości, polskiej historii i wierze przodków, o naszej historii, patriotyzmie i odpowiedzialności za ojczyznę. Powstają kolejne muzea i izby pamięci narodowej. Organizowane są patriotyczne festiwale i konkursy. Upamiętniane jest bohaterstwo i męczeństwo żołnierzy wyklętych, walczących z komunistyczną zarazą…

I chyba już wszyscy zostali docenieni, z wyjątkiem ziemian, którzy w świadomości społecznej albo w ogóle nie istnieją, albo stanowią niechlubny relikt zaprzeszłości.

Pod koniec października 2017 roku Prawo i Sprawiedliwość przygotowało projekt tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Zakłada on między innymi zakaz zwrotów znacjonalizowanych dóbr w naturze, zakaz zwrotów z wykorzystaniem instytucji kuratora oraz zakaz handlu roszczeniami. Prawo do odszkodowań przyznano jedynie dawnym właścicielom, ich spadkobiercom w pierwszej linii oraz współmałżonkom. Autorzy projektu zaproponowali wypłatę odszkodowań na poziomie 20 do 25% wartości mienia. Zdaniem Patryka Jakiego i Kamila Zaradkiewicza, którzy pracowali nad ustawą, takie rozwiązania „stanowią kompromis pomiędzy moralną powinnością wobec osób pokrzywdzonych a ekonomicznymi możliwościami państwa”.

Od publikacji pisowskiego projektu miną wkrótce trzy lata. Przez ten czas nic w zasadzie się nie wydarzyło. Polska nadal nie ma ustawy reprywatyzacyjnej. W gruzy rozsypują się ostatnie gniazda ziemiańskie. Ziemię, tam gdzie majątek nie był rozparcelowany, nadal przejmują za bezcen hochsztaplerzy, wywodzący się najczęściej z komunistycznego „układu”. Rosną fortuny byłych działaczy PZPR, ZSL i funkcjonariuszy komunistycznych służb. Powstają latyfundia, liczące po kilkanaście tysięcy hektarów. Bogacą się kaci, ofiary pozostają z niczym.

Czy po zapowiedzianej na jesień rekonstrukcji rządu premier Mateusz Morawiecki, przy tak zmasowanym oporze postkomunistycznych „elit”, jaki obserwujemy w Senacie, Sejmie i na „ulicy” przy wprowadzaniu każdej niemal ustawy, będzie w stanie przywrócić ziemianom honor i choćby symboliczne zadośćuczynienie? A może tym razem „moralną powinność” państwa wobec pokrzywdzonych obywateli przekreśli druga fala koronawirusa albo inna pandemia? Zobaczymy…

Marszałek Józef Piłsudski zwykł mawiać: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”. Być może warto polskim elitom te słowa po raz kolejny przypomnieć.

Artykuł Krzysztofa M. Załuskiego pt. „Pandemia reprywatyzacyjnej impotencji” znajduje się na s. 5 i 6 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020.

 


  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Krzysztofa M. Załuskiego pt. „Pandemia reprywatyzacyjnej impotencji” na s. 5 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 75/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rzymkowski: Konwencja stambulska narzuta skrajnie lewicowy, ideologiczny i genderowy światopogląd

Tomasz Rzymkowski pozytywnie ocenia skierowany wniosek o zbadanie zgodności konwencji stambulskiej z polską konstytucją, krytykuje ustawę 447 i domaga się szybkiego przyjęcia ustawy reprywatyzacyjnej.


Dr Tomasz Rzymkowski wskazuje, że konwencja stambulska nie wskazuje na prawdziwe przyczyny przemocy wobec kobiet jak alkoholizm, narkomania, pornografia czy prostytucja, natomiast wprowadza takie pojęcia płci społeczno-kulturowej.

Ta konwencja narzuca konkretny światopogląd, skrajnie lewicowy podyktowany ideologią gender (…) Jest wprowadzone pojęcie płci społecznej, podyktowanej rolą w społeczeństwie w oderwaniu od biologii.

Zdaniem posła PiS lepszą drogą zmierzającą ostatecznie do wypowiedzenia wspomnianej konwencji, niżeli ta zaproponowana przez Zbigniewa Ziobro, jest droga wybrana przez premiera Morawieckiego, który skierował zapytanie do trybunału konstytucyjnego o zgodność konwencji z polską konstytucją.

Uważam, że to dobrze, że (Zbigniew Ziobro-przyp. red.) zakwestionował w sposób jawny tę konwencję (…) Natomiast stwierdzenie przez Trybunał Konstytucyjny nieważności, już w chwili wydania tego orzeczenia powoduje, że dane normy zostają wykluczone z polskiego porządku prawnego, bez oglądania się na międzynarodowe środowiska.

Dr Rzymkowski uważa, że należy jak najszybciej przyjąć ustawę reprywatyzacyjną i przerwać łańcuch obrotu nieruchomościami, które nie znajdują się obecnie w rękach prawowitych właścicieli, choć o nie zabiegają. Dodaje, że w załączniku do raport o ustawie 447 kieruje bezzasadne zarzuty, ale znalazły się tam także zapisy przypominające o pozytywnej roli Polski, która „troszczy się i przypomina o martyrologii Żydów w czasie Holocaustu”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Sebastian Kaleta: Warszawa jest zarządzana od awarii do awarii

Poseł Solidarnej Polski, wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta o niespełnionych obietnicach kandydata PO, awariach w Warszawie i apelu do liderów Konfederacji.


Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta podkreśla, że Rafał Trzaskowski nie spełnił żadnej swojej obietnicy, do których należały m.in. odbudowa stadionu Skry, darmowe żłobki, budowa obwodnicy śródmiejskiej czy bezpłatne bilety dla licealistów. Zdaniem posła Kalety, kandydat PO nie jest w stanie poradzić sobie z zarządzaniem Warszawą:

Warszawa jest zarządzana od awarii do awarii. Spójrzmy na to, co się dzieje. Była awaria Czajki, rząd musiał pomóc, wręcz wbrew Rafałowi Trzaskowskiemu (…) Mamy sytuację bardzo krytyczną w niemieckiej spółce, która wozi warszawiaków autobusami. Kolejny kierowca spowodował wypadek będąc po zażyciu narkotyków.

Poseł Solidarnej Polski zwraca uwagę, że władze Platformy Obywatelskiej w stolicy nieustannie prywatyzują spółki miejskie, dzięki czemu władze Warszawy „zawsze przy jakiejkolwiek krytycznej sytuacji umywają ręce i twierdzą, że to firmy prywatne i należy to do ich obowiązków”.

Gość Krzysztofa Skowrońskiego apeluje także do elektoratu Konfederacji:

Jestem zaskoczony, że w sytuacji, gdy przeciwnikiem Andrzeja Dudy jest kandydat skrajnie lewicowy, skrajnie liberalny-Rafał Trzaskowski (…) to taka bierna postawa liderów Konfederacji spowoduje, że będą ponosić część odpowiedzialności za otwarcie drzwi skrajnej lewicy do polskich domów (…) Apeluję do wyborców Konfederacji, aby rozważyli za i przeciw, i jednak pozwolili, aby prezydentem była osoba, która wyznaje podobne wartości.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

M.K.

Michał Karnowski: Trzeba zawsze tłumaczyć co się robi, mówić w co wierzymy. Polska wygrała z epidemią

Ułaskawienie Jana Śpiewaka, debata nad wotum zaufania dla rządu i kampania prezydencka. Michał Karnowski o postawie warszawskiego Ratusza, krytyce ministra Szumowskiego i o Konfederacji.


Michał Karnowski komentuje ułaskawienie Jana Śpiewaka przez prezydenta w związku ze zniesławieniem przez aktywistę mecenas Bogumiły Górnikowskiej-Ćwiąkalskiej, córki Zbigniewa Ćwiąkalskiego, byłego ministra sprawiedliwości i prokuratura generalnego. Podkreśla, że jest to akt fundamentalnej sprawiedliwości. Wskazuje na jego działalność na rzecz warszawskich lokatorów.

