Czy to jest chichot historii? Jestem ofiarą czy sprawcą? / Marian Smoczkiewicz, „Wielkopolski Kurier WNET” 48/2018

Mamy do czynienia z fałszowaniem historii na potężną skalę. Wymyślono tezę, która zaciera granicę między ofiarą a sprawcą. Teza ta, skutecznie wsparta medialnie, ma stać się obowiązującą prawdą.

Wielkopolskie losy

Marian Smoczkiewicz

Ofiara czy sprawca? Uwagi na temat relacji polsko-żydowskich

Czy to jest chichot historii? Współczesna narracja dotycząca ofiar niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej sugeruje ich podział na dwie grupy: lepszych i gorszych. Tak rozumiem – na podstawie opinii ekspertów i doniesień medialnych – intencje amerykańskiej ustawy 447, podpisanej w maju przez prezydenta Donalda Trumpa. I na mocy tej właśnie ustawy zakwalifikowano mnie jako tę gorszą ofiarę niemieckiej okupacji. Co więcej, okazuje się, że na odszkodowania z tytułu poniesionych strat w czasie II wojny światowej będę musiał się składać do spółki z oprawcami.

Ja również jestem ofiarą niemieckiego systemu eksterminacji narodu polskiego, wprowadzonego w 1939 roku na ziemie polskie. Cierpienia moich bliskich są nie tylko podobne do cierpień rodzin żydowskich, ale wręcz zbieżne z nimi. Umniejszanie wojennych strat polskich rodzin jest dla mnie sprawą o znaczeniu życiowym, a dla mojej Ojczyzny fundamentalnym. Jeśli takie mocarstwo, jakim są Stany Zjednoczone, przyjmuje tego typu ustawę, to musi mieć konkretny cel. Widać to było w trakcie debaty, która odbyła się przy tej okazji w Izbie Reprezentantów. Amerykańscy kongresmeni mówili wprost, że należy stworzyć pewną podstawę ustawową dla Sekretarza Stanu, dla rządu czy innych instytucji. Te z kolei będą mogły wywierać presję – dokładnie użyto tego określenia – na rządy innych państw, uczestników konferencji w Terezinie, która dotyczyła tzw. mienia ery Holokaustu. To znaczy, aby w przypadku mienia bez spadkobierców, które z reguły przejmuje Skarb Państwa, równowartość takiego mienia przechodziła na rzecz organizacji – w tym przypadku amerykańskich – zajmujących się tzw. pomocą ofiarom po Holokauście lub krzewieniem pamięci o Holokauście. Reasumując, nie do przyjęcia jest dla mnie, abyśmy składali się finansowo na pokrzywdzonych przez Niemców Żydów, a w gruncie rzeczy na stowarzyszenia reprezentujące żydowskie ofiary II wojny światowej.

Mój Ojciec Marian

Urodziłem się dwa lata przed wybuchem II wojny światowej. Moi rodzice pochodzili z licznych rodzin: tata z sześciorga, a mama z siedmiorga dzieci. Właśnie ta generacja wzięła na siebie największy ciężar obrony kraju. Stawili czoła Niemcom, walczyli tak heroicznie, jak tylko było to możliwe… do końca. Nie zgodzę się więc nigdy, by ktokolwiek śmiał obsadzać w roli współsprawców Holocaustu mojego ojca, moich stryjów, wujów czy ich współbraci w walce.

Marian Smoczkiewicz, ojciec Autora | Fot. archiwum rodzinne

Gdy wybuchła wojna, mieszkaliśmy w Bydgoszczy, gdzie ojciec, Marian Smoczkiewicz, miał kancelarię adwokacką. Pamiętam go słabo, pojedyncze obrazy ze wspólnych zabaw. Po wkroczeniu Niemców do Bydgoszczy otrzymał w październiku 1939 roku wezwanie na policję. Do końca nie zdawał sobie sprawy, z jakim barbarzyństwem przyjdzie stanąć mu twarzą w twarz. Był jednak człowiekiem honorowym i odważnym, więc zgłosił się w wyznaczonym czasie. Wychodzącego z domu widzieliśmy go po raz ostatni. Od tego momentu wszelki ślad po nim zaginął. Zapytania, które mama kierowała na policję w sprawie losów ojca, spotykały się arogancją, lekceważeniem i w efekcie z brakiem wieści. Dziś wiemy tyle, że prawdopodobnie więziono go z prezydentem Bydgoszczy, innymi prawnikami, nauczycielami, lekarzami, księżmi. Wszyscy oni zginęli, a tym samym nie ma też żadnych świadków, którzy mogliby opowiedzieć cokolwiek o bydgoskim adwokacie, Marianie Smoczkiewiczu. Nigdy nie ustaliliśmy: kiedy tata zginął, jak zginął, gdzie jest pochowany. Prawdopodobnie został zamordowany na początku listopada, bo wtedy Niemcy prowadzili masowe rozstrzeliwania przedstawicieli inteligencji bydgoskiej, w lasach pod miastem. Miał wtedy 31 lat.

Stanisław, Jan i ich siostry

Młodszy brat Mariana, Stanisław Smoczkiewicz, również prawnik, absolwent studiów prawniczych na Uniwersytecie Poznańskim, został zamordowany na przełomie 1941/1942 roku. Stanisław Smoczkiewicz po wybuchu wojny bardzo aktywnie zaangażował się w działalność podziemną w Poznaniu i całej zachodniej części Polski. Był członkiem tajnej organizacji „Ojczyzna”, w której kierował wydziałem organizacyjnym oraz należał do ścisłego grona przywódców. Na bazie „Ojczyzny” z czasem utworzono struktury Delegatury Rządu na terenach zachodniej Polski. W 1941 roku rozpoczęły się aresztowania członków kierownictwa „Ojczyzny”. Między innymi aresztowano ks. infułata Józefa Prądzyńskiego, wielu innych tajnych żołnierzy, a wśród nich Witolda Ewerta-Krzemieniewskiego, brata mojej matki.

Stanisław Smoczkiewicz, mój stryj, został aresztowany w grudniu 1941 roku. Osadzono go w Forcie VII w Poznaniu, pierwszym i najokrutniejszym obozie koncentracyjnym na terenach Polski. Według listu Witolda Ewerta-Krzemieniewskiego, więzionego w tym samym czasie w Forcie VII, po długich torturach, nazywanych przez Niemców przesłuchaniami, Stanisław Smoczkiewicz został na początku 1942 roku wywieziony z obozu wraz z grupą innych działaczy i już nigdy nie wrócił. Moja babcia Czesława odebrała tylko paczkę z więzienia wypełnioną zakrwawioną odzieżą Stanisława. Do dziś nie wiemy, jak zginęła wywieziona grupa i gdzie ich pochowano.

Najmłodszy brat mojego ojca, Jan Smoczkiewicz, został wywieziony do obozu pracy do Niemiec, gdzie został uwolniony przez aliantów w 1944 roku. Dwie młodsze siostry ojca: Aleksandra (18 lat) i Teresa (14) były również wywiezione na roboty do Niemiec. Podsumowując, z sześciorga dzieci Czesławy i Władysława dwóch najstarszych synów zamordowano, troje wywieziono na roboty do Niemiec.

Rodzina Mamy

Rodzina ze strony mojej matki Aleksandry z domu Ewert-Krzemieniewskiej składała się z siedmiorga rodzeństwa: trzy córki i czterech synów. Moja matka była najstarsza. Jej młodsza siostra Kazimiera, zamężna, całą wojnę trwała samotnie, walcząc o przetrwanie dla swojego syna, wspierając równocześnie moją mamę i mnie. Mąż Kazimiery, Roman Sioda, uczestniczył w kampanii wrześniowej, a po niej przetrzymywany był w obozie jenieckim w Niemczech. Wrócił dopiero po wojnie. Druga siostra, Halina, była żoną Kiryła Sosnowskiego, jednego z założycieli organizacji „Ojczyzna”, wybitnego działacza Polski Podziemnej, który nie uniknął aresztowania (Pawiak) przez Niemców. A po wojnie również został aresztowany, tym razem przez władze Polski Ludowej i skazany na osiem lat więzienia za działalność „antypolską”. Brat mojej matki, Witold Ewert-Krzemieniewski, jako szef wydziału finansowego „Ojczyzny” został aresztowany w tym samym czasie co Stanisław Smoczkiewicz. Od tego ostatniego otrzymał gryps, jak ma zeznawać. To mu uratowało życie. Z obozu w Forcie VII został wysłany do obozu koncentracyjnego w Mauthausen-Gusen, gdzie doczekał się uwolnienia przez aliantów. Do Polski już nie wrócił, wiedząc o licznych aresztowaniach wśród działaczy podziemia. Zmarł w Kanadzie. Młodszy brat z kolei, Marian Ewert-Krzemieniewski, działał w organizacji Kedyw w Warszawie. Walczył pod pseudonimem, którego nikt w rodzinie nie znał. Zginął w Warszawie, prawdopodobnie w tak zwanym kotle, pułapce zastawionej przez niemiecką policję, Gestapo.

Marian Ewert-Krzemieniewski | Fot. archiwum rodzinne

Najmłodszy brat, Stanisław Ewert-Krzemieniewski, w tamtym czasie czternastolatek, został też aresztowany i osadzony w Forcie VII na początku 1942 roku. Ze względu na dziecięcy wiek, na szczęście po tygodniu został zwolniony.

Statystyka wojenna wśród rodzeństwa mojej mamy jest nieco „korzystniejsza” niż u Smoczkiewiczów. Z trzech synów, żyjących w czasie II wojny światowej, jeden został zamordowany, jeden był więziony, jeden przeżył ze względu na swoje 14 lat, ale również był aresztowany. Trzy siostry: Aleksandra, Kazimiera i Halina miały za zadanie przeżyć, nie dać się aresztować za działalność mężów i braci, i przede wszystkim ochronić dzieci. Ten obowiązek wypełniły, choć tylko sam Pan Bóg wie, jakim cierpieniem i strachem okupiły te lata i następne, powojenne, również.

