Zdumiewająca odpowiedź Europejskiego Trybunału Praw Człowieka na skargę polskiego obywatela na wyrok polskiego sądu

Trwało długo, ale się skończyło na krajowym poziomie. Nasi sędziowie sprawę zamknęli. Już się z Borkałą borykać w polskich sądach nie będą. Pełnomocnik Józefa Borkały zwrócił się do Strasburga.

Stefan Truszczyński

Do lat sześćdziesiątych nawet w rodzinie strach było rozmawiać o tamtych czasach.

O ojcu Józefie syn Józef Borkała, rocznik 1942, wiedział w dzieciństwie tylko tyle, że tata przed wojną pracował na kolei, a w okresie okupacji, by nie być zabranym do niemieckiego wojska, zatrudnił się w służbie ochrony torów. Potem, ale to już po wielu latach, dowiedział się od matki Antoniny, że ojciec poszedł do lasu, że był partyzantem.

Powiedziała mu też, że do ich domu w Skoczowie w czasie wojny przychodzili koledzy ojca. A jeden to nawet był znanym tutejszym piłkarzem. Wszystko to było, zanim się urodził. Bo przyszedł na świat w Skoczowie dopiero w 1942 roku. O niczym innym związanym z ojcem w domu się nie rozmawiało. Ale w szkole odczuł już brzemię tamtych lat. Nazywano go dzieckiem bandyty.

Matka również niewiele mówiła o sobie. Usłyszał od krewnych, że też chodziła do lasu, nosić ojcu jedzenie. A także, że przenosiła stamtąd do miasta jakieś papiery. Od „Kreta”, bo taki partyzancki pseudonim przyjął ojciec. Usłyszał też, że był on groźny dla Niemców i bardzo go poszukiwali.

W lasach między Cieszynem, Skoczowem AK-owska partyzantka działała aż do 46. roku. Jest tam jeszcze wiele do odszukania – bunkry, tunele. To trudno dostępne tereny. Właściwie bezdroża. Błoto. Warto odnaleźć partyzanckie kryjówki.

Józef Borkała pojawił się w Skoczowie na krótko, gdy odeszli Niemcy. Ale ich miejsce zajęli nowi okupanci – Rosjanie, a potem UB-cja. Józef Borkała w obawie przed aresztowaniem, co spotkało kilku jego kolegów, wrócił do lasu. Ludzie między sobą zaczęli opowiadać, że „Kret” jest znowu groźny. Teraz polowanie na „wyklętych” prowadzono siłami Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nie wszyscy byli żołnierze z lasu wytrzymali.

Czy była to zdrada i kto zdradził, tego na pewno do dziś nie wiadomo. Podejrzenia i oskarżenia krążą nadal. Większość ludzi z tamtych czasów już nie żyje. Czy kiedykolwiek te sprawy zostaną wyjaśnione?

Tylko pewne fakty ustalone są bezspornie. To, że w styczniu 46. roku, po zgładzeniu czterech UB-ków ze Skoczowa, zostały wysłane na akcję silne oddziały wojska. Wiadomo, że na pewno ktoś zadenuncjował i wskazał miejsce pobytu „leśnych”. Akcja była jednak nieskoordynowana. W lesie starły się ze sobą dwie grupy KBW. Gdy się zorientowano, spalono okoliczne zabudowania. Rozpoczęła się strzelanina ze stacjonującymi tam partyzantami.

W tej walce zginął m.in. „Kret” – Józef Borkała. Jego ciało przewieziono potem wozem drabiniastym i wyrzucono przed budynkiem UB na rynku w Skoczowie. Zmasakrowane zwłoki leżały przez kilkanaście godzin, żeby ludzie zobaczyli, co dzieje się z tymi, którzy walczą z nową władzą. Nie wiadomo, czy ciało zostało potem spalone, czy gdzieś zakopane. Ta sprawa dręczy do dziś syna.

***

Oczywiście UB nie oszczędził rodziny. Matka przeszła dramatyczne śledztwo, została aresztowana i przez pół roku przebywała w więzieniu. Przeżyła, wróciła do domu, odzyskała dziecko – małego Józefa. Nigdy nikogo nie wydała, nie ujawniła kontaktów, choć wiedziała sporo, bo wielokrotnie pomagała mężowi. Ale o „Krecie” ludzie wiedzieli. Rozmawiano o tym po cichu. Jednak stalinowska propaganda i nienawistny stosunek do polskich żołnierzy z lasu robiły swoje.