Jan Śpiewak […] w sprawie warszawskiej reprywatyzacji zachował się bardzo przyzwoicie. Był człowiekiem, który starał się przywrócić tutaj jakieś elementarne zasady; występował po stronie ofiar i ma w tej sprawie duże zasługi.

Publicysta przypomina zaangażowanie w pomoc lokatorom innych działaczy, a tych przedstawicieli oddolnych ruchów, takich jak zamordowana Jolanta Brzeska. Wskazuje także na działanie Komisji Weryfikacyjnej, która sprawy te „podniosła na wyższy poziom”.

Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej kontynuator Rafał Trzaskowski podjęli decyzję wręcz kuriozalną o  zaskarżaniu do sądów decyzji Komisji ds. Reprywatyzacji zwracającej miastu lokale, kamienice.

Dziennikarz na pytanie czy wspomniana decyzja prezydenta będzie mieć wpływ na wybory prezydenckie wskazuje, że wobec ich bliskości „każdy dzień jest kampanią wyborczą”. Obecnie „wykuwa się osąd” na temat kandydatów:

Pytania o to kto ma energię, kto ma pomysł, kto jest zjednoczony, a kto skłócony; kto się kaja, a kto ma w sobie pewną dumę z własnego dorobku; kto ma plan (na przykład wielki inwestycyjny plan Dudy). To są zasadnicze zupełnie fundamentalne pytania decydujące o wyniku tej rozgrywki.

Karnowski stwierdza, że Polska nie jest najbogatszym krajem i nie ma najlepszej służby zdrowia na świecie, ale i tak „wygrała wojnę z epidemią”. Przyznaje, że nie oznacza to, że nie popełniono błędów w tej walce i że sytuacja gospodarcza wielu ludzi jest trudna. Podkreśla przy tym, że rządowa tarcza działa. Komentując wystąpienie premiera w Sejmie stwierdza:

Trzeba zawsze tłumaczyć co się robi. Trzeba mówić w co wierzymy.

Gość „Poranka Wnet” wyjaśnia, że trzeba podkreślać różnice programowe między obozem rządzącym a opozycją. Jednym z nich jest stosunek do wielkich inwestycji publicznych, takich jak Przekop Mierzei Wiślanej, przeciw któremu wypowiadał się Rafał Trzaskowski.

Odnosząc się do wczorajszej debaty nad wotum nieufności wobec ministra zdrowia Karnowski ocenia za najlepszą mowę posła Pis Przemysława Czarnka, który oskarżył opozycję, że jest niechętna wobec Łukasza Szumowskiego, gdyż ten jest skuteczny. Opozycji zaś, jak mówi nasz gość,

Chodziło o sklejenie dobrej walki z epidemią z maseczkami.

Zauważa, że  Krzysztof Bosak ma w sobie odrobinę próżności potrzebnej, by być w polityce na dłużej. Przywiązuje on bowiem dużą wagę do swojego wizerunku.

Myślę, że Ruch Narodowy i Konfederację jeszcze czeka jakieś przegrupowanie.

Redaktor „wSieci”stwierdza, że obecny status narodowców w ramach Konfederacji nie przystaje w pełni do ich ambicji, więc można się spodziewać zmian w tej koalicji. Odnosząc się do wypowiedzi posła Grzegorza Brauna zarzuca liderowi Korony, że niektóre jego słowa (jak teatralne „szczęść Boże”) są nie do końca poważne. Przestrzega przed uleganiem w polityce atrakcyjnym i barwnym postaciom, których program okazuje się później nierealny. Zauważa, że ludzie przyciągani przez obecnego prezesa partii KORWiN „wpadali w polityczną czarną dziurę”:

Tu można wskazać też Janusza Korwin-Mikkego który zawsze przyciągał młodych ludzi i dawał im bardzo proste, wyraziste, barwne recepty. Oni wchodzili w działalność polityczną u jego boku mniej więcej na dekadę, bo tyle zajmowało dojście do wniosku, że jednak to nie jest najlepsza ścieżka.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.