Prof. Zybertowicz: Tusk nie jest neutralnym autorytetem tylko politykiem uczestniczącym w rozgrywce politycznej

Profesor Andrzej Zybertowicz mówi o powodach nieprzyznania mu tytułu profesora zwyczajnego, problemach w środowisku naukowym, a także o wystąpieniach Tuska i Jażdżewskiego 1 maja na UW.

Prof. Andrzej Zybertowicz o nieprzyznaniu mu tytułu profesora zwyczajnego przez Komisję do Spraw Stopni i Tytułów Naukowych. Dwóch recenzentów wypowiedziało się negatywnie o jego dorobku. Co ciekawe profesorzy, którzy go recenzowali, nie są związani z dziedziną, jaką on reprezentuje:

Nie może być tak, że recenzentami są koledzy opiekuna doktoranta z tej samej uczelni. Według wytycznych centralnej komisji, tej, która właśnie proceduje mój wniosek profesorski, są zalecenia, że nie powinien podejmować się recenzji ktoś, kto jest w konflikcie interesów. Tymczasem już na etapie recenzowania, dwie osoby, które powinny odmówić recenzowania, przyjęły tę recenzję.

Decyzja Komisji wzbudziła sprzeczne reakcje przedstawicieli środowiska naukowego. Wielu sądzi, iż nieprzyznanie tego tytułu wiąże się z poglądami i wypowiedziami prof. Zybertowicza.

Ponadto nasz gość mówi o wystąpieniu Donalda Tuska i Leszka Jażdżewskiego 1 maja na Uniwersytecie Warszawskim. Redaktorowi naczelnemu „Liberté!” według socjologa nie powinno się udostępniać mównicy, gdyż nie ma on takiej rangi publicznej, aby móc występować na uniwersyteckiej katedrze. Krytykuje go przy tym za porównanie swych przeciwników politycznych do „świń”:

Uniwersytety zapraszają osoby pełniące ważną funkcję publiczną, a taką osobą jest Donald Tusk, ale on nie jest neutralny, nie jest żadnym neutralnym autorytetem, choć dla wielu osób jest jakimś autorytetem politycznym i politykiem, który uczestniczy w rozgrywce politycznej. […] Zupełnie niedopuszczalne było udostępnienie trybuny UW panu Leszkowi Jażdżewskiemu. Nie dlatego, że zaatakował Kościół niesprawiedliwie. Tylko z powodu porównania oponentów politycznych do świń. Posłużył się tak zwaną metaforą odczłowieczającą, co tylko dowodzi o jego pogardzie wobec ludzi.

Posłuchaj całej wypowiedzi już teraz!


K.T. / A.M.K.

Resortowe togi – zdarły maskę z wizerunku establishmentu prawniczego. Książka, którą trzeba polecić zwłaszcza prawnikom

Skandaliczna, sensacyjna, rozliczeniowa literatura faktu – słownik prawników w Polsce, którzy mając żenujące życiorysy, stali się utrwalaczami ładu tworzonego po Okrągłym Stole, zwanego III RP.

„Resortowe togi” Macieja Marosza to kolejna pozycja, która wpisuje się w cykl współtworzony przez autora wraz z Dorotą Kanią i Jerzym Targalskim pod znamiennym tytułem „Resortowe dzieci”. To literatura faktu, rozliczeniowa w pełnym tego słowa znaczeniu, która przyczynia się do wyjaśnienia źródeł realiów, z jakimi mamy do czynienia dzisiaj, w tym przypadku w wymiarze sprawiedliwości.

Oddajmy głos samemu autorowi, który w licznych wywiadach podkreślał: „Książka miała za zadanie ukazać prawdziwe korzenie elit prawniczych, które dziś pouczają, czym jest praworządność w demokratycznym państwie prawa. Mówiąc jeszcze bardziej ogólnie, „Resortowe togi” miały zedrzeć maskę z wizerunku establishmentu prawniczego, który odegrał najważniejszą rolę w utrzymaniu tzw. kompromisu okrągłostołowego. To prawnicy okazali się najistotniejszym gwarantem wpływów przeniesionych z komunistycznego państwa. Dziś, zamiast zajmować uprzywilejowaną pozycję, powinni odpowiadać za uniemożliwienie przecięcia więzów z PRL-em. Konkretne osoby tworzyły system prawny III RP i strzegły, by nie został naruszony. Stąd w książce roi się od nazwisk i błyskotliwych karier sędziów Sądu Najwyższego i innych sądów, Trybunału Konstytucyjnego, i ministrów. Kulisami niektórych sędziowskich karier czytelnicy będą mocno zaskoczeni”.

Czy znajdują się w niej treści skandaliczne? Tak, ale nie ze względu na to, że się ukazały, ale dlatego, że bardzo wysokie funkcje zajmują dziś osoby, jak chociażby I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf, które nie mogą wykazać się nieposzlakowaną opinią, konieczną do piastowania takich funkcji.

Jak wynika z ustaleń Marosza, w PRL-u Małgorzata Gersdorf robiła karierę między innymi dzięki matce, zasłużonej PRL-owskiej sędzi, która w czasie stanu wojennego dołączyła do grona sędziów PRL-owskiego SN.  Dlatego nie dziwi zaangażowanie młodej Małgorzaty Gersdorf w budowanie świata zgodnie i we współpracy z PZPR, czy we współpracy z SB? Nie wiadomo, bo nawet jeśli miała kontakty z funkcjonariuszami SB, to będąc aktywnym działaczem młodzieżówki PZPR, tajnym współpracownikiem SB być nie musiała (dlatego może przeszła lustrację). Często takie osoby były oznaczane przez SB jako „kontakt operacyjny” i mimo że donosiły na swoich kolegów, w dziale tajnych współpracowników ich nie znajdziemy.

Wśród wielu nazwisk znajdziemy również byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego sędziego Andrzeja Rzeplińskiego, a także Adama Bodnara, aktualnego Rzecznika Praw Obywatelskich, który ostatnio wsławił się tym, że ujął się za „czyścicielami” kamienic.

Czy w „Resortowych togach” są informacje sensacyjne? Również i na to pytanie trzeba odpowiedzieć twierdząco. Jak dotąd, szczegóły biografii osobistości ze środowiska prawniczego w Polsce opinii publicznej nie były znane, chociaż niejeden historyk dziejów najnowszych, czy nawet wnikliwy obserwator, wiele miałby na ten temat do powiedzenia.

Książka nie jest opracowaniem historycznym pod żadnym względem, mimo że jest opatrzona wieloma przypisami i indeksem nazwisk. Być może opracowanie w tonacji publicystycznej nadaje tej książce lekkości i sprawia, że można ją czytać zarówno wyrywkowo, niczym słownik co bardziej żenujących życiorysów prawniczych w Polsce, jak i cięgiem, od deski do deski.

Zapewne dla wielu, którzy nie interesowali się historią elit tworzących III RP, tak jak chciały tego osoby strojące się w piórka autorytetów prawnych, a przede wszystkim moralnych, książka ta będzie szokiem. Ignoranci ci po lekturze „Resortowych tog” mogą doznać swego rodzaju wstrząsu, bo pławiąc się w tym towarzystwie, mogą nagle dojść do jakże przykrej konstatacji, że pławią się w szambie.

Książka warta jest przeczytania i tak jak „Resortowe dzieci”, „Resortowi politycy” czy „Resortowe media” powinna stać na półce każdego dziennikarza jako swego rodzaju kompendium wiedzy na temat elit tworzących III RP. Osobiście szczególnie ją polecam  wszystkim prawnikom.

Monika Rotulska