Nie było tajemnicą, kim był Józef Borkała w czasie wojny i bezpośrednio po niej. Jego syn słyszał w szkole, że ojciec to bandyta. I tak rósł zamknięty w sobie. Często odczuwający nienawiść. A potem szykanowany w pracy.

Dopiero przed kilkoma laty, gdy zaczęto mówić prawdę o żołnierzach z lasu, o „wyklętych”, gdy za tamte cierpienia rodziny zaczęły dostawać odszkodowania, pan Józef Borkała zdecydował się pójść do sądu sprawiedliwej już przecież Polski, by przypomnieć o męczeństwie matki i szykanach wobec niego. Pełnomocnikiem swoich roszczeń ustanowił mecenasa Andrzeja Wołoszyna z Gliwic.

Pan Józef Borkała, syn Józefa, jest moim rówieśnikiem. Był górnikiem. Takim, który pracuje na przodku. W sumie w górnictwie przepracował kilkanaście lat. Nigdy go nie awansowano z uwagi na notatki w papierach personalnych o ojcu. Był synem partyzanta walczącego z ludową władzą, nigdy też nie zapisał się do partii. (…)

Sąd za głosem prokuratora stwierdza, że pani Antonina Borkała nie działała w żadnej organizacji, nie walczyła. Nic rodzinie się nie należy. (…)

Jaka jest ta solidarna Polska? Z kim jest ona solidarna? Ze śmiejącym się w kułak prokuratorem? Z sędziami przebranymi w czarne komże? Owszem, słuchają. Ale czy są absolutnie pozbawieni empatii? Nie żyli w tamtych czasach, ale chyba już wszystkim wiadomo, jak było. Czy nadal nic nie rozumieją?

Oczywiście to jest pokolenie, któremu nie wybijano w UB-ckich kazamatach zębów. Nie wyrywano paznokci. Nie dręczono rodzin. Nie napuszczano ogłupiałych sąsiadów i wystraszonych belfrów w szkole. Nie zaszczepiano w uczniach nienawiści.

***

Jest pięknie. Bogato wokół. Wybudowano pojemne parkingi nie tylko przed sądami. Stoją na nich wypasione wozy. Za miastem pozostały opuszczone groby. Kilkakrotnie już wyrzucano z wielu z nich pochowanych i zamęczonych ludzi. Poumierają też opiekunowie pamięci imiennych i bezimiennych. Wyrośnie nowe pokolenie prokuratorów i sędziów. Czym będą się kierować? Może teraz w Strasburgu szukać będą sprawiedliwości.

Zwrócił się tam również pełnomocnik Józefa Borkały. A oto – czytajcie ludziska wierzący w Unię Europejską – odpowiedź, która nadeszła niedawno.

European Court of Human Rights
ECHR-LPOL11.OOR
KKZ/MSS/ro
Skarga nr 40154/
Borkała v. Poland

Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekający jednoosobowo (!), zadecydował o uznaniu powyższej skargi za niedopuszczalną.
W załączeniu przesyłam decyzję Trybunału podjętą w niniejszej sprawie. Postanowienie to jest ostateczne i nie podlega zaskarżeniu do Komitetu Izby lub Wielkiej Izby Trybunału. W związku z powyższym, Kancelaria Trybunału nie będzie prowadzić dalszej korespondencji dotyczącej niniejszej sprawy. Ponadto zgodnie z zasadami archiwizacji obowiązującymi w Trybunale, akta, które zostały złożone dla niniejszej skargi, zostaną zniszczone w ciągu jednego roku od daty decyzji.
Postanowienie zostało sporządzone w jednym z języków urzędowych Trybunału (angielskim lub francuskim) i nie jest możliwe sporządzenie tłumaczenia na żaden inny język.
Kancelaria Europejskiego Trybunału Praw Człowieka
(pod tym nadesłanym tekstem nie widnieje jakikolwiek konkretny podpis)

(…)

Cały artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Od UB do UE” znajduje się na s. 17 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Od UB do UE” na s. 17 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Tragiczna, niezakończona historia śp. Romana Jochemczyka/ Stefania Mąsiorska, „Śląski Kurier WNET” nr 85/2021

W 1994 r. IPN uznał, że R. Jochemczyk był prześladowany w PRL za działalność na rzecz niepodległości Polski. W 2020 r. IPN zmienił zdanie. Śledztwo w sprawie zmarłego w 1998 r. bohatera artykułu trwa.

Stefania Mąsiorska

Drwiący śmiech pokoleń

Człowiek tworzy historię, historia rozkłada człowieka (Emil Cioran)

Roman Jochemczyk z Dziećkowic (województwo śląskie), rocznik 1931, był synem rolnika. Jego dzieciństwo upływało w cieniu grozy II wojny światowej. Ojciec zginął na tej wojnie, matka pozostała na 6,5-hektarowym gospodarstwie z piątką dzieci. On był najstarszy z rodzeństwa. Naukę po wojnie kontynuował w Kolegium Franciszkanów w Nysie, a od września 1948 roku – w jedenastolatce w Mysłowicach, gdzie w tym właśnie roku powstało Tajne Harcerstwo Krajowe – Szeregi Wolności.

W roku szkolnym 1949/50, będąc uczniem 10 klasy, porzucił szkołę, bo wstąpił do nielegalnej organizacji. Zajmował się w niej wypisywaniem antyrządowych haseł, rozrzucaniem ulotek i gromadzeniem broni. Zagrożony dekonspiracją, wraz z kolegą przeniósł się do Białki koło Makowa Podhalańskiego. Tam, po nawiązaniu kontaktów, utworzył grupę pod nazwą Narodowa Organizacja Bojowa. Już w grudniu 1950 roku został aresztowany przez UB i oddział KBW pod Imielinem. Przesłuchiwano go ubeckimi metodami, znęcając się fizycznie i psychicznie. 22 marca 1951 roku został wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Katowicach skazany na karę śmierci „wraz z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze i przepadek całego mienia”. W celi śmierci przesiedział 3 miesiące. Potem złagodzono mu wyrok do lat 15.

Straszną cenę miał odtąd płacić ten – w chwili aresztowania – dziewiętnastolatek. Płacili też jego bliscy, okrzyczani w małym wiejskim środowisku Dziećkowic „rodziną bandyty”. Po politycznych przemianach w Polsce ostatecznie wyszedł na wolność w 1958 roku.

Osiedlił się w Bogatyni, bo tam mieszkała poślubiona w tym samym roku jego żona. Wzywany przez matkę, która nie radziła sobie z prowadzeniem gospodarstwa rolnego, w 1962 roku wrócił w rodzinne strony.

Nie była to dobra decyzja. Miał już własną rodzinę – 2 córki i syna. Było im bardzo ciężko. W nocy pracował w kopalni Wesoła, w dzień na roli. W tej społeczności byli traktowani wciąż jak rodziną bandycka. Często słyszeli obelgi i boleśnie odczuwali poniżanie. Starszej córce tych bardzo religijnych rodziców z tego powodu opóźniono możliwość przystąpienia do I Komunii Świętej o dwa lata. To piętno zaważyło też na stosunkach rodzinnych. Pod presją wrogiego nastawienia tej małej społeczności do syna i jego rodziny, matka wydziedziczyła Romana. Musieli się wyprowadzić z dorastającymi dziećmi i do końca życia Roman Jochemczyk z rodziną nie był na swoim.

Dopiero po ogłoszeniu Ustawy z 23 lutego 1991 roku mógł się starać o rehabilitację. I doczekał się jej. W jego aktach w roku 1994 IPN odnotował: „Analiza akt sprawy prowadzi do wniosku, że czyny przypisane powyższym wyrokiem były związane z działalnością na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego”. Na postawie tej analizy Sąd Wojewódzki w Katowicach stwierdził nieważność wyroku z 1952 roku. Roman Jochemczyk otrzymał też symboliczne odszkodowanie za niesłuszne osądzenie i osiem lat więzienia.

Zmarł w 1998 roku. Dzieci z oczyszczoną wreszcie historią życia ojca miały prawo liczyć na szacunek. Pozakładały własne rodziny.

Tymczasem w październiku 2020 roku zostały poinformowane, że IPN w Katowicach „prowadzi śledztwo w sprawie niesłusznego skazania Romana Jochemczyka i innych osób na kary więzienia wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Katowicach z dnia 22.03.1951, co stanowiło represję z powodu jego działalności opozycyjnej w ramach organizacji Narodowa Organizacja Bojowa oraz znęcania się nad nimi przez funkcjonariuszy WUBP w Katowicach i PUBP w Pszczynie podczas śledztwa”. Ich próby kontaktu przez podany w piśmie numer telefonu do prokuratora Zbigniewa Woźniaka z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach nic nie dały. Nikt też nie oddzwonił, ale nikt się też nie niepokoił, bo niczego złego się nie spodziewano. Po niemal dwóch miesiącach z tegoż IPN przyszło pismo informujące o umorzeniu śledztwa.

Spokój zburzyła dopiero lektura obszernego uzasadnienia umorzenia, a zwłaszcza tego fragmentu: „Oceniając zgromadzony materiał dowodowy stwierdzić należy, iż brak jest podstaw do przyjęcia, by działania podejmowane wobec pokrzywdzonych przez prokuratorów Wojskowej Prokuratury Rejonowej W Katowicach i Najwyższego Sądu Wojskowego w Warszawie wyczerpywały znamiona przestępstwa, a tym samym, by można było przyjąć, iż zachodzi uzasadnione podejrzenie zaistnienia tzw. zbrodni sądowej. Wynika to z faktu, iż wszystkie przypisane pokrzywdzonym przestępstwa mają charakter przestępstw pospolitych, a nie politycznych”.

W kwestii skazania Romana Jochemczyka za nielegalne posiadanie broni w uzasadnieniu umorzenia czytamy, że „nie ma znaczenia, z jakich motywów pokrzywdzony przechowywał broń palną. Jeśli byłoby to z motywów patriotycznych, to obecnie można jedynie podkreślić, że robił to pomimo pełnej świadomości grożącej mu za to surowej odpowiedzialności karnej. Tym samym brak jest przesłanek do stwierdzenia, by wyrok Wojskowego Sądu Rejonowego w Katowicach i utrzymujące go w mocy postanowienie Najwyższego Sądu Wojskowego w Warszawie w części dotyczącej były wydane z naruszeniem prawa”.

Co do stosowania zaś przemocy fizycznej i psychicznej przez funkcjonariuszy UB w Katowicach i Pszczynie wobec Romana Jochemczyka prokurator IPN uznał wprawdzie, że to „wyczerpuje znamiona przestępstw” i że były to czyny „bezprawne i mające charakter represji” oraz że „działania funkcjonariuszy miały charakter fizycznego i psychicznego znęcania się i miały na celu uzyskanie od niego określonych wyjaśnień, a tym samym czyny te należy zakwalifikować jako zbrodnie komunistyczne i zbrodnie przeciwko ludzkości”, ale ponieważ „zebrany materiał dowodowy nie pozwala na ustalenia, którzy konkretni funkcjonariusze dopuścili się tych przestępstw, dlatego postępowanie w tej części postanowiono umorzyć z powodu niewykrycia sprawców”.

Był to dla dzieci Romana Jochemczyka prawdziwy grom z jasnego nieba. Jedyne dla nich pocieszenie stanowiła świadomość, że ich ojciec tego nie dożył. Złożyły zażalenie do Sądu Rejonowego w Katowicach. Ten sąd, rozpatrzył 24.02.2021 roku (sygn. akt VIII Kp 485/20/ADM) inkryminowane postanowienie i je swoim postanowieniem uchylił, uznawszy w całej rozciągłości argumentację strony skarżącej.

Uzasadnienie pisemne tego postanowienia Sądu Rejonowego w Katowicach byłoby znakomitym materiałem edukacyjnym dla aplikantów sądowych.

Śledztwo IPN-u w tej sprawie nadal trwa. Jaki będzie jego finał? Czy represjonowany w PRL z powodów politycznych Roman Jochemczyk będzie oczyszczony z miana przestępcy pospolitego?

Artykuł Stefanii Mąsiorskiej pt. „Drwiący śmiech pokoleń” znajduje się na s. 2 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stefanii Mąsiorskiej pt. „Drwiący śmiech pokoleń” na s. 2 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego