Rozczarowująca decyzja Red Bulla. Talent przegrał z interesami zespołu

Yuki Tsunoda, AlphaTauri | Fot.: ŚwiatWyścigów.pl

Ekipa Formuły 1 AlphaTauri ogłosiła swój skład na sezon 2024. Barwy siostrzanej stajni Red Bulla będą prezentować Yuki Tsunoda i Daniel Ricciardo. Talent przegrał z interesami austriackiego zespołu.

W tegorocznej dyskusji dotyczącej obsady foteli w Formule 1 na sezon 2024 najwięcej mówiło się o zespołach austriackiego koncernu Red Bull. W ich pierwszej ekipie, zmierzającej właśnie po drugie z rzędu mistrzostwo świata konstruktorów, z pewnością pozostanie Max Verstappen. Kontrakt ich drugiego kierowcy, Sergio Pereza, także obejmuje przyszłoroczną kampanię. Mimo wielu wpadek Checo, niemal wszystko wskazuje na to, że Meksykanin pozostanie w stajni z Milton Keynes.

W sobotę, przed kwalifikacjami do Grand Prix Japonii, drugi zespół Red Bulla – AlphaTauri – ogłosił skład swoich kierowców na rok 2024. W ekipie pozostanie Japończyk Yuki Tsunoda. W drugim samochodzie rywalizować będzie doświadczony Daniel Ricciardo.

Przegranym tej decyzji jest 21-letni Liam Lawson, który niecały miesiąc temu przebojem wszedł do świata królowej sportów motorowych. Nowozelandczykowi przypadnie rola jedynie kierowcy rezerwowego obydwu ekip spod znaku czerwonego byka. Wielu obserwatorów i sympatyków Formuły 1 decyzję Red Bulla przyjmuje negatywnie.

Liam Lawson zachwycił, kiedy w trakcie wyścigowego weekendu w Holandii zastąpił kontuzjowanego Ricciardo. W swoim pierwszym Grand Prix pokonał Yukiego Tsunodę. Tydzień później, na włoskiej Monzy, w kwalifikacjach był ledwie jedną pozycję za Tsunodą. W niedzielę Japończyk nie wystartował przez problem techniczny. Lawson finiszował jako jedenasty.

Następnie na jednym z najtrudniejszych torów w kalendarzu, w Singapurze, Nowozelandczyk wygrywa z Tsunodą w kwalifikacjach. Wyścigu Japończyk nie kończy z uwagi na kolizję z Perezem. Lawson dowozi dziewiąte miejsce. To najlepszy rezultat AlphaTauri w całym sezonie. Yuki Tsunoda w tym roku najwyżej był dziesiąty – trzykrotnie.

Japończyk w Formule 1 ściga się od 2021 roku, od początku w AlphaTauri. Miał przebłyski, jednak w każdym z dwóch poprzednich sezonów przegrywał ze swoim zespołowym kolegą. Dodatkowo uchodzi on za torowego rozrabiakę. Za sprawą niesportowej jazdy ma na swoim koncie trzy punkty karne (obecnie czwarty kierowca w stawce w tej statystyce), jednak jeszcze rok temu miał ich osiem. Zaledwie cztery dzieliły go wówczas od zakazu startu w jednym Grad Prix.

W Formule 1 nie ma złych kierowców, i do takich nie można zaliczyć Yukiego Tsunody, ale po niemal trzech sezonach spędzonych w F1 nie zasługuje on na nic więcej jak status „przeciętny”. AlphaTauri przedłużyła współpracę z 23-latkiem głównie za sprawą jego powiązań z Hondą. Japońska marka dostarcza silniki obydwu zespołom Red Bulla, a z dostawcą jednostki napędowej lepiej żyć w zgodzie.

Drugi zakontraktowany na przyszły rok to wiecznie uśmiechnięty Daniel Ricciardo – postać barwna, o bogatej karierze w F1. Debiutował w roku 2011. Już wtedy był związany z siostrzaną ekipą Red Bulla, choć pierwsze starty zaliczył w hiszpańskim HRT. Z czasem awansował do głównego zespołu, w którym to robił furorę, do czasu przejęcia pałeczki przez Maxa Verstappena. W okresie jazdy dla stajni z Milton Keynes Ricciardo wygrał siedem Grand Prix. Po opuszczeniu Austriaków ścigał się dla Renault oraz McLarena. Przygoda z Brytyjczykami była zupełnie nieudana. Po sezonie 2022 Australijczyk stracił fotel w F1.

Wrócił już w połowie tego roku, reprezentując AlphaTauri. Wystąpił zaledwie w dwóch wyścigach. Przed trzecim złamał śródręcze i zastąpił go Lawson. Ricciardo wróci do bolidu jeszcze przed końcem tego sezonu.

Biorąc pod uwagę to, że kierowca z Perth powrócił do rywalizacji po kilkumiesięcznej przerwie, i to w innym bolidzie, jego dwa tegoroczne weekendy wyścigowe można uznać za udane. Na Węgrzech pokonał nawet Tsunodę, jednak nie zachwycił tak jak Lawson.

Szefostwo Red Bulla zatrudniło Australijczyka na 2024 rok za sprawą jego niepodważalnej prędkości. Jednak dziwi, że stajnia, która z założenia ma dawać szansę młodym kierowcom akademii Red Bulla, zatrudnia 34-latka. Możliwe, że Ricciardo będzie stanowić alternatywę wobec Pereza w przypadku jego niepowodzeń w przyszłej kampanii.

Jednak prawdopodobne jest, że zatrudnienie niezwykle popularnego kierowcy ma podłoże marketingowe. AlphaTauri jest na etapie rebrandingu i rozmów z nowym sponsorem. W przyszłym sezonie ekipa z Faenzy może występować pod nazwą Hugo Boss. W kontekście przyciągania nowych sponsorów Daniel Ricciardo za pewne działa jak magnes.

Decyzje kierownictwa Red Bulla w sprawie doboru kierowców AlphaTauri w dosadnych słowach skomentował na swoim kanale YouTube jeden z bardziej znanych polskich dziennikarzy motorsportowych, Cezary Gutowski:

Decyzja jest typowo biznesowa. Typowa dla Formuły 1 ostatnich czasów. […] Coraz mniej się liczy talent kierowcy i czysta prędkość. Coraz bardziej liczy się jego wizerunek, to jaki jest znany, to ilu ma ludzi na Instagramie i układy tego typu jak paszport. Płeć zaraz dojdzie do tego wszystkiego. To jest kierunek, w którym idzie Formuła 1 i już się mocno w nim zanurza.

Szkoda, że aspekt biznesowy w AlphaTauri nie przekłada się na personalia także na innym polu. Mimo, że głównym sponsorem zespołu z Faenzy jest ORLEN, żaden młody, polski kierowca nie otrzymał szansy dołączenia do akademii Red Bulla.

Bolesne dla fanów sportu motorowego, a przede wszystkim dla młodych kierowców jest także przesadne faworyzowanie przez zespoły F1 zawodników z większym doświadczeniem. Dziś nawet najsłabsze stajnie decydują się na zatrudnianie kierowców sprawdzonych w boju. Często nie są w stanie odstąpić choćby jednego fotela kierowcy aspirującemu do Formuły 1, nawet w przypadku, gdy jest on członkiem ich akademii. Poza kwestiami finansowymi, swoje robi nieraz obawa decyzyjnych przed tym, że młodziak nieprędko odnajdzie się w samochodzie F1, a zamiast pomocy w rozwoju bolidu, zagwarantuje ekipie dodatkowe wydatki na rzecz pokrycia kosztów rozbijanych przez niego bolidów.

Lawson oraz kierowca McLarena Oscar Piastri udowadniają, że takie podchodzenie do sprawy jest zbyt zachowawcze. Obydwaj w swoich pierwszych startach w Formule 1 potrafią pokonywać swoich bardziej doświadczonych zespołowych kolegów. Samochodów nie rozbijają.

Najbardziej niezrozumiałe jest zachowanie Red Bulla, który jako jedyny w stawce posiada dwa zespoły. Obecnie w swojej akademii Austriacy mają kilkunastu młodych kierowców rywalizujących w niższych seriach. Wśród nich jest Ayumu Iwasa, ścigający się w F2. Mimo że jest Japończykiem, nie dostanie szansy wskoczenia w miejsce Yukiego Tsunody. Owszem, Red Bull mógł się zrazić sięgania po debiutantów po nieudanym epizodzie Nycka de Vriesa (Holendra zastąpił w połowie tego sezonu Ricciardo), ale akurat 28-latek nigdy nie należał do ich akademii i też trudno nazywać go młodym kierowcą wyścigowym.

Ostatnią szansą na fotel wyścigowy dla Liama Lawsona na sezon 2024 jest Williams. Zobaczymy, czy szef brytyjskiej stajni – James Vowles – który mówi o wybiegającym daleko w przyszłość myśleniu o swoim zespole, sięgnie po młody talent w postaci Lawsona albo Felipe Drugovicha (mistrza Formuły 2 z roku 2022) – czy też w ekipie wciąż będzie rywalizował Logan Sargeant. Jeśli coś może pomóc Amerykaninowi w pozostaniu w Grove, to narodowość zbieżna z paszportami właścicieli zespołu – z pewnością nie wyniki.

Kamil Kowalik

Odsłuchaj:

Czas na Motorsport #29 – Aleksander Horodyński i arcydzieło Carlosa Sainza

Z wszystkimi wydaniami audycji „Czas na Motorsport” można się zapoznać tutaj.

Audycja „Czas na Motorsport” w każdy wtorek o godz. 21:00 na antenie Radia Wnet. Zapraszamy!

Max Verstappen zdobył swój drugi tytuł mistrza świata F1 i po raz drugi stało się to w dziwnych okolicznościach…

Kierowca z Holandii wygrał Grand Prix Japonii, jednak przekraczając linię mety nie wiedział, czy zdobył tytuł. Z kolei rok temu jego zwycięstwu w Abu Dhabi towarzyszyły ogromne kontrowersje.

Formuła 1 bywa nazywana królową sportów motorowych. Swój tytuł zawdzięcza szalonym prędkością uzyskiwanym przez najlepszych kierowców świata, którzy ścigają się niezwykle zaawansowanymi technicznie samochodami. Bez wątpienia słowo „królowa” obrazuje także niemałe pieniądze, jakie wiążą się z tą elitarną serią wyścigową. Wystarczy wspomnieć, że wprowadzone w ubiegłym roku ograniczenie budżetowe co do pieniędzy przeznaczanych na rozwój bolidów przez dany zespół wynosi około 140 mln$ na sezon. Ten limit wprowadzono z uwagi na próbę zniwelowania różnic między zespołami. Według szacunków portalu Racefans, w 2019 roku (jeszcze przed wprowadzeniem limitu) wydatki ekipy Ferrari wyniosły 435 mln$.

F1 jest królową w jeszcze jednej dziedzinie – w dziedzinie przepisów. Mamy Regulamin Techniczny oraz Regulamin Sportowy. Ten pierwszy spędza sen z powiek wszystkim wybitnym inżynierom, którzy projektują bolidy Formuły 1. Z kolei gąszcz przepisów sportowych szybko daje się we znaki każdemu kibicowi, który rozpoczyna swą przygodę z F1. Podczas niedzielnego wyścigu o Grand Prix Japonii nie po raz pierwszy obowiązujące zasady zaskoczyły także samych zainteresowanych – kierowców i członków zespołów.

Czytaj także:

Wiemy, że kofola jest już transportowana drogą morską do Královca – o czeskiej satyrze opowiada Piotr Rudyszyn

Wyścig na słynnej Suzuce szybko przerwano z uwagi na opady deszczu. Po ponad godzinnej przerwie rywalizacja została wznowiona, jednak było jasne, że kierowcy nie zdążą już przejechać całej długości wyścigu (cała rywalizacja, włączając w to przerwę, może trwać maksymalnie trzy godziny). Gdy zbliżał się koniec wyścigu, komentatorzy wielu stacji telewizyjnych zastanawiali się, czy kierowcy zdołają przejechać choć połowę dystansu. Wedle nowych przepisów, za przejechanie 50-75% wyścigu kierowcy dostają więcej punktów do klasyfikacji generalnej niż w przypadku wcześniejszego zakończenia rywalizacji.

Pierwszy na linię mety wpadł Max Verstappen. Jednak mniej niż 75% dystansu sprawiało, że kierowca Red Bulla nie mógł cieszyć się ze zdobycia pełnej puli punktów – przynajmniej tak myślało wielu. Holendrowi pozostawało cieszenie się ze zwycięstwa w GP Japonii – domowym wyścigu Hondy, partnera Red Bulla. Niedługo po nim finiszował Charles Leclerc (Ferrari) przed trzecim Sergio Perezem (Red Bull). Jednak sędziowie szybko nałożyli na Leclerca karę doliczenia pięciu sekund za ścięcie zakrętu, które popełnił, broniąc się przed Meksykaninem. W tym momencie Leclerc wylądował na trzecim miejscu, co w normalnych warunkach dawałoby Verstappenowi tytuł mistrzowski, ale jeszcze pozostała kwestia tych nieszczęsnych 75% dystansu.

I tu miała miejsce największa niespodzianka. Otóż Międzynarodowa Federacja Samochodowa poinformowała, że za wyścig kierowcy otrzymają pełną pulę punktów. Okazało się, że cały świat Formuły 1 przez wiele miesięcy od wprowadzenia nowych przepisów nie zwrócił uwagę na pewien szczegół. Mianowicie, obowiązywał on tylko w przypadku przerwania wyścigu czerwoną flagą, a w Japonii kierowcy, owszem, nie przejechali pełnego dystansu, jednakże ukończyli go, przejeżdżając obok symbolicznej flagi w biało-czarną szachownicę. W taki oto sposób FIA sprawdziła się jako ta stojąca na straży przepisów, a Max Verstappen o swoim wielkim sukcesie dowiedział się już po zaparkowaniu bolidu.

Szef zespołu Red Bulla, Christian Horner, uważa, że środowisko F1 błędnie ułożyło omawiany przepisy.

Uważam, że popełniliśmy błąd. Uważam, że to był błąd, którego nie zakładaliśmy po zeszłorocznym wyścigu w Spa, a przepisy nie zostały tym sposobem wyprostowane.

Mieliśmy błędne wrażenie, że tylko za pokonanie 75 procent dystansu należą się pełne punkty. Sądziliśmy, że będzie nam brakowało jednego punktu [do mistrzostwa].

Rok temu, kiedy Max Vertappen zdobył swój pierwszy tytuł, okoliczności również były niecodzienne. Choć wówczas sytuacja była zdecydowanie bardziej kontrowersyjna i wśród niektórych budziła wręcz oburzenie. Końcówka wyścig w Abu Dhabi zamieniła się w prawdziwą dramaturgię, kiedy to w ostatniej chwili uprzątnięto rozbity bolid Nicholasa Latifiego i zdecydowano o zjeździe samochodu bezpieczeństwa na jedno okrążenie przed metą. Ówczesny dyrektor wyścigu, Michael Masi, nakazał wyprzedzenie samochodu bezpieczeństwa tylko niektórym zdublowanym kierowcą – tylko tym, którzy dzielili Lewisa Hamiltona i Maxa Verstappena. Holender na ostatnim okrążeniu ostatniego wyścigu sezonu 2021 wyprzedził Hamiltona, odbierając jemu tym samym mistrzostwo świata. Kwestia zgodności decyzji dyrekcji wyścigu z Regulaminem Sportowym wzbudziła niebywałe kontrowersje. Jednak protest złożony przez Mercedesa nie skutkował zmianą wyników wyścigu. Verstappen zdobył tytuł, a przez milczący przez wiele dni Hamilton nie pojawił się na gali kończącej sezon. Z kolei wspomniany Michael Masi zrezygnował z pełnienia swojego stanowiska – decyzja z Abu Dhabi nie była jego pierwszą budzącą kontrowersje.

Kamil Kowalik

Źródła: F1 Dziel Pasję, Świat Wyścigów, Cyrk F1

Czytaj także:

Aleś Bialacki, Memoriał oraz ukraińska organizacja praw człowieka otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla