Grabowscy o firmie Alpinex Fall Protection: Udało nam się coś zbudować

Leszek i Monika Grabowscy o tym, czemu słuchają Radia WNET, czym się zajmuje i gdzie działa ich firma i za czemu najlepiej czują się w swej rodzinnej Pile.

Radio WNET to miejsce i przestrzeń, gdzie można posłuchać właściwych treści, zbalansowanych opinii. Jest to źródło dobrych, treściwych i rzetelnych informacji.

Lech i Monika Grabowscy, których od dawna budzi rano Radio WNET, mówią jakim zaskoczeniem było dla nich to, że nadaje ono dzisiaj z Piły, gdzie znajduje się siedziba ich firmy — Alpinex Fall Protection.

Zajmujemy się ochroną pracy na wysokości, szkolimy, robimy audyty. Centrum dowodzenia mamy w Pile. Pozwala nam to rozwijać od Białegostoku do Jeleniej Góry i od Świnoujścia po Ustrzyki Dolne.

To czy dzisiaj w Polsce łatwo jest prowadzić biznes, zależy w znacznej mierze od tego, o jakiej branży mówimy.

Odwrócony VAT to moim zdaniem słuszne rozwiązanie. Pozwala to uniknąć niepotrzebnych wydatków związanych z podwykonawstwem.

Przedsiębiorcy komentują zmiany wprowadzone w ramach tzw. dobrej zmiany. Jak mówi Leszek Grabowski „widać zakres inwestycji”.

Piła to dobre miejsce do życia.

Małżeństwo należy do rodowitych mieszkańców Piły. „W jakimkolwiek stronę się nie udamy mamy przyrodę, zieleń, lasy” mówi przedsiębiorca, jak dodaje jego żona, również jeziora.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

 

Przedsiębiorcy nie oczekują od jakiegokolwiek rządu, żeby im cokolwiek dał. Chcą jedynie, żeby im jak najmniej zabrał

Bez głosów przedsiębiorców obóz Dobrej Zmiany wygra za mało, żeby uzyskać większość konstytucyjną i wreszcie zmienić państwo-wydmuszkę, tzw. III RP, w państwo prawdziwe, w Rzeczpospolitą IV.

Jan A. Kowalski

Hallo! Obozie Zjednoczonej Prawicy, czy ktoś mnie słyszy?!

Refleksje przed jesiennymi wyborami

Strasznie mnie wkurzył minister Sasin swoją frywolną wypowiedzią o podwyżce składki ZUS dla przedsiębiorców do 1500 zł co miesiąc od stycznia 2020 roku. Są wskaźniki, procedury i wytyczne, i on, bidny minister, nic na to poradzić nie może. Może i bidulek nie może, ale może znajdzie się jednak w sztabie PiS ktoś mądrzejszy, kto zrozumie, że te głupie wskaźniki, procedury i wytyczne niszczą polską przedsiębiorczość. I na pewno nie przydadzą głosów Obozowi Dobrej Zmiany w czasie nieodległych wyborów parlamentarnych ze środowiska drobnych przedsiębiorców. Trzech milionów głosów wraz z żonami (lub mężami).

O medialnym szoł sprzed roku pn. Konstytucja dla Biznesu nikt już chyba nie pamięta. A najmniej zdaje się o tym pamiętać środowisko (socjalistycznej) Zjednoczonej Prawicy.

Ale bez głosów przedsiębiorców, bez ich co najmniej 50-procentowego poparcia, obóz Dobrej Zmiany wygra za mało. Za mało, żeby uzyskać większość konstytucyjną i wreszcie zmienić państwo-wydmuszkę, tzw. III RP, w państwo prawdziwe, w Rzeczpospolitą IV.

Głos ministra Sasina nie jest jedyny na przestrzeni ostatnich lat. Kilka lat temu na zjeździe Klubów Gazety Polskiej sam Jarosław Kaczyński wyznał z porażającą szczerością, że „tak to już jest, proszę Państwa, że przedsiębiorcy na nas nie głosują”. Dlatego dochodzę do wniosku, że w Prawie i Sprawiedliwości nikt nie rozumie podstawowego problemu przedsiębiorców. Tego, dlaczego popierają taką, a nie inną partię. Jest to na tyle smutne dla mnie, przedsiębiorcy i wyborcy PiS-u w ostatnich wyborach, że spróbuję ten problem poniżej rozwikłać. Dla dobra Polski, Prawa i Sprawiedliwości i przedsiębiorców, rzecz jasna.

Po pierwsze, przedsiębiorcy nie oczekują od jakiegokolwiek rządu, żeby im cokolwiek dał. Chcą jedynie, żeby im jak najmniej zabrał, nie marnował ich czasu na bzdury i maksymalnie upraszczał możliwość prowadzenia biznesu.

Zarabiać pieniądze chcą sami i nie potrzebują do tego pomocy rządu. Przedsiębiorcy są inaczej ułożeni mentalnie niż grupy społeczne oczekujące rządowej pomocy lub bezpośrednio czy pośrednio przez rząd zatrudniane.

Po drugie, przedsiębiorcy cenią konkret, czyli takie rozwiązania rządowe, które przyczyniają się do ułatwienia w zarabianiu przez nich pieniędzy = w rozwoju ich przedsięwzięć. Dlatego z przymrużeniem oka patrzą na polityczne bicie piany i unikają doktrynalnych i ideologicznych sporów. A cenią tych polityków, którzy dokonali rzeczywistej zmiany. To dlatego Leszek Miller, premier SLD-owskiego rządu, na zawsze pozostanie w ich i mojej pamięci. Jako ten, który umożliwił im zbudowanie jakiegokolwiek kapitału poprzez wprowadzenie podatku liniowego w wysokości 19%. Przed tą decyzją, żeby uratować wypracowany dochód swoich firm przed podatkiem 40%, przedsiębiorcy dokonywali kreatywnych cudów organizacyjnych – tak to eufemicznie nazwijmy. Kto nie jest przedsiębiorcą, nie zrozumie, ale przedsiębiorcy tamtych czasów ze zrozumieniem nie będą mieli większych problemów. Dlatego, za tę decyzję, cześć i chwała Leszkowi Millerowi!

Pisałem już wielokrotnie o tym, co rząd może i powinien (od)dać przedsiębiorcom, żeby zyskać ich poparcie. Dwie rzeczy.

Pierwsza to obniżenie kosztów pracy do poziomu obowiązującego w Wielkiej Brytanii – 13, a nie 50% od pensji pracowniczej. Wraz z obniżką o połowę za zatrudnienie wdów i rozwódek. Tak drastyczna różnica uniemożliwia polskim przedsiębiorcom uczciwe i skuteczne konkurowanie na globalnym rynku. Druga to odejście od obowiązku płacenia ZUS od pierwszego dnia działalności bez pytania o zysk. Obecne biurewskie rozwiązania połowiczne dla rozpoczynających działalność są korzystne chyba tylko dla biurw. Bo zwiększają na nie popyt w państwowych urzędach.

Tu proponuję, również na wzór Anglii, zaczekać, aż przedsiębiorca osiągnie dochód w wysokości 40/50 tysięcy złotych i dopiero wtedy obciążyć go kosztami ubezpieczenia społecznego.

I na rozwiązanie tych dwóch kwestii przez Obóz Dobrej Zmiany jeszcze przed wyborami czekam, najpóźniej do połowy września. Czekam na prawdziwą propozycję dla przedsiębiorców, a nie na jakiś kolejny medialny szoł wizerunkowy. Po którym wszyscy nie-przedsiębiorcy będą opowiadać, jak dużo rząd Prawa i Sprawiedliwości robi dla przedsiębiorców. A przedsiębiorców będzie kolejny raz szlag trafiał z powodu idiotycznych utrudnień i kłód rzucanych pod nogi przez „nasz” prawicowy i patriotyczny rząd.

A głos każdy z nas, przedsiębiorców, ma przecież tylko jeden. Ale po zsumowaniu tych głosów może być jakieś 3 miliony.

Hallo! Obozie Zjednoczonej Prawicy, czy ktoś mnie słyszy?!

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Hallo! Obozie Zjednoczonej Prawicy! Czy ktoś mnie słyszy?” znajduje się na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Hallo! Obozie Zjednoczonej Prawicy! Czy ktoś mnie słyszy?” na s. 2 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Skoro tak pięknie Polska się rozwija, to dlaczego przedsiębiorcy płaczą?/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Zanim nie jest za późno, apeluję do Prawa i Sprawiedliwości o opamiętanie się. A apeluję bez owijania w bawełnę, bo nie chcę, żeby zrujnowane państwo polskie znowu opanowała patologia polityczna.

Zanim to wyjaśnię, najpierw – jak przystało na przedsiębiorcę – parę dat i liczb, od roku 2000 począwszy, kiedy uruchomiłem swoją małą firmę produkcyjną. Ponieważ jesteśmy częścią gospodarki globalnej, obok polskich złotych dodam też równowartość w USD, walucie naszego najlepszego światowego sojusznika.

W roku 2000 płaciłem 550 zł ZUS miesięcznie (= 122 USD), pracownik kosztował mnie 900 zł (= 200 USD), jeden średni produkt sprzedawałem za 4,50 zł netto (= 1 USD). Dla kontrastu, w roku 2019 płacę 1320 zł ZUS (= 350 USD), pracownik kosztuje mnie 2700 zł (= 710 USD), jeden średni produkt sprzedaję za 6,00 zł netto (= 1,60 USD).

Reasumując, przy średnim zatrudnieniu 20 osób koszt rocznego utrzymania pracowników mojej firmy wzrósł z 48 000 dolarów w roku 2000 do 170 000 dolarów w roku 2019. 3,5-krotny wzrost kosztów. Licząc nie w złotówkach, ale w walucie światowej.

A teraz przejdźmy płynnie do tu i teraz. Czyli do zagadnienia: skąd rząd czerpie pieniądze na swoje ambitne programy socjalne, te wszystkie 500+. Nasz superpremier Mateusz zapewnił ostatnio, że wie, jak to wszystko sfinansować, wymieniając bez mrugnięcia okiem likwidację rajów podatkowych dla wielkich korporacji. My jednak zmrużmy jedno oko; jeśli nasz rząd nie ściągnął przez te 4 lata ani złotówki ze słynnego podatku od sklepów wielkopowierzchniowych, to jak teraz zamierza zlikwidować raje podatkowe? Panie Premierze, nie przerasta to Pana kompetencji?

Nie nabierając się zatem na farmazony, poszukajmy prawdziwego źródła tych „rządowych” pieniędzy. A tropem niech nam będzie zapowiedź podwyżki minimalnego wynagrodzenia pracowniczego do kwoty 2450 zł brutto (1774 zł dla pracownika na rękę), co dla mnie stanowi koszt prawie 3000 zł. Drugi trop to wzrost ZUS dla przedsiębiorców do 1500 zł i minimalny pracowniczy do 1030 zł (z 950). I ostatni, żebyście zrozumieli, dlaczego rząd tak ochoczo podnosi płacę minimalną, wyprzedzając czasem oczekiwania związków zawodowych. Otóż każdy wzrost płacy minimalnej pracownika skutkuje automatycznym haraczem płaconym państwu. Wzrost wynagrodzenia minimalnego z 1290 zł na rękę w roku 2015 do 1634 zł w roku 2019 (zatem o 340 zł) kosztował pracodawcę dodatkowo 200 zł miesięcznego haraczu dla państwa.

To może policzmy. 14 milionów pracowników (rządowych nie liczę) x 2400 zł (200 x 12 m-cy) = 33 miliardy 600 milionów złotych w ciągu ostatnich czterech lat.

A co nasz rząd szykuje na rok 2020? Wzrost płacy minimalnej brutto do 2450 zł (1774 na rękę) i dodatkowy haracz dla siebie w wysokości 60 zł. I wzrost ZUS dla 1 mln 600 tys. przedsiębiorców do 1500 zł z 1320, a pracowniczy z 950 zł do 1030 zł.

Zsumujmy, co powyżej. Haracz pracodawców od 14 mln pracowników to 14 mln x 720 zł (60 zł x 12 m-cy) = 10 mld złotych. Ok. 5 mld to wzrost wpływów podatkowych od zatrudnionych. I jeszcze 3 mld złotych z tytułu wzrostu składki ZUS dla przedsiębiorców. Razem dodatkowe 18 mld złotych za rok 2020 dla rządu na ambitne projekty socjalne.

Mam nadzieję, że doszliśmy do takich samych wniosków. To z haraczu ściąganego od przedsiębiorców Obóz Dobrej Zmiany finansuje wszystkie 500+, chociaż w odróżnieniu od likwidacji luki VAT-owskiej wcale o tym nie wspomina. Dlatego nie dziwcie się przedsiębiorcom, że płaczą. A jak już głosują na Prawo i Sprawiedliwość, jak zdarza się to piszącemu, to jedynie dlatego, że to aktualnie najmniej zła dla Polski możliwa opcja.

Nie dziwcie się jednak przedsiębiorcom, tym mniej wyrobionym politycznie, że na takie zarządzanie Polską nie chcą głosować. Systematyczne i drastyczne w ostatnich latach zwiększanie ich obciążeń względem budżetu zagraża bezpośrednio ich fizycznemu bytowi. Pośrednie podrożenie polskiej produkcji, co przedstawiłem na wstępie, powoduje też utratę konkurencyjności względem firm zagranicznych. A jeśli upadną polskie firmy, te najmniejsze, małe i średnie, to upadnie też polska gospodarka. A wtedy już nie będzie miał kto finansować ambitnych programów socjalnych, dzięki którym Obóz Dobrej Zmiany sprawuje samodzielne rządy.

Dlatego, zanim nie jest za późno, apeluję do Prawa i Sprawiedliwości o opamiętanie się. W taki sposób, z haraczem opartym na absurdalnych wskaźnikach procentowych, które niszczą polskich przedsiębiorców i polską gospodarkę, skończycie jak prezydent Brazylii Lula da Silva. A apeluję bez owijania w bawełnę, bo nie chcę, żeby zrujnowane państwo polskie znowu opanowała patologia polityczna 🙁

Polska potrzebuje drastycznej zmiany myślenia i zarządzania. Wprowadzenie jako zasady nie 500 +, lecz 500 -. Ale o tym następnym razem.

Jan A. Kowalski

Długi marsz w kierunku V Rzeczypospolitej (10). Polska musi się nam opłacać!/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Czas skończyć z sytuacją, w której przedsiębiorcę karze się haraczem jeszcze przed zarobieniem jakiejkolwiek złotówki. A politycy rozwalają wypracowywane przez nas pieniądze, jakby brały się z brudu.

Tydzień temu opisałem, dla kogo opłacalny był system Okrągłego Stołu (1989–2015). I dla kogo był wyjątkowo nieopłacalny – dla 90% polskiego narodu. I w całości dla państwa, czyli struktury organizacyjnej mającej pomyślność Polakom gwarantować. Pomyślność wewnętrzną i zewnętrzną. To, co niepokoi mnie po roku 2015, po podwójnym zwycięstwie Obozu Dobrej Zmiany, to brak zerwania mentalnego z tym nieludzkim systemem. I brak próby przebudowy państwa z opresyjnego (przeciwko obywatelom) na obywatelskie (przez obywateli). Tak jakby III RP była „tak”, a tylko wypaczenia „nie”. Tak jakby wystarczyło system oczyścić z patologii lat 2007–2015 i wszystko będzie się kręcić w dobrym rytmie.

Parę lat temu naiwnie podejrzewałem, że może to tylko narracja w wydaniu polityków Dobrej Zmiany. Wyidealizowany obraz Polski ku pokrzepieniu serc mało wyrobionego politycznie narodu; po co go przestraszać. A swoje Prawo i Sprawiedliwość dobrze wie i zrobi.

Niestety zaraz skończy się I kadencja, a pomysłu na nowe państwo nawet nie widać. Jedyny pomysł dotyczy wygrania II kadencji, kolejnych 4 lat. I sprowadza się do rozbudowy własnego elektoratu socjalnego i rozbudowy do jego obsługi własnego zaplecza urzędniczo-biurokratycznego.

Co jest nie tylko lekkomyślne, ale i przerażające. Bo takie ukształtowanie społeczeństwa polskiego ogromnie utrudni, jeśli nie uniemożliwi, budowę państwa opłacalnego dla wszystkich Polaków.

Stara zasada głosi, że jeżeli jesteś biedny, to nie masz wyjścia – musisz być uczciwy i pracowity, by osiągnąć sukces. Szkoda, że ta zasada nie obowiązuje w Polsce. Bo w Polsce uczciwość i pracowitość nie wystarczają do wyjścia ze stanu ubóstwa. I to musimy zmienić poprzez zmianę sposobu zarządzania państwem. Ale żeby wynaleźć najlepszy sposób zarządzania państwem (dla biednych, ale pracowitych i uczciwych), najpierw musimy zadać najbardziej podstawowe pytanie: komu Polska musi się najbardziej opłacać? Już odpowiadam: Polska najbardziej musi być opłacalna dla osób, które najbardziej tworzą polskie bogactwo narodowe. Nie musimy ich szukać ze świecą. Ludźmi, którzy tworzą dobrobyt polskiego narodu, są polscy przedsiębiorcy. Prywatni polscy przedsiębiorcy – mali, średni i duzi. Oczywiście uczciwi i nie podpięci pod jakikolwiek partyjno-urzędniczy układ. W naszym myśleniu o sprawnym i zamożnym państwie uwzględnienie ich interesu musi być oczywiste i podstawowe.

75% wszystkich zatrudnionych w gospodarce i 55% polskiego PKB to wynik, którego nie można dłużej lekceważyć i tuszować byle jakim makijażem.

Tu nie chodzi o jakieś kosmetyczne ułatwienia tego czy innego rządu. O fantastyczny pijar, który ładnie sprzedaje się w tiwi, a z którego nic nie wynika. O łaskawe uznanie, że prywatny przedsiębiorca nie jest przestępcą i powinien mieć prawa przysługujące nawet bezrobotnym, co uznała wreszcie słynna Konstytucja Biznesu.

Chodzi o kompletną zmianę obecnej hierarchii społecznej i struktury państwowej. To nie politycy i ich koledzy urzędnicy, ale przedsiębiorcy muszą zostać uznani za osoby najważniejsze w państwie. I wychodząc właśnie z takiego założenia, musimy zaprojektować nowe państwo polskie. Nie partyjne, nie urzędnicze, ale przedsiębiorcze.

Projekt takiego państwa nakreśliłem w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Tu, w bieżącym tekście, piszę jedynie o opłacalności. O opłacalności dla każdego Polaka (uczciwego i pracowitego). Księgowi nie tworzą bogactwa, oni je tylko liczą. Politycy nie tworzą bogactwa, oni je tylko wykorzystują, często źle. Dlatego uczciwy i pracowity naród, choć chwilowo jeszcze biedny, jeżeli chce osiągnąć dobrobyt, nie może za dużo wydawać na księgowych/urzędników i polityków. Musi postawić na uczciwość, pracowitość, zaradność (=przedsiębiorczość) i oszczędność. Każde rozwiązanie prawne i każda niezbędna struktura państwowa musi być temu podporządkowana. A wręcz zbudowana według powyższych zasad. Tylko w ten sposób jako indywidualności i jako zbiorowość zebrana w jednym państwie możemy się rozwinąć i obronić. (O obronie następnym razem.)

Żeby nie zostać źle zrozumianym, wyjaśnienie. Przedsiębiorcy nie mają być świętymi krowami lub jakimiś nadludźmi i nie podlegać ogólnym prawom. Przeciwnie, muszą podlegać tym samym prawom, co ich pracownicy.

Bo dobrobyt możemy zbudować tylko wspólnie. Dzięki przedsiębiorczości będziemy mogli zagospodarować pracowitość i uczciwość. I po dodaniu oszczędności zbudować pomyślność narodu i państwa polskiego.

Nikt nam tego nie podaruje. Nie podarują nam Niemcy, Rosjanie, Amerykanie, Żydzi, a nawet Czesi. Musimy tego dokonać sami, póki jeszcze mamy na to czas. Czas skończyć z sytuacją, w której przedsiębiorcę karze się haraczem jeszcze przed zarobieniem jakiejkolwiek złotówki. I karze się haraczem za zatrudnienie pracownika. To przecież jakiś czarny bantustan; tak tylko dla ekspresji piszę, bo pewnie w czarnym bantustanie jest pod tym względem lepiej. A politycy rozwalają wypracowywane przez nas pieniądze, jakby brały się z brudu.

Polska ma dwa bogactwa narodowe. Węgiel, o czym w środowym Poranku przypomniał Krzysztof Skowroński. I przedsiębiorczość, którą pozwalamy politykom systemowo niszczyć. Również tym, którzy z miodem na ustach zapewniają o walce z systemem Okrągłego Stołu. A w rzeczywistości wzmacniają go i konserwują na wieki. Dla własnej korzyści, a naszej nędzy.

Jan A. Kowalski

PS Rząd ogłosił sukces: w roku 2018 zadłużył nas tylko o 10 miliardów złotych, a mógł o 40 🙁

Długi marsz w kierunku V Rzeczypospolitej (4). Proszę, nie obniżajcie mi podatków!/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Obniżenie stawek ubezpieczenia społecznego wzmocni konkurencyjność polskich przedsiębiorców w globalnej gospodarce. A to przełoży się automatycznie na poprawę kondycji narodu i państwa polskiego.

Harce rozpoczął szef klubu Platformy Obywatelskiej Sławomir Neumann, zapowiadając najpierw obniżkę naszych osobistych podatków z 18% na 10% i z 32% na 24%. A potem obiecując raj dla każdego. Pławienie się w luksusie ma jednak swoją cenę – najpierw PO musi znowu rządzić. Pomożecie? J

Potem, nie chcąc chyba wypaść z dynamiki medialnej, minister Gowin sam siebie za uszy wyciągnął z kapelusza. I przemówił, wieszcząc tajemniczo obniżkę podatków. Tym razem dla klasy średniej; znaczy się dla mnie. Aż gęsiej skórki dostałem z emocji. Bo parę dni wcześniej dowiedziałem się, że 150 zł miesięcznie więcej będzie mnie kosztował każdy pracownik w nowym 2019 roku. Z czego on sam dostanie 100, a bezdenny skarb państwa 50 złotych.

Czekając zatem na zapowiedziane obniżki, jakie w roku 2019 mają być ogłoszone ustami samego premiera, apeluję: obozie Dobrej Zmiany, premierze Mateuszu Morawiecki, proszę, nie obniżajcie mi podatków! Państwa polskiego nie stać na to. Bo przecież nie należymy jeszcze do grona 18 państw europejskich, które zanotują za rok 2018 nadwyżkę budżetową. Chociaż jesteśmy gospodarczym tygrysem Europy i mało kto może nam dorównać. A jak jeszcze naprężymy muskuły, to klękajcie narody!

Tak, wiem, za chwilę będą wybory i trzeba ciemnemu ludowi coś obiecać, żeby wygrać. A potem, po kolejnych trzech latach kolejnej kadencji przyznać, że nie wszystko się udało, ale w trakcie następnej to już na pewno się uda. Jednak czy ciemny lud przedsiębiorczy da się nabrać i gremialnie odda głos na obóz Dobrej Zmiany? Wątpię. O tym, że nie da się już nabrać na jakiekolwiek zapewnienia PO, chyba nie muszę przypominać.

Apeluję zatem o coś innego, chociaż kawał ze mnie kapitalistycznego krwiopijcy: o sprawiedliwość społeczną dla grup wykluczonych. Bo wykluczenie społeczne rodzi patologię. Dlatego, co łatwo sprawdzić, nigdy nie opowiadałem się przeciwko programowi 500+. Wręcz przeciwnie. A teraz apeluję o rozszerzenie tej sprawdzonej formuły na inne grupy społecznie wykluczone. Na 2 miliony nie-zatrudnionych i nie-bezrobotnych, żyjących w szarej strefie. I na 2,5 miliona emigrantów za chlebem. O obu tych grupach pisałem w poprzednim odcinku.

Podałem też przepis na ponowne włączenie ich w krwiobieg polskiego życia gospodarczego i społecznego. Na dodatek, w odróżnieniu od 500+, sposób ten nie tylko nie będzie generował kosztów, ale przeciwnie – zapewni policzalne zyski dla skarbu państwa. A co najważniejsze, zapewni Polsce przewagę konkurencyjną w globalnej gospodarce. Jedyną policzalną stratą w tej operacji będzie strata 1,5 miliona nikomu niepotrzebnych biurokratycznych etatów. Oby więcej takich strat. W efekcie obniżymy o 150 miliardów złotych sztywne wydatki budżetu państwa na rzecz obniżenia o tyle samo kosztów pracy. Zatem bilans wyjdzie na zero. Ale tym samym 150 miliardów złotych trafi bezpośrednio do rąk pracowników (75 miliardów) i do rąk przedsiębiorców (też 75 miliardów).

Tak ogromne wzbogacenie polskiego społeczeństwa może zaowocować jedynie wzrostem zamożności pracowników. Dzięki czemu oszczędności nas wszystkich wreszcie, wzorem Czechów, będą większe niż nasze długi. Bo na razie to oni są na 10% plusie, a my na takim samym minusie. Obniżenie stawek ubezpieczenia społecznego, czyli kosztów pracy, wzmocni pozycję konkurencyjną polskich przedsiębiorców w globalnej gospodarce. A to przełoży się, niejako z automatu, na poprawę kondycji narodu i państwa polskiego.

Dokona się zarazem rzeczywista reforma zwichniętej obecnie struktury polskiego zatrudnienia, która nie pozwala nam na wyjście ze sfery ubóstwa. I gwarantuje nam jedynie 47 lat na dogonienie Niemców, pod warunkiem, że będą stali w miejscu.

Policzmy zatem: możemy mieć 21 milionów efektywnych pracowników na 40 milionów Polaków (dodałem reemigrantów). Ze wskaźnikiem zatrudnienia przekraczającym 80% (obecnie 67,5% dla grupy wiekowej 20–64 l.) wyprzedzimy nie tylko Czechów (75%), ale też Niemców (77%) i Szwedów (79,8%). Tym samym zostanie utworzona najbardziej stabilna i pewna rezerwa narodowego potencjału. Dzięki tej rezerwie będziemy mogli dokonać gruntownej przebudowy polskiego państwa, od likwidacji ZUS zaczynając. A wszystko to nie za jakieś unijne, ale za zarobione przez siebie samych pieniądze.

I może będziemy też mogli w końcu obniżyć podatki. Nie tylko w formie beztroskiej zapowiedzi i nie tylko w roku wyborczym. Ale o tym już następnym razem.

Jan A. Kowalski

PS Moi Drodzy, nie dajmy się zwariować w ciężkim od obietnic 2019 roku. Zatem odporności i zdrowia na ten nadchodzący rok życzę.

Dlaczego w bogatych krajach Europy Zachodniej zarabia się 4 razy więcej niż u nas? Powód 21. / Felieton sobotni

To nie dlatego płacimy tak wysoki haracz od przedsiębiorczości, że jesteśmy biedni. To przez ten haracz jesteśmy tak biedni. I jeśli tego nie zmienimy, zginiemy jako podmiotowa państwowość.

Kilka razy śmierć zaglądała mi w oczy, gdy zjeżdżałem najdłuższym na świecie torem saneczkowym, położonym w Muszynie-Złockiem. Może dlatego, że o połowę ode mnie młodszy Łukasz Jankowski z Radia WNET namówił mnie na jazdę bez hamulca. Nie minęło jeszcze czasu na tyle dużo, raptem tydzień, żebym wspominał to jako wspaniałą przygodę.

Przeżyłem, co zrozumiałem dopiero na dole. Dlatego chwilę później mogłem zupełnie szczerze wyznać Ryszardowi Florkowi, że tor jest prawie nie z tej ziemi. To właśnie on, właściciel Fakro i założyciel fundacji Pomyśl o Przyszłości, zapewnił nam (dziennikarzom i przedsiębiorcom) taki niedzielny odjazd od codziennych problemów nękających Polskę i przedsiębiorców.

Bo problemom poświęcono całe sobotnie popołudnie. Oczywiście, że najbardziej interesująca była kolacja, chociaż w Poście nie piję.

Stojąc w kółku z wielkimi polskimi przedsiębiorcami (oczywiście udawałem dziennikarza): Ryszardem Florkiem, Pawłem Szataniakiem – właścicielem Wieltonu i Andrzejem Wiśniowskim, tym od drzwi i bram, poczułem coś w rodzaju współczucia. Tym razem nie kpię. Uświadomiłem sobie bowiem, że moje problemy przedsiębiorcy 20-osobowego są niczym w porównaniu z ich problemami. 3000, 2000 i 1500. Tylu pracowników zatrudniają wyżej wymienieni.

Gdy tylko nadarzyła się okazja, pamiętając o moich osobistych obliczeniach sprzed tygodnia, zacząłem mnożyć na kalkulatorze, o ile oni wydali za dużo. I co mi wyszło? Ryszard Florek w ciągu jednego roku zapłacił o 36 milionów, Paweł Szataniak o 24 miliony, a najskromniejszy, Wiśniowski, o 18 milionów złotych polskich więcej, niż gdybyśmy żyli w Anglii. 78 milionów złotych odebrane trzem polskim przedsiębiorcom zasiliło czarną dziurę budżetu państwa polskiego.

Już słyszę ten wrzask zakłamanych ekonomistów na usługach III RP, że przecież nie żyjemy w Anglii. Zatem uściślam: gdybyśmy żyli w II RP, albo nawet w PRL do 1952 roku, składki na ubezpieczenia społeczne od pracowników wyniosłyby średnio 15% pensji, jedynie o 3% więcej niż w Anglii. Zatem zamiast 78 milionów, zostałoby tym trzem przedsiębiorcom milionów 73. Do wykorzystania od zaraz na rozwój firmy lub podwyżki płac.

W warunkach ucieczki Polaków za granicę założę się, że co najmniej połowa tych zaoszczędzonych środków trafiłaby wprost do rąk pracowników. Czy nie na tym powinna polegać nowa umowa społeczna pomiędzy pracownikami a pracodawcami?

W ten nieco zagmatwany sposób dotarliśmy wreszcie do Powodu 21. To ostatni z powodów w opracowaniu noszącym nieprzypadkowo identyczną nazwę jak tytuł dzisiejszego tekstu. W 20 wcześniejszych, zawartych w tej broszurze, sygnowanej przez fundację Ryszarda Florka, poruszonych jest mnóstwo wątków zasługujących na komentarz. I na pewno na taki komentarz odważę się niebawem. Powód 21. nosi podtytuł: Marnotrawstwo potencjału i pieniędzy naszej państwowej wspólnoty. I w zasadzie w warstwie graficznej sprowadza się do przedrukowanej tabelki, odzwierciedlającej wzrost zatrudnienia w administracji państwowej od 1989 do 2012 roku. Tabelki przedstawiającej zakłamane oficjalne dane.

Do napisania tego ostatniego rozdziału, 21. powodu, zachęcają sami autorzy dzieła. Chyba nie chcąc się wypowiadać osobiście. Jest to zrozumiałe, skoro w naszym zbiurokratyzowanym państwie każdy z nich co jakiś czas, raczej często, musi spotykać się z urzędnikami wysokiego szczebla administracji państwowej. Ponieważ jako mały przedsiębiorca nie potykam się o żaden wysoki szczebel, mogę sobie pozwolić na szczerość zamiast owijać w bawełnę:

1.      To złe zarządzanie państwem polskim jest źródłem wszelkich nieszczęść dotykających naszą wspólnotę narodową i państwową.
2.      To przez złe zarządzanie, przeregulowanie i zbiurokratyzowanie życia społecznego ponosimy tak wysokie koszty jakiejkolwiek aktywności.
3.      To nie dlatego płacimy tak wysoki haracz od przedsiębiorczości, że jesteśmy biedni. To przez ten haracz jesteśmy tak biedni.
4.      I jeśli tego nie zmienimy, zginiemy. Nie jako ludzie, ale jako podmiotowa państwowość. Może pod kolejnym zaborem lub trwałą dominacją rozwiniemy się gospodarczo, społecznie i świadomi narodowo. I utworzymy kolejne państwo polskie, takie, które będzie miało szansę przetrwać, bo obecne nie ma na to najmniejszych szans.
5.      Wybór należy do nas: przedsiębiorców, pracowników, dziennikarzy – do Polaków. Może jednak napiszemy wspólnie rozdział 21. Ale napiszemy do końca, nie zatrzymując się jedynie na powodzie biedy i upadku naszej ojczyzny za sprawą fatalnej struktury państwa.

Napiszmy zatem ostatni rozdział, rozdział 22. Niech nosi tytuł: Przyczyny rozkwitu Polski w wieku XXI. Z wielką chęcią napisałbym nie tylko rozdział, ale całą dużą księgę pod takim tytułem. Nawet jako pomniejszy współautor, nie ujęty w redakcyjnej stopce.

Jan Kowalski