Jesteśmy ofiarami

Ostatnie wydarzenia i informacje dotyczące relacji polsko-żydowskich skłoniły mnie nie tylko do refleksji, ale ponownego rozliczenia wojennych dziejów mojej rodziny. Na podstawie opisanej historii widać, że niemieckie ludobójstwo i fizyczna eksterminacja dotyczyła również Polaków. Wielu zapłaciło życiem, wielu zdrowiem, przebywając w nieludzkich warunkach w obozach koncentracyjnych czy na przymusowych robotach w Niemczech. Do tego należy dołączyć ból osób najbliższych przeżywających utratę dzieci, braci, mężów, a także ciągły strach o życie najbliższych. Mam też świadomość, że historii zdziesiątkowania polskich rodów, które okupant zniszczył bezpowrotnie, jest bardzo dużo. Trudno to też fizycznie policzyć, bo po wielu polskich bohaterach nie pozostał nawet ślad w postaci mogiły.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby poniesione straty – zarówno ból związany ze śmiercią najbliższych, jak i materialne – porównywać z podobnie doświadczonymi rodzinami żydowskimi. Zdaję sobie sprawę, że samo słowo „porównanie” nie jest właściwym terminem. Jednak jesteśmy ofiarami tego samego okupanta, najeźdźcy i zbrodniarza.

Od zakończenia wojny upłynęło już ponad siedemdziesiąt lat. Nikt nigdy nie powiedział mojej mamie albo mnie – przepraszam. Cała moja rodzina, zarówno ze strony matki, jak i ojca, w czasie okupacji była wyrzucona ze swoich domów i mieszkań. Nikt nic nie zdołał zabrać ze sobą, prócz rzeczy osobistych. Miejsca, do których nas przesiedlano, często nie nadawały się do zamieszkania. Nie mieliśmy wielkiego majątku, ale i tak straciliśmy wszystko.

Stanisław, Aleksandra i Marian Smoczkiewiczowie | Fot. archiwum rodzinne Autora

Nie da się przeliczyć na pieniądze śmierci mojego ojca, nie da się oszacować samotności mojej matki i mojego oczekiwania na powrót taty z wojny. Przez lata czuliśmy, może nawet podświadomie, że zgoda na odszkodowanie to jakby ujma dla tych, którzy poświęcili swoje życie w walce o wolność Ojczyzny. Jednak na moich oczach inne środowiska nie tylko wzbogacają się kosztem również polskiej tragedii, ale jeszcze dopisują nas do sprawców. Nie mogę i nie chcę się na to zgodzić.

***

Mamy do czynienia z fałszowaniem historii na potężną skalę. Nic nie znaczyły meldunki podziemnego Państwa Polskiego opisujące niemiecką okupację. Nic, żaden dokument, żadna relacja, żadne fakty nie były uwzględniane. Wymyślono tezę, która zaciera granicę między ofiarą a sprawcą. Teza ta, nie z racji jej trafności, ale skutecznie wsparta medialnie, ma stać się prawdą. Wydaje się, że Żydzi i Polacy pochodzenia żydowskiego umieli się lepiej zorganizować i wymóc na agresorach odszkodowania, które im się należały. Jednak amerykańska ustawa 447 może spowodować, że dołożą się do tych rekompensat również ofiary.

Wysłuchała i spisała Aleksandra Tabaczyńska.

Marian Smoczkiewicz – prof. dr hab., chirurg, były kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Gastroenterologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, Dyrektor Polskiego Zespołu Medycznego i ordynator chirurgii Szpitala Wahda w Libii, Konsultant Chirurgii Szpitala Rashid, Dubai Emiraty Arabskie, ordynator oddziału Chirurgii szpitala w Ballinasloe w Irlandii, emerytowany nauczyciel akademicki.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza „Ofiara czy sprawca? Uwagi na temat relacji polsko-żydowskich” znajduje się na s. 8 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi oraz dodatek specjalny z okazji 9 rocznicy powstania Radia WNET, czyli 44 strony dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariana Smoczkiewicza „Ofiara czy sprawca? Uwagi na temat relacji polsko-żydowskich” na s. 8 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 48/2018, wnet.webbook.pl

Ustawa 447 o restytucji mienia bezspadkowego: Polsce wypadnie płacić po milionie dolarów dziennie przez 170 lat…

Nie jesteśmy w stanie spłacić sum tego rzędu. Pozostaje chyba tylko oddać część terytorium (może lasy?) lub zmienić wyznanie na judaizm (jest taka możliwość – skorzystał z niej Janusz Palikot).

Jan Martini

Na stronie rządowej Stanów Zjednoczonych pojawiła się informacja, że „US z uznaniem powitały prawo uchwalone przez serbski parlament dotyczące restytucji mienia bezspadkowego”. Serbia stała się pierwszym krajem wywiązującym się z tzw. deklaracji terezińskiej, zorganizowanej z inicjatywy amerykańskiej w 2009 r. (podpisał ją w imieniu rządu Władysław Bartoszewski), a która dotyczyła rekompensaty za przejętą własność ofiar Holokaustu. Deklaracja (nie będąca zobowiązaniem) przewiduje, że rekompensaty przeznaczone będą dla żyjących ofiar i na szerzenie wiedzy o Holokauście. Warto przypomnieć, że rząd Tuska zawarł porozumienie z Izraelem w sprawie rent płaconych ocalonym z Holokaustu. Nie były to jakieś zawrotne sumy, ale – rzecz dziwna – nie zmniejszają się (ofiary cieszą się znakomitym zdrowiem?). (…)

Serbia była koalicjantem hitlerowskich Niemiec. Nie wiemy, ilu jest Żydów w Sebii obecnie, ale przed wojną było ich 15,5 tysiąca (z czego zginęło 14 tys.).

Beneficjenci z pewnością staną się najbogatszymi ludźmi w kraju, chyba że będą musieli odpalić „działkę” tym, którzy to załatwili. Ponieważ Żydów w Polsce było znacznie więcej niż 15 tysięcy, to na nas wypadnie po milionie dolarów DZIENNIE przez 170 lat.

Prezydent Izraela zapowiedział, że nie dopuści, aby Polacy bez opłaty korzystali z mienia wypracowanego przez Żydów. Oczywiście nie jesteśmy w stanie spłacić sum tego rzędu. Pozostaje chyba tylko oddać część terytorium (może lasy?) lub zmienić wyznanie na judaizm (jest taka możliwość – skorzystał z niej Janusz Palikot).

Pod względem prawnym cała sprawa jest absolutnym kuriozum – wprowadza rodzaj własności klanowej, a więc jest skrajnie rasistowska. (…) Czekają nas trudne negocjacje. (…)

Przypuszczeniem katastrofisty Brauna jest, że Żydzi w dalszej perspektywie nie będą w stanie utrzymać tego spłachetka lądu w Palestynie i szykują sobie nowe tereny osiedlenia. Nigdzie nie jest tak ładnie jak w Polsce (mimo licznych antysemitów). W Polsce osób deklarujących narodowość żydowską jest 6 tysięcy, a należność od nas za Holokaust (jako współsprawców i beneficjentów) wyceniono na 65 mld $. Chyba za dużo dla tej grupki. Niewątpliwie za tę kasę można by przeflancować cały naród (8 mln).

Coś może być na rzeczy. Gdy pracowałem na amerykańskich statkach wycieczkowych, większość szefów ochrony – oficerów Mosadu – miała polski paszport. Idąc dalej tropem teorii spiskowych – czy temu miała służyć „głęboka rekonstrukcja rządu”, a zwłaszcza pozbycie się Macierewicza?

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Sojusznicy naszych sojuszników” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Sojusznicy naszych sojuszników” na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 47/2018, wnet.webbook.pl

Fundamenty Izraela w Zofijówce i Andrychowie. Pomoc władz II Rzeczpospolitej w powstaniu niepodległego państwa Izrael

Program tajnej współpracy z Haganą i Irgunem został zaakceptowany przez ministra spraw zagranicznych Józefa Becka oraz generalnego inspektora Sił Zbrojnych marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza.

Rafał Brzeski

Fundamenty Izraela w Zofijówce i Andrychowie

Druga Rzeczpospolita była krajem tak przeludnionym, że groziła jej rewolta społeczna. Wentylem bezpieczeństwa mogła stać się emigracja. Jednym z jej kierunków była Palestyna, do której bardzo wielu chciało wyjechać, a Brytyjczycy bardzo niewielu chcieli wpuścić.

Ociąganie się Londynu w wykonaniu przyjętego na siebie zobowiązania do utworzenia państwa żydowskiego sprawiło, że minister spraw zagranicznych Józef Beck domagał się na forum Ligi Narodów utworzenia żydowskiej Palestyny i „rozszerzenia terytorium żydowskiego o pustynię Negew, dając w ten sposób Żydom dojście do Morza Czerwonego”.

Równocześnie z dyplomatyczną presją, Departament Konsularny MSZ rozpoczął działania tajne. Prowadzili je szef departamentu Wiktor Tomir Drymmer, jego zastępca, naczelnik wydziału polityki emigracyjnej, dr Apoloniusz Zarychta oraz radca dr J. Wagner. W Brytyjskim Mandacie Palestyny istniały wówczas dwie żydowskie organizacje wojskowo-niepodległościowe, które stawiały sobie za cel zmuszenie Anglików do utworzenia państwa Izrael. Były to: powołana przez Syjonistów-Rewizjonistów organizacja konspiracyjna Irgun Zwai Leumi, kierowana przez Władimira Żabotyńskiego, oraz Haganah, organizacja o charakterze policyjno-samoobronnym, dość zasobna w broń i pieniądze, której prawie wszyscy członkowie pochodzili z Polski.

W lipcu 1936 roku Władimir Żabotyński spotkał się z hrabią Edwardem Raczyńskim i przedstawił mu wizję Syjonistów-Rewizjonistów. Rozmowy kontynuowano we wrześniu 1936 roku w Warszawie. W ich trakcie Żabotyński ujawnił dziesięcioletni plan emigracji 750 tysięcy Żydów z Polski do Palestyny. Warunkiem powodzenia było umocnienie pozycji organizacji niepodległościowych działających w Brytyjskim Mandacie Palestyny. Żabotyński liczył na pomoc Polski, strona polska na pomoc Syjonistów-Rewizjonistów w sprawnym zorganizowaniu i przeprowadzeniu kampanii emigracyjnej z ziem II RP. Na spotkaniu 9 września uzgodniono, że strona polska przeszkoli 100 młodych syjonistów z Betaru, prawicowej organizacji żydowskiej stanowiącej zaplecze kadrowe dla Irgunu. Warunkiem Departamentu Konsularnego było, żeby po zakończeniu kursu jego uczestnicy wyjechali z Polski. Latem 1936 roku zorganizowano również pierwsze paramilitarne obozy wakacyjne dla młodzieży z Betaru. Kolejny obóz młodzieżowy zorganizowano w 1937 roku. Obozy te miały polskich instruktorów i były dla uczestników nieodpłatne, a uczono na nich podstaw musztry, strzelania oraz zasad konspiracji i przetrwania.

Masowym zapleczem ludzkim dla żydowskiego podziemia w Palestynie była armia potencjalnych emigrantów, którą Żabotyński szacował na około 700 tysięcy osób. Do wybuchu powstania arabskiego przeciw brytyjskiej administracji w 1936 roku z Polski wyemigrowało do Palestyny około 100 tysięcy Żydów. Potem Brytyjczycy wstrzymali imigrację i pozostał przemyt. Szmugiel ludzi do Palestyny był wspierany finansowo i organizacyjnie przez MSZ i Oddział II Sztabu Głównego, czyli tak zwaną „Dwójkę”.

Główna nitka przemytniczego szlaku wiodła pociągiem do rumuńskiego portu Konstanca, a dalej transatlantykiem „Polonia” do Jaffy i Hajfy. Przerzut prowadzono pod płaszczykiem turystyki do krajów odległych: Brazylii, Boliwii, Urugwaju i Konga Belgijskiego, tranzytem przez Palestynę. „Turystyczny” ruch był tak duży, że PKP uruchomiły połączenia Konstancy z głównymi miastami Polski. Druga nitka prowadziła samolotami linii LOT do Hajfy. Do wybuchu wojny przeszmuglowano tymi trasami ponad 13 tysięcy ludzi, w tym – w obu kierunkach – szkolonych w Polsce dywersantów i minerów Irgunu i Haganah.

W 1937 roku wojskowa współpraca Departamentu Konsularnego MSZ i „Dwójki” z żydowskimi organizacjami bojowo-niepodległościowymi nabrała tempa. W ślad za rozmowami z emisariuszem Jehudą Arazim zawarto z Haganah porozumienie o udzieleniu ułatwień w zakupie uzbrojenia i amunicji oraz o pomocy w wyszkoleniu członków organizacji. Program tajnej współpracy z Haganą i Irgunem został w ciągu kilku dni zaakceptowany przez ministra spraw zagranicznych Józefa Becka oraz generalnego inspektora Sił Zbrojnych marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza.

W dyskretnych rozmowach w 1937 roku ze stroną rumuńską uzgodniono zasady transportu ludzi, broni, amunicji, materiałów wybuchowych i sprzętu wojskowego z Polski przez Rumunię do Palestyny. Przerzut miał się odbywać bez kontroli i zadawania pytań.

W październiku 1937 roku dla 50 instruktorów Betaru zorganizowano szkolenie w jednostce wojskowej w Rembertowie, a w styczniu 1938 roku podobne szkolenie w Andrychowie.

Latem 1938 roku około 40 bojowników Irgunu odbyło regularne szkolenie wojskowe w ośrodkach z Zofijówce na Wołyniu oraz w Poddębiu (zapewne Poddębicach) pod Łodzią. Były to szkolenia dla mieszkających w Polsce szeregowców, prowadzone przez instruktorów przeszmuglowanych z Palestyny.

Wiosną 1939 roku dla wytypowanych 25 bojowników Irgunu zorganizowano czteromiesięczny kurs minerski w ośrodku szkolenia dywersyjnego Ekspozytury nr 2 „Dwójki” w Andrychowie. Część kursantów mieszkała w Polsce, a część przybyła z Palestyny samolotami LOT obsługującymi linię Hajfa–Warszawa, najprawdopodobniej posługując się autentycznymi paszportami polskimi z fałszywymi danymi. Żydowską grupą kierował Abraham Stern, urodzony w Suwałkach komendant organizacji bojowej Irgunu. Był to kurs dla przyszłych instruktorów, a jego program obok zajęć saperskich obejmował podstawy konspiracji, techniki sabotażu, dywersji i walki partyzanckiej. Absolwenci mieli w Palestynie przekazywać zdobytą wiedzę dalej. Równolegle szkolenie bojowników Haganah prowadzono w jednostkach wojskowych w Rembertowie i Warszawie. Odpowiedzialnym za program szkoleniowy i przygotowanie ochotników z Polski, którzy mieli wyemigrować i zasilić obie organizacje bojowe w Palestynie, był pułkownik Jan Kowalewski, jeden z najlepszych oficerów „Dwójki”.

Wiosną 1939 roku Żabotyński i Stern wystąpili do MSZ o pożyczkę dla Irgunu w wysokości 212 tysięcy przedwojennych złotych. Zgodę na udzielenie pożyczki z budżetu Departamentu Konsularnego wydał minister Józef Beck. Pożyczka miała być częściowo w gotówce, a częściowo w broni, amunicji, materiałach wybuchowych i sprzęcie wojskowym. W przekazanym pokwitowaniu, datowanym 12 maja 1939 roku Władimir Żabotyński uznał polską pożyczkę za „dług honorowy” i zapewnił: „uczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby spłacić ją jak najprędzej”.

Abraham Stern (w Palestynie używał pseudonimu Ben Mosze), dziękując 2 maja za możliwość pozyskania dóbr wartości powyżej 200 tysięcy złotych, zapewniał, że dług zostanie spłacony „po realizacji naszych celów”, czyli po powstaniu niepodległego państwa Izrael. Reprezentujący w tej transakcji stronę polską szef Departamentu Konsularnego Wiktor Tomir Drymmer jeszcze w 1968 roku zapewniał publicznie, że pożyczka nie została spłacona, chociaż niepodległość państwa Izrael proklamowano 14 maja 1948 roku.

Z innych niż Drymmer źródeł wiadomo, że Żabotyński listownie wyraził też wdzięczność za inną pożyczkę w wysokości 300 tysięcy złotych. Czy została zwrócona – nie wiadomo.

Magazyn uzbrojenia i sprzętu przeznaczonego do dyspozycji Irgunu mieścił się w wąskim budynku przy ulicy Ceglanej 8 (obecnie Pereca) w Warszawie. Yaakov Meridor, który po ukończeniu szkolenia w Andrychowie miał nadzorować przerzut uzbrojenia do Palestyny, pisał po latach, że kiedy wszedł do środka to – „omal nie zemdlałem”. Stały tam „setki skrzynek z bronią i amunicją. Chciałem ucałować każdą z nich”. Według Meridora, dla żydowskiego podziemia w Palestynie przygotowano 20 tysięcy karabinów Mauser oraz setki sztuk lekkiej i ciężkiej broni maszynowej, w tym 200 ckm Hotchkiss, a także liczne pistolety polskiej produkcji. Karabiny były produkcji francuskiej z dostaw dla polskiej armii w 1921 roku i zakonserwowane po wojnie polsko-bolszewickiej. Podane przez Meridora liczby mogą być dyskusyjne, ale fakt, że ckm Hotchkiss zostały dostarczone do Palestyny z Polski, potwierdzają inne źródła.

Wszystkie egzemplarze broni były „anonimowe”. Zatarto numery seryjne i oznaczenia producenta na wypadek, gdyby w Palestynie broń wpadła w brytyjskie ręce. Wielka Brytania była wówczas sojusznikiem Polski przeciwko III Rzeszy!

Broń, amunicję i sprzęt szmuglowano do Palestyny przez Bułgarię i Rumunię jako pomoc charytatywną dla osadników żydowskich, podając w listach przewozowych koce, obuwie, cement, materiały budowlane itp. Transporty te finansował w części, obok polskiego rządu, sympatyk Syjonistów-Rewizjonistów, francusko-rumuński milioner Simon Marcovici-Cleja. Zapotrzebowania na dostawy konkretnego uzbrojenia, amunicji lub zaopatrzenia składał Abraham Stern w uzgodnieniu z konsulem generalnym RP w Jerozolimie, Witoldem Hulanickim. Trzy poważne transporty dla Irgunu przerzucono jesienią 1938 roku oraz wiosną i latem 1939 roku. W międzyczasie szmuglowano drobne ilości broni i amunicji. Równolegle wysyłano uzbrojenie i amunicję dla Haganah. W tym przypadku transport i przemyt organizował mieszkający w Warszawie Jehuda Arazi.

Wojna przerwała współpracę, ale po podpisaniu układu Sikorski-Majski w lipcu 1941 roku, w szeregach armii generała Władysława Andersa znalazło się około 4 tysięcy Żydów. Po wyjściu ze Związku Sowieckiego polskie oddziały przybyły w 1942 roku przez Persję i Irak do Palestyny. Tam „zaczęły się tłumne dezercje żołnierzy żydowskiego pochodzenia, zaagitowanych przez organizacje żydowskie” – zapisał generał Anders we wspomnieniach. Jednostki Armii Polskiej na Wschodzie opuściło około 3 tysięcy żołnierzy „częściowo dobrze wyszkolonych”, co spowodowało „znaczne luki w oddziałach”. Mimo to, generał Anders nie zezwolił na poszukiwanie dezerterów, chociaż domagali się tego dowódcy brytyjscy. „Ani jeden dezerter nie został przez nas aresztowany”, ponieważ „nie chciałem mieć pod dowództwem żołnierzy, którzy bić się nie chcą” – wspominał dowódca II Korpusu i zagrał na dwie strony. Polskiej żandarmerii wydał cichą instrukcję, aby uciekinierów nie traktowano jako dezerterów, a Brytyjczyków lojalnie uprzedził, że mogą mieć z dezerterami kłopoty.

Wśród tysiąca żołnierzy pochodzenia żydowskiego, którzy postanowili zostać w szeregach Wojska Polskiego, był kapral 5 dywizji piechoty Menachem Begin, w cywilu warszawski adwokat. Uważał on, że nie można opuszczać armii, której złożyło się przysięgę.

Begin nie był w łatwej sytuacji. Koledzy z Irgunu prosili go, aby wszedł do ścisłego kierownictwa organizacji. Chcąc mu pomóc, zwrócili się do przebywającego w Palestynie Wiktora Drymmera. Ten, znając dobrze generała Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego, który był zastępcą generała Andersa, przedstawił mu sytuację Begina i jego rozdarcie między dwiema lojalnościami. Generał Karaszewicz-Tokarzewski znalazł salomonowe rozwiązanie – udzielił kapralowi Beginowi bezterminowego urlopu.

W odpowiedzi na otrzymywaną pomoc i wsparcie kierownictwa Irgunu i różnych grup, które z niego wyszły, doradziły dyskretnie dowództwu Armii Polskiej na Wschodzie, aby na pojazdach obok brytyjskich oznaczeń malowano nieformalne oznakowania polskie. Najlepiej biało-czerwone proporczyki. Wówczas, tłumaczono, nasi ludzie przepuszczą pojazd i nie odpalą przygotowanych już przydrożnych min.

Po wybuchu wojny Irgun powstrzymał się od atakowania Brytyjczyków. Nie podporządkował się tej decyzji Abraham Stern, który z grupą młodych, dobrze wyszkolonych, „wilków” opuścił Irgun i w 1940 roku założył odrębną organizację bojową Lechi, która prowadziła typowe działania terrorystyczne. Dla Lechi głównym wrogiem byli Brytyjczycy i dla ich pokonania Stern gotów był sprzymierzyć się z każdym, nawet z Niemcami Hitlera, Włochami Mussoliniego czy Sowietami Stalina. Stern oraz jego zastępca Icchak Szamir nadali Lechi wymiar mistyczny. Głosili, że Żydzi są narodem wybranym, a ich zadaniem jest utworzyć państwo od Nilu do Eufratu, odrodzić królestwo i zbudować Trzecią Świątynię. W taktyce wykorzystywali skutecznie nauki pobrane w Rembertowie i Andrychowie.

Brytyjczycy pilnie szukali dowodów działalności Sterna, który w Palestynie znany był pod pseudonimami Ben Mosze i Yair. Kiedy 11 lutego 1942 roku (według innych źródeł 12 grudnia 1942 roku) do mieszkania, w którym ukrywał się wraz z żoną, weszli z nakazem rewizji funkcjonariusz brytyjski i policjant żydowski, Stern nie stawiał oporu. Na polecenie, żeby zabrał płaszcz, bo jest aresztowany, odwrócił się do wieszaka, a wówczas padł strzał w plecy. „Kto strzelił? Anglik? Żyd?” – pytał we wspomnieniach Wiktor Drymmer. Część źródeł podaje, że Anglik – funkcjonariusz policji brytyjskiej Jeffrey Morton.

Do końca 1942 roku większość bojowników Lechi zginęła lub została aresztowana. Niedobitki zeszły do głębokiego podziemia. Na wzór siatek „Dwójki” organizację przebudowano w system trzyosobowych komórek konspiracyjnych z trzyosobowym komitetem centralnym na czele.

Za sprawy operacyjne, administracyjne i organizacyjne odpowiadał w nim Icchak Szamir, który, ścigany przez Brytyjczyków, posługiwał się otrzymanymi potajemnie autentycznymi polskimi dokumentami wojskowymi wystawionymi na jego właściwe nazwisko Jeziernicki. Udawał przy tym, że nie zna ani hebrajskiego, ani jiddisz i mówi tylko po polsku.

Po wojnie Lechi i Irgun nie zaprzestały walki o niepodległość. Liczba zamachów bombowych, ataków, porwań, terrorystycznych zabójstw stale rosła. 22 lipca 1946 roku sześciu bojowników Irgunu wśliznęło się do podziemi hotelu King David w Jerozolimie, zarekwirowanego dla brytyjskich oficerów. Wnieśli siedem konwi do mleka pełnych materiałów wybuchowych. Z wielką znajomością rzeczy minerzy zainstalowali ładunki w newralgicznych punktach konstrukcji południowej części siedmiokondygnacyjnego budynku, pod lokalami, w których urzędowały władze Brytyjskiego Mandatu Palestyny, a potem wycofali się niepostrzeżenie. Irgun ostrzegł telefonicznie, że hotel jest zaminowany, ale ostrzeżenie zlekceważono i nie zarządzono ewakuacji budynku. Eksplozja nastąpiła o 12.37 czasu lokalnego. Cały narożnik hotelu runął. Zginęło 91 osób, w tym 28 Brytyjczyków. Londyn zagotował się z oburzenia, ale w kręgach politycznych zaczęła dojrzewać myśl, iż czas rozpocząć rozmowy w sprawie powstania państwa Izrael.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Fundamenty Izraela w Zofijówce i Andrychowie” znajduje się na s. 4 i 5 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Fundamenty Izraela w Zofijówce i Andrychowie” na s. 4 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Babcia wiedziała, co groziło za ukrywanie Żydów, ale tłumaczyła: – Najważniejsze, że to, co Racheli obiecałam, zrobiłam!

Ostatni list Joel Liberman napisał w 1992 roku. Informował, że słabo widzi, choruje i jest w domu opieki. Korespondencja się urwała. Karolina Bobryk zmarła w 1968 roku w wieku 82 lat.

Marek Jerzman

Karolina Bobryk mieszkała w Sarnakach nad Bugiem, które w 1939 r. liczyły ok. 2 tys. mieszkańców. Była wdową i pracowała w kuchni u Marii i Józefa Szumerów, właścicieli miejscowego browaru. Pracował tam również murarz Szyja Liberman, sąsiad mieszkający po drugiej stronie ulicy. Rodziny przyjaźniły się, Libermanowie mieli dwóch synów, a Bobrykowie trzech i chłopcy byli w podobnym wieku. Kolegowali się, a ich matki lubiły ze sobą porozmawiać. (…)

To był październik 1941 roku, tuż przed utworzeniem getta, gdy Rachela ostatni raz przyszła w nocy do babci. – Karolina, moi synowie muszą żyć. Ratuj ich! – błagała. (…)  W nocy Rachela przyprowadziła dorosłych synów, Berka i Joela. Zostali ukryci w obórce, wysoko na wyszkach w słomie. Drzwi były zamykane na kłódkę. Rano i wieczorem babcia nosiła im jedzenie, ukryte w wiadrze. Jedli to samo, co Bobrykowie. Gdy brakowało w domu, babcia żebrała u Szumerowej. Na Boże Narodzenie i Wielkanoc zanosiła świąteczny poczęstunek.

Karolina Bobryk (pierwsza z prawej) w połowie lat 50. | Fot. z archiwum autora

Libermanowie mieli siennik i starą pierzynę, ale największy kłopot był z praniem ubrań i poszewek. Babcia chowała je do wiadra i przenosiła na kilka razy. Prała w balii, suszyła. Syn pani Bobryk, Stanisław, przynosił przybory do golenia, szare mydło oraz wieści z miasteczka i świata, których byli spragnieni Berek i Joel. (…)

31 lipca 1944 roku babcia poszła w południe do Berka i Joela. – Już koniec wojny – oznajmiła. W miasteczku byli Sowieci. Jeszcze przez kilka dni Libermanowie pozostali w Sarnakach, mieszkając u Bobryków. Chcieli zapisać babci swój dom, ale babcia odmówiła. – Bała się, że sprowokuje to bandytów do napadu rabunkowego – mówi wnuczka, Celina Miłkowska. Osoby przechowujące Żydów często stawały się celem takich napadów.

Libermanowie wyjechali do Łodzi, a następnie do Izraela. Starszy, Joel, wyjechał do Australii i osiedlił się w Melbourne. Od końca lat 40. regularnie korespondował z Bobrykami, pisząc o sobie, swojej córce i wnukach.

Cały artykuł Marka Jerzmana pt. „Bobryczka” znajduje się na s. 17 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Marka Jerzmana pt. „Bobryczka” na s. 17 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Kto ratuje jedno życie… Prawdziwa historia trzech polskich chłopców, którzy odmówili zastrzelenia współwięźnia.

Nie wiemy, jak potoczyły się dalsze losy trójki chłopców, którzy, by nie splamić rąk niewinną krwią, gotowi byli poświęcić swoje młode życie, nawet ginąc z rąk tego, dla którego ponieśli to ryzyko.

Zbigniew Kopczyński

Kto ratuje jedno życie…

Do gwałtownej dyskusji o relacjach polsko-żydowsko-ukraińsko-niemieckich wrzucę swoje trzy grosze w postaci małego fragmentu relacji nieżyjącego od kilku lat prof. Jerzego Węgierskiego, od powrotu z zesłania w 1955 roku mieszkającego w Katowicach. Swoje wspomnienia z całego długiego, ciekawego i owocnego życia opisał on w wydanej w roku 2003 autobiograficznej książce „Bardzo różne życie”.

Prof. Węgierski był inżynierem budownictwa i w czasie okupacji niemieckiej pracował przy budowie drogi Lwów – Kurowice, dowodząc jednocześnie podlwowskim rejonem Armii Krajowej. Do robót Niemcy wykorzystywali Żydów, trzymanych w pobliskich obozach. Tam ówczesny inżynier Węgierski był świadkiem następującego zdarzenia:

Na roboty przy budowie drogi zabierano także w 1943 roku Polaków, mieszkańców sąsiednich wsi. Pewnego dnia gestapowiec z obozu w Winnikach kazał trzem młodym chłopcom z sąsiedniej Biłki Szlacheckiej, Wojciechowi Karpie, Andrzejowi Pastuchowi i Antoniemu Winnikowi, wykopać przy drodze grób, a następnie przyprowadził jednego z więźniów, Żyda, dał im karabin i kazał zastrzelić go. Gdy kategorycznie odmówili, gestapowiec kazał stanąć im nad wykopanym dołem i teraz więźniowi dał karabin, każąc strzelać do chłopców. Więzień wziął karabin, wycelował i pociągnął za język spustowy. Karabin nie był nabity. Gestapowiec odebrał karabin i ponowił propozycję, aby teraz któryś z chłopców zastrzelił więźnia. Odmówili i tym razem. Dopiero przywołany policjant ukraiński zastrzelił więźnia.

Wojciech Karpa, Andrzej Pastuch, Antoni Winnik – kto o nich słyszał? Nie wiemy, jak potoczyły się dalsze losy tej trójki chłopców, którzy, by nie splamić rąk niewinną krwią, zaryzykowali tak wiele. Gotowi byli poświęcić swoje młode życie, nawet ginąc z rąk tego, dla którego ponieśli to ryzyko.

Jedno wiem na pewno: nie mają swojego drzewka w Yad Vashem. Nie mają i mieć nie mogą, bo zabrakło relacji uratowanego – w końcu go nie uratowali.

Kim był zamordowany więzień? Tego nie wiemy i chyba nigdy się nie dowiemy. Możemy jednak domyślać się, że „badacze Holokaustu” zaliczą go do tych, którym Polacy niewystarczająco pomogli, a może i do tych, których Polacy zabili. W końcu zginął w Polsce.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kto ratuje jedno życie” znajduje się na s. 12 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Kto ratuje jedno życie” na s. 12 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać? Polityka historyczna Polski i polityka historyczna wobec Polski

Kto miał w Polsce prowadzić politykę historyczną – Miller z Kwaśniewskim? premier B., dwojga pseudonimów? Czy premierzy „Carex”, „Olin”, a może gość, dla którego „polskość to nienormalność”?

Jan Martini

Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać

Gdy luksusowy statek wycieczkowy „Silver Cloud” zawinął do Istambułu, wszyscy jego pasażerowie, schodząc na ląd, otrzymali propagandową broszurę z informacją, że ludobójstwa Ormian nie było. Można się było dowiedzieć, że ludność ormiańska sprzyjała wrogom Turcji, a ze względu na przypadki sabotażu, dywersji i szpiegostwa władze wojskowe zmuszone były usunąć (na tamten świat) wrogą ludność z rejonów przyfrontowych.

Kwestionowanie pierwszego ludobójstwa w XX wieku (rzeź 1,5 mln Ormian w 1915 r.) jest elementem tureckiej polityki historycznej. Ale Turcja jest krajem suwerennym, a nas przekonano, że we współczesnym świecie nie istnieją państwa w pełni suwerenne. Zadowoliliśmy się zatem państwem teoretycznym, nie dbającym o swój wizerunek.

Często można usłyszeć opinię, że „zaniedbaliśmy”, „nie potrafiliśmy”, a zresztą – kto miał prowadzić politykę historyczną – Miller z Kwaśniewskim? premier B., dwojga pseudonimów? Czy premierzy „Carex”, „Olin”, a może gość, dla którego „polskość to nienormalność”?

Wbrew takim głosom, ludzie administrujący „tenkrajem” prowadzili konsekwentną politykę historyczną. Świadczą o tym liczne filmy, nagradzane dzieła literackie czy plastyczne, a zwłaszcza wylansowanie Jana Grossa, którego misją życiową jest rozbudzanie i kultywowanie antysemityzmu w Polsce (polski antysemityzm jest potrzebny pewnym środowiskom w Polsce i na świecie jak woda rybie). To dzięki kręgom zbliżonym do Michnika i Geremka wspomniany Gross uzyskał międzynarodowy status najwybitniejszego (obok prof. Baumana) uczonego polskiego.

Pracując przez wiele lat na luksusowych statkach, miałem okazję prowadzić dziesiątki rozmów z pasażerami. Wielokrotnie mogłem się zdziwić stanem wiedzy historycznej Amerykanów. Dla wielu z nich wojna w Europie zaczęła się w 1941 roku atakiem nazistów na Związek Radziecki. O polskim zwycięstwie w 1920 roku nie słyszał nikt („przecież Armia Czerwona jest invincible – niezwyciężona”). Słyszano o powstaniu w warszawskim getcie, ale o „aryjskim” powstaniu – już nie. Informacja o tym, że Niemcy mordowali także Polaków-chrześcijan najczęściej budziła niedowierzanie.

Jak mgliste jest na Zachodzie pojęcie o okupacji w Polsce, świadczy opinia pewnego intelektualisty francuskiego. Jego zdaniem na wieść o mordowaniu żydowskich współobywateli Polacy powinni ogłosić strajk generalny i zmusić okupantów do zaprzestania działań…

W Ameryce istnieje szczególny rodzaj historyków – historycy Holokaustu, a na dziesiątkach uczelni w Ameryce (i Europie) prowadzą działalność katedry studiów nad Holokaustem. Wszelkie próby „pisania na nowo historii” są daremne, bo amerykańska opinia publiczna jest całkowicie zdominowana przez już ustaloną narrację („udział Polaków w Holokauście jest naukowo udowodniony, bo pisał o tym także Polak – profesor Gross, a polski prezydent nawet przeprosił”…) Kłamliwa książka Grossa, cytowana tysiące razy, stała się nieformalną szóstą księgą Tory – Pięcioksięgu Mojżesza.

Kto i dlaczego kolaborował?

Największy „łowca nazistów” Szymon Wiesenthal przez kilkadziesiąt lat zlokalizował i zneutralizował ponad tysiąc zbrodniarzy hitlerowskich. Obok Niemców i Austriaków byli wśród nich Ukraińcy, Łotysze, Litwini Rumuni, a nawet Rosjanie (jeńcy sowieccy zatrudnieni jako wachmani w Sobiborze). NIE BYŁO POLAKÓW, ale i tak postrzegani jesteśmy jako główni kolaboranci Hitlera.
Mimo kuszącej perspektywy walki z bolszewikami, kolaboracja Polaków z Niemcami nie miała szans z uwagi na wielką brutalność władz okupacyjnych, a także na niechęć Hitlera do tworzenia zbrojnych oddziałów polskich. Pamiętano „zdradę Polaków” podczas I wojny i liczne dezercje poborowych ze Śląska i Pomorza. Poza tym mieliśmy być następnym narodem po Żydach do „wykasowania”.

Przy skali milionów ofiar polska kolaboracja była wręcz nędzna, ale dewastująca wizerunkowo. Jakiś motłoch mordujący i rabujący Żydów w Szczebrzeszynie czy Łukowie, kanalie donoszący za nagrodę (3 litry wódki) czy ze strachu, jacyś chłopi zmuszeni przez Niemców do wspólnego przeczesywania w tyralierze lasów, aby wyłapać uciekinierów z getta. Ile mogło być ofiar tych nikczemnych działań? Z pewnością za dużo, ale czy można mówić (jak premier Netaniahu) o SYSTEMOWEJ kolaboracji? I jak się to ma do skutków żydowskiej kolaboracji (czy tylko kooperacji) Judenratów i policji w gettach?

Początkowo tworzenie zamkniętych dzielnic żydowskich przyjmowane było przez Żydów z zadowoleniem – uzyskali autonomię i prawa niedostępne Polakom. Mieli swoją administrację, szkolnictwo, służbę zdrowia, a nawet tramwaj. Minęło trochę czasu, zanim zorientowali się, że to śmiertelna pułapka.

Trudno mieć pretensje do kolaborantów – w sytuacjach ekstremalnych ludzie podejmują działania rozpaczliwe, a kolaboracja zwiększała szansę na przeżycie. Jednak większość żydowskich policjantów miała tylko ten komfort, że pojechali ostatnim transportem, a do wagonu zagnał ich kopniakiem błękitnooki aryjczyk. Czy bez pracy Judenratów i policji żydowskiej byłoby możliwe perfekcyjne funkcjonowanie tej machiny zbrodni stworzonej przez Eichmanna i innych zdolnych organizatorów? Tysiące wagonów krążących po Europie z uwzględnieniem przepustowości torów i pojemności bocznic. Żadnych przestojów, krematoria pracujące w systemie 24/7. Nadzwyczaj udane konstrukcje zaprojektowane przez najlepszych niemieckich inżynierów. Bezawaryjne, niezawodne. Jednak ludzki surowiec do fabryk śmierci musiał być pozyskiwany przez kooperantów w gettach na każdy dzień we właściwej ilości. Tak, aby nie było przerw…

W kataklizmie polskim po 1939 roku mniejszości narodowe zachowały się często nielojalnie względem Polaków, ale czy można mieć pretensje, że nie mieli ochoty iść z nami na dno? Doświadczenie 2 tysięcy lat diaspory nauczyło Żydów opowiadania się po stronie silniejszego. Z przekazów rodzinnych wiem o bulwersującym ich zachowaniu w okupowanym przez bolszewików Lwowie. „Wasze się już skończyło” – taki tekst usłyszał niejeden Polak – późniejszy antysemita.

O ile żydowską kolaborację z Niemcami można usprawiedliwić stanem wyższej konieczności (zagrożeniem życia), to kolaboracja z sowietami była całkowicie dobrowolna. Czy bez pomocy znających język i teren obywateli polskich żydowskiego pochodzenia byłoby możliwe zainstalowanie sowieckiego protektoratu zwanego Polską Ludową?

W latach 1939–1956 udział Żydów w sowieckim aparacie represji był smutnym faktem i przyczynił się do setek tysięcy polskich ofiar zesłanych do gułagów czy zamordowanych. Myślę, że nie warto rozdrapywać ran i licytować się na kolaborację. Wszyscy byliśmy przede wszystkim ofiarami. W warunkach straszliwej wojennej demoralizacji, gdy górę brała zoologiczna część ludzkiej natury, cena ludzkiego życia nie była większa niż 2 grosze.

O tym, że kolaboracja czasem popłaca, świadczy niezwykły życiorys Reich-Ranickiego. Pracując jako urzędnik w Judenracie, wyekspediował swoich rodziców do Auschwitz, zdefraudował kasę urzędu i uciekł na stronę aryjską. Dzięki pieniądzom udało mu się doczekać wkroczenia bolszewików. Wtedy zaczął kolaborować z drugim okupantem, pracując w NKWD. Następnie jako funkcjonariusz UB pojechał z kolegą Kiszczakiem do Londynu, gdzie „filtrował” polskich oficerów pragnących wrócić do kraju. Później uciekł (?) do Niemiec Zachodnich, gdzie został krytykiem literackim. W 1975 roku jego kariera zawisła na włosku, gdy wyszła na jaw jego praca w bezpiece. Niemcy ze zrozumieniem przyjęli jego tłumaczenie, że musiał wstąpić do NKWD, by ochronić się przed polskim antysemityzmem. Ranicki zwany był „papieżem literatury niemieckiej” i przez 30 lat wypromował rzeszę pismaków mających wpływ na obecny stan niemieckich umysłów.

Śmierć śmierci nierówna

Gdy w 80. rocznicę „Hołodomoru” na Ukrainie pewien polityk ukraiński nazwał to ludobójstwo holokaustem, wybuchła awantura porównywalna do obecnej w Polsce. Mimo, że sztucznie wywołany głód w latach 1932–1933 pochłonął podobną liczbę ofiar (5–7 mln), nazwanie tej sowieckiej zbrodni Holokaustem wywołało w Izraelu gwałtowną reakcję. Żydzi zazdrośnie strzegą swego monopolu na cierpienie.

Dlatego nikt nigdy nie próbuje używać terminu ‘Holokaust’ w odniesieniu do innych, nierzadkich niestety zbrodni ludobójstwa. Prof. Barbara Engelking-Boni (ex-żona europosła o pseudonimie „Znak”), kierująca Centrum Badań nad Zagładą Żydów, w wywiadzie dla zaprzyjaźnionej telewizji powiedziała: Dla Polaków [śmierć] to była po prostu kwestia biologiczna, naturalna… śmierć jak śmierć… A dla Żydów to była tragedia, to było dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, to było spotkanie z Najwyższym.

A więc nie jesteśmy sobie równi w obliczu śmierci – prawdopodobnie także tortury dla jednostek subtelnych były bardziej dotkliwe niż dla gruboskórnych Polaków…

Antysemityzm zamaskowany

Staramy się być naprawdę mili dla „starszych braci”. Na arenie międzynarodowej zawsze popieramy Izrael. Polska i Izrael są strategicznymi partnerami, choć trudno oprzeć się wrażeniu braku symetryczności. Czy robimy równie dobre interesy w Izraelu, jak Izraelici w Polsce? Zbudowaliśmy muzeum Historii Żydów w Polsce, co roku w Krakowie odbywa się największy na świecie Festiwal Kultury Żydowskiej. Minister kultury ofiarował 100 mln zł na remont cmentarza żydowskiego (polskie nekropolie w Wilnie i Lwowie muszą poczekać).

Nikomu nie przeszkadza, że na Biennale w Wenecji reprezentowała Polskę artystka z Izraela, a dyrektorem opery w Poznaniu jest obywatel Izraela mieszkający w Belgii.

W 2007 roku została w Polsce reaktywowana żydowska loża masońska B’nai B’rith. Jednym z celów jej działalności jest walka z rzekomo antysemickim Radiem Maryja. Mało znany fakt – Janusz Palikot przeszedł na judaizm i zapisał się do B’nai B’rith.

Obszar obozu Auschwitz nie jest formalnie eksterytorialny, ale wpływ ministerstwa kultury na obsadę stanowiska dyrektora wydaje się ograniczony. Wystawa poświęcona Pileckiemu jest niedostępna, na teren obozu nie można wnosić polskich flag (dozwolone są flagi Izraela). Polskie ofiary zakwalifikowane są jako „nie-Żydzi”. Lecz kim są Polacy uznani przez Niemców jako Żydzi, bo pochodzili z mieszanych małżeństw, mieli żydowską babcię czy konwertyci? Wiele jest dowodów na to, że najmniejsza, ale bardzo wpływowa mniejszość jest w Polsce traktowana lepiej niż inne grupy etniczne. Niemniej uchodzimy za antysemitów, co tłumaczone jest katolicyzmem Polaków.

W takim razie jak wytłumaczyć fakt, że w najbardziej katolickiej diecezji – tarnowskiej – był też najwyższy procent uratowanych podczas okupacji Żydów? Tropiąca przejawy antysemityzmu na świecie Anti-Defamation League nie ma zbyt dużo roboty w Polsce, skoro w jej zasobach z ostatnich lat wciąż „wiszą” 3 „incydenty” – jakiś przygłup we Wrocławiu spalił kukłę Żyda, ktoś w Nowym Sączu napisał w klozecie „Jude won” itp.

Resztki antysemityzmu definitywnie skończyły się w 1968 roku, gdy władze komunistyczne zaczęły okazywać jawną niechęć (słowo represje byłoby za mocne) wobec obywateli pochodzenia żydowskiego.

Oskubią czy rozdziobią nas kruki i wrony?

Czy tylko niesłychanej wrażliwości Izraela i diaspory żydowskiej na tematykę związaną z Holokaustem zawdzięczać możemy wręcz alergiczną reakcję na ustawę o IPN? Przeczyć temu może materiał TVN o polskich miłośnikach Hitlera nakręcony przez funkcjonariusza medialnego Bertolda Kittela (brał także udział w „podgotowce” medialnej usunięcia R. Szeremietiewa z MON, gdy minister tworzył brygady obrony terytorialnej).

Dla nas świętowanie urodzin Hitlera jest czymś tak absurdalnym, że niewartym uwagi, ale materiał był przeznaczony na użytek zewnętrzny. Podobno pojawił się tysiące razy w większości telewizji świata. Obok wybuchu wulkanu na Bali czy lawiny błotnej w Kolumbii. Przekaz był wyraźny – Polsce grozi faszyzm. Coś trzeba z tym zrobić.

Telewizja TVN to jedna z głównych centrali medialnych opozycji. Gdy Rada Etyki Mediów usiłowała nałożyć na tę stację karę finansową za manipulatorską relację z próby puczu w 2016 roku, natychmiast interweniował Departament Stanu USA. Bo założona przez dwóch agentów komunistycznego wywiadu stacja TVN jest… amerykańska. Jej obecnym właścicielem jest David Zaslav, członek Światowego Kongresu Żydów – organizacji, która nie lubi polskich nacjonalistów.

Rabin Szudrich (ten, który zablokował ekshumacje w Jedwabnem) w wywiadzie dla izraelskiej gazety powiedział, że choć Żydom w Polsce żyje się lepiej niż w innych europejskich państwach, to sytuacja pogorszyła się, odkąd władzę sprawuje w Polsce partia nacjonalistyczna. Jednocześnie rząd tej „nacjonalistycznej” partii uchodzi za najbardziej proizraelski w III RP. W ogóle w ciągu ostatnich 30 lat wszystkie polskie rządy bardzo starały się zaprzyjaźnić z Izraelem. Chyba bez wzajemności.

Wydaje się, że w Izraelu bardziej sobie cenią przyjaźń z Federacją Rosyjską. Może dlatego, że do Izraela przybyło 1,4 mln rosyjskich Żydów w ramach operacji „Most”, którą to operację prawdopodobnie sfinansowaliśmy. Mówi się, że pieniądze na transfer emigrantów pochodziły z tzw. „oscylatora” (jednej z pierwszych wielkich afer III RP), zorganizowanego przez tandem zdolnych aferzystów izraelsko-polskich Bagsik & Gąsiorowski.

W roku 1989, po częściowym wycofaniu się Rosjan z interesu, powstała luka szybko zagospodarowana przez innych łowców okazji. Natychmiast zinwentaryzowano, co się znajduje i ile jest do wyjęcia z obszaru między Odrą a Bugiem. Policzono łąki miodne, lasy pełne zwierzyny, kopaliny itp. Dokonano nawet wyceny polskich Parków Narodowych. Wówczas te działania wydawały się absurdalne. „Ile jest warta Maczuga Herkulesa czy Giewont?” ironizowali dziennikarze. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze o kuriozalnym z prawnego punktu widzenia żądaniu rekompensaty za tzw. mienie bezspadkowe pozostawione w Polsce przez Żydów – obywateli polskich II RP. Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego wyceniła sobie swoje „należności” na 65 mld $. Pieniądze mają być przeznaczone dla ofiar Holokaustu i szerzenie wiedzy o zagładzie Żydów. Trudno sobie wyobrazić taką sumę. Grzegorz Braun wyliczył: gdybyśmy codziennie spłacali 1 mln $, to ostatnią ratę zapłacilibyśmy po 170 latach. Za niedużą część tej sumy można wygenerować polityka, stworzyć partię i przejąć władzę w średniej wielkości państwie.

Jak Dawidek z Goliatem

Większość ludzi w Polsce nie zdaje sobie sprawy, że proces odzyskiwania suwerenności zaczął się właściwie dopiero w 2015 roku. Pojawił się nowy podmiot (podmiocik?) i rozpycha się łokciami, co nie podoba się naszym sąsiadom z prawa i lewa. Pomrukuje też groźnie tak zwana światowa opinia publiczna. Nie jest tajemnicą, że osoby pochodzenia żydowskiego chętniej podejmują pewne zawody, a inne mniej. Żydzi lepiej się realizują w takich zawodach jak finansista, prawnik czy dziennikarz niż kierowca TIR-a czy elektromonter. Aby zapobiec nadmiernej koncentracji osób pochodzących z mniejszości narodowych w pewnych zawodach, władze II RP stosowały na uczelniach tzw. numerus clausus. Żydzi stanowili ok. 10% społeczeństwa i mieli zagwarantowane 10% miejsc na pewnych kierunkach studiów (np. prawo). Była to niewątpliwie dyskryminacja, piętnowana jako antysemityzm. W Stanach Zjednoczonych nie ma antysemityzmu, stąd istnieje tam wielka nadreprezentacja Żydów wśród prawników, dziennikarzy czy finansistów. Żydzi stanowią ok. 2% ludności USA, ale jedna trzecia sędziów Sądu Najwyższego jest Żydami!

Pewien Żyd – profesor w rozmowie z moim ojcem w latach 40. ub. wieku powiedział, że „teraz światowe żydostwo stanowi ogromną potęgę” (termin „żydostwo” nie miał wówczas konotacji pejoratywnej). Na uwagę ojca, że zginęło tak wielu Żydów, odpowiedział: „Ale kto zginął? – głównie biedota wzbudzająca niechęć ludności krajów osiedlenia i będąca źródłem antysemityzmu. Bogaci i elity żydowskie w większości ocalały. Teraz łatwiej będzie Żydom na świecie osiągnąć swoje cele”. Czyżby możnym tego świata Holokaust był na rękę?

Amerykański naukowiec badający wpływ judaizmu na kulturę współczesną, Kevin MacDonald, w swojej pracy The Culture of Critique wyodrębnił cele zwiększające szanse Żydów w rywalizacji o władzę i wpływy:

1. Wzbudzić poczucie winy za niechęć do Żydów umożliwiającą Holocaust.
2. Ośmieszać i zwalczać Kościół katolicki jako instytucję winną wpojenia masom antysemityzmu.
3. Oczyścić z chrześcijaństwa przestrzeń publiczną.
4. Podważać spoistość społeczeństw przez szerzenie indywidualizmu i relatywizację wartości.
5. Propagować wielokulturowość i masową imigrację.
6. Kwestionować dumę narodową kraju gospodarza jako przejaw nacjonalizmu.
7. Propagować swobodę obyczajową, zwłaszcza seksualną, i podążanie za przyjemnościami.

Ten program znamy z autopsji.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać” znajduje się na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Rozmiękczyć przed oskubaniem czy zadziobać” na s. 6 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Podpis prezydenta pod ustawą o IPN zostawia pole do ataków na Polaków, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło

Gdyby nie otwarcie tej podrzuconej nam puszki Pandory, to nieporuszeni bezczelnością zarzutów ostatni świadkowie tamtych dni, nie chcąc rozgrzebywać starych ran, zabraliby swą wiedzę do grobu.

Antoni Ścieszka

Ja zaś nie zmobilizowałbym się do oddania do druku poniższych fragmentów z rękopisu pamiętnika Stanisława Ursyna-Niemcewicza, ziemianina urodzonego na Białorusi jeszcze w XIX w. (dożył lat siedemdziesiątych XX w). W swych zapiskach porusza między innymi problem stosunków polsko-żydowskich, nie bez racji diagnozując przyczyny niechęci narosłych pod zaborami i potem. Przed zaborami, jak zauważył premier Mazowiecki (przemówienie w Chełmie), Żydzi byli już na tyle zintegrowani z Polską, że bronili jej jak swojej ojczyzny. Oto w oryginale opinia St. Niemcewicza odpowiadająca na pytanie zawarte w tytule.

Drugim po cerkwi śmiertelnym wrogiem polskości na Kresach byli żydzi. Duszą i ciałem oddani Moskwie, stali się najlepszym czynnikiem rusyfikatorskim. Z chłopem białoruskim mówili tylko po rosyjsku, a bogaci żydzi z dumą głosili – „u nas ruskij dom”. Ten ich oportunizm, a także chciwość i oszustwa sprawiały, że byli oni ogólnie nielubiani, a nawet stało się to powodem nienawiści tym bardziej, że ekonomicznie gnębili ludność. Ludność miejscowa była przeważnie niepiśmienna, tymczasem każdy żyd przeszedł szkołę żydowską – tzw. cheder – i umiał czytać i pisać.

Nie mając prawa stałego pobytu w Rosji [taki był ukaz cara], zaleli swoim elementem Królestwo [rdzenną Polskę], Litwę i Ukrainę, monopolizując cały drobny i wielki handel i większą część rzemiosła. Żydów – tak zwanych „asymilatorów”, to jest uważających się za Polaków wyznania izraelskiego – było niezmiernie mało. Na zwyż 3 miliony żydów, liczono około 10 tysięcy asymilatorów, pomimo że duża ich część mieszkała od setek lat w Polsce. I tak: żydzi w Polsce i na Litwie uważali się za Rosjan, żydzi w poznańskiem – za Niemców itp. Nie tylko byli oni oportunistami, ale gorliwie w dziedzinie wynarodowienia pracowali. (…)

Antysemityzm polski nie był antysemityzmem (w pełnym tego słowa znaczeniu), a zwykłą obroną przed zalewem i wynarodowieniem. Biada Polakowi, który zakładał sklepik na Kresach. Natychmiast gmina żydowska nakazywała współwyznawcom opuścić ceny towarów poniżej ich wartości. Straty pokrywała gmina do chwili zlikwidowania polskiego handlarza. Wówczas ceny się znacznie podnosiły i handel żydowski pokrywał straty z nadwyżką. Jedynie wędliniarze mogli egzystować, bo ubój wieprzy był żydom przez Zakon zakazany. Solidarność żydowska nie dopuszczała chrześcijan do handlu i tu można o dyskryminacji rasowej mówić.

W literaturze zachodniej roi się od opisów pogromów w Polsce i na Litwie. Tymczasem pogromy prawdziwe miały miejsce jedynie na Ukrainie. Był wprawdzie pogrom w Białymstoku, ale urządzony (dosłownie) przez władze rosyjskie i przy pomocy wypuszczonych z więzień złoczyńców. Jeśli krew się w Wilnie polała, to była to krew zabitego przez żydów studenta. (…)

Straszliwa kara spotkała żydostwo z rąk zbirów hitlerowskich, ale nie zdołała im oczu otworzyć. Ich oddanie w Polsce podbitej komunizmowi, ich znęcanie się nad patriotami i AK-owcami – wkrótce owoce przyniosło; komuniści polscy zmusili do opuszczenia Polski [1968 r.] resztę pozostałych żydów. I dziś nadal oskarżają i szkalują Polskę i Polaków. Oskarżają kościół i papieża [Piusa XII-go] o współdziałanie z hitlerowcami. Równocześnie daje się zauważyć dziwny fenomen – starzy żydzi za granicą tęsknią do Polski, młodzi zieją nienawiścią do wszystkiego co polskie. Sympatia do Niemiec nie zmalała mimo mordowni hitlerowskiej, ale braku praw towarzyskich – żydzi nam nie darowali i nie darują.

Zwraca uwagę pisanie 'Żyd’ z małej litery, ale tak też pisał J. Baczyński w wydanych w 1910 r. „Dziejach Polski”. Podobnie Romów nazywano cyganami; dziś prawdziwych cyganów już nie ma – jak głosi piosenka. Tuż po wojnie, nawet w urzędowych dokumentach figurują… niemcy (wiadomo, jaki był powód przejściowej degradacji). W wymienionych trzech przykładach takiej pisowni nie należy doszukiwać się szowinizmu. (…)

Nie ma istotnych różnic, na podstawie których można by segregować obywateli naszego kraju. Jesteśmy udaną mieszanką narodowościową, bo osadzoną nie gdzieś w kątku Europy, ale w najbardziej centralnym i przelotowym jej miejscu. Stąd może najwięcej szaroburych i kasztanowatych szatynów – mieszanki brunetów, blondynów i rudych, oraz ładnych, oryginalnych, pięknookich kobiet. Stąd może najwięcej ludzi zdolnych, dumnych aż do zadziorności, zróżnicowanych aż do kłótliwości. Stąd może u nas i żydowskie talenta, skutkujące postrzeganiem za granicą Polaka jako wyróżniającego się pomysłowością i zaradnością.

Cały artykuł Antoniego Ścieszki pt. „Czego nam Żydzi nie darowali i nie darują?” znajduje się na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Antoniego Ścieszki pt. „Czego nam Żydzi nie darowali i nie darują?” na s.7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Geopolityczny tygiel/ Antypolska operacja nie jest zbiegiem okoliczności. Ma zaowocować w czasie obchodów Marca

Nasza obrona powinna polegać na tym, aby przypomnieć świadectwa żydowskie o tym, jak wyglądało zachowanie samej społeczności żydowskiej i jej kolaboracja przy Holokauście – bo tak to trzeba nazwać.

Jerzy Targalski

Niemcy chcą oczywiście uniemożliwić samodzielną politykę Polski i doprowadzić do tego, żeby Polska wybrała podległość Niemcom ze strachu przed rewindykacjami żydowskimi i potępieniem na arenie międzynarodowej. Jeżeli chodzi brukselskich lewaków-degeneratów, to wiadomo: chodzi o to, żeby wymóc na Polsce przyjęcie ich ideologii gender. Targowica lokalna ma stale te same cele: oddajcie nam Polskę, a my wam wszystko wypłacimy.

Jakie natomiast są cele Rosji? To proste: stworzenie partii prorosyjskiej, która pod hasłem „Stany Zjednoczone zmuszają was do płacenia haraczu Żydom, a Rosja was obroni”, będzie starała się przejąć kontrolę nad społeczeństwem. Jeżeli rząd będzie miękki, ta operacja się powiedzie. Stany Zjednoczone chciałyby podzielić się wydatkami na Izrael. Organizacje żydowskie chcą po prostu nas wydoić, ale tu nie chodzi tylko o organizacje żydowskie.

Jaki jest cel Izraela? Myślę, że mamy tak naprawdę cztery powody tej całej akcji. (…) Z jednej strony jest to karta wyborcza: my najlepiej obronimy was przed agresją polskich antysemitów! Głosujcie na nas! Druga rzecz to kwestia mienia bezspadkowego. (…) Bo jeżeli Polacy brali udział w Holokauście, to mienie bezspadkowe im się nie należy. Jak czytałem w jednej z gazet izraelskich, myśmy po prostu obrabowali Żydów, a najpierw wraz z Niemcami ich wymordowali. (…) Trzeci punkt to jest ideologia Holokaustu.: my, Żydzi, jesteśmy jedynymi ofiarami drugiej wojny światowej, tylko nas mordowano. (…) I wreszcie czwarta przyczyna ataku: (…) Izraelowi zależy na tym, żeby Rosja stała się jego sojusznikiem w polityce wobec Iranu. Rosja takim sojusznikiem nie będzie. Ale oczywiście wykorzysta swoją pozycję.

Cały artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Współodpowiedzialność Polaków za Holokaust” znajduje się na s. 6 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Targalskiego pt. „Współodpowiedzialność Polaków za Holokaust” na s. 6 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

 

Od lat mówię o korzeniach zła. Podzielam ból Żydów, bo mój naród również został skazany przez Niemców na eksterminację

Jakimi racjami usprawiedliwić działalność polskich władz, które nigdy nie dostarczyły żydowskim chłopcom z nowojorskiego gimnazjum żadnego kompendium dezawuującego kłamstwa Grossa i jemu podobnych?

Piotr Witt

Chodzi o kolosalny interes, Shoah-biznes, nakręcany od wielu lat. Stawki są tak wielkie i sumy do zarobienia astronomiczne, że do interesu podłączyło się wielu biznesmenów innych wyznań, udających Żydów. Są wśród nich i katolicy, a przyznający się do żydostwa w wielu przypadkach również nie są Żydami w świetle prawa mojżeszowego, a tylko prawa niemieckiego – hitlerowskich ustaw norymberskich. (…)

Jak doszło do utrwalenia opinii światowej o Polakach – antysemitach, współautorach zbrodni? Pora przypomnieć.

Opinia światowa nie czyta rozpraw w kwartalnikach naukowych, nie bierze udziału w uczonych sporach o prawdę. Opinię światową kształtują wysokonakładowe książki sensacyjne, a zwłaszcza sensacyjne, wielkobudżetowe filmy z gwiazdorską obsadą. Było ich wiele.

Pierwsze uderzenie bijące rykoszetem w Polskę szło w Kościół katolicki. W 1963 roku słynny reżyser Erwin Piscator wystawił w Berlinie sztukę Wikary. Napisał ją nieznany urzędnik pocztowy Rolf Hochhout. W pięcioaktowym dramacie przedstawił postać Piusa XII, który podczas wojny milczał, podczas gdy Niemcy mordowali Żydów. Zaprotestowali nieliczni historycy znający prawdę. Kanwę sztuki stanowiły wyznania Kurta Gersteina. Funkcjonariusze wywiadu francuskiego, przesłuchujący po wojnie tego oficera SS, uznali go za wariata, a jego wynurzenia za chorobliwe majaki.

W rzeczywistości żaden z czołowych mężów stanu biorących udział w wojnie nie chciał słuchać o zbrodniach niemieckich. Jedynym, który działał, był papież Pius XII. W 1945 roku naczelny rabin Rzymu Zolli, z wdzięczności dla Piusa XII za uratowanie życia jego rodzinie i tysiącom włoskich Żydów, ochrzcił się razem z żoną i zmienił imię na Eugenio na cześć papieża.

W 1958 roku premier Izraela Golda Meir z trybuny ONZ-u dziękowała Piusowi XII za uratowanie życia tysiącom Żydów. Z okazji urodzin papieża w 1955 roku zjechała do Rzymu międzynarodowa orkiestra symfoniczna złożona z dziewięćdziesięciu czterech muzyków żydowskich i pod dyrekcją słynnego Pawła Kleckiego, urodzonego w Łodzi, grała dla Piusa XII „w podzięce za uratowanie wielkiej liczby Żydów”.

Ale światowe media wolały kłamstwo Hochhouta oparte na oświadczeniach wariata od tysiąca świadectw samych uratowanych Żydów. Nikt nie oglądał sztuki teatralnej trwającej osiem godzin. Media zadbały jednak, aby utrwalić w opinii światowej jej wymowę: Pius XII milczał! W 2002 Costa Gavras nakręcił na podstawie sztuki Hocchouta głośny film Amen, mieszający krzyż ze swastyką. (…)

Następnym potężnym przypomnieniem szczepionki antypolskiej miało być świadectwo Martina Greya w 1970 roku. Autor – dorastający chłopiec żydowski – zdołał zbiec przez latrynę z obozu w Treblince, po czym, prześladowany i szczuty przez polskich chłopów i duchowieństwo katolickie, znalazł opiekę i poczucie bezpieczeństwa w lesie – w partyzantce radzieckiej. Poznał tam wspaniałych ludzi – pułkownika Moczara i pułkownika Korczyńskiego (w 1970 roku wydał rozkaz strzelania do robotników w Gdańsku PW). Zyskał ich podziw, gdyż jako chłopiec budzący zaufanie, odnajdywał oddziały NSZ-u i AK, zaciągał się do nich i następnie wydawał tych faszystów Armii Czerwonej.

Książkę Martina Greya, tłumaczoną na wiele języków, na polski również, przeczytały miliony czytelników. Nakręcono według niej film z Michaelem Yorkiem, gwiazdorem tamtej epoki, w głównej roli. Film obiegł świat. Dopiero później dziennikarze śledczy odkryli, że autor nigdy nie był w Treblince i że książkę napisał Max Gallo. Opis Treblinki został splagiatowany przez późniejszego akademika francuskiego z powieści Steinera „Treblinka”, a cała reszta zmyślona. O tym media światowe prawie że nie wspominały.

(…) A co my, Polacy, potrafimy przeciwstawić tym fałszom?! Podczas Międzynarodowych Targów Książki w Chicago w 2016 roku doszło do demonstracji młodzieży żydowskiej przed konsulatem generalnym Polski w Nowym Jorku.

Uczniowie gimnazjum żydowskiego, prowadzeni przez rabina, wznosili transparenty i skandowali „Zabiliście więcej Żydów niż Niemcy!”. Dziennikarze nowojorskich mediów polskojęzycznych przybyli na miejsce starali się wywiedzieć, skąd manifestanci czerpią wiedzę i co wywołało ich oburzenie. Wiedzę czerpali z książki Jana Tomasza Grossa, zaś z historii drugiej wojny nie znali nawet podstawowych dat.

Oburzające. Choć, z drugiej strony można jeżeli nie usprawiedliwić, to przynajmniej wytłumaczyć postępowanie rabina-nauczyciela, który działa w interesie udziałowców Shoah-biznesu. Ale czym, jakimi racjami usprawiedliwić działalność polskich władz odpowiedzialnych za politykę historyczną Rzeczypospolitej, władz, które nigdy nie dostarczyły żydowskim chłopcom z nowojorskiego gimnazjum żadnego kompendium dezawuującego kłamstwa Grossa i jemu podobnych?

„Świat okłamany”, artykuł Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w marcowym „Kurierze WNET” nr 45/2018, s. 3 – „Wolna Europa”, wnet.webbook.pl.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na falach na WNET.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Piotra Witta pt. „Świat okłamany” na s. 3 marcowego „Kuriera WNET” nr 45/2018, wnet.webbook.pl

Nowelizując ustawę o IPN przestaliśmy chować głowę w piasek / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” 44/2017

Burza dowiodła, że istnieje wola, nie tylko w Polsce, udowodnienia tezy, że czai się w Polsce i Polakach neonazistowski bydlak, gotowy, tak jak pewien Austriak, do mordowania wszystkiego co obce.

Krzysztof Skowroński

Przez chwilę wydawało się, że wraz z nowym rządem Mateusza Morawieckiego te wszystkie wielkie spory, które elektryzowały nie tylko polską, ale i część europejskiej opinii publicznej, są za nami. Uśmiech premiera, ze swobodą odpowiadającego na najbardziej podstępne pytania zadawane przez dziennikarzy globalnych stacji telewizyjnych, zdawał się dowodzić, że Dobra Zmiana przekroczyła granice i ruszyła, by odnaleźć miejsce na salonach europejskich. Wyglądało na to, że za chwilę dojdziemy do punktu, w którym uznane zostanie nasze prawo do reformowania własnego państwa.

Ale to było złudzenie. Od kwietnia 2017 roku dziennikarze stacji związanej z opozycją rozpracowywali temat wielkiego zagrożenia Polski ideologią neonazistowską.

Przypadek zdarzył, że materiał ten ujrzał światło dzienne w tym samym czasie, gdy senat amerykański pracował nad ustawą 447, a do Polski z wizytą przyjechał amerykański sekretarz stanu. Sprawa neonazimu w Polsce (odbita w tysiącach medialnych luster) urosła do rozmiaru wieloryba, aż musiał się z nią zmierzyć w wystąpieniu sejmowym nowy minister spraw wewnętrznych. Powiedział, co powiedział, a opozycyjna telewizja pokazała jego wizerunek na tle nazistowskich znaków.

„Neonazistowska” burza dowiodła, że istnieje wola, nie tylko w Polsce, udowodnienia tezy, że w cieniu i za przyzwoleniem władzy czai się w Polsce i Polakach neonazistowski bydlak, gotowy, tak jak pewien Austriak, który został kanclerzem Niemiec, do mordowania wszystkiego, co obce.

Nagle za sprawą „logiki węża”, opisanej przez ojca św. Franciszka, miało się okazać, że w krzakach pod Wodzisławiem urodziny Hitlera świętowały miliony Polaków.

Ta logika (która w tle ma geopolitykę) została przerwana nagłą zmianą ustawy o IPN. Ustawa była przygotowywana przez wiele miesięcy i gdyby nie burza medialna, leżałaby jeszcze jakiś czas w słynnej szufladzie Marszałka Sejmu.

Szybkie procedowanie parlamentarne ustawy o IPN zatamowało strumień, ale zerwało tamę.

Usłyszeliśmy, co o naszej roli podczas II wojny światowej myśli premier Netaniahu i niektórzy posłowie do Knesetu. Do naszych uszu dobiegł głos z Kongresu amerykańskiego i złowróżbne słowa prezydenta Putina o tym, że „trzeba położyć kres fałszowaniu historii”.

Te reakcje zmusiły premiera Morawieckiego do wygłoszenia po polsku i angielsku oświadczenia dotyczącego historii Polski. To początek bitwy. Uchwalając nowelizację ustawy o IPN, przestaliśmy jak struś chować głowę w piasek i ruszyliśmy na wojnę. Bez strategii, bez wojska i bez przygotowania, za to z wielką wolą zwycięstwa.

W tym „Kurierze” kolejny dodatek specjalny. Tym razem o stosunkach polsko-żydowskich. Po prostu prawda!

Artykuł wstępny redaktora naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego znajduje się na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny redaktora naczelnego „Kuriera WNET” Krzysztofa Skowrońskiego na s. 1 lutowego „Kuriera WNET” nr 44/2018, wnet.webbook.